Skocz do zawartości

Ylthin

Brony
  • Zawartość

    812
  • Rejestracja

  • Wygrane dni

    9

Wszystko napisane przez Ylthin

  1. Czytanie masy książek ze zróżnicowanych gatunków, od reportaży po popularnonaukowe? Obcowanie z poezją (nie ma, że boli, jazda do Leśmiana)? Analiza stylu innych autorów? Dobrym punktem wyjścia jest na pewno duży zasób słów i poprawność językowa (co łatwo wyrobić przez czytanie właśnie). Cała reszta jest bardziej subiektywna - jedni czują się lepiej z kwiecistym, poetyckim stylem pełnym długaśnych opisów, inni z krótkimi, lakonicznymi zdaniami przekazującymi tylko to, co niezbędne. Najlepiej jest siedzieć i pisać, pisać, pisać, od czasu do czasu odłożyć napisane na dłużej i wrócić z powrotem jak do cudzego tekstu, czytać zdania na głos (pomaga wyłapać babole z przykrótkimi i przydługimi zdaniami lub złym rytmem), pokazywać tekst pre-readerowi i kłócić się, czy, co i jak zmienić. Więcej grzechów nie pamiętam, pisanie po prostu jakoś mi idzie (lub nie). Pewne rzeczy wyrabiają się chyba z czasem/wiekiem/doświadczeniem.
  2. Próbuj pisać początek nowego wcielenia Bez Przyszłości. Ni uja.

    Próbuj pisać intro do 4. rozdziału Wilczego Serca (bo rozdział 3. idzie ci jak krew z nosa). Jeszcze bardziej ni uja.

    Jak się wnerwię, to pójdę pisać jakąś durną, heheszkowatą yaoi-parodię. Jeśli się okaże, że to mi wyjdzie, to chyba wywalę laptopa za okno razem z biurkiem i przyległościami.

    1. Mielcar

      Mielcar

      Szkoda laptopa :v Można sprzedać jakiemuś randomowi, a za te pieniądze rozwalić coś innego!

      Spoiler

      Chociaż rozwalenie laptopa jest bardzo satysfakcjonujące... >_<

       

