Skocz do zawartości

Ziemniakford

Brony
  • Zawartość

    364
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    14

Posty napisane przez Ziemniakford

  1. No dobra, czas odpowiedzieć na pewne pytania, dopowiedzieć pewne kwestie i naprostować parę spraw. I zastrzegam, że będą czasem głębokie spoilery, także tego… smacznego?

    Spoiler


    Zacznijmy od zupełnego środka, bo od komentarza Hoffmana. Hoffman pisał, cytat:

     

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    W przekazie idzie odnaleźć poważniejsze problemy – mniej lub bardziej umiejętnie wplecione między wierszami, acz przeważnie tonące gdzieś w formie – jednakże z reguły wszystko zawiera się w ramach rzeczywistości komiksowej, tzn. przypomina to, nawet bardzo, znane nam z serialu animowanego uniwersum, lecz wykoślawione poprzez typowo fanowski edge, groteskę czy rzeczy zaczerpnięte z dzieł wymienionych w posłowiu.

     

    (dla uczciwości trzeba zaznaczyć, że już wcześniej i Cahan i Obsede używali np. określenia edge odnośnie Złodzieja Dusz)

     

    A także:

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Jednakże, czytając te wstawki, a także scenę rozmowy z hrabią Wonderful, nie dawało mi spokoju to, że z czymś mi się to kojarzy, że mam o tym jakieś wrażenia, których nie mogę opisać, bo nie wiem co jest na rzeczy. I rozdział drugi, prócz tego, że przedstawił kolejne postacie i wprowadził nowe wątki, acz nie zapominając o śledztwie, nareszcie pozwolił zdefiniować moje skojarzenia. Rozdział otwiera tytułowy „bal”, który bez pieśni rozpocząć by się nie mógł, lecz nie musiałem długo czytać, by zrozumieć, że dotychczasowe wrażenie poetyckości, podniosłości, szeroko pojęte „nadmuchanie” poszczególnych fragmentów czy interakcji, kojarzyło mnie się z przedstawieniem teatralnym.

     

    Zarówno wcześniej, podczas rozmowy z hrabią, jak i tutaj, gdy rozkręca się bal, zachowania postaci wydają się przerysowane, zaś opisy, włącznie z narracją, sprzyjają teatralnej otoczce; sporo tutaj wykrzykników, dużo wielkich słów, wydźwięk jest patetyczny, oczami wyobraźni widzę ogromną salę, barokową scenografię i kostiumy, a występujący na scenie aktorzy specjalnie wykrzykują emocje ponad miarę, poruszają się nad wyraz energicznie, idąc specjalnie jak najgłośniej tupią o deski i to wszystko odbija się echem. W ogóle, cały fanfik można tak opisać – bardzo długi, utrzymany w barokowej stylistyce spektakl, gdzie na pierwszy rzut oka przesadza się niemal ze wszystkim, lecz pod spodem znajduje się całkiem prosta, acz przemyślana opowieść o dwóch indywiduach, które najwyraźniej widziały wszystko, co świat ma do zaoferowania, a których to losy są trwale splecione.

     

    A na koniec:

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Trochę już tego dotknąłem, ale ogólnie chodzi o to, że ta stylistyka jest dosyć specyficzna, rzekłbym, że barokowa w tym sensie, że lubi przesadzać. Czasem to działa, czasem nie. Coś czasem zapadnie w pamięci, innym razem przejdzie bez echa. Dużo nad wyraz ubarwionych porównań, jak chociażby częste porównywanie konwersacji do bitwy prowadzonej przez dwa stronnictwa, z całą charakterystyczną dla tejże dziedziny nomenklaturą, innym razem obrazy wiszą jak wisielce (chwilę kminiłem co autor miał tu na myśli, bo samobójstwo można popełnić na różne sposoby), no i mam wątpliwości na ile kolor „radzieckich bloków” ma sens w świecie, w którym nigdy nie było związku radzieckiego, i tak dalej, i tak dalej. Postacie zachowują się i wypowiadają dosyć teatralnie, o czym też już pisałem. Przeważnie to działa, czego nie można powiedzieć o filozoficznej stronie dzieła.

     

    I odpowiadając, dość krótko i zbiorczo… tak. Jest tu masa patosu, przerysowania, teatralności. Na tyle, że sam się niejednokrotnie zastanawiałem, czy nie aż za dużo. Nie będę tego ukrywał. Na tyle, że aż w pewnym momencie dopytałem (ale nie pamiętam, czy Hoffmana, czy kogoś innego), czy nie przesadzam. Co ciekawe, a wcale nie byłem tego pewien, wyszło to dobrze, a wręcz za mało w niektórych miejscach. Lubiłem w ten sposób pisać.

     

    A odnosząc się dalej do komcia Hoffmana:

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Natomiast z tej opowieści wcale wynika nie to, że po podpisaniu cyrografu i wyruszeniu w świat bohater – na imię mu Rafael – został Handlarzem Słów, ale że był nim wcześniej, właściwie nie wiadomo na jakiej zasadzie. Niby konkluduje, że od tamtej pory jest znany jako Handlarz, ale to nie znaczy, że faktycznie nim jest – tę informację uzyskujemy od Złodzieja Dusz, który stwierdza, że faktycznie to jest Handlarz. Mało tego, jego wypowiedź sugeruje, że Rafael może nie być jedynym takim Handlarzem w historii. Może jedynym wciąż żyjącym, ale jednak. Sieje to ziarno niepewności czy po świecie stąpają tacy, jak on, lecz pozostają śmiertelnymi kucykami, czy też jest inaczej.

     

    No, to akurat po prostu mój błąd z tym sformułowaniem. Ale w sumie, jest to jakiś materiał na małe poboczne opowiadanie – może coś o tym jak kucyk ziemski został bibliotekarzem na służbie księżniczek? Tu w sumie już przez nie mógłby tak zostać nazwany. Zobaczymy, może coś dobrego z tego błędu wyniknie.

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Nim zapomnę – Rafael, jako imię, jest w porządku. Ale czy to Nameless serio było konieczne? Po zapoznaniu się z całością nie wydaje się to mieć szczególnego znaczenia; jeżeli miał być bezimienny (czyli tytułowy Handlarz mógłby być nikim i każdym), wówczas po co w ogóle zdradzać jego imię, zaś jeżeli już mieliśmy je poznać, nie lepiej byłoby obrać na nazwisko coś innego? Coś z innego języka, co mogło znaczyć tyle, co „nie posiadający imienia”, acz brzmieć tak, by wskazywać na pochodzenie? Na przykład z północy czy skądś?

     

    Jeśli mam być szczery, to absolutnie nie pamiętam genezy nazwiska. Na tyle, że sprawdziłem notatki, przeszukałem na szybko rozmowy… ale nic nie znalazłem. Zgaduje, ale tylko zgaduje, że chciałem nawiązać do klasyka, do jednego człowieka, który odmienił losy wielu setek, ale mogę tylko zgadywać obecnie. Co ciekawe, już w notatkach mam napisane (częściowo), że jest to „oryginalne” (i to napisane oczywiście z ironią), także być może zachowało się to jako jeden z placeholderów historii, jak podmieniec.

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Właściwie, owego kreatywnego formatowania nie ma w tekście znów tak wiele (w tej chwili przypominam sobie jeszcze zdanie napisane w kolorze białym – białe na białym jest niewidoczne, trzeba je zaznaczyć, by je „odkryć”), zdecydowanie częściej narrator wypowiada się w sposób, którego ja osobiście nie odebrałem jako trolling, lecz jako... coś dziwnego. Coś, co w kontekście całości do niczego nie prowadzi. Łudziłem się, że ta zastanawiająca, miejscami sugerująca samoświadomość fanfika narracja, przyniesie ze sobą coś więcej, gdy nadejdzie właściwy czas. Może coś się wydarzy, może ten narrator okaże się jakąś postacią, która od początku brała udział w opisywanych wydarzeniach czy stanie się inny twist, który nada całości nowego wymiaru. Tak się jednak nie stało. I to, w mojej opinii, z perspektywy czasu, faktycznie wydaje się niepotrzebne. Z jednej strony brak tych fragmentów wiele by nie zmienił, lecz z drugiej nie burzyłby klimatu czy czwartej ściany. Gdyby miało coś z tego wyniknąć, to rozumiem eksperyment, lecz eksperyment dla samego eksperymentu z reguły się nie udaje. „Handlarz Słów” nie jest od tejże reguły wyjątkiem, a szkoda.

     

    W sumie, jeśli kiedyś będę pisał to od nowa i poprawiał, to może zastosuje te rozwiązanie, które już wcześniej mi sugerowałeś.

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Sprawa druga, czyli wątek Meadow. Jak dla mnie wszystko pasuje. Jej motywacja, stara jak świat, sztampowa, ograna do bólu, w ogóle mi nie przeszkadza, nawet byłbym gotów ją tłumaczyć. A możliwości jest kilka. Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę, ale chyba nie podano nam, nawet orientacyjnie, wieku tej postaci.

