Skocz do zawartości

Cahan

Moderator
  • Zawartość

    4026
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    133

Odpowiedzi do statusów napisane przez Cahan

  1. Cześć to ja Krystian i chciałem ci powiedzieć że wszystko rozumiem co do regulaminu ale moim przypadku że jestem niepełnosprawny to czasami sprawia mi trudności z pisania albo wstawiania kropek czy inne, i ci powiem że jestem ignorowany przez społeczeństwo nikt mnie nie lubi czy to jest sprawiedliwe. I mimo że miałem kilka załoszonych kont to moja wina bo nie pamiętałem w tędy haseł i email więc chciałem bardzo przeprosić za moje zachowania jestem głupi do upadłego. Pozdrawiam cię Krystian.

  2. Wróciłam do Wiedźmina 3 po kilku latach przerwy i po ograniu gier z serii Dark Souls i powiem, że Wiesław jest teraz dla mnie niesamowicie irytującą grą przez większość czasu - a  w przeszłości ukończyłam go na zasadzie "wszystkie questy i znaczniki poza kontrabandą na Skellige". Ale najbardziej mnie razi skopana ekonomia, w której za zlecenie dostaję tyle kasy, że nie stać mnie by kupić za to wódkę. Oraz system znajdziek. W Białym Sadzie zdobyłam chyba receptury na odwary z większości potworków z late game, ale nie na jakieś podstawowe potki.

  3. Przypominam, że do końca maja jest czas na oddawanie prac na konkurs w dziale Zecory - o plagach i chorobach zakaźnych. Konkursy tak naprawdę są 2 - rysunkowy i literacki. Przewidziane są nagrody. Także idźcie i rozmnażajcie swoje fiki i rysunki!

  4. Przypominam, że do końca maja jest czas na oddawanie prac na konkurs w dziale Zecory - o plagach i chorobach zakaźnych. Konkursy tak naprawdę są 2 - rysunkowy i literacki. Przewidziane są nagrody. Także idźcie i rozmnażajcie swoje fiki i rysunki!

  5. Piękna klaczka przyszła niedawno na świat w stadninie mojej przyjaciółki :wub:

     

    Spoiler

    7f3031830a57f.jpg

     

    Spoiler

    1e1f27d8241bb.jpg

     

    Wspólnie próbujemy wymyślić dla niej ładne imię. 

  6. Piękna klaczka przyszła niedawno na świat w stadninie mojej przyjaciółki :wub:

     

    Spoiler

    7f3031830a57f.jpg

     

    Spoiler

    1e1f27d8241bb.jpg

     

    Wspólnie próbujemy wymyślić dla niej ładne imię. 

  7. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Takich guzów trochę by się znalazło...

       

      Ludzie nie potrafią nawet wykorzystać swoich mózgów by się teraz nie zabić katastrofą klimatyczną, która już trwa. Nie mamy gdzie robić ekspansji i prawdopodobnie nigdy się tak nie stanie. Odległości w kosmosie są za duże, a fizyka ma swoje ograniczenia. Ludzi wykańczają chciwość i kapitalizm.

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  8. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Mięsaki to złośliwe nowotwory wywodzące się z tkanki łącznej.

       

      Planeta by sobie poradziła. Ludzkość niekoniecznie. Planeta zawsze sobie poradzi. Planeta się zmienia i będzie się zmieniać. Ludzie po prostu chcieliby utrzymać to, co znają, ale planeta sama w sobie ma to gdzieś. Po prostu najwyżej ludzie wyginą, a na zgliszczach narodzą się nowe gatunki.

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  9. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Cóż, większość z nich nie prowadzi i nie mówię tylko o nowotworach łagodnych. Każdego dnia w naszych organizmach powstają komórki nowotworowe. Większość z nich po prostu bardzo szybko zostaje zniszczona.

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  10. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Promieniowanie jonizujące generalnie towarzyszy nam każdego dnia i jego brak raczej również nie byłby niczym dobrym, zaś sam proces nowotworzenia jest swego rodzajem kluczem do nieśmiertelności. Widzisz, każdy chromosom ma telomery. Telomery zużywają się wraz z każdym kolejnym podziałem komórki i to programuje to, że organizmy umierają "ze starości" - a tak naprawdę to z powodu innych chorób. Komórki nowotworowe mogą dzielić się w nieskończoność, są pod pewnym względem nieśmiertelne.

       

      I raczej prowadzący nie mieli na myśli ludzi z chorobą popromienną czy takich, którzy narazili się na jakieś olbrzymie dawki, tylko na coś w górnych granicach widełek bezpieczeństwa. Choć ja osobiście sądzę, że w 2020 roku jest za mało danych.  Nie wiem, kiedy dokładnie przestano żreć izotopy promieniotwórcze na potencję i dla urody, ale na pewno stosunkowo niedawno. A z badaniami na ludziach jest ten problem, że jesteśmy dość długowiecznym gatunkiem.

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  11. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Mówili nam o tym na, któryś zajęciach z radiologii. Że pracownicy pracowni radiologicznych mają wyższą średnią długość życia. O ile mowa o pracownikach, przestrzegających zasad ochrony radiologicznej, a nie o ludziach z czasów, kiedy robiono RTG dla zabawy znudzonych bogaczy czy nawet jeszcze późniejszych.

       

      Aczkolwiek tu mogłabym się doszukiwać innych przyczyn - grupa zawodowa o wyższej świadomości zdrowotnej.

       

      Ogółem najpierw promieniowanie lekceważono, potem były bomby i Czarnobyl, więc zaczęto się bać, a teraz większość ludzi nie ma o tym zielonego pojęcia, ale bomby i Czarnobyl!

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  12. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Albinizm tak.

       

      Inne rasy to w dużej mierze kwestia czego innego - taki kolor skóry jest cechą kodowaną wielogenowo, a dodatkowo kumulatywną. Dlatego białym rodzicom czasami może urodzić się dziecko, które będzie od nich dużo ciemniejsze.

       

      Ale przykładem mutacji są niebieskie oczy. Ta mutacja pojawiła się daaaawno temu, ale się przyjęła i utrwaliła.

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  13. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Właśnie mutantami. Nasze komórki się dzielą, A DNA ulega replikacji. A enzymy robią przy tym błędy. I choć inne sprawdzają i te błędy naprawiają, to błędy i tak są. To są właśnie mutacje - zmiany w kodowaniu genów. Wystarczy zmiana adeniny na guaninę w jednym miejscu i już masz mutację. Mutacje mogą być dla organizmu szkodliwe, neutralne bądź korzystne. Mogą nie dawać żadnych objawów, bo niektóre informacje są kodowane przez kilka różnych sekwencji, więc może wyjść na to samo.

