Skocz do zawartości

Feather

Brony
  • Zawartość

    168
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Feather

  1. W mgnieniu oka podjechały radiowozy i otoczyły cię, tworząc wokół obręcz. Dosłownie, bo z góry wyglądało to, jakbyś był punktem na okręgu. W mgnieniu oka też wszyscy wyszli na zewnątrz pojazdów, celując do ciebie z gumowych pistoletów (żeby nie zabić przestępców). 

    - ZOSTAJESZ ZATRZYMANY ZA NIELEGALNE POSIADANIE CZARNYCH KWADRATÓW! MAMY NA CIEBIE DOWODY, MASZ PRAWO ZACHOWAĆ SWÓJ DYWAN! - zagrzmiał jeden z nich przez megafon.

    Kolejny funkcjonariusz podszedł do ciebie z kajdankami, okrytymi różowym futerkiem. Sam miał na sobie czarny, lateksowy uniform, a jego pałka w cale nie przypominała tą policyjną, a prędzej taką, którą można wykorzystać do masturbacji. O ile jest się klaczą lub lubi się w kakao.

  2. - Zaślepieniem. Wiele mężów i żon zginęło, zostawiając rodziny... ale to już wiesz. Żegnaj, paladynie... - powiedział już innym głosem, strasznie przyjemnym, gładkim, nieco podnieconym i radosnym.

    Nagle z wielkim uśmiechem zaczął unosić się ku górze, a w chmurach pojawiła się szczelina jasnego światła, leciał prosto ku niej. Zamknęła się, gdy był za nią. Nastała głucha cisza, opuściłeś wzrok na jezioro - było już jak wcześniej - piękne, błyszczące, z brzegami obrośniętymi kwieciem. Wielki spokój, wielkie nic. Piękne nic. Jedyne, co teraz cię zastanawiało, to dziwne uczucie chłodu, jakby wiatr, które biło z ziemi, parę metrów od ciebie. 

    Przygotuj się... - zabrzmiało w twojej głowie, głosem zbawionego Topielca.

  3. Cóż... altanka wydawała ci się być zwykłą altanką, faktycznie, z tym, że pod nią była marmurowa podłoga, na której widniała żelazna płyta. Stałeś nad brzegiem, gdy nagle pod taflą wody coś zaczęło się ruszać. Jeziorko było stosunkowo przejrzyste, czyste, więc dostrzegłeś w nim coś podłużnego, obłego, o grubości prosiaka. Było też raczej długie.

  4. Nasikałeś na cygana. Po prostu. Po czym cygan spadł i się zabił. Wygrałeś z nim. 

    Bóbr też umarł, na widok twojej protezy, zeksplodowała jego nie-proteza. Wybuch był tak potężny, że zabił też dzierżącego go cygana. Dobra robota. 

    Stoisz sam, wśród bebechów pozabijanych kucyków. Byłoby wszystko fajnie, gdyby nie...

    E-O E-O E-O.

    Słyszysz? Policja nadjeżdża.

  5. Znowu szedłeś przez las, czując narastające zmęczenie. Niestrudzony jednak mknąłeś przed siebie, starając się zrobić cokolwiek ze sobą, byle tylko mieć progres w wędrówce. Po jakiś trzech godzinach marszu spostrzegłeś, że przed tobą musi być coś pokroju kotliny, albowiem widać było, jak teren się zapada. I faktycznie - dotarłeś do stromej krawędzi, a gdy spojrzałeś w dół... zobaczyłeś kotlinę. Niby nic takiego - mała, górska kotlinka z małym jeziorkiem. Jednakowoż na tymże jeziorku istniała malutka wysepka, a na niej - marmurowa altanka. Nie była ona porośnięta, ani naznaczona piętnem czasu, idealnie biała.

  6. - Jestem - odparł pusto.

    Spod jego powiek zaczęła sączyć się ropa, opadająca po jego gnijących policzkach.

