Skocz do zawartości

Rarity

Brony
  • Zawartość

    74
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Rarity

  1. Jeszcze raz gratuluję wygranej! A poniżej wklejam swoją recenzję z konkursu:
    Komedia Suna bardzo przypadła mi do gustu. Jej humor oparty jest na absurdzie, zawiera też trafne, dość ironiczne obserwacje na temat ludzi i turystyki. Pierwszoosobowa narracja miłośnika traktorów i czołgów dodaje opowiadaniu sporo uroku, podobnie jak jego trzeźwe i praktyczne spojrzenie na świat. Pomysł sprzedawania demonom (paskudnych, zgadzam się z autorem) warzyw zamiast dusz bardzo mnie ujął, podobnie jak wyjaśnienie, skąd takie upodobanie mieszkańców Tartarosu do zdrowej żywności. Ogólnie nie mam zastrzeżeń co do treści, która dostarczyła mi sporo radości.

     

    Bardzo polecam przeczytanie opowiadania!

    • +1 1
  2. Jako korektorka z zamiłowania zacznę ocenę od strony technicznej. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to to, że czcionka jest zdecydowanie za duża, musiałam przekopiować tekst do osobnego dokumentu i ją zmniejszyć, żeby móc wygodnie czytać. Opowiadanie ma sporo literówek, powtórzeń, innych błędów stylistycznych i interpunkcyjnych. Zapis dialogowy nie zawsze jest poprawny, jeśli chodzi o kropki i użycie dużych liter, ale muszę pochwalić zastosowanie pauz zamiast dywizów, co jest nagminnym błędem początkujących pisarzy. Na plus liczę też justowanie, brak podwójnych spacji, angielskich cudzysłowów i wielokropków złożonych z trzech kropek, choć autor nie użył też ich poprawnych wersji, więc trudno mi powiedzieć, czy to wiedza, czy szczęśliwy przypadek.
    Dość poważnym błędem jest natomiast mieszanie w narracji różnych czasów – w co najmniej jednym akapicie użyte zostały wszystkie trzy, choć całość powinna zostać napisana w czasie przeszłym.
    Jeśli chodzi o treść, zgadzam się w dużej mierze z Cahan – choć tekst otrzymał tag „dark”, brak w nim mrocznego klimatu czy napięcia. Dialogi nie brzmią naturalnie, przypominają nieco rozmowy z podręczników do nauki języka. Historia jest banalnie prosta, nie ma żadnych zaskoczeń, zwrotów akcji, a rozwiązania są podawane bohaterom na talerzu. Muszę też zwrócić uwagę na brak jakiegokolwiek wprowadzenia i zróżnicowania postaci. Jako osoba, która z G5 oglądała tylko pierwszy film, musiałam googlować, kim są Misty i Opaline i jakie jest między nimi powiązanie, ponieważ fik niczego nie wyjaśniał.
    Jeśli chodzi o logikę fabuły, przyczepiłabym się do faktu, że oryginalnie Tantabus był tworem umysłu i poniekąd częścią Luny, więc jego istnienie po jej śmierci budzi u mnie wątpliwości.
    Podsumowując, widać, że opowiadanie zostało napisane przez początkującego autora, ma typowe dla takiego dzieła błędy i niedociągnięcia. Muszę jednak przyznać, że czytałam już gorsze debiuty, w tym ledwo zrozumiałe twory i na tym tle jest całkiem przyzwoicie. Całość oceniłabym na 5/10.

    • +1 1
    • Lubię to! 1
  3. Dziękuję za rozjaśnienie mi pewnych kwestii i tak rozbudowaną odpowiedź. Nie wykluczam, że będę powoli czytać kolejne rozdziały, ale biorąc pod uwagę, że spodziewam się wrażeń podobnych jak po pierwszym z nich, nie obiecuję komentarzy, ponieważ podejrzewam, że byłoby w nich dużo powtórzeń.

     

    A oto i moje wrażenia po wspomnianym pierwszym rozdziale:

    Przeczytałam ten rozdział, po czym, gdy dwa dni później chciałam napisać komentarz, odkryłam, że prawie nic z niego nie pamiętam. Musiałam więc przejrzeć go ponownie i oto co odkryłam:

    • dużo geografii, co z jednej strony jest imponujące i pokazuje, jak mocno został przemyślany świat przedstawiony, a z drugiej jednak strony jest nieszczególnie fascynujące i prawie niemożliwe do zapamiętania.

    • bardzo dużo historii przedstawionej w postaci streszczenia, co każe mi westchnąć z ulgą, ponieważ inaczej zamiast rozdziału mielibyśmy do czynienia z powieścią albo i ich serią. A jako że w podobnej formie napisałam „Ostatnią historię”, to przypuszczam, że i dla Verlaxa było to znacznie łatwiejsze niż standardowa forma, do której wypada dodać chociażby opisy.

    • sporo teologii w postaci fragmentu z zajęć ze studentami, co jest sprytną formą przekazania takiej ilości wiedzy, której podanie trudno byłoby uzasadnić np. w zwykłym dialogu (o co czepiałam się zresztą w moim poprzednim komentarzu). Opis Kultu Harmonii uznaję za ciekawy, do tego fragment jest mniej napakowany dziwnymi nazwami i więcej w nim inwencji autora (chyba że nie łapię jakiegoś nawiązania), co uznaję za zaletę.

    Jeśli mam się do czegoś przyczepić (a nie byłabym sobą, gdybym tego nie zrobiła), to nagranie zajęć ze studentami (btw czemu to jest opisane jako ćwiczenia, skoro ewidentnie jest to wykład?) kojarzy mi się zdecydowanie z nagraniem na dyktafonie, więc nie jestem pewna, czy opis tego, jak prowadzący siada na krześle czy sięga po butelkę wody, jest uzasadniony.

    Zastanawiam się też, jakie ma znaczenie przy cytacie z fikcyjnego dramatu, że jest to adaptacja w wykonaniu konkretnego teatru – to nie powinno mieć wpływu na treść dialogów, a raczej na scenografię, kostiumy itp. Zresztą prawidłowym określeniem byłaby raczej „inscenizacja”, dramat jest stworzony do odgrywania go na scenie teatralnej, nie trzeba go w tym celu adaptować.

     

    Podsumowując, widać, ile pracy włożył Verlax w stworzenie świata przedstawionego i dogłębne przemyślenie, jak on wygląda i jakie zasady w nim rządzą, co jest dość imponujące. Rozdział jest jednak mocno specyficzny i po prostu nie dla każdego – co również oznacza, że niekoniecznie dla mnie. Nie ma w nim elementów, które cenię najbardziej – ciekawych postaci, relacji między nimi i humoru.

