Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 02/07/17 w Posty

  1. Mam ten sam problem. Po roku przerwy próbuje wrócić do pisania, ale idzie to jak krew z nosa. Jak próbuje sobie z tym radzić? Odcinam się od fb, yt, mlppolska i trochę się przymuszam. Jak zaczynam mieć z tego przyjemność piszę dalej, a coraz bardziej się męczę to przekładam na następny dzień. Za to mam jeszcze jedne problem. Wymyślam historię, która moim zdaniem dobra, jednak z czasem wydaje mi się coraz gorsza i nie wiem czy tylko tak mi się wydaje, czy faktycznie jest taka. Również z tego powodu tracę chęci do pisania mimo znacznych postępów. Miałem podobnie. Chwyciła mnie ta przypadłość po opublikowaniu dużego i nieudanego fanfika. Po krótkim załamaniu się napisałem króciutkie podajże trzy stronicowe opowiadanie, które zostało przyjęte stosunkowo pozytywnie. Potem było tylko lepiej. Określiłbym to tak: co jest więcej warte głaz z kilkoma idealnie odłupanymi kawałeczkami, czy nie do końca idealna rzeźba? Należy kończyć swoje dzieła i publikować je w mniejszym lub większym gronie. W końcu przez nowe doświadczenia (takie jak oddawanie czegoś do oceny) , krytykę (konstruktywną jak i niekonstruktywną) i popełnianie błędów (w końcu najlepiej uczyć się na błędach) jesteśmy w stanie dojść do perfekcji. Pod termin "strachem przed wielką krytyką" można by było podpiąć wiele elementów. Ludzie boją się ośmieszenia, niezaakceptowania przez grupę, również osoby które już pisały i publikowały dodatkowo mogą się bać tego, że zaczną mieć regres formy itp. @Coldwind, @Dayan, @Ylthin Maruda jeśli miałbym wam coś poradzić, to znajdźcie kogoś (na forum bądź w prawdziwym świecie) komu ufacie. Kogoś kto was będzie wspierał, motywował, dodawał sił, przyjacielsko oceniał pracę, chwalił za dobre i pokazywał co jest źle. Sam dzięki takiej osobie wciąż jestem na forum i mimo wielu przeciwności cały czas coś tam po trochu skrobie.
    4 points
  2. O czym Wy, ludzie, piszecie? Jaka krytyka? Przecież tych opowiadań i tak nikt nie czyta, o komentowaniu już nie wspominając. Nie ma czym się przejmować Poza tym, mam wrażenie, iż niektórzy z tu się wypowiadających nieco zbyt poważnie podchodzą do pisania opowiadań o kolorowych kucykach. Lub pisania w ogóle. Przy okazji, w kwestii czytania i komentowania, chodzi mi po głowie pomysł napisania czegoś wyjątkowo idiotycznego, pełnego błędów itp., a następnie sprawdzenia czy ktoś to przeczyta i skomentuje. Nieco obawiam się oberwania łopatą przez łeb za tego typu tekst, ale to byłby przecież swego rodzaju eksperyment społeczny, przeprowadzony dla dobra naszej niewielkiej społeczności
    4 points
  3. Trzy miesiące temu, Twilight Sparkle jako jedyna powróciła z archeologicznej wyprawy. Dziś, ponownie musi zmierzyć się z demonami przeszłości Sequel Serii "Legendy Lodowca" autorstwa @Arkane Whisper Serce Północy Tajemnica Lodowca Miasto Umarłych Rozdział I Rozdział II Rozdział III Rozdział IV Rozdział V Rozdział VI Rozdział VII Rozdział VIII Rozdział IX
    3 points
  4. I to nie jest tak, że biedny, genialny pisarz jest hejcony, bo są zazdrośni i go nie lubią. Co więcej - zazwyczaj ci rzekomo hejcący mają rację, a hejt wcale nie jest hejtem, tylko konstruktywną krytyką. Są dobrzy pisarze, których nie lubię jako osób, są i źli, których jako osoby lubię. Chociaż ci drudzy mają szansę na zmianę kategorii, bo jakoś tak się składa, że lubię głównie osoby, które potrafią zawrzeć poślady i zamiast jojczyć, że nikt ich nie rozumie, to nie wiem... spróbują nauczyć się pisać?
    3 points
  5. Są ludzie, których stać na względny obiektywizm A co do fanów, to przypominam, że Gang Albanii też jakichś ma. Czy to czyni z niego wartościowe... coś?