  3. Mam kilka uwag. Po pierwsze: załatw sobie pre-readera i korektora, najlepiej kogoś z doświadczeniem, a nie pierwszego lepszego użyszkodnika z łapanki. Na samym początku łapałam trochę literówek, brakujących przecinków i zdań, które można było zapisać lepiej (tych nie ruszałam, bo to kwestia osobista - nie chcę się narzucać z moim widzimisię). Po drugie: wcięcia akapitowe (klawisz Tab). I ta wielka ściana tekstu w okolicach drugiej strony, która działa na czytelnika jak spojrzenie meduzy - aż mnie zamurowało, jak ją zobaczyłam (śmiech z taśmy). I zły zapis dialogowy - zaczynamy znakiem półpauzy (do znalezienia w windowsowej Tablicy Znaków lub przekopiowania stąd: –). I didaskalia (opisy przerywające treść dialogu) są miejscami złe. I przeskakujesz z czasu przeszłego na teraźniejszy, co wygląda brzydko i wybija z rytmu. Po trzecie: robisz to źle. Zaczynasz sceną skazania głównej bohaterki za jej kary - no OK, nie jest jeszcze tragicznie. Ale zaraz potem wylewasz dziecko z kąpielą - opisujesz wielką, nudną ścianą tekstu przeszłość protagonistki i przechodzisz do jej starcia z Twalotem, by potem wrócić na salę sądową i skazać Stellaris na rehabilitację z Twi. Tak się nie robi, drogi autorze. Tak się zabija napięcie i ciekawość. W ten sposób czytelnik nie zwiąże się z postacią ani jej nie współczuje, bo cały jej tragizm i inne takie pierdoły zostaje mu streszczony, a nie opowiedziany jako dłuższa historia. Piszesz fanfik, a nie artykuł na fanowskiej wiki, więc nie wykładaj mi "i wtedy poszła i zrobiła to, tamto, siamto" - zamiast tego ubierz to w dłuższą historię. Przykładowo: zacznij od sceny na sali sądowej - to wcale dobry punkt wyjścia - a potem cofnij się ostro w czasie i poświęć rozdział czy dwa (jeśli nie więcej) na należyte opowiedzenie przeszłości Stellaris. Kim była? Gdzie mieszkała, co robiła w życiu, jakie miała relacje z innymi? Czy miała kogoś bliskiego sercu? Co sprawiło, że stała się zła? Co zaprowadziło ją na salę sądową, przed osąd księżniczki Celestii? Przekuj te pytania na historię, na sceny zawierające odpowiedzi, a potem, gdy przebrniesz przez tą część, wróć do sali sądowej i wyroku. W ten sposób podbudujesz swoją bohaterkę, sprawisz, że czytelnik będzie coś wobec niej odczuwał, że nie będzie dla niego tylko zlepkiem liter tworzącym imię - a to dla pisarza i jego historii znaczy naprawdę dużo. Możesz także pokazać, jak bagaż przeszłości wpływa na relacje protagonistki z jej nową mentorką chociażby. Albo jak reszta Ponyville czy innego miejsca reaguje na nią i jej wyczyny. Czytelnik skojarzy wtedy: "aha, wtedy i wtedy stało się to i tamto, więc teraz Stellaris robi siamto i owamto" - co z kolei pozwala ci dalej mieszać, zmieniając stopniowo zachowania i wybory protagonistki w porównaniu do przeszłości. I już masz rozwój postaci. Nie chcesz cofać się wstecz? Wrzucaj informacje o przeszłości Stellaris we właściwą treść fika. Może w jednej scenie wykaże się wiedzą, która zasugeruje czytelnikowi jej dawny zawód? Może w miarę tego, jak zmieni się jej podejście do Twi zaczną rozmawiać o dawnym życiu, wspominać wydarzenia z przeszłości? Możliwości jest mnóstwo, byle nie wykładać przysłowiowej kawy na ławę w zupełnie niewłaściwym momencie. Po czwarte: na przyszłość pisz troszkę więcej, niż cztery strony. Nie śpiesz się, pisanie to nie wyścigi. Dziesięć stron to rozsądne minimum, dwadzieścia-dwadzieścia kilka - rozsądne maksimum. Myśl, co przekazujesz czytelnikowi i jak treść rozdziału ma się do całej historii. Przeplataj sceny żywsze (kłótnie, pościgi i inne wybuchy) i spokojniejsze. Odstaw czasem tekst na kilka dni, wróć, przejrzyj, zastanów się, czy nie możesz napisać czegoś lepiej. Powodzenia na przyszłość.
