Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 07/01/14 we wszystkich miejscach

  1. Lubię fiki o podmieńcach, które nie podążają zwykłym schematem „X to podmieniec”. Bardzo fajnie przedstawiłeś świat zwyczajnej wioski (która to oczywiście skrywała pewien sekrecik, bo bez tego przecież nie byłoby fika ). Postać żebraka od pierwszych słów była odpychająca za każdym razem, jak sobie go wyobrażałem, więc plus za kreację ci się należy jak nic. Najmocniejszą stroną było zakończenie, pisane z perspektywy, którą rzadko się widuje w tekstach. No i nie mogłem się powstrzymać widząc tak zacną rywalizację
    5 points
  2. SPOILERY. Tym, co mnie tu przygnało, nie był tym razem ani nick autora, ani tagi, ani tytuł, lecz… tłumaczenie piosenki zawarte w opowiadaniu. Na początek może powiem, że utwór, którym się inspirowałeś, jest świetny. Ma genialny, mroczny klimat i jeszcze ten ascetyczny podkład… Coś wspaniałego. Czy udało ci się oddać tę atmosferę w tekście? Trudne pytanie. Moim zdaniem nie do końca. Nie chcę powtarzać po moich przedmówcach – zgadzam się co do stylu, że jest niezły, ale nie twój najlepszy. W ogóle zafundowałeś czytelnikom niezły kontrast – wiem, że nie piszesz samych komedii, ale ja jestem leniem śmierdzącym i tylko z tego typu fików cię znam . Dlatego tematyka mnie… zaintrygowała. Zawsze znajdzie się w twoim tekście cytat, który muszę przytoczyć. Tym razem jest to: Śmierdzący żebrak zakłócający utopię… Jakie to wymowne. Postać żebraka podobała mi się niezmiernie. Jest po prostu fenomenalny. Ludzie boją się takich postaci – nie chcą mieć bohatera brzydkiego, cuchnącego i obleśnego. Nie chcą, by ich postać żyła w brudzie, by inni odwracali się od niej ze wstrętem. Rozumiem to i tym bardziej doceniam, że zdecydowałeś się jednak taką osobę w opowiadaniu umieścić. Fabuła jest prosta, ale dobra. Faktycznie udało ci się ją nieźle rozrysować na małej liczbie stron. Mnie, w przeciwieństwie do Albericha, ostatni fragment nie przypadł do gustu. Nie chodzi bynajmniej o jego „moc” lub „nie-moc”, bo nie mogę zaprzeczyć, że ma coś w sobie… Ale uczynienie postacią przewodnią maleńkiego dziecka nie było według mnie dobrym posunięciem. Gdyby dziecko było nieco starsze… Po prostu nie potrafiłam wczuć się w jego sytuację ze świadomością, że taki maluch jeszcze niewiele rozumie i te akapity pisane ręką dorosłego zwyczajnie do niego nie pasują. Ja to zrozumiałam tak, że Minsterele to tacy niechlubni wybrańcy changelingów, którzy mają za zadanie służyć im poprzez pomoc w zdobyciu pożywienia i pozbyciu się „resztek”, a jednocześnie pełnią funkcję, hmm, bardów? heroldów? – ostrzegając mieszkańców przed niebezpieczeństwem. Ponieważ jednak wybrańcy są zawsze „specyficzni”, nikt ich zapewnień nie bierze na poważnie, co pozwala changelingom żyć w dobrobycie i czystości sumienia. Nie wydaje ci się. To tłumaczenie jest kiepskie, Nicz. Przez niezastosowanie się do długości poszczególnych wersów i wstawianie z uporem maniaka wyrazów kilkusylabowych w miejsce, gdzie powinien być wyraz jednosylabowy, straciłeś całą magię pierwowzoru. Nie mówiąc już o tym, że ciężko to zaśpiewać. Podoba mi się za to ostatnia linijka, która ani w wersji Dolara, ani w wersji Albericha nie jest taka mocna. Niestety, tłumaczenie piosenek to zajęcie niewdzięczne i przynoszące same zgryzoty, bo nawet najmniejszy błąd ci wytkną, a jak zrobisz świetnie, to nikt nie zauważy . Generalnie opowiadanie jest warte polecenia, a fakt, że jest zainspirowanie utworem i to takim ładnym – godne uznania. Madeleine
    4 points
