Skocz do zawartości

Skrzynek

Brony
  • Zawartość

    125
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Wszystko napisane przez Skrzynek

  1. Jasna cholera, 6-stronowy post w sesji. Jak ja w ogóle napisałem aż tyle i nie padłem w trakcie?... Nie wiem. Ale za oknem świta. Łóżko... Brace yourself! Przybywam...

    1. Xinef

      Xinef

      Hmm... czy zdarza Ci się czasem pisać streszczenia swoich postów? Mi się parę razy zdarzyło...

  2. Hej, ludziska! Nie chcę was pospieszać ani nic... Ale przyspieszcie tam w Cerastes i Tempestris! Bo w Lucidzie mimo że mamy 4 zawodników, nie 5, to już jakoś sięzorganizowaliśmy, i najpewniej jutro do wieczora, albo najpóźniej wtorku rano wyjdziemy z naszej cudownej salki. A i zapoznać się już zdążyliśmy, że hoho... Przydałoby się więc, abyście i wy jak najszybciej wyfrunęli z gniazdka, bo inaczej cienko będzie z tym spotykaniem się drużyn. W Cerastes macie zielone światło, bo odezwał się w końcu Zmara. Ogarnięci z rolami też jesteście, teraz tylko zebrać wam co trzeba z waszej złomowni i hejże na Soplicę! Podobnie z Tempestris. Po co wy tam tak rozważacie? W tym ty, Eriksonie, którego plan jest tak żywiołowy, że Camed słysząc go... Jak już chcesz znaleźć inne drużyny, bo nie masz nic innego chyba na myśli, to pamiętaj jedno - Księżniczka uczyniła cię LIDEREM. To znaczy, że masz przewodzić. Chyba że twoja postać ma być takim niezdecydowanym przywódcą, któemu trudno podjąć jakąkolwiek decyzję... Wtedy musisz znaleźć złoty środek, aby utrzymać rys postaci, a jendocześnie poprowadzić grupę (i przez to wasz fragment sesji) do przodu. Spoczywa tu na tobie nieco odpowiedzialności, bo masz swoją postacią, ale także i zachowaniem jako współgracz, poprowadzić innych przez meandry pisania ścian tekstu, wyrażania emocji postaci itd. itd. w stronę końkretnego działania i akcji. Używacie tam tej wiadomości grupowej, jaką fundnął wam na wstępie Dżewo? Bo my mamy w niej już 7 stron końwersacji. I rośnie. Dyskutujcie i ustalajcie wprzód co zrobią wasze postaci, jeśli jeszcze tego nie robicie. Między innymi dzięki temu w moim teamie jest tak dużo ścian tekstu. A teraz miłych snów wszystkim. Jak za oknem świta, znaczy że trzeba w końcu iść spać...
  3. - Czy macie jakieś pytania, zanim zaczniemy? - rzekłem kończąc poprawianie kitla (który to składał się z przednich nogawek i długiego, szerokiego fartucha mocowanego dwoma wiązanymi sznurkami na grzbiecie i karku), tak żeby mimo nieco za małego rozmiaru nie krępował mi ruchów. Potem spojrzałem z powrotem na drużynę. Ale zamiast pytań otrzymałem obraz Oczka wyrywającego Gray ołówek magią i zaczynającą na nią krzyczeć. - Co ci smarkulo cholerna odbiło? Chcesz tu nas wszystkich zabić, czy co? Mogłabyś sobie darować, chociaż na początku! Potem, to możesz sobie ożywiać co chcesz, ale teraz zrób mi przysługę i zachowuj się normalnie! Już chciałem ją upomnieć, gdy tknęło mnie jedno słowo z jej nagany - “ożywiać”. Na szczęście Oczko jakby wyczuwając niewiedzę moją i Wood’a sama to wyjaśniła. - Chciała zrobić klony z papieru - rzuciła po czym dalej mierzyła klaczkę swoim nieprzyjemnym wzorkiem. Postanowiłem wkroczyć zanim Oczko doprowadzi Pencil do płaczu. Krzyczenie na źrebaki to nie najlepszy pomysł. Tym bardziej - zerknąłem na podwójne drzwi prowadzące do sali - kiedy jesteśmy na wrogim terenie, gdzie nie powinniśmy zwracać na siebie uwagi. Na szczęście drzwi były grube i, na moje oko, przynajmniej częściowo dźwiękoszczelne. Znów spojrzałem na Pencil i zdziwiłem się widząc że ta wstaje i podchodzi do Oczka z determinacją i gniewem na pyszczku. Jeszcze bardziej zdziwił się gdy nagle upadła na brzuch. To było dziwne... Zupełnie jakby nagle ktoś rozluźnił jej wszystkie mięśnie. Potem usiadła i wstała chwiejnie, ale już bez grama wcze pewności. - Nic mi nie odbiło... - powiedziała tak że ledwo ją usłyszałem - Znaczy, nie chciałam nikogo denerwować, proszę pani. Pomyślałam, że klony nam pomogą... Kompletnie skruszona, znów padła na zad, chociaż tym razem w bardziej kontrolowany sposób. Spuściła wzrok i uszy, a na jej pyszczku dostrzegłem łzę. Coś było nie tak... Już widywałem takie wahania osobowości - raz nieśmiała, raz wojownicza... Nigdy nie znaczyło to nic dobrego. Szybki rzut oka pozowlił mi stwierdzić, że Oczko i Wood wlepiają oczy w klaczkę. Miałem więc chwilę, choćby dosłownie chwilę, na sprawdzenie jednej rzeczy. Przy okazji może dowiem się czy moje podejrzenia co do Grey Pencil są słuszne. Sięgnąłem szybko do czepka lekarskiego i opaski na oko pod nim, odsuwając je w górę szybkim ruchem kopyta. Mogłem o sobie powiedzieć, że straciłem oko, o tak. Wciąż miałem nawet cienką, różowawą bliznę wystającą lekko u góry i dołu oczodołu. Jednak mówienie, że mam tylko jedno oko było błędne. Miałem bowiem lewe oko... Tyle że wolałem już wyglądać jak pirat niż jak... No, nieważne jak. Nie był to przyjemny widok. Starczy powiedzieć, że miałem magiczne, sztuczne oko podłączone do nerwu wzrokowego. Ustawiłem je właśnie na wykrywanie subtelnych aur magicznych, by móc... No nie, nie, nie, NIE! Zgniłosianiasta, marowa rzeczywistość, HYDRA JEJ MAĆ! Ledwo udało mi się nie przeklnąć na głos. Zamiast obrazu siedzącej w sali operacyjnej klaczki, który dochodził do mnie prawym, żywym okiem, lewym widziałem tylko jakieś zamazane, wirujące, szare maziaje. Jeśli to to co myślę to... Sprawdziłem szybko kilka innych ustawień wychwytujących różne rodzaje magii. I za każdym razem ten sam, szary chaos... Powinienem się tego spodziewać - sen to iluzja, więc co widzę? Energetyczny obraz iluzji! A dokładniej obraz nieistniejącego powietrza przepływającego właśnie przed moją twarzą... Sprawdziłem jeszcze jedno ustawienie i odetchnałęm z ulgą. Normalny tryb wzroku widzący tylko światło widzialne wciąż działał. Przynajmniej nie jest kompletnie bezużyteczne... Chwila którą sobie przeznaczyłem na powyższy test minęła. Szybko nasunąłem z powrotem opaskę i czepek, tak aby nikt nie zobaczył mojego... Wizjera. I tak przywykłem do oglądania świata tylko jednym okiem, nie będę nikogo niepotrzebnie straszył. Pencil tymczasem znów zebrała się w sobie i jeszcze raz skupiła wzrok na “Pani Oczko”. - Chciałam powiedzieć, że zrobiłam to co uważałam za słuszne i papierowe klony nam pomogą oszukać sen. No chyba, że wolisz by Wood'a i Sky'a zbyt szybko zaatakowała podświadomość! Proszę pani. OK, oficjalnie przestałem teraz rozumieć tę klaczkę. Najpierw mówiła nieśmiało i cicho jak przedtem, ale wraz z kolejnymi słowami jej pewność rosła, a postura się prostowała. Ostatnie dwa słowa brzmiały już bardziej jak wyzwanie, nie zaś wyraz grzecznościowy. Gdy Pencil poszła przeglądać szafki wciąż bacznie ją obserwowałem. Ta mała jest bardziej zawiłą personą niż się na pierwszy rzut oka wydaje. Raz jest przestraszona, nieśmiała i niezdarna, a po chwili konkuruje o dominację z Oczko. Coś tutaj nie pasuje... I ten klon. Podszedłem do szkicu małej i podniosłem go w zgięciu kopyta, by przyjrzeć mu się z bliska. Był jeszcze nieskończony, choć niewiele mu już brakowało, zaledwie paru pociągnięć. A byłem to ja. Stałem lewym półprofilem w kitlu i z maseczką zwisającą z szyi, dokładnie tak jak teraz. Nie miałem tylko czepka lekarskiego, widać było moją nienagannie zadbaną fryzurę. Cudem tylko powstrzymałem się teraz od przygładzenia jej. W pysku trzymałem skalpel, a prawą nogę trzymałem uniesioną. Ta mała rzeczywiście ma talent do rysowania, to jej trzeba przyznać. Z tą opaską i skalpelem wyglądałem tak bojowo, jakbym zaraz miał kogoś zaatakować. Tylko trochę szkoda, że tak właśnie widzi mnie ta mała... Wyłącznie jako wojownika. Gdy odwróciłem się do reszty drużyny z jej