Skocz do zawartości

Mordecz

Brony
  • Zawartość

    372
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Posty napisane przez Mordecz

  1. A teraz ci pogrożę jeszcze paluszkiem i powiem że biorę się za Szkatułę :rdblink:

    Aż nie wiem, czy ci współczuć, czy życzyć powodzenia :rainderp:

    Po przeanalizowaniu sytuacji (a właściwie po otrzymaniu ostrego opierniczu od wytrwałego czytelnika, StyxDa) postanowiłem tymczasowo zamrozić wydawanie kolejnych fragmentów z "Miasta duchów", ponieważ prowadzony punkt kulminacyjny powielałby problemy "Szkatuły", czyli niepotrzebnie nadmierne błądzenie we mgle bez możliwości otrzymania właściwego wytłumaczenia. Wiem, że część osób lubi takie motywy, jednakże nie to przyświecało mi w trakcie opisywania historii dziejącej się w Buzz. W pewnym momencie, za namową StyxDa, pojąłem skalę niespójności tekstu, dlatego też postanowiłem poświęcić jeszcze trochę czasu nad dopracowaniem szczegółów intrygi. Zauważyłem również, że Buzz mógłby się równie dobrze nazywać Wąchock i leżeć na Lubelszczyźnie. Z tego też powodu, poza poprawianiem stworzonej intrygi, uznałem, że muszę jeszcze trochę popracować nad opisem miasta zamieszkiwanego przez hoofdykanów. Tak więc następna aktualizacja "Miasta duchów" będzie również napiętnowana statusem Zakończone. Mam tylko nadzieję, że praca nad tekstem nie zajmie mi zbyt długo.

    Z powodu kończącej się kampanii wrześniowej, nie mogłem w pełni skupić się na pisaniu opowiadań, jednakże w najbliższym czasie powinien pojawić się kolejny tekścik wprowadzający w klimat tytułowej Nenji. 

    Pozdrawiam

    • Haha 1
  2. Osioł w wielkim mieście (fragment Demona Stróża; praca pisana z myślą o Moim Małym Fanfiku)

    Aktualizacja: pozbyłem się kolejności powstawania, a zamiast tego dałem notkę informującą, jakiego tekstu należy się w najbliższej przyszłości spodziewać. Ponadto trochę przetasowałem teksty, ładując m.in. Sadyzm do kolejnej namiastki nazwanej Demonem Stróżem.

    Pozdrawiam

    • +1 1
  3. Dlatego uważam że opisywanie czegokolwiek stanowczo wydłuża, według mnie prace. Opisy ograniczają się tylko do charakteryzacji, jakiś budynek wyłożony rubinami i diamentami czy też wspomnień. Wiem, moja opinia może się tu nie równać z innymi, ale tak sądze. Opisywanie powinno się ograniczyć tylko do czegoś ważnego, co może zostać poruszone w następnym rozdziale. Czy ktoś uważa to za słuszne i godne uwagi? Opis ograniczony do ważnych obiektów?

    To już zależy od stylu oraz gatunku, na bazie których operuje autor. Osoba tworząca opowiadanie obyczajowe skupi się nawet na najmniej interesujących obiektach, które w jakiś szczególny sposób wpływają na zachowanie specyficznych bohaterów. Ci skupieni na historiach sensacyjnych, nie chcąc przerwać wartkiej akcji, ograniczą się do przedstawienia najważniejszych elementów, żeby czytelnik wiedział, czy bohaterowie znajdują się w mieście bądź lesie. Dla przykładu - akcja dzieje się na ulicach Canterlotu. Praktycznie każdy wie (a to z serialu czy animacji), jak ono wygląda, więc dodanie ogromnie długich opisów jest tylko opcjonalne.

    Poza tym są opisy i opisy. Twórcy groteskowi opiszą takie detale, które dla jednych będą sztucznym zapychaczem, a dla kolejnych dobrze ukrytym żartem. Inni, chcąc nie chcąc, postawią ścianę ciężkiego do obejścia tekstu, bez którego znajomości można się w przyszłości pogubić, a za to forma jest na tyle nieprzystępna, że przyjemność zmienia się w przymus. Trafią się tacy, których horrendalnie długie teksty da się przeczytać, przy okazji zatracając poczucie rzeczywistości. Myślę, że tutaj wiele zależy od finezji samego piszącego oraz fantazji czytelnika.