  3. Mnie też się podobało. Może nie tak, bym umarł z zachwytu, może nie tak, bym jakość specjalnie zapamiętał ten tekst, ale jednak jestem zadowolony z lektury. A skoro już tu jestem... poświęcę chwilę, by rozpisać swoje wrażenia. Strona techniczna... Ok, poza tymi dwoma czy trzema komentarzami. Czasami zdarzały się powtórzenia, ale nie w takiej ilości, by utrudnić mi lekturę, tak czy inaczej polecam przeczytać tekst jeszcze raz i trochę ich wyłapać. Druga sprawa - interpunkcja. Jak dla mnie, przecinków jest za dużo, nie jestem pod tym względem ekspertem (więc i nie zaznaczałem tego w tekście), ale część przecinków postawiona jest zdecydowanie na wyrost, co w pewien sposób spowalnia tekst. Dobrze byłoby zająć się tym, tak samo jak kilkoma powtórzeniami. Styl... Wydaje mi się być dobry i wyćwiczony, co jak co, ale wiem, że to nie jest Twój debiut. Nie będę go oceniał, bo po prostu chyba nie był dopasowany do mnie, a i to nie całkiem... Po prostu w pewnych momentach tekst szedł leciutko, w innych jakoś mozolnie i nie do końca jasno. Nie mam pojęcia czym byłoby to spowodowane i od razu mówię – nie przejmuj się tym, to chyba po prostu kwestia mnie jako czytelnika, że niektóre rzeczy gorzej idą mi w lekturze. Fabularnie porządnie, mimo małej ilości stron udało się coś zarysować, przykuć uwagę czytelnika i przedstawić jakąś wizję, nawet całkiem ujmującą. Ostatnia strona i zakończenie jest moim zdaniem najmocniejszą stroną tekstu. Kipi emocjami i pewnego rodzaju niewymuszoną grozą, naprawdę, wielki szacunek. To był ten moment tekstu, kiedy z uznaniem pokiwałem głową – świetna robota! W ogóle podobała mi się jakaś taka lekkość przekazania ciężkich odczuć. No i nie byłbym sobą, gdybym nie podzielił się czymś, co dla mnie było mankamentem. Chyba nie do końca zrozumiałem o co chodzi z Minstrelami Śmierci, może gdybym przeczytał całość drugi raz bardziej wnikliwie, byłbym w stanie... a teraz z jakiegoś powodu wydaje mi się to nielogiczne i niekompletne. Nie jest to jednak nic takiego, co zabiłoby ten tekst, po prostu lubię w pełni rozumieć, z czym mam do czynienia, a tu... nie umiem tego do końca rozgryźć. Tak czy inaczej – dobry short. Polecam i dziękuję za dobrą lekturę. Pozdrawiam ciepło i strzeż się podmieńców! PS: A i ja poczyniłem tłumaczenie piosenki. Gdy Dolar skupiał się na rytmice, ja spróbowałem połączyć zachowanie rytmu z rymami. Wyszło co wyszło:
    4 points
  4. Przeczytane. Podobało mi się. Począwszy od świetnej szantopodobnej przyśpiewki przez prezentację miasteczka, kreację bohatera i ogólny klimat opowiadania. Tekst zainspirowany piosenką to też coś, co wypada pochwalić, choć do jej tłumaczenia trochę bym się przyczepił - nie udało Ci się zachować rytmu (a przynajmniej tak mi się wydaje). Nie jest to jakiś wielki zarzut - tłumaczenie piosenek potrafi być prawdziwą katorgą (Teraz pewnie będę siedział i myślał jakby ją po swojemu przełożyć ). Jednak najsilniejszym punktem jest wcześniej wspomniany klimat. Jest ponury, przechodzący później w mroczny, chociaż uważam, że można było nieco lepiej zarysować kontrast pomiędzy pozornym szczęściem a brutalną rzeczywistością. Podsumowując, jest dobrze, choć mogło być lepiej. Z całą pewnością jest to opowiadanie warte przeczytania i znając siebię jeszcze kiedyś do niego wrócę. A póki co... Podmieńców ty się strzeż! Edit: Jak powiedziałem tak zrobiłem i popełniłem tłumaczenie alternatywne, starając się zachować rytm. Jestem ciekaw co nim powiesz. (Tak, mogą być brakujące rymy w porównaniu z Twoją wersją - skupiłem się na rytmice ).