rysunkiem w zgięciu kopyta, napotkałem małą tuż pod swoim nosem. -To pewnie zły trop, ale kiedyś jedna z powierniczek opowiadała nam, że była w szpitalu i nie mogła latać przez tydzień. To był dla niej koszmar. Pomyślałam, że może to jej koszmar. No wiesz, złamała skrzydło i okazało się, że ma być amputowane? Coś w ten deseń? I czy ty też uważasz, że moje papierowe klony to zły pomysł? Uśmiechnąłem się na te słowa. Łebska jest. - Dobrze główkujesz mała, oby tak dalej! - I kiwnąłem jej z uznaniem głową. Należy jej się nieco zachęty jako najmłodszemu członkowi grupy. A pomysł ma niegłupi swoją drogą - Dalej co prawda nie możemy nic zakładać z góry, ale na pewno warto będzie sprawdzić oddział ortopedii i intensywnej terapii w pierwszej kolejności. Podałem jej rysunek, który trzymałem w zgięciu mojego prawego kopyta. - Rysunkowe klony to jak najbardziej dobry pomysł. Zatrzymaj go. Nie kończ jednak i nie ożywaj aż do czasu gdy będzie to niezbędne - puściłem do niej oko, a właściwie mrugnąłem, bo trudno mówić o puszczaniu oka gdy ma się tylko jedno - Poza tym, w pierwszej kolejności rysuj klony reszty drużyny. Umiem sam się o siebie zatroszczyć, mała - powiedziałem pogodnie i uprzejmie. Broń Celestio nie chciałem żeby zabrzmiało to jak przechwałki. Po prostu znałem siebie. Nawet bez broni czy zbroi byłem groźniejszy niż pół tuzina zwykłych gwardzistów razem wziętych. A dane mi było to sprawdzić nie raz i nie dwa. A taki Wood wydawał się niegotowy na konfrontację z czymkolwiek... Ktoś będzie musiał być stale koło niego. Tym bardziej że jako architekt jest narażony na łatwe wykrycie. Właśnie, a w razie rozdzielenia się, jak powinienem nas podzielić? Jeszcze raz zlustrowałem wzrokiem swoją drużynę, myśląc szybko. Oczko, choć niepokorna, jest silna i na pewno w razie zagrożenia da sobie radę. Jednak Wood i Gray stanowili pewny problem... Trzeba ich podzielić pomiędzy mnie a tą buntowniczkę. Tylko jak? Zostawić z Oczko tego panikarza, czy może mała dziewczynkę? Biorąc pod rozwagę to, że mała o mało się z nią nie pokłóciła, rozsądniej by było przydzielić jej Wooda. Ale czy przy niej nie spanikuje jeszcze bardziej?... Cholera, piękna drużyna! Nie, lepiej będzie trzymać się razem i wspierać wzajemnie jako grupa. Dzielenie się tylko pogorszyłoby sprawę. - Przepraszam - przemówił cicho Wood Iron. Wciąż był przerażony, ale przynajmniej trochę mniej się trząsł - Sądzę, że nie musimy chodzić po pacjentach - kolejne słowa uwięzły mu jakby w gardle. Spuścił wzrok na podłogę i po chwili ciągnął dalej - Podświadomość chyba myśli, że jesteśmy chirurgami - mówił teraz tak cicho, że gdyby w sali było choć trochę głośniej, to bym go nie usłyszał Czasami żałuję, że nie mam też sztucznego ucha... Wood wziął głęboki haust powietrza i przemówił głośniej niż dotychczas. - Chyba możemy po prostu pójść i sprawdzić jacy pacjenci są w szpitalu, mówiąc, że szukamy kolejnego pacjenta - odwrócił się do Pencil - Gray, jeśli masz rację, w co nie wątpię, to z pewnością ta operacja będzie wpisana gdzieś w widocznym miejscu - spojrzał teraz na całą grupę. Jak można mieć aż tak zmniejszone źrenice? - Teraz mu... - zaciął się na chwilę - Powinniśmy pójść do recepcji albo do pokoju dla lekarzy poszukać tych informacji. Zmrużyłem nieco oko patrząc na jego uległą postawę. Stojąc tak, najdalej od nas jak się dało, bardzo mi kogoś przypominał. Nie mogłem jednak skojarzyć kogo... Mówił jednak mądrze... Ciszej i bardziej nieśmiało, niż Pencil, ale mądrze. - Nie musisz aż tak się stresować gdy chcesz coś powiedzieć, Architekcie - rzekłem podchodząc powoli nieco bliżej, uważając aby nie stukać zbyt głośno protezą o płytki - Nikt tutaj nie zgani cię przecież za wyrażenie zdania, tym bardziej, że mówisz rozsądne rzeczy - naprawdę chciałbym żeby spojrzał na mój pokrzepiający wyraz twarzy, ale nie, on uparcie gapił się w podłogę. Muszę szybko odkryć co jest z nim nie tak... Ale czas goni, a my tu ciagle na zadach siedzimy! Czas nam ruszać. Rozejrzałem się szybko po salce. Żadnej rozpiski widać nie było, a jeśliby była, to powinna być widoczna. No nic, znajdziemy ją gdzie indziej. Poprawiłem nieco maseczkę zwisającą mi z szyi i naciągnąłem czepek chirurga mocniej na lewą stronę twarzy. - Dobrze więc, skoro to wszystko, ruszamy. Equestria sama się nie uratuje - powiedziałem patrząc po kolei na każdego - Udajemy się całą grupą, starając się nie rozdzielać. Jeśli zajdzie taka konieczność, to ja idę z Gray Pencil, a Oczko z Wood Ironem - łypnąłem w bok na wspomnianą klacz - znasz się choć trochę na magii bojowej? Doskonale! - odparłem widząc jej niechętne kiwnięcie głową. Chyba nie podpasował jej przydział. Ale jej nikt stąd by nie odpowiadał, więc to i tak bez różnicy... Lepiej przejdę do konkretów. - Możemy znajdować się teraz w samotnej sali operacyjnej, albo w bloku, gdzie jest ich kilka - rzekłem próbując przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów z moich dosyć częstych pobytów w szpitalach Gwardii - Blisko nas powinna być sala przedoperacyjna i pooperacyjna, tym bardziej jeśli jesteśmy w bloku. W obu powinny być zarówno rozpiski, jak i raczej mało szczęśliwe kucyki. Tym bardziej w przedoperacyjnej... - powiedziałem nieco ponuro, przywołując wizję Grey Pencil z amputacją skrzydła. Czekać na coś takiego jest chyba największą torturą, na jaką stać by było ten koszmar - ...I dlatego tam właśnie udamy się najpierw. Jeśli nie znajdziemy powierniczek ani w salach, ani w rozpiskach na oberacje w najbliższym czasie, poszukamy na oddziałach, zaczynając od intensywnej terapii. Wziąłem głębszy oddech po tej przemowie. Wymyślam plan, od którego powodzenia moze zależeć los Equestrii. I robię to w biegu, bez rozeznania, w ciemno. Oby zadziałało, bo jeśli nie, jeśli przeoczę jakiś szczegół... Nie! Nie myśl o tym Sky! Nie filozofuj, działaj! Odchrząknałem krótko i kontunuuwałem instruowanie drużyny. - Jeszcze raz przypominam, na co zwraca uwagę także Wood - wskazałem na ogiera na uboczu - że podświadomość uważa nas za lekarzy-chirurgów. I tego mamy się trzymać. Niezależnie od tego jakie to głupie, to sen. I nawet ty - wskazałem kopytem na Gray Pencil - masz udawać, że skończyłaś długie i żmudne studia medyczne, a krojenie i zszywanie kucyków to dla ciebie codzienność. Cholera, żołnierski ton się odzywa... Może jeszcze powiem jej, że jak ktoś ją poprosi, to ma nastawiać złamania otwarte? Lub zszyć otrzewną, bo kolega w sali obok za dużo wypił i mu się ręce trzęsą? … Sky, KONKRETY! - A teraz - kontynuowałem po tej drobnej pauzie na ironiczną samokrytykę - zbierzcie do kieszeni co uznacie za potrzebne. Tylko oszczędnie, żadnego zbędnego szmelcu, który tylko wyglądałby dziwnie i nie na miejscu. Kiedy wszyscy zaczęli się rozglądać po sali w poszukiwaniu przydatnych przedmiotów, udałem że idę w stronę tacki ze skalpelami. Po drodze lekko “wpadłem” na Oczko idącą w stronę przeciwną. Zanim cokolwiek powiedziała, przytrzymałem ją w miejscu lewym kopytem i zbliżyłem pysk do jej ucha, obserwując jednocześnie prawym okiem pozostałą dwójkę myszkującą po szafkach i stołach. Wyszeptałem Oczku najzrozumialej, a zarazem najszybciej jak zdołałem tą oto skrótową wiadomość: - Z Pencil jest coś nie tak, unikaj póki nie dowiem się co. Uspokój Wooda, bez przemocy. Potrzebny nam mocny architekt. Jak zginę, ty dowodzisz. Powiedziawszy to w niecałe pięć sekund puściłem klacz i jakby nic nie zaszło udałem się do stołu do którego przedtem udawałem że zmierzam. Wgapiłem się w narzędzia z kamienną twarzą, czekając aż serce mi się uspokoi. Nie zauważyli, Uff! Dzięki Ci, Celestio, za ich niepodzielną uwagę!... Zaraz, co? No, świetnie, cieszę się z ich nowo