Skocz do zawartości

Matalos

Brony
  • Zawartość

    1435
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Matalos

  1. Ambroży patrzył z podziwem, jak przeciwnik wzbija się w powietrze, unikając wybuchu jego torby. Jako człowiek przywiązany do ziemi i kawy, zawsze podziwiał obiekty latające,  do czasu aż nie przeszkadzały mu w konsumpcji czarnego napoju.

    Słysząc głośne "Ja fruwaaaam" oponenta roześmiał się głośno i poklepał po kolanach. Głośno pociągnął nosem i spojrzał na krzewy kawowe, jakie wyrosły na początku walki. Pokiwał z uznaniem głową.

    - Jeszcze chwila i będą gotowe... - mruknął.

    Gdy odwrócił się, zobaczył jak technomanta wrzuca kurczaka do rtęci. Pokręcił tylko głową, z żalu nad takim oto marnotrawstwem pysznego drobiu.

    Sięgnął do kieszeni płaszcza i wyszarpnął z niej kawałek nitki. Zaczął czyścić zęby, obserwując co powstanie z tej mięsno-chemicznej mieszanki. Odsunął się grzecznie od kilku kropel nadlatującej rtęci, nie chciał przeszkadzać magowi w jego pokazie.

    Gdy z rtęci zaczęły wychylać się kurczaki, mag z zaskoczenia aż połknął nitkę. Kaszlnął głośno kilka razy i uderzył się w pierś. Zaczynał odczuwać braki kawy, a musiał jeszcze chwilę poczekać, aż coś  się w tym temacie zmieni.

    - Uważaj na przeciwpancerne dzioby - powiedział Ścierwisław i zaczął czytać swój pojazd. Ambroży wyszarpnął nitkę z ust i rzucił ją na ziemię, aby okazać pogardę dla takiego braku szacunku.

    Jednak kawowy mag miał teraz inny problem. Mechaniczne dzięcioły. Nie miał swojej magi kawy, więc postanowił się odwołać do zaklęć MG.

    Podrapał się po głowie... Co to mistrz mówił? "Uważaj na przecinki." nie, to nie było to. "Witaj na fo..." nie, to na pewno nie.

    - Już mam - zakrzyknął wesoło mag. Wyciągnął zaciśnięte ręce przed siebie, wyciągnął palec wskazujący i kciuk i uformował z nich prostokąt. Spojrzał na każdego kurczaka i roześmiał się.

    - Zmiana systemu! - zakrzyknął i splunął przez prostokąt.

    W jednej chwili kurczaki zmieniły się w małe, plastikowe figurki. Obok każdej leżała mała karteczka, informująca o ich statystykach.

    - Spokojnie, twojemu drobiowi nic nie jest - powiedział do oponenta i zerwał kilka dojrzałych owoców kawy. Zjadł je niemal natychmiast. - Po prostu przyjął formę, pasującą do nieco innego wymiaru - dodał. Następnie położył dłonie na ziemi i wyszeptał kilka słów.

    - Na potęgę Mistrza Gry, Pana Podziemi, Miszczunia Gierek, Pana Światów, Miszcza Galaretki... przybywaj - po wypowiedzeniu tej formułki, na przeciwnika zaczęły spadać, niczym meteory podczas Armagedonu, kości do gry. k4, k6, k8, k10 k20... wszystkie rodzaje jakie zna ludzkość i inne uniwersa. Oczywiście wartość bojowa takich przedmiotów, w ich wielkości podstawowej byłaby nikła, dlatego też atak Ambrożego składał się z kości, wielkości kuli do kręgli. Około dwóch setek kości kierowało się na Ścierwisława.

    Mag kawy osiadł ciężko na ziemi. Zaklęcia mistrzów gry były strasznie wyczerpujące. Potrzebował chwili odpoczynku... albo kawy. Postanowił, że położy się na chwilę, odsapnie.

  2. Ambroży nie słuchał przeciwnika, był zbyt zajęty piciem kawy i wypuszczaniem strumienia pary na wroga. Jednak, gdy ekspres został oblany tajemniczą mazią, a następnie zaciął się, mag kawowy przytomnie odrzucił go daleko od siebie.