    3 points
  6. Uff, przeczytane. Uwaga, komentarz może zawierać złośliwości, jad, przytyki, czepialstwo, spojlery i śladowe ilości czerstwych żartów. Może powodować raka, choroby serca i ból dupy, albowiem jego autor, choć nic do autora fanfika nie ma i życzy mu wszystkiego najlepszego, nie ma zamiaru powstrzymywać się przed negatywną oceną jego wypocin. No, to wstęp mamy już za sobą. Jedziemy! Zacząć trzeba od strony technicznej. Która nie byłaby taka straszna, gdyby nie kilka naprawdę irytujących błędów. Przykładowo, pomimo iż trochę fanfików już przeczytałem (w tym sporo słabych), nie widziałem wcześniej takiego, w którym imię Spike'a odmieniałoby się jako „Spikie'go”. Gdzieś znalazłem też „zabraliśmy go jeleniĄ”, co wywołało u mnie gigantyczną salwę śmiechu. (Od razu mówię, że nie zaznaczałem błędów w tekście, bo z oszczędności transferu – i żeby móc fanfika czytać w samolocie – zgrałem sobie wszystko na telefon w formie plików .txt). I weź przepuść wszystkie rozdziały przez automat zamieniający podwójne dywizy (--) na myślniki (–). Ktoś bardziej wrażliwy ode mnie pewnie zwróciłby uwagę też na stylistykę zdań itp. (fanfik, zwłaszcza w początkowych rozdziałach, często brzmi jak historia opowiedziana przy piwie i nie, to nie jest zaleta – zostaw włączony dyktafon na stole przy piwie z kolegami, a potem spisz DOSŁOWNIE wszystko, co się tam nagrało, i spróbuj to przeczytać), ale moja wrażliwość na te aspekty została mocno stępiona przez wieloletni kontakt ze słabą literaturą, więc tu ci nie pomogę i nie powiem, co jest do poprawy. Postacie można podsumować bardzo szybko – dwóch Garych Stu (męskie wersje Mary Sue) i banda idiotów. Jeśli były jakieś wyjątki, to słabo rozwinięte. Kapitan i jego towarzysz są zdecydowanie zbyt idealni, zwłaszcza kapitan. Tu pewnie autor stwierdzi, że wcale nie, przecież mają liczne wady... okej, tyle że cierpią na podstawową przypadłość Garych Stu – zdają się być otoczeni Niewidzialnym Bąblem Zarąbistości, który zakrzywia czasoprzestrzeń tak, że nic poważnego im się nie może stać (a w efekcie całe napięcie siada). Luna szpieguje kapitana we śnie? Co tam, zna się chłop na świadomym śnieniu i potrafią wypierniczyć stamtąd samą Władczynię Snów! Kapitan zostaje ciężko ranny? Nic to, jest napompowany magią i błyskawicznie się leczy! Zatrzaśnięci w celi bez wyjścia? Spoko, wbrew podstawowym zasadom więziennictwa Ceśka i Luna nie kazały rozebrać pojmanych do rosołu i nie zabrały im wszystkiego, co ci mieli ze sobą, dając w zamian jedynie więzienne pasiaki (albo, z braku strojów dostosowanych do anatomii więźniów, jakieś prześcieradła dla przyzwoitości), dzięki czemu kapitan-McGyver i jego płaszcz z zaszytą w nim połową Ikei wyciągają wszystkich z opresji przy pomocy tunelu wykutego w ciągu kilku dni w litej skale, właściwie bez snu i na okrągło ze śpiewem na ustach (fizycznie niemożliwe – rozumiem że to Ślązacy, ale nawet naturalne dla osób z tego regionu powołanie do kopalni ma chyba jakieś granice). Mogą zawisnąć za piractwo? E tam, tak naprawdę to nie, a poza tym Twilight się za nimi wstawia! Sam diabeł przybywa po nich z piekieł? SAM BÓG ICH CHRONI! No i w rezultacie ich przygody nieszczególnie mnie obchodziły, bo jak tu się przejąć, skoro wiadomo, że po wszystkim okaże się, że tak naprawdę nic im nie jest? Przy okazji, doceniam próbę urozmaicenia ich postaci poprzez wykorzystanie gwary śląskiej (jako zamieszkały we Wrocławiu, oznaczonym na lingwistycznej mapie Polski jako „nowe dialekty mieszane”, bardzo lubię wszelkie regionalizmy), ale szkoda, że pojawia się tak rzadko. Jestem zdania, że powinna w większym stopniu nadawać charakter rozmowom kapitana i starszego oficera albo nie powinno jej być wcale. Celestia i Luna są zwyczajnie głupie. To bardzo częste w fanfikach, ale nagminność nie jest usprawiedliwieniem wykroczenia, a poza tym to część problemu z Niewidzialnym Bąblem Zarąbistości, jaki otacza naszych Garych Stu – cytując nonsensopedyczny poradnik, w konfrontacji z nimi każdy okazuje się zaradny jak anemik i inteligentny jak warzywo (scena we śnie z Luną, przesłuchania). Rozumiem, że w założeniu mieli być wyjątkowo sprytni, ale tworzenie takich bohaterów to naprawdę niełatwe zadanie – autor musi być odrobinę inteligentniejszy od każdej ze swoich postaci. Nie, nie uważam autora za idiotę, uważam tylko, że zrobił idiotów ze wszystkich dookoła głównych bohaterów, chcąc z nich samych zrobić spryciarzy. Wyszło trochę nie w tę stronę co miało. A dać się zirytować tekstami rodem z gimnazjum to coś naprawdę niegodnego władczyni z tysiącletnim doświadczeniem. Twilight za to zdecydowanie za szybko przechodzi do porządku dziennego nad przebywaniem na jednym statku z osobami, które na jej oczach zabijały kuce i zniszczyły statek Celestii. Powinna najpierw wzbraniać się wszelkimi możliwymi sposobami przed wciągnięciem na pokład (i bez żadnych wymówek z mokrymi skrzydłami, jest alikornem i Powierniczką Elementu Magii, jakiś sposób na pewno by znalazła), a po wciągnięciu na pokład i zamknięciu w kajucie strzelić focha jak stąd do Newport News. O rzezi jeleni już nie mówię i nie, to, że stanowiły załogę statku, z którego pochodził zabójca gryfiej pani doktor, nie stanowi żadnego usprawiedliwienia. Serialowa Twilight to porządnisia, która poza Celestią świata nie widzi. Zrobienie właśnie z niej adwokatki piratów to wybitnie karkołomne zadanie – moim zdaniem w tej roli znacznie lepiej sprawdziłaby się Rainbow Dash, której znacznie mniej potrzeba byłoby do uznania, że piraci wymiatają, są awesome i cool, a ich statek to już w ogóle. Spike'a nie ma. To znaczy jest, a jakoby go nie było. Jego rola sprowadza się do istnienia i jednorazowego pobiegnięcia z