odkrytej słabej strony. PERFEKCYJNY LIDER SKY SHIELD POWRACA! Odgoniwszy te myśli sam rozejrzałem się jeszcze raz po sali, teraz patrząc jednak na wszystko pod kątem przydatności. Przede wszystkim, chciałem coś, czym można walczyć. A większość narzędzi była bojowo bezużyteczna. Skalpele mają za małe ostrza by nimi coś zrobić, a uchwyty, którymi mocuje się je oraz inne narzędzia do kopyt, wyglądają na strasznie niewygodne przy chodzeniu. Poza tym były jeszcze tępe haki nerkowe, które wygięłyby się po pierwszym ciosie, mikre nożyczki... Pił do amputacji jak na ironię nigdzie nie było. Służba zdrowia schodzi na psy, już nie rżną jak kiedyś, tylko zszywają i zszywają ile wlezie... Właśnie, może igła i nici? Jako że zajmują mało miejsca, a kieszenie duże, wrzuciłem je do swojej lewej kieszeni kitla, pod skrzydłem. Ale co jeszcze? Wiele ze specyfików na półkach można by na pewno użyć jako trucizn, lub chociażby aby wzniecić jakiś pożar. Ja jednak nie znałem się na chemii medycznej na tyle dobrze, żeby wyszperać coś użytecznego bez czytania etykiet przez następną godzinę. Może gdybym wziął po prostu te ze znaczkiem skrajnej łatwopalności mógłbym... Nagle zaiskrzyło mi się oko, a na pysk, dotąd sztywny jak posąg ze skupienia na zadaniu, rozjaśnił mały, lecz wesoły uśmiech. Butla z czystym tlenem! I to na jakże użytecznym stojaczku z kółkami! Tak, jeśli będzie potrzebny pożar, - ale lepiej, wybuch! - to nie znajdę tu chyba nic lepszego do tego celu. Podszedłem do butli i już miałem położyć kopyto na uchwycie stojaka, gdy jescze jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Za szklanymi drzwiczkami szafki stojącej w kącie leżały narzędzia ortopedyczne. Był to ciężki, półtorakilowy młotek i pasujące do niego rozmiarem dłuto. Uniosłem brew i skinąłem sam sobie głową. Przyda się o wiele bardziej niż te wszystkie skalpele i haki nerkowe razem wzięte. Był jeden problem - drzwiczki były zamknięte na kluczyk. zbicie tej szyby byloby chyba za głośne... Zerknąłem szybko w tył, ale nikt akurat na mnie nie patrzył. Przyłożyłem szybko kopyto do zamka szafeczki i kazałem wyskoczyć drobnemu ostrzu z jego tylnej krawędzi. Wsunęło się ono z cichym sykiem w szparę między drzwiczkami a boczną ścianą szafki ii przecięło aluminiową zasuwkę z cichym zgrzytem. Potem schowałem je równie szybko jak wyjąłem. Cała akcja zajęła mi mniej niż dwie sekundy, a hałasu nie narobiła prawie wcale. I dobrze, nie zamierzałem się bowiem tłumaczyć swoim podwładnym że moja noga nie jest ani żywa, ani przeznaczona wyłącznie do chodzenia. Wziąłem szybko młotek i dłuto, chowając je do swojej dosyć pojemnej kieszeni pod prawym skrzydłem, z boku kitla. nie powinny wyglądać zbyt podejrzanie, w końcu to nie jakieś zardzewiałe pomoce stolarza, ale błyszczące narzędzia chirurgiczne. Wziąłem jeszcze z innej półki tej samej szawki dwie niewielkie rolki bandaży i opatrunek samoprzylepny. Taki, który zapobiega dostawianiu się powietrza pod opłucną w razie rany kłutej klatki piersiowej. Raz taki uratował mi życie. Potem popchnąłem już tylko swoją zdobyczną butlę z tlenem do drzwi wyjściowych, gdzie wszyscy już czekali, z własnym bagażem podręcznym poupychanym po kieszeniach. I zdecydowanie chcieli mi wypomnieć wielkość mojego. Moje własne słowa - “żadnego zbędnego szmelcu”. - Zanim coś powiecie - uprzediłem ich pytania i krytykę - wiem co mówiłem, i tak, mam pomysł jak tego użyć. Poza tym, jestem Alfą, więc nawet lepiej jeśli będę odwracał uwagę od was - rzekłem możliwie łagodnym tonem. Nie chciałem wyjść na hipokrytę i mądralę... Choć w tej chwili niestety miałem ku temu predyspozycje - Kierunek - sala przedoperacyjna. Wychodzimy możliwie spokojnie, parami, w małym odstępie. Możemy luźno rozmawiać, ale uważajcie by wyglądać jak na swoim terenie. To tyczy się także ciebie, Wood! - upomniałem ogiera wciąż wbijającego wzrok w podłogę - Więcej spokoju. Mówić będziemy w razie czego ja i Oczko. Nie robimy nic, czego poza snem zrobić bśmy nie mogli. Podszedłem do drzwi i położyłem lewe kopyto na klamce. Odetchnąłem głęboko i... O czymś sobie przypomniałem. Odwróciłęm się jeszcze i spojrzałem na gwiazdę. Jak cię zabrać, Lucido? Jakby w odpowiedzi na to nieme pytanie świetlny punkt podleciał do mnie i wcisnął się do mojej drobnej, płaskiej kieszeni na piersi. Nawet uprzejmie przygasł, żeby nie prześwitywać spod materiału. Miło z twojej strony, gwiazdko - Pomyślałem, po czym znów odwróciłem się pyskiem do drzwi. - No, to zaczynamy - rzekłem dziwnie sucho, a zarazem uroczyście, po czym pchnąłem klamkę.
  4. Teleportacja. Strzelanie w powietrze. I radośnie iskrząca bariera ochronna... Widywał bardziej imponujące rzeczy. Ale ta przepiękna kula energii... Cóż więcej mówić? Zwyczajnie przepiękna. Kondensacja w sam raz. Wyładowania niezwykle symetryczne. Kolorystyka o wybornie szerokiej gamie. Nawet by jej uniknął... Ale ona była taka piękna... Chyba zrobię to co powiedział. Zatrzymam ją. Najpierw wiatr auryczny. Wyciągnął rękę przed siebie i pozwolił energii płynąć. To zabawne, ale wielu magów ROZKAZUJE magii coś zrobić. Chwytają oni energię, ciskają nią, skręcają, ciągną, pchają... A czasem wystarczy tylko tym wszystkim zagubionym cząstkom i prądom wskazać kierunek. To jak zaprosić szlachtę na huczną biesiadę obficie zakrapianą porządnym alkoholem i soczystym mięsiewm - który by odmówił? Tak i ja zrobiłem. Wskazałem którędy energii najlepiej będzie płynąć, a ona sama stworzyła prąd, który był mi potrzebny. Spowolnił on tą przecudowną, elektryczno-astralno-arkaniczną kulę energii na tyle, że mogłem przygotować następny krok. Kondensację. Tak się składało, że ładunek był dosyć rozrzedzony, a takiej trzymetrowej kulki przecież do kieszeni nie schowam. To byłoby głupie prawda? Mój brat tak czasem robi jak spodoba mu się jakaś solidna balista. Ale ja wolę najpierw nieco zmodyfikować rozmiar. Kazłem więc przestrzeni z toru, po którym leciała na mnie kula... Skurczyć się. Dokładnie tak, skurczyć. Choć... Może nie dokładnie tak. Widzicie, przestrzeń to strasznie kapryśny wymiar. Nie potrafi wydłużać się i skracać tak jak czas, ani nie jest tak płynna i wszechobecna jak eter. Lecz tam, gdzie jest więcej energii, przestrzeni potrafi zrobić się mniej, NIe wiem do końca dlaczego, o to pytać mojego drugiego brata, co to bawi się portalami i podobnymi bzdetami. Ja tam mam swoje, praktyczno-wizualizacyjne rozumienie spraw i tak wam będę to tłumaczył. Na czym to... Ach, tak kondensacja! Właśnie- bo kiedy połaskocze się materię dużą porcjąenergii, to zależnie od tego jak to zrobię, może się jej zrobić więcej lub mniej. Czasem mogę nawet zamienić przestrzeń w energię, ale ostatnim razem skończyło się to tym, że musiałem sprawić sobie drugi poligon. Bo pierwszy się upłynnił... Znowu robię dygresje! To się wytnie, nie? Dobrze, to dalej... Połaskotałem tą przestrzeń ( a miałem czym dzięki wiatrowi) akurat tak, żeby niektóre jej fragmenty znikły, Tyle, że fragmenty kóre łaskotałem, były już wewnątrz kuli. I tak przestrzeń w której sięzamykała malała i malała, aż w końcu cała jej energia mogła zmieścić się w dłoni. Jako że wiatr dalej wiał, kula dalej więc zwalniała, do momentu aż zatrzymała się tuż przede mną. Teraz tylko powiedziałem przestrzeni z jej toru loty żeby wróciła na swoje miejsce zamiast hulać z eterem (nie chcę przecież dziur w strukturze przestrzennej areny, prawda?) i przygotowałem krok trzeci. Personalizację. To oczywiste, że mimo zatrzymania i zmniejszenia kuli, dlaje miała zrobić mi coś niedobrego. A przynajmniej, powinna z definicji, bo przecież był to atak. Ja jednak chciałem ją zatrzymać, więc musiałem jakoś zmienić ten efekt. Nic prostszego! To