       

      Powiem więcej, mutacje są jednym z czynników, które umożliwiają ewolucję. To właśnie mutacja sprawi, że wśród czarnych myszek pewnego dnia narodzi się biała - która nie miała białych przodków. A takie białe umaszczenie jest korzystne w warunkach subpolarnych. Za to niekorzystne chociażby w klimacie umiarkowanym przejściowym. Także to, czy mutacje okażą się korzystne zależy również od środowiska. To właśnie mutacje są tym, co sprawia, że pojawiają się nowe rozwiązania. Sam dobór naturalny, pozbawiony tego czynnika, nie sprawiłby, że ewolucja doprowadziłaby do takiej bioróżnorodności.

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  14. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Akurat wszyscy jesteśmy mutantami. Tak działa biologia.

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  15. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      A wiesz jakie dawki pochłaniasz wraz z żywnością? Jakie dawki dostarcza promieniowanie tła, a jakie mieszkanie w bloku? Nie mówiąc o miejscach na Ziemi, gdzie dostaje się go więcej - w Polsce są to chociażby okolice Jeleniej Góry na Dolnym Śląsku.

       

      Fallouty i Stalkery to bzdury stworzone dla gier komputerowych. To jak czerpanie wiedzy o piratach z Kapitana Pazura. Promieniowanie jest takie straszne, że czarnobylska przyroda ma się świetnie - nie licząc pożarów. To samo w Fukushimie. A Hiroshima i Nagasaki to żywe miasta. I nie mówiąc o wyspach, na których Amerykanie testowali atomówki.

       

      Ba, nieco większe dawki promieniowania jonizującego niż standardowe mogą wręcz wydłużać życie i poprawiać zdrowie organizmów żywych. Dawka czyni truciznę. Zgodnie z tym co mówi ochrona radiologiczna, to roczny limit jaki pacjent może przyjąć ponad to, co otrzymuje z otoczenia (to ponad to jest bardzo ważne) to 1 mSv. A jeśli trzeba to się to przekracza. I w sumie problemu nie ma - chyba że mowa o powikłaniach radioterapii.

       

      @Triste Cordis oczywiście, że tam żyją zmutowane zwierzęta. Śmiem twierdzić, że na całym świecie nie znajdziesz niezmutowanego zwierzęcia :rdblink: 

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  16. Niedawno gruchnęła informacja o tym, że w Czarnobylskiej zonie na Ukrainie wybuchł pożar i ponoć już dotarł do Rudego Lasu (Czerwonego Lasu). Nie ukrywam, że trochę (nawet bardzo) mnie niepokoi. A co wy o tym myślicie?

     

    Link

     

    Aktualizacja: Właśnie się dowiedziałem, że pożar jest już dogaszany. Niestety, na pewno będą jakieś odczuwalne skutki, ale całe szczęście, że nie poszło to dalej.

    Rudy Las jest jednym z najbardziej skażonych miejsc na naszej planecie. Podczas eksplozji Reaktora numer 4 to właśnie na ten las spadła większość radioaktywnego pyłu, którego promieniowanie mogło mieć siłę nawet 12 tys. rentgenów na godzinę. Pod wpływem promieniowania las obumarł, przybierając rudoczerwoną barwę i odtąd jest nazywany Rudym Lasem, Czerwonym Lasem, Czerwonym Borem, Czarodziejskim Lasem. Naprawdę różnie. 

     

    A teraz wyobraźcie sobie, co gdyby ogień poszedł dalej i to wszystko zaczęłoby się palić. Nie dość, że pożar byłby ogromny, to jeszcze dodatkowo niemal niemożliwy do ugaszenia, ze względu na to, że dzięki promieniowaniu paliłoby się to o wiele mocniej. Jakie to wszystko miałoby skutki? Jak wiadomo, kiedy coś się pali, to wtedy jest wytwarzany dym a w powietrze unosi się popiół, który jest niesiony przez wiatr w różne strony świata. Wyobraźcie sobie, co by się stało, gdyby jednak pożaru nie udało się ugasić i cały radioaktywny popiół, oraz pył z reaktora poleciał prosto na Europę. Byłoby to opłakane w skutkach, ale na tym się nie kończy. Napromieniowaniu uległyby także chmury, które składają się w głównej mierze z pary wodnej. Gdyby to wszystko spadło na ziemię wraz z deszczem... Oj, mielibyśmy przesrane po całości. 

    1. Cahan

      Cahan

      Muszę Cię zmartwić, ale choćby cała zona się sfajczyła, to dostałbyś taką dawkę promieniowania, że ona absolutnie nic by Ci nie zrobiła.  Nawet  kilkadziesiąt lat temu, kiedy doszło do awarii, to promieniowanie jakie do nas dotarło było bezpieczne. Po prostu ludzie o tym nie wiedzieli, bo czasy były inne, a ludzie niegotowi.

       

      Większość ludzi ma zerowe pojęcie o promieniowaniu, radiologii i ochronie radiologicznej, więc boją się tego strasznie, bo Czarnobyl i bomby atomowe. Gdzie Czarnobyl to problem mocno przesadzony, również za sprawą serialu HBO, który musiał mocno podkolorować rzeczywistość. Tymczasem dawka czyni truciznę, szczególnie dawka przyjęta w czasie. Przykładowo jedno zdjęcie zębowe przylegające to dawka promieniowania jaką pochłonąłbyś... jedząc dwa banany. Tymczasem długie loty samolotami na dużych wysokościach to dawki większe niż przy większości badań radiologicznych.

       

      Tylko lasów szkoda.

    2. (Zobacz 25 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  17. Witajcie. Jest jedna rzecz, o której chciałem się wypowiedzieć. Sprawa, która miała miejsce całkiem niedawno i szczerze mówiąc, namieszała mi trochę w życiu i sprawiła, że czułem się źle przez naprawdę długi okres czasowy. Ten post potraktujcie jako takie Katharsis, które ma mnie po prostu uwolnić od tego wszystkiego.


    Generalnie, chodzi o sprawę dotyczącą "Dziecka Demona", mojego niestety anulowanego remaku opowiadania "Jej Mały Demon". Jak niektórzy z was wiedzą, JMD nie wyszło, była mała afera, bla, bla, bla. Walić to. Po tym chciałem zrobić ten remake, jednak... Coś... Coś poszło mocno nie tak. Wyszło... No tak średnio bym powiedział. Ale... Zacznijmy może od początku.


