Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/23/21 w Posty

  1. Wracając z zaświatów, z miejsca do którego nawet światło nie dociera i skontaktowaniu się przez mojego pośrednika z twórcą tego dzieła (czyli psorasem) i otrzymaniu pisemnej zgody, mogę ogłosić, że startuję z audiobookiem ,,Equetripa". Rozdziały będą pojawiać się w każdą sobotę o godzinie 16. Zakupcie bilety na ulubioną TLK'ę i weźcie ze sobą popcorn. NA GRUDZIĄDZ! Prolog Rozdział D0-P
    4 points
  2. Czytałem SA tak dawno, że nie pamiętam już gdzie skończyłem. Zaczynam więc od początku i tym razem z uporządkowanymi komentarzami. Przeczytany prolog i rozdział pierwszy. Beware the spoilers!!! Albo i nie Prolog - bardzo typowy, czyli dosłownie dwie strony wprowadzenia w świat opowiadania. Dowiadujemy się jak i dlaczego kuce zetknęły się z ludźmi, a także jak wielu krajów zareagowało na gadającą koninę. Wszystko opisane jest w nieco ironiczno-sarkastycznym stylu narratorki, który tutaj sprawdza się wyjątkowo dobrze. O samej historii, jaka ma się toczyć nie wiemy praktycznie nic, no ale od tego są kolejne rozdziały. Rozdział pierwszy - ten z kolei bardzo nietypowy. A przynajmniej tak się zaczyna. Standardowo spodziewałem się jakiejś interakcji z kucami, a tymczasem dostaję przemyślenia głównej bohaterki oraz jej starcie z familią Januszy. Mamy tu więc zarówno szanse lepszego poznania przyszłej zebry, jej charakteru, zdolności i podejścia do życia, jak również elementy humorystyczne, opierające się na czerpaniu garściami z realiów naszego paskudnego kraju. Ostatnia scena wprowadza sporo ożywienia - nie ma to jak atak terrorystyczny w krainie hałdoskoczków. Ale przynajmniej przeprowadzony profesjonalnie - zamiast ciskania w ludzi balonikami czy flaszeczkami, złe stworzenia walą na ostro z miotaczy. Zdecydowanie lubię to. W sumie dobrze, że zacząłem czytać go raz jeszcze, bo rzeczywiście gucio pamiętałem. A tak mogłem się dobrze bawić raz jeszcze. Podsumowując - na razie wiem niewiele, bo i niewiele zostało zdradzone. Tak na dobrą sprawę, poznałem wyłącznie główną bohaterkę. Dobre i to jak na sześć stron. W każdym razie początek Smaku Arbuza jest wielce zachęcający i nakłania do dalszego czytania. PS: Fajne xD. Pisz dalej.
    1 point
  3. ciekawy błąd, punkty i inne statystyki...
    1 point
  4. Wow! Jestem świeżo po przeczytaniu pierwszego z fików i przyznam, że mimo wielu dobrych opinii naprawdę mnie zaskoczył. "11:45 do Canterlotu" jest genialnym i szybkim oneshotem. Idealnie do poduszki! (Chociaż w sumie siedziałem przez niego do drugiej w nocy...) Fabuła jest wciągająca i już od pierwszych stron robi się ciekawie, co naprawdę jest sporym wyczynem. Charakter bohaterek jest tak dobrze napisany, że nawet z samych dialogów widać jaką mają osobowość, a także problemy. np. Pinkie ma nierówno pod sufitem, a Applejack to rasistka. Kupiłeś mnie rozmowami Rarity i AJ Podczas napadu, oraz strzelaniną z dynamitem w roli głównej (chociaż ten dynamit to kwestia sporna). A sam motyw autografów jest bardzo ciekawym pomysłem. Sam chętnie zrobiłbym coś takiego, gdyby tylko u nas na banki napadały takie szumowiny.