     

    To jest dla mnie jedno z zaskoczeń przy odpisywaniu. Bo nic nie mam o tym nawet w notatkach. Dość powiedzieć, że ta postać w notatkach występuje jedynie jako „przyjaciółka Handlarza”.

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Co mimo wszystko stwarza inną wątpliwość – czy Złodziej naprawdę potrzebował czekać (?) tyle czasu, nim nadarzyła się okazja do konfrontacji? Naprawdę nigdy przedtem nie było sposobności, by doprowadzić do takiego pojedynku?

     

     

    Zwrócę uwagę na parę spraw. Handlarz idzie na konfrontacje pewny, wręcz zadufany w sobie, wyzywa biedną Storm (no, czy taką biedną to inna sprawa, ale uznajmy, że tak, dla dobra zdania), nie cacka się specjalnie, będąc praktycznie przekonanym, że wygra. Pewność siebie nie bierze się (zazwyczaj) znikąd. Złodziej po części chciał czekać, ustawić planszę pod siebie, by nie doszło znów do takiego wypadku, jak za pierwszym razem. Zresztą, musiał mieć też coś, czym zwabi Handlarza. Wspomnę tylko, że „pasy osobowości” nie padły przypadkiem z ust Złodzieja, gdy ten wysyłał Sombrę.

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Opisy z nią [Storm – przypomnienie Ziemniaka] były fajne (zwłaszcza te, w których się regenerowała, czy też „ściągała” Swarm Hope na pojedynek), podobały mnie się jej kwestie, akurat w mojej głowie była energiczna, pełna inicjatywy, jakaś taka barwniejsza na tle pozostałych bohaterów.

     

     

    Może zabrzmi to głupio, ale odkąd obejrzałem film G5, to Storm sobie wyobrażam z głosem Izzy. Więc tak, to jak najbardziej poprawne wyobrażenie.

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Ale motyw, że cała służba, to istoty sztuczne, była dla mnie małą niespodzianką. Ale znów, hrabia raczej o tym wiedział, co nie? Nie mógł im po prostu rozkazać, by powiedzieli o co chodzi z kochaną córunią? Chyba powinny się go te golemy słuchać, co nie?

     

     

    Cóż, to dość spory błąd z mojej strony, że nie udało mi się przekazać dość istotnej różnicy między hrabią a jego córką. Córka traktowała służbę znacznie bardziej, jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, po ludzku, więc jeśli chciałby się dowiedzieć [Hrabia] czegoś od służby, to bardzo popsułby sobie relacje z córką (do czego i tak doszło, ale chociaż chciał to ominąć).

     

    Dnia 16.02.2024 o 15:06, Hoffman napisał:

    Cała reszta natomiast, i to się tyczy całego „środka”, to właściwie mozolne rozwijanie tego, co już zostało wprowadzone.  […] Poszczególne interakcje między innymi postaciami może i są zrealizowane solidnie, lecz nie jestem pewien czy faktycznie wnoszą cokolwiek do całości, poza tym, że najwyraźniej autor chciał, byśmy spędzili z tymi bohaterami więcej czasu, poznali dynamikę relacji między nimi i przez to zbudowali z nimi więź, coby końcówka była bardziej angażująca. Lecz znów– jedynymi zagrożonymi wydawali się tu Handlarz i Swarm Hope. Reszta... generalnie byłem spokojny o to, że z tego wyjdą, tak czy inaczej. Zatem znów przewija się pytanie – po co?

     

    (do tego nawiązywał częściowo też obsede)

     

    Dnia 10.06.2023 o 03:02, Obsede napisał:

    Można dać mu szansę, ja sam końcowe rozdziały czytałem ze wzrastającym zainteresowaniem (niestety środkowa część fanfika jest słabsza niż pełen tajemniczości początek czy zakończenie), ale nie jest to tekst, który spodoba się każdemu.

    Czy aż tak mało się tam działo? Rozwiązanie śledztwa, wyruszenie w podróż Swarm i zakańczanie w postaci spotkania ze Storm, dodatkowe przedstawianie relacji Złodziej-Storm, spotkanie się bohaterów… No powiedział bym, że działo się dość dużo. Może w wolniejszym tempie, może nie aż tyle co w poprzednich rozdziałach…  Osobiście też po prostu lubię wolniejsze tempo, co czuć w całym opowiadaniu.

     

    A co do innych komentarzy, cóż, Obsede jednak zostawił mi mało miejsca na odpowiedzi, do Cahan w sumie nie mam wiele do dodania (w sumie mam, ale nie wiem czy to nie byłby już prysznicowe argumenty), więc odniosę się jeszcze krótko do komentarza Niki.

     

    Dnia 21.02.2024 o 21:31, Nika napisał:

    Nie wiem, czy to dobry znak, bo ostatecznie chyba Złodziej był tym złym?

    I Złodziej, i Handlarz nie byli dobrzy.

     

    Ogólnie cieszę się, że fanfik przynajmniej umiarkowanie się podoba ^.^

    Zobaczymy, może coś jeszcze…

    A, tu was mam. Jest coś jeszcze! Mały bonus dla chętnych (to, że i tak muszę zaktualizować pierwszy post, to ciiii), zainspirowany czytaniami na kąciku. Zaproponował to bodajże Diamond lub Hoffman, ale poprawcie mnie, jeśli się mylę.

    Mianowicie, rymowana wersja pojedynku między Handlarzem a Złodziejem. 

    Można powiedzieć, że jest to... Właściwy pojedynek.

    Pozdrawiam.

    • +1 1
  2. Witam!

    Wynudziłem się, szczerze mówiąc. Nie ruszają mnie takie typowe akcyjniaki, nie mój typ fanfika. Czy jednak jest to zły fanfik?

    Technicznie na pewno tłumacz się nie popisał. Nie oceniam tu samej kwestii tłumaczenia, bo na tym się nie znam, ale tekst zastałem w dość nieciekawej sytuacji wielu problemów, od dziwnych zdań, do literówek, przez brak myślników, po brak wcięć. No było źle, na szczęście tłumacz się przykłada i stara się poprawiać. Stylistycznie sceny akcji są mocno chaotyczne, w samym środku zgubiłem się i nie wiedziałem co się dzieje.

     

    Jaka jest fabuła? A no taka sobie. Państwo gryfów szykuje inwazje na jakiś kucykowy kraj, więc Nowe USA chce temu zapobiec, by nie mieć w okolicy niebezpiecznych sąsiadów. Jakieś 70% tekstu to opis pojedynku samolotów, jak na razie. Nie jest to zbyt ambitne, ani tym bardziej ciekawe, no, chyba, że ktoś lubi akcje dla akcji.

     

    Postacie jak na razie nie zapadły mi w pamięć. Tekstowi też nie udało się wykreować jakiegoś klimatu.

     

    Jak mam to podsumować? No nie do końca wiem co kierowało tłumaczem przy wyboru akurat tego fanfika. To, że się zaczyna? To, że był łatwy do tłumaczenia? Czy po prostu bardziej mu się spodobał, niż mi? Nie jest to zły fanfik, ale osobiście mocno bym się zastanowił, czy warto to tłumaczyć. No chyba, że w ramach budowy warsztatu. Po prostu, jak na razie, jest to ze wszechmiar średniak, zwłaszcza, jeśli tłumacz poprawi błędy techniczne. 

    Pozdrawiam.

    • +1 1
  3. Witam!

     

    KO, znowu wra… a nie, chwila! Mniejsza.

     

    Słyszałem wiele różnych opinii o „Kruchości Obsydianu”… no, może nie aż tak dużo. Ale miałem pewne wyobrażenia tego fanfika, które w końcu starłem z rzeczywistością. I jak wypadło to opowiadanie w starciu z tymi oczekiwaniami?

     

    Inaczej. I ja wiem, że jest to odpowiedź typu „wszystko lub nic”, ale ciężko mi to inaczej, w tak krótki sposób, to opisać. By lepiej zobrazować, co mam na myśli, chyba warto zacząć od skróconej wizji tego, jak sobie wyobrażałem to, co zastane:

    Przede wszystkim, nie spodziewałem się aż tak wielu zmian jakie zaszły w świecie Equestrii jaki znamy z końcówki serialu, a jaki jest tu przedstawiony. Jest to chyba pierwsza, najistotniejsza rzecz jaka rzuca się w oczy. Dość powiedzieć, że sam w tej jednej kwestii czułem się jak Obsidian – przytłoczony i zagubiony ilością zmian. Nie wiem, czy to celowy zabieg, ale myślę, że działa pozytywnie. Pozwala znacznie lepiej ją zrozumieć w tej akurat kwestii.

     

    No właśnie, Obsidian… ale zanim przejdziemy do niej, przelecę szybko po ogólnikach, by mieć to za sobą.