    Pozdrawiam

  4. Może problem wynika z niewłaściwego doboru słów... Uniwersalność, czyli skierowanie do wszystkich, jest niewątpliwie zaletą, ponieważ czytelnik, niezależnie od wieku, spojrzy na to opowiadanie inaczej i wciąż będzie czerpał satysfakcję. Uniwersalność, czyli stworzenie pozbawionej osobowości narratorki, jest dla mnie wadą. Mam wrażenie, że tak przedstawiona bohaterka (czyli bierna słuchaczka tego, co mają tatko oraz koleżanka do powiedzenia) sprawia, że opowiadanie staje się na dłuższą metę nieciekawe. Brakuje mi jednego lub dwóch wpisów, w których dziewczynka mogłaby przejąć inicjatywę, być szczęśliwą z tego, że pomimo walącego się świata przedstawionego, potrafi znaleźć jakiś sposób na integrację z rzeczywistością. Bo ja wiem - zaproszenie bogatej koleżanki na obiad biedaków, pokłócenie się z kimś o dziwną rzecz. W pamiętnikach często pojawiają się wydarzenia działające silnie na emocje piszącej i dlatego czasem warto napisać coś więcej niż o fatum wojny nawiedzającej wioskę.

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  5. Czyli istnieje szansa, że zdążę opublikować do tego czasu całe "Miasto duchów".  :fluttershy4:

     

    Aktualizacja: pousuwałem tagi typu [Oneshot] z krótkich opowiadań. Te z tagiem [Namiastka] doczekały się swoich przyszłych tytułów oraz wstępnego przedstawienia bohaterów. Doszła również chronologia powstawania opowiadań, jakby kogoś interesowało, które pojawiło się w temacie jako pierwsze, a które jako ostatnie. Mam wrażenie, że z racji na rosnącą ilość tekstu oraz konieczność tworzenia kolejnych opisów, pierwszy post jest znacznie przeładowany, co może być upierdliwe dla czytelników. Kiedyś pomyślę nad remontem tego tematu.

     

    Pozdrawiam

  6. Przeczytawszy po łebkach recenzje z gradobicia, doszedłem do wniosku, że mógłbym na niektóre opowiadania spojrzeć. Trafiło m.in. na "Uśmiechnij się!..." i przyznam, że całkiem mi podeszło. Spodobała mi się ta szczątkowa relacja dziewczynki, o której niestety nie mogę powiedzieć zbyt wiele, poza tym, że prowadziła pamiętnik "z doskoku" a nie faktycznej potrzeby wylewania swoich emocji. Nie traktuj tego jako zarzut, bo również przesączonych emocjonalnie wypocin bym nie zdzierżył. Po prostu stworzyłeś bezosobowościowy byt kreujący kolejne wydarzenia. Czy to wciąż zaleta? Myślę, że tak - w tak prosty sposób udało ci się przedstawić infantylność narratorki, dzięki czemu historia nabrała właściwego zabarwienia. Niech moją przywarą będzie to, że pomimo wspaniałości płynącej z jednorazowej lektury, relacja dziewczynki jest zbyt uniwersalna.

     

    Powód stworzenia pamiętnika jest zarówno prozaiczny, jak i cudowny. Nie mogę wyjść z wrażenia, że na przestrzeni kilku wpisów pojawił się mocny morał oraz ciąg przyczynowo-skutkowy, kierujący krok po kroczku do realizacji dziecięcego marzenia. Miałem wrażenie, że dostałem plaskaczem w twarz, ale mimo to z przyjemnością nadstawię drugi policzek.

     

    Jednym z problemów wartych uwagi jest wspomnienie o tym, że "mój pamiętniczku" w tej relacji musimy odbierać jako punkt odniesienia. Oznacza to, że wszelkie bezpośrednio kierowane emocje powinny być sygnalizowane przecinkiem.

