Skocz do zawartości

Ylthin

Brony
  • Zawartość

    812
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    9

Wszystko napisane przez Ylthin

  1. Napisałam i jestem zła. Jak pisałam wcześniej: to nie fik ani opowiadanie. To wpis z nastoletniego bloga czy inny pamiętniczek. Opowiadania mają z reguły zupełnie inną strukturę i podejście do historii. I nie stawiamy spacji przed znakami interpunkcyjnymi. Jak wrócę z uczelni, przejrzę tekst jeszcze raz i wydam konkretniejszą opinię.
  2. Przyjacielska rada od kogoś, kto miał kiedyś 16 lat (co prawda prawie sześć lat temu, ale pamiętam... aż za dobrze), płakał po nocach i dorobił się bez mała fobii społecznej przez ludzką podłość: to, co piszesz, to nie fanfik. To dosłownie wpis, jaki zostawiłabym na gimbazjalnym blogu w przypływie doła. I pisanie tego tu, w tym dziale i w tej formie... to nie jest dobry pomysł. O nie. Co jest dobrym pomysłem w takich sytuacjach? Psycholog. Psychiatra. Jak najszybciej i na poważnie, nie ma w tym żadnego wstydu i jest zdecydowanie "po co"... zakładając, że cała historia jest pisana poważnie, a nie jako głupawy żart. Nawet z perspektywy własnych doświadczeń reaguję na takie sytuacje z dawką sceptycyzmu i nie bierz mi tego za złe - po prostu cię nie znam i nie mogę zweryfikować, ile w tym prawdy, ile hormonów, a ile wyłudzania uwagi i nadużywania empatii. Bez urazy.
  3. Mały, agresywny gremlin i wielki, tulaśny Wilczek. Obgryzanie mu ręki (no, palców) nie jest nawet najgorszą rzeczą, która się zdarzyła w historii tego związku. Wciąż trochę walczę z tym, jak działają Promarkery. Czasem wychodzi fajnie i równomiernie, innym razem są brzydkie paski i zaciemnienia. I trochę kolorów mi brakuje, mieszanie markerów średnio działa... chyba że powinnam poeksperymentować z blenderem. A, i zdałam anatomię. Za to sesję na 100% uwalę.
  4. Wpadnę dorzucić ostatnie trzy grosze i ostatecznie zamknąć temat ze swojej strony. Powtórzę tylko to, co się parę razy przewinęło w temacie: L&T to troll 4chana. Haczyk z tłustą dżdżownicą wrzucony do jeziora, by łapać leszcze (czy inne rybki) i wyśmiewać się z ich naiwności i braku wiedzy o życiu. Kwestie "nawracania" gangsterów i przywracania ludzi z kryminalną przeszłością społeczeństwu to skomplikowany temat, z którym mądrzejsi od nas mają problemy. Tolerancja również wykracza poza naiwne "tulić wszystkich, wszyscy są kochani, świat jest piękny", a asymilacja imigrantów i fanatyzm (skoro ktoś się uparł, by pojeździć z tego tytułu po Zachodzie) również nie są czymś, co można odbębnić w pięć minut przy piwku. Życie jest trudne, niewdzięczne i skomplikowane. Wszystko takie jest. Nie ma łatwych odpowiedzi i łatwych rozwiązań. A, i ewolucja naszych przodków poza stadium małpy dłubiącej kijem w mrowisku była najgorszą rzeczą, która spotkała tą planetę, mizantropia i nihilizm jedynym słusznym ideololo.