     

    Technicznie jest bardzo dobrze. Widać, że korekta się postarała. Chociaż Ghattor mógłby przejrzeć parę sugestii, jakie zostały zostawione, ale jest ich naprawdę symboliczna ilość. Styl w większości opowiadania jest bardzo przyjemny. Aż przechodzi się do żartów. Humor opowiadania jest specyficzny, czasem częściowo samoświadomy. Nie każdemu on będzie pasował. Mnie parę razy rozbawił, ale częściej po prostu nie przeszkadzał, może z wyjątkiem sceny przesłuchania tej zebry z początku – moim zdaniem najmniej udany żart. A suchar słowny z kaczkami przebił nie tylko czwartą ścianę, ale także sufit i podłogę.

     

    Ps, włącz sugestie w 9 rozdziale i 8,5!

     

    Sama fabuła toczy się dość powoli w większości tekstu. Nie jest to wada, ale nie każdemu taki wolny przebieg akcji będzie pasował. Co jednak się dzieje? Otóż, parę lat po akcji serialu (chociaż, z tego co rozumiem, chyba jest tu pominięta przynajmniej część ostatniego sezonu), do Kryształowego Imperium w dziwnych okolicznościach powracają słudzy Sombry. Zaczyna się z grubej rury, bo od hiperagresywnego minotaura. Później jest już, na szczęście, spokojniej. Aż nagle zostaje odkryte, że następnym Przebudzonym (czyli właśnie powracające żywe antyki służące Sombrze) ma być sama… córka Króla Sombry, Obsidian. Zostaje podjęta decyzja o próbie jej, hm, nazwijmy to… nawrócenia, a na przewidywane miejsce jej powrotu przybywa całkiem spora siła ognia. Sama powracająca do życia klacz dość szybko zdaje sobie sprawę z braku szans i poddaje się. Jest mocno przytłoczona ogromem zmian jaki zaszedł w przeciągu jej nieobecności, a także…

     

    No właśnie, Obsidian. Myślę, że szok kulturowy to najlżejsze określenie, jakiego można użyć co do zderzenia z ideami, technologiami, kulturą i codziennością współczesnego świata. Chyba są to najciekawsze opisy w opowiadaniu, gdy oczekiwania i przyzwyczajenia Obsidian są, mniej lub bardziej brutalnie, zderzane z rzeczywistością. Ogólnie Obsidian jest bardzo dobrze zbudowaną postacią. Wychowanie Sombry odcisnęło na niej wyraźny ślad, mimo to… nie potrafię jej nazwać złym kucykiem, zresztą jak większość postaci. Niedostosowanym? Owszem. Żyjącym cudzymi marzeniami? A jakże. Wiecznie porównująca się do osoby, którą uważa za najwyższą, czyli Sombre? Tak. Zanurzoną w jego ideach? Żeby tylko! Ale złą? Nie, miała już dość okazji, by taką zostać nazwaną, ale z jakiegoś powodu z nich nie skorzystała. Oczywiście, nadal wierzy w powrót swojego ojca (do teorii fabularnych przejdę potem), nadal jest wierna, przynajmniej w dużej części, jego słowom, ale jest w stanie zaakceptować pewne zmiany i przynajmniej częściowo się do nich dostosować. Powiem więcej, nawet planuje wykorzystać swojego obecnego wroga (w bardzo ogólnym założeniu Equestrie, a przede wszystkim Twi), by jak najwięcej dowiedzieć się o dzisiejszym świecie, by móc, w razie powrotu ojca, być jak najprzydatniejszą, ale… no właśnie, ona ma jakiś kręgosłupek (bo do kręgosłupu jednak trochę brakuje) moralny. Przede wszystkim; stara się nie łamać obietnic i jest wierna. To już dość dużo, jak na córkę kogoś takiego. Oczywiście wierna także temu komuś, ale to inna sprawa. Nie do końca wiemy na ile jest to strach przed nim, a na ile faktyczny podziw jego i szczera wierność. Jest bardzo sumienna w swych obowiązkach i stara się jak może, zwłaszcza jeśli chodzi o naukę. Jest też bardzo inteligentną i dość mądrą klaczą, choć jej wiedza nie jest najbardziej aktualna, a i jej poglądy są przynajmniej bliskie stalinizmowi, nazizmowi, polpoteizmowi i maoizmowi razem wziętymi (sombryzm?). Ma też zakorzeniony szacunek do autorytetów (na ile wynika on ze strachu to też inna sprawa), a także jest ambitna (chociaż niekoniecznie w dobrych celach, ale sama w sobie ta cecha nie jest zła). Myślę, że gdyby Twi bardziej rozsądnie podchodziła do prób jej resocjalizacji, fanfik wyglądał by całkowicie inaczej.

     

    Bo musicie wiedzieć, że Twi, mimo lat doświadczenia, a już zwłaszcza w postaci Cozy Glow i Starlight Glimmer, powinna wiedzieć, że nie może podejść do tego jak do problemu logicznego, który można rozwiązać wystarczającą ilością różnych prób i błędów, a jak do kucyka. Kurczę, gdyby ona słuchała się własnych rad, prawdopodobnie ten fanfik już by zmierzał w wątku jej resocjalizacji do szybszego rozstrzygnięcia! A aktualnie nie jest on nawet w 1/10. Twi boi się (albo przynajmniej nie chcę) z nią rozmawiać, zwłaszcza o ojcu i jej przekonaniach! Nie potrafi zrozumieć, że ona była tresowana, a nie wychowywana (choć sama chyba o tym mówiła, albo przynajmniej ktoś w jej otoczeniu tak to określił). Serio, pomysły jej przyjaciółek wydają mi się przynajmniej trochę rozsądniejsze, niż to, co sama czasami robi. Jestem ciekaw, kiedy Twi stwierdzi, że może należy spróbować ten problem rozmową i spokojnym obalaniem argumentów jej światopoglądu. Szczerze, to chyba Twi wypada najsłabiej ze wszystkich księżniczek (bo musicie wiedzieć, że jej przyjaciółki też zostały księżniczkami, a nawet doczekały się potomstwa), już nawet pomysł Luny, który byłby co prawda zamieceniem problemu pod dywan, wydaje mi się łatwiejszy i skuteczniejszy w realizacji, niż to, co próbuje uskuteczniać Twi. Aż dziwne, że nikt nie poprosił Luny o zbadanie jej snów, zwłaszcza, że wiadomo, że ma koszmary. I to, że Luna jest przynajmniej wroga co do Sombry i jej córki to inna sprawa – obowiązek państwowy niestety czasem trzeba oddzielić od prywatnych uczuć, zwłaszcza, jako władczyni. Właściwie najwięcej szacunku Twi u mnie zyskała za herbatę jaśminową. I wiem, znajdą się zaraz tacy, co będą mówić, że piszę to z perspektywy czytelnika, który jest uprzywilejowany względem postaci… Ale na litość, kto jak kto, ale Twi powinna mieć przynajmniej trochę więcej rigczu przy próbach resocjalizacji kogoś, kto wypowiedział ze pięć zdań podczas akcji serialu, a głównie atakował i zniewalał. Fascynuje mnie też to, że większość tak bezwarunkowo ufa Obsi. Wygląda na to, że nie tylko ona nie wyciąga poprawnych wniosków z lekcji przyjaźni, a czasem wrogości. No i oczywiście nutka fałszu u Obsidian najmniej obchodzi Twi wtedy, gdy mowa o czarnej magii. Twi prawdopodobnie będzie ponosić porażki do momentu, aż sama nie zastosuje się do, przynajmniej, swoich porad – między innymi o nie baniu się w kwestii zadawania pytań.

     

    Czas na kącik teoretyka spiskowego (zakłada foliową czapkę) fabularnego! Jako, że fanfik nie jest ukończony, a ma jakieś tam na to szanse (małe bo małe, patrząc, po dacie ostatniego rozdziału, ale jednak), mogę pobawić się trochę w bezczeszczenie myśli i zamiarów autora i zostawionych przez niego wskazówek i wyciągania z nich sprzecznych z jego planami wniosków.