    • +1 1
  4. „Władcy wiatru”

     

    Oj, jaka to piękna katastrofa. Forma leży i kwiczy, powtórzenia rozpanoszyły się niczym kleszcze na wiosnę, a Rosie Torcie łzy kapią do zupy z braku prereadera. Czyli owszem, będę się czepiać i zamierzam czerpać z tego dużo radości.

    Już druga linijka prologu bardzo niemile zaskakuje – zamiast półpauzy widnieje w niej króciutki dywiz, co jak okazuje się później, nie jest pojedynczym przeoczeniem korektora, a zasadą, ponieważ na kilkudziesięciu stronach fika półpauz naliczyłam dosłownie pięć. Kuleje też reszta zapisu dialogowego, a i polskich cudzysłowów nigdzie nie uświadczymy. Jak wspomniałam, tekst roi się od powtórzeń, w szczególności od „byłych”, czasem spotykanych i po trzy w jednej linijce. Szyk zdań jest dziwaczny, brzmią one niezręcznie i źle się je czyta, czego przykładem może być na przykład poetyckie „nie widzę, jak z tobą źle jest”. Znalazłam też liczne błędy składniowe, pomieszanie związki frazeologiczne i literówki. Zabrakło mi też feminatywów i nie mówię tu o nazwach ras kucyków, ponieważ wiem, że to kontrowersyjny temat, ale o tak zwykłych słowach, jak „przyjaciółka” czy „regentka” – wyrazie używanym od co najmniej początku XX wieku. Dużo radości w trakcie czytania dostarczyło mi na pewno sformułowanie „Ciężko westchnęła i opadła w tronie”, pragnę też dowiedzieć się, co konkretnie lśni Celestii „sfinansowanym ze skarbca Tej, Której Lśni”.

    Z kolei początek fragmentu/podrozdziału(?) XVI okazał się dla mnie trudny do zrozumienia i musiałam czytać go dwa razy, zanim załapałam, o kim głównie mówi i do kogo odnoszą się kolejne „on”, „jego”, „nim”, „mu” itd. A odnoszą się do czterech różnych osób, co za każdym razem trzeba zgadywać z kontekstu. Żeby było zabawniej, dla odmiany mamy jeszcze do czynienia z JEJ mamą, co akurat jest kolejną pomyłką, o ile w którymś z następnych fików nie dojdzie do objawienia się trzeciej bliźniaczki.

    Poza tym wciąż aktualne jest zdanie, które napisałam prawie cztery lata temu: U Verlaxa notorycznie powtarza się użycie słowa „jej/jego” zamiast „swojej/swojego”.

    A no i jeszcze jeden notorycznie pojawiający się u autora problem – tytuł zapisany jest z błędem, ponieważ (za PWN): „Wielką literą piszemy pierwszy wyraz w jedno- i wielowyrazowych tytułach utworów literackich […]”. Co oznacza, że czy to „Władcy Wiatru”, „Koło Historii”, czy „Krwawe Słońce” – wszystko jest zapisane źle.

    Prócz formy jako takiej dużym problemem jest zapominalstwo autora (co na cześć „Krwawego słońca” nazywam „syndromem pola ryżowego”), któremu mógłby zaradzić dobry prereader.

    Spoiler

    Przykładem tutaj może być obecność lub brak hełmu na głowie bohatera w trakcie pojedynków. Najpierw czytamy, że „Zamiast hełmu, ujrzeli kolczugę z tuniką zawiniętą wokół głowy” (czemu tuniką??), natomiast później „Nawet z pomocą hełmu i koszulki kolczej, obydwaj walczący […] padli”. I choć teoretycznie mowa o dwóch różnych pojedynkach, nie chce mi się wierzyć, że to zamierzona zmiana, szczególnie że hełm nie jest zbyt kompatybilny z maską, którą bohater bez wątpienia cały czas miał na pysku.

    Innym przykładem na zapominalstwo (a także na kilka innych rzeczy) jest zupa gotowana przez Rosę Tortę. Idąc do kuchni, oznajmia ona „ostatnio wpadłam na świetny przepis”, by później, częstując bohatera, twierdzić, iż jest to „babciny przepis, aczkolwiek mama wrzucała dużo więcej makaronu”. No jakoś mi się te dwie wersje nie kleją. Poza tym jaką niby zupę można ugotować w 10-15 minut (a nie wierzę, że zrelacjonowanie wydarzeń z prologu mającego 11 stron mogłoby trwać dłużej). No i ostatni zarzut: czemu Rosa w ogóle sama gotuje (a także otwiera drzwi i chodzi na posyłki)? Jest żoną ambasadora, nie tytułuje w żaden sposób barona, co sugeruje równą pozycję, a nie ma żadnych służących ani kucharki? Skoro autor inspiruje się mocno ludzką historią i dawnymi epokami, to prócz polityki i turniejów należałoby właściwie odwzorować codzienne życie mieszkańców Equestrii, szczególnie jeśli opowiadanie ma (niezrozumiały dla mnie w tym przypadku) tag [Slice of Life].

    Występująca w prologu ekspozycja w dialogu wydaje mi się dość nachalna i oczywista, szczególnie gdy baron tłumaczy Equestriańczykowi, że „Ta, Która Lśni” oznacza Celestię, jakby na to nie patrzeć władczynię Equestrii właśnie.

    W fanfiku nie użyto prawie w ogóle kucykowej anatomii, zamiast tego pojawia się słownictwo typowe dla ludzi – bohater opiera się więc o drzewo plecami zamiast grzbietem, a maską zasłania twarz zamiast pyska. Rozumiem, że nie każdy autor posiada w tym zakresie wiedzę Cahan, ale użycie właściwych nazw naprawdę wiele by pomogło i nie psułoby tak immersji.

     

    Jeśli chodzi o plusy [edit po napisaniu następnych akapitów: plusy dodatnie i ujemne, ale przynajmniej niedotyczące formy], z których wymienieniem jak zwykle mam problem, to na pewno urzekła mnie Rosa Torta. Jej entuzjazm i przyjacielskość są urocze, ale nieprzesadzone, mimo momentami nachalnego ekstrawertyzmu nie irytowała mnie tak, jak na przykład Pinkie Pie.