akurat miałem opanowane do perfekcji. wiciągnąłem dłonie do tej przeuroczej kulki tak, że była teraz między nimi. Łaaa! Ale superaśnie mizia mnie po błonach anyelektrycznych na opuszkach... Toż to powinno być zabronione i sprzedawane jako narkotyk! Ooch, tak, Więcej, niegrzeczna plazemko, pokaż pazurki, mrau! ... Khem. W każdym razie, gdy wyciągnąłem ręce puściłem do niej impuls jaźniotwórczy. Nie najmocniejszy z możliwych, o nie! Nie zamierzałem z tym prowadzić dysput teologicznych czy żeby ogrywało mnie w szachach, ale aby dało się z tym zakolegować. A jako że to misianie mi się spodobało... Wybrałem bardziej "żeński" impuls. POtem tylko chwila aż energia z impulsu połączy się z energią źródłową, skrystalizuje (co przyspieszyłem korzystnym dla mnie układem odniesień matrycowych) i... Woila! Jest i świadomość!. Na razie krucha i nieco przestraszona, ale dwie minuty i będzie już w pełni sympatyczna. Teraz mogłem już chwycić ją w ręce. Z początku była zdziwiona nowym doznaniem i nieco nieufna, szczególnie gdy wyczuła energię zmagazynowaną w moich bransoletach, ale gdy pogłaskałem ją za największą pretuberancją magnetyczną od razu zdobyłem jej serce. - Nie bój się mała, ze mną będzie ci fajnie! Pobawimy się trochę, zniszczymy kilku przeciwników, potem uratujemy nieco wiosek przed kataklizmami, a na koniec unurzamy się w mlecznych źródłach pod Kręgami Asaidy... Ty i ja... Świeża istotka na te słowa podleciała do mojej twarzy i wtuliła się w mój policzek, głąszcząc mnie delikatnie wiązkami mocy po bokobrodzie. I chyba go nadpalając... - Urocza jesteś. Nazwę cię... Nancy. Gdzieś na trybunach usłyszałem jak ktoś zaczyna wymiotować. Gdyby nie bariera, posłałbym tam istnie siarczystą kulę ognistą. Spojrzałem na delikwenta. - Moja Nancy, moje zasady! - Wrzasnąłem unosząc pięść, a z nią trzy potrzaskane fragmenty półkolumn. Zdziwiło mnie to ale... Aaa, zapomniałem usunąć połączenia po podkręcaniu tych głazików! No, to się nawet dobrze składa - pomyślałem, kierując swoją uwagę znowu na przeciwnika. Zasłonił się tarczą jak ja i myśli że jest bezpieczny. Nieuk. Nakłoniłem wiatr aby tymczasowo oddprowadzić głazy na orbitę wokół areny. Wszystkie. Nie wiem z czego oni zrobili te ozdóbki, ale Gruchnięcie z taką prędkością o ziemię praktycznie nic im nie zrobiło. No, mniejsza. GŁazy na orbicie, Nancy ociera się o moją lewą rękę... o czymś zapomniałem? Ach tak! Zaatakować... Pomyślmy, o czym nie pomyślał, tworząc tą barierę? Co ona przepuszcza? - Zastanawiałem się idąc w jego stronę i głądząc moją przecudną, spiczastą, rudą brodę... No tak, przecież ja go WIDZĘ! - wpadłem nagle na pomysł. Skoro go widzę to znaczy, że przepuszcza światło. A światło, niezależnie od tego co fizycy sądzą na ten temat, jest jednocześnie materią i energią. A każde z tych dwóch całkiem dobrze kontroluję. A więc... Skupiłem się na prędkości. Światło to prędkość. Prędkość, fala, jasność, ciepło, życie, energia. Energia... MAM! Teraz mogłem już kontrolować światło. On sam sobie błyskał jak popadło, więc nie powinien mieć o to żalu. Chyba że się rozpuści, wtedy - niestety, moja wina. Chwyciłem naraz za całe światło padajęce na arenę, poza tym oświetlającym trybuny. Niemal jak zniecierpliwiona matka, próbująca związać włosy czteroletniej córeczce. Tyle że ja byłem spokojniejszy. Chyba... Nie, na pewno. Tak. Bo dlaczego miałbym się spieszyć? To ma być porządna, finezyjna rywalizacja, a nie slumsowa nawalanka czy wyścig. Chwyciłem więc całe to światło, założyłem swoje okulary przeciwsłoneczne z dostrajalnym filtrem, i szepnąłem tym wszyściutkim falom: "Hej, mojemu koledze skończyły się baterie w GPS'ie na ogniwa solarne. Mogłybyście może...?" Wiecie co? Uwielbiam gdy żywioły się mnie słuchają, a ja nie muszę nawet kiwnąć palcem żeby do czegoś je zmusić. Fakt, ktoś mógłby mieć mi za złe że wykorzystuje je do swoich celów, że nie zawsze móię prawdę, ale wiecie co? One mają gdzieś prawdę. One zostały stworzone przy początku świata aby wszystko dobrze działało. Dlatego jeśli ten, kto z nimi rozmawia cieszy się z ich pomocy, one też się cieszą. Jeśli ktoś tego nie rozumie, polecam gadanie ze świecami. Albo granie z nimi we "Flirt". Ostatnio aż się zarumieniłem kiedy jeden kandelabr powiedział mi że... ...CO? Jaka dygresja? Przecież zmierzałem prosto do celu! A celem było to, że całe światło z areny poza tym padającym na mnie zgięło swój tor lotu i poszybowało prosto w kierunku mojego oponenta. Z prędkością światła, oczywiście. Biorąc pod uwagę wielkość naszego pola walki, to pi razy trzewik powinno... Auć. Co najmniej oślepić, jeśli nie przysmażyć na miejscu. W dodatku, nawet jeśli zrobiłby osłonę, to na Arenie było teraz tak ciemno, że ledwo widziałem własne palce. Co innego White Wolf. Patrzcie państwo, tak chciał pozostać w cieniu, a teraz skierowałem na niego ryle blasku, że aż oczy trzeba zasłaniać, mimo że ubrany na czarno! Ha! Idąc po ciemnej arenie i czekając na to jak odpowie na moje solarne "ładowanie GPS'a", wziąłem się za półkolumny. Po ich płaskiej, przylgającej wcześniej do muru stronie zaczęły pojawiać się jaśniejące róznymi kolorami runy i glify, kreślone moim umysłem. Uśmiechnąłem się nieznacznie, tak samo Nancy, która nie rozumiałą wprawdzie mojego planu, ale emocje już tak...
  5. Patrzyłem w oczy Oczka i analizowałem to co przed chwilą powiedziała. Wiedziała co chcę osiągnać od samego początku. Wytrzymała moje mordercze spojrzenie. Nie żebym nie dostrzegł jak zwężyły jej się wtedy źrenice, ale utrzymała swój fason. I ten wkurwiający, pogardliwy, zołzowaty uśmieszek... Musiałem jednak przyznać, że była dobra. Dalej perfekcyjnie grała rolę niezależnej, pomimo mojego ultimatum. Nie przestraszyłem jej więc na tyle, aby ją złamać. Nie podporządkowała się. To nawet dobrze, bo choć arogancka i niepokrna, jest również silna i konsekwentna. Byłaby świetnym fałszerzem... Tylko jak skłonić do współpracy kogoś, kto współpracować nie chce? Chwilę jeszcze patrzyłem poważnie w jej oczy, po czym uśmiechnąłem się nieznacznie i skinąłem nieznacznie łbem, dalej ją taksując. - Masz ducha walki. To dobrze - uśmiechnąłem się nieznacznie szerzej - Jednak jeśli chcesz wydostać się z tego snu, to będziesz musiała pozostać w naszej drużynie. Czy tego chcesz czy nie. Bo coś mi się zdaje, że bez nas, oraz tego - wskazałem na unoszącą się pod sufitem gwiazdę - prędzej czy później albo złapie cię podświadomość właściciela tego snu, albo na powrót zapomnisz kim jesteś, stając się jego częścią na zawsze. Mówiłem to spokojnie i pewnie, choć tak naprawdę nie miałem - bo i skąd? - żadnej pewności czy tak rzeczywiście by się stało. Wtedy jednak przyszedł mi do głowy jeszcze lepszy pomysł. - Poza tym, nawet gdyby nie, to co byś osiągnęła samotnie, skoro nawet Księżniczka sama nie może sobie dać rady, hm? - pokręciłem głową - W tej właśnie chwili leżymy uśpieni przez nieznaną nam siłę. I jedyne czego jestem całkowicie i absolutnie pewien to to, że tylko walcząc z tą siłą zdołamy się przebudzić. Wyprostowałem się nieco, patrząc na nią już bez takiej niechęci jak przedtem. Fakt, dalej irytował mnie jej sposób bycia, ale zdołałem to już w sobie wytłumić na tyle, że nie powinno to dysfunkcjonować moich działań. Potrzebowałem jej pomocy, a ona mojej, i to musi mi na razie wystarczyć. - Nie chcesz wścibstwa? Doskonale. Nie chcesz aby ktoś tobą rządził? Niechaj i tak będzie. Lecz rzekłaś już, że pomożesz. Co więc powiesz na bycie naszym... - snów nieco się uśmiechnałem - sojusznikiem z konieczności? - spytałem, wyciągając w jej stronę kopyto do przybicia. *** Po chwili podszedł do mnie Wood Iron. - Masz jakiś pomysł, czyj to może być sen? Już