     

    Spoiler

    Zaczniemy od wątku Przebudzonych i Sombry. Nie jest wielką tajemnicą, że do czegoś to zmierza. Ciężko mi powiedzieć, na ile powrót samego Sombry jest prawdopodobny, byłoby to jednak wysoce niesatysfakcjonujące, bo aż zbyt przewidywalne. Ot, mamy wątek jakiegoś Przebudzonego (ewentualnie bardziej wiernego [czy ze strachu, to już nie ważne] kryształowego kucyka, będącego blisko dworu)  na dwa lata przed innymi, ale już po jakimś znormalizowaniu Królestwa, który prawdopodobnie wziął zwłoki (a raczej resztki jego zwłok) z grobu (znaczy wzięte zostały na pewno, ale nie koniecznie przez niego), a także kryształy, powstałe celowo przy użyciu afroamerykańskiej magii, w patykowilku w… Everfree, a także prawdopodobnie w innych, agresywniejszych ostatnio, zwierzakach. Jeśli nie podejmie ten ktoś, kto był tam te dwa lata temu i prawdopodobnie też on wziął te resztki zwłok, próby wskrzeszenia Sombry w jakiś sposób (choćby scenariusz odrodzenia w ciele Obsydian jako naczyniu, co by tłumaczyło bardzo rygorystyczne podejście do następczyni, a także samą chęć jej posiadania – ze względu na krew czy coś), to przynajmniej zapewni mu godniejszy pochówek poza ciekawskimi oczami albo wręcz przeciwnie, dla odpowiednich oczu, i zacznie kontynuować wraz z innymi, niewykrytymi zwolennikami Sombry, jego dzieło. Chyba mniej bym się obraził przy ostatniej opcji, była by trudniejsza do przewidzenia, łatwiejsza w subtelnych poszlakach i trochę mniej spodziewana.

     

    Przejdźmy do samej Obsi, a raczej do prób jej resocjalizacji. Jeśli ktoś faktycznie przywróci jej ojca do życia, lub przynajmniej będzie kontynuował/odraczał jego dzieło (choć tu jest to minimalnie mniej prawdodobone), to przewidywał bym reformacje a’la Zuko z „Awatara: Legendy Aanga”, czyt. początkowa zdrada, ale trapiące wątpliwości i ostateczne kapnięcie się, że źle się zrobiło. Ona nadal, mimo wszystko (a może raczej, przez wszystko) jest wierna swojemu ojcu i nie rozumie współczesnego świata, ale… mimo wszystko bardzo powoli uczy się przyjaźni. Nie tak jak ona chcę, nie tak jak Twi chce, ale powoli przywiązuje się do niektórych osób, rzeczy, zjawisk. Powrót jej ojca/jego zwolenników będzie tym większym szokiem, im dłużej to zajmie. No, chyba, że zostanie porwana i wykorzystana jako naczynie dla wracającego ojca – nie sądzę, by miała wiele przeciwko, ale to już utrudnia powrót do czystych myśli w przewidywalny sposób, a partyzantka umysłowa będzie dość ciężka do opisania, choć niewątpliwie ciekawa. Najbardziej jednak wątpię, że wszystko pójdzie gładko. Zbyt dużo wątków, zbyt wiele wskazówek. No, chyba, że są po to, by zmylić czytelnika, a okaże się finalnie, że siły dobra, mimo nielicznych scen akcji, w jakiś sposób zdławią Przebudzonych i resztki magii Sombry, ale było by to dość… nieortodoksyjne zakończenie fanfika, co nie znaczy, że wykluczone.

     

     

     

    Prawdopodobnie autor śmiertelnie się na mnie obrazi za brednie, jakie prawdopodobnie jego zdaniem wysnułem z misternie zostawianych przez niego szlaków, wskazówek i dowodów, no ale na razie tylko to przychodzi mi do głowy. Choć nie powiem, śmiesznie będzie, gdy opowiadanie potoczy się jednym z przewidzianych przeze mnie torów, ale no nie mogę zakładać, że tak będzie. Równie możliwe jest jakieś dziwne zakończenie, gdzie w planetę przywala asteroida i kończy przygody Obsi, Twi i spółki! To by było zakończenie, a nie jakieś pletu metu z próbami reformacji Obsidian! O! Ale mówiąc już w pełni poważnie, mam nadzieje, że chociaż częściowo odgadłem „co autor miał na myśli”, i że się na mnie nie obrazi, jeśli tak nie jest.

     

    Podsumowując, jest to bardzo dobry SoL, będący w swoim klimacie, chociaż potrafiącym od czasu do czasu wykreować inną atmosferę. Wyjątkowy w tym jak podchodzi do kwestii szoku kulturalnego. Świetny w tym jak kreuje postacie. Idealny w swoim tempie akcji. Nie bezpośredni w konflikcie (co akurat może się odbić czkawką Equestrii i Twi, ale to już ich problem) między nowym a wykrzywionym starym. Wciągający (jeśli siedzę nad lekturą do 5 nad ranem, mówiąc sobie „jeszcze jeden rozdział” to jest świetnie!). Chociaż oczywiście nie jest to fanfik dla każdego, głownie właśnie przez swoją SoLowość i tempo akcji z niej wnikające. Nie jest to SoL czystej krwi, jest tu mocny kontrast między swego rodzaju… nawet nie wiem jak to nazwać… epickością?... wydarzeń, w postaci losów Kryształowego, ilością (luźnych, bo luźnych, ale jednak) księżniczek na tekst kwadratowy, wątkami mrocznej magii a codziennością, uczeniem się i przyjaźnią… jednak myślę, że nie jest to minus, a raczej cecha charakterystyczna fika. Nie każdemu się ona spodoba, ale mi akurat podpasowała. Także polecam.

     

    Coś jeszcze? Chyba nie. Komentarz i tak ma prawie 4 i pół strony w Wordzie, także…

     

    Pozdrawiam!

    • +1 3
  4. Witam!

     

    Ech, kontynuacja nie jest dużo lepsza od poprzednika. Nawet w jednym aspekcie jest gorsza, bo jest niedokończona!

     

    Technicznie jest troszeczkę, ociupińke lepiej, ale chyba tylko dlatego, że sam fik jest krótszy. Brak myślników, niedobór kropek, wcięć i tego typu rzeczy. No nic karygodnego, ale jest źle, nadal. Styl nie jest dużo lepszy, ale jak na razie nie ma jeszcze ogólnego chaosu.

     

    Fabuła? Nasz bohater, po powrocie do domu, ma nadal amnezje. By mu pomóc, łaskawie Celestia zgadza się, by wraz z nim była Derpy. Jak na razie tyle. Nic ciekawego. Na razie jedyne, co z tego wynika, to to, że w Equestrii nie ma cebuli, a bohater ma magiczną lodówkę, która sama się uzupełnia.

     

    Bohater? Z jakiegoś powodu trzyma przy podręcznikach książkę „Historia Dzieciństwa”. Tyle ciekawego się dowiedzieliśmy. Reszta to taki typowy bohater HiE.

     

    Podsumowanie? Fanfik może jest niedokończony, ale za to jest zły. Mimo to, absolutnie mnie nie zaciekawił. I choć wydawałoby się, że będzie inaczej, to jednak go nie polecam.

     

    Pozdrawiam.

  5. Witam.

     

    Spodziewałem się czegoś innego. Dostałem... w sumie sam nie wiem co.

     

    Od strony technicznej brakuje myślników, dolnych cudzysłowów, a przy dialogach wcięcia się dziwnie zachowują.

     

    Fabuła jest dość prosta. Twi, poszukując informacji o wiewiórkach, odkrywa w swojej piwnicy Wikipedie. Prawdę mówiąc oczekiwałem więcej śmiesznych interakcji z tym zwiazanymi, a to od czytania o wiewiórkach płynne przejście do historii eksploracji kosmosu, może jakieś rzeczy związane z błędami w wiki, albo chociaż wieczne sprzeczki o mityczny „styl encyklopedyczny". Niestety jest tego zaskakująco mało.

     

    Czy zatem jest to zły tekst? Nie, ale nie jest on też dobry. On jest idealnie średni. Nie mogę go polecić. Osobiście jestem lekko zawiedziony.

     

    Pozdrawiam.

  6. Witam?

     

    Jest to jeden z tych fików, które nie wiadomo jak skomentować. Jest to dość dobry random oparty na tym jednym, absurdalnym pomyśle uczynienia z bohaterek mlp sterowców, udowadniający prawdziwość zasady 34 internetu.

     

    Jeśli chodzi o stan techniczny, to jest on znośny. Doskwiera zaledwie brak myślników i wcięć. Styl jest... no i w sumie tyle. Dobrze oddaje sytuację.

     

    Sama fabuła, mimo przyjętej koncepcji na świat, jest prosta i mało losowa. Ot, Twi leci pomóc jakiemuś miasteczku po katastrofie, ale po drodze spotyka Trixie... Trixieburga! A jak.

     

    Ciężko mi jakoś rozsądnie skomentować ten fanfik. Nie roześmiałem się jakoś szczególnie, a sama koncepcja wydaje mi się wysoce jednorazowa. Czy tekst polecam? Są lepsze randomy, tak powiem.

     

    Pozdrawiam.

  7. Witam!

     

    Co to było za barachło!

     

    Ech, stan techniczny? Braki w wielkich literach, nadmiar a czasem niedomiar akapitów, braki we wcięciach, powtórzenia, braki kropek, powtarzająca się Twilight przez dwa „l”, brak myślników, myśli zapisywane jak dialogi, ogólne problemy z zapisem dialogowym… mogę jeszcze wymieniać. No jest bardzo źle. Brakuje tylko błędów ortograficznych.