    Nie ukrywam faktu, że kiedy JMD mi nie wyszło, zrobiło mi się naprawdę smutno. Generalnie, było to opowiadanie, które miało być czymś innym. Zupełnie innym. Chciałem spróbować coś innego, a nie ciągle te horrory, thrillery i inne podobne twory. Opowiadanie to stworzyłem około rok, półtora roku temu, czyli wtedy, gdy nie miałem takiego doświadczenia w pisaniu jak obecnie (tak, umiem napisać spoko opowieść, umiem to dobrze zrealizować. Wiem, szok.) no i... Od samego początku było nieudane. Czego niestety nie zauważyłem, biorąc pod uwagę to, że ludziom na fimficion się podobało, mi się podobało, bo pomagało skutecznie rozładować stres i odciąć się na chwilę od problemów, jakie w tamtym okresie miewałem. 9 miesięcy później, opowiadanie zostaje opublikowane na MLPPolska. Mam dobry nastrój, no bo hej, kolejna historia, może komuś się spodoba. A tu nagle bum. Otrzymałem po pysku srogą, acz słuszną krytyką, dzięki której zauważyłem naprawdę poważne błędy w tej historii i co za tym idzie, JMD zostało anulowane. Czułem się niestety źle, ale nie mogłem zaprzeczyć temu, że faktycznie mi nie wyszło. A nie wyszło z dwóch najważniejszych powodów. Po pierwsze: Pisałem to pod wpływem takiej spontanicznej weny, że mam pomysł na jakieś opowiadanie, jestem nim mega podniecony i chcę już zaraz to napisać, bez żadnego pomyślunku, planu na przyszłość i bez scenariusza. Po drugie: Zostało napisane wtedy, gdy nie miałem takiego doświadczenia i niestety no... No nie udało się. I zaznaczam ponownie, że opowiadanie na MLPPolska pojawiło się kilka miesięcy później, a wtedy już miałem tego doświadczenia więcej.


    Przechodzimy do kolejnego punktu, czyli remaku, który nosił tytuł "Dziecko Demona". Po klapie, jaką było JMD nie poddałem się. Zdawałem sobie sprawę z błędów jakie popełniłem, wiedziałem też, że było napisane wtedy, gdy nie miałem takiego doświadczenia, i tak dalej. Chciałem to opowiadanie napisać jeszcze raz i tym razem zrobić to lepiej. Największą zmianą było to, że zmieniłem kategorię wiekową na nieco wyższą, co za tym idzie, zniosłem wszelakie ograniczenia. Mogłem dać bardziej czytelne sceny przemocy, mocniejsze słownictwo, krew. Miałem ogromne pole do popisu i potencjał... Miałem. Bo niestety nie wyszło. Ale dlaczego? Nie dlatego, że nie jestem dobry w pisaniu. Tu chodzi o coś więcej. Dziecko Demona powstawało w naprawdę ciężkich warunkach. Miałem naprawdę ciężki okres w moim życiu prywatnym, co za tym idzie, miałem też depresję i ogólnie, czułem się beznadziejnie. No i niestety nadal wpływała na mnie afera związana z Jej Mały Demon. Byłem zestresowany, zdenerwowany, cały czas bałem się, że coś nie wyjdzie, że mi się nie uda. I niestety... Nie poszło to zgodnie z planem. Zgodzę się z tym, że dialogi brzmiały często nienaturalnie. A same opisy były strasznie chaotyczne. Jednak było to spowodowane tym, że bałem się, jak to wyjdzie i czy w ogóle wyjdzie. Koniec końców, wyszły cztery rozdziały opowiadania. Najpierw pojawiły się na wattpadzie, jednak nie spotkało się to z jakimś odzewem, ponieważ niestety prawie wszyscy moi followersi odeszli od wattpada, inni nie dostają powiadomień a jeszcze inni czekają tylko na Wybrańca. Postanowiłem więc opublikować to na fimfiction, gdzie ludzie na to czekali. Czekali na ten remake, jarali się, gdy tylko gruchnęła informacja, że takie coś powstaje i dzięki temu przyszło do mnie więcej osób. 


    Kiedy prolog i rozdział 1 pojawiły się na fimfiction, maszyna ruszyła. Ludziom się spodobało. Jednego dnia zdobyłem 20 favów, przyniosło mi to wielu followersów, oraz przypadkowych osób, które nie followały, ale czekały na kolejny rozdział. Potem wrzuciłem drugi, trzeci, czwarty. Ludzie są zachwyceni i było ich coraz więcej, ani jednej negatywnej oceny, liczba favów również rosła. Byłem podekscytowany. Czułem ogromną satysfakcję i dostałem wyraźny sygnał do tego, że spokojnie mogę to publikować na MLPPolska, O MATKOOO, BYŁEM PODEKSCYTOWANYYY! W międzyczasie zaczął nawet powstawać piąty rozdział, który pisałem już bez żadnych nerwów, a ze sporą pewnością siebie, jednak... Nadal mimo wszystko uważałem, starałem się. No i niestety rozdział ten nigdy nie powstał. Why?


    Premiera na MLPPolska. Z początku, nic się nie zdarzyło. Opowiadanie sobie tam było, przyszła Midday Shine, która pomogła mi z korektą (Jeszcze raz ci dziękuję Mid i jeśli to czytasz, pozdrawiam cię). Razem z nią to poprawiałem, dyskutowałem z nią i tak dalej i tak dalej. Było okej... Było. Bo niestety... Znowu nie wyszło. Pojawił się pierwszy komentarz niejakiego Matyasa Corry, w którym pojawiły się szydzenia. Początkowo to olałem, jednak... To co zdarzyło się później, przeszło moje najśmielsze oczekiwania.


    No i dobrze. Tu już przechodzimy do najważniejszego punktu. Tak. Usunąłem DD z MLPPolska samemu. Jednak to nie dlatego, że zaboloała mnie krytyka, tylko chodzi o coś zupełnie innego. Usunąłem to pod wpływem emocji. Byłem po prostu zdenerwowany tym, że nie wyszło. Że znowu dzieje się to samo, ale... Tym razem było gorzej. Zostałem wtedy potraktowany, jak gó*no. Jak najgorsze możliwe gó*no przez pana Matyasa, który postanowił ze mnie sobie poszydzić, obrazić mnie i poniżyć, co jest rzekomo w regulaminie zabronione. Zostało wylane na mnie wiadro gnoju i spotkałem się z takim jadem, jak nigdy dotąd. Jedyną osobą, która postanowiła mnie w miarę konstruktywnie skrytykować była moderatorka Cahan, która mimo wszystko też postanowiła być czepliwa i też szydziła. Zastanawia mnie jedna rzecz... Dlaczego tak zostałem potraktowany? I tu nie chodzi o krytykę. Zamiast normalnie mi to powiedzieć, postawić się na moim miejscu, woleliście być dla mnie złośliwi i wredni. Co jak co, ale czegoś takiego nie jestem w stanie tolerować. I zanim wyskoczycie mi z argumentami typu "Weź nabierz dystansu do siebie, nie obrażaj się" to ja powiem tyle, że to zwykłe wybielanie. Mogę cię obrazić, zgnoić cię, ale hej, miej dystans do siebie, nic mi nie możesz zrobić. Bo tak ciężko jest wykazać się choć odrobiną empatii (co w Polsce jest niestety trudne) i nie spróbować zrozumieć drugiej osoby, i nie pomyśleć o tym, że czyjeś słowa mimo wszystko mogą kogoś urazić. Od samego początku oczekiwano ode mnie, że będzie idealnie, perfekcyjnie, ale zapomnieliście, że też jestem człowiekiem i popełniam błędy. Zamiast tego, potraktowaliście mnie, jak kogoś gorszego od siebie.