    Spoiler

    Podoba mi się fabuła jako całość: ukryta tożsamość Lazara, podejrzenia księcia Unicornii, zachowanie Iry w trakcie pojedynku i rozwiązanie sprawy przez Celestię – to wszystko czyta się z ciekawością i przyjemnością. Spór między miastami i zależność jego wyniku od powodzenia przedstawicieli w turnieju może wydawał mi się na początku nieco śmieszny, ale potem przypomniałam sobie o istnieniu sądu bożego i z westchnieniem musiałam przyznać, że i takie cudo mogłoby zaistnieć. A może i zaistniało, biorąc pod uwagę, jak mało czasem jest własnej inwencji, a jak wiele przepisywania podręczników historii w fikach Verlaxa.

    Ciekawy, choć budzący nieco wątpliwości jest sposób rozgrywania pojedynków między rycerzami. Zasadniczo dwa kucyki nakładają na siebie ciężkie kolczugi i zbroje, po czym stają naprzeciw siebie w pewnej odległości i, prawie nie ruszając się z miejsca, walą kijem o kij, próbując trafić przeciwnika w głowę. Trochę zabrakło mi w tych opisach jakiejś dynamiki i finezji walczących, nie przypominam sobie żadnych zwodów czy wyuczonych technik poza jedną, i to teoretycznie niedozwoloną. Zastanawia mnie też, jak się mają mięśnie do siły magii – faworyt turnieju, Ira, został opisany jako góra mięśni, ale czy to nie powinno być wadą, skoro łatwiej go w ten sposób trafić? Wątpię, żeby istniała tu korelacja między siłą fizyczną i magiczną, ale może się mylę? Czy gdyby nie tradycja, to klacze mogłyby startować w turnieju na równi z ogierami?

    Bardzo podoba mi się (wyłączając oczywiście zapis) tytuł opowiadania i stojąca za nim metafora. Perspektywa Celestii, dla której śmiertelni arystokraci bawiący się w politykę są równie śmieszni i naiwni, jak pegazy próbujące kontrolować pogodę, wydaje mi się równocześnie poetycka i bardzo logiczna.

     

    Podsumowując, fanfik jest w porządku, niestety bardzo dobrą treść kompletnie przesłania koszmarna forma, której nie sposób ignorować w czasie czytania, a której czytelnicy nie mają nawet szansy pomóc choć w minimalnym stopniu poprawić, skoro wyłączona jest opcja dodawania komentarzy i sugestii, co jest dość dziwnym wyborem autora, który powinien być świadomy swoich kłopotów w tej dziedzinie.

    • +1 4
  5. Kolejny fik, którego jakimś cudem nie skomentowałam, choć powinnam była to zrobić już dawno temu, szczególnie że prócz korekty robię tu prereading. Co obecnie sprowadza się głównie do krzyczenia na autora, że ma pisać. (Spoiler: nie słucha).

    KO ma wiele zalet, spośród których wymienię kilka:

    • sam pomysł – uwielbienie autora do Sombry spowodowało, że wpadł on na ideę pisania nie o nim samym, ale o jego nastoletniej córce, co połączył z przesunięciem czasu akcji o kilkadziesiąt lat do przodu w stosunku do tego, co znamy z serialu. Podoba mi się ten punkt wyjścia i możliwość poznania tej nowej Equestrii z punktu widzenia kogoś, kto nie tylko urodził się ponad tysiąc lat wcześniej, ale też zna zupełnie inną wersję niektórych wydarzeń historycznych.
    • postaci, które od razu zapamiętuję i które wywołują sympatię – są dość zróżnicowane, by mi się nie mylić, mają przemyślane cechy i design, nie są tylko tłem.
    • widoczny rozwój Equestrii – widać, że pod rządami ośmiu księżniczek kraj nie stoi w miejscu, pojawiła się między innymi technologia oparta na kryształach, Ponyville rozrosło się w Ponytown, a dodatkowo pojawiły się znaczne wpływy kultury i sztuki Kryształowego Imperium.
    • przemyślane, prawdopodobne reakcje Obsy na współczesny świat – podobają mi się te szczegóły jak zbyt dosłowne rozumienie powiedzeń, zafascynowanie kodami kreskowymi i oburzenie postępującym w społeczeństwie Equestrii egalitaryzmem.
    • zróżnicowanie gatunkowe postaci, będące jednym z widocznych efektów istnienia Szkoły Przyjaźni – podoba mi się, że działająca od kilkudziesięciu już lat szkoła ma realny wpływ na stosunki Equestrii z innymi państwami, a kucyki uczą się tolerancji i (prawdopodobnie) nie panikują już na widok każdego nowego mieszkańca miasteczka, który nie wygląda jak one.
    • wspaniale irytująca Ambrosia – pomysł na arystokratyczną jednorożkę z obsesją na punkcie wsi i jej wyidealizowaną wizją jest cudowny w swoim absurdzie. Reakcje czytelników zresztą też.
    • charakterystyczny, ghatorrowy humor i styl, który skutecznie bawi i zaskakuje już od czasów Czterogodzinek.

    Jak to przy wielorozdziałowcu, autor nie wystrzegł się też błędów:

    • charakterystyczny, ghatorrowy styl – wszystko fajnie, ale spróbujcie wstawić przecinki do zawiłego zdania pięciokrotnie złożonego. Czasem naprawdę nie wiem, co w danych miejscu zrobić, a najłatwiej by mi było dany fragment przepisać w prostszym stylu, zamiast zgadywać, jak należycie okrasić go interpunkcją.
    • bardzo wolne tempo, wprowadzanie wielu postaci i zbyt szczegółowe opisywanie rozmów, które można by streścić dwoma zdaniami w innej scenie – to wszystko powoduje, że mimo siedmiu wydanych rozdziałów czytelnicy nie wiedzą jeszcze, o czym tak naprawdę jest fik i na czym będzie skupiać się jego fabuła, a zamiast rozmów o jabłkach i deszczu na pewno woleliby więcej akcji z samą Obsidian.
    • bardzo duży udział znanych z serialu postaci – łatwo jest zrozumieć udział w fiku Mane 6 i ich dzieci mieszkających w Ponytown, ale na przykład fakt, że
    Spoiler

    królem Griffonstone został nikt inny niż Gallus, jest już trochę naciągane, podobnie jak miasto nazwane Flimflam.