  5. Chyba źle zrozumiałeś mój post. Czerpanie lekcji z MLP w wieku powyżej lat, powiedzmy, 16 (koniec dawnego gimnazjum i końcówka dojrzewania) jest dla mnie dziwne, bo na tym etapie naszego życia morały z serialu powinny być solidnie wtłuczone w nasze głowy, tak przez życie, jak i przez inne, dużo poważniejsze dzieła kultury. Jeśli tak się nie stało, to albo żyliśmy pod kloszem, albo jesteśmy wyjątkowo oporni, albo system edukacji zawiódł (nie pierwszy i nie ostatni raz). Owszem, oglądanie MLP może przywrócić trochę wiary w ludzi czy odświeżyć nam pamięć... ale nie zmienia to faktu, że to naiwna bajka dla dzieci. Chrysalis czy inny Tirek to małe piwo w porównaniu z tym, czym potrafi w ciebie rzucić twoje własne, rzekomo normalne otoczenie. A że przyciągnęła i rzeszę prze... ehm, bronies? To skutek uboczny. Owszem, serial projektowano jako "zabawę dla całej rodziny" i show, które nie obrazi rodziców swoją głupotą, ale to cały czas reklama zabawek skierowana w dużej mierze do dzieci w wieku do 12 lat. Nawet niekoniecznie dziewczynek. Dzieci. Punkt drugi. Tu naprawdę popłynąłeś i wylądowałeś na Kamczatce. Nie chodzi mi o zainteresowania. Nie chodzi mi o wzorce. Chodzi mi o redukowanie swojej tożsamości do "jestem fanem XYZ". To tak, jakbym mówiła o sobie "jestem fanką tego a tego, to jest sedno mojego życia, wartości z ulubionego show/książki/filmu są dla mnie święte". Człowiek nie jest definiowany wyłącznie przez swoje pasje i nie żyje tylko dla nich - ma indywidualną osobowość, potrzeby, grono znajomych; jego hobby to dodatek do tego, kim jest. Ważny... ale dodatek. Tak jak uwielbiam gry czy lubię obejrzeć od czasu do czasu dobre anime, tak nie definiuję siebie przez bieganie obwieszona popierdółkami z ulubionej serii czy mówienie o sobie "jestem Milfin i kocham ABC"... przynajmniej odkąd skończyłam gimnazjum. Tak jak często gadam z chłopakiem o komiksach, tak nie chcę podpisywać z nim kiedyś papierków w urzędzie cywilnym tylko ze względu na wspólne pasje czy przysłowiowe ładne oczy. Należę do grona fanów tego czy tamtego. Gram w to i to. Ale przede wszystkim jestem Milfinem, cyniczną, złośliwą zołzą ze skłonnością do mizantropii i kręgosłupem moralnym, który bardziej wadzi, niż pomaga. Jestem sobą, jakkolwiek niewiele to oznacza. Moje ideały być może ktoś stworzył, wymyślił... ale ja podjęłam decyzję, by je przyjąć i nie zrobiłam tego bezkrytycznie ani bezmyślnie. Przetworzyłam je i mam nadzieję, że jest w nich jakaś racja. A teraz siedzę o północy, usiłuję wyklarować swoje zdanie o tym, że moja tożsamość wykracza poza bieganie z torbą kucowych przypinek i liczę na to, że jakimś cudem nie urąbię anatomii. I czuję się staro. Cholernie staro. Moje gimnazjum skończyło się pięć lat temu. Borze Tucholski.
  6. Opieranie swojego życia o morały z bajki dla dzieci jest trochę... no, smutne. Tak, wiem, sztuka porusza, twórczość wywołuje emocje, nawet popcornowy film z Hollywood może nakłonić do myślenia (np. Szybcy i Wściekli sprawili, że zapytałam "czy te filmy mogą się zrobić JESZCZE GŁUPSZE?"), ale MLP na dłuższą metę jest naiwną bajką dla siedmiolatków, która tłumaczy im, żeby były grzeczne, miłe, uprzejme i nie oceniały książki po okładce. Jeśli komuś powyżej gimnazjum trzeba to jeszcze tłumaczyć, to najwyraźniej wszystkie te warstwy tradycji i wieki kultury można wypalić do gołej ziemi, posypać solą i zacząć od zera. I bycie fanem serialu to żadne ideololo. Bycie fanem czegokolwiek nie powinno być podstawą twojej egzystencji i czymś, co definiuje cię jako człowieka. Tego też powinno się nas nauczyć (tak na etapie końca liceum), ale patrząc na te płonące ruiny ludzkiej cywilizacji... taaa, kiepsko nam idzie. Dobra, to gdzie ja schowałam sól...