wiadomością. Nie służy nawet jako mobilny faks, a pomysł skorzystania z niego w ten sposób nie wpada do głowy ani Twilight, ani Celestii – choć jest kilka momentów, kiedy odległość między nimi jest stosunkowo niewielka, a sporo by to pomogło. Załoga statku pirackiego zlała mi się w jedno. Brakuje tam wyrazistych postaci, które zapadłyby w pamięć. Można o nich powiedzieć tyle: chleją, piracą, rozrabiają i boją się kapitana. Trudno to nazwać charakterem. Papuga nazwana po ś.p. polityku nie jest złym motywem (jest trochę za inteligentna jak na zwykłą papugę, ale mieści się to w granicach mojego zawieszenia niewiary), tyle że autor zdecydowanie za często o niej zapomina. Jest przedstawiona, potem długo jej nie ma, zjawia się na chwilę raz czy drugi, potem znowu jej nie ma, a potem pomaga w więzieniu. A potem znowu jej nie ma. Jej chamskie komentarze bardzo ożywiłyby wiele momentów fanfika. Pora zacząć znęcać się nad fabułą. Tu taka drobna rada od kogoś, kto „humanów” kilka ma już na koncie. Jeśli piszesz fanfika, w którym ludzie trafiają do Equestrii – przemyśl to poważnie. Jeśli jeden z bohaterów jest bardzo mocno wzorowany na tobie – przemyśl to trzykrotnie. A jeśli to w dodatku twój pierwszy fanfik – to... napisz coś innego. Serio, ten motyw jest niesamowicie wyeksploatowany, a do tego z jakiegoś powodu większość decydujących się na jego użycie łomocze go na okrągło w ten sam sposób. Tutaj za pomocą dość nietypowego settingu (fanfiki dziejące się na morzu to rzadkość) udało się uniknąć może tego, że ten fanfik brzmi jak tysiąc innych... ale irytującego marysuizmu głównych bohaterów już nie. Naszych bohaterów poznajemy na środku Atlantyku, który, jako mechanicy ze stoczni, przemierzają statkiem. I to nie byle jakim statkiem, lecz prawdziwą pływającą fortecą z mnóstwem dział, pancerzem grubym jak świnia, silnikiem który pójdzie na wszystko co się pali i najnowocześniejszym wyposażeniem nawigacyjnym. Tu wypadało powiedzieć coś więcej. Jeśli statki, jak twierdzą niektórzy, posiadają dusze, to Żelazny Orzeł zasługuje na miano honorowego Gary'ego Stu. Jest OP do potęgi entej. Wszystkie inne jednostki bierze taranem na raz, a armaty i, co niezwykłe, zaklęcia, nic mu nie robią – pewnie ma na wyposażeniu generator pola antymagicznego. Bez trudu rozwala całą flotę Equestrii czy okręty jeleni, które wypowiedziały piratom wojnę. Problem? Ten sam co z idealnością głównych bohaterów – jak tu się przejąć ich losami, skoro w zasadzie nic im nie zagraża? O ciężkich bitwach z morskimi potworami, które rzeczywiście stanowią jakieś zagrożenie dla jednostki, dowiadujemy się z opowiadań, ale ich nie doświadczamy. Do tego miał być zamówiony przez jakiegoś miliardera ze Stanów... a wyposażony jest jak okręt wojenny. Nie wydaje mi się żeby to w ogóle było legalne. Jak przeczytałem, jak on właściwie wygląda, moje zawieszenie niewiary pękło z trzaskiem. Jakiś nieco podrasowany jacht, ze sporym arsenałem pod pokładem – okej, to byłbym w stanie przełknąć, ale cholerny okręt wojenny? Co ten facet chciał tym statkiem robić, zatopić całą flotę Raula Castro i odbić Kubę? Czy też szykował się na apokalipsę zombi? Dobra, idziemy z fabułą. Mamy sztorm, puf – załoga znika, jesteśmy w Equestrii (później ni z gruchy ni z pietruchy główni bohaterowie mówią coś o wojsku, co z niczego wcześniejszego nie wynika), a nasza dwójka postanawia zostać piratami. I ta decyzja jest największym problemem tego fanfika. Wpływa ona na wiele późniejszych wydarzeń, a motywacje bohaterów i sposób podejmowania decyzji pozostawiają wiele do życzenia. Sprawia ona wrażenie strasznie wymuszonej i podjętej nie w wyniku autenycznego procesu myślowego, a „bo tak mówi fabuła”. I autor chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo później próbuje to uzasadniać – że niby magia, że kapitan był niepewny (on miałby się czegokolwiek bać? Nigdy! On tylko był niepewny!), że rząd może ich pociąć na kawałki (bo, cytując pewną parodię My Little Dashie, „to jest po prostu coś, co rząd robi”), co by nasz rząd zrobił z kosmitami... (swoją drogą to szczególnie zabawne, jeśli przyjmiemy za „rząd” nie agencje i instytucje, a Beatę Szydło, Mateusza Morawieckiego i tak dalej – ciekawe jakie miejsce miałby kapitał kosmiczny w Planie Odpowiedzialnego Rozwoju). Okej, nabijam się z tego, ale tak na serio uważam, że ta ostrożność w kontaktach z miejscowymi jest znacznie mądrzejsza niż ślepy entuzjazm, który pojawia się w większości opowiadań typu „brony w Equestrii” – to, że coś wygląda jak w kreskówce dla dzieci, nie znaczy, że będzie się zachowywało w kreskówce dla dzieci (gry z serii Touhou są bardzo zdradliwe pod tym względem). Tylko że chwilę później dwaj kamraci lądują na wysepce o wybitnie podejrzanym wyglądzie, o której również nic nie wiedzą, zgodnie z Prawem Wygody Fabularnej całej utytłanej w paliwie nadającym się znakomicie do ich silnika. I postanawiają zająć się piractwem. Tym samym przekreślając całkowicie swoje szanse na stałym lądzie, bez najmniejszej próby nawiązania kontaktu. I z góry zakładają (przypominam – nic nie wiedząc ani o tym świecie, ani o jego mieszkańcach), że dadzą radę przepić tego czy innego lokalsa. I że uda im się wygrać z nimi pojedynek na rękę. I że w tym świecie ręczna broń palna nie istnieje (choć istnieją armaty). I że po zastrzeleniu jakiegoś przypadkowego gościa cała wyspa nie rzuci się na nich. I mają rację. Niewidzialny Bąbel Zarąbistości wszedł ostro. Swoją drogą kapitan ma być przypadkowym gościem, który znalazł się w tej sytuacji, w której się znalazł, w wyniku okoliczności. A ma pistolet i umie się nim podługiwać, choć w Polsce bynajmniej nie jest to coś typowego. Aż by się prosiło o jakieś wyjaśnienie, że, nie