  4. Brzmi jak problem z przeglądarką. Tagowanie użyszkodników na androidowym Chrome lekko laguje, ale działa normalnie.
  5. Pewnie będzie, Dolcze raczej nie porzuci ukochanego fika - ale nieprędko. Zostaje albo czekać, albo naumieć się angielskiego i czytać oryginał.
  6. Czepialstwo time: przyciemnijcie nieco teksty, paski spoilerów, cytatów czy pola tekstowe - obecny odcień jest ciut za jasny w porównaniu do tła, zwłaszcza po przesiadce z ciemnego stylu.
  7. Przeczytałam rozdział Jeshi. Więcej przyjemnego, sprawnie napisanego SoLa, a wątek duchów aż się prosi o dalszy rozwój. @Ghatorr, nyndo jedna, pisz.
  8. Czy shortskirts wyraził zgodę? Nie "napisałem maila", ale "dostałem jednoznacznie pozytywną odpowiedź"? Jeśli nie, to masz w rzyć po raz pierwszy... ...i drugi. Cold ma prawa autorskie do tego tłumaczenia i twoim zawszonym obowiązkiem byłoby uzyskać zgodę do dalszego przetwarzania jego pracy. Nie wyraził zresztą zgody, więc dostajesz w zad po raz trzeci. Recydywa z lektoratami bez zgody autorów/tłumaczy, więc po raz czwarty. Nie tylko, ale nie będę wyciągać prywatnych konwersacji na światło dzienne. I niezależnie od twojej opinii o decyzji i motywach Colda - nie masz, k*rwa, prawa lektorować bez zgody. Poproszę dowód na takie stwierdzenie. I wiem, że opiekun nie ma czasu, ale wyjątkowo wzywam @Dolar84, bo śmierdzi mi tu cwaniactwem i przekręcaniem słów.
  9. @Cahan @Bester Halo, moderacja? Proszę przyjechać na forum. Ktoś tu brzydko łamie prawa autorskie, lektorując bez wyraźnej zgody tłumacza/autora.
  10. Srogi offtop, bo szlag mnie trafia. Wymienione przez ciebie imiona jak najbardziej mają znaczenie (pochodzą z hebrajskiego lub łaciny i znaczą: "skała", "dar Boga", "należąca do Chrystusa", "lilia"), ba - większość imion coś znaczy, nawet jeśli znaczenie to do pewnego stopnia zanikło przy tłumaczeniu/przystosowywaniu do innych języków. Czy jest to coś super-głębokiego i wymyślnego? Pbffffth. A czy "Maud Pie" czy "Fluttershy" to imiona znaczeniowo godne eposów? Jakoś wątpię. Nie zdziwiłabym się zresztą, gdyby (dość prosty) sposób nazywania postaci w MLP nie był związany z dużo luźniejszym podejściem Amerykanów do nadawania imion - nazwanie dziecka "Patience" czy "Hope" jest u nich czymś akceptowalnym, podczas gdy u nas "Cierpliwość" miałaby ciężkie życie, a "Nadzieja" jest imieniem bardzo rzadkim. Nie widzę zresztą najmniejszego problemu w sprawdzeniu znaczenia danego imienia (stron internetowych czy książek gromadzących takie informacje jest na pęczki, a jeśli mały Milfin w epoce Internetu łupanego wiedział, że nazwano go greckim słowem oznaczającym "mądrość", to co dopiero w czasach wszechobecnej elektroniki), z kolei przypisywanie imion do cech szczególnych czy osobowości nie ma sensu u dziecka z tego prostego względu, że śliniący się niemowlak dopiero tą osobowość wykształci. Można co najwyżej bawić się w nadawanie imion "dziecięcych" i "dojrzałych", co w naszym kręgu kulturowym nie jest jednak szeroko przyjętym zwyczajem - większość osób uzna to za wymysł i zbędną fanaberię, a machina urzędnicza szybko ci to wyperswaduje ogromną ilością papierkowej roboty z tym związanej. Pijesz do "dżesik" i "brajanków"? Posiadanie dzieci nie wymaga testu na IQ, przykro mi. Nadawanie imion "z wiekiem" - patrz wyżej. Pozostawanie "bezimiennym" aż do pewnego wieku nie brzmi też zbyt sympatycznie. Istnieje zresztą opcja zgłoszenia się do stosownych urzędów z prośbą o zmianę imienia po ukończeniu 18. roku życia (chociaż oznacza to sporo roboty chociażby z wydawaniem nowych dokumentów, do tego nie możesz użyć dowolnego imienia, tylko takiego, które jest na