    A co do krytyki... Zgadzam się z nią w wielu aspektach, choć mogę z niektórymi zarzutami polemizować.

     

    1. Nienaturalnie brzmiące dialogi i chaotyczne opisy - Zgodzę się jak najbardziej. Pisałem to opowiadanie w nerwach i stresie, przez co wyszło jak wyszło.

     

    2. Relacja Moon i Twilight przypomina związek lezbijski - Nie ukrywam, że taka koncepcja chodziła mi po głowie i myślałem nawet nad realizacją tego. Po prostu... Podobał mi się ship Moon x Twi.

     

    3. Kilka mniejszych ale bardzo istotnych detali - Tutaj zaszło małe nieporozumienie, bo zapomniałem o małych detalach, ale naprawdę istotnych, które zostały zaktualizowane, jak filmowe Koty. I żeby nie było, aktualizacje pojawiły się już po tym, jak DD zostało skasowane, albo... W trakcie. Walić to, już nie pamiętam.

    • Czemu Arcydemon oszczędził Ar'gahla? - Widział w nim po prostu potencjał wojskowy. Był dobrym żołnierzem. W nieco nowszej wersji rozdziału 2 nawet składa mu propozycję, by dołączył do niego ponownie. Jak zapewne się domyślacie, wściekły ojciec odmówił. I miał naprawdę dobry powód.
    • Mało informacji, co mogło stać się z Wingym - Koncepcja kręciła się cały czas wokół tego, ze mały został porzucony. Cahan zaproponowała dodania większej ilości informacji, co zrobiłem.
    •  Badania w szpitalu - Tutaj Cahan zarzuciła mi, że nie zrobiono żadnych badań, ani nic. Miała rację. Nie były tam opisane żadne badania, jedynie to, że odratowali Wingisia i tyle. Tutaj również to zaktualizowałem i badania się odbyły, mały dostał antybiotyki. A jeśli chodzi o to, że lekarz miał go zbadać rano, chodziło o badania dodatkowe, profilaktyczne.

     

    4. Jak ty to określiłaś... "Klacz bez płciowego stosunku ma bałagan w rozumku"? - Tutaj chodzi o zamysł fabularny. Moon po prostu chciała być mamą, czuła się niechciana, odrzucona i zaszczuta. A chciała być tą mamą, bo chciała, by ktoś ją pokochał i miała też potrzebę, by kimś się zaopiekować. Mówiłaś, że jojczy i jojczy. Po prostu opisałem jej dokładne odczucia, wczułęm się w tą postać, postawiłem się na jej miejscu. A jeśli ci się to nie spodobało, to trudno.


    5. Czemu właściwie Moon nie mieszka w zamku? - Tutaj mi zarzuciłaś, że nie zostało to dobrze wyjaśnione. Otóż zostało. Moon wolała zamieszkać w Ponyville, bo chciała przekonać do siebie mieszkańców, co niestety niezbyt jej się udawało. I przez to czuła się tak, jak zostało to opisane wcześniej.


    6. Kochanek odwiedzający swoją żonkę w zamku i kawoholizm Moon - Maleńkie elementy komediowe. Celowe absurdy. Ar'gahl włamywał się do zamku, by odwiedzić swoją narzeczoną, czym denerwował Celestię. Jeśli chodzi o Moon, piła dużo kawy i nic jej się nie działo. Jakim cudem? Nie wiadomo. Nikt nie wiedział, jak to możliwe, że po dzbanku kawy może zasnąć, nie czuła żadnego pobudzenia. Po prostu. Nie dało się tego wyjaśnić. To anomalia. Weź pod uwagę to, że to fanfik na podstawie bajki o pierniczonych kucach, w której było jeszcze więcej absurdów najczęściej związanymi z wiecznie pobudzoną Pinkie Pie, która potrafiła ze swojej grzywy zrobić wiertło, chować w niej mnóstwo rzeczy i nie dostała cukrzycy od tak ogromnej ilości słodyczy.


    7. Jakim cudem Ar'gahl pokonał Arcydemona? - Arcydemon wbrew swojej nazwie nie był wyjątkowy. Był zwykłym demonem jak cała reszta, a tytułował się w ten sposób, bo wielu dażyło go szacunkiem. Wywalczył sobie pozycję i przystroił się w piórka.

     

    8. (Post został zedytowany, a ten punkt dodałem 46 minut po północy, bo zapomniałem wspomnieć o jeszcze jednej rzeczy.) Ar'gahl i Ritta zakochali się w sobie od pierwszego wejrzenia. - Powiedziałaś, że miłość tak nie działa. I masz rację, jednak... Był to jeden z takich elementów typowo baśniowych. W moich opowiadaniach lubię się bawić schematami. Szczypta komedii, szczypta powagi, grozy i czasami baśni właśnie. 

     

    Mam nadzieję, że uwzględniłem wszystkie ważniejsze szczegóły. Jak mówiłem, nie mam nic przeciwko krytyce. To zwykłe wytykanie błędów. Ale to z jakim jadem się wtedy spotkałem, to jakie wiadro gnoju zostało na mnie wylane sprawiło, że mam po prostu dość.

     

    Zostałem potraktowany, jak gó*no, nikt się wtedy za mną nie wstawił i nikt na to nie reagował. Jeśli tak się ma dziać za każdym razem, kiedy coś tu publikuję, to ja ku**a dziękuję. To jak toksyczna jest polska część fandomu MLP jest po prostu straszne. Bardzo proszę. Możecie sobie mnie zgnoić jeszcze raz, zwyzywać mnie, jaki to ja jestem głupi i wytknąć mnie palcami, mimo że nawet mnie nie znacie. Ale prawda jest taka, że ja już mam to wszystko gdzieś. I zanim zaczniecie mi pisać, że mam ból dupy, bo postanowiłem napisać ten post, to ja wam powiem tak. Chciałem po prostu powiedzieć, co mi leży na wątrobie (nie licząc alko) i powiedzieć, jak ja to widzę. Ta sytuacja nie dawała mi spokoju i ten post jest takim moim Katharsis. Szczerze mówiąc, po tym wszystkim planuję odejść z tej strony, bo mam po prostu dość i tyle.


