Skocz do zawartości

Elizabetta

Brony
  • Zawartość

    263
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Elizabetta

  1. Głowa bolała ją jak nigdy. Nieźle jej się dostało... i to tylko przez głupią nieuwagę. Dała się złapać na najstarszy numer świata z odwróceniem uwagi. Żałosne, nawet dziecko by się na to nie złapało. Podniosła się z ziemi. Zmarnowała blisko połowę mocy magicznej i nie trafiła przeciwnika ani razu. Spojrzała na towarzyszy. Niektórzy potrzebowali pomocy medycznej.

    - Powiedz mi jak poczujesz się gorzej. Ok? - zwróciła się do Josepha. 

  2. Dobra, z opóźnieniem ale jest.

     

    --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     

    W końcu dotarła na miejsce. Ku jej rozczarowaniu walka trwała już od kilku ładnych minut. 

    - Pięknie, ominą mnie początek zabawy. Niech to wszystko... - mruknęła ze wściekłością. Tak to jest jak się chwilę zostaje w tyle, a potem zagaduje z innymi. Już miała zaatakować najbliżej znajdującego się, Cobrę, lecz nagle przed nią stanął Hoteye. Ledwie zdążyła się otrząsnąć z pierwszego szoku, a ten już zaatakował.

    Hogo ryōiki - [175/200 100/100 ] otoczyło ją pole ochronne, jednak zniknęło zaraz po pierwszym ataku. Chwilę stała oszołomiona. Przecież to pole wytrzymywało silniejsze ataki. Jak mogło tak nagle zniknąć?  " Silny jest" pomyślała. 

  3. Widząc ścigających się nie mogła powstrzymać śmiechu. " Faceci... " pomyślała i pokręciła głową. Wyszła spokojnie na zewnątrz. Spojrzała na niebo. Czyste, spokojne. " Długo ten spokój nie potrwa coś czuję ". Chwila wystarczyła by oddalić się od reszty. Szybko podbiegła do nich. Nie miała zamiaru przegapić zabawy tylko dla tego, że została trochę w tyle.

  4. Wzięła jabłka. I spojrzała na Rinzlera.

    - Dzięki. - powiedziała. Starała się ukryć niezadowoloną minę. Właśnie ją obudzono... a miała taki fajny sen. Schowała owoce do swojej torby i spojrzała na budynek przed nimi. Był duży, robił wrażenie. " Ciekawe jak wygląda w środku.. ".

  5. Nad ranem obudziło ją głośne warczenie wilczycy. Niechętnie podniosła się i rozejrzała po domu. Nic. Wyjrzała przez okno. Na ulicy stali jacyś chłopcy. Rozmawiali, śmiali się na cały głos.

    - Nieznośne gnojki - mruknęła pod głosem. Z tego co do tej pory słyszała była to zwykła grupka chuliganów, która działała zwykle po nocach. Nie było już mowy o śnie. Więc leniwie wstała z łóżka i poszła do łazienki. Nalała sobie wody i weszła do wanny. Gorąca kąpiel, tego chyba najbardziej będzie jej brakowało podczas trwania misji. Prawie godzinę później wyszła z wanny, zdając sobie sprawę, że musiała się zdrzemnąć. Ubrała się we wcześniej naszykowane, specjalne ubrania na misję. Zjadła kolację. Sprzątnęła po sobie i przy okazji spakowała co nieco do swojej torby podróżnej. Była ona niewiele większa od zwykłej torebki, za to mogła pomieścić dużo więcej. Sue dostała ją kiedyś od matki kiedy opuszczała rodzinne strony. Od tamtej pory dobrze jej służyła. W końcu wyszła, zamknęła dom i poszła wolnym krokiem w stronę gildii.

  6. Wróciła do domu bardzo późno. Spędziła na mieście więcej czasu niż myślała na początku, choć tak na prawdę większość tego czasu spędziła w bibliotece. Weszła do kuchni i położyła na ziemi torbę z zakupami. Nie kupiła wiele rzeczy. Zapewne gdyby to jej matka miała coś kupować na misję, byłoby tego znacznie więcej. Tęskniła za domem, jednak postanowiła już dawno, że wróci dopiero wtedy gdy zrobi coś by rodzice byli z niej dumni. Nienawidziła nikogo zawodzić. Była tak zmęczona, że nawet nie zjadła kolacji. Tylko umyła się przebrała w piżamę i poszła spać.

  7. - Jeśli pójdzie cała gildia, to jeśli by coś się miało stać z gildią ( w co wątpię, bo jeszcze nic takiego nie nawywijaliśmy ) nie będzie nikogo na miejscu go bronić. - mruknęła do barmana Sue, ten przytakną głową. W tym momencie nad ich głowami przeleciało krzesło i roztrzaskało się o ścianę pozostawiając po sobie tylko drzazgi. "Znów się zaczyna" pomyślała. Spojrzała na zegarek. Mistrz mówił, że trzeba się dokładnie przygotować. Niedługo będzie trzeba wybrać się na miasto.

  8. Dość długo siedziała nad książką. Zamrugała oczami i rozejrzała się  wokoło. Nic prawie się nie zmieniło, tyle, że doszło parę osób. Przez to całe czytanie, zachciało jej się pić. Podeszła, więc do braku i zmówiła sobie piwo korzenne. Siadła na krześle i zaczęła je pić. Znów się zamyśliła.