urzędniczej liście), a nawet jeśli - nie musisz się nim posługiwać poza sprawami urzędowymi, w życiu codziennym mogą cię wołać drugim imieniem, ksywką, przezwiskiem czy nawet imieniem, którego nie masz w żadnych papierach. A czemu kucyki mają czasem imiona dopasowane do charakteru czy zawodu? Bo twórcy cholernej bajki dla małych dziewczynek nie myśleli nad tym zbyt głęboko (choćby dlatego, że mieli ważniejsze rzeczy na głowie, choćby dyszące im w kark Hasbro chcące sprzedać tymże dziewczynkom zabawki). Jeśli chcesz o tym myśleć mocniej, to równie dobrze możesz zwalić taką zbieżność na zbieg okoliczności, myślenie życzeniowe ("dam dziecku imię oznaczające siłę, żeby wyrosło na silne") czy nawet genezę nazwisk (mocno upraszczając - nazwiska powstawały od przydomków lub na zasadzie "ten chłop pracuje jako kowal, więc nazwiemy go Kowalem, ten jest synem córki kowala, więc będzie Kowalskim..." plus nawarstwione przez lata zmiany wynikające z plastyczności języka, urzędniczych pomyłek, spolszczania nazwisk obcojęzycznych i tak dalej). Jako twórca postaci możesz (choć nie musisz) swobodnie dobrać jej imię pasujące do zaplanowanego charakteru, profesji i innych pierdół. Jako rodzic możesz co najwyżej wybrać takie, które ładnie twoim zdaniem brzmi, ma jakieś sensowne zdrobnienia i ewentualnie ma jakieś pozytywne znaczenie, po czym liczyć na to, że wszystkim innym (w tym samemu dziecku) się spodoba.
  11. Nie wiem, na jaką cholerę mnie tagujecie, nie jestem zainteresowana większością konkursów w dziale i nie okazywałam zainteresowania tym tutaj ._.
  12. Walnęłam ci ścianę poprawek i uwag - nie traktuj wszystkich jako Jedynej Najwyższej Prawdy, bo pisanie opisów i innych takich pierdół to kwestia nieco subiektywna, ale przecinki czy wcięcia akapitowe popraw. Co do fika... zacytuję sagę wiedźmińską: "Sam nie wiem, co o tym myśleć, jak powiedział król Dezmod, gdy przyłapano go na oszukiwaniu w karty". Oj, nie wiem. Masz plusik za to, że piszesz bez szpetnych ortografów i masz jakieś podstawowe pojęcie, jak klecić te zdania, żeby czytelnik nie miał ochoty zamknąć okna z dokumentem przez wyrzucenie komputera za okno. Styl jest prosty, miejscami trafiają się jakieś dziwne zdania czy niefortunnie dobrane słowa, ale nie jest źle i przy dłuższym pisaniu można by z tego coś wykrzesać. Nieco gorzej jest z treścią - z serialem rozeszłam się jakoś przy czwartym sezonie, więc ni w ząb nie skojarzyłam postaci, zwłaszcza, że fanfik nie dał jej choćby odrobiny charakteru. Łączy się z tym inny problem - brak fabuły czy materiału do refleksji. Tak więc jest sobie kucyk, który... nie wiem, śni czy coś, przechodzi przez drzwi, widzi idylliczną łąkę, spotyka źrebaka i rozwala zaklęciem złego patykowilka. I idzie dalej. Koniec. Żadna ze scen nie ma konkretnego nastroju - niepewności, spokoju, szczęścia, grozy - i nie łączy się w jakąś większą, konkretną całość, nawet treść snu jest bardzo prosta. To wszystko po prostu... jest. Istnieje. Dzieje się. "To jest rzecz", jak mówi czasem mój chłopak. Brakuje mi kontekstu, brakuje postaci, brakuje jakiegoś celu czy choćby elementu zaciekawienia, który kazałby pytać "i co dalej"? Nie wiem też, skąd tag [Sad] ani skąd się wziął autorski [Remembrance]. Nie wygląda mi to na wspomnienie ani dumanie o przeszłości. Nie jest źle. Nie jest dobrze. Po prostu... jest. Jeśli mogę coś doradzić... Spróbuj znaleźć i przeczytać tzw. pogańskie kuce - "Kromlech", "Przekleństwo Lasair", "Kwiat Paproci" i "Everyday a Little Death" od Cahan. Krótkie, skupione głównie na klimacie fiki, które jednak radzą sobie z wykreowaniem postaci i kawałeczka fabuły na tyle małego, by przykuć uwagę czytelnika.