wiem, kapitan należał do zorganizowanej grupy przestępczej i dlatego tak łatwo przyszła mu decyzja o wyborze tej a nie innej drogi życiowej w nowym świecie czy coś podobnego... Przeskakujemy kilka lat w przód. Piraci sieją spustoszenie na morzu, a z jeleniami mają wręcz otwartą wojnę – a mimo to większość equestriańskich marynarzy uważa ich za legendę. I tak, wiadomo, że piraci starają się pozostać w ukryciu, a sytuacja między Equestrią i Rushią jest napięta, ale chyba jakiś handel jednak prowadzą, a i prasa przecież istnieje w tym świecie... jeśli mowa o otwartym konflikcie, to jakieś wieści chyba by się przedostały. Twalot płynie sobie statkiem, pojawia się Żelazny Orzeł i rozwala statek, a fioletowego alikorna wyławia załoga na wniosek starszego oficera, który jest broniakiem i jara się na widok Twalota jak ja na widok angielskiego Intercity 125. Dowiadujemy się, że celem rozbicia statku było to, żeby galera nie mogła ostrzec innych... ale z jakiegoś powodu piraci nie pozabijali całej załogi, tylko tym, którzy nie zginęli w zderzeniu, pozwolili odpłynąć szalupą, tym samym niwecząc cały sens swojego ataku. Z późniejszych wątków dwa zasługują na szczególną uwagę. Jeden to Niewidzialny Bąbel Zarąbistości ogłupiający Ceśkę i Lunę podczas przesłuchań, dzięki któremu piratom uchodzą na sucho odzywki rodem z gimnazjum. A drugi... to wątek nadprzyrodzony. Autorze, dobra rada: wejdź w archiwum forum, poszukaj dzieła pod tytułem „Anioł z Ponyville” i poczytaj komentarze. Doradzam niezwykłą ostrożność, jeśli w ogóle chcesz dotknąć świata nadprzyrodzonego w swoim dziele. Mefistofeles dybiący na Celestię i Lunę i odstraszany jedynie przez Niewidzialny Bąbel Zarąbistości (w dodatku w tym momencie zapewniany przez samego Najwyższego, który z jakiegoś powodu uważa dwóch rzezimieszków za godnych Swojej opieki) o tej ostrożności bynajmniej nie świadczy. Podobnie jak scena ze św. Piotrem... Mnie to nie uraża. Mam prawie trzy dychy na karku i przez te lata wyhodowałem sobie na tyle grubą skórę, że jestem w stanie czytać teksty z karachana bez uczucia obrzydzenia. Ale ostrożnie, bo może trafić się ktoś bardziej wrażliwy na tym punkcie. Pora się zabrać do rzeczy, która mnie w tym fanfiku naprawdę irytowała. A jest nią konstrukcja świata przedstawionego. Nie, nie mam nic do zamieszczonych map, nie mam nic do samego pomysłu Czarnej Wyspy (poza tym, że fakt, iż jest utytłana w paliwie, trochę za bardzo śmierdzi mi wygodą fabularną). Nie mam nawet nic do tego, że w tym świecie mówią po angielsku i po polsku (choć to też trochę zbyt wygodne). Mam coś do poziomu technicznego Equestrii i w ogóle całego świata. Zdaję sobie sprawę z tego, że materiał źródłowy nie do końca może się zdecydować w jakiej epoce się dzieje i trochę miota się od ściany do ściany, niepewny, czy świat przedstawiony ma być stricte baśniowy, czy też ma być jakąś wariacją na temat współczesności. Ale, do jasnej ciasnej, elektryczność to oni na pewno mają, a choć Twilight może i byłaby zaskoczona widokiem elektrycznego tramwaju, nie byłby on dla niej nieodgadnioną zagadką, podobnie jak blacha spawana. Wyspa, jak bardzo by się nie rozwinęła od czasu, kiedy piraci zainstalowali na niej akap monarchię konstytucyjną i nawieźli łupów, raczej nie odleciałaby całej reszcie świata aż tak daleko, jak fanfik zdaje się sugerować. Serialowa Equestria zdecydowanie nie jest w średniowieczu. Stawiałbym raczej na przełom dziewiętnastego i dwudziestego stulecia. A te ciągłe gadki o tym, jacy to ludzie inteligentni, jakich to oni niepojętych rzeczy nie zbudowali i jak bardzo Equestria nie jest w tyle za nimi są strasznie irytujące. To jak te wszystkie opowiadania TCB, gdzie kuce są święte, a ludzie to potwory – tylko w drugą stronę. Tutaj mamy super-zarąbiście-fajnych ludzi i kuce, które potrafią tylko gapić się z niedowierzaniem i z otwartymi pyskami na ich wynalazki. Dlaczego tak mało osób pisze fanfiki, w których kuce mogą być dla ludzi równorzędnymi partnerami (bez skojarzeń), a obie cywilizacje w jakiś sposób wzajemnie się uzupełniają? A teraz nadeszła pora, na którą nikt nie czekał. Panie i panowie... uwaga, nadciąga rant miłośnika kolei. Do dziewięćdziesięciu kilometrów na godzinę rozpędzi się ta lokomotywa. Powstało jej 1822 sztuki, co czyni ją najliczniej wyprodukowaną lokomotywą w Polsce. A towarowe, choćby nawet bardzo chciały, nie rozpędzą się do stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę. W Polsce zdecydowana większość pociągów towarowych, zwłaszcza tych z ładownymi węglarkami, porusza się z prędkością maksymalną... siedemdziesięciu kilometrów na godzinę. Pewnie, istnieją też szybsze. Zwłaszcza za granicą, w Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych (kolej towarowa ma się w USA bardzo dobrze). Tyle że i one pojadą maksymalnie sto dwadzieścia kilometrów na godzinę, a prędkość ta dotyczy tylko najszybszych pociągów kontenerowych na najlepiej utrzymanych głównych liniach. Ba, większość pociągów pasażerskich w Polsce nie jest w stanie osiągnąć tych stu osiemdziesięciu kilometrów na godzinę, które nasi bohaterowie przypisują pociągom towarowym. To jest EU07. Najpopularniejsza lokomotywa PKP Intercity. Jest to konstrukcja licencyjna, opracowana przez firmę English Electric na początku lat 60. XX wieku, a następnie produkowana we wrocławskich zakładach Pafawag i, po pewnych przeróbkach, w poznańskiej fabryce Cegielskiego aż do roku 1992. Obecnie narodowy przewoźnik pasażerski posiada 236 takich lokomotyw, z czego 150 w zmodernizowanej wersji EP07. Ich prędkość maksymalna to zaledwie 125 km/h. Pojazdów zdolnych osiągnąć wyższą prędkość jest w tej chwili na ilostanie firmy 142, z czego tylko 30 osiąga więcej niż 