    4 points
  5. Wow, nie spodziewałem się tak szybkiego i licznego odzewu. Czuję się pozytywnie zaskoczony. Przychylność waszych opinii jeszcze bardziej potęguje to zaskoczenie. Są niczym kojący balasam dla duszy autora cierpiącego na syndrom: "Wszystko, co piszesz jest złe i powinieneś czuć się z tego powodu źle". Nawet widzę, się tu mały, przyjazny plebiscyt zrobił na tłumaczenie piosenki. Ulala. Najpierw jednak kilka słów wyjaśnień: Tat jak wspominałem, tłumacz tego typu utworów to ze mnie taki, jak z kozła ogrodowy. Nawet myślałem przez jakiś czas aby popytać się tu i tam, znaleźć chętnego do translacji, ale mój instynkt zosi-samosi (ja nie dam rady? potrzymaj mi piwo!) zwyciężył i zmusił mnie do popełnienia zbrodni na słowie pisanym. Absolutnie zdaję sobie sprawę, że tego nie da się zaśpiewać. Próbowałem, a jakże. W końcu jednak stwierdziłem, że skoro rym się zgadza, to ujdzie to jakoś w tłokach. Poza tym, w końcu to chorał (przynajmniej takim jest w tekście), toteż znalazłem wymówkę, iż żebrak mógł śpiewać to w zupełnie inny sposób (na modłę zaśpiewu kościelnego właśnie). Zdziwiłabyś się ile te małe, zasmarkane, wiecznie płaczące potwory są w stanie zrozumieć. Poza tym, to narracja pierwszoosobowa nie była, toteż narrator mógł sobie pozwolić na wydumanie, co też się dzieje w głowie naszego berbecia. To tak samo, jakbyś obserwowała jakieś dziecko i opowiadała innej osobie, co ono aktualnie porabia, jak się zachowuje itp. Taka przynajmniej jest moja wymówka, poza tym jestem świadom, iż każdy ma prawo do własnego odbioru tekstu, i choćbym napisał nie wiadomo jak wiele i nie wiadomo jak mądrze, to subiektywne odczucia zawsze pozostaną subiektywne. Grupa Minstreli, z zamysłu, miała być lekko zawoalowana tajemniczością, toteż, myślę, iż każdy może sobie interpretować ich na swój sposób, może nawet nieco alegorycznie, jako symbol upartej ślepoty ludzi/kucyków wobec rzeczy, które przewrotnie nie kryją się przed nimi, a mimo to są niedostrzegane lub z premedytacją ignorowane. Swobodę interpretacji pozostawiłem czytelnikom, lekko ich tylko naprowadzając. No, a co do waszych propozycji tłumaczeń... każde jest lepsze od mojego. Winszować. Tak, każde z waszych tłumaczeń "prześpiewałem" razem z oryginałem. Poza tym, dobrego utworu nigdy nie za wiele. Najbardziej podobała mi się wersja Albericha. Jakoś najbardziej poczułem przy niej klimat mojego opowiadania. Potem aToma - wszystko cudnie, ale "pomieńce są o krok", dla mnie już za bardzo odchodzi od pierwotnego sensu, jakoś obniża mhhroczność. "Przed swą Królową pada, Jej dzieci cały rój." - zgadzam się z przedmówczynią. Haraszyj tjekst. Na trzecim miejscu Dolara - brak rymów mi przeszkadzał, co nie zmienia faktu, iż tekst i tak jest ogółem sto razy lepszy od mojego. Jest też dostatecznie mhhroczny nastrój. Kolejność pod względem odbieranej przeze mnie wymowności tłumaczenia, jego mocy przesłania, no i oczywiście wpasowania w rytm oryginału (na ucho jednak, więc nie bić). Dziękuje za uwagę i życzę państwu miłego dnia.
    2 points
  6. Hmm z tego co pamiętam, ja miałam kartę pamięci, ale na niej był taki mały guziczek, którego nie raz przypadkowo nacisnęłam przy wyciąganiu karty ;-; ( teraz kupiłam sobie Crash'a na PS3 i już nie muszę się martwić, że go nacisnę c: ) Moją ulubioną częścią, równierz jest Crash Bandicoot 3 Warped, a ulubioną planszą zawsze będzie ta z tygrysem :3 Poza nią wielbię też tą z podnoszącą się wodą i tą, w której goni cię dinozaur~
    2 points
  7. Ha! Przedstawiam wam już kolejne moje dzieło. Tekst inspirowany pogaństwem i zwyczajami ludowymi. Właśnie, INSPIROWANY. Nie jest to jakiekolwiek odzwierciedlenie czegokolwiek. https://docs.google.com/document/d/1Z30kDJXgXUzSyfxZZP6ACCd-MueT3CIUuUSmMZOVUD4/edit?usp=sharing Opis: Kucyki świętują Letnie Przesilenie. Są szczęśliwe i to bardzo. Nie do końca. Nie wszystkie. Linki do kolejnych części cyklu: - Everyday a Little Death - Kromlech - Przekleństwo Lasair
    1 point
  8. Witam, chciałbym zaprezentować wam dzisiaj kolejny jednostrzałowiec, o tytule: The Changelings Chant Opis: Nie wszystko jest zawsze takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Pod zasłoną codzienności często skrywa się niepokojąca prawda. Od autora: Tym razem krótkie opowiadanie w o wiele (mam nadzieję) poważniejszej konwencji. Zainspirowała mnie pewna piosenka, której (tragiczne swoją drogą, liryzm to nie moja broszka) tłumaczenie znajduje się w powyższym fanfiku. Gorąco zachęcam do przesłuchania utworu przed przeczytaniem, coby zbudować sobie odpowiedni nastrój. Poza tym to naprawdę dobry, niedoceniony utwór. Link
    1 point
  9. Jako że od czasu zaliczenia wszystkich przedmiotów (sierpień wolny, lol) cierpię na poważną przypadłość o nazwie "nadmiar czasu" a stalinCWHC to leń śmierdzący i niczego nie dodaje, postanowiłem poszukać sobie jakichś przeróbek. W stercie beznadziejnych śmieci natrafiłem na coś takiego A wy znacie jakieś fajne przeróbki? Jak tak do dawać linka.