  7. Dwa Zodiaki. Bliźniaczy Zodiak. Zodiakowe Bliźnię... eee, nieważne. Jeden ma lepszy lineart, drugi ma lepsze ciało (jakkolwiek to nie zabrzmi) - efekt rysowania bez rozgrzewki i jednym ciągiem. Żółte przebarwienie u prawego Zodiaka to nie bug skanera (tak bardzo, jak lubię go przeklinać, tak ucina mi krawędzie obrazka, a nie przeinacza kolory), a eksperymentowanie (średnio udane) z Promarkerami. Promarkery i cienkopisy na tusz (Faber Castell PITT artist pens), A4. Jutro anatomia. Pora nie zdać ostatniego kolosa jak skończona pierdoła.
  8. Minęły 24 godziny, czas postraszyć was n-tym WiPem tej samej pracy. Anatomia nie ma serca (znaczy ma, ale martwe, nieczułe i cuchnące formaliną), więc do dalszego bazgrania wrócę pewnie dopiero po 9.01 (a potem kolejna przerwa, bo 15 i 16.01 mam kolokwia, 20.01 jadę na zlot Loży Wolnopisarskiej, potem kolejne dwa zaliczenia, potem sesja...). Zostało mi cieniowanie rękawów, grzywy, dodatkowe cienie na kończynach, drobne przeróbki na pysku, kilka szczegółów w tle, trochę książek i wyrenderować całość (czyt. wyeksportować obrazek w kawałkach, nawalić bluru na tło, skleić wszystko do kupy, przytłumić trochę kolory i wrzucić... gdzieś, gdzie nikt tego nie zobaczy - forum chyba spełnia ten ostatni wymóg).
  9. Achtung, achtung, długaśny wywód. Ze względu na brak tabletu mój digital ogranicza się do wektorów i ewentualnych skejek w GIMPie (nic wartego uwagi, ot, drobny retusz skanów czy klecenie miniaturek do filmów na YT). Używany przeze mnie do wektorów darmowy Inkscape jest fajnym programem, ale bywa bardzo zasobożerny, co ogranicza np. stosowanie dużych ilości gradientów, rozmyć czy przejrzystych obiektów (całość zaczyna po prostu ciąć - i to tak mocno, że nie dam rady nic edytować, ba, ledwie idzie oglądać plik z takim efektem), do tego obrazki wektorowe są dość... pracochłonne, bo rzeczy, które w Photoshopie czy na papierze narysuję jednym pociągnięciem ołówka, tu muszę przerobić na cały obiekt o określonym kształcie (na przykład taka fałdka materiału na wewnętrznej stronie ramienia albo pysk kuca - linia policzków i szczęki, uśmiech i nos to trzy osobne ścieżki liczące razem 41 ręcznie ustawionych węzłów), co oznacza nieraz całe godziny siedzenia i przesuwania rzeczy o dwa piksele w lewo, aż zaczną wyglądać lepiej. Praca na dużym przybliżeniu też nie ułatwia mi życia, bo łatwo w ten sposób wpakować za dużo detali w coś, co zginie na normalnym powiększeniu (vide wstążka na warkoczu puca - 100% i 800% przybliżenia). Nawet z monitorem 21" 1080p nie mogę pracować bez wartości zoomu idących w dwa do pięciu tysięcy procent. Proste wektory są zdecydowanie szybsze do zrobienia (np. wektoryzacja obiektów z seriali czy robienie różnej maści logosów to kwestia maksimum kilku godzin, w zależności od tego, ile razy potkniemy się o własne nogi), ale te bardziej złożone mogą pochłonąć z życia i kilkanaście-kilkadziesiąt godzin. Z jednej strony ma się wtedy pretekst do marnowania czasu, z drugiej idzie się czasami porzygać od ślęczenia cały czas nad jedną rzeczą. Nawet przy stosowaniu skrótów (np. nie wszystkie obiekty były robione od zera - część została potraktowana kopiuj-wklejką i przerobiona w mniejszym lub większym stopniu, żeby zaoszczędzić mi roboty). Z traditionalem mam trochę skomplikowaną relację - wyrobiłam sporo brzydkich nawyków (przyciskanie ołówków zbyt mocno chociażby), często brakuje mi umiejętności