160 km/h (dziesięć lokomotyw Husarz, prowadzących pociągi do Berlina, oraz dwadzieścia pendolin). Nie mówiąc już o tym, że w Polsce można rozpędzić się najwyżej do 200 km/h na kilkunastokilometrowym odcinku Centralnej Magistrali Kolejowej. A teraz zajmijmy się zagranicą. Trzy razy dziewięćdziesiąt to dwieście siedemdziesiąt kilometrów na godzinę. Hmm... nie. Jasne, superekspresy pomykają sobie trzysta i więcej, ale nawet w Niemczech czy Francji większość pociągów, nawet dalekobieżnych, jest w stanie rozpędzić się najwyżej do 200 km/h, co jest warunkowane wytrzymałością sprzęgów i aerodynamiką wagonów. Nawet specjalnie przystosowane zestawy wagonów typu Railjet, kursujące w Austrii, Czechach, Szwajcarii i na Węgrzech, są w stanie jechać najwyżej 230 km/h. A nie wspomniałem nawet o tym, że prędkości maksymalne są maksymalne i że w najlepszych kolejowo krajach też istnieją liczne odcinki, gdzie pociągi swojego maksimum osiągnąć nie mogą, choćby dlatego, bo linię kolejową zbudowano wzdłuż rzeki i podąża ona za jej zakrętami. NIE. Nie zwiększy. W najlepszym razie uruchomi zawór bezpieczeństwa. W najgorszym – rozsadzi kocioł. Kotły parowozów buduje się z uwzględnieniem ich maksymalnego ciśnienia roboczego (w polskich parowozach z międzywojnia zwykle kilkanaście atmosfer). I jest to ciśnienie bez trudu możliwe do utrzymania, a nawet przekroczenia, przy zwykłym paleniu węglem. Do tego ciśnienia dostosowane są też tłoki, rozrząd pary i cała armatura. Dlatego właśnie kotły wyposażane są w zawory bezpieczeństwa, które po prostu upuszczają nadmiar pary do atmosfery. I to właśnie stałoby się z dodatkową parą, wydzieloną po wrzuceniu do pieca dopalacza. Chyba że equestriańscy inżynierowie są idiotami i zaworu bezpieczeństwa w swojej konstrukcji nie umieścili. Wówczas – bum. Okej, pora na jakieś podsumowanie... Jak chyba można zauważyć, nie bardzo mi się to podobało. Przyznam szczerze – przeczytałem ten fanfik bardziej dla beki, tak samo jak ogląda się kiepskie filmy typu „Mega Rekin kontra Gigantyczna Ośmiornica”. No i w tej roli sprawdził się nieźle, bo niektóre sposoby, na jakie objawiał się Niewidzialny Bąbel Zarąbistości, były przezabawne. Ale dobre to to nie jest. Nie zniechęcam jednak autora do dalszego pisania. Tylko niech spróbuje czegoś innego. Ale „Upadłego z niebios” nie tknę. Powód? No właśnie.
    3 points
  7. MOŻNA ZDOBYĆ DUŻO REPUTACJI!!! ... I FEJMU NA FORUME!!! Zanim się spytacie dlaczego temat ten jest w tym miejscu a nie innym, przeczytajcie zasady: 1) W tym temacie w każdy wtorek, czwartek i w każdą sobotę będzie pojawiało się zadanie 2) Zadania będą dotyczyć: zrobienia czegoś na forum, napisania postu bądź statusu itp. 3) Na rozwiązanie tego zadania będą dwa dni 4) Za dobrze wykonane zadanie przyznaję reputacje, a także punkty do tabeli zwanej "Leaderboard" 5) Punkty za post obliczane są ze wzoru: 10+100/liczba osób które ukończyły zadanie 6) Spodziewajcie się także zadań bonusowych: tygodniowych, miesięcznych itd. 7) Co miesiąc, osoby które zdobyły najwięcej punktów otrzymają nagrodę niespodziankę! 8) Jak potwierdzić wykonanie zadania jest napisane w danym zadaniu. 9) Temat ten znalazł się w Nowym Królestwie Thoraxa, ponieważ chcę nad nim sprawować kontrolę i ... zapewne spodziewajcie się jakiś chamskich reklam (ale małych) 10) W tym temacie meldujemy wykonanie zadania, a pytania i inne komentarze piszemy do mnie na priv 11) Jeśli zmieniłeś swoją nazwę i bierzesz udział w tych zadaniach, poinformuj mnie o dokonaniu tejże zmiany na privie. Zadania w trakcie: ------------------------------------------------------------------------------------------- BRAK - NASTĘPNA EDYCJA W KWIETNIU!!! ------------------------------------------------------------------------------------------- Zadania ukończone:
    2 points
  8. Są jednak rzeczy, co do których jeśli na nie chcieć mimo wszystko przymróżyć oko, trzeba by je całkowicie zamknąć EDIT: albo wyłupić.
    2 points
  9. Accu, dzieł można nie lubić za ich poziom. Posiadanie kółka wzajemnej adoracji nie kwalifikuje do bycia dobrym pisarzem. Przede wszystkim trzeba UMIEĆ PISAĆ. To nie jest tak, że inni mają wpływ na to, jakie jest twoje dzieło. Ty masz.
    2 points
  10. Zrobione: https://mlppolska.pl/profile/7803-lucas/?status=39631&type=status
    2 points
  11. Nikt nie napisał za czyim oknem https://mlppolska.pl/profile/10539-redpower/?status=39628&type=status
    2 points
  12. Fix'd xD https://mlppolska.pl/profile/11357-lemi/?status=39632&type=status
    2 points
  13. https://mlppolska.pl/profile/11696-xnorbi/?status=39626&type=status Zrobione
    2 points
  14. Już https://mlppolska.pl/profile/4209-smutny-chuopiec/
    2 points
  15. Zrobione: https://mlppolska.pl/profile/7861-chip/?status=39624&type=status
    2 points
  16. Wykonane https://mlppolska.pl/profile/10114-twisterrrrrek/?status=39623&type=status
    2 points
  17. Można się jarać czymś, co się po prostu lubi Ja na przykład swego czasu jarałam się bardzo Nirvaną, ale nie dlatego że lubiłam grunge'owy styl życia (brud, brud, brud, narkotysie), tylko dlatego, że muzyka jest (była?) fajna i fascynowało mnie życie członków zespołu. Byłam co prawda dumna ze swojego super wyrafinowanego gustu muzycznego, ale nie służyło to pokazaniu się innym, tylko po prostu mnie to interesowało. No i nie można generalizować
    2 points
  18. Zgadzam się z innymi, że to opowiadanie jest świetne! Mnie również poruszył ten fanfik. Świetna robota!
    2 points
  19. Załóż fakekonto, np. "taboret90" (#pdk) i spróbuj szczęścia. Sądzę, że komentarzy będzie na pęczki. Zastanawiam się, jak to jest, że przy słabszych ff szybciej tworzy się fanklub autora, takie kółko wzajemnej adoracji.