  13. Włącz komentarze - już na pierwszy rzut oka zauważyłam troszkę technicznych i językowych babolków, które wypadałoby naprawić przez sugestie, a nie lubię czytać bez możliwości wytknięcia problemów.
  14. Aj, aj, aj, aj, aj, zabrakło korektora, oj zabrakło... Piszemy "och" i "ach", przez ch. Akapit zaczynamy ładnym wcięciem (klawisz Tab), a cały tekst powinien być wyjustowany (guziczek z trzema kreskami na pasku formatowania). I na kiego diabła te entery, jeśli piszesz w ramach jednej sceny? Oddzielanie każdego bloku tekstu enterem tylko rozprasza czytelnika i pompuje tekst wodą jak tanią szynkę z marketu. Angielski zapis dialogowy. Aj, aj, aj. W polskiej literaturze dialogi pisze się zupełnie inaczej, niż w angielskiej - i nie ma, że "przecież tłumaczę z angola", trzeba to dostosować. Przykład poprawnego zapisu Tabulator - półpauza (do znalezienia w windowsowej Tablicy Znaków lub do skopiowania stąd: – ) - spacja - treść dialogu. Didaskalia (opisy dialogów - wszelkiej maści "powiedziała", "krzyknął", "mówiąc to, wskazał palcem" itd.) zapisuje się w podobny sposób, wstawiając po spacji kolejną półpauzę i zapisując treść opisu (porównaj z przykładem). Odpuszczam już tłumaczenie reguł ze stawianiem kropek i korzystaniem z wielkich liter, bo to pół biedy jeszcze. Wielokropki nie powinny zawierać spacji. Google Docs powinien automatycznie przekonwertować trzy kropki na wielokropek (Word 2003 i OpenOffice też to robią, ba, nawet WriteMonkey konwertuje mi na wielokropki gdy tylko walnę w spację), a jeśli nie konwertuje - trudno, zostaw jak jest. Wycięłabym te ciągi kresek i wstawiłabym tam albo goły odstęp enterem, albo wyśrodkowane trzy gwiazdki (na tej zasadzie). Treści fika i jakości tłumaczenia oceniać chwilowo nie będę, poczekam, aż poprawi się formatowanie i inne technikalia.
  15. Nie spamuj tak emotkami, proszę, bo będziesz mi płacił za onkologa. Miłego pobytu, coś tam-coś tam.
  16. Dorzucę swój grosik: brak tagu obowiązkowego. Popraw, zanim przyjdzie POTĘŻNY Dolar i zrobi z ciebie podnóżek.
  17. Szyja jest nieco za gruba, a oczy - nieproporcjonalne. Ucho wygląda jak narośl, róg jest osadzony zbyt wysoko, a przednie nogi wyrastają z przodu klatki piersiowej. W wolnej chwili spróbuję podrzucić parę pomocniczych szkiców czy obrazków, by lepiej wytłumaczyć, jak radzić sobie z końską anatomią - teraz nie mam niestety zbytnio czasu. EDIT: zrobiłam kilka krzywych bazgrołów bieda-poradnikowych.
  18. Zgodnie z obietnicą "Gąsienica" czytnięta - prolog i pierwszy rozdział, może kiedyś wrócę i przejrzę bonus o Jeshi. Zaciekawiła mnie jakoś postać zebry-szamanki i chętnie zobaczę, co z tego wyniknie. Sam tekst... przyjemne, lekkie Slice of Life. Nie jestem fanką samej idei TCB, jednak mimo tej ogólnej niechęci fanfik czytało się sprawnie i miło. Niby nie zdmuchnęło mi kapci i nie zwaliło z nóg - ale i tak polecam, zwłaszcza jeśli Ghat ruszy zadek i pójdzie pisać prozę zamiast kodu.
  19. Mamy niby tag Epic, ale otrzymała go może garstka opowiadań plus brakuje chyba spisu takowych. Nawet inicjatywy w rodzaju discordowego Klubu Konesera Polskiego Fanfika kończą się tym, że siedzi nas garstka wyjadaczy (ja, Cahan, Dolar, Zodiak, Gandzia, Ghattor, Verlax, psoras, Kredke, Poulsen, King, ew. Johny czy Falconek) i paru nowych (Ravik, karlik), którzy się udzielają czy to na kanale fikowym, czy w organizowanych specjalnie dyskusjach, a cała reszta ludzi po prostu sobie jest i nawet nie kwęknie. Widać jesteśmy skazani na bycie "elytą" i gnicie we własnym sosie czy coś. Dlatego właśnie Verlax cierpi na chroniczny brak atencji, a potworki w rodzaju "Gołębi Kałuż" "Orłów Mórz" czy innego "Takifugu" dostają długaśne, choć zjadliwe komentarze. I stąd się biorą wieczne dramy o to, że poświęcamy zbyt wiele uwagi złym fikom.