zamierzałem mu odpowiedzieć, ale wtedy odwróciłem się i zobaczyłem jak wygląda. Drżały mu kopyta, sierść zaczynała mu się robić mokra od potu, a wzrok latał mu jak szalony po całej sali operacyjnej. Oddech miał głęboki, ale szybki i wyraźnie widać było, że ostatkiem sił woli próbuje powstrzymać się od kompletnego spanikowania. Grunt to pozbyć się z głosu całego gniewu, bo tylko pogorszę sprawę. - Wood Ironie, S-P-O-K-O-J-N-I-E - rzekłem wolno, przeciągając ostatnie słowo naprawdę długo i patrząc mu w oczy ze źrenicami skurczonymi do granic możliwości, które teraz skupiły się na moim oku - Wdech. Wydech - mówiłem robiąc przy tym pauzy, w których unisiłem lub opuszczałem kopyto w rytm oddechu, jaki chciałem u niego uzyskać - Wdech. Wydech. Wdech. Lepiej? Nie, nie było wiele lepiej, ale to musiało chyba wystarczyć... Swoją drogą, cóż za cudny oddział mi się trafił! Mała klaczka-niezdara, panikarz i buntowniczka. A dowodzę nimi ja, cyborg pseudopaladyn! I kiedy zagrożona jest przyszłość Equestrii i wszystkich jej mieszkańców, ja uspokajam jakiegoś gadającego nieskładnie strugacza stołów. Sapnąłem cicho przez nos by emocje opadły i dałem sobie spokój. - Czyi to sen... - zastanowiłem się na głos, próbując tym nawrócić moje myśli na właściwe tory - Księżniczka mówiła, że wejdziemy do snów powierniczek, więc inne opcje należy odrzucić... Szpital. Rozejrzałem się po sali pełnej ostrych narzędzi, szafek z łatwopalnymi specyfikami i śmiertelnymi w większej ilości lekami używanymi podczas operacji, na rysującą w kącie Gray Pencil... Znów uderzyło mnie to jak wiele tutaj szczegółów, jak bardzo realne się to zdawało. - Myślę... że nie wiem - Super, Sky, wpisz sobie do kalendarza to genialne zdanie - To znaczy, każda z nich mogła przecież trafić do szpitala z jakiegoś powodu. Mogą też odwiedzać chorego przyjaciela. Najlepiej więc będzie stąd wyjść i się rozejrzeć. Wiemy, też że ma to być koszmar... A więc znajdziemy śniącą w momencie, gdy znadziemy najnieszczęśliwszą tutaj powierniczkę. Kiwnąłem głową, czując ulgę, że do czegoś udało mi się dojść. Mam tylko nadzieję, że mam rację... Bo jeśli nie to błądzenie tutaj może nam zająć zbyt długo. Zanim ktokolwiek zdołał coś powiedzieć, klasnąłem głośno w kopyta. Czułem, że od teraz akcja będzie już tylko przyśpieszać. Musiałem więc ogarnąć parę podstawowych spraw. - Dobrze więc, słuchajcie! Role są rozdysponowane, wszyscy wiecie też jak działają. Ja będę zajmował się obroną waszej trójki oraz odwracaniem uwagi podświadomości. Wy z kolei powstrzymajcie się na razie od wykorzystywania swoich umiejętności manipulowania snem. Łatiwej będzie nam szukać bez rzucania się wszystkim w oczy. Dlatego wciąż będziemy udawać lekarzy, nosić kitle, czepki - tu wyjąłem swój z kieszeni fartucha i zacząłem go zakładać tak jak był założony pierwotnie, czyli aby zasłaniał moją opaskę na oko. Kiedy indziej urzyję wizjera... - Będziemy odwiedzać pacjentów i zgodnie z tym co rzekłem wcześniej, szukać najbardziej nieszczęśliwej powierniczki. Oczywiście nie pytajcie o nie wprost, żeby ktoś nie zaczął czegoś podejrzewać. Zanim stąd wyjdziemy przydałoby się też rozejrzeć się i zabrać co tylko może się przydać. Jeśli spotkamy którąś z pozostałych drużyn, spytamy syskretnie czy już ustalili czyi to sen. Pamiętając, oczywiście, by nie wyjchodzić z roli. - Czy macie jakieś pytania, zanim zaczniemy?
  6. Słuchałem ich wszystkich bardzo uważnie, obserwując najdrobniejsze nawet gesty, mimikę, zmiany tonu głosu. Oceniałem ich, oraz ich przydatność zadaniową. Jestem w tym dobry. Gdy ta klaczunia, Gray Pencil, wyciągnęła do niego kopytko, przybiłem je. Jednak na tyle ostrożnie, by nie poczuła ani nie usłyszała z czego tak naprawdę zrobiona jest moja noga. A zaraz potem mimo woli wywróciłem okiem gdy potknęła się o swoją absurdalnie długą grzywę, ale nic nie powiedziałem. Zajmę się tym za chwilę... Wydawała się dosyć pewna siebie, choć nieco naiwna. Jej zadbane kopytka i sierść powiedziały mi, że na jawie najpewniej jest bogata na tyle, że nigdy nie musiała parać się pracą fizyczną. Źle. Ma przydatną we śnie wyobraźnię, ale zapewne nie wytrzyma fizycznie ucieczki - może nawet trzeba ją będzie nieść? - czy konieczności długiego powstrzymania się od snu... PHE! Prawie parsknąłem śmiechem gdy o tym pomyślałem. Spanie we śnie!... Dobra, Sky, chyba musisz przyzwyczaić się do tego że nie jest to normalna misja... Spojrzałem na swój lekarski, nieco przymały fartuch. Wydawał się tak realny... A przecież to tylko iluzja, wyobraźnia, sen. Będę musiał później przetestować jak działa tu mój wizjer. Trzeba nam jak najszybciej poznać mechanikę tego marowego świata, albo ci “wrogowie” o których wspomniała Księżniczka wykoszą nas po kolei jak uschłe krzaki. Pogrążony w rozmyślaniach niemal przeoczyłem to, że zaczął mówić o sobie ten starszy ogier z stalowoszarą grzywą. Źle, powinienem bardziej uważać! W każdym razie - zwał się Wood Iron i był niemal zupełnym przeciwieństwem Pencil. Dobrze zbudowany rzemieślnik, w dodatku, zdaje się, dość rozsądnie myślący. A jednak wydawał się strasznie niepewny i zagubiony. Będę musiał podbudować jego samoocenę, albo zdechnie ze strachu przy pierwszej bardziej stresującej sytuacji... Nie rozumiałem też dlaczego chciał być akurat inżynierem, ale może wiedział o sobie coś, czego nie chciał mówić nam. Jego wola, byleby podołał. No i ostatnia z towarzystwa, ta turkusowa klacz. Jej Ciutie Mark był dziwny, przedstawiał ciemną, nieregularną plamę... Uroku to ja w tym symbolu nijak nie widzę. Te puste oczy wcale nie poprawiały wrażenia. Widziałem jak Pencil i Wood unikają jej spojrzenia. I jej cyniczny uśmieszek gdy Grey potknęła się o swoją grzywę. Westchnęła po tym niemal teatralnie i patrząc nonszalancko gdzieś w bok, rzekła: - Mi mówcie Oczko. Mogę być fałszerzem, jeśli nikomu to nie zawadza. Trzeba mieć wielki talent, aby wzbudzić moją nienawiść w mniej niż pół minuty. Naprawdę, WIELKI talent. Jest jedna jedyna rzecz, której nienawidzę bardziej niż kłamców, zdrajców i potworów w kucykowej skórze robiących eksperymenty na niewinnych klaczkach. A są to teatralne, zbyt pewne siebie zdziry. “Oczko” zrobiła jednak wielki błąd. Spojrzała mi bowiem w oko. Myślała pewnie, że jej cudne, dziwnie puste i mroczne oczęta jakoś na mnie podziałają, speszą, że spuszczę lub odwrócę wzrok. Może myślała że mnie zdominuje, albo że puszczę płazem jej arogancję, nonszalancję i pozwolę jej mieć w zadzie naszą misję do momentu aż będzie za późno? Cóż, pomyliła się. Spojrzałem na nią tak twardym wzrokiem, z taką pogardą, z taką zimną furią, z jaką patrzę na uziemionego zwyrodnialca, który myśli, że nie mogę go zabić, bo zabraniają mi tego rozkazy. I który też się myli. Spojrzałem na nią tak, jak patrzę na najgorszych, którzy zasłużyli na śmierć i zaraz ją ode mnie otrzymają. Wiem, jak to wygląda. Z opisów moich podkomendnych. Wiem też, że samo patrzenie z boku na moją jednooką twarz jest wtedy przerażające. Wiem też, jak czuję się, patrząc w ten sposób. Bo tego się nie zapomina. I teraz czułem się dokładnie tak samo. Po dobrych kilku sekundach tego spojrzenia rozwinąłem skrzydło (kitel miałem tylko na przednich nogach i piersi). Sięgnąłem zębami po jedno z drobniejszych piór i pociągnąłem mocno, wyrywając je. Na moich wargach powoli wykwitł bardzo, bardzo złośliwy uśmiech. W tym śnie czuje się ból. Wyplułem piórko najbardziej dystyngowanie jak mogłem i odchrząknąłem, przytykając zgięte kopyto do pyska. Także w dystyngowany sposób. Potem uśmiechnąłem się przyjaźnie i przemówiłem pogodnym głosem, choć uczucie zimnej furii wciąż we mnie hajcowało. Musiałem to tylko dobrze rozegrać... - Cieszę