     

    Z kolei największym problemem wydała mi się... czcionka? Nie wiem, jak na innych systemach albo przeglądarkach. ale u mnie czytanie tekstów z niewłaściwie sformatowanymi znakami diakrytycznymi jest katorgą. Zamiast skupiać się na tekście, muszę po trzy razy przeczytać dane słowo, aby zrozumieć, co tam było napisane. Na szczęście opowiadanie było na tyle krótkie, ze nie było zbyt upierdliwe  ;)

     

    Ogólnie opowiadanie mi się podobało. Pomysł, morał oraz podłoże fabularne stworzyły dobre fundamenty pod interesujące opowiadanie. Jedynie prawdziwie ponarzekałbym na główną narratorkę, ale to ja...

     

    Pozdrawiam

    • +1 1
  7. Dodaję do listy OdliczaniePrzypadek Anthro-Medy oraz Antagonistów świata minionego. Wszystkie dotyczą "Spotkania na szczycie", które za czas jakiś zostanie rozwinięte i przedstawione w formie większego opowiadania.

     

    Tymczasem prace nad "Miastem duchów" zostają zawieszone, ale myślę, że w początkiem września wrócę do regularnego aktualizowania tematu o dodatkowe treści. Dzięki pomocy i zaangażowaniu StyxDa, jestem parę fragmentów do przodu, a dodatkowo mogę zdradzić, że w kwestii ukończenia, jesteśmy bliżej niż dalej.

     

    Pozdrawiam

  8. Cóż, ciesze się, że mój pomysł na opowiadania się przyjął, nawet jeśli oparte zostały na podobnym schemacie. Historie pewnego pięknego dnia scalę i przedstawię w formie większego opowiadania pt. "Spotkanie na szczycie", ale przyjdzie jeszcze na to czas. Póki co przeniosę je do właściwego tematu. aby wyczekiwały lepszych czasów.

     

    Dziękuję za komentarze i gratuluję wszystkim, którzy wzięli udział w gradobiciu. Czasem i napisanie krótkiego opowiadania jest sukcesem samym w sobie. A teraz wybaczcie, ale powinienem wziąć się za pisanie na kolejną edycję.

     

    Pozdrawiam

  9. Na zakończenie pozwoliłem sobie zabawić się w nauczyciela języka polskiego, który sprawdza wypracowanie. Oto, co znalazłem:

     

    Wygodniej jest korzystać z opcji bezpośredniego komentowania. Mniej czasu poświęcasz na przepisywanie/kopiowanie treści.

     

     

    Co mi się nie podobało. Przede wszystkim brakuje wyraźnej puenty. Bohater nie zmienia się, nie doznaje oświecenia. Niczego nowego się nie dowiadujemy. Heartmender przyjechał do Canterlotu jako nieudolny podrywacz i wyjechał z Canterlotu jako nieudolny podrywacz... z postanowieniem, że jeszcze  tu wróci i dalej będzie podejmował najpewniej nieudane próby podbijania serc arystokratek. Mi osobiście bardziej podobałoby się, gdyby bohater wyjeżdżając z miasta np.: doszedł do wniosku, że nie dla niego blichtr i powierzchowny urok salonowego towarzystwa i powinien poszukać szczęścia gdzie indziej. Ale to w końcu Twoje opowiadanie i Twoja fabuła, więc nie traktuj tego zbyt poważnie jako zarzutu.

     

    W sumie... też się zastanawiałem nad tym, w jaki sposób bohater doznał "olśnienia", które prowadzi donikąd. Wyraźniej zarysowana puenta lepiej oddałaby kontekst całości; inny finał historii (bo ja wiem - wyjście na ulicę i spotkanie jakiejś biednej, równie urokliwej dziewczyny) sprawiłby, że historia zapadałaby w pamięć i tak można wymyslać w nieskończoność. Przynajmniej widać skalę niedopracowania tekstu, ale to już charakterystyczna cecha mojego stylu, wynikająca poniekąd z "paździerzostwa" i przeświadczenia, że #ITakNiktTegoNiePrzeczyta.