     

    Styl może radzi sobie lepiej? Nie! Mieszanie czasu teraźniejszego z przeszłym, czasem nawet w obrębie tego samego zdania, a czasem nawet więcej, bo mieszanie narracji pierwszo i trzecioosobowej, też czasami w tym samym zdaniu, ogólna chaotyczność, stosowanie naprzemiennie angielskich i spolszczonych nazw niektórych rzeczy, proste zdania… ale są też wady!

     

    A co z fabułą, może ona ratuje ten fanfik? To najbardziej typowe HiE, ze sponyfikowaniem, jakie czytałem. Gościu trafia do Equestrii po wypadku, staje się kucykiem (konkretnie pegazem), oczywiście trafia do lasu Nigdyszybkiego, gdzie napada go potwór, ratuje go CMC, nocuje u Applejack (co jest jedną z nielicznych wyrw w typowości, zazwyczaj była to Twi), zakochuje się w randomowej postaci (Tu: Derpy), ma imprezę powitalną, zamieszkuje z Derpy, nie ma żadnych problemów z poruszaniem się czy robieniem rzeczy za pomocą kopyt, a na koniec oczywiście ma uratować Equestrie, a jak już cieć zrobił swoje, to cieć może odejść, dosłownie, bo prawie siłą go odganiają z Equestrii. Na sztampa sztampą sztampę pogania. Jest tu zaledwie jeden ciekawy motyw, ze zwidami i głosami w głowie bohatera, ale tylko tyle. Nie prowadzi on do niczego ciekawego.

     

    Bohater zaś powinien dostać nagrodę Darwina. Jego iloraz inteligencji w niektórych sytuacjach jest równy temu krewetki, ale zazwyczaj trzyma się jakiejś ludzkiej normy. Niby oglądał, na szybko bo na szybko, mlp, ale nie sprawia takiego wrażenia, bo motyw amnezji (w sumie takiej pół amnezji, autor chyba nie był pewien, bo czasem mam wrażenie, że on wszystko pamięta, a czasem, że nic). Nikogo nie dziwi kwestia, że istota z innego wymiaru trafia do Equestrii i staje się kucykiem (o czym przekonuje się przynajmniej m6). Ciężko komentować mi niektóre jego decyzje. Odwołam się do tej jednej, za którą mógłby dostać nagrodę Darwina:

    >miej cały dzień złe przeczucia

    >idź do najniebezpieczniejszego miejsca w okolicy z ukochaną osobą

    Szkoda, że ostatecznie nie spełnił tego warunku koniecznego, by taką nagrodę dostać.

     

    Podsumowanie? Odnoszę wrażenie, jakby ten fanfik był pisany przez dziesięciolatka (chociaż data urodzenia na profilu wskazuje raczej, że autor miał około 18 w chwili pisania). Już pominę taką kwestie, jak zaskakująco niska Equestriańska dniówka (całe 7 monet!... No dobra, nie wiadomo ile to jest warte, ale to nawet nie brzmi dumnie), czy ponad przeciętna długość życia kucyków (z jednego zdania przypadkowo wynikło, że przynajmniej tysiąc lat). Serio, to nie ma żadnego znaczenia. To po prostu jest złe opowiadanie i czepianie się takich szczegółów to kopanie leżącego. Ja się zmuszałem, by to czytać! Czy są jakieś zalety? Bo ja wiem? Opowiadanie nie jest niby długie, ale i tak ZA DŁUGIE. A może inaczej, na tej długości mógł powstać znacznie lepszy tekst. No jest to niemiłosierny relikt swojej epoki, rodem z 2012. Dobrze, że takie teksty już nie powstają. Nie polecam.

     

    Pozdrawiam.

  8. Witam!

    W spoilerach oceny poszczególnych tekścików:

     

    „Poświęcenie"

    Spoiler

    „Poświęcenie" to prosty fanfik. Jest on przynajmniej całkowicie poprawny w każdym swoim aspekcie, ale pod żadnym względem nie jest wybitny. Prosta, przyjemna fabuła, dająca się przewidzieć. Nienaganny stan techniczny i stylistyczny. Lekki klimacik, który chociaż idzie wyczuć, to myślę, że autora stać było na więcej szczególnie pod tym względem. Umiarkowanie polecam, bo jest to tekst okej.

     

    „Jeden dzień"

    Spoiler

    „Jeden dzień" to fik sympatyczny i mocno SoLowy, mimo tematyki. Powiedziałbym, że fik lepiej realizuje SoL, niż swój temat, o którym jest relatywnie mało, ale to inna sprawa. Tekst, swą codziennością, znacznie bardziej mi się podobał niż poprzedni. Nie zauważyłem także żadnych błędów technicznych, a styl jest przyjemny. Polecam ten tekst.

     

    „Ślub"

    Spoiler

    „Ślub" jest już mi znanym pomysłem na komedię. Do samej realizacji nie mogę się przyczepić, po prostu ten żart nie bawił mnie za pierwszym razem, a za każdym następnym nie jest lepiej. Nie mogę tego tekściku polecić.

     

    „Ekspedycja"

    Spoiler

    „Ekspedycja" wyróżnia się na tle wcześniejszych tekstów znacznie mroczniejszym zakończeniem. Znowu nie mogę nic zarzucić jeśli chodzi o kwestie techniczne i stylu. To po prostu czyta się łatwo i przyjemnie. Polecam.

     

    „Czarny kryształ"

    Spoiler

    „Czarny kryształ" to opowiadanie, które przypomina mi akcję zostawiania kwiatów na grobie Stalina. Czy jest to dobry fanfik? Uważam, że jest tu za mało czasu dla postaci, która zostawiła kwiaty pod tytułowym kryształem. Ciężko się w to wczuć, chociaż autor się stara. Nie mam poza tym do tego tekstu zastrzeżeń. Osobiście umiarkowanie polecam.

     

    Jeśli miałbym podsumować jakoś wszystkie te teksty, to muszę napisać: konkursoza. Ostra i przewlekła. Zwłaszcza przy ostatnim tekście czułem, że z tego można było wycisnąć dużo więcej. Mimo to, nie są to złe teksty, a jedynie nierozwinięte w całości.

     

    Pozdrawiam!

  9. Witam!

     

    Znów ten sam format. W spoilerach oceny.

     

    Przebaczenie

    Spoiler

    Przebaczenie to historia sympatyczna, chociaż… zbyt szybka. Przynajmniej dla mnie. Stylistycznie i technicznie nie mam żadnych wtrąceń. Pod tym względem to dopracowany kawałeczek tekstu. Ciężko mi tego nie spoilerować, więc określę fabułę jako mocno przegoniono. Ciężko pod tym względem w nią wierzyć, albo wczuć się w postacie. Mimo to, nie był to zły tekst.

     

    Rutyna

    Spoiler

    Kolejny romans! Tym razem trochę bardziej skupiony na samym romansie. Technicznie nie mam zarzutów. Styl jest tu znacznie bardziej rozbudowany, głównie dlatego, że nie ma tu dialogów i opisy to absolutne sto procent tekstu. Nie jest to jednak nic złego. Dzięki temu jakkolwiek idzie się wczuć w sytuacje, która, choć mocno już wyrobiona przez różne teksty kultury, daje radę. Ciężko mi znów opisać historie bez spoilerowania całego tekstu, więc powiem tyle, że jest znośnie, choć być może niektórzy z was przeczytają ten motyw o jeden raz za dużo. Mimo to, jest to dobry kawałek tekstu.

     

    Ciemny Romans Pełen Smutku

    Spoiler

    Tym razem znacznie mniej typowy romans. Ale czy dobry? Cóż, do strony technicznej i stylistycznej nie mam zarzutów. Jeśli zaś chodzi o tę króciutką historie… no jest to ostre lecenie na jednym motywie, który akurat tym razem znałem o jeden raz za dużo. Być może nie jest to zły tekst, no ale nie pasuje do niego tytuł, a sama opowieść nie jest zbyt dobra.

     

     

    Magia

    Spoiler

    „Magia” to fanfik o bardzo ciekawym założeniu. Jest to wyrywek z notatek Twilight, która spisała go na długo po akcji serialu, w dobie eksploracji kosmosu. I w sumie tyle mogę powiedzieć bez spoilerów. Poza tym stylistycznie i technicznie nie mam żadnych zastrzeżeń. Podobał mi się ten tekst, mimo, że był tak krótki i w sumie o nic, poza ciekawą obserwacją, się nie opiera.

     

    Członek załogi

    Spoiler

    Przyznam się, że nie do końca rozumiem ten fanfik.

    Spoiler

    Co te maszyny robią? Tulaśny terror? Zatulają na śmierć? Tulą tak mocno, że miażdżą kucyka?

    Poza tymi pytaniami, nie mam zastrzeżeń. Ale jako, że jest to tekst właściwie oparty tylko o te pytania, to ciężko mi go nazwać dobrym. Ot, taka ciekawostka.