    - Ja cię ostrzegam. Chcę ci pomóc. Poza tym twoi bracia, którzy zginęli, są tam, gdzie znajdziesz się ty, jeśli się nie przygotujesz. Miałeś okazję ich powstrzymać. Mogłeś też nie celować w domy rozpalonymi bełtami balist, nie przerzucać garnców smoły biffami. Może nie podniosłeś ręki, ale tego, co się stało w następstwie nie możesz cofnąć. Jako jedyny nie podniosłeś ręki bezpośrednio. Masz rację. Ale pośrednio zrobiłeś zbyt wiele zła... 

    Teraz zaczęło dziać się coś dziwnego - ciało topielca... stawało się gładkie, jakby odmładzane. Skóra i sierść stawała się źrebięca, rany zaś znikały. Kamień zerwał się i spadł.

    - To już zaraz...

  7. - Nie wiem, od kiedy to dzieci są łotrami, bandytami, ani tym bardziej nie wiem, od kiedy są potworami. Mój pan? Mój pan jest na górze i weźmie mnie stąd, gdzie mogę w końcu wejść w jego chwałę. 

    Potwór doznał ataku przejmującego kaszlu - obrzydliwego i wilgotnego, wypluwając skrzepy gnijącej krwi.

    - Ja? Postanowiłem wbrew Jej woli zejść stąd prędzej... a mogłem zrobić tyle rzeczy... tyle zmarnowałem. Tyle krzywdy wyrządziłem rodzinie... ech... słusznie odbieram ostatki swej kary -zwiesił głowę i wytarł swoje usta. Kawałek skóry odpadł i zleciał w taflę, lądując w niej z głuchym plaśnięciem. Od razu jakby się rozpłynął w niej... 

  8. Gdy Niebiosa usłyszały "szkoda, że życie nie ma epickiego soundtracku", na niebie pojawił się ogromny głośnik, z którego zaczęło napierdalać...

    http://www.youtube.com/watch?v=qzVBqBosf5w

    Gdy rzuciłeś swoim młotem, ten poszybował wirując, prosto w głowę jednego z cygankucy, rozbijając ją... i lecąc dalej. Nagle wszyscy stanęli i... twoja "broń" nadleciała z drugiej strony, zupełnie, jakby okrążyła całą planetę. Był dziwnie ciepły, ale co tam.

    - AAA-EAEAEA-EA-EAEAEAO-IAOEAIOIEAAEOEAOEAIAOEAIEAIOEAIOAEOEAIEA-EAAEEA-EAIEAAEOAEOIA! - ryknął ten z bobrem, po czym złapał go pewniej, stojąc na tylnych kopytach  i... wycelował nim niczym strzelbą w jednego z towarzyszy, a gryzoń złapał go, podrzucił i klapsnął ogonem.

    Przerażony, wystrzelony, płonący ogier leci w twoją stronę.

  9. > Postal Fog
    - Dodano efekt "ból dupy". Aby wykorzystać ból dupy, musisz kłócić się z innymi, dzięki czemu twoje ataki stają się potężniejsze. Also - boli cię dupa.
    

    Cygan przestraszył się, po czym rzucił swoim tamburynem na środek targowiska, co skutkowało... pojawieniem się pentagramu, który wystrzelił słupem ognia pod niebiosa. Gdy ogień zgasł, na jego miejscu pojawił się cały Tabor Cygański. Byli wszędzie, uzbrojeni w bejsbole, noże, gazrurki, kastety, bobry, pałki nabijane gwoździami i dmuchane lalki. Nabijane gwoździami. 

    - JOLOLOLOLOLOLOLOLO! - ryknął tabun i rzucił się w kierunku losowych przechodniów, atakując ich i okradając. 