     

    Druga sprawa: właściwie nie wiadomo, dlaczego to opowiadanie jest o kucykach. Równie dobrze akcja mogłaby rozgrywać się gdzieś w szesnastowiecznej europie - jedynymi odwołaniami do kanonu MLP są imię księżniczki Celestii i nazywanie postaci klaczami i ogierami; w dodatku mamy takie zdanie: "Klucznik spojrzał z niechęcią, zaś hrabina lekko rozchyliła usta". To była taka dobra okazja, żeby użyć słowa "pyszczek".

    No bo jest o kucykach i trzeba do tego przywyknąć. Jeśli, nie daj Boże, trafisz na kolejne moje opowiadania, coraz częściej zaczniesz zadawać sobie to pytanie. Jakiś czas temu postanowiłem odciąć się od kanonu na tyle, na ile było możliwe, ponieważ nie leży mi kopiowanie wątków i bohaterów, które przetrawiono dziesiątki razy, co bezpośrednio odbija się na spadku czytelności. Nie oznacza to, że typowego MLP nie napisałem - Roztargnienie, albo są na to dowodem.

     

    Generalnie cieszę się, że ktoś się zainteresował tym jakże krótkim, bezpłciowym opowiadaniem i nawet czerpał z tego jakąś radość. Mogę jedynie życzyć, aby przyszły kontakt z mą literaturą był mniej... nieprzyjemny.

     

    Pozdrawiam

  10. Tagi już są  :aj5:

     


    Na samym początku, czuję się nieco zmylony osobą narratora. Nie ulega wątpliwości, że jest wszechwiedzący, przygląda się wszystkiemu z perspektywy trzeciej osoby. Mam jednak wątpliwości, czy jest to postać pochodząca i relacjonująca "na żywo" z Equestrii, czy też zupełnie zwyczajny człowiek, Ziemianin, że tak się wyrażę, który po prostu opowiada nam o tym, co się dzieje w tymże „innym” świecie. Świadczyłoby o tym chociażby wspomnienie o „hiszpańskiej miłości”. Skąd narrator miałby w ogóle o niej wiedzieć, jeżeli pochodzi z Equestrii? Chyba raczej wziął się ze świata, gdzie taki kraj jak Hiszpania istnieje, czyli z naszego świata.

     

    Narrator nie musi być człowiekiem, a szlachta z Canterlotu półkrwi europejczykami, skoro mówią po czesku  :lie: Ale tak na poważnie - nikt nie powiedział, że w equestriańskim świecie nie ma czegoś takiego jak Hiszpania - może niekoniecznie jako kraj, a prowincja znana z temperamentnych, jurnych ogierów oraz niespotykanych nigdzie indziej afrodyzjaków. Po prostu nie zostało to w pełni wyjaśnione, a (nieprzypadkowa) zbieżność nazw własnych skłania do kombinowania :P

     

    Dla przykładu - jednym z tematów przewodnich obecnego gradobicia był "Syndrom Sztokholmski". Kucyki teoretycznie nie wiedzą, czym się objawia ów syndrom ani tym bardziej, gdzie jest Sztokholm. Moim niezrealizowanym fikiem było przedstawienie dosłownej interpretacji tematu przewodniego, gdzie podmieńcy poszukiwaliby symptomów (zbiór symptomów to syndrom) na schwytanych kucykach ziemnych, nazwanych jednym imieniem - Sztokholm. Może kiedyś wplotę ten wątek do "Opowieści Żałobnego Miasta", ponieważ planowałem stworzyć historię z kulturą podmieńców. Pożyjemy, zobaczymy...

     


    Skupiając się na właściwej treści, akcja postępuje powoli, pomalutku, kiedy nadejdzie ich pora, w tle przewijają się również inne postacie, na przykład Eile-Mander, czy Lechebolt, będąca obiektem westchnień głównego bohatera. Oczywiście, znajdzie się jeszcze wiele innych bohaterów i bohaterek, odgrywających  mniejszą lub większą rolę, mimo faktu, że pozostają na drugim planie. Niemniej, wszyscy bohaterowie wydają się być tacy sami i dosyć mało barwni. Zdaje się, że jedyną godną zapamiętania różnicą jest to, że większość gości wydaje się być stosownie ubrana, obeznana, pasują do wysokiej klasy wydarzenia, w którym uczestniczą, wiedzą jak się zachować, wydają się pewni, bawią się i spędzają czas. Jedynie Heartmender został opisany tak, jakby z innej choinki się urwał, wyraźnie odstaje, błąka się w tę i nazad, nie wiedząc do końca co tu robi.