    • oburzający mezalians księcia Blueblooda z Applejack – HE. RE. ZJA.
    • leniwy autor – przygotowując się do napisania tego komentarza, odkryłam, że ostatni rozdział został wydany ponad półtora roku temu, 16 września 2020! Mimo próśb, gróźb i zakładów Gamoń wciąż nie skończył następnego, a ja w zasadzie straciłam nadzieję, że KO zostanie dociągnięte do końca. Co boli mnie szczególnie, biorąc pod uwagę, że wiem, co powinno być dalej, jest to moim zdaniem dobre i ciekawe i chcę rozwinięcia fabuły, a Gamoń jest koszmarnym leniem i nie pisze, kryjąc się za milionem coraz to nowszych wymówek.

    P. S. A Sombra nie żyje i nie wróci.

    • Lubię to! 2
    • DEJ! 1
  6. Zabrałam się ponownie za KH dzięki umowie z Cahan, po czym zasnęłam przy pierwszej próbie przeczytania prologu, co w zasadzie całkiem nieźle oddaje mój stosunek do tego fika. No ale umowa to umowa, udało mi się go doczytać do końca i wypada wreszcie skomentować, skoro po pierwszym razie mi się nie chciało.

     

    Prolog sprawdza się w swojej roli, opisując świat przedstawiony, jego rasy i historię. Jak to u Verlaxa, światotworzenie jest mocno rozbudowane, a świat bardzo różni się w stosunku do serialowej Equestrii. Widać inspiracje ziemską historią i fascynację polityką autora. Postaci są oryginalne, z wyjątkiem Celestii i Luny zostały wymyślone przez Verlaxa. Widać między nimi wyraźne różnice zarówno w wyglądzie, jak i charakterze, nie ma tu szansy na pomylenie ich ze sobą. Choć nie twierdzę, że imiona Nieśmiertelnych zapamiętałam na tyle dobrze, żeby móc je bez sprawdzenia w tekście zapisać. Czego jednak mi w tych postaciach zabrakło, to jakichś emocji, które by wywoływały, sympatii do nich czy odrobiny humoru, która sprawiłyby, że zainteresowałabym się nimi i zależałoby mi na poznaniu ich dalszych losów.

     

    Jest jeszcze jedna kwestia, która mnie męczy w odniesieniu do fików Verlaxa już od dłuższego czasu – po co w ogóle pisać te opowiadania jako fiki do MLP? Świat przedstawiony ma niewiele wspólnego z Equestrią, w pewnych kwestiach jest sprzeczny z kanonem. Postaci serialowych prawie nie ma, zresztą o ile pamiętam, autor bardzo wcześnie skończył oglądać serial. Czasem mam wrażenie, że uczynienie z części postaci kucyków to tylko wymówka, żeby móc sprzedać fika fanom serialu, a w gruncie rzeczy dałoby się to napisać (być może pod pewnymi względami lepiej) jako oddzielne dzieło.

     

    P. S. O formie nie będę pisać, bo lubię Gandzię, a pewne rzeczy po prostu przerastają nawet jego.

    • +1 1
  7. Poprawiam remaster „Cienia Nocy” od trzech lat, ale dotychczas byłam zbyt leniwa, żeby go skomentować. Trochę wstyd, szczególnie że jest to jeden z moich ulubionych polskich fanfików nie tylko do czytania, ale i korekty: błędów jest w nim mało, zapis dialogowy jest poprawny, a autorka nie odrzuca sugestii, których odrzucać nie powinna. Można pracować.

     

    Cenię „Cień Nocy” za wiele aspektów, z których kilka wymienię w losowej kolejności:

    – biologiczną poprawność – podobnie jak Cahan większość życia jeżdżę konno i bolą mnie te wszystkie kucyki wzruszające ramionami, rumieniące się i upadające na kolana. W CN tego nie ma, a prócz poprawnej końskiej anatomii mamy do czynienia z typowymi końskimi zachowaniami i okazywaniem emocji, co nie tylko sprawia mi satysfakcję, ale i po prostu ma sens – skoro bohater ma ogon i ruchome uszy, to niech nimi rusza!

    – realistyczne, a miejscami wręcz naturalistyczne opisy przyrody czy życia na wsi. W rozdziale IX Cahan nie pisze sielanki, lecz ukazuje realia życia i pracy w średniowiecznej wiosce, co pomaga tworzyć atmosferę opowiadania.

    – bohaterkę, która nie zgadza się na rolę tradycyjnie przypisywaną klaczom i postanawia walczyć o swoje. Podoba mi się też, że nie jest OP, mimo bycia alicornem nie włada magią na poziomie Twilight/Starlight i wydaje się czasami używać mózgu.

    – brak banalnego podziału na dobro i zło. Królewna chce rządzić, bo jej się to należy, nie dlatego, że jej brat to przyszły tyran i ciemiężyciel niewinnych kucyków. Jej ojciec z kolei uważa odsunięcie jej od tronu za dobre politycznie posunięcie i nie czyni to z niego pozbawionego sumienia mrocznego złoczyńcy.

    – brak naiwnych i oczywistych rozwiązań rodem z bajki – jeśli żołdacy terroryzują i wykorzystują wieśniaków, to nie wystarczy ich raz pobić, żeby rozwiązać wszystkie problemy, a wręcz przeciwnie, może to doprowadzić do pogorszenia sytuacji mimo dobrych chęci obrońców uciśnionych.

    – stylizację wypowiedzi bohaterów – zazwyczaj, gdy napotkam w tekście błąd, od razu go poprawiam. U Cahan czasem muszę przystanąć, zastanowić się i spytać, czy to nie jest przypadkiem świadomy zabieg, podkreślający różnice w pochodzeniu społecznym poszczególnych bohaterów. Doceniam, że prosty chłop czy najemnik nie wyraża się w taki sam sposób, jak księżniczka.

    – humor – poczucie humoru Cahan bardzo mi odpowiada, żarty są zabawne, a nie żenujące, jak zdarza się dość często w dziełach początkujących, ale i niektórych doświadczonych fanfikopisarzy.

    – bohaterów LGBT+, którzy poza byciem niehetero mają inne cechy, własną osobowość i nie są chodzącymi stereotypami.

    – syna kowala, co ma wszystkie zęby. Domagam się fanartu.

     

    Gdybym miała się do czegoś przyczepić, to do mnogości postaci Łowców, którzy niekoniecznie mają jakieś wyróżniające się cechy i mi się zwyczajnie mieszają. Aczkolwiek jest to też problem wynikający w dużej mierze z niskiej częstotliwości pojawiania się rozdziałów – gdybym czytała o tych postaciach w powieści wydanej jako całość, w jednym tomie, zapewne nie miałabym takich problemów. Co powoduje, że muszę wypomnieć Cahan tego posta, który kiepsko się zestarzał: „Plan jest taki: poprawiam i czytam 1 rozdział dziennie, co jest aktualnie realne”.