     

    Marzenia

    Spoiler

    Tu mamy przykład tekstu opartego na motywie „uważaj, czego sobie życzysz”. Myślę, że to, mimo kosmicznej krótkości tekstu, dało rade. Zresztą, pod innymi względami także nie jest źle, nie mogę się doczepić ani stanu technicznego, ani stylu. Mimo to, tekst ten wydaje mi się… trochę nijaki. Ciężko wczuć się w bohaterkę, jej sytuacje czy chociażby w sam tekst.

     

     

    Czy coś całościowo o tych tekstach mogę powiedzieć? Widać, że są z różnych etapów twórczości, ale nie na zasadzie dopracowania technicznego, bo tu jestem bez zarzutów do każdego tekstu, ale na zasadzie podjętej tematyki. Pierwsze trzy są zupełnie inne, niż kolejne. Można wyczuć wielką zmianę w połowie. Poza tym raczej są to dobre teksty i warte przynajmniej zerknięcia.

     

    Pozdrawiam.

  10. Witam!

     

    Ech, piękna klasyka (f/r)andomu. Szkoda, że nie bawi mnie tak jak kiedyś. Nie wiem, czego to jest kwestia. Zbyt dobrze pamiętam te żarty? A może to ten humor się tak zestarzał? Nie wiem.

     

    W każdym razie, technicznie jest dobrze. Zaledwie brakuje myślników. Styl ma bardzo mało miejsca na siebie, ale przekazuje co ma przekazać.

     

    Fabuła jest… no nie jest jednolita. W każdym z… odcinków? Bo rozdziałami ciężko mi to nazwać… Sweetie Bell robi za inny przedmiot (mniej lub bardziej) codziennego użytku. I tak, pracuje jako gaśnica, strzała, poduszka i wiele innych, równie kreatywnych rzeczy. Nie do końca wiadomo czemu, być może chce tak zdobyć znaczek, ale czy to ważne?

     

    No jest to random z krwi i kości. Piękna klasyka, do której warto wrócić. Chociaż, jak mówię, mnie po latach nie rozbawiło. Ale doceniam pomysł. Osobiście polecam, zwłaszcza, jeśli kogoś to ominęło.

     

    Pozdrawiam.

  11. Witam!

     

    Zaczniemy od strony technicznej. A jest źle, brak myślników, wcięć, literówki… Wiecie, tego typu rzeczy i to w sporym natężeniu. Stylistycznie bywa chaotycznie, ale jest znośnie.

     

    Strona fabularna… jest taka sobie. Jakiś statek kosmiczny rozbija się na pustyni. Jakimś cudem przeżywa dwóch załogantów, kapitan i nawigatorka. Akcja skupia się na ich ucieczce. Niezbyt emocjonującej. Ale nie dlatego, że akcja się rozgrywa wolno, o nie. Dlatego, że po prostu mało to nas wszystko obchodzi i jest okropnie chaotyczne. A zakończenie jest lekko zdupne.

     

    Bohaterowie są ledwo-ledwo zarysowani. Ciężko się przejąć jakkolwiek ich losem.

     

    Jest to słabawy fik. Widać, że jeden z pierwszych autora, dlatego też nie będę po nim szczególnie jechał, bo Sakitta pisał później całkiem dobre fiki. Jednak nie jestem w stanie tego polecić.

     

    Pozdrawiam.

  12. Witam!

     

    Kurczę, opowiadanie z okropnie uciętym końcem. A przynajmniej taki mi się wydaje.

     

    Technicznie jest dobrze, chociaż była zauważalna ilość potknięć. Największe przewinienia to myśli zapisane jak dialogi i powtórzenia imion. Styl jest miejscami chaotyczny, zwłaszcza na początku.

     

    Fabuła jest dość niesztampowa w swej sztampowości. Otóż Twilight ma problemy ze snem po przyjeździe do Canterlot. Śni jej się pewne miejsce, ale zawsze, gdy ma tam wejść, już się budzi. By rozwiązać swe problemy, idzie do Luny po pomoc… Coś jednak idzie nie tak. No kurczę, sam główny twist daje radę, ale wszystko jest ucięte jakby w połowie i tak na siłę.

     

    W tym fiku jest nawet jakiś klimat tajemnicy. Stopniowo (dość szybko) rozwiązywanej, ale jednak.


    Wydaje mi się, że jest masa straconego potencjału w tym fanfiku. Jedyne, co z niego tak naprawdę wynika, to to, że Celestia nie ufa Twi. Mimo to, fik ma jakiś ciekawy pomysł, który choć kojarzyłem pod paroma innymi postaciami, to jednak fik mi o nim przypomniał. Myślę, że warto dać szansę temu tekstowi.

     

    Pozdrawiam.

  13. Witam!

     

    Czytałem jak coś wersje rozszerzoną.

     

    Technicznie jest bardzo dobrze, nie zauważyłem błędów, chociaż muszę powiedzieć, że byłem roztrzęsiony. Styl jest przyjemny. Tekst to w 90 procentach opisy, więc ma okazje zaistnieć.

     

    Historyjka jest bardzo prosta i ciężko coś o niej powiedzieć, by jej nie spoilerować. Zwłaszcza, że choć prosta, to ma swój urok. Mi się osobiście podobała. Akcja jest powolna, co nie jest oczywiste, ale jest zdecydowanym plusem.

     

    Jeśli miałbym jakoś opisać swoje przeżycia z tym fanfikiem, to określił bym je jako: spoko. To nie jest dzieło wybitne, ale dość dobre, by je polecić bez wyrzutów sumienia. Także… no to było dobre.

     

    Pozdrawiam!

  14. Witam!

     

    Doprawdy, czasem trafiają mi się fanfiki, przy których nie mam pojęcia co powiedzieć. To jedno z nich.

     

    Technicznie jest dobrze. Co ciekawe, występują tu bardzo dobre, rytmiczne rymy.

     

    Fabuła… ugh… No jest to prymitywny humor, nie każdemu to będzie pasować. Ja się nawet ze dwa razy zaśmiałem, ale to raczej z tego. W każdym razie, jest o ogierze, który ma problemy z niepowstrzymaną czynnością, polegającą na wydalaniu, przez narząd do tego przystosowany, gazów trawiennych w słyszalny i wyczuwalny sposób. No jest to proste jak drut.

     

    Podoba mi się pewien kontekst pomiędzy dość dopracowaną stroną techniczną, a niewysublimowanym humorem. Jeśli ktoś to lubi, to polecam. Taki odmóżdżacz na szybko. Wystarczy polać wodą.

     

    Pozdrawiam!

    • +1 1
  15. Witam!

    Po raz pierwszy autor skasował tekst NA MOICH OCZACH. I to PODCZAS czytania. W sumie niezły efekt domino:
    >konkurs komentatorski
    >czytanie Osobliwości na kąciku lektorskim
    >powrót moich chęci do czytania po utracie pracy
    >...
    >usunięcie losowego fanfika z 2013 i wyjście Verarda z serwera

     

    Na nieszczęście autora, zdążyłem przeczytać na tyle, by móc to skomentować.

     

    Sam stan techniczny nie był najgorszy. Brak myślników, braki przecinków, czasem dziwnie złożone zdanie i inne tego typu rzeczy. No nic tragicznego. Styl był dość prosty, ale nie odstraszał od czytania. 

     

    Fabuła to trochę takie typical fandom fantasy. Wiecie, alikorny, mroczne jednorożce, smoki, skarby i przygody. Nic, czego byśmy nie znali. Na początek mamy umiarkowanie długi wstęp, w którym pada masa nazw, które nic czytelnikowi nie mówią i są czasem pobieżnie tłumaczone. Sam wstęp jest (był?) o tym, jak doszło do tego, że w pewnej krainie zadomowił się pewien czarnoksiężnik, mroczny jednorożec o imieniu Dark Nightmare. Potem akcja przenosi się do miasta, którego nazwy już nie pamiętam. W każdym razie, najpierw tam mamy akcje w zakonie, któremu przywodzi alikornica. I ta alikornica szuka swojej mocno niepokornej córki, której nie widzi się życie paladyna (paladynki?), ale za to chce być poszukiwaczką przygód. No, to do tego momentu, plus minus dotarłem. Jak mówiłem, zapowiadało się na takie typowe fantasy. Czy to jednak coś złego? Nie, zwłaszcza, że „Wyprawa w górę Rio Gero" narobiła mi ochoty na taki fanfik. Oczywiście, nie każdemu to będzie pasować. Albo przynajmniej nie każdemu by pasowało.

     

    O samych postaciach mogę powiedzieć dość mało, jednak uciąłem, chcąc nie chcąc, czytanie gdzieś w połowie. Buntownicza córka i jej przeciwieństwo, matka, którą określiłbym jako praworządną dobrą. A, no i jeszcze stary, który poszedł po mle... znaczy na przygodę, tak, to miałem na myśli. Nie wydawali się źle zbudowani, ale to ostatnie co mogę powiedzieć.