    Po dwóch minutach całe targowisko przypominało prawie że opróżniony słoik dżemu truskawkowego - jucha, fragmenty ciał, jelita i inne wnętrzności, usłały okoliczne stoiska. Byłeś sam, a do ciebie podeszło pięciu cyganów - którzy w przeciwieństwie do reszty nie rozbiegli się dalej. No i był ten od dywanu. Tamburyn przelewitował się do niego, a pioruny iskrzyły się wokół jego talerzyków.

    Wszyscy byli przyjaźnie nastawieni - nastawieni na rozpierdolenie twojej makówy jedną z tych pałek z gwoździami.

  10. Aż do rana nic nie zmąciło twojego snu, dopóki Słońce nie zaczęło prześwitywać wśród sosen, wśród ich gałęzi. 

     

    /wybacz, ale nie wydusiłbym z siebie teraz nic konkretnego, a że od piątku do poniedziałku nie będzie odpisów, to daję krótki, by nie stopować, a raz już to zrobiłem/

  11. Topielec pokręcił głową i złapał swój kamień, do którego był przyczepiony sznur. Odchrząknął.

    - Ja byłem - odparł, po czym nastała głucha cisza - Ten, który mnie tu trzyma - odpowiedział na pytanie. 

    Jego głos był bulgoczący, charkoczący, wręcz ociekający w wydzieliny niczym wrzód obrzydliwy. 

    - Nie będę niepokoił cię długo. Podzielisz mój los, musisz. Tylko, że ja pójdę stąd za godzinę, a ty zostaniesz na wieki. I to nie tu, a na dole. Za wiele zasłyszałem, by się dłużej powstrzymywać... zrobiłeś wiele zła ty i twoi bracia, przez co musisz zginąć jak najszybciej i trafić do piekieł. Stamtąd nie ma powrotu... i jest tam zbyt strasznie, a by o tym opowiadać ci przed czasem. Tak się też składa, że Ona przyjdzie po ciebie za godzinę. Poddaj się jak najszybciej, a teraz lepiej módl się, by ci pozwolili chociażby po dwóch tysiącleciach odpocząć, albowiem mają dla ciebie miejsce przy samym... Nim. Więcej nie mogę ci powiedzieć, obłudny palladynie. Potraktuj to jako prezent. Zechcesz dotrzymać mi towarzystwa, zanim udam się na spoczynek? - spytał Topielec, przekrzywiając głowę.

  12. Jeziorko... spokojne, ciche, ciepłe... ostoja spokoju.

    Każde słowo, każda myśl, kierowana do twoich bogów sprawiała wrażenie, jakbyś rzucał grochem o ścianę, wykonaną z dębowych desek, wybrzmiewających przy stuknięciach tychże ziaren grochu. Wydawało ci się, że cię nie słuchają, że twoja pobożność ich nie cieszy. Czułeś się winny. Strasznie winny.

    Coś się jednak zmieniło... nagle, gdy kończyłeś. Ale nie tylko w twojej głowie, a i w otoczeniu. Spojrzałeś na taflę, by ujrzeć mgłę wokół siebie, martwe drzewa i ryby, które dryfowały na jego powierzchni. Pośrodku coś drgnęło, jakby wypływało. I wypłynął słup mułu, na którym siedziała dziwna, zgarbiona postać, ze sznurem obwiązanym wokół szyi, do którego końca przyczepiono kamień. Był w fazie rozkładu, typowego dla topielców, był też kucykiem, najpewniej ogierem.

    Ruszał się, jakby miarowo oddychał i marzł...

  13. Cygan kucyk odwrócił się do ciebie, przestając grać na akordeonie. 

    - Tak, mam, dwadzieścia bitów, ale najpierw... 

    Sięgnął za siebie i wyjął karty, całą talię. 

    - Chodź, powróżę, powróżę, przyszłość ci powiem... - rzekł dziwnie hipnotyzującym głosem. 

    Cóż... wydaje się, że coś się święci, a niby nie do końca... będzie ciekawie, to było wyczuwalne w powietrzu. 