się zatem, że dokonaliście swoich wyborów, moi drodzy! Woodzie! Podszedłem do niego i położyłem mu kopyto na ramieniu, odganiając na chwilę TO uczucie i skupiając się w pełni na nim i podbudowaniu go na duchu. W tak małej drużynie musiałem podejść do każdego indywidualnie, nawet jeśli... a właściwie ponieważ waga naszego zadania jest taka duża. Nie mogą zawieść, żadne z nich. A moim zadaniem jest dopilnować, aby mieli wysokie morale. - Pamiętaj, że bycie architektem to wielka odpowiedzialność. Lecz nie zrażaj się, jeśli z początku będziesz mieć z tym trudności. Dla nas wszystkich sytuacja jest zupełnie nowa i zapewne minie kilka bardziej lub mniej udanych prób, zanim nabierzemy wprawy. Jeśli więc popełnisz gafę, rób dlaj swoje. Bo będę cię strzegł jako wasz obrońca, wasz Alfa. Mrugnąłem do niego przyjacielsko i podszedłem do Gray Pencil, która wstała już z podłogi i chowała pyszczek za swoją - ech!... - przydługą, szarą grzywą. Mimo że była dosyć wysoka jak na swój wiek (może jednak miała 12 lat, nie 13?) ugiąłem nieco kolana, tak aby nasze pyski znalazły się na tym samym poziomie. - To samo tyczy się ciebie, moja droga - uśmiechnąłem się, zachowując jednak poważny ton głosu - Skoro nawet Księżniczka nas wezwała, to znaczy to, że na swojej drodze możemy spotkać niebezpieczeństwa o których dotąd nam się nawet... - uśmiechnąłem się nieco szerzej - ...nie śniło! - podniosłem jej bródkę w górę swoim lewym kopytem, tak aby musiała spojrzeć mi prosto w oko - Jednak skoro sama Księżniczka wezwała tutaj właśnie nas spośród wszystkich kucyków, oznacza to, że właśnie my mamy talenty które pozwolą nam zwyciężyć i uratować Equestrię. Wyprostowałem się i powoli spojrzałem na Oczko. Dobrze że w pierwszej kolejności przemówiłem do tej dwójki. Furia minęła mi przez to na tyle że prawdopodobnie nie rozniosę jej w drobiazgi jeśli zrobi jakiś gwałtowny ruch. Prawdopodobnie. - A tyczy się to wszystkich z naszej grupy, beż żadnych wyjątków - rzekłem bardzo cicho i bardzo złowieszczo. Zaczałem powoli do niej podchodzić, nie zwracając nawet uwagi na to, że co zwarty stuk kopyta może być głośniejszy niż pozostałe. Nie miało to teraz znaczenia. Miała załapać lekcję. Miała załapać kto tu jest górą. Inaczej całe moje motywowanie grupy pójdzie na marne, gdyż jeden z jej członków dysfunkcjonowałby działania całości przez swoją arogancję. A znam się na kucykach wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć na pewno, że w jej przypadku tak będzie. Nieważne było więc CO ona sobie teraz myślała. Nie mamy czasu aby sobie pozwolić na "długą, poważną rozmowę." Musiałem ją teraz nastraszyć, szybko i skutecznie. Inaczej Equestria zginie. Bez presji. ... Właściwie, to chyba dobrze, że już jej tak nie lubię. Tylko mi to pomoże... Dalej przemawiałem swoim cichym tonem śmiertelnego ultimatum: - Skoro jesteś w mojej grupie, moim oddziale, to wiedz, że zrobię absolutnie wszystko, aby nasza misja się powiodła - stanąłem dosłownie o krok przed nią. Nie byłem może zabójczo wysoki, ale wystarczająco, aby spojrzeć na nią z góry - Ostrzegam więc, że jeśli nie będziesz posłuszna mi albo Księżniczce, albo w jakikolwiek sposób umyślnie spróbujesz przeszkodzić nam w ratowaniu Equestrii, to sprawię iż pożałujesz, że nie jesteś w swym najgorszym koszmarze. A wierz mi, potrafię to zrobić. Przerwałem na chwilę i odsunąłem się o krok. Przemówiłem teraz głośniej. - Decyduj więc teraz - pomożesz nam ratować Equestrię jak rozkazała Księżniczka, czy może wolisz przyłączyć się do jej i moich wrogów? W pełnej gotowości bojowej czekałem na jej reakcję, pilnie ją obserwując. A niechby tylko spróbowała skłamać, niechby tylko jej róg zaświecił choć cieniem poblasku, a rozkwaszę jej pysk jak przegniłego pomidora!
  7. Poza tym, zastanawia mnie jedna rzecz... czy przypadkiem w razie gdyby jakaś postać zrobiła TAKĄ interakcję, która musowo wymagałaby interwencji MG, to nie powinniśmy umówić się "ok, teraz zrobiłem zamieszanie, nie wiem dokładnie co się stanie. Niech Dżewo się wypowie!"? I co, jeśli to będzie w środku kolejki, a będzie istotne? WIem, przynudzam nieco z tymi ustaleniami, ale chcę aby wszystko mogło iść płynnie bez zastanawiania się "a czy tak można?". Dlatego sugeruję takie rozwiązanie: - Kolejkę wypowiedzi zaczyna jedna, ustalona osoba, chyba że po ostatnich wydarzeniach jakaś postać musi napisać swoją gwałtowną reakcję - wtedy umawiamy się, że będzie pierwsza, a osoba zwykle zaczynająca - druga. - Kolejkę kończy post MG (lub nie, jeśli tylko gadamy i gadamy, wtedy po prostu informuje nas że gramy dalej). - W trakcie kolejki każdy z uczestników (poza zaczynającym i ewentualnie tym, który się "wepchnął", wczejśniej jednak ustalając to z resztą graczy) może wypowiadać się w dowolnej kolejności, ewentualnie rezerwując sobie następną wypowiedź ---> "teraz koniecznie muszę być ja, plis plis plis!" (w granicach zdrowego rozsądku - jak nie napisze nic przez powiedzmy dobę to inni też mogą pisać. "sorry, stary") - MG może wciąć się w dowolnym momencie gdy uzna za stosowne, ale gracze mogąteż go zsummonować, jeśli uznają że ich akcja wymaga jego opinii. - każdy gracz ma jeden post na kolejkę, MG - ile chce, ile trzeba. No, to raczej kompleksowa koncepcja na kolejnosc osób w sesji... dość rozsądna (IMO), oparta na kooperacji, a nie sztywnych regulaminach, choć parę zasad regulujących jest. Co o tym sądzisz, EverTree?
  8. Co z obrażeniami we śnie? Czy tak jak na filmie ten kto został postrzelony ma zwyczajnie przesrane, czy może będziemy mogli się leczyć? (Mam na myśli leczenie przez "wyśnienie" uzdrowienia, a nie umiejętności strategiczne, jak np. talent Scyche do operowania.) Czy gdy ktoś umrze w niższym poziomie, obudzi się na wyższym? Co, jeśli ktoś zginie na pierwszym poziomie? Co z dorabianiem części do cyborgów? Czy mogą być wyśnione tak jak zwykłe przedmioty, czy przez stopień skomplikowania muszą być zrobione przez znawcę, ale powiedzmy możnaby wyśnić półprodukty i narzędzia? Na pewno rany odniesione na wyższym poziomie będą mieć wpływ na nasze projekcje na niższym poziomie, jak w filmie, ale powyższe sprawy dalej są nieco niejasne, stąd moje pytania. IMO niemożność uleczenia się przez zwyczajne skupienie na posiadaniu naprawionego ciała, uważam za awykonalne TYLKO jeśli ból jest tak duży, że uniemożliwia skupienie, albo dana osoba ma bardzo słabą wolę, zapomniała że to sen etc. etc. Choć to tylko moja opinia. Aha, czy jeśli możliwe będzie wyśnienie uleczenia, to czy będzie to mógł to zrobić inny kucyk, niż ten któy sam jest ranny? Inaczej - czy istaniałaby w tym wyłącznie samoobsługa? @ UP: Ciastko dobrze mówi, polać mu! <wylewa mu herbatę z tęczowego kubka na buty> A serio, to ta kolejka niszczy sesję, Tree. Doriltto, np. w ogóle dzisiaj nie był na forum. I co, mamy z tego powodu czekać na to, aż łaskawie przyjdzie za dwa dni i napisze cztery zdania, tak żeby inni mogli rypnąć eseje, które napisali już dzisiaj po południu? Nie, Tree. NIE. Proponuję, aby kolejkę zaczynał jakiś gracz, (u mnie to chyba będę ja) ale aby inni mogli napisać kiedy chcą, byleby jeden post na kolejkę. A osoba rozpoczynająca (lub Ty, jako MG) czekałaby na wszystkich aż się wypowiedzą. To tak. Moglibyśmy wtedy nie czekać na maruderów, kiedy mamy pomysły. A przynajmniej byłoby to, moim zdaniem, znacznie strawniejsze. Edit: Właśnie spojrzałem na status Dorillto. Ma szlaban na kompa. I co my mamy teraz zrobić z tą kolejką, hm?
  9. Cholerne Prawa Murphiego. Akurat zaczęła sięsesja, koledzy chcą wrzucać rozdział fika, a oponent na turnieju zaczął odpisywać. A ja co? Chory, przymulony i z bolącym łbem. A jutro egzamin na prawo jazdy. Spuer...