    1 point
  10. Dayan... Ihnes nie musi pisać nic w dziale, skoro ma np MNIE i Aresa. A skoro już poruszyłeś tę kwestię, to zobacz kiedy ostatni post napisał Tarreth w swoim dziale? A co do kolorowej czcionki, to zobacz też, że KAŻDY dział ma swój własny regulamin, to raz, a dwa, każdy awatar ma prawo przyznania zgody na taką czcionkę komu chce.
    1 point
  11. Tutaj najbardziej z kolei mi się podoba twoja wersja ostatniej zwrotki, ale nie chciałem nikogo plagiatować i dlatego poszedłem w ciut innym kierunku. Poza tym, jak dla mnie nadawało to ciekawej wymowy w ostatniej scenie, kiedy klacz nuci to sobie pod nosem I fakt, odchodzenie od pierwotnego sensu to moja specjalność Akcent? A co to? Da się to zjeść? Co do Mistreli, to wersja z bardami nieco mi się kłóci - skoro mają pomagać podmieńcom, po cóż mieliby ostrzegać przed nimi mieszkańców? Przyjezdnych, owszem, na zasadzie "lepiej idź stąd jak najszybciej" a w domyśle "bo wtedy nie wykryjesz naszego niecnego planu, a zastąpić cię tak łatwo nie możemy, boś nie tutejszy i łobcy". Przy mieszkańcach mogą robić wrażenie głupich żebraków, owszem, ale po co kusić los i nawet wtedy śpiewać takie rzeczy? I wiedz jeszcze, że teraz od godziny męczę tę nutkę na odtwarzaczu
    1 point
  12. Wiedziałem że jak już będzie coś ciekawego to w jedyne 4 dni podczas całych wakacji kiedy mam obóz .-. Ale cóż, na zapas, najlepszego foley i HF
    1 point
  13. Przeczytałeś trzy rozdziały i śmiesz mianować się Winkelriedem? A co ja mam powiedzieć, jak przeczytałam całość? (No dobra, nie jestem Winkelriedem. Podczas lektury rechotałam jak żaba w stawie. Ponieważ opowiadanie w żadnym wypadku nie jest komedią, powyższy fakt powinien mocno zaniepokoić autora.) Na początek: To może tak: – niemożność wstawienia polskich znaków ze względów natury technicznej nie zwalnia z obowiązku ich używania w tekście literackim; – publikowanie opowiadania w takim stanie oznacza całkowity brak szacunku dla czytelnika; – powtarzanie, że błędy są, ale każdy je robi, jest zamiataniem problemu pod dywan; – wmawianie komukolwiek, że ten fanfik miał trzech korektorów, to jakaś farsa; – utrzymywanie, że w dalszych rozdziałach jest pod tym względem lepiej, to istny kabaret. Moje ulubione błędy to: isz (iż), jag (jak), pegazób (pegazów), uzulpatorka (uzurpatorka). I ty mi mówisz, że tekst ktoś przejrzał i poprawił, tak? Mów dalej. Lubię bajki. Poza tym: To chyba o czymś świadczy, nie uważasz? Przejdźmy jednak do części zasadniczej. Błędy to nie jedyna wada tego fika. Ba! Podczas czytania całkowicie tracą na znaczeniu, gdyż głównym grzechem owego dzieła jest poziom, jaki reprezentuje. A właściwie brak poziomu. Zacznijmy od fabuły. Dla porządku powinnam schować poniższy fragment w spoiler, ale i tak nikt nie zrozumie z tego ani słowa. A więc: w Polsce umiera chłopak, który trafia do Equestrii pod postacią czarnego pegaza o imieniu Fire Sky. Główny bohater rozwala AJ stodołę, co powoduje, że ta się w nim bez pamięci zakochuje. On jednak woli Derpy i w kilka dni robi Sonic Rainboom. Twilight go nie lubi, ale księżniczka Celestia mówi, ż jest bardzo dzielny, więc wysyła go na misję ratowania świata do przeszłości, leci z nim Shadow Storm, brat Rainbow Dash, który chodzi z Twilight Sparkle, kocha Fluttershy i bzyka się z panienką poznaną podczas misji. Fire Sky i Shadow Storm zbierają drużynę, po drodze jest jakieś wtrącenie do lochu i uratowanie życia księżniczce państwa, przyplątuje się mała Celestia, którą opiekuje się Derpy, o której nikt nie wie, skąd się wzięła, a