     

    Zważając na to, że kolejne rozdziały czytałam na bieżąco, to pisząc komentarz po takim czasie, na pewno wiele kwestii pominęłam, a moja opinia siłą rzeczy odnosi się głównie do nowszych części, ale mimo wszystko uważam, że Cahan w pełni zasłużyła na głos na Epic.

    • +1 1
    • Lubię to! 1
  8. Po raz pierwszy mam przyjemność brać udział w Gradobiciu i uznałam, że przydałby mi się jakiś motyw przewodni. Okazała się nim pewna postać, występująca osobiście w dwóch i wspomniana w pozostałych dwóch fikach. Mam nadzieję, że spotka się z ciepłym przyjęciem.

     

    „Nie mów nikomu”

    Temat: Bez nadziei

    Tagi: [Oneshot] [ToLepszeKO] [Spin-off] [Shipping]

    Najdłuższa z prezentowanych tu przeze mnie prac i pierwszy z moich spin-offów do „Kruchości Obsydianu”, rozgrywający się kilkanaście lat przed akcją fanfika Ghatorra. Podczas pisania słuchałam zapętlonej tej piosenki z musicalu „Wicked”.

     

    „Nic nie mówiłam”

    Temat: Upadek rodu Apple

    Tagi: [Oneshot] [ToLepszeKO] [Spin-off] [Slice of Life]

    Kontynuacja „Nie mów nikomu”, choć z perspektywy zupełnie innej postaci. Podobieństwo tytułów obu opowiadań jest przypadkowe.

     

    „Nic nie mogliśmy zrobić”

    Temat: Cztery róże dla Rarity

    Tagi: [Oneshot] [Sad]

    Chyba pierwszy napisany przeze mnie całkowicie poważny fanfik. Najkrótszy z tu prezentowanych, a jednak jego odbiór najbardziej mnie stresuje.

     

    „Gryfie instynkty”

    Temat: Gryf to gryf. Po co drążyć temat?

    Tagi: [Oneshot] [Slice of Life]

    Ficzek z dedykacją dla Zodiaka, który żądał Gallstreama, i Cahan, która mnie poniekąd zainspirowała.

     

    Nie gwarantuję, że napiszę, ani że nie napiszę więcej fików do 31. grudnia, na razie jednak publikuję te. Miłej lektury!

     

    EDIT:

    „Pamiątka z północy”

    Temat: Po drugiej stronie

    Tagi: [Oneshot] [Slice of Dark]

    Jednak udało mi się napisać jeszcze jednego ficzka. Oczywiście z tym samym bohaterem. Ciekawostka: Pierwotnie tematem miał być Zew Alicorna.

    • +1 2
    • Lubię to! 1
  9. „Diariusz” to fanfik bez wątpienia bardzo trudny do przetłumaczenia, pełen długich, zawiłych zdań, rzadko spotykanego słownictwa i wtrąceń. Podziwiam Poulsena za to, że zabrał się za jego przekład i muszę go pochwalić: podczas korekty znajduję bardzo niewiele błędów związanych z samym tłumaczeniem. Pomysł na opowiadanie jest ciekawy: autor przybliża nam dzieciństwo magicznie narodzonej Celestii pod opieką Clover the Clever, pokazując przy okazji funkcjonowanie Equestrii w jej pierwszych latach istnienia. Mimo to fanfik średnio mi się podoba niekoniecznie ze względu na to, że jest zły, ale dlatego, że nie odpowiada mi jego klimat i irytuje mnie zachowanie pewnych postaci.

    Spoiler

     

    Pierwszą z nich jest mała Celestia/Dawn Heart. Ciągle panikuje bez powodu, coś psuje i płacze. W gruncie rzeczy ma to pewien sens w przypadku klaczy, która wiedzę o świecie ma niczym przeciętny noworodek, problem jest jednak taki, że ja noworodków nie lubię. Czytając, ciągle wzdycham nad jej głupotą i wcale nie uważam jej kolejnych wybryków za urocze czy zabawne.

    Postacią, która z czasem zaczęła mnie jednak bardziej denerwować, jest narratorka opowiadania, Clover the Clever. Jest ona koszmarnie zaślepiona, uważa Dawn za najdoskonalszą istotę na świecie i potworami nazywa kucyki, które śmią się z nią nie zgodzić. Jej podopieczna wykazuje się ponadprzeciętną siłą fizyczną i magiczną, przez co nikt nie jest w stanie jej kontrolować. Wpakowuje się w kłopoty, po czym na niespodziankę czy drobny ból reaguje wybuchem magii, niszcząc zamkowy mur lub spore drzewo. Podsumowując: jest niebezpieczna. Może i ma miłą osobowość, ale nie ma to znaczenia, jeśli na „zagrożenie” zazwyczaj reaguje instynktownie. W takiej sytuacji nie można się dziwić kucykom, które nie pragną wcale przebywać w jej towarzystwie, nie mówiąc już o tych, które nie chcą, żeby bawiła się z ich dziećmi. Czy Clover naprawdę chciałaby się przekonać, co się stanie, gdy jakiś ogierek Celestię popchnie albo jakaś klaczka zabierze jej zabawkę? Uważam decyzję o odesłaniu alicornki wraz z opiekunką za słuszną i istotną dla bezpieczeństwa stolicy. Sposób, w jaki Clover pisze o swojej podopiecznej, jest jak dla mnie zbyt subiektywny, naiwny i za bardzo podyktowany emocjami, szczególnie gdy weźmiemy pod uwagę teoretycznie naukowe zacięcie uczennicy Star Swirla. Poza tym zapiski w dzienniku są przesłodzone, przez co ciężko mi się je czyta. „Kochana Dawn”, „kruszynka”, „droga Pansy”… Zdecydowanie nie jest to styl, który mógłby przypaść mi do gustu.

     

    Jeszcze jednym elementem, który przeszkadza mi podczas czytania, jest nadmierna fizyczna bliskość postaci. Clover tak często całuje/jest całowana, przytula i splata ogonki z małą Dawn, że czułam się w pewnych momentach niekomfortowo i miałam skojarzenia z pedofilią. Mówimy tu w końcu o klaczce, która nie zna świata, nie ma żadnego innego opiekuna i jest w pełni pod wpływem Clover, która może z nią zrobić, co zechce. A najwyraźniej chce ją ciągle dotykać i całować.