    1. Aziz

      Aziz

      zdawałem egzamin z napuchniętym gardłem i 38 stopniami gorączki. Da się, przynajmniej tak stres nie łapie, bardziej się myśli o tym, żeby zdać i jak najszybciej wrócić do domu.

    2. Xinef

      Xinef

      Z tych rzeczy to... wrzucanie rozdiału fika sprawia wrażenie czegoś, co spokojnie może poczekać aż będziesz miał czas się tym zająć... co do turnieju to nie wiem o co kaman, sesja i egzamin... tu faktycznie sprawy się trochę komplikują, ale nie takie rzeczy studenci potrafią przeżyć. Choroba? Tu jedyne co mam do powiedzenia, to zdrowiej i mej de fors bi łyd ju!

  10. Haj, sesyjni! mam zajęcia teatralne do 19. Wtedy odpiszę jak coś.

  11. Ja, Sky Shield, gdy tylko wyciągnąłem kopyto po gwiazdę, potrząsnąłem gwałtownie łbem. Wszystko nagle wróciło, wszystko w szczególe... Misja od Księżniczki luny. Sny powierniczek. Niebezpieczęństwo... A ja jestem dowódcą. Znowu. Szybko poukładałem sobie informacje pod czerepem i rozejrzałem się po grupie. Do innych śniących też to dotarło, widziałem to po ich oczach. Zobaczmy więc... chuda, turkusowa jednorożka z dziwnymi, pustymi oczami. Biała kalczka z cholernie niepraktyczną, szarą grzywą... Ile ona ma lat? 13? Cholerny śwat... O, pięknie, kolejny młokos, chyba 14-letni! Kawowy z czerwoną chustką na szyi... Przynajmniej on nie gustuje w ogonie plączącym się pod kopytami. Obok niego siedzi kolejny brązowy ogier, ten ze stalową grzywą... No, przynajmniej już starszy, może 20 lat... Ale ja tu się im przyglądam, a czas ucieka. Strzeliłem karkiem, przekrzywiając łeb na lewo i zerwałem z pyska zieloną maseczkę operacyjną. Tylko jak zacząć... - Drużyno - powiedziałem odsuwając się nieco bliżej stołu, tak aby padało na mnie więcej światła z lampy i abym mógł wszystkich widzieć - widzę że się ocknęliście, jak i ja. Nie znamy się, nie mamy pojęcia o snach, ale Equestria jest w niebezpieczeństwie, a Ksieżniczka Luna na nas liczy. Nas wszystkich. Zrobiłem lekką pauzę i ściągnąłem z grzywy przekrzywiony czepek lekarski, dotąd przysłaniający moją opaskę na oko. Padało na nią ostre światło z lampy, odbijając się od lśniącej tacki na narzędzia. Zdałem sobie sprawę, że nie sprawiam teraz raczej przyjaznego wrażenia. Trzeba to nieco złagodzić, albo mi nie zaufają... Uśmiechnąłem sie zatem i podszedłem krok bilżej, wychodząc ze strefy tackowego oddolnego podświetlenia. Wciaż miałem na sobie kitel, ale pozbędę się go za chwilę... Zacząłem mówić nieco mniej twardym tonem niż dotychczas. - Musimy jak najszybciej wyruszyć na poszukiwania właścicielki snu, prawdopodobnie jednej z powierniczek. Pierwej jednak musimy się zapoznać i przydzielić sobie role w zespole, im wcześniej, tym lepiej - przyłożyłem kopyto do piersi - Jestem Sky Shield, od lat pracuję w Gwardii Księżniczek. Mogę więc służyć wam jako wasz obrońca. A wy? Kim jesteście? - skierowałem kopyto na resztę kucyków, unosząc brwi z przyjaznym uśmiechem i patrząc każdemu po kolei w oczy. A przynajmniej tym, którzy chcieli patrzeć w jego jedno oko...
  12. Tak się zastanawiam, co pokusiło mój organizm, żeby rozchorować się dzień przed egzaminem praktycznym na prawo jazdy... Czwartym egzaminem. Przynajmniej koniec roku to mogę bezstresowo pić w domciu mleko z miodem i zagryzać kalarepą.

    1. Kocia Wiedźma

      Kocia Wiedźma

      Też chory? Czyli nie jestem jedyna~

    2. Foley

      Foley

      Mój brat jak kiedyś zdawał na motor, złamał rękę dwa dni przed egzaminem ;) Takie rzeczy się zdarzają :D

    3. Skrzynek

      Skrzynek

      <wstaje po pokrzepiającej dżemce> Uch, nie jest tak źle... Jest tylko nieco <wydmuchuje nos> smarczyście <odchrzakuje> i gardłoboląco... Ale dżewo już mnie pobił. On zdał za 3. razem.

  13. Jako że EverTree do znudzenia powtarza mi że we śnie wszystko jest tylko projekcją (my, owner, podświadomość, otoczenie, magia jednorożców, cydr którym możemy się upić, wszystko) ośmielam sięsądzić, że jeśliby tylko rysunek był wystarczająco realny... Oraz, gdyby dodatkowo usprawnić go jakimś upodobnieniem do częstotliwości wibracji podrabianej projekcji (np. drużynowego alfy), to szanse na powodzenie takiej czynności byłyby dość duże. To w końcu SEN. Tam wymiary w których się poruszamy są bardzo płynne - czas przestrzeń... Zdarzają się też czarno-białe sny. Dlatego uważam że twoja rysunkowa "podróbka" zadziałałaby - jeśli nie od razu, to po oszukaniu subuwagi zawirowaniem w wymiarowości snu, tak żeby nieruchoma, dwuwymiarowa postać wydawała się trójwymiarową, ruchomą... Eevee... Myślisz o tym samym co ja? "Rysunkowe klony, w pudełeczku noszę, rysunkowe klony, bardzo lubią mnie! Rysunkowe klony, kiedy je poproszę, oszukają wszystko, to co chcę!" I tym sposobem stajesz się naszą koństruktorką.
  14. Scroll, that's damn good question! Ci z Gwardii mogą znać ich podstawową charakrerystykę (bo to VIP'y, których trzeba umieć rozpoznać), ci co wpisali sobie że mieszkają w Ponyville (np. Scyche) moga także nieco je kojarzyć... Ale to za mało aby rozpoznać ich sen od środka. Myślę że będzie jakiś rodzaj interakcji świata snu z "ownerem" tegoż, który będzie go (ją) jakoś odróżniał. Mogłyby w tym też pomagać talenty naszych postaci (sam mam pomysł na coś takiego, tylko Dżewo na razie nie wypowiedział się o tym ani słowem). A przynajmniej byłoby to ciekawe - utrzymać w stanie używalności "poszukiwacza" na tyle długo, aby zlokalizował ownera.
  15. Solar, dobrze gadasz! Ale jest w tym coś wiecej, a mianowicie... TOTEMY! Jak to się stało, ze wcześniej tego nie zauwazyliśmy?! Jeden z ważniejszych (i mocno charakterystycznych) motywów Incepcji, a my kompletnie go do tej pory pominęliśmy! Dżewo, jak to z tą kwestią będzie? A wracając do Solara- Ja tam sadzę, że przedmioty, z którymi postać tak się zżyła, że nie rusza się bez nich nigdzie, powinny być dołączone w zestawie. Ktoś w podaniu napisał, że "nigdzie nie rusza się bez swojego szczęśliwego notatnika i piórka", inna klacz ma pióra we włosach, mamy też de facto dwóch cyborgów, którzy swoje kończyny mieć raczej MUSZĄ.
  16. Ciekawe co by się stało, gdyby jakiś kucyk z ciekawości zacząłby dobierać się do śpiącego towrzysza będącego poziom niżej... Nie mówię że to się stanie. Powaga sytuacji i w ogóle... Ale i tak ciekawi mnie co by się stało! Edit: Tak właściwie, to mam pytanie do Ciastka. W tym fragmencie swojego KP: Rozdzieliłeś Wood Irona na dwie postaci. Proszę, powiedz zatem - czy jest to jeden kucyk, tylko zgubiłeś się podczas pisania, czy też są to dwa kucyki, o których omyłkowo pisałeś wcześniej jak o jednym? I czy w końcu umie on (jeśli jest jeden) operować zarówno drewnem, jak i metalem? Czy może tylko jednym z nich?
  17. Ja z kolei mam pytania natury mechaniki snów: 1. Czy naturalne możliwości naszych kuców (fizyczne, magiczne jak i te związane z talentem) czynią ich łatwiejszymi do wykrycia? Mam na myśli to "przyciągnięcie uwagi" jak na incepcji, gdy zaginało się rzeczywistośc, a nie fizyczne zdzielenie jednego z "guardów" podświadmomości w łeb, które po prostu przyciągnęłoby uwagę głównie tego jednego guarda... 2. Chyba, że właśnie nawet fizyczny (o ile można o takim mówić w śnie) atak na guarda przyciąga subuwagę (piękne słowo, chyba będę go częściej używał. Jest poręczne)...? 3. Czy gwiazdy będą działać jak krótkofalówki? I jeśli tak, to czy będzie to działać pomiędzy poziomami snu? 4. W ogóle czy przybliżysz mechanikę gwiazd? Bo jak na razie wiem o nich tyle że są to ala świetliste, floatujące ogniki wielkości czereśni, które mogą być schowane do torby, w ostateczności złapane w paszczę... Hm. Właśnie skojarzyło mi sięto z Harrym Potterem 1. Może kojarzycie, o który fragment mi chodzi? Anyway, czy gwiazdy będą się różnić między sobą? 5. Jeśliby połączyć działąnie krótkofalówkowych gwiazd oraz oddziaływania pomiędzy poziomami snu, to mogłyby być to naprawdęciekawe efekty. Np. proszenie wyższego poziomu o wsparcie. Wtedy jakiś jednorożec doładowałby koństruktora na wyższym poziomie, a ten na swoim z nowym powerem wziąłby siędo roboty... hm... 6. Tak. Mi Ever Tree nawet sugerował mi utajnienie niektórych... Spraw. I tak też zrobiłem. Oczywiście, jeśli odpowiedzi na moje pytania popsułyby nam rozrywkę (niespodziankę), to broń Boże nic nam nie mów!
  18. Zig wziął w płuca wielki haust powietrza, po czym wypuścił go z błogim westchnieneim. Aromat tutajszej aury był wprost odurzający! Tyle śladów po skomplikowanych inkantacjach, tyle najróżniejszych odcieni energii, tyle zmieszanych konwencji! A teraz także on stanie się tego częścią. Wreszcie ma sposobność porządnego przetestowania tego wyszstkiego, co ćwiczył od lat, spróbowania się... I zdobycia przepysznie gigantycznej nagrody. Ha! Teraz tylko wygrać. Zig zgodnie z regulaminem czekał spokojnie aż Zegarmistrz skończy przemówienie. Dopiero gdy ostatnie, wzmocnione magią słowo odbiło się echem od ścian areny, wypowiedział kilka słów, aktywując naraz cały zestaw zaklęć ochronnych. Protekcja przede wszystkim... Ale gdzież to podział się przeciwnik? Wciąż brak śladów jego bytności... Może to mag iluzji? To byłoby wyzwanie! Nagle na środku areny pojawiła się jakaś ciemna sylwetka. Zanim Zig zdążył sięchoćby przyjrzeć, wystrzeliła w jego kierunku salwę pocisków. Przekierował sporo mocy na tarczę, nie wiedząc czego się spodziewać, ale... Nie no, on tak serio? Wszystkie pociski zanim jeszcze nadleciały do jego tarczy, błyskającej teraz na błękitno przez nadmiar energii, odepchnięte zostały na boki przez czar zbijający. Pouderzały one w piach areny, tworząc lekkie, bezogniowe eksplozje, tworząc na chwilę mgiełkę z krzemowych drobin wokół maga. A Ziga zatkało. To były najprostsze, najbardziej podstawowe pociski kinetyczne jakie w życiu widział. Tak prostej koństrukcji, że odbił je czar, który zwykle chronił go przed strzałami łuczników i podobnymi materialnymi przeszkadzaczami. -Teraz twoja kolej. Pokaż na co cie stać ! - usłyszał głos oponenta. "Czy on go testuje? Cóż, skoro tak, nie będę gorszy i również się z nim nieco podroczę przed właściwą walką..." Stanął szeroko i wyrzucił ręce w kierunku ozdobnych półkolumn przyległych do ścian areny. "Po co one tu w ogóle są, dla akustyki? Ozdoby? Ale regulamin nie zabraniał ich niszczenia, więc..." Rękawy jego szaty stały się nagle brązowo-błękitne, A dwie z szesnastu 8-metrowych "ozdóbek" oderwało się od ścian i poszybowało w stronę środka areny. Zaczęły krążyć wokół jego oponenta, coraz to zwiększając swoją szybkość. Zig połamał każdą na cztery większe fragmenty i rozłożył w mniej więcej równych odstępach na "orbicie". Po kiku sekundach, gdy szybkość była zadowalająco duża, zmienił kierunek lotu wszystkich odłamków, celując nimi w White Wolf'a z niewielkim rozrzutem, aby trudniej było ich uniknąć. Trzy dodatkowo podkręcił, ot, dla zabawy. - A ogółem to dzień dobry. Życzę milusiej rywalizacji! - Krzyknął tuż przed uderzeniem pocisków w cel.
  19. Skrzynek