    1 point
  5. Przeczytane. Beware the spoilers! Albo i nie... Pierwszy fanfik ze styczniowego przydziału okazał się być czymś, lekkim i przyjemnym. Stanowi doskonały przykład na to, jak przyjemną historię można opowiedzieć, jeżeli połączy się zakutego łba, mieszającego się w nie swoje sprawy, jego misję, postacie epizodyczne, konflikt drugoplanowy, no i przede wszystkim mordobicie w knajpie. Chociaż to ostatnie było o wiele krwawsze niż na początku się spodziewałem i niż wydawało mi się właściwe - przynajmniej na pierwszy rzut oka. Na szczęście drugi rzut oka na dalszą część tekstu ujawnił, iż to wiedźma (tak, napisałem to celowo) niejako podgrzała atmosferę, stąd i zwały trupów. Jeżeli chodzi o stronę fabularną, to tak naprawdę za dużo się nie dowiedziałem - w fanfiku mamy jedynie skrawki świata i jego historii - i nie jest to najmocniejsza strona Paladyna. Ale i tak jest dobra, mimo że stanowi wyłącznie tło dla szybkiej, brutalnej akcji. Na specjalną pochwałę zasługuje sam opis walki - ciągnął się stronami, jednak przez swoje tempo i ilość uczestników nie nudził ani nawet nie nużył - kończyłem czytanie z taką samą satysfakcją z jaką zacząłem. Jedyne faktyczne zastrzeżenie jakie mam to używana broń. Halo, panie to karczma jest. Ciasno, stoły, belki, szynkwas i inne pierdoły. Gdzie tam miejsce do wymachiwania dwuręcznymi mieczami? Toż tylko kompletny kretyn (ukłon w stronę głównego bohatera) wybrałby taki sprzęt do walki w takim środowisku. Doświadczony morderca, jak Rubin, z pewnością zdecydowałby się na coś poręczniejszego, szybszego i zdradliwego. Ale jak pisałem, to jedyne zaskoczenie. Na głównego bohatera nie mam zamiaru kurwić, ponieważ sam tytuł fanfika zdradził z kim będę miał do czynienia. A jak wcześniej napisał Verlax, paladyni są "Lawful Stupid". Na dodatek prezentują cechę, za którą ich zdecydowanie nie cierpię, a która tu została pięknie przedstawiona. Mianowicie razem ze swoimi świętoszkowatymi zasadami wpieprzają się w nieswoje sprawy, niezależnie od tego czy ktoś ich o to prosi czy nie. I zwykle jeszcze ich się za to chwali, czego już kompletnie nie mogę zrozumieć. A jednak, chociaż zwykle życzę im szybkiego zgonu, tutaj miałem nadzieję, iż główny bohater przeżyje. Dlaczego? Bo teraz będzie musiał żyć ze świadomością, że krew jaka zrosiła podłogę i ściany karczmy jest w całości na jego kopytach. Gdyby nie mieszał się w nieswoje sprawy, a od razu przystąpił do konfliktu z czarnoksiężniczką, to może nie doszłoby do ogólnego mordolania i tylu śmierci. Ale tego nie zrobił i musi żyć z tym ile trupów padło z jego winy. I oby żył z tym jak najdłużej. Bardzo dobry fanfik, mam nadzieję, iż inne w tym uniwersum też się pojawią. Takich więcej!
    1 point
  6. Skoro jest to pisarski debiut, to muszę przyznać, iż naprawdę nie poszło źle. Teraz tylko szlifować umiejętności i będzie tylko lepiej :D. Co do prereadera/korektora, to jest tu w dziale temat gdzie można o kogoś takiego pytać, można też wejść na discorda Klubu Konesera Polskiego Fanfika i tam łowić chętnych. Powodzenia
    1 point
  7. Zakończmy maraton najnowszym tłumaczeniem od Królewskich Archiwów Canterlotu i zarazem całkowitym novum w dziale opowiadań. Jest to świąteczny komiks, tematycznie wpisany w uniwersum „Equestria Girls”, który podejmuje – a jakże – wątki związane ze świętami, rodziną, przyjaźnią, ale przede wszystkim z przebaczeniem, przy jednoczesnym zwróceniu uwagi na to, że w ten szczególny czas nikt nie powinien czuć się pominięty. Całkiem ładny tytuł, łatwo go zapamiętać, a ze świadomością, że to historia świąteczna, z samego brzmienia można nabrać wrażenia, że będzie to