    Na dzisiaj to tyle. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. Była to dla mnie naprawdę ciężka sytuacja, po której przez wiele miesięcy czułem się źle i ciągle mnie to męczyła. Trzymajcie się i do następnego razu.


     

  18. Ukończyłam Dark Souls 2 wraz z dodatkami. I mimo tego, że głównie przeklinałam tę grę, to czuję pustkę. Przywiązałam się do Drangleic. Do lore, do postaci. Jedynym bossem, którego nie pokonałam jest Starożytny Smok - to przyjazny ziomek, po prostu nie chcę z nim walczyć, szczególnie, że wiem, że ta walka mechanicznie jest porażką. Ale mimo wszystko gra cierpi na parę przypadłości:

    1. Miałam adaptację wylevelowaną na 30, a i tak dotknęły mnie złe hitboxy. Wiedzieliście, że halabardą można oberwać, kiedy przeciwnik dźga nią przed siebie, a wy stoicie za nim? Bo ja nie wiedziałam. Jasne, DS1, DS3 i Bloodborne też mają tego trochę, ale nie na poziomie dwójki.

    2. Ta gra jest brzydka. DS1 z DSFixem wyglądało lepiej. Tekstury są paskudne. Lokacje często puste - nudne zamki i kamienne mury robione niemalże na jedno kopyto. I może bywają różnorodne, to pamiętam jak się zawiodłam, że Knieja Upadłych Olbrzymów to zamek, a nie las. Jako las jest Zagajnik Myśliwych, ale gdzie temu do Królewskiego Lasu czy Ogrodu Darkroot? Gdzie rosły nawet biologicznie poprawne heliamfory.

    3. Przeciwnicy są... Ugh. Zacznijmy od tego, że występują w miejscach, w których nie powinni, bo nie ma to sensu w lore. To również sprawia, że gra traci klimat, a lokacje się nieco zlewają. Poza tym jest ich za dużo. Tak, Dark Souls 3 i Bloodbrone również były czasami "ganky", ale zazwyczaj czuło się to inaczej, ponieważ te gry są szybsze, przez co łatwiej się unika hord przeciwników. Tu się męczyłam i zazwyczaj przejście mapy było 10 razy trudniejsze od zabicia bossa.

    4. Bossowie są dziecinnie prości. Zazwyczaj. Wyjątki znajdzie się głównie w DLC i to również częściej kwestia dziwnych hitboxów niż czegokolwiek innego. W podstawce mianem w miarę trudnych określiłabym 2 bossów, może 3, jeśli doliczyć Psoszczura i jego świtę - gdzie to świta stanowiła problem, a nie sam Psoszczur.

    5. Ta gra jest za długa. Mnóstwo lokacji, mnóstwo bossów - i większość z tego wszystkiego wydawała się zbędna. Do tego lokacje są beznadziejnie połączone (niesławne przejście ze Strażnicy Żniw do Żelaznej Warowni), a w grze często brakuje skrótów. W większości lokacji po prostu ich nie ma. Jaka była moja radość, kiedy weszłam do DLC i odkryłam mnóstwo skrótów. Niestety, ale często ich nie było tam, gdzie były najbardziej potrzebne.

    6. Walka. Broń brzmi lekko. Backstaby i parowanie mają irytująco długie animacje. Ta gra w ogóle uwielbia nudne i długie animacje. Ale wracając do broni - ponieważ wszystko w tej grze brzmi jak wykałaczka (może poza bronią obuchową), to większość gry przeszłam z bronią do pchnięć - rapiery, trochę pobiegałam z włócznią. Sporo korzystałam z buławy czy innej maczugi, bo jeśli rapier gdzieś nie dawał rady... to to była odpowiedź. Próbowałam również halabardy czarnego rycerza, bo lubię wygląd tej broni, ale źle mi się z nią biegało. No i staminożerność - gram bez tarczy (chyba że paruję) i matko, jak w tej grze wszystko ciągnie staminę. Kolejny argument za rapierami i inną szybką, lekką bronią. Jakbym chciała walczyć jakimś claymorem, to po 2 ciosach nie miałabym staminy. A DPS pewnie byłby taki sobie.

    7. Quest z Darklurkerem. Jaki to był jeden wielki rak. Konieczność poświęcania kukieł człowieka w grze, w której nie jest to przedmiot, który tak po prostu można łatwo wyfarmić za każdym razem, kiedy chce się wejść do 1 z 3 lokacji, które trzeba zaliczyć... I konieczność zabicia tych przeciwników. I możliwość inwazji akurat tam. Może miałam pecha, ale co chwila ktoś mnie tam atakował.

    8. Kurczenie się paska hp po śmierci. Powodzenia dla początkujących graczy, którzy sobie nie radzą. Ta gra robi wszystko by jeszcze bardziej ich ukarać. I choć nie było to dla mnie problemem, to nie podoba mi się sam design.

     

    Aleeee, podam też kilka zalet:

    1. PvP. Bardzo podoba mi się to, że jeśli jesteś online, to domyślnie można cię zaatakować. To jest super. Podobnie jak metoda dopasowywania graczy. Mniejsze prawdopodobieństwo natrafienia na ultra twinka w early game. Poza tym ja lubię PvP.

    2. Możliwość teleportacji między ogniskami oraz zmienione mapowanie skoku to dobre zmiany w stosunku do poprzedniczki. Podobnie jak mechanika żarów ascezy.

    3. Najlepszy system upgreade'ów w serii. Najprostszy i nie robiący krzywdy graczom. DS1 miał zbyt skomplikowany. DS3 miało niektóre żary do znalezienia tak późno, że pewne buildy mają strasznie pod górkę. 

    4. Muzyka w DLC.

    5. Niektórzy przeciwnicy byli fajni. Oraz bossowie. Swoją drogą uważam, że Lud i Zallen nie są złą walką, a konie z Lodowych Pustkowi byłyby spoko, gdyby nie walczyło się z nimi na Lodowych Pustkowiach.

    6. Różnorodność w PvP. Co mam na myśli? W DS1 i DS3 ludzie strasznie trzymają się mety. Tu jest inaczej. Myślę, że jest to związane z balansem broni. Jest lepszy.