    Jednak tylko pozornie stał się zagrożona przez, nadal nieugaszoną, pożogę. Ambroży może i był dziwny, ale był bardzo przekonany do tego, aby dalej żyć.

    Chwycił więc swoją torbę, skierował ją na ogień i otworzył ją na całą szerokość. Błysnęło jasnobrązowym światłem, a cała pożoga, niczym kawa płynąca z ekspresu do filiżanki zaczęła wpływać do wnętrza torby.

    Gdy cały ogień został w ten sposób wchłonięty, Ambroży zamknął ją i rzucił w przeciwnika.

    Sam zaś sięgnął do brody i wyciągnął z niej kilka ziarenek kawy. Rzucił je tam, gdzie magia technomanty nie uszkodziła piachu.

    - Zaklęcie "Wiecznego głodu" - powiedział do swojego przeciwnika. - Wszystko wejdzie do tej torby... Ale jest mały haczyk. Musi to być stabilne, inaczej wybucha - spojrzał na puchnącą właśnie torbę. - Pod twoimi nogami masz właśnie mały gejzer kawy i własnego ognia... Który wybuchnie właśnie... teraz - dodał dla dramatyzmu.

  3. Zniżacie lot, jednak Luna w pewnym momencie zatrzymuje się, niedaleko ziemi. Spogląda na ciebie, ze zdziwieniem i mówi:

    - Night, coś się stało? - pyta wyraźnie zmartwiona. - czemu lądujemy, a nie lecimy dalej?

    - Właśnie - dodaje leżąca na twoim grzbiecie Twilight. - Czemu nie próbujemy uciekać? Coś się stało?

  4. Słysząc dźwięk parującej kawy Ambroży odwrócił się błyskawicznie z strachem w oczach. Widząc jego wojowników, parujących w płomieniach, uśmiechnął się jednak podrapał się po brodzie.

    - Cóż... spodziewałem się innego ataku, ale zawsze warto wiedzieć coś o przeciwniku - mruknął mag, niezbyt przejęty nadlatującym atakiem. Następnie wyszarpnął z torby ekspres do kawy.

    Srebrno-czary, z błyszczącym, szafirowym napisem "KAVA2000". Trzy wejścia na filiżanki, dwa zbiorniki na ziarna, spieniacz do mleka z funkcją mieszadła, wlew na wodę i mleko, który w krytycznych sytuacjach może służyć za zlew, oraz to, co Ambrożego interesowało najbardziej... Osobne ujście pary, o otworze wielkości rury wydechowej tira. Specjalnie takie, gdyż automat posiadał wewnętrzny silniczek parowy, wymagający drobnych ofiar w postaci węgla. No i niekiedy trzeba przygotować beczkę spienionego mleka... Ale to inna historia.

    Oczywiście ta broń jest bardzo poręczna i używanie jej wymaga zaledwie dwóch rąk. Jedna utrzymuje broń, a druga pije kawę.

    Ambroży nacisnął kilka przycisków na obudowie, ekspres zaczął się trząść, cicho buczeć i wydawać delikatne pipczenia, jak u uzbrajającej się bomby na filmach.

    Zanim płomienie sięgnęły choćby brody maga, ten wypuścił z urządzenia strumień pary, pod ciśnieniem tak wysokim, że Mount Everest czuło się karłem. Gdy zderzyło się z falą płomieni, najpierw ją powstrzymało, trzeszcząc niczym kawał stali i błyskając magicznymi iskrami. Następnie zaczęło odwracać kierunek lotu ognia, kierując go prosto na oponenta.

    - Magiczna para to nie przelewki - mruknął, starając się utrzymać odrzut ekspresu. - Ciekawe jak poradzisz sobie z swoim własnym atakiem.

  5. Ambroży spojrzał an przeciwnika i wzruszył ramionami.

    - Cóż... gratuluję ciekawej... postaci - powiedział z krótka przerwą. - Zatem, jak to ująłeś... "Naparzajmy się".

    Mówiąc to, mag kawowy rzucił ziemię przed sobą te kilka ziarenek jakie przygotował przed nadejściem oponenta.

    - Stare dobre zaklęcie... - mruknął pod nosem. - ESPRESSO! - wykrzyczał tak, aby zgromadzeni na trybunach mogli go usłyszeć.