coś nostalgicznego, nastrojowego Cóż, dla młodszego odbiorcy, zapewne będzie to ilustrowana historyjka, niosąca ze sobą magię świąt w nie gorszym stylu niż stare bajki na kasetach VHS, które oglądało się zawsze, gdy za oknem sypał śnieg, wiał zimny wiatr, światełka na drzewach, budynkach i na wystawach świeciły całymi nocami, a w rodzinnym zaciszu nie brakowało przystrojonej choinki i innych ozdób, nie wspominając o prezentach, tłoku wynikającego z odwiedzin rodziny, no i podniecenia związanego z oczekiwaniem na wigilijny wieczór Ech, co ja wypisuję – przecież dzisiaj dzieciaki nie oglądają bajek, tylko grają w Minecrafta. A rodziny nie spotykają się tak licznie, bo wszyscy mają siebie dosyć nawzajem Taa, zdecydowanie nie jestem młodszym odbiorcą. Czar dzieciństwa dawno prysnął, jestem wszystkim zmęczony, twardo stąpam po ziemi, bywam cyniczny. Ale czy to znaczy, że nie mam szans cieszyć się komiksem? Okazuje się, że nie, nic z tych rzeczy. Chociaż to już jakiś czas po świętach, stroik stoi u mnie nadal (zresztą, stał cały poprzedni rok, bo sobie tak postanowiłem i wcale nie jestem leniwy ), a śnieg pada dopiero od niedawna, wprawdzie nie w tak oszałamiających ilościach jak np. 25 lat temu, ale to mi w pełni wystarczyło, by jeszcze poczuć cokolwiek wyjątkowego, związanego z zimą, świętami. Przedłożony na język polski komiks jest oczywiście cukierkową, bajkową opowieścią, acz nie tak do końca oderwaną od współczesnej rzeczywistości, no i zresztą owa cukierkowość i naiwność mogą przecież nieść coś pocieszającego, miłego, pozytywnego, zwłaszcza obecnie. No i chyba niekiedy samo potrafi to pomóc w sprawach nastrojowych, ogólnie. W skrócie – przeczytałem z przyjemnością. Motyw z mediami społecznościowymi zaleciał mi nawiązaniem do cyberstalkingu, przez co komiks nabiera nuty powagi, no i zachowuje aktualność, czyli bardzo dobrze. Całokształt historii okazał się czymś, co mogłoby zostać zrealizowane w ramach oficjalnej animacji, możliwej do obejrzenia jako telewizyjny special. Ale tego chyba należało się spodziewać, skoro to nie jest komiks fanowski, ale oficjalne wydawnictwo No właśnie, chyba nie ma sensu rozwodzić się nad kreacjami bohaterek, pomysłami oraz ich realizacją, wkładem do kanonu, czy też oceniać, jak się to ma do filmów, co nie? Przejdę zatem do historii, z miejsca czepiając się pewnej rzeczy. Mianowicie, akcja komiksu rozgrywa się po „Rainbow Rocks”, tak? Hm, najwyraźniej musi, skoro to zima. W takim razie, skąd zdziwienie Sunset Shimmer, że „to właśnie się robi na piżamowych imprezach”? Albo tekst, że „nie robiłam czegoś takiego już od dawna”? Przecież to na pewno nie jest jej pierwszy raz. Przecież już była na piżamowej imprezie, Twilight próbowała wtedy pisać przeciwzaklęcie. Ech, Alzheimer skubany, zbiera żniwo wśród coraz młodszych. Ale przynajmniej dzięki temu Sunset będzie mogła przeżywać pierwsze piżamowe imprezy wielokrotnie W sumie, opowiadanie otwiera rozmowa z Applejack, z której wynika, iż Sunset od bardzo dawna nie miała okazji cieszyć się prawdziwie rodzinną, ciepłą wigilią, jako, że nawet w Equestrii nie trzymała się zbyt blisko swoich. Poruszona tą opowieścią Applejack, jako że rodzina jest dla niej czymś szczególnie ważnym, postanawia wraz z dziewczynami zorganizować nie jedną, ale aż pięć piżamowych imprez, z czego ostatnia będzie mieć miejsce na rodzinnej farmie. Tam też – mały spoiler – zostanie wygłoszony finalny morał historii, aczkolwiek, ja wyciągnąłem z komiksu swój własny morał, który brzmi: zawsze blokuj swój telefon. Zawsze! I niech robi fotki temu, kto próbował go odblokować ostatnim razem. Może pomóc w śledztwie. No