w ostatnim rozdziale okazuje się, że po prostu zabrała się z nimi cholera wie po co, a właściwie nie cholera wie, bo Derpy jest Elementem Harmonii, który pomaga pokonać złą Zmorę, która wprowadziła wieczną noc i była pasożytem w ciele żony Star Swirla, matki Discorda, która zmarła z powodu klątwy rzuconej przez męża w odwecie za robienie bachorów na boku. Następnie jest wojna z pegazami, bo Komandor Hurricane był niemiły dla Terry, matki Celestii, Luny i Nyry, która nie jest jej córką, tylko siostrzenicą, bo bliźniaczka Terry oddała jej młodą na wychowanie, a sama zginęła, ratując krainę w wojnie, ale nie tej z pegazami, tylko innego, bo tej z pegazami koniec końców nie było, gdyż Elementy Harmonii wzbiły się w powietrze i zrobiły tęczę i jakoś tak nie wypadało. Fire Sky i Derpy wracają do Equestrii, a Shadow zostaje z tą, co ją bzykał, bo tak naprawdę to ją kocha, a nie Twilight czy Flutteshy. Applejack jest zła, że Fire Sky woli zezowate, a potem okazuje się, że Twilight Sparkle zastąpiła jej „uzulpatorka”, a prawdziwa Twilight, niczym żubr, występowała w tym czasie w puszczy i to nie ona była niemiła dla Fire Skya, ale udaje, że to ona, a potem Celestia zabija Celestię i bliżej niezidentyfikowaną Atlantis oraz pęta Lunę jak prosiaka na rożen i wszystko się dobrze kończy. Tak w dużym skrócie. (Mogłam czegoś nie załapać. Tyle się tu dzieje!) Przejdźmy do postaci, bo jest to element, na który zawsze zwracam uwagę. Zacznijmy od Fire Skya, (chyba) głównego bohatera. Pamiętam, jak kiedyś marudziłam Dolarowi, że jakieś jego postaci zachowują się w sposób przesadzony, a postać Hoffmana nazwałam Mary Sue. Czytając perypetie Fire Skya zastanawiałam się, co ja miałam w głowie, czepiając się tamtych cudownych bohaterów. Fire Sky jest idealny w każdym calu. Rasowo pegaz, prywatnie martwy człowiek – tajemniczy, o intrygującym wyglądzie (ta czarna sierść! ta ognista grzywa!), bez zobowiązań. Lecą na niego klacze, a ta najbardziej zrównoważona w mieście traci dla niego zmysły w ciągu chwili, jaką zajmuje mu zrujnowanie jej dobytku. Okazuje się, że jest kimś w rodzaju supebohatera i musi ratować Equestrię – dlaczego właśnie on, nie dowiemy się nigdy. I absolutna perełka: A ja na egzaminie pod wpływem emocji wypierdzieliłam się na progu. Dwa razy – przy wchodzeniu i wychodzeniu z gabinetu. Liczy się? Jestem już tak zajebista jak Fire Sky? Applejack. To, co jej zrobiłeś, zasługuje na pręgierz. Ona nie jest tu nawet „wsiowym głupkiem”. Uczyniłeś ją czymś znacznie gorszym. Uczyniłeś ją DEBILKĄ. I właśnie dlatego w twoim opowiadaniu zakochuje się w ogierze, który wziął się z tyłka i na dodatek dosłownie spadł z nieba. Widząc pegaza w swojej stodole, nie zastanawia się, kim on u diabła jest albo, chociażby, jak mu pomóc, bo wygląda, jakby przy upadku się poranił. Nie – ona zaczyna snuć plany odnośnie jej i przybysza wspólnej przyszłości. Dlaczego? Gdyż Applebloom stwierdziła, że siostrzyczka powinna znaleźć sobie męskie ramię, bo zostanie starą panną. Cieszę się, że zrezygnowałeś z obyczajówki na rzecz „mrocznej” opowieści z „epickimi” przygodami, bo w przeciwnym razie AJ byłoby prawdopodobnie więcej i skrzywdziłbyś ją jeszcze bardziej. Po drodze przewija się jeszcze pięć milionów innych postaci (w tym Celestia, która wcale nie zachowuje się jak Celestia, Twilight, która z Twilight nie ma nic wspólnego, oraz Shadow Storm, którego nie ogarniam), a wszystkie płaskie jak kartka papieru i tak do siebie podobne, że nie pamiętam ani jednego imienia. Pomysł jest sztampowy do bólu. Najpierw