     

    Niekoniecznie bohater zbiorowy (szlachta) musi być traktowany jako wada, ponieważ nie ma pomiędzy nimi rozróżnienia co do charakteru, podejścia do spraw bieżących. Nie zależało mi na wplątywaniu do tego polityki, co już rozróżniłoby uczestników rozmowy na tych "lewicowych" i "prawicowych", lecz moim celem było pokazanie, dlaczego Heathmender tak bardzo się różni od tej grupy społecznej - jest zapatrzony, może nawet zdesperowany, w szlachciance, która nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że ktoś ją obdarza platoniczną miłością. Uczestnicy go tolerują, ponieważ ani strojem, ani zachowaniem nikomu nie wadzi, ale również nie widzą w nim nikogo ważnego. Nie ubiją z nim interesu życia; nie posiada włości, w które warto zainwestować itd. Ot taki zmizerniały, zniechęcony do dalszego życia biedaczyna, którego los nikogo nie interesuje. Poniekąd pasuje tutaj tekst "Samotność" Edwarda Stachury - "(...)Chodzę tu, chodzę tam, || W tłumie ludzi zawsze sam."

     

    A czy próbowałem coś zrobić z urozmaiceniem pozostałych? Nie, ponieważ nie czułem takiej potrzeby. Szlachta się bawi, gdy reszta pracuje - wiem, trochę prześmiewcze podejście, acz wciąż to wyłącznie zabieg stylistyczny. Jedyna różnica pomiędzy gośćmi wynika z imion. Diuk Superstition to typowy Diuk Ciemnogrodu, który jest tak prawicowy, jak tylko groteska przewiduje. Magnat Eile-Mander to po prostu przymrużenie oka do osób interesujących się fandomową muzyką i/lub animacją (Eile Monty to aktorka głosowa, a Mando Pony muzyk), Lechebolt to, no cóż, siksa, zaś rudy Klucznik to taka persona non grata każdej zabawy (coś jak Vernon Roche z Wiedźmina).

     

    ***

     

    Problem całości upatrywałbym w braku kontaktu na linii bohater-czytelnik. Heartmender jest strasznie nijaki, co samo w sobie sprawia, że słabo się sprawdza jako nośnik emocji. Może gdybym ukwiecił całość jest nieudanymi miłosnymi zapędami, wynikającymi niekoniecznie z bycia życiową pierdołą, to mógłbym przedstawić "tragizm" tej sytuacji. Ale cóż - było, minęło, a co złego, to nie ja.

     

    ***

    Miło mi, że ktoś się zainteresował nawet tym skromnym kąskiem. Wady, powiedzmy, przetrawiłem i wiem, nad czym jeszcze popracować. Jeśli chodzi o "Opowieści...", to nie polecam czytania fika pt. Gra - nauczony doświadczeniem z innych dzieł, doszedłem do wniosku, że wymaga on drobnego rozbudowania.

     

    Pozdrawiam

  11. Jestem parę godzin po ukończonej lekturze. Parę, ponieważ wolałem wpierw pospać, zanim wziąłbym się za pisanie komentarza.

     

    Zacznijmy od strony technicznej, głównie interpunkcji. Czasem zdarzało ci się popełniać błędy, głównie wynikające z używania imiesłowów przysłówkowych i co ciekawe błąd ten najczęściej powtarzał się podczas pisania dialogów. Innych notorycznie powtarzanych błędów nie odnotowałem.