  9.  Spojrzała do środka kubka. Kawa się skończyła. 

    - No nic trzeba się zbierać. I tak już długo tu siedzę - mruknęła. Schowała książkę, którą przy okazji czytała, zapłaciła i wyszła z kawiarni. Przed kawiarnią grzecznie siedziała jej wilczyca. Pogłaskała ją po kosmatym łbie i ruszyła w stronę gildii. Słońce wskazywało, że jest już prawie południe. Cały czas chodziła zamyślona. Ciągle niepokoiła się misją. Z tego wszystkiego mało nie wpadła na drzwi wejściowe do "Białej Gwiazdy". Zdążyła w porę się zatrzymać. Westchnęła i pokręciła głową. Weszła do środka. Mimo kiepskiego humoru, wymusiła na swojej twarzy uśmiech. Przywitała się jak należało. Siadał do najbliższego stolika i wyjęła książkę.

  10. Susanne siedziała w kuchni i jadła śniadanie. Cały czas jej umysł męczyły obawy na temat misji. Czy wszyscy dadzą sobie radę? Czy sprostają wyzwaniu? I najważniejsze z wciąż nasuwających się uporczywie pytań. Czy wszyscy wrócą do domu? Wiele słyszała o Oracion Seis, ale przeważnie kazano jej trzymać się od nich z daleka dla własnego dobra. " Trzeba się będzie dobrze przygotować do tej misji" przeszło jej przez myśl. Po co ona się w ogóle zgłaszała. Mogłaby spokojnie siedzieć w domu. Ale.. w tedy, gdyby komuś się coś stało, miałaby wyrzuty sumienia, że nie pomogła. Że w ogóle jej nie było na miejscu gdy była potrzebna. Westchnęła. Po skończonym śniadaniu, zmyła po sobie naczynia i wyszła na miasto. Chwilę po nim krążyła, w końcu zaszła do pewnej kawiarni. Była jeszcze trochę zaspana, dlatego siedząc już przy wolnym stoliku, zamówiła sobie kawę. 

  11.  Po spotkaniu ruszyła wolnym krokiem do domu. Po drodze wstąpiła jeszcze do sklepu magicznego. Nie było w nim prawie nic ciekawego, jednak w oczy rzuciła jej się niewielka, pozłacana bransoletka. Po założeniu okazała się bardzo lekka. Zwykle widziała, że magowie nosili ciężkie, ozdobne bransolety. Ona nie mogła sobie pozwolić na takie coś, bo nie dość, że nie bardzo jej się podobały to jeszcze ograniczały ruchy ręką, przez swój ciężar, a pewność ruchów dłonią była jej niestety potrzebna do zaklęć. Do tego bransoleta miała w sobie ukryty zasób many. 

     - Przyda mi się na misję - powiedziała. Przedmiot nie był taki drogi jak myślała, więc bez dłuższego namysłu go kupiła. Wyszła ze sklepu i parę minut później byłą już w domu. 

     Zjadła kolację, umyła się, przebrała w piżamę i położyła spać. "Męczący był ten dzień".

     

    --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

     

    Zawsze do usług, mistrzu :rainderp:

  12. - Co się... Ech... Tylko mi nie mówcie, że zasnęłam.. - powiedziała Sue, przecierając zaspane oczy. Godzina na zegarze nie pozostawiała innych złudzeń. Szybko się zerwała z ławki. Miała się spotkać z pewnym człowiekiem. Pognała co sił na stację kolejową. Do spotkania pozostało 5 min. Trzeba się było śpieszyć.

  13. Spojrzała na poirytowana na Nathan`a. Silne zaklęcie? Pff.. ona by tego nie zaliczyła nawet do słabych zaklęć. Nauczka się należała i koniec. Teraz na prawdę była zła. Nie będzie jej pouczał byle młodzik. Dopiła sok i wyszła na zewnątrz. Siadła na ławce. Humor zaraz jej wrócił. Spojrzała jeszcze rak na zegarek. Zostało jeszcze dużo czasu. Znudzona zaczęła obserwować chmury "płynące" po niebie.

  14. W pewnym momencie poczuła, że krzesło zaraz się połamie. Zdążyła w ostatniej chwili wstać, jednak kiedy się zastanawiała co się stało zauważyła, że nogi były podpiłowane. Nagle runęło drugie krzesło. Wstała i rozejrzała się.

    - Który mądry podpiłował wszystkie krzesła? - warknęła. Barman widząc jej minę, tylko milcząc wskazał na Ring`a. 

    - Młody, doigrałeś się. Arashi - wymamrotała zaklęcie (175/200) i w tym momencie nad młodym magiem pojawiła się niewielka chmura burzowa. Kilka sekund później walną z niej piorun. " No to powinno go na moment uspokoić" uśmiechnęła się.

     

     

  15. Spojrzała z zegarek. Niedługo musiała załatwić pewną ważną sprawę na mieście, więc nie chciała się spóźnić. Na szczęście było jeszcze trochę czasu. Zaschło jej w gardle od tych całych rozmów. Wstała od stoły i podążyła do barku. Zamówiła sobie sok. Siadła i zaczęła go pić. Rozmyślając nad wieloma rzeczami. 

  16. Jej uwagę uwagę przykuły krzyki. To Rinzler i Mistrz wołali na całe gardło. Uśmiechnęła się. Nie świętuje się zwycięstwa za wcześnie. Jednak pewność siebie nie jest niczym złym, o ile nie przerodzi się w ignorancję. 

    - Załatwimy ich tak, że się nie podniosą - powiedziała do siedzących obok niej magów. 

  17. Rozejrzała się. Po chwili zauważyła swojego wilka tuż przy barku. 

    - O nie, tylko nie to - powiedziała z nutką rozpaczy w głosie. Szybko tam pobiegła. Odgoniła wilczycę zanim zdążyła cokolwiek nabałaganić. Sue skarciła ją wzrokiem i wróciły do stolika, przy którym wcześniej dziewczyna rozmawiała. 

×
×
  • Utwórz nowe...