    Moja Mała Incepcja - Zapisy

    No, późno, ale jest. Imię: Sky Shield Rasa: Pegaz Wiek: ok. 30 lat. Wygląd i cechy fizyczne: Białe umaszczenie, zadbana blond grzywa i przycięty ze względów praktycznych ogon w tym samym kolorze. Oczy chłodnobłękitnej barwy. Jest silny i wytrzymały fizycznie. Zamiast prawej przedniej nogi ma metalową, zasilaną magicznie protezę. Ma kształt jak zwykła, kucykowa noga, w dodatku obciągnięta jest materiałem imitującym porośniętą sierścią skórę (dla kamuflażu i żeby nie straszyć obywateli). Zasilana przez ładowalne, bardzo pojemne magiczne kryształy-baterie, działa na zasadzie telekinezy (lecz bez aury magicznej), bez mechanizmów. Ogromna siła i szybkość tejże kończyny przydają się w walce. Sky potrafi stać na tylnych nogach, ale zawsze wtedy rozpościera skrzydła, a czasem nawet nimi macha, aby zrównoważyć ciężar swojej protezy. Na lewym oku nosi opaskę, spod której widać biegnącą ukośnie bliznę. Ot, pamiątka po nie do końca udanej misji... Historia: Charakter: Zdjęcie: Uwielbia: zapach kwiatów, szczególnie lilii, dyscyplinę i dobre zorganizowanie, orzechy, czytać o magii i dawnych bohaterach, pomagać bezbronnym i niewinnym, Nie lubi: wywyższać się, być uznawanym za gorszego lub mniej przydatnego niż jednorożec (przez to że nie umie czarować), kłamstwa (oj, nie radzę wam kłamać mu w twarz!), które z resztą świetnie wyczuwa, zbytnich wygód czy nadmiernych udogodnień, wyręczania go gdy nie jest to potrzebne, gdy ktoś pije w pracy (tym bardziej jego podkomendny) Nadzieje: - zostać docenionym przez Księżniczki (Celestia #1 fan) - uratować kiedyś Equestrię (pozostałość jego młodzieńczej buty) - uzyskać kiedyś czucie w swojej metalowej protezie, móc znowu czuć, że coś jej dotyka, że on czegoś nią dotyka... - dorównać kiedyś swojemu wspaniałemu pradziadkowi (także Gwardzista), którego uważa za wzór równie wielki co legendarnych Paladynów (choć Pradziadek jest mu ewidentnie bliższy). - znaleźć miejsce, w którym mógłby żyć nie ukrywając swojej Blizny pod sztuczną skórą. Lęki: - boi się odrzucenia (z racji na swoje “kalectwo”, bycie dziwolągiem - stąd też nawet przesadne ukrywanie protezy) - lęka się, że kiedyś może stać się takim samym zwyrodniałym moralnie potworem, jak ci których ściga - utrata protezy (z BARDZO wielu powodów. Na szczęście jest na tyle trudno zniszczalna, że nie spędza mu to snu z powiek. Zazwyczaj... - boi się głębokiej wody - gdyż jego cudowna proteza ma sporą wadę - tonie z nią jak kamień. - Stracić drugie oko byłoby wielką niedogodnością...
  20. Łohoho, dzieje się! Żeby nie było że o was zapomnieliśmy - rozdział się pisze. Praca wręcz wre, żę tak powiem, ale ten rozdział będzie wyraźnie dłuższy od poprzednich. Nawet od XI. Tak więc Brace Yourselves! Epicki rozdział nadchodzi! Żebym ja tylko wiedział kiedy my go skończymy... EDIT - jak tak liczę ile scen mamy jeszcze do napisania, i patrzę jaką mają długość obecne, to tak sobie myślę... że całość może mieć od 25 do 25 stron. Może jak już to napiszemy to jakoś ładnie podzielimy? Nie wiem. Wiem tylko że warto będzie czekać.
  21. Skrzynek

    Moja Mała Incepcja - Zapisy

    Nie wiem czy zauważyłaś, ale są już chyba ze dwie zgłoszone postacie, które mają około 10 latek. Stare to one nie są. Natomiast ja mam do Ciebie NIEZWYKLEWAŻNENIECIERPIĄCEZWŁOKI pytanie. Otóż - czy mogę wrzucić tutaj DWIE postacie... naraz? Mam na myśli Sky'a i... już ty wiesz o czym mówię. Ta postać z rozdwojeniem jaźni. Klaczka ale nie klaczka. Po prostu Sky złapałby akurat tamtą (tamtych) gdy robiliby jakąś rozróbę swoją cudnomagią i RAZEM przenieśliby się do świata snu. Mogę? Plis? Tylko musiałbyś mi dać jeszcze dzień lub dwa, bo dopiero sfinalizowałem historię tej drugiej postaci i muszę napisać porządną KP. Nie mówiąc jużo zaznaczeniu wyszstkich różnic między Sky'em a Golden Shieldem i tym cholernym cyborgiem... <zgrzyta zębami> To byłby już notabene trzeci gwardzista (licząc Goldena i tą wcześniejszą klacz, co to jest "kapitanem") i drugi cyborg, ale cholera... NIE POTRAFIĘ WYBRAĆ między tą dwójką, obaj są (imo) wspaniali!
  22. Poszukuję speca od rozdwojeń osobowości, mitologicznych rozwiązań fabularnych oraz jak największej liczby teorii na temat genezy equestriańskich avatarów gwiazdozbiorów lub equestriańskiej kosmologii . Mam pewien pomysł...

    1. SolarIsEpic

      SolarIsEpic

      Mógłbym trochę pomóc.

      Nad rozdwojeniem osobowości znam się...troche (głównie z komiksów- Hulk i Bruce Banner, choć tu bardziej chyba pasuje pan Scarface i Brzuchomówca)

      Na mitologi się znam...nawet (najbardziej greckiej, czytałem coś o egipskiej i jeszcze ciutkę nordyckiej)

      Co do "genezy avatarów gwiazdozbiorów lub Equestrańskiej kosmologii...nie kumam pytania...

    2. Plothorse

      Plothorse

      Hmm... informacje na temat rozdwojeń osobowości... trochę teorii z filmów, lecz głównie z praktyki (sesje)... mitologia? No, znało się kiedyś na pamięc Parandowskiego, wygrało się jakiś konkurs... avatarzy gwiazdozbiorów? Jeśli chodzi Ci o ich ponyfikacje, to cośtam może i z Rycerzy Zodiaku... wszak tłumaczyłem kawałek... tu raczej mniej... jeśli jednak chodzi Ci o Królowę Galaktykę oraz Króla Kosmos, nieoficjalnych rodziców Celestii i Luny, to mógłbym podać ich korzenie, sięgając aż po komik...

    3. Plothorse

      Plothorse

      sy z g1. Podobnie tyczy się equestriańskiej kosmologii. Ponynauci byli już kanonem w g1 (cóż nie było...?)

  23. Biorąc pod uwagę końcoworoczne poprawianie ocen oraz sprawdziany, jak rónierz ewentualne problemy z internetem, sprawy osobiste, tendencję do przeglądania artów z kuciątkami zamiast pisania oraz wysokość trawy na moim podwórku... Prawdopodobnie około tygodnia, może półtora. Ale to tylko jeśli nie przyspieszymy, a jest też i na to szansa.
  24. <wciska guzik z napisem "RCV"> WITAJCIE DRODZY CZYTELNICY!!! <naciska go ponownie, wyłączając funkcję> Najpierw trochę informacji i potulnych usprawiedliwień: Lis... to Lis. Foley jest chory, Wav także, w dodatku internet szwankuje przez burze (a jakże, mi też! Przez okrągłą dobę nie mogłem ściągać CL<szumy na złączu>). Ale jest! Nowiutki, wypucowany, opluty i jeszcze raz przetarty rozdział XI. I jak sama nazwa wskazuje, ma 11 stron. Czyż to nie piękny zbieg okoliczności? Wkracza też zupełnie nowa postać, zgadnijcie przez kogo animowana... Rozdział XI Jak zawsze czekamy na wasze komentarze. @UP: Wav, zatłukę... WEJŚCIE MI PSUJESZ, NIETAKTOWNY TY! <parska parą>
  25. Z tym napięciem chodziło mi wyłącznie o to że klei siędo jego ust jużna drugi dzień, bo napięcie to żeście stworzyli ponownym pojawieniem się wilków i gryfa. Swoją drogą, kiedy pisałęm ten post nie było jeszcze 4 rozdziału, więc mi tego łaskawie nie wytykaj.
×
×
  • Utwórz nowe...