    7. Przedmioty odnawiające użycie zaklęcia. Nie używam czarów, ale uważam, że to fajne rozwiązanie.

    8. Ciekawe pierścienie i przedmioty.

    9. Dual wielding.

    10. Mechanika pochodni.

     

    Zapraszam do dyskusji.

    1. Cahan

      Cahan

      Nigdy nie farmiłam dusz w tych grach. W DS1 jedyni trudni bossowie to duet z Anal Rodeo, Manus (dla walczących bez tarczy), Kalameet i Gwyn jeśli się nie umie parować. Do Czterech Królów na NG wystarczy się przytulić i tłuc ile wlezie. It just works.

       

      Darkbeast Paarl to DPS test. Jeśli możesz zadać mu odpowiednie obrażenia, to jest śmiesznie łatwy. Jeśli nie... GG. Ja wybrałam opcję GG i dzięki temu nie miałam żadnych problemów z Darkbeast Loran w Lochach Kielicha. W Bloodporne jednak doceniam mnogość bossów, którzy nie są humanoidami, chociaż uważam, że generalnie DS3 ma więcej dobrych bossów. W Bloodborne jest sporo crapów: Niebański Emisariusz, Wiedźma z Hemwick, Odrodzony, Żywe Porażki, Nicolas Cage większość Lochów Kielicha. Czy bossów, którzy niby są ok, ale nie są zbyt zabawni do walki - Rom, Mamka Mergo, Obecność Księżyca (ubilam to spamując bronią w 20 sekund, co za każul z tego bossa). 

       

      Ale DS3 ma crapa nad crapy - Starożytną Wiwernę. Nie ma nic gorszego w całej serii niż ten szajs.

       

      Z hubów najbardziej lubię Firelink z jedynki oraz Sen Tropiciela. Sen jest piękny, a Firelink jest nostalgiczne.

      Jest jak wyjście na opuszczony cmentarz ze zmurszałymi grobami porośniętymi bluszczem, które już #nikogo. Jest beznadzieją i kruchością życia. Bez podniosłości. Bez niczego więcej. Bez celu i nadziei. Jest spokojem naturalnego cyklu.

    2. (Zobacz 14 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  19. Ukończyłam Dark Souls 2 wraz z dodatkami. I mimo tego, że głównie przeklinałam tę grę, to czuję pustkę. Przywiązałam się do Drangleic. Do lore, do postaci. Jedynym bossem, którego nie pokonałam jest Starożytny Smok - to przyjazny ziomek, po prostu nie chcę z nim walczyć, szczególnie, że wiem, że ta walka mechanicznie jest porażką. Ale mimo wszystko gra cierpi na parę przypadłości:

    1. Miałam adaptację wylevelowaną na 30, a i tak dotknęły mnie złe hitboxy. Wiedzieliście, że halabardą można oberwać, kiedy przeciwnik dźga nią przed siebie, a wy stoicie za nim? Bo ja nie wiedziałam. Jasne, DS1, DS3 i Bloodborne też mają tego trochę, ale nie na poziomie dwójki.

    2. Ta gra jest brzydka. DS1 z DSFixem wyglądało lepiej. Tekstury są paskudne. Lokacje często puste - nudne zamki i kamienne mury robione niemalże na jedno kopyto. I może bywają różnorodne, to pamiętam jak się zawiodłam, że Knieja Upadłych Olbrzymów to zamek, a nie las. Jako las jest Zagajnik Myśliwych, ale gdzie temu do Królewskiego Lasu czy Ogrodu Darkroot? Gdzie rosły nawet biologicznie poprawne heliamfory.

    3. Przeciwnicy są... Ugh. Zacznijmy od tego, że występują w miejscach, w których nie powinni, bo nie ma to sensu w lore. To również sprawia, że gra traci klimat, a lokacje się nieco zlewają. Poza tym jest ich za dużo. Tak, Dark Souls 3 i Bloodbrone również były czasami "ganky", ale zazwyczaj czuło się to inaczej, ponieważ te gry są szybsze, przez co łatwiej się unika hord przeciwników. Tu się męczyłam i zazwyczaj przejście mapy było 10 razy trudniejsze od zabicia bossa.

    4. Bossowie są dziecinnie prości. Zazwyczaj. Wyjątki znajdzie się głównie w DLC i to również częściej kwestia dziwnych hitboxów niż czegokolwiek innego. W podstawce mianem w miarę trudnych określiłabym 2 bossów, może 3, jeśli doliczyć Psoszczura i jego świtę - gdzie to świta stanowiła problem, a nie sam Psoszczur.

    5. Ta gra jest za długa. Mnóstwo lokacji, mnóstwo bossów - i większość z tego wszystkiego wydawała się zbędna. Do tego lokacje są beznadziejnie połączone (niesławne przejście ze Strażnicy Żniw do Żelaznej Warowni), a w grze często brakuje skrótów. W większości lokacji po prostu ich nie ma. Jaka była moja radość, kiedy weszłam do DLC i odkryłam mnóstwo skrótów. Niestety, ale często ich nie było tam, gdzie były najbardziej potrzebne.

    6. Walka. Broń brzmi lekko. Backstaby i parowanie mają irytująco długie animacje. Ta gra w ogóle uwielbia nudne i długie animacje. Ale wracając do broni - ponieważ wszystko w tej grze brzmi jak wykałaczka (może poza bronią obuchową), to większość gry przeszłam z bronią do pchnięć - rapiery, trochę pobiegałam z włócznią. Sporo korzystałam z buławy czy innej maczugi, bo jeśli rapier gdzieś nie dawał rady... to to była odpowiedź. Próbowałam również halabardy czarnego rycerza, bo lubię wygląd tej broni, ale źle mi się z nią biegało. No i staminożerność - gram bez tarczy (chyba że paruję) i matko, jak w tej grze wszystko ciągnie staminę. Kolejny argument za rapierami i inną szybką, lekką bronią. Jakbym chciała walczyć jakimś claymorem, to po 2 ciosach nie miałabym staminy. A DPS pewnie byłby taki sobie.

    7. Quest z Darklurkerem. Jaki to był jeden wielki rak. Konieczność poświęcania kukieł człowieka w grze, w której nie jest to przedmiot, który tak po prostu można łatwo wyfarmić za każdym razem, kiedy chce się wejść do 1 z 3 lokacji, które trzeba zaliczyć... I konieczność zabicia tych przeciwników. I możliwość inwazji akurat tam. Może miałam pecha, ale co chwila ktoś mnie tam atakował.