człowiek trafia do Equestrii i staje się „najdzielniejszym pegazem pod słońcem”, potem wyrusza w przeszłość, ratuje historię królestwa, zapobiega wojnie i na dodatek okazuje się, że jest reprezentantem któregoś Klejnotu Harmonii. Następuje starcie z Wielkim Złem, które jest kalką przegnania Nightmare Moon. Akcja, jak zauważyło kilka osób, jest tak szybka, że niewiele można zrozumieć (najbardziej podobało mi się porównanie Sapera: „Zapierdziela szybciej niż Wehrmacht we Francji”, cóż za liryzm!). Nie mówiąc już o tym „szatkowaniu” – co rusz kto inny jest narratorem, z perspektywy innej osoby toczą się wydarzenia. Mój ulubiony zabieg literacki zwaliłeś do tego stopnia, że nawet za to nie mogę cię pochwalić. Cały fanfik to zlepek niewiele wnoszących scen podziurawionych lukami w logice. Zaburzona jest płynność akcji, miejsca zmieniają się jak w kalejdoskopie, ale tym, co mnie zwaliło z nóg, jest ogrom wszystkiego. Jeśli będę miała kiedyś dziecko i to dziecko zapyta, czym jest „chaos informacyjny”, wówczas – przysięgam na wszystkie świętości! – wyszukam mu to opowiadanie i zostawię z poleceniem zrozumienia tego, co przeczyta. Założę się, że więcej tego typu pytań nie będzie. Z innych irytujących rzeczy: 1) Postaci z zamierzchłych czasów mówią współczesnym kolokwialnym językiem (nawet władcy!). Serio? 2) Zagadka dla wielbicieli paradoksów: Dorosła Celestia wysyła Fire Skya w przeszłość, żeby ocalił jej młodszą wersję. Jakim cudem do tego doszło, skoro młoda Celestia musiała się uratować sama, by dorosnąć i móc wysłać Skya na pomoc? A jeżeli mała Celestia nie mogła zostać ocalona przez nikogo poza Skyem, to skąd wyżej wymieniony wziął się w przeszłości zanim wysłała go tam księżniczka, co byłoby konieczne, bo w przeciwnym wypadku Celestia zginęłaby w dzieciństwie i nigdy nie dorosła, żeby móc wysłać pegaza na ratunek, a gdyby go nie wysłała i tak dalej, i tak dalej. Przykład numer 2: Shadow dowiedział się na lekcji historii, że Elementy ukryte są w twierdzy Pam Demonium i tam właśnie prowadzi resztę, ale gdyby Shadowa nie było i nie znaleźliby Elementów, kronikarz nie mógłby zapisać, gdzie zostały znalezione i Shadow nie mógłby usłyszeć tego na historii. 3) W komentarzu pod fikiem „Wszystkie drogi prowadzą do Equestrii” Alberich napisał: Ja to samo mogę powiedzieć o „Rise of Equestria”, tylko tutaj zamiast kolorów są złote zbroje. Mogłabym w sumie rzucić jakąś uwagę na ten temat, ale na tym forum ekspertem ds. złotych zbroi jest Verlax. 4) Wprowadzenie naraz tysiąca barw kolejnych postaci (o, no proszę, jaki ładny akcent do „Wszystkich dróg…”), przez co czytelnik nie pamięta wyglądu choćby jednego bohatera. 5) „Poszukiwania” Elementów Harmonii, poziom – żałość. 6) Królowa Terra śpiąca na… wersalce (!!!). 7) Na pewno. Zwłaszcza że to totalny random, o którym nikt nic nie wie I DLACZEGO ONI WSZYSCY POKŁADAJĄ W NIM NADZIEJE NIEOGAR-NIEOGAR-NIEOGAR. 8) Shadow Storm rozpowiadający każdemu, kto mu się pod pęcinę nawinie, że jest przybyszem z przyszłości. Najlepsze jest to, że sprawia wrażenie szczerze zdziwionego, iż kucyki mu nie wierzą. 9) Jedna z bohaterek przypatruje się Shadowowi WYŁUPIONYMI OCZAMI (wyłupiastymi, wyłupiastymi, wyłupiastymi, do cholery!). 10) No to chyba ma dwie paszcze – jedną do wrzasków, drugą do taszczenia pochodni. 11) Derpy wzięta znikąd. No właśnie, czy to ważne? Wyruszyłam za tobą w samobójczą misję, zostawiwszy małe dzieci same w Equestrii z zapewnieniem, że postaram się wrócić w jednym kawałku. Generalnie zachowuję się w tym opowiadaniu jak idiotka, ale czy to ważne? Swoją drogą, ciekawe, co by zrobili, gdyby Derpy nie włączył się instynkt szukania feromonów, bo tak się składa, że ona jest jednym z Elementów Harmonii. 