    2 points
  20. Autor w większości już wie, co myślę o tym opowiadaniu, więc tutaj zostawię jedynie krótką informację. Opowiadanie moim zdaniem jest ciekawe i fajne. Podobnie do mojej "części" zostawia więcej pytań i sugestii, niż daje odpowiedzi. Wyraźnie jest ono napisane w innym stylu, niż moje. Nie ma się jednak co dziwić, biorąc pod uwagę dwóch różnych autorów i nie jest to wcale wada, ani nic w tym stylu. Dla mnie jest to równocześnie nieco odmienne spojrzenie na przedstawioną w tych dwóch opowiadaniach historię. Sam z chęcią przeczytałbym więcej tej wersji opowiadania, ponieważ mam wrażenie, że jeśli osobiście wziąłbym się za dalszą część, to otrzymalibyśmy w efekcie dwa różne opowiadania o tym samym początkowym Tak więc polecam, a jeśli ktoś chciałby się zaznajomić z całością, to "Skrysztalenie" można znaleźć tutaj. Pozdrawiam
    2 points
  21. 1. Do Ameryki przybywa ufoludek: - Jestem ufoludek, tu jest mój statek, przyleciałem, by was okraść. Amerykanie: - E, nie okradaj nas, leć do Rosji! Ufoludek przybywa do Rosji: - Jestem ufoludek, tu jest mój statek, przyleciałem , by was okraść. Rosjanie: -E, nie okradaj nas, utrzymanie takiego wielkiego kraju kosztuje, leć do Polski! Ufoludek przybywa do Polski: - Jestem ufoludek, tu jest... ku*wa! Gdzie jest mój statek?! 2. Podchodzi kanibal do kanibala: - Nie obracaj tak szybko, bo mięso się nie upiecze! - To Polak, jak będę obracał wolniej, to mi węgiel ukradnie! 3. Do knajpy wchodzi Jezus: - Cześć, Jezus jestem, mogę uzdrowić wszystko, czego dotknę. Niemiec dał się uzdrowić, Rusek też. Polak: - Ty, nie zbliżaj się! Mam jeszcze tydzień chorobowego! 4. Pierwsza amerykańska ekspedycja ląduje na Księżycu. Z rakiety wychodzi Neil Armstrong. Zza kamienia wyskakują Chińczyk, Rusek i Polak. - A jakto tak?- Amerykanin ma głupią minę. - Nas jest dużo, brat podsadził brata i jestem- wyjaśnia Chińczyk. - Nasza agentura spisała się na medal i byliśmy szybsi od was- wyjaśnia Rusek. - A ty?- pyta Neil Polaka. - A weź daj mi spokój! Z wesela wracam!
    2 points
  22. Phi, nie wiem, kto ci zapłaci za sposób na Cahan. Nie sądzę, żeby bez odpowoedniej dopłaty ktokolwiek się z nią umówił.
    2 points
  23. Trzeba było dać w temacie, byłaby większa aktywność Post łamie 9 punkt regulaminu zadań: Kara: -5 pkt ... ~MasterOfRainbows Ps. Napisałbym, ale wolałem mniejszą nazwę tematu.
    2 points
  24. Tylko, że ja mam na myśli osoby, które po prostu zaglądają do dokumentów (a nie takie które komentują na bieżąco, to inna kategoria). Google.docx nie pozwala na dobre śledzenie ile, kto wchodzi do dokumentu i na jaki czas, więc czasem po publikacji rozdziału po prostu obserwuję co jakiś czas status czytelników bezpośrednio w pliku. Wychodzi zwykle, że w 48 godzin od publikacji są trzy osoby, które zajrzały do ostatniego rozdziału (w tym jeden z nich to korektor). To nie jest dalej dobry wynik. Lepsze pod tym względem były statystyki czytelnictwa z FimFiction gdzie było ewidentnie widać, że np. pierwszy rozdział mógł mieć 28 czytelników, a ostatni 3. Pokazywało to ile tak naprawdę dedykowanych czytelników fanfik posiadał. MLPPolska ma trochę bardziej ograniczone opcje.
    1 point
  25. Wait... Ile?! Poważnie narzekasz na taką liczbę? Mówię teraz zupełnie poważnie - w dzisiejszych czasach to naprawdę dobry wynik, godny pozazdroszczenia wręcz. Kiedyś owszem, byłoby to niewiele. Ale teraz? Ja dla takiej liczby czytelników musiałbym chyba zsumować wszystkich ze swoich pięciu ostatnich fików.
    1 point
  26. Z idiotą nie warto rozmawiać
    1 point
  27. @Chief Nie jestem pewien.
    1 point
  28. 1. Pij melisę. 2. Poczytaj Cahan Uczy i Bawi. 3. Znajdź prereaderów i korektorów. 4. Jak masz wątpliwości to z nimi konsultuj. 5. Pisz. 6. Daj patroszycielom do patroszenia. 7. Popraw. 8. Publikuj.