    Z ziemi wyrosły cztery, wąskie, humanoidale postaci zbudowane z żywego espresso. Drgając lekko istoty ukłoniły się Ambrożemu.

    Mag kawowy wskazał im oponenta. Istoty, zaszarżowały na wroga, z mrocznym rykiem ekspresu.

    - Hmmm... - mruknął - ciekawe jak sobie poradzisz z moimi pomagierami? Tylko nawet nie próbuj ich wypić - dodał szybko. - Rozsadzą cię od środka - uśmiechnął się do własnych myśli. - Są odporni na wszelkie próby uszkodzenia, cały czas się regenerują - dodał, jakby od niechcenia.

    Nagle zatrząsł się i stwierdził:

    - Mrożona kawka jest całkiem niezła...

  6. Ambroży strzelił palcami u stóp i raźnym krokiem wkroczył na arenę. Publiczność patrzyła z konsternacją na jego pancerz.

    Składający się z utwardzonej pianki kawowej, otaczał maga nie tylko ochroną, ale i przyjemnym dla jego spiczastego nosa zapachem świeżo parzonej kawki.

    Przez ramię czarodzieja przewieszona była średniej wielkości torba, zrobiona (jakżeby inaczej) z łodyg kawowca.

    Ambroży spojrzał po zgromadzonych i uśmiechnął się, ukazując żółte zęby.

    - Witajcie zgromadzeni - zakrzyknął. - Mam nadzieję, że dostarczę wam rozrywki. Chciałbym powitać mojego... chwilowo nieobecnego, oponenta.

    Kawowy mag spojrzał po arenie. Piach. Niezbyt dobra gleba, ale na jego zaklęcia powinna wystarczyć. Zwłaszcza, że ma kilka... wspomagających na wszelki wypadek.

    Ambroży sięgnął do torby. Zgodnie z tradycją rodu Couffe, przed walką należy wypić mrożoną kawę, dla oczyszczenia umysłu. Co prawda, Ambroży był pierwszym który stoczy jakikolwiek pojedynek, ale to tradycja, nieprawdaż?

    Mag wyciągnął z torby mrożoną kawkę i wlał sobie do ust ją szybkim ruchem. Zatrzeszczało, coś strzeliło, oczy maga błysnęły na brązowo. Był gotowy...

    Wyciągnął z torby kilka białych ziaren kawy i rzucił je za siebie. W ciągu chwili miał za plecami spore, pełne dorodnych ziarenek pole kawy. Uśmiechnął się, kiedy silny zapach roślinek wypełnił mu nozdrza.

    Następnie wyciągnął z torby trzy, szare owoce. Ułożył je w ręce i spojrzał w kierunku skąd miał nadejść przeciwnik.

  7. Odwracasz się i wychylasz delikatnie zza krzaków. Zebra jeszcze ciebie nie zauważyła, jest zbyt zajęta zbieraniem roślin.

    Ma duży czub na łbie, jest, jak każda zebra, czarno biała, a na zadzie ma jakiś dziwny tatuaż. Zbiera jakieś tajemnicze, różnokolorowe kwiaty rosnące przy drzewach.

    Stoisz za nią, więc jeszcze ciebie nie zauważyła.

  8. - Jestem... przyjacielem - mówi głos. - Znaliśmy się kiedyś, mam u ciebie... pewien dług. Myślę, że warto go spłacić, skoro goni ciebie moja zwariowana siostrzyczka, nieprawdaż? - dodaje głos, słyszysz lekkie rozbawienie pod koniec zdania. - To jak będzie? Lądujecie?

  9. Big Sistah... Biedactwo, Arjen pewnie ci coś zrobił, że takie coś wymyśliłaś.

     

    Postanowiłem, że dołączę do gry/zabawy/tego co wymyślisz bo:

    - Lubię wyzwania.

    - Lubię gry.

    - Nie mam pojęcia jak to będzie wyglądać  :derptongue:

    - Podoba mi się ta koszulka.

    - Chcę zobaczyć wąsy w moim avku ;)

     

    Więc... zobaczymy co będzie.