tak, ale o co chodzi z tym telefonem, zapytacie? Otóż, jak wiecie, współczesne smartfony umożliwiają nie tylko rozmowy, ale także wykonywanie zdjęć oraz nagrywanie filmów, że nie wspomnę o dostępie do internetu, ale co się stanie, gdy jakiś ktoś celowo doprowadzi do wycieku niezręcznych sekretów, na przykład na jakiś portal społecznościowy, gdzie wszyscy uczniowie będą mogli to zobaczyć? Niewykluczone, że będzie to kość niezgody, która podzieli nawet najbliższe przyjaciółki, ale komu mogłoby na tym zależeć? Ano tutaj do akcji wkracza tajemnicza Panna Nikt. W gruncie rzeczy, historyjka jest całkiem wciągająca, aczkolwiek nie wydała mi się zupełnie świeża. Miałem wrażenie, że gdzieś już widziałem podobny motyw z cyberstalkingiem. Przez moment troszkę się zmartwiłem, gdy Twilight Sparkle zaczęła pisać o Windigo, miałem nadzieję, że nie to okaże się źródłem przedstawionego konfliktu w komiksie. Dlaczego? Bo coś mi to przypominało, toteż takie rozwiązanie byłoby w mojej opinii odtwórcze, głównie w stosunku do drugiego filmu. Ale rozwiązanie, które poradziła Twilight... chociaż nie trzeba było mierzyć się z żadnym Windigo, poskutkowało i w sumie podobało mi się rozwiązanie wątku, chociaż nie ma co się oszukiwać – było to przewidywalne. Zajęło mi trochę czasu odgadnięcie tożsamości Panny Nikt, ale... Najważniejszym przesłaniem jest oczywiście samo zakończenie. Fakt, rodzina zawsze się może powiększyć, ale podobało mi się to, że w sumie wydźwięk był taki, że rodziną mogą być również najbliżsi, prawdziwi przyjaciele, których każdego roku może być coraz więcej i więcej. Czyli nie tylko więzy krwi, ale również więzy emocjonalne. Było to bardzo miłe i wspaniale współgrało z tematyką świąteczną. Aż szło zapomnieć na moment o własnych problemach, toteż doceniam Fajnie, że w międzyczasie dzieją się różne rzeczy, w ogóle, że sam początek ma w sobie coś smutnego, przedstawiając główny problem, który jednak odpowiednio szybko zostaje przykryty przez wątek Panny Nikt i jej internetowej działalności. Zaczyna się niewinnie, ale rozkręca bardzo sprawnie. Ciekawe wspomnienie z Applejack i świniami, ale... DAMN, jak tam musiało śmierdzieć Co ona, od małego lubi w brudzie i smrodzie siedzieć, a teraz pozwala sobie lakierować paznokcie? Cóż, słodka, dziecięca niewinność i nieświadomość, jak sądzę. Nie no, to rzeczywistość kreskówkowa, tam pewnie nie istnieją takie kategorie. Radosna zabawa w błotku z przyjaznymi świnkami, tylko tyle. Ale nie mogli wymyślić czegoś takiego, że za małolata zbierała jajka od kur i taki miała sposób na te kury, że wołali na nią „chicken”? O ile się nie mylę, mówi się tak na tchórzy (byłoby to poniżające dla kogoś o charakterystyce Applejack), wprawdzie wtedy z tłumaczeniem mógłby być mały problem, ale przecież bez wyzwania nie ma zabawy, no i zawsze pozostaje „trzęsikuper” "Prosiaczek" bardziej byłoby obraźliwe dla Rarity, bo grube i taplające się w brudzie, tak mi się zdaje Jeśli chodzi o kreskę, to cóż, jest to dla mnie coś nowego (Efekt zbyt częstego czytania mang. W sumie, początkowo próbowałem to czytać od prawej do lewej, odwrotnie, ale prędko się ogarnąłem.), ale w sumie komiks wyglądał całkiem w porządku. Inaczej, niż oryginalny, filmowy styl, nieco bardziej uniwersalnie, ale nadal kolorowo, cukierkowo, co do projektów postaci, scenerii itp. nie mam zastrzeżeń. Ekspresje w porządku, chociaż momentami efekt był taki, że znane bohaterki sprawiały wrażenie starszych, czasem wydały mi się lekko... oszpecone to może za mocne słowo, ale sprawiały wrażenie mniej urodziwych. Smutne ekspresje Sunset, gdy dziewczyny oskarżają ją o bycie Panną Nikt, potrafiły