korzystania z narzędzi (farb, kredek, tuszu) czy wyłażą zwyczajne braki warsztatowe (perspektywa, proporcje, światło i cień). Jestem praktycznie samoukiem, co z jednej strony daje mi jakiś powód do dumy... a z drugiej uniemożliwia wyplenienie błędów i sprawną naukę pewnych rzeczy. Kiedyś rysowałam dużo, dużo więcej, teraz siadam raz na ruski rok i bazgrolę głównie te same, statyczne łebki i popiersia w ujęciu 3/4, bez tła czy rekwizytów. Bweh. Czy wolę którąś technikę... Traditional jest sprawniejszy, ale jak coś się uwali - ciężko jest naprawić. Digital jest u mnie w cholerę pracochłonny, ale Ctrl+Z i Delete wybaczają pomyłki. Jedna i druga jest przyjemna, jedna i druga przyprawia mnie czasem o przysłowiową szewską pasję. tl;dr - nie wiem, czy coś wolę, w obu jestem tak samo beznadziejna i robię minimalne postępy. Ale jakaś frajda zawsze jest. Dobry Borze (Tucholski), daj mi siłę. Dużo sił. I cierpliwość.
  10. Postępy w wektorze i kolejna porcja wieczornego bazgrolenia, tym razem w 10 minut. Wskrzesiłam antyczny pomysł na fika, rysuję fikowe OCki i w końcu zaczynam ogarniać ich projekty.
  11. Węgiel i kreda. Wieczorne bazgrolenie.
  12. Ylthin

    Polski system edukacji

    Gdybym miała biegać za podręcznikami akademickimi na biologii: A) dostałabym pierdolca B) zmarnowałabym kupę kasy C) skończyłabym w połowie przypadków z wątpliwej jakości skanami z lewych hostingów, bo niektóre książki nie trafiają nawet na aukcje po 200 zł/sztuka Czy wykłady i ich formuła są idealne? Nie. Czy podręczniki są? Też nie. Czy przyda mi się każdy przedmiot i każde zagadnienie nauczane na moim kierunku? Wątpię. Ale trafiają się wykładowcy, którzy przekazują wiedzę w naprawdę dobry sposób, którym wyraźnie zależy na wbiciu nam do głów jeśli nie konkretnej treści, to chociaż sposobu myślenia, który pozwoli nam wiedzę zdobyć (pozdrawiam pana doktora od restytucji). Trafiają się też ludzie z dorobkiem i wiedzą, którzy jako edukatorzy kompletnie się nie sprawdzają (mikrobiologia, anatomia). Oraz zwykłe, za przeproszeniem, pindy (doktor K. i ćwiczenia z anatomii na starym kierunku). Jak w każdym systemie opartym o człowieka, najbardziej wadliwy twór w całej historii życia. Nic z tym, niestety, nie zrobisz - bo pasjonatów i utalentowanych wykładowców jest zbyt mało, by mogli nauczać wszystkich chętnych studentów. Bo wprowadzenie finansowych progów odetnie dostęp do edukacji mniej zamożnym, a programy wsparcia "biednych zdolnych" mają ograniczony zasięg. Bo system edukacji trzydziestomilionowego państwa ciężko przebudować z dnia na dzień. A że fizjoterapia jest wykładana ujowo... cóż, wiem o tym od pewnego posiadacza licencjatu i to samo mogłabym powiedzieć o niektórych elementach swojego poprzedniego kierunku (weterynaria). Skoro wykłady nic ci nie dają, to nie chodź i ryj z książek. Jeśli nie odpowiada ci kierunek, zmień go. Nie zadłużasz się na całe życie, by studiować - wykorzystaj tę mobilność. Zdobyta wiedza nie przepada, zaliczenia można przenosić; może i nigdy nie zostanę weterynarzem - ale pod pewnymi względami jestem trochę do przodu w stosunku do reszty roku, bo coś z histologii czy genetyki kołacze się w pamięci i pomaga zrozumieć np. zoologię czy ewolucjonizm, o przeniesieniu zaliczeń z pomniejszych przedmiotów nawet nie wspominając. Nie wiń od razu całego systemu, jakkolwiek zepsuty i wadliwy on nie jest - to może być też twoje nastawienie i zdolności.