  10. Ruszasz w kierunku lasu, powoli przebierając kopytkami. Sad ciągnie się rzez kilka metrów a potem wychodzisz na małą polanę. Poprawiasz torbę i ruszasz do ciemnego lasu. Wchodzisz na kilak metrów do środka, kiedy do twoich uszu dociera jakaś rymowanka

    - Krójnik na krzywe kości, molnik na poranne mdłości...

    Nigdy wcześniej nie słyszałeś takiego akcentu.

  11. - Spiórkamy stąd - rzuca klacz i wbiega na piętro.

    Ożywiony kucyk zaczyna wyraźnie przyspieszać, nozdrza rozszerzają mu się i kurczą w jakimś szalonym rytmie, trzęsie się lekko, ale idzie uparcie w twoją stronę. Jesteś jak zahipnotyzowany. Kuc otwiera swoje powieki, ukazując idealnie czarne oczy. Przed oczami robi ci się ciemno...

     

    Wtem brzdęk szkła wybudza ciebie z letargu. Widzisz, że zbliżyłeś się do kuca, że brakuje ci tylko kilka kroków aby stanąć z nim pyskiem w pysk. Wtem ożywieniec dostaje dużym globusem, zrzuconym przez Multi.

    - Wybiłam szybę, chodź! - krzyczy zdenerwowana.

  12. - Ja staram się ułożyć to zaklęcie co było na schodach - odpowiada Twilight, przerywając mruczenie. - Idzie dość powoli... ale chyba dam radę.

    Już masz coś powiedzieć, gdy nagle rozlega się głośny, upiorny ryk.

    - DORWĘ WAS!! - echo niesie się na dalekie odległości. Zdecydowanie musicie przyspieszyć.

  13. Bierzesz swoje rzeczy. Na ciebie już czas, w końcu szukasz spokoju. Głównie to przygoda wrzucała ciebie na siłę do jakiś zadań... Może wreszcie zostaniesz panem własnego losu.

    Na szczęście były tutaj wszystkie twoje rzeczy, równo poukładane w jednym kącie.

    Wychodzisz ze stodoły. Jesteś w długim i szerokim sadzie jabłkowym, przepełnionym zapachem dojrzałych owoców. Aż ci ślinka pociekła. Widzisz w oddali małe miasteczko, a w przeciwnym kierunku, niczym czarna plama, rozciąga się jakiś czarny las.

  14. - Jestem za - odpowiada szybko Luna i rozpościera skrzydła. W innym momencie mógłbyś długo podziwiać księżniczkę, ale teraz nie ma na to czasu.

    Twilight powoli i niechętnie odeszła od płyty. Jeszcze rzuciła na nią jedno, szybkie spojrzenie i wskoczyła ci na plecy.

    Wzbijasz się wraz z Luną w powietrze i odlatujecie. Słyszysz jak Twi memle w pysku jakieś słowa.

    I pomimo tego, że się oddalacie od zranionej klaczy, ta wciąż wyje tak samo głośno.

  15. - No dobrze... - odpowiada Multi. - Widzę, że będę musiała to zrobić tak samo jak ze brodaczem... ech - wzdycha ciężko i... zaczyna maleć.

    Ale zmienia się też cała budowa jej ciała. sierść staje się czarna, zaczyna nakładać się na ciało tworząc coś w rodzaju pancerza. Róg zmienia się w chropowate, poszarpane i  podziurawione poroże. Oczy zmieniają kolor na srebrzysto-szare i zaczynają delikatnie świecić. Ogon prostuje się, dłuży, obrasta skórą...

    I w tym momencie trafiasz klaczkę kamieniem. z iście zabójczą precyzją. Trafiasz między dwa, srebrne punkty na jej pysku. Klacz stęka i zakrywa pysk kopytami.

    - Boli!! - krzyczy przeszywająco, piskliwym głosikiem. - Bardzo boli...

  16. Multi odwraca się i widząc nadchodzącego kuca piszczy i rzuca się do biegu. Razem biegniecie przed siebie, chcąc wydostać się z biblioteki.

    Dobrze, że przynajmniej macie zwój.

    Podbiegasz do drzwi i szarpiesz za klamkę. Za zatrzaśnięte, albo... przytrzymywane od zewnątrz. Tak czy inaczej, musicie szukać innej drogi ucieczki.

×
×
  • Utwórz nowe...