     

    Czytając te kilka stron, miałem nieodparte wrażenie, że wydarzenia zbyt ubogo opisane. Brakowało mi ciekawszego ujęcia problemu, czyt. "poetyckiego zacięcia", a może nowatorskiego wyjścia z opresji np. jedna z bohaterek zobaczyła stopień wyryty w ścianie, a ponad golemami widniało popękane sklepienie. Najodważniejsza odbiła się od stopnia i poszybowała w kierunku stropu, rozbiła go, doprowadzając do lawiny, zaś sama wylądowała z gracją obok koleżanek. Oczywiście w rzeczywistości zrzuciłaby żyrandol na niczemu winne manekiny, ale to już taki szczegół... Sytuacja powtarzała się kilkukrotnie, przez co sceny wymagające dokładniejszego opisu, były, jakby na siłę, uszczuplane. Scenariusz z kotem można było rozwinąć w groteskowy dialog pomiędzy bohaterkami, zastanawiającymi się nad rozwiązaniem zagadki. Opis komnaty z Czarą Życia można było uzupełnić o dodatkowe wyobrażenia, zwłaszcza że akcja działa się w pomieszczeniu o ogromnej ilości obiektów.

     

    Kolejnym problem upatruję w samych bohaterkach. Myślę, że powinieneś więcej czasu poświęcić na oddanie charakterów głównej trójki. Znacznie więcej zyskałbyś, wprowadzając niesnaski pomiędzy nimi czy przedstawiając różne podejścia do rozwiązania trudności. I znowu kłania się scena z kotem w roli głównej. Innym razem można użyć kliszowatej sceny zwątpienia jednej z bohaterek, co mogłoby stanowić podwaliny do opisania ich przeszłości czy okoliczności ugryzienia przez węża.

     

    W końcu pozostaje sprawa smoka Rariathana. Nie mam nic przeciwko enigmatycznym przeciwnikom, jednakże w takiej chwili i ja chciałbym poczuć na skórze presję czasu, doświadczyć odrobinę strachu udzielającego się bohaterkom. A co jeśli to nie jest standardowy smok, pożerający dziewice na kolacje, a gość, z którym można pogadać przy południowej herbatce o teorii strun oraz podstawach geologii? Przedstawiając dokonania niespotykanych osób, nadajesz im właściwy kształt.

     

    Powiem szczerze, że... dałem się wrobić... i to pozytywnie. Nie domyśliłbym się, że to była tylko zabawa w poszukiwaczy Czary Życia, gdyby nie ostatnia scena podkreślająca stopień zniszczeń dokonanych w zakładzie krawieckim. Powiem, może i lakonicznie, ale podobało mi się takie zakończenie. Nadmienię również, że czytało się całkiem przyjemnie, a porównanie zabawy do walki na śmierć i życie w pradawnej świątyni nie lada mnie zaskoczyło. Czytelnik nie trafia na niemożliwe do pokonania zastoje, całość jest dobrze(choć ubogo) opisana oraz pozbawiona większych błędów stylistycznych. Żałuję tylko, że nie zdołałem utożsamić wyobrażonych bohaterek do serialowych, ale nie można mieć wszystkiego ;)

     

    Poza tym - opowiadaniu daleko do [slice of Life]. O niebo lepiej pasuje tutaj [Adventure]. Ten pierwszy sprawdza się przy opowiadaniach obyczajowych, gdzie, nomen omen, przedstawiamy fragment typowego, monotonnego życia. W "Kto się boi złego smoka" nie ma potrzeby opisywania, na czym ten świat stoi.

     

    Pozdrawiam

  12. 1. Odliczanie [Mordeczowe][Opowieści Żałobnego Miasta][slice of Life] (~1 200 słów) - realizowany temat Dla większego dobra
    2. Przypadek Anthro-Medy [Mordeczowe][Opowieści Żałobnego Miasta][Human] (~1 400 słów) - realizowany temat Jak zostać Księżniczką
    3. Antagoniści świata minionego [Mordeczowe][Opowieści Żałobnego Miasta][slice of Life] (~1 450 słów) - realizowany temat Odgrzewany kotlet

     

    Opis do wszystkich: Księżniczka Celestia patrzy na przedmioty, a Ojciec Narodów odpowiada na zadane pytania.

     

    Pozdrawiam

×
×
  • Utwórz nowe...