    1 point
  29. Ej a co powiecie na rasiczkę?
    1 point
  30. Dziękuję wam, Żyjący Piszący. Oto obiecana wdzięczność w walucie watykańskiej:
    1 point
  31. Ja to bym chciał sposób, żeby spalić wszystkich użyszkodników. Nikt takiego jeszcze chyba nie wynalazł. :c
    1 point
  32. Jako nowy użytkownik można się przywitać w różne sposoby na forum. Najpopularniejsze to: > Wejść w dział przywitania i przedstawić się. > Podzielić się swoją twórczością w dziale rysunkowym/muzycznym i zapoznać się z forum. > Sprzedawać sposoby na podrywanie własnej siostry. ... Dobra ten 3 sposób może nie jest za popularny, ale jak widać dalej używany przez nowych użytkowników! Witamy! ^^
    1 point
  33. 1 point
  34. Bo ja wiem? Wszędzie trąbią o tym filmie. Bratowa jest zachwycona pierwszą częścią (chyba go obejrzę z ciekawości). O filmie wiem tylko, że to romansidło. Czasami lubię obejrzeć jakieś (forever alone). Propozycja dla chętnych. Wybierzcie się z Cahan i Cahan do Cahan. Żeby nie było: Cahan to imię jakiegoś biznesmena oraz miejscowości we Francji. Cahan (facet) zapłaci za pobyt i posiłek z Cahan w Cahan
    1 point
  35. @Triste Cordis, wiem, moja ukochana siostra. Też bym ją wyswatała, ale za bardzo ją kocham by ją Wam oddać.
    1 point
  36. każdy może kupić rosiczkę i postawić przed jej jaskinią
    1 point
  37. Godoj waść. Karuzela śmiechu właśnie się rozpędza
    1 point
  38. Mates dzieli ze mną miesiąc urodzin.
    1 point
  39. Bobule - nawet dzień z nim dzielę.
    1 point
  40. Sun Ogólnie pomysł ciekawy na te zadania forumowe, ale tak... ne wiem jakiego słowa użyć, ale te zachęcanie narepki by ludzie brali w tym udział jest takie... meh ;_;
    1 point
  41. Też poszukałem, a co Ktoś o nicku "Alcyone"
    1 point
  42. Znalazłem! Urodziłem się w sierpniu. Ktoś o nicku "Paplok".
    1 point
  43. Znalazłem Ktoś o nicku "Gabol"
    1 point
  44. To może przerwę tę niezręczną ciszę Na podstawie własnych przemyśleń..
    1 point
  45. Rzadko pamiętam swoje sny, ale dzisiejszy to wyjątek. Z powodu bólu głowy lygłem sobie koło trzeciej, by się zdrzemnąć, a wypita wcześniej kawa mi tego nie ułatwiała. Koniec końców się udało, ale do rzeczy. To było coś w stylu, że budzę się i rozglądam niepewnie. Wokół mnie leśna gęstwina. Promienie słońca przebijały się przez korony drzew, które rzucały cień. Zrobiłem pierwszy krok i spostrzegłem coś dziwnego. Byłem kucykiem - pegazem. Ruszyłem wzdłuż leśnej ścieżki w kierunku widocznego przeze mnie "portalu", że tak ujmę. Rozglądałem się wokół, aż w końcu doszedłem do celu. Kiedy przeszedłem przez owo "przejście" najpierw oczy me oślepiło mocne światło słoneczne, a gdy mój wzrok się przyzwyczaił zobaczyłem wspaniałą zieloną łąkę, a na niej... Fluttershy. Podszedłem cicho, a ona tylko na mnie patrzyła. W końcu chciałem coś powiedzieć, ale ona tylko pokazała bym nic nie mówił i dołączył się do przygotowanego pikniku. Było niezwykle przyjemnie mimo, że nic nie mówiliśmy tylko uśmiechaliśmy się do siebie. W końcu spojrzałem w te oczy, które na mnie jakoś tak zadziałały. Już chciałem powiedzieć co mi leży na sercu, gdy... zostałem obudzony przez młodszego brata, który na mnie wskoczył. Może to dziwne, bo sam nie wiem czy takie sny to coś normalnego. Wiem jednak, że to był jeden z piękniejszych snów jakie miałem. Jeden z tych nie zapomnianych. @Polineks96 Nie wiem, skąd się wzięłam na klatce schodowej opuszczonego domu, ale wiem, że były tam trzy postacie; ja, Patrycja - koleżanka ze szkoły - i ktoś jeszcze, kogo nie pamiętam, ale to była dziewczyna. Chciałam zejść na dół, jednakże problem stanowiły wielkie dziury w schodach. Pierwszą jako tako dało się obejść, drugą Patrycja od razu przeskoczyła, ale ja biedna ani w rzeczywistości, ani we śnie nie mam dobrych wyników fizycznych, a dziura była ogromna, zatem mogłam najwyżej spróbować zrobić z siebie "most" i tak pokonać przeszkodę. Zauważyłam drugą opcję: starą, solidną - hurra! drewnianą poręcz. Ta opcja nie bardzo mi się podobała - a nuż będą tam drzazgi? - ale wszystko było lepsze od "mostu". Przelazłam przez poręcz i puściłam się pędem do drzwi. Moim oczom ukazał się piękny, letni widok. Powietrze było tak gorące, że chciało się po prostu ochłodzić. Zauważyłam coś w rodzaju długiego kanału (nie mylić z kanałem ściekowym) które wygodnie prowadziło do "miejsca docelowego". Z niewiadomych pobudek wskoczyłam tam od razu, zanim zdałam sobie sprawę że: a) jestem w stroju nienajlepiej nadającym się do pływania b) nie znam zawartości wody ani jej temperatury c) mogłam dostać skurczu albo w najgorszym razie hipotermii, jeśli trafiłabym na zimną wodę. Na szczęście sen postanowił zrobić z siebie coś milszego i rozwiązał wszystkie problemy; woda była miła - ciepława, ale chłodna, dająca ulgę, zaś mój strój - śliczna różowa sukienka - zmienił się w wygodne bikini, w sam raz na plażę. W ślad za mną wskoczyły koleżanki i wkrótce można było obserwować dziwaczny Tercet Tak Jakby Bohaterek. Nie do wiary.. Mówiłam coś o mej wydolności fizycznej? Chyba się zmieniła - za jednym chlapnięciem pokonywałam.. 