  20. Zakichanym obowiązkiem autora jest a) pisać poprawnie, b) załatwić korektora (zwłaszcza jeśli punkt a) jest z jakichś powodów niewykonalny - np. przez dysleksję). Jakoś nie wyobrażam sobie puścić w dział tekst, który wygląda jak anty-słownik ortograficzny, bo to lenistwo śmierdzące, fuszerka i brak szacunku wobec czytelnika. Autor powinien się przyłożyć i przejrzeć własny tekst pod kątem błędów, literówek czy kalekich zdań, bo nawet najlepsza treść nie odratuje złej formy... mam zresztą wraźenie, że w większości przypadków liczba błędów jest odwrotnie proporcjonalna do jakości tekstu i człowiek, który kaleczy własny język rzadko kiedy jest dobrym pisarzem.
  21. Gdyby zastosować ten system kontroli, Dolcze mógłby w sumie wyznaczyć dwóch-trzech opiekunów pomocniczych sprawdzających poziom fików. Dać im minimalne uprawnienia potrzebne do pracy, w razie problemów prawo odwołania do głównego opiekuna jako najwyższej instancji.
  22. Przykro mi, że palenie trawki z jabłka nie jest dla mnie zabawne. To może zamiast pisać 22-stronnicowego one-shota, napisz kilka dwudziestostronnicowych rozdziałów fika? Tak na porządnie, a nie odwalasz fuszerkę na kolanie? Nie wiem, co ma to do rzeczy. Na wypadek, gdyby do ciebie to nie dotarło, to napiszę ci capsami, boldem i większą czcionką: NIE OBCHODZI MNIE, CZY OPISUJESZ ISTNIEJĄCE MIEJSCE. CZYTAM FANFIK, FIKCJĘ LITERACKĄ, A NIE DOKUMENT CZY REPORTAŻ I TRAKTUJĘ MIEJSCE AKCJI OPOWIADANIA JAKO MIEJSCE AKCJI OPOWIADANIA, A NIE RZECZYWISTĄ SZKOŁĘ. TWOIM ZAKICHANYM OBOWIĄZKIEM JAKO AUTORA JEST OPISAĆ MIEJSCE AKCJI CHOĆBY JEDNYM ZDANIEM. Dotarło? Przeczytaj mój post jeszcze raz, ale ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałam, że postacie są dobre lub złe, że są czarnymi charakterami lub bohaterami. Stwierdziłam jedynie, że a) nie mają wyraźnych osobowości, b) mają głębię i złożoność kartki papieru, c) trzech protagonistów zachowuje się w wyjątkowo nieprzyjemny sposób i wzbudzili moją niechęć. Trzymajcie mnie, zanim wyrżnę łbem o ścianę. PISZESZ FANFIK, DO CIĘŻKIEJ K*RWICY, FANFIK! FIKCJĘ LITERACKĄ! JEŚLI NIE WALNIESZ W TAGACH [RANDOM], TO MAM PRAWO CZEPIAĆ SIĘ BRAKU SPÓJNOŚCI I LOGIKI, BO OBECNOŚĆ TAKOWYCH JEST K*REWSKIM WYMOGIEM W OPOWIADANIACH CZY POWIEŚCIACH, W TYM FANFIKACH. To ile w końcu? 48 godzin czy dwie godziny? Nie rób prostytutki z logiki, proszę. Mogłabym iść i obejrzeć film o czarnych gangach z Bronksu czy innego getta etnicznego w stanach i zrozumieć go, jeśli reżyser i scenarzysta podejmą ten cholerny wysiłek i wyjaśnią mi, jak działa świat tych gangów. Mogłabym iść i pograć w grę o japońskiej mafii, i zrozumieć ją, jeśli twórcy wytłumaczą, czemu bohaterowie postępują tak, a nie inaczej, jak działa struktura tejże mafii, jakie są tamtejsze obyczaje. Twoim zadaniem jako autora jest napisać swój fik tak, by był on zrozumiały dla ludzi spoza wąskiego grona twoich koleżków ze szkoły. 1. Nie uznałam ich za nieistniejących. Nie wkładaj w moje usta słów, których nie wypowiedziałam. 2. Przykro mi, ale nie komentowałam zachowań twoich kolegów, a postaci z fanfika. Dla mnie istnieje spora różnica między żywym człowiekiem, a wytworem fikcji umieszczonym w fikcyjnej historii, nawet jeśli jest on "oparty na faktach". 3. Nie wiem, po co miałabym jechać na Śląsk, do Katowic i do waszej dzielnicy. Zwłaszcza pod groźbą wpie*olu. 4. "Jak ona mogła, stwierdzić, żeśmy patola i banda ch*jów! Weźmiemy i jej wpie*dolimy, żeby udowodnić, że się myli!" 5. Wow. Serio? Chcecie mnie pobić? Trzech-czterech byczków z gimnazjum kontra niska, drobna kobieta? Woooooow. To jest tak bardzo poniżej pasa, że aż ryje w dennym mule. 6. Zastanawiam się, czy takie uwagi nie podpadają pod pewne punkty regulaminu. I Kodeksu Karnego. PS. Z mojej strony EOT. Nie będę się wykłócać z człowiekiem, który nie potrafi nawet przeczytać mojego posta ze zrozumieniem i jest całkowicie głuchy na krytykę.