  13. Nie gram w League of Legends ani żadne inne MOBA. Grałam w gimnazjum trzy mecze na krzyż i odpuściłam, nie jara mnie rozwalanie klawiatury i wykłócanie się z ludzkimi solniczkami. Mój chłopak za to od czasu do czasu bezstresowo gra ze znajomym na streamach, czego skutkiem jest... hmmm, zapoznawanie się z LoLem przez osmozę i kilka kiepskich żartów nabazgranych w 15 minut na wydrukach skryptu z ekologii. A żeby nie było, że jedyną treścią posta jest niskowysiłkowy bazgroł LoL-owy... Straciłam rachubę, ile godzin w to wpakowałam. Sześć? Siedem? Dziesięć? I wciąż jestem daleko, oj, daleko od końca...
  14. Dwa słowa: widzimisię autorów. Zbieżność może wystąpić, bo kolor oczu jest z reguły dobrany tak, by pasował do reszty projektu (sierść, grzywa, ewentualne dodatki), więc czemu nie wykorzystać go w innym detalu? U jednorożców i alicornów może to być magiczna aura, u innych postaci np. szalik czy inna ozdoba dobrany "pod oczy". Nie drążyłabym zbytnio tematu. EDIT: przypomniało mi się jeszcze, że w pewnych sytuacjach taka zbieżność w kolorystyce może być ograniczeniem technologicznym (np. stosowanie sprzętu/oprogramowania z ograniczoną paletą barw). Do puców to się raczej nie stosuje, ale...
  15. >2017 >dwustronnicowy prolog bez konkretniejszego rozdziału lub dwóch >Spik >Pinki Sama treść jest... ...OK, rozumiem, że opierasz się o dalsze sezony, więc nie mogę bić za rzeczy, których z racji nieoglądania serialu po S4E03 nie znam. Za co więc mogę, hmm... O, mam. Za suche, zdawkowe opisy. Za drewniane dialogi. Za dziwaczne, szarpane zdania, które chwilami nie brzmią nawet po polsku, bardziej po polskiemu. Czyli za zwyczajową przypadłość człowieka, który dopiero zaczyna pisać i nie ma pre-readera, który pokierowałby autora na z grubsza właściwe tory, dobra, przymknę na to oko. Ale za brak fabuły i pędzącą na łeb, na szyję akcję, która (przez brak konkretnego rozdziału) nic nie znaczy... Uuu. Dawajcie młotek. Dlatego zawsze i wszędzie będę na takie gołe mikroprologi krzyczeć, wierzgać i robić awantury. Równie dobrze mogłeś to dokleić do rozdziału pierwszego jako lekko oderwaną od reszty akcji scenę otwierającą, dla czytelnika byłoby tylko lepiej. Publikowanie fików poza konkursami to nie wyścigi, pośpiech tylko ci nabruździ i narobi problemów. Lekcja na przyszłość. Nie pokazuj, jeśli nie masz czego pokazać.