10 metrów. Moje towarzyszki bezskutecznie próbowały dotrzymać mi tempa, ale się zwyczajnie zmęczyły. Akurat wtedy, kiedy chciałam zarządzić postój, wpłynęłyśmy do basenu, przy którego brzegu stał barek. A przy barku stał on. To było bóstwo, nie chłopak. Gdyby istniała męska wersja Afrodyty, tak wyglądałaby. Nie chce mi się o nim rozpisywać - o jego cudnych ciemnych oczach, karmelowej opaleniźnie, brązowych włosach, tak ciemnych, że mogłyby uchodzić za czarne, i... Zaraz, co ja mówię? Bóstwo Nie Chłopak wyrażnie interesowało się mną. Zmarnowałam trochę czasu, gadając z nim, ale "psy szczekają, karawana jedzie dalej". Sen również się uparł, więc potercetowałam dalej przez kanał. Obyło się bez większych wydarzeń. Wylazłam z wody jak... eee... niezgrabna foka, bo drabinka się zepsuła i musiałam ręcznie gramolić się na brzeg, i ruszyłam w kierunku Miejsca Docelowego - domu złej ciotki.. proszę, nazywajmy ją odtąd wiedźmą, bo "zła ciotka" brzmi idiotycznie? Sen jeszcze raz spłatał mi psikusa - nie jeden, tylko dwa - bikini zmieniło się w INNĄ zieloną sukienkę.. *składa reklamację snowi*.. Numer dwa: tercet zamienił się w duet. Koleżanki gdzieś wsiąkły, a zamiast nich pojawiła się moja ośmioletnia siostra. Super. Po prostu super. Nie pamiętam, jak weszłam, ale cio... wiedźma dopadła nas po chwili. Zuzię natychmiast otumaniła Magicznym Chlebem *wrzeszczy: Panie Sen! Serio? Magiczny Chleb?*. Na mnie to nie działało, ale udawałam, że słucham Pani Wiedźmy. Dotarłam tak do wielkiego pokoju. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie była tam.. ambona? Pani Wiedźma podała mojej ośmiolatce sok pomarańczowy. Wytrąciłam jej słomkę, z której go piła. Natychmiast odzyskała swój normalny stan umysłu. P.W. to zauważyła i próbowała mnie zamienić Magicznym Chlebem, ale ja byłam wtedy totalnie wściekła i wykrzyczałam do niej coś w rodzaju "wsadź to sobie w cztery litery" tylko mniej kulturalnie. Chwyciłam butlę wody (pięciolitrową) którą nosiła przy sobie. Lał się na nią potok wody i niezbyt grzecznych słów. Kiedy wylała się ostatnia kropelka, obrzuciłam ją pożegnalnym wul...słówkiem i cofnęłam się na wszelki wypadek. P.W., teraz już Dobra Ciotka, zaczęła się śmiać. Dałam jej spokój i pociągnęłam Zuzkę (siostrzyczkę) do kanału. Kanał jakimś cudem wysechł. Wiedziałam, że jeśli nim polezę, doprowadzi mnie do domu. Więc szłam, szłam i szłam..aż się obudziłam. @Catniss Też zazwyczaj po obudzeniu się nic nie pamiętam, ale zdarzają się wyjątki, jeden taki sen zapadł mi głęboko w pamięć (już jakiś czas temu to było). Mianowicie śniło mi się że obudziłem się normalnie, jak co dzień, tyle że obserwowałem swoje życie jakby jako duch, tak z góry, rzutem izometrycznym. Mogłem robić wszystko normalnie, miałem pełną kontrolę nad sobą, z tym że nie widziałem tego swoimi oczami. Można by powiedzieć że był to koszmar, bo miałem świadomość że śnię, i nie mogłem się obudzić. Prawie cały swój "dzień" tak spędziłem. Takie interesujące doświadczenie. @Lemi Niedawno śnił mi się taki dziwny sen. Był zimowy wieczór, dochodziła godzina 17 i było ciemno. Oglądałem z moim kolegą telewizję w salonie. W pewnym momencie zauważyłem że mój kolega jest jakiś "przymulony". Nic nie mówił i gapił się bezmyślnie w podłoge. Poczułem nieprzyjemne ciarki na plecach. Zapytałem go czy chciałby czegoś napić, a on wtedy odpowiedział że mógłbym przynieść coś do picia. Poszłem do kuchni i usłyszałem dziwne dźwięki i cały salon i kuchnia wypełniły się ciemną mgłą. Pobiegłem szybko do salonu, mojego kolegi nigdzie nie było a telewizor był wyłączony. Nagle usłyszałem przerażający i demoniczny śmiech GHAHAHAHA!!! Pobiegłem do mojej mamy aby powiedzieć jej co się przed chwilą zdarzyło. Zapytałem ją również co się stało z moim kolegą. Odpowiedziała że żadni koledzy do mnie wcale nie przychodzili i że mam iść spać bo jest 2 w nocy. Zdziwiłem się bo przecież chwilkę temu była godzina 17. Moja mama wyszła z salonu, zostałem sam. Wtedy znowu usłyszałem ten okropny śmiech, zgasły światła i w ciemności zobaczyłem postać zasłoniętą mgłą. Przestraszyłem się i zacząłem uciekać. Uciekłem z domu i wbiegłem w gęsty las. Zaczeło się przejaśniać, niebo miało czerwony odcień ale nadal nie było widać zbyt dużo. Gdy się uspokoiłem uświadomiłem sobie że się zgubiłem. Po chwili dostrzegłem gapiącą się na mnie wysoką postać wyglądającą jak slenderman. Schowałem się za drzewem i myślałem że mnie nie zauwałyła. Po chwili podniosła rękę i wskazała palcem w moją stronę. Szybko poderwałem się i zaczołem uciekać tak szybko jak to możliwe. Po chwili zorientowałem się że nie jestem sam i coś mnie goni. Gdy wbiegłem na małą polanę poczułem że opuściłem swoje ciało, widziałem z góry jak jakiś potwór przypominający szkieleta wbija mi nóż w plecy. Poczułem ciarki na plecach i usłyszałem przeraźliwy krzyk. Wtedy się obudziłem i cieszyłem się że ten koszmar się skończył. @Poszukiwacz15
    1 point
  46. Ktoś zamawiał nowe spoilery? http://www.equestriadaily.com/2016/10/my-little-pony-season-7-officially.html W skrócie: - W pełni potwierdzony S7, który będzie wciąż emitowany na Discovery Family. - Mane6 wciąż będzie najbardziej istotne. - "Najbardziej ekscytujące przygody" - głosi obietnica, ale podobna miała być w S6, a tak się nie stało.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...