  23. Nie nazwałam nikogo antagonistą. Stwierdziłam jedynie, że bohaterowie są słabo napisani, a protagoniści zachowują się jak męskie narządy płciowe i nie budzą nawet krzty sympatii. Argumentum ad gustum. Jedyny humor, jaki tu znalazłam to powtarzany chyba trzy czy cztery razy gag o żyrandolu, który nie był zabawny już za pierwszym razem. Komedię można oceniać w sposób obiektywny, nawet jeśli dany typ żartu do kogoś nie trafia... i wbrew pozorom moje poczucie humoru nie jest jakoś wybitnie koneserskie. Obchodzi mnie to tyle, co zeszłoroczny śnieg. Od napisania zdania czy dwóch o tym, jak wyglądają korytarze, otoczenie szkoły czy układ pomieszczeń w budynku czy nawet od nieszczęsnego "szkoła wyglądała jak każda inna" korona ci z głowy nie spadnie - nie żeby obecne strzępki fabuły wymagały od czytelnika rozeznania w przestrzeni. Nie każdy chodzi lub chodził do gimnazjum w Wygwizdowie Mniejszym. Ja np. chodziłam do nowej, zadbanej szkoły w Toruniu i nie mam punktu odniesienia. I co mnie obchodzi, czy to twoje gimnazjum? Kreujesz fikcję literacką. Piszesz opowiadanie, a ja, jako czytelnik, oceniam jego treść. To, czy dana szkoła istnieje czy nie, czy opowiadanie opiera się na faktach... to mnie guzik obchodzi. Potrafię "uwierzyć" w Hogwart czy Kaer Morhen, miejsca, które w normalnym świecie przecież nie istnieją, bo autorzy sprzedali mi wiarygodną (w ramach świata powieści, rzecz jasna) wizję. Nie jest ani krótka (22 strony to nie aż tak mało), ani przekonująca. TCB jest z założenia "gdybaniem" o tym, jak pojawienie się kuców w ludzkim świecie wpłynęłoby na pewne kwestie, u ciebie jednak dostaję nie sensowną rzeczywistość alternatywną, a kilka wybranych na odwal schematów doklejonych na siłę do tekstu o patologicznym gimnazjum. Mogłabym skasować te kuce, wstawić zamiast JakJejTam Klaczy nową nauczycielkę i "fabuła" nie zmieniłaby się o jotę.
  24. Przeczytane. Jakoś. Ten fik to... ciężko znaleźć mi inne słowa, niż "dno i metr mułu". Akcja wskoczyła na sanki i zjeżdża ze stromej górki na złamanie karku, "fabuła" to zlepek niby-obyczajowych scenek, które do niczego nie dążą, cały potencjał zderzenia idealistycznych kuców wierzących w przyjaźń i patologicznej gimbusiarni idzie w cholerę, a teoretycznie najciekawszy wątek przymusowo skonwertowanej uczennicy ledwie mogę nazwać wątkiem. Kreacja świata nie istnieje i gdyby wyciąć początkowe akapity oraz dwie kucykowe postacie z fika, nie zmieniłoby się absolutnie nic. Szkolna patologia jest tak przerysowana, że aż nie chce mi się w nią wierzyć. Bohaterowie zostali wycięci z cienkiego papieru i wykazują co najwyżej śladowe ilości charakteru, trzech "protagonistów" równie dobrze może być cholernym hive mindem, bo brzmią i zachowują się tak samo. Humor? Przepraszam, co? Jaki humor? Aaa, ten wymęczony i nieśmieszny gag o zrzucaniu żyrandola na nauczycielkę? Trochę za mało (i zbyt nieśmiesznie), żeby dać tag [Comedy]. Językowo i technicznie tekst leży i kwiczy. Didaskalia i dialogi są miejscami dziwacznie przemieszane, a interpunkcja domaga się rozwodu z autorem. Styl jest chaotyczny, poszatkowany, praktycznie nie istnieje, opisy spakowały zapewne manatki i poszły szukać lepszego tekstu. Absolutna strata czasu. Zabić, spalić, zakopać i splunąć przez lewe ramię, żeby jakiejś klątwy zza grobu nie rzuciło.
×
×
  • Utwórz nowe...