    8. Kurczenie się paska hp po śmierci. Powodzenia dla początkujących graczy, którzy sobie nie radzą. Ta gra robi wszystko by jeszcze bardziej ich ukarać. I choć nie było to dla mnie problemem, to nie podoba mi się sam design.

     

    Aleeee, podam też kilka zalet:

    1. PvP. Bardzo podoba mi się to, że jeśli jesteś online, to domyślnie można cię zaatakować. To jest super. Podobnie jak metoda dopasowywania graczy. Mniejsze prawdopodobieństwo natrafienia na ultra twinka w early game. Poza tym ja lubię PvP.

    2. Możliwość teleportacji między ogniskami oraz zmienione mapowanie skoku to dobre zmiany w stosunku do poprzedniczki. Podobnie jak mechanika żarów ascezy.

    3. Najlepszy system upgreade'ów w serii. Najprostszy i nie robiący krzywdy graczom. DS1 miał zbyt skomplikowany. DS3 miało niektóre żary do znalezienia tak późno, że pewne buildy mają strasznie pod górkę. 

    4. Muzyka w DLC.

    5. Niektórzy przeciwnicy byli fajni. Oraz bossowie. Swoją drogą uważam, że Lud i Zallen nie są złą walką, a konie z Lodowych Pustkowi byłyby spoko, gdyby nie walczyło się z nimi na Lodowych Pustkowiach.

    6. Różnorodność w PvP. Co mam na myśli? W DS1 i DS3 ludzie strasznie trzymają się mety. Tu jest inaczej. Myślę, że jest to związane z balansem broni. Jest lepszy.

    7. Przedmioty odnawiające użycie zaklęcia. Nie używam czarów, ale uważam, że to fajne rozwiązanie.

    8. Ciekawe pierścienie i przedmioty.

    9. Dual wielding.

    10. Mechanika pochodni.

     

    Zapraszam do dyskusji.

    1. Cahan

      Cahan

      Kos był dla mnie ez. Pierwsze przejście w DS1 było bardziej bolesne, aaaaleee - to były moje pierwsze Soulsy i uczyłam się gry na padzie na tej grze.

       

      Uważam, że najtrudniejsze jest DS2 - te hordy mobów. A potem DS3.

    2. (Zobacz 14 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  20. Ukończyłam Dark Souls 2 wraz z dodatkami. I mimo tego, że głównie przeklinałam tę grę, to czuję pustkę. Przywiązałam się do Drangleic. Do lore, do postaci. Jedynym bossem, którego nie pokonałam jest Starożytny Smok - to przyjazny ziomek, po prostu nie chcę z nim walczyć, szczególnie, że wiem, że ta walka mechanicznie jest porażką. Ale mimo wszystko gra cierpi na parę przypadłości:

    1. Miałam adaptację wylevelowaną na 30, a i tak dotknęły mnie złe hitboxy. Wiedzieliście, że halabardą można oberwać, kiedy przeciwnik dźga nią przed siebie, a wy stoicie za nim? Bo ja nie wiedziałam. Jasne, DS1, DS3 i Bloodborne też mają tego trochę, ale nie na poziomie dwójki.

    2. Ta gra jest brzydka. DS1 z DSFixem wyglądało lepiej. Tekstury są paskudne. Lokacje często puste - nudne zamki i kamienne mury robione niemalże na jedno kopyto. I może bywają różnorodne, to pamiętam jak się zawiodłam, że Knieja Upadłych Olbrzymów to zamek, a nie las. Jako las jest Zagajnik Myśliwych, ale gdzie temu do Królewskiego Lasu czy Ogrodu Darkroot? Gdzie rosły nawet biologicznie poprawne heliamfory.

    3. Przeciwnicy są... Ugh. Zacznijmy od tego, że występują w miejscach, w których nie powinni, bo nie ma to sensu w lore. To również sprawia, że gra traci klimat, a lokacje się nieco zlewają. Poza tym jest ich za dużo. Tak, Dark Souls 3 i Bloodbrone również były czasami "ganky", ale zazwyczaj czuło się to inaczej, ponieważ te gry są szybsze, przez co łatwiej się unika hord przeciwników. Tu się męczyłam i zazwyczaj przejście mapy było 10 razy trudniejsze od zabicia bossa.

    4. Bossowie są dziecinnie prości. Zazwyczaj. Wyjątki znajdzie się głównie w DLC i to również częściej kwestia dziwnych hitboxów niż czegokolwiek innego. W podstawce mianem w miarę trudnych określiłabym 2 bossów, może 3, jeśli doliczyć Psoszczura i jego świtę - gdzie to świta stanowiła problem, a nie sam Psoszczur.

    5. Ta gra jest za długa. Mnóstwo lokacji, mnóstwo bossów - i większość z tego wszystkiego wydawała się zbędna. Do tego lokacje są beznadziejnie połączone (niesławne przejście ze Strażnicy Żniw do Żelaznej Warowni), a w grze często brakuje skrótów. W większości lokacji po prostu ich nie ma. Jaka była moja radość, kiedy weszłam do DLC i odkryłam mnóstwo skrótów. Niestety, ale często ich nie było tam, gdzie były najbardziej potrzebne.

    6. Walka. Broń brzmi lekko. Backstaby i parowanie mają irytująco długie animacje. Ta gra w ogóle uwielbia nudne i długie animacje. Ale wracając do broni - ponieważ wszystko w tej grze brzmi jak wykałaczka (może poza bronią obuchową), to większość gry przeszłam z bronią do pchnięć - rapiery, trochę pobiegałam z włócznią. Sporo korzystałam z buławy czy innej maczugi, bo jeśli rapier gdzieś nie dawał rady... to to była odpowiedź. Próbowałam również halabardy czarnego rycerza, bo lubię wygląd tej broni, ale źle mi się z nią biegało. No i staminożerność - gram bez tarczy (chyba że paruję) i matko, jak w tej grze wszystko ciągnie staminę. Kolejny argument za rapierami i inną szybką, lekką bronią. Jakbym chciała walczyć jakimś claymorem, to po 2 ciosach nie miałabym staminy. A DPS pewnie byłby taki sobie.

    7. Quest z Darklurkerem. Jaki to był jeden wielki rak. Konieczność poświęcania kukieł człowieka w grze, w której nie jest to przedmiot, który tak po prostu można łatwo wyfarmić za każdym razem, kiedy chce się wejść do 1 z 3 lokacji, które trzeba zaliczyć... I konieczność zabicia tych przeciwników. I możliwość inwazji akurat tam. Może miałam pecha, ale co chwila ktoś mnie tam atakował.