być deczko przejmujące. W sumie, troszkę szkoda, że nie przewinęli się rodzice poszczególnych postaci, jedynie babcia Smith, początek komiksu dał taką nadzieję, byłem ciekaw jak będą wyglądać w tym stylu. Ano, była Maud, musiała być. Nie ma sprawy, ale jestem pewien, że to ser ściekał z pizzy No, ale tak czy owak, rysunki miłe dla oka, kolorki jasne, ale bardziej stonowane w stosunku do filmu, generalnie przyjemnie się na to patrzyło, no i trzeba docenić pracę Królewskich Archiwów, gdyż tłumaczenie komiksu nie sprowadziło się wyłącznie do podmianki tekstów w dymkach, czasem trzeba było sobie poradzić z komiksowymi onomatopejami, które występowały bezpośrednio w kadrach, nierzadko przysłaniając określone postacie czy elementy otoczenia, zgaduję, że to już nie jest taka prosta sprawa. Podobnie, jak portal „Nasza Stajnia” (fantastyczne nawiązanie ). Generalnie, w tej nieoficjalnej, polskiej, wersji, wszystko wygląda świetnie, niewtajemniczony gość mógłby odnieść wrażenie, że to oficjalna lokalizacja na rynek polski, tak profesjonalny okazał się efekt końcowy. Brawo! A samo tłumaczenie? Bez zarzutu. Dialogi były naturalne, pasujące do bohaterek, najwyraźniej niczego nie straciły w wyniku translacji. Zero dziwnych szyków, zero poważniejszych błędów, wszystko mieściło się w dymkach, czytało się to wartko, aczkolwiek zastanawiam się, czy nie przydałaby się także forma magazynu na Issuu, a'la Equestria Times, dla wygody... Rozumiem, że pierwotnie tłumaczenie miało się ukazywać odcinkami, ale obecnie, takie rozwiązanie zaoszczędziłoby troszkę czasu, który przy wersji na dA trzeba poświęcać na scrollowanie, klikanie, ładowanie, powiększanie itd. Zaznaczam, że nie mam wiedzy, czy dA oferuje podobną opcję, w sumie, to jednocześnie odpowiedź dlaczego nie ma moich komentarzy do stron właśnie tam – ten nowy DeviantArt średnio mi się podoba, jest powolny, nieintuicyjny, nie obsługuję go, bo nie umiem i nie dam rady. Od czasu do czasu coś tam wrzucę, ale naprawdę, brak mi chęci, by się go nauczyć od nowa. Klasyka – próbowano naprawić to, co nie było popsute Ale serio, powinienem coś tam pokomentować, wiem. Zwłaszcza, że Lyoko troszkę się naprodukował przy opisach poszczególnych stron. W każdym razie, jest to bardzo ładny prezent świąteczny, dość nietuzinkowy, do tego przygotowany z dbałością o detale, nie można odmówić ekipie zaangażowania, czy godnego podziwu zapału, gdyż, jak dobrze rozumiem, wprawdzie nie wszystko poszło w pełni zgodnie z planem, ale udało się wypuścić komiks przed świętami, w odcinkach. Gratuluję i zazdroszczę Wprawdzie już po świętach, ale skoro nadarzyła się okazja, złożę szanownym Archiwom życzenia, by nigdy, przenigdy nie musiały walczyć z tzw. piekłem deweloperskim i by kolejne projekty trzymane były w bezpiecznej odległości od tego miejsca, no i by jak najszybciej trafiały na łamy forum, gdyż to zawsze ogromna przyjemność, móc sprawdzić nowe tłumaczenie, jak się okazuje, nie tylko zwykłego fanfika. Póki w jakimś sensie funkcjonujemy na oparach minionych świąt, warto zajrzeć i przekonać się na własne oczy, co to za historyjka. Myślę, że jeszcze da się złapać odpowiedni nastrój. Nie polecam czytać w wiosnę, czy lato, zwłaszcza, jeśli będzie parno, upalnie. To pozycja w sam raz na święta, zimę, chłodne dni, długie noce, wtedy to zapewne klimat w pełni rozwinie skrzydła. No, chyba, że nie robi to Wam różnicy. Tak czy inaczej, ogromne dzięki, wszystkiego dobrego i powodzenia przy następnych produkcjach oraz projektach!
    1 point
  8. Mój ziomek tak miał i siedem dni później umarł.
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Utwórz nowe...