12) Bohaterowie ronią „gęste łzy”. 13) Wszyscy sobie „myszkują” i „kotkują”. 14) Na to, że postać coś boli, wskazuje… smutny wzrok. „Chyba złamałem nogę. O, kość sterczy. Ach, jak mi smutno!” 15) TEN fragment: 16) Cały rozdział 17, który – począwszy od sceny w Królewskim Pałacu, skończywszy na rozmowie Rainbow z cudownie ocaloną z puszczy Twilight – to wyższy poziom absurdu. Aż przytoczę ten dialog, bo to jest po prostu coś pięknego: Nie zacytuję, co powiedziałam po przeczytaniu, bo były to wyrażenia wielce nieparlamentarne. 17) No i na koniec (last but not least) absolutny majstersztyk: prawdziwa Twilight wraca do Ponyville i pyta mieszkańców, czy może pozostać w miasteczku po tym, jak jej kopia była niemiła dla Skya (!!!). Już się nastawiałam na jakiś samosąd („Kto chce krwi Twilight, niech pierwszy rzuci kamień…” A nie, to chyba jakoś inaczej szło), ale niestety kucyki zgodziły się przyjąć Twi z powrotem na łono społeczeństwa. Żeby komentarz był kompletny, wypadałoby opisać również dobre strony fika. Dobre strony… Dobre strony… Znajdę te dobre strony, choćbym je miała spod ziemi wykopać! Podobało mi się na przykład, że jedna z bohaterek jest w ciąży. Fajne urozmaicenie. Podobała mi się także klątwa Star Swirla, którą rzucił na swoją puszczalską żonkę. Urodzisz dziecko tak szkaradne, że tylko matka będzie w stanie je pokochać? Świetne. A potem rodzi się Discord. Genialne. Ale wykonanie do bani. (Nie wspominając, że Discord, jak i trzy czwarte pozostałych postaci, był tam potrzebny jak słoń w składzie porcelany.) Wreszcie – podobało mi się zrobienie z Shadowa tego całego Dablju Dablju. (Co nie zmienia faktu, że wypowiedź z ostatniego rozdziału: również jest paradoksem czasowym. No, przy odrobinie dobrej woli można te wszystkie nieścisłości uznać za intrygujące, bo przecież podróże w czasie zawsze generowałyby paradoksy, a poza tym mamy coś podobnego w kanonie.) Podsumowując: to opowiadanie jest tak dramatycznie złe, że nie pomoże mu żadna korekta. Poprawić jakość mogłoby jedynie napisanie tego od nowa. Z inną fabułą, innymi bohaterami i innym stylem. Pozdrawiam, Madeleine
    1 point
  14. Crossover z Wiedźminem to coś co lubię, zdecydowanie. Jednak, ponieważ książki znam niemal na pamięć, a gry przeszłam wielokrotnie, to nie będziesz miał ze mną łatwego życia . Zacznę od Twojego największego błędu - kopiowania scen z książki. Niektóre fragmenty wyglądały na żywcem zerżnięte i przepisane z Wiedźmina [początek oraz scena z konwojem, no i cytowanie rodziców Yennefer w tej manehattańskiej dzielnicy biedoty]. W pierwszym rozdziale było tego tyle, że aż krzywiłam się z niesmakiem, ponieważ to podchodziło pod plagiat. Ale nic, czytam dalej. I co odkryłam? Że się poprawiasz i to bardzo. Twoje autorskie fragmenty są super! Tak, są świetne. I mam nadzieję, że nie będziesz dalej powielał sagi, gier i tomów opowiadań. Ja, wielka fanka twórczości Andrzeja, nie sięgam po ten fanfik, by czytać „Gorszą wersję Wieśka”, tylko TWÓJ własny twór. Całe szczęście, im dalej tym lepiej i parę ostatnich rozdziałów to było „Wow!”