     

    Czy fanfik mi się podobał? Nawet, nie wiem na ile to była kwestia tego, że akurat miałem na coś takiego ochotę, ale tak, nawet mi się podobał. Tym bardziej dziwi mnie decyzja autora. Żeby to był jakiś tragiczny fanfik, spoko. Ale on taki nie jest... nie był... ciężko m się przestawić. Sztampowy? Trudno. Typowy? No ok. Ale zły, tragiczny, będący pomyłką? Nie, w żadnym razie. Nwm, autor pewnie tego komentarza nie przeczyta, ale jak coś... no dziwi mnie ta decyzja, ale odblokuj mnie na dc (jeśli to kwestia zablokowania, być może chodzi o to, że nie mamy wspólnych serwerów), bo chcę jedną rzecz na pw przekazać. Nie wiem czemu autor tak zareagował, czemu, de facto, się poddał. Zresztą, autora sprawa. Chce tu przekazać zupełnie co innego: nie warto kasować fików. Uważamy je za złe? Za zamknięty rozdział przeszłości? Za rzecz niewartą uwagi? Trudno! Usunięcie ich nie sprawi, że cofniemy ich napisanie. Sprawi jedynie, że autor staje się kolejną ikoną usuniętych dzieł, których i tak jest już za dużo. A nóż widelec, jeszcze komuś, jak mnie częściowo, by się spodobało, albo nawet zainspirowało. No serio, nie warto. I jest to taki pierwszy, smutny przypadek, gdzie chciałbym nawet to komuś polecić, bo w jakiś sposób mi się podobało, ale nie mogę... bo nie ma już fanfika! Co to w ogóle jest za sytuacja?! Ech, mniejsza.

     

    Pozdrawiam.

    • +1 1
  16. Witam!

     

    Nie wiem czemu, po tytule myślałem, ze to będzie coś o Scootalo. Opis i okłada szybko mnie wyprowadziły z błędu.

     

    Czy fanfik nazwałbym komedią? Nie. Czy fanfik nazwałbym słodkim? Tak. Czy
    Rainbow nazwałbym niską? Aż sobie porównałem kadry z serialu i nie wydaje się niska, no ale nie mierzyłem co do piksela (i nie wiem czemu, wyobraziłem sobie gigantyczną Rainbow Dash przemierzającą Equestrie…). Może skurczyła się w praniu?

     

    Technicznie nie mam żadnych zastrzeżeń. Styl ma na siebie mało miejsca, połowa tekstu to dialogi, ale zdołał jakiś zalążek klimaciuku SoLa wykreować.

     

    Historyjka jest bardzo prosta, ale sympatyczna. Rainbow po wypadku musi nocować u którejś z przyjaciółek (gdyż ma oszczędzać skrzydła), pierwszą więc pyta Fluttershy. Ta wita ją herbatką, a RD ma problemy by poruszać po domu… w którym wiele rzeczy wydaje się wielkie. I temat rozmowy schodzi na wzrost Rainbow. Sympatyczna, dobrze podana historia.

     

    Kurczę, fajny fik. Podobał mi się. Polecam.

     

    Pozdrawiam.

    • +1 1
  17. Witam!

     

    I na litość… już sam nie wiem czego… czemu ja się zdecydowałem to przeczytać? To wręcz krzyczało, darło mordę swym tytułem, „NIE JESTEM FANFIKIEM DLA CIEBIE”… No człowiek wiedział, ale jednak się łudził. Miałem chyba jakąś głupią nadzieje, że będzie tu jakiś dziwny zwrot akcji czy coś.

     

    Technicznie jest bardzo dobrze. Styl nie jest przesadzony, ale zastrzegam, że fanfik nie unika… hm, będę miał problem się wysławiać… dość oczywistych nazw i zwrotów, a także tych mniej oczywistych. Doprawdy, jeśli ktoś tego nie chce, to niech po prostu nie czyta tego fanfika.

     

    Fabuła jest dość… i znów brakuje mi słowa. Prosta to złe słowo, ale chyba najbliższa temu co chce przekazać. Otóż musicie wiedzieć, że wszystko skupia się wokoło postaci Rarity i Sunset. Sunset odkrywa, że powstał w mieście sklep z zabawkami erotycznymi o bardzo podobnej nazwie do butiku Rarity. I nie jest to przypadek. Po wejściu okazuje się, że prowadzi go sama Rarity. Dochodzi do, o dziwo, bardzo kulturalnej wymiany poglądów i przyjemnej rozmowy. Ta rozmowa to bardzo przyjemna i istotna część fika, każda z bohaterek ma coś do powiedzenia i zapytania.

     

    Same bohaterki naprawdę dają radę. Nie oglądałem EQG, ale po prostu w swej kreacji wydają się całkiem wiarygodne. Jest między nimi wyraźny kontrast, który jednak nie rodzi konfliktu.

     

    Czy jest to dobry, a może zły fik? Zdecydowanie nie jest to zły fanfik, ale nie jest to fik dla mnie. I to jest ta jedyna puenta podsumowania, na którą możecie liczyć. Nie jest to dużo, ale za to uczciwie. Jeśli muszę koniecznie cokolwiek więcej powiedzieć o tym fanfiku, to jedynie tyle, że, parafrazując, 6/9, podobało mi się, pisz dalej. Nie zamierzam zniechęcać autora ani nikogo do podejmowania takiej tematyki, ostatecznie piekło też jest dla człowieka, jednak no po prostu mocno niezręcznie mi się po tym poruszać.

     

    Pozdrawiam.

    • +1 1
  18. Witam!

     

    Nie wiem, czy opowiadanie miało być komedią, czy czymś smutnym, więc potraktuje je jako… no sam nie wiem jak. Bo musicie wiedzieć, że jest to bardzo nijakie opowiadanie.

     

    Na czterech stronach upchało one historie gościa, który żyje w alternatywnym uniwersum, gdzie powstały podróże między wymiarami. W ciągu tych czterech stron gościu; kupuje bilet na podróż do Equestrii, podróż zostaje odwołana bo covid, gości chudnie 50kg, ważąc… zaledwie 75 teraz (można powiedzieć, że to człowiek dużego formatu), co prawda przy prawie 2 metrach wzrostu, ale jednak… Mniejsza! Kupuje na czarnym rynku części do portalu, konstruuje go, przenosi się, spada z nieba przy pikniku Rarity i AJ, a ostatecznie te zabierają go za sobą. Streściłem wam cztery strony niczego, nie dziękujcie.

     

    No nudy i sztampa, no.

     

    Technicznie nie ma myślników. Poza tym jest dość dobrze.

     

    No nie polecam, no. Odnoszę też wrażenie, że to opowiadanie napisane dla znajomych… i chyba u tych znajomych powinno zostać.

     

    Pozdrawiam.

    • Lubię to! 1
  19. Witam!

     

    Hm, nawet mi się to podobało. Ale nie jestem przekonany, że to komedia. To po prostu SoL.

     

    Technicznie jest całkiem dobrze. Styl jest nawet przyjemny.

     

    Fabuła jest dość prosta. Dzieje się, z tego co rozumiem, po akcji serialu. Opowiada o jednym z przedstawień Trixie, które poszło… nie do końca zgodnie z planem. I jest to dość delikatnie powiedziane, bo ginie jej ulubiona, z jakiegoś powodu, moneta. Podobał mi się ten klimat i zdarzenia, takie sympatyczne. Mimo, że w sumie doszło do kradzieży, jakby na to nie patrzeć.

     

    Sama Trixie jednak wydaje mi się trochę mało wyraźna. Jakoś tak nie robi tego, czego oczekiwałbym od niej. Np. wydaje mi się, że jednak bardziej by się uniosła, gdy złapała złodzieja. A postać Bingo, mimo, że wpierw chciałem jej szybkiej śmierci, ostatecznie mi się spodobała.

     

    Poza tym? No nie wiem. Dobry SoL, zerowa komedia. Polecam więc jedynie jako SoL.

     

    Pozdrawiam.

  20. Witam!

     

    Jest to jeden z tych fików, które mogę podsumować krótko, a czytelnik komentarza nic na tym nie straci: hm, trzeba uczynić bajkę dla dzieci dorosłą… wiem, niech kucyki coś mordują!

     

    Nie wiem, doprawdy, czemu tłumacz zdecydował się na to.

     

    Technicznie nie jest źle, styl wykreował nawet jakąś atmosferę.

     

    Fabuła jest prosta jak budowa patyka, bo nawet cep byłby tu zaawansowaną konstrukcją. Ot, Apple Bloom zostaje wezwana przez siostrę w Noc Koszmarów, by odprawić pewną rodzinną tradycje. Szkoda, że o tej tradycji praktycznie nic nie wiemy. Nie wiemy, skąd się wzięła, kto ją zapoczątkował, ani nawet jak konkretnie działa. Jedyne informacje jakie mamy, to takie, jak się ją robi. Tyle.