    Spoiler

    W tej całej sytuacji żal mi tylko Crimsona, barda i męża Clover, które zostaje wciągnięty w tę całą aferę, nie mając za wiele do powiedzenia, po czym zostaje zmuszony do przesiedlenia, tracąc tym samym źródło zarobku i możliwość do obcowania z tak ważną dla niego sztuką.

    W fiku podoba mi się całkiem przedstawienie trzech władczyń, wydaje się, że radzą sobie z trójpodziałem władzy. Hurricane jest całkiem rozsądna jak na pegaza, Puddinghead… w sumie jeszcze niczego nie zepsuła. A to sporo jak na postać mocno wzorowaną na Pinkie Pie.

    Podsumowując, mogę polecić tego fika czytelnikom, którzy lubią dzieci, lubią się nad nimi zachwycać i podoba im się obficie polany lukrem styl. W innym przypadku może on mocno zmęczyć i spowodować chęć poczytania o jakiejś krwawej masakrze dla równowagi.

    • +1 2
  10. Cytat

    A może ponieważ był to pierwszy z wydawanych ostatnio live-action, więc mimo że była to znana już historia, to sposób jej przedstawienia wydawał się nowy i całkiem ciekawy.

    Wygląda na to, że to autorka artykułu żyła pod kamieniem. „Piękna i bestia” jest z 2017, natomiast „Księga dżungli” z 2016,  „Kopciuszek” z 2015, a „Czarownica” z 2014.

    Poza tym dodajcie przecinki w tych dwóch zdaniach. I w wielu innych.

    Cytat

    Dużo osób wychowało się oglądając klasyczne bajki Disneya. Sama nie potrafię zliczyć ile razy męczyłam kasety i później płyty DVD z „Pocahontas”, „Mulan” czy moją ulubioną „Piękną i bestią”.

    Wypadałoby poprawić też rybie „szela”, „w Azji i Afryki.” Ale informacje o pasożytach ciekawe.

  11. W trzecim opowiadaniu z serii do Starlight i Trixie dołącza nie kto inny, a sama dowódczyni Tempest Shadow! A w zasadzie petentka Fizzlepop Berrytwist, ponieważ jak się okazuje, nawet reformację złoczyńców można sformalizować i zatrudnić w tym celu urzędników.

     

    Serdecznie dziękuję @Ghatorrowi za pomoc w pisaniu, @Cahan za prereading i @Verlaxowi za inspirację.

     

    Biuro reformacyjne

    [Oneshot] [Comedy] [Slice of Life]

    • +1 1
    • Lubię to! 2
  12. @Lyokoheros

    Opisane przez Ciebie zachowanie młodej Chrysalis wydaje mi się naturalne. Została wychowana w przeświadczeniu, że podmieńce są wyższą rasą, a kucykom należy się jedynie miejsce niewolników. Nie potrafi do końca uwierzyć w porażkę swojej rasy, tak sprzeczną ze wszystkim, w co wierzy. Jako dziecko ma ograniczoną możliwość oceny sytuacji, nie widzi też długofalowych skutków swoich działań. Dlatego też nie wyobrażam sobie małej Chrissie jako cichej i potulnej, z podkulonym ogonem uciekającej z siedziby roju. Takie a nie inne przedstawienie postaci uznałam za udaną jej charakterystykę i policzyłam na plus, natomiast nie uważam, by było to przedstawienie komediowe. Małej (jeszcze nie) królewnie, której właśnie zawalił się świat, raczej bym współczuła, niż śmiała się z jej chęci działania.

    Przez brak pomysłu miałam na myśli fakt, że jako jedyny z uczestników konkursu wziąłeś kanoniczną, kanonicznie złą postać, kanonicznie posiadającą miniony i ją uczyniłeś główną bohaterką swojego opowiadania. Jasne, dodałeś od siebie pewne elementy, ale naprawdę trudno byłoby mi nazwać ten fanfik oryginalnym.

    Co do szczeliny…

    – Widzieliście tam coś, szeregowy? – zapytał starszy rangą jednorożec białej maści, rozglądając się po szczelinie, w której jeszcze przed chwilą kłóciła się dwójka podmieńców.

    Nagle usłyszeli, jak za wyjściem ze szczeliny obsuwają się drobne kamienie. Gdy się odwrócili zielona aura wokół nich już znikła.

    Cytaty te mówią, że w momencie, gdy Chrysalis się odzywa, obaj żołnierze są w samej szczelinie (która przecież nie może być zbyt duża, bo przestałaby być szczeliną), stąd też muszą znajdować się naprawdę blisko, a że w jaskiniach jest zazwyczaj cicho, podtrzymuję swoje zdanie, że poszukujący powinni całkiem wyraźnie usłyszeć słowa poszukiwanej.

    i tak odnosiłem wrażenie, że np opis kwestii technicznej u mnie i Mordecza nijak nie wskazywał na specjalne różnice w ocenie(co ciekawe odniosłem wrażenie, że to on został bardziej skrytykowany niż ja!) a jednak były one różne(tylko o pół punkta, ale jednak).

    W recenzji opowiadania Mordecza niemal trzy linijki zajmuje opis dwóch konkretnych błędów, u Ciebie natomiast usterek jest po prostu więcej, jednak trudno, żebym pisała o każdym przecinku osobno. Natomiast szkolne podejście „proszę pani, a bo mi brakuje tylko pół punktu do podium” na pewno tu nie zadziała.

     

    @Mordecz

    Trudno mi się odnieść do Twoich wypowiedzi, skoro główną ich treścią jest „Dolar zrobiłby to lepiej”, w domyśle „Dolar oceniłby mnie wyżej”. Oczywiście jest możliwe, że tak by właśnie było, jednak musisz pogodzić się z faktem, że Dolar nie miał ochoty tych opowiadań sprawdzać i oceniać, a od siebie dodam, że pisanie pod konkretnego jurora nie wydaje mi się zbyt dobrą praktyką. Co do półpauz, jak już Cahan wspomniała, to nie one, a dywizy tworzą zazwyczaj listy. Istnieje więc możliwość, że poprzestawiałeś coś ustawieniach. Polecam wejść w Narzędzia -> Ustawienia i odznaczyć Automatycznie wykrywaj listy, może pomóc.