    - Wróóóóżę ci... - spojrzał ukradkiem na beczkę po maści - ... wróżę ci ból ducha, ból wewnętrzny, straszliwy i rozdzierający, który zmieni twoje życie w koszmar... trzydzieści bitów poproszę - wyciągnął kopytko.

  14. Spojrzałeś szybko w kierunku dźwięku, który usłyszałeś przed chwilą. Sarna. Patrzyła na ciebie. Tak po prostu, sarna, jakby wręcz była zainteresowana tobą i ogniskiem, które rozpaliłeś. Szybko jednak odwróciła się i pogalopowała sobie w dal, co wydawało ci się nienaturalnie szybkie, szacując wszystko na podstawie tempa swojego marszu. Kolejną dziwną rzeczą było to, że jej galop nie trwał długo, skończył się bardzo szybko, a po nim nastąpiła głucha cisza. Zupełnie, jakby odbiegła na kilkanaście metrów, gubiąc się w ciemności i coś ją utłukło. Tylko co? Przecież byłoby słychać zwierzę, a ludzie nie są tacy cisi. Chyba.

  15. - Nigdy nie był dobry.  Obłudny, zabijał w imię świętości, jego pobratymcy gwałcili w imię wyższych racji, którymi się zasłaniali. 

    - Musi przyjść.

    - Musi.

    - Musi.

    - Musi.

    - Musi...

    Głosy dalej rozbrzmiewały, świdrując czaszkę. Były umęczone, każde zdanie, które przez nie padało, nie było wypowiadane, a wykrzyczane, wyte, lamentacją przyprawiało o mdłości. Ostatnie, pięciotysięczne "musi" wręcz strzeliło, niczym wypalany wrzód.

    - Musi zobaczyć, czego dokonał... 

    I wtem zabrzmiał głos straszniejszy od poprzednich, bo nie pełen lęku i cierpienia, a nienawiści, zła, irytacji. Zachrypnięty, szorstki, przypominający dźwięk metalu, który rysuje po metalu.

    - I przyjdzie... 

    ***

    Gryf otworzył oczy. To już ósma noc z kolei, przerwana około trzeciej. Tak przynajmniej oszacował. Był tak zmęczony, że zasnął znowu... tym razem wizje były bardziej niepokojące. Bo tym razem, prócz ciemności, towarzyszył obraz. Obraz dzieci, mężów i kobiet, poddawanych katuszom, cierpiących w cieniach, klatkach, okowach, w płomieniach i kryształach lodu. Obrzydlistwa ściekały z tej wizji niczym zawartość beczki wymiocin, lepkich i śmierdzących....

    Wstał ponownie, chwilę po świcie. Był dzień, który miał święcić, więc należało udać się w miejsce odludne, gdzie mógłby chwalić swych bogów...

  16. - DIWANU TO JA NIET, ALE MAŚCI TO JA MAM POD DOSTATKJEM! MASZ, CZI-MAJ! - Ogier wyciągnął spod lady beczułkę, z której wystawało coś pokroju dildo, ale z wywierconą dziurą na czubku - WIESZ JYAK APLYKOWAĆ? CZI POMÓC CI TOWARZISZU?

     

    Staliongradczyk zaczął wymachiwać naczyniem z rzekomą maścią, po czym bódł cię nim w zad. Na szczęście nie umieszczając w nim wystającego kołka. Tymczasem grajek dalej napierdzielał na swoim akordeonie i tamburynie, śpiewając coś o wróżeniu i porywaniu córek do taboru. 

     

    - TO BEDZIE... DWANAŚCIE PINIENDZY! - wypalił, szczerząc się - ALE DLA CIEBIE TOWARZISZU... DZJESJENĆ! DZJESENĆ PINIENDZY I NIE MA BÓÓLU ZADA!

     

    Cóż... zważywszy na to, że ten kołek był metalowy, zimny i kanciasty... to maść musiała być dobra, bo najlepsze lekarstwo to paskudne lekarstwo.

×
×
  • Utwórz nowe...