     

    No nie polecam.

     

    Pozdrawiam.

  21. Autor powrócił jak stary z mlekiem, to co mi szkodzi wrócić.

     

    Najnowszy rozdział przybrał formę listu pisanego przez syna do matki. Sam główny bohater przybywa z prowincji do stolicy w celu nauki. W liście tłumaczy obyczaje stolicy dotyczące wigilii, a także podkreśla jak te się różnią względem jego rodzinnych stron. Szkoda, że nie podaje swoich aż tak dużo zatem, no ale pewnie wynika to z tego, że pisze do osoby, która je zna.

     

    Co do technikaliów, było dość dobrze. Zasugerowałem parę poprawek, ale nic poważnego się nie trafiło. Styl, znów, jest przyjemny do czytania.

     

    No i ten rozdział wpisuje się w opisy poprzednich: brak akcji, czyste światotworzenie.

     

    Mi się podobało. Nawet polecam. Ale nadal podtrzymuje pytanie: czy to do czegoś doprowadzi? Do ostatecznego rozdupcenia wszystkiego przez Sombre, czy co?

     

    Pozdrawiam.

  22. Witam!

     

    Cóż… znacie te kwestie… Ja czytałem ten fanfik!

     

    Podoba mi się oryginalna nazwa dla sklepu. „Sklep”. Poza tym technicznie jest norma. Brak myślników i dolnych cudzysłowów. Styl jest dość nijaki.

     

    Co do fabuły… ta jest dobra, ale brakuje jej czegoś. Zaczynamy od obudzenia głównego bohatera i jego amnezji. I o dziwo, nie ma tu ratowania świata, a zaledwie mocny SoL. Bohatera wita żona, która tłumaczy mu sytuacje. I całkiem ciekawie się to rozwija. Podobało mi się to. Wracając do tego, czego brakuje…

     

     

    Spoiler

    Konkretnie to brakuje mi przynajmniej jakiś scen po rozstaniu, a przed szukaniem.

     

    Sam fik ma jest całkiem dobry. Ma jakiś pomysł na siebie, nie wykorzystuje go w pełni, ale jest w tym zadowalająco wykorzystany potencjał. Ogólnie polecam. Tylko ostrzegam, nie ma tu wybuchów, akcji, ani tego typu rzeczy. To spokojny, cywilizowany fik.

     

    Pozdrawiam.

  23. Witam!

     

    Małe kombo, drugi fanfik z sercem w tytule. Może znaleźć trzeci?

     

    Co do samego fanfika, to nie jest on zły. Technicznie jest bardzo dobrze, nie mogę jednak ocenić strony samego tłumaczenia. Styl jest specyficzny, wynika to z paru rzeczy. Pierwszoosobowej narracji, a także… nabytej głuchości bohatera. To się serio przyjemnie czyta.

     

    Historia jest skupiona na nauce Pegaziego Języka Migowego, który jest serio szczegółowo opisany i to ogromny plus opowiadania. Mam serio wrażenie, że najpierw powstał język, a potem fik do niego. A to dlatego, że reszta jest w sumie taka sobie i pospieszna. Bo oprócz tego, fik także ma motyw relacji między głównym bohaterem a jego przyjacielem…

     

    A może kimś więcej? I to kimś więcej jest strasznie… dziwne. Z jednej strony jest wyraźnie powiedziane, że każda strona to czuje od jakiegoś czasu, ale ja, jako czytelnik… no tak średnio. Mimo to i tak jest dość znośnie. No, może pomijając, że to lekki yaoi content i nie każdemu to będzie pasować (no, chyba, że płeć zaginęła podczas tłumaczenia, jak u Sowalicji, ale wątpie). Dla mnie to mocno obojętne.

     

    Czy fik mi się podobał? Tak, zwłaszcza PJM. Dla samego opisu tego języka, warto.

     

    Pozdrawiam.

  24. Witam!

     

    Ech, od czego tu zacznąć? No nie lubię być tym, który dodaje do beczki miodu łyżkę czegoś gorzkiego... Ja chciałbym powiedzieć, że jestem smutny jak inni po przeczytaniu tego fanfika czy coś, ale kłamałbym. Czuje jedynie głębokie niezrozumienie sytuacji.

     

    Zacznijmy może od tego, że technicznie jest zaledwie parę błędzików i to miła odmiana po tekście Snowiego. Styl jest dość ładny i płynny.

     

    W tym wszystkim czasem przewija się jakiś klimat, ale…

     

    No właśnie, ale… Czemu tego nie czuje? Z bardzo prostego powodu. Ja po prostu nie rozumiem, co tu się stało. Po prostu Sombre pewnego dnia rzuciła dziewczyna, bez podania powodu (na zasadzie „nie_zasługujesz_na_mnie.exe”) i weź się czytelniku smuć jaki ten Sombra biedny. Co prawda przewija się, że jakoby nie było to dobrowolne rozstanie, ale wiadomo jedynie tyle. No fajnie, ale co z tego? O tyle dobrze, że Sombra jest w miarę ogarnięty i stara się żyć bez tego, a nie odpala protokół typowego bohatera romantyzmu, czyli „zabić_się.exe”.

     

    I wiecie co, niewiele zabrakło by to było serio świetne. Wskazówka, dwie. Strona więcej. Coś, co dałby mi powód, by cokolwiek poczuć do Sombry i jego niespełnionej miłości. Hoffman pisał, że było tego wystarczająco wiele, by wczuć się w postać… ja jestem na drugiej stronie skali. Za mało. Ile za mało? Nie wiem, ale czuje, że niewiele. Ale może to też wynika z tego, że jestem wiecznym przegrywem i nie mam ani pieniędzy, ani pracy, ani dziewczyny, więc nie mogę się wczuć w człowieka sukcesu.

     

    A najgorsze jest to, że sama relacja między postaciami wydaje mi się zbudowana dobrze. To zerwanie jest dla mnie tak samo bezsensowne, jak dla Sombry.

     

    Chciałbym czuć to postać, chciałbym czuć ten fik, ale zwyczajnie nie mogę. Po prostu za mało wiem o sytuacji, za mało jestem związany z wykreowaną postacią, by jakkolwiek przejąć się sytuacją. Dla mnie jest to takie „rzuciła go? Ok”. No i tyle. Tekstu nie mogę więc polecić. Nie jest to złe opowiadanie, a zaledwie takie, którego nie rozumiem.

     

    Pozdrawiam.

  25. Witam!

     

    Dawno nie słyszałem równie zachęcającego wstępu.

     

    Na razie przeczytałem prolog i pierwszy rozdział „Popromiennych zawieruch”, więc tylko to skomentuje.

     

    Stan techniczny faktycznie jest zakazany, ale co ciekawe, są myślniki. Starałem się jak mogłem dać sugestie poprawek, zobaczymy, co z tego zrobi autor. Radzę jednak na przyszłość znaleźć kogoś do korekty. Styl bywa mocno kolokwialny, miejscami nawet wulgarny. I mam nadzieje, że pisanie „pibuk” jest celowe… Po za tym autor ma skłonność do pisania irracjonalnie długich zdań bez żadnych przecinków, które często dotykają różnych wątków i powinny być podzielone na mniejsze zdania.

     

    Opowieść jest mocno solowa, chociaż o życiu w stajni po apokalipsie. Całość jest o klaczy, zwanej Snowi (oryginalnie :P) i jej ostatnim dniu nauki. Zaczynamy od pobudki w pokoju, będącym prawdopodobnie dziełem Discorda, potem spotkanie przyjaciółek, wspólne mycie… No mocny SoL. Mam wrażenie, że całość jest parodią gatunku. I oby tak było…

     

    Snowi, jako postać, ma jakieś dziwne ciągoty proniemieckie. Porównuje swoje przywitanie do „[…] jakbym była jakimś her   generałem Lunarnych szwadronów śmierci.”, kapitana ochrony do Goebbelsa (co prawda niepoprawnie napisanego, ale jednak), a o samej sobie mówi „Jam jest Snowikus megus, dumny przedstawiciel odmiany kuca aryjskiego, a nie żaden karzeł, ty podkmiotku.”. No bohaterka idealna. Inne postacie często mają mało kucykowe imiona i ksywy (Borys [co ciekawe dla klaczy], Zośka, Janusz, Bob…), ale poza tym dają radę.

     

    Drugi rozdział przeczytam pewnie jutro i dam nowy komentarz… albo będę edytował ten, zobaczę. Na razie od niedoboru przecinkozy i kropkozy mam dość. Czy całość, chyba nieukończona, mi się podobała, dam znać wtedy.

     

    Pozdrawiam!

    • Fow de Swowm 1
×
×
  • Utwórz nowe...