  16. Czytać i pisać, rozwijać słownictwo i wyobraźnię... Serio nie wiem, co może tu pomóc oprócz wyrabiania wyczucia przez praktykę. Zresztą pisarstwo nie musi być poetyckie - szorstki, chłodny styl też może się sprawdzić w pewnych fikach. Nic na siłę.
  17. *choć Z uwag technicznych: zmieniłabym interlinię (Formatuj → Odstępy między wierszami) na 1,15, bo w obecnej formie tekst jest miejscami brzydko rozjechany, zwłaszcza między kolejnymi akapitami (a jak się dorzuci do tego enter, to powstaje tyle wolnego miejsca, że wcisnęłabym tam jedno zdanie z książki do anatomii weterynaryjnej, akurat cztery linijki Times New Roman 12). Docsy mają jakoś dziwnie zaprogramowaną tę funkcję, OpenOffice nie robił mi takiej sieczki z tekstu. Plusik za justowanie. Nie masz w tekście żadnego dialogu, ale profilaktycznie doradzę: zapisujemy je w formacie tabulator-półpauza-spacja-treść dialogu. Półpauza to taki prztyczek: – . Możesz go skopiować stąd lub znaleźć w tablicach znaków (Windows 7: menu Start → Akcesoria → Narzędzia systemowe, w razie czego gugiel też powinien coś wypluć). Zostawiłam trochę komentarzy, uwag, przecinków i generalnego czepialstwa. Faktycznie, masz problem z powtórzeniami, a niektóre zdania przydałoby się lekko oszlifować, by brzmiały nieco lepiej, ale nie jest to nic, czego nie poprawiłby solidny pre-read/korekta. Co prawda o takich ludzi ciężko, ale czasami się znajdują. Coś jak spełnianie marzeń. A skoro o marzeniach mowa... sam tekst to bardzo przyjemna obyczajówka. Krótka, lekka, wręcz taka... ciepła. Spodobała mi się nawet i chętnie zobaczyłabym nieco dłuższe lub skupione na, że tak powiem, "gęstszej" historii opowiadanie, a może nawet jakiś wielorozdziałowiec... ale co napiszesz, to już twoja wola Powodzenia w dalszej pracy.
  18. Okładka do piszącego się fanfika.
  19. Płomykówka imieniem Gabe. Dalsze zabawy Promarkerami, tło - kredki bezdrzewne Koh-i-noor Progresso. (źródło oryginalnego zdjęcia sowy)
  20. Dajesz. Chociaż ty jeden coś napisz z całego tego grona, bo reszcie nie idzie ._.
  21. Zapytałabym o to samo, ale mam już Zodiaka (i niedokończony tekst, więc nawet nie mogę ścigać za brak pre-readu) ._.
  22. To może zamiast bawić się w szczyt awangardy i wielką improwizację, a potem płakać, że "jury mnie nie rozumie", zalinkujesz i oznaczysz fiki jak każdy inny uczestnik konkursu, zgodnie z jasno zapisanym regulaminem? Nikt nie będzie robił ustępstw bez wyraźnej potrzeby i dla jednego eksperymentatora.
  23. Zastanawia mnie, kim trzeba być, żeby a) plagiatować fik b) z zagranicznego forum i c) używać przy tym Tłumacza Google... w erze powszechnej znajomości angielskiego i wyszukiwarki Google samej w sobie. A, jeszcze d) wysłać to na konkurs. Nie wrzucić do zapomnianego przez Bora Szumiącego (o ludziach nie mówiąc) wątku w dziale, a dać na cholerny konkurs. Smutne.
  24. ...bo w starym temacie było za dużo syfu. Wydałam jakieś chore pieniądze na zestaw Promarkerów i blok, po czym urąbałam pracę testową pośpiechem i niestarannością. Na (przeciągniętym gdzieniegdzie GIMPem) skanie wygląda to nawet znośnie, w realu już mniej. Jeśli to nie jest dobrą definicją mojego... robienia czegokolwiek w sumie, to nie wiem, co jest. Oslo, obrazek z OCkiem.
×
×
  • Utwórz nowe...