     

    @Foley

    Nie wychwalałam w tym wątku siebie jako jurorki, natomiast Cahan przed publikacją wyników napisała o tym jedno zdanie, nie wiem więc, czemu akurat o to mnie obwiniasz. Za główny obowiązek oceniającego uważam sprawiedliwe rozstrzygnięcie konkursu, recenzje są w moim odczuciu dodatkiem. Po Waszym długim oczekiwaniu na wyniki bardzo mi zależało, żeby opublikować je w miarę szybko (co nie znaczy, że nie spędziłam dobrych kilku godzin, porównując teksty i zastanawiając się nad wystawianymi ocenami). Recenzje nie są szczególnie długie, jednak w przypadku Twojego opowiadania powód jest bardzo prosty: zwyczajnie mi się spodobało. Wielokrotnie słyszałam głosy, że w komentarzach opowiadań, które podobno mi się podobały, piszę niemal wyłącznie o ich wadach, postanowiłam więc tym razem nie szukać dziury w całym i odnieść się raczej do całości. Spodobał mi się w fanfiku wybór postaci i humor, dlatego oceniłam je wysoko. Jednak skoro zależy Ci mocno na krytyce, mogę dodać, że pewne rozwiązania są moim zdaniem nieco leniwie napisane: rozgryzienie kodu otwierającego sarkofag przez losowe skakanie po wieku i uderzenie skrzydłem czy znalezienie niezniszczonych mebli za tajemniczymi drzwiami. Ciekawe dla czytelnika byłoby wyjaśnienie, czemu ofiarą rytuału padła akurat Annares, czemu nie przyniósł on oczekiwanego skutku i czy jej hibernacja umożliwiająca bezproblemowy powrót do nieżycia była czymś zamierzonym, czy raczej skutkiem ubocznym. Jak wspomniałam wcześniej, prości wieśniacy i mądra, czasami patrząca na nich z góry znachorka są dość często wykorzystywaną kliszą, można by zapewne nieco zróżnicować charaktery chłopów lub uczynić ich mniej stereotypowymi. Brakuje też wyjaśnienia, czemu włamywacz zmarł po utracie łyka krwi (zakładam, że nie była to tylko pomyłka chłopów – gdyby tylko zemdlał, powinien był się już dawno ocknąć). Poza tym duża część wykonywanych przez nietoperze czynności jest trudna do wyobrażenia z powodu ich rozmiarów, budowy i siły, ale jak zaznaczyłeś, ta uwaga nieszczególnie Cię interesuje.

    • +1 2
  13. <tu Dolar wstawi wstęp>*

     

    I miejsce @Malvagio 9,5/10

    II miejsce @Foley 8/10

    III miejsce @Mordecz 6,5/10

     

    @Lyokoheros 6/10

    @Danio Doża Venucci 4/10

     

    Gratuluję zwycięzcom! I polecam się na przyszłość.

     

    Dokument z ocenami: LINK

     

    <tu Cahan wstawi zakończenie>**

     

    * Bardzo wątpliwe.

    ** Nie płaci mi dość, żeby chciało mi się je pisać.

    • +1 3
  14. ENG:

    JAK KTOŚ ZNAJDZIE LINK, TO BĘDZIE :hmpf:

     

    NAPISY PL:

    https://sparklesubs.pl/mlpfim/s09e11

     

    DUBBING PL:
    https://sparklesubs.pl/mlpfim/s09e11?mirror=4

     

    ***

     

    Odcinek uczący nas, że Trixie jest najlepszą przyjaciółką, coraz większy procent młodzieży potrzebuje wizyt u psychologa, a tak w ogóle to work-life balance jest całkiem ważny.

    Oraz że jeśli Niklas chce bezstronnych opisów, to musi je sam pisać.

    • +1 5
    • Lubię to! 2
  15. To proponuję naprawić też pozostałe. A przynajmniej tę część, którą znalazłam, bo nie czytałam całości, ale nie wątpię, że znalazłyby się i kolejne.

    „ale raczej nikt nie chce, by rodzina robiła mu taki przypadł.”

    „Na sam początek na tapet idzie coś”

    „Not Asking for a Trouble” – w tytule nie powinno być a.

  16. Początek opowiadania to opis szarego miasta, jakim jest Stalliongrad, oraz jego szarych mieszkańców. Malvagio świetnie oddaje panującą (a jakże) szarą, duszną atmosferę tego miejsca, łącząc opisy metropolii z myślami i odczuciami głównego bohatera. A jak prezentuje się sam Tesoro? Moim zdaniem całkiem oryginalnie – mamy tu do czynienia z nietoperzowym kucem, który nie jest strażnikiem, a kimś zupełnie innym: artystą. I to artystą pochodzącym z Kryształowego Królestwa, którego charakteru dodają wtrącane od czasu do czasu włoskie słówka. Towarzyszą mu w tym opowiadaniu jeszcze dwie postaci: pozornie cicha i posłuszna, a jednak niepozbawiona charakteru i hartu ducha Irina oraz jej zgorzkniały dziadek. „Magnum Opus” stoi w dużej mierze doskonałymi opisami: wnętrze domu Karamazowa idealnie koresponduje ze stanem emocjonalnym właściciela, zaś opisy tańca są tu nie tyle techniczne, co raczej mistyczne, pozwalają czytelnikowi wczuć się w postać tancerza i zrozumieć towarzyszące mu w ruchu emocje. Fabuła opowiadania została starannie przemyślana, nie ma w niej dziur, relacje między postaciami rozwijają się we właściwym tempie, a końcówka jest dokładnie tak szokująca i emocjonalna, jak powinna. Do tego to ostatnie zdanie!

    Forma opowiadania jest moim zdaniem bez zarzutu, dlatego też w oparciu o powyższe argumenty oddaję głos na EPIC i zachęcam wszystkich do zapoznania się z (jakże słusznie zatytułowanym) „Magnum Opus”.

    • +1 1
  17. Z radością zauważyłam, że Niklas opublikował nowe opowiadanie i od razu zabrałam się do czytania (a z drobnym opóźnieniem do komentowania). „Najpotężniejsza” bardzo ładnie prezentuje się pod względem formy (chwała Gandzi!) – nie zauważyłam żadnych powtórzeń, a wszystkie przecinki są na swoim miejscu. Przedstawiona w fiku Celestia jest bohaterką o wybitnie zawyżonym poziomie mocy, jednak w czasie czytania mi to nie przeszkadzało – widać, że nie jest to błąd w kreowaniu postaci, a w pełni świadomy zabieg autora. Wizja Pani Dnia jako wszechpotężnej istoty, władającej nie tylko krajem, ale także bardzo dosłownie życiem i śmiercią poddanych, jest moim zdaniem całkiem ciekawa. Ładnie zostały pokazane jej emocje, tak odmienne od uczuć, których spodziewalibyśmy się po władczyni podbitego kraju oraz zainteresowanie, ale zarazem niezrozumienie zwykłych kucyków.

    Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to byłaby to kreacja przeciwników Celestii, okrutnych najeźdźców.

    Spoiler

    Na początku otrzymujemy informację, że w ciągu kilku godzin podbili całą Equestrię, zabijając, paląc i burząc. Nikt ich nie powstrzymał, awansowali więc do rangi złoczyńców, z którymi księżniczka musi radzić sobie sama, przewyższając tym samym Chrysalis, Tireka czy Sombrę. I gdy w końcu wdarli się do pałacu, okazali się… bandą minotaurów z toporami. Żadnej magii, żadnego planu, tylko broń i tępa siła. Rozumiem jeszcze, że gwardia standardowo dała się rozbić, bo w zasadzie od tego jest, ale czy Luna/Twilight albo ktokolwiek inny nie mógł po prostu użyć zaklęcia tarczy, by ich powstrzymać? Nie do końca wiem też, jakim sposobem spowodowali aż takie zniszczenia w mieście, skoro najwyraźniej nie korzystali ani z magii, ani maszyn oblężniczych, a w dodatku poruszali się bardzo szybko. Oczywiście można by powiedzieć, że jest to cała armia, o której autor zapomniał wspomnieć, jednak z treści opowiadania dość jasno wynika, że Celestia w sali tronowej zabija towarzyszy księcia i jego samego, a następnie jej królestwo wraca do normalności – ani słowa o pozostałych wojownikach nieprzyjaciela. Zastanawiam się, czy wszystko to miało sugerować, że tak naprawdę znanych nam złoczyńców Celestia także pokonała sama, modyfikując potem wspomnienia kucyków i pozwalając cieszyć się Mane6 odniesionym zwycięstwem, czy też jest to element, którego autor do końca nie przemyślał.

    Odsuwając jednak swoje wątpliwości na bok, polecam wszystkim „Najpotężniejszą”, bo zasługuje, by poświęcić jej te kilka minut, a ukazana w niej twarz Celestii stanowi ładne uzupełnienie dla wersji księżniczki opisanych w ramach zeszłorocznego konkursu.

    • Mistrzostwo 1
  18. @Dolar84Bardzo cieszy mnie tak obszerny komentarz, dobrze wiedzieć, że opowiadanie Ci się podobało.

    Jeśli chodzi o fachowe słownictwo, to spędziłam kiedyś tydzień na jachcie, więc trochę go podłapałam, choć musiałam sporo poczytać, żeby sobie te wszystkie słówka przypomnieć. Zrozumienie tego wszystkiego z artykułów na Wikipedii bez wcześniejszego praktycznego doświadczenia byłoby naprawdę trudne, nie podjęłabym się chyba tego zadania.

    Jeśli chodzi o zachowanie Twilight…

    Spoiler

    Zdecydowanie się z nim nie zgadzam, uważam, że rywalizacja także jest częścią przyjaźni, a gdyby ktoś próbowałby mnie pozbawić miejsca na podium w konkursie literackim formułką „wszyscy jesteście zwycięzcami”, nieźle bym się zdenerwowała. Dlatego też owszem, zachowanie księżniczki miało być niedorzeczne i nie spotkać się z aprobatą otoczenia. Uznałam, że jako klacz ucząca się z książek i mająca swoje psychozy (o nie, oni się teraz wszyscy na pewno znienawidzą!), mogłaby wpaść na taki pomysł. Starałam się, by reakcje innych bohaterów ukazywały, że pomysł ten niezbyt się spodobał.

    Nie do końca zgadzam się z tym, że Student Six mogłoby się pokłócić z powodu wyników regat – w serialu pokazano, że uczniowie ci mają często więcej zdrowego rozsądku od Twilight i jej paczki. Przez rok przyzwyczaili się też do wybryków dyrektorki, w dodatku większość z nich jest bardzo pokojowo nastawiona. Nie zmienia to jednak faktu, że odbieranie zwycięstwa Silverstream i Gallusowi jest chamskie i ktoś powinien był wybić to Twilight z głowy. Niestety bohaterzy nie zawsze zachowują się tak, jak czytelnik (a nawet autor) by tego pragnął i napisałam zakończenie, które najbardziej pasowało mi do postaci Księżniczki Przyjaźni.

    Spoiler

    A może to po prostu mój wewnętrzny troll…

     

    P. S. Poprawiłam powtórzenie!

  19. Przeczytane. Jeśli chodzi o formę, to mogę się przyczepić tylko do powtórzeń słowa „być”, szczególnie w czasie przeszłym. Treść natomiast to trochę trudniejsza sprawa. Opowiadanie mówi głównie o wicedyrektor Lunie i jej stosunkach z siostrą, a także uczniami. Wszystko zostało przedstawione poprawnie, dialogi nie brzmią nienaturalnie, a jednak opowiadanie średnio mi się spodobało. Jest to pewnie sprawa dość subiektywna. Fanfik jest taki, jakiego można by się spodziewać po Midday – mowa jest o rodzinie, o przywiązaniu między siostrami, dużo jest przytulania, wszyscy kochają dzieci itp. Słowem – zupełnie nie moje klimaty. Niezbyt pasuje mi też przedstawienie samej Luny, ale to znowu nieobiektywne stwierdzenie – po prostu mam o niej zupełnie inne wyobrażenie.

    Spoiler

    Problemem natomiast jest brak oryginalności i sztampowość w przedstawieniu bohaterów: Rarity spędza dzień, oglądając ubrania w galerii handlowej, Pinkie Pie organizuje imprezę i jest irytująca, Applejack jest silna, Rainbow Dash szybka, Twilight fangirluje Celestię, a Fluttershy rozmawia ze zwierzętami. Rozwiązaniem problemu z urodzinami siostry okazuje się natomiast… śniadanie do łóżka i impreza niespodzianka, co nie wydaje mi się szczególnie odkrywcze.

    Ogólnie, opowiadaniu brakuje moim zdaniem czegoś świeżego, czegoś, co zapadałoby w pamięć. Jest to dość przyjemny, napisany ładnym stylem SoL dla fanów Equestria Girls (bo komedią tego nazwać nie mogę), ale to w zasadzie wszystko.

     

×
×
  • Utwórz nowe...