. Tak, czytało mi się to doskonale i z przyjemnością. Fascynująca fabuła, świetna kreacja postaci, przyjemne opisy - ale o tym wszystkim później, najpierw skończę wady. Kolejną bolączką są wyłączone komentarze w pierwszych rozdziałach, a błędy są i to całkiem sporo. Składnia, literówki, interpunkcyjne, parę ortograficznych… I rzeczowe. Z braku wiedzy o koniach. Choćby skręcona kostka Au. Domyślam się, że chodziło Ci o pęcinę, a konkretnie staw pęcinowy. Ktoś też kopał kolanem… Koniowate kopało kolanem… To trochę niemożliwe. To raczej kwestia gustu, ale nie podobają mi się muły jako osobna, pełnoprawna rasa. Osły są u Ciebie odpowiednikiem elfów, więc muły powinny robić za półelfy, ponieważ muł to krzyżówka konia z osłem [nie pamiętam, które ma być klaczą, a które ogierem, ale w drugą stronę jest osłomuł]. Początkowo w dialogach i samej akcji widziałam nieco sztywności, sztuczności i kiczu. Jakbyś pisał opowiadanie AŻ ZA BARDZO wzorując się na grze komputerowej. Takie wrażenie miałam np. podczas wyjmowania rdzeni mózgowych [przy okazji - nie ma czegoś takiego, błędne pojęcie]. Dlatego uważam, że Wiedźmę powinny czekać poprawki. Opisy walki - ha! Podobało mi się nawet, zwłaszcza walka ze Spylline mnie urzekła. Czyli jest dobrze. Ale na początku… Upiór, upiór, ghul… To się już robiło nudne. Zwyczajne opisy - w stylu Sapka, nawet powielasz jego błąd, który popełniał w starszych dziełach. Wiesz o czym mówię? O powtórzeniach. W paru miejscach kopiujesz je z Wieśka, ale im dalej, tym mniej. Ten sposób, żartobliwy, brutalny, o humorze prostym jak budowa miecza, jednak bardzo lubię, więc +. Dobrze Ci to idzie, a widzę, że im dalej tym lepiej, więc jest naprawdę świetnie. Kreacja postaci? Cud, miód i orzeszki. Podoba mi się, naprawdę. Na szczególną pochwałę zasługują Au, Pickpocket, Erynia… O samej Chromii jeszcze do końca nie wyrobiłam sobie zdania. Jest zdecydowanie bardziej idealna niż Geralt i dlatego wolę oryginał od kopii. Mam wrażenie, że nasza zebra jest nieco… nijaka? Brakuje mi w niej sarkazmu i tych wiedźmińskich wulgaryzmów. Może też było jej po prostu za mało i się rozkręci. Nie jest tak, że jej nie lubię, raczej nie wyrobiłam sobie do końca zdania na jej temat. Za to taka Au? Lubię ją, bo daleko jej od ideału. Jest bardziej ludzka, ma poczucie humoru. Fabuła? Jest bardzo dobrze. Szczególnie od momentu, w którym przestałeś ściągać od Sapka jak z Internetów na sprawdzianie. Wkręciłam się w intrygę, pokochałam parę postaci i jestem pewna, że z zapartym tchem będę śledzić dalsze losy. I co najważniejsze - dobrze bawiłam się podczas czytania. Jest też mała wada - potwory na początku. Stężenie bestii 120 na metr kwadratowy. Przesadziłeś nieco z ilością. I te upiory! Po 2-3, to się już robi nieco nudne. Ale śledztwo w Baltimere było świetne, wciągnęłam się, ale dalej nie rozumiem dlaczego Laura prawie co noc chodziła się puchać, choć kończyło się to śmiercią jej kolejnych kochanków… Czy zagłosuję na epic? Nie. Jeszcze nie. W przyszłości jest to całkiem możliwe, ale jak na razie jest tego jeszcze za mało, a początek uważam za nieco kiepski. Dlatego poczekam i poobserwuję jak się to dalej potoczy. Choć myślę, że jednak za tym specjalnym tagiem kiedyś zagłosuję.
    1 point
  15. Wiem, że długo wszyscy czekacie na kolejny rozdział, ale mam dla was wiadomość...
    1 point
  16. Wszystkim pięknie dziękuję za głosy na tag [epic].Nie spodziewałem się, że tak szybko będę miał już połowę. Dziękuję. A w międzyczasie oczekiwania na rozdział zaproszę was do dyskusji? Jaka jest wasza ulubiona postać i dlaczego?
    1 point
  17. Pękły moje ulubione okulary, oczy wypłynęły, a na twarzy pojawiła się taka mina:
    1 point
  18. Tak, tak wiem. Już padam na kolana i proszę o przebaczenie. *Flash
    1 point
  19. 1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...