    8. Kurczenie się paska hp po śmierci. Powodzenia dla początkujących graczy, którzy sobie nie radzą. Ta gra robi wszystko by jeszcze bardziej ich ukarać. I choć nie było to dla mnie problemem, to nie podoba mi się sam design.

     

    Aleeee, podam też kilka zalet:

    1. PvP. Bardzo podoba mi się to, że jeśli jesteś online, to domyślnie można cię zaatakować. To jest super. Podobnie jak metoda dopasowywania graczy. Mniejsze prawdopodobieństwo natrafienia na ultra twinka w early game. Poza tym ja lubię PvP.

    2. Możliwość teleportacji między ogniskami oraz zmienione mapowanie skoku to dobre zmiany w stosunku do poprzedniczki. Podobnie jak mechanika żarów ascezy.

    3. Najlepszy system upgreade'ów w serii. Najprostszy i nie robiący krzywdy graczom. DS1 miał zbyt skomplikowany. DS3 miało niektóre żary do znalezienia tak późno, że pewne buildy mają strasznie pod górkę. 

    4. Muzyka w DLC.

    5. Niektórzy przeciwnicy byli fajni. Oraz bossowie. Swoją drogą uważam, że Lud i Zallen nie są złą walką, a konie z Lodowych Pustkowi byłyby spoko, gdyby nie walczyło się z nimi na Lodowych Pustkowiach.

    6. Różnorodność w PvP. Co mam na myśli? W DS1 i DS3 ludzie strasznie trzymają się mety. Tu jest inaczej. Myślę, że jest to związane z balansem broni. Jest lepszy.

    7. Przedmioty odnawiające użycie zaklęcia. Nie używam czarów, ale uważam, że to fajne rozwiązanie.

    8. Ciekawe pierścienie i przedmioty.

    9. Dual wielding.

    10. Mechanika pochodni.

     

    Zapraszam do dyskusji.

    1. Cahan

      Cahan

      Nie no, DS1 wydaje mi się obiektywnie prostsze, choć Bloodporne było dla mnie banalne. Za wyjątkiem Rom, Nicolasa Cage'a i amygdali z niesławnego lochu. I Chickagistki z tegoż lochu. To było straszne. W sumie muszę dokończyć NG+, zrobić NG2+ i splatynować.

    2. (Zobacz 14 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  21. Ukończyłam Dark Souls 2 wraz z dodatkami. I mimo tego, że głównie przeklinałam tę grę, to czuję pustkę. Przywiązałam się do Drangleic. Do lore, do postaci. Jedynym bossem, którego nie pokonałam jest Starożytny Smok - to przyjazny ziomek, po prostu nie chcę z nim walczyć, szczególnie, że wiem, że ta walka mechanicznie jest porażką. Ale mimo wszystko gra cierpi na parę przypadłości:

    1. Miałam adaptację wylevelowaną na 30, a i tak dotknęły mnie złe hitboxy. Wiedzieliście, że halabardą można oberwać, kiedy przeciwnik dźga nią przed siebie, a wy stoicie za nim? Bo ja nie wiedziałam. Jasne, DS1, DS3 i Bloodborne też mają tego trochę, ale nie na poziomie dwójki.

    2. Ta gra jest brzydka. DS1 z DSFixem wyglądało lepiej. Tekstury są paskudne. Lokacje często puste - nudne zamki i kamienne mury robione niemalże na jedno kopyto. I może bywają różnorodne, to pamiętam jak się zawiodłam, że Knieja Upadłych Olbrzymów to zamek, a nie las. Jako las jest Zagajnik Myśliwych, ale gdzie temu do Królewskiego Lasu czy Ogrodu Darkroot? Gdzie rosły nawet biologicznie poprawne heliamfory.

    3. Przeciwnicy są... Ugh. Zacznijmy od tego, że występują w miejscach, w których nie powinni, bo nie ma to sensu w lore. To również sprawia, że gra traci klimat, a lokacje się nieco zlewają. Poza tym jest ich za dużo. Tak, Dark Souls 3 i Bloodbrone również były czasami "ganky", ale zazwyczaj czuło się to inaczej, ponieważ te gry są szybsze, przez co łatwiej się unika hord przeciwników. Tu się męczyłam i zazwyczaj przejście mapy było 10 razy trudniejsze od zabicia bossa.

    4. Bossowie są dziecinnie prości. Zazwyczaj. Wyjątki znajdzie się głównie w DLC i to również częściej kwestia dziwnych hitboxów niż czegokolwiek innego. W podstawce mianem w miarę trudnych określiłabym 2 bossów, może 3, jeśli doliczyć Psoszczura i jego świtę - gdzie to świta stanowiła problem, a nie sam Psoszczur.

    5. Ta gra jest za długa. Mnóstwo lokacji, mnóstwo bossów - i większość z tego wszystkiego wydawała się zbędna. Do tego lokacje są beznadziejnie połączone (niesławne przejście ze Strażnicy Żniw do Żelaznej Warowni), a w grze często brakuje skrótów. W większości lokacji po prostu ich nie ma. Jaka była moja radość, kiedy weszłam do DLC i odkryłam mnóstwo skrótów. Niestety, ale często ich nie było tam, gdzie były najbardziej potrzebne.

    6. Walka. Broń brzmi lekko. Backstaby i parowanie mają irytująco długie animacje. Ta gra w ogóle uwielbia nudne i długie animacje. Ale wracając do broni - ponieważ wszystko w tej grze brzmi jak wykałaczka (może poza bronią obuchową), to większość gry przeszłam z bronią do pchnięć - rapiery, trochę pobiegałam z włócznią. Sporo korzystałam z buławy czy innej maczugi, bo jeśli rapier gdzieś nie dawał rady... to to była odpowiedź. Próbowałam również halabardy czarnego rycerza, bo lubię wygląd tej broni, ale źle mi się z nią biegało. No i staminożerność - gram bez tarczy (chyba że paruję) i matko, jak w tej grze wszystko ciągnie staminę. Kolejny argument za rapierami i inną szybką, lekką bronią. Jakbym chciała walczyć jakimś claymorem, to po 2 ciosach nie miałabym staminy. A DPS pewnie byłby taki sobie.

    7. Quest z Darklurkerem. Jaki to był jeden wielki rak. Konieczność poświęcania kukieł człowieka w grze, w której nie jest to przedmiot, który tak po prostu można łatwo wyfarmić za każdym razem, kiedy chce się wejść do 1 z 3 lokacji, które trzeba zaliczyć... I konieczność zabicia tych przeciwników. I możliwość inwazji akurat tam. Może miałam pecha, ale co chwila ktoś mnie tam atakował.

    8. Kurczenie się paska hp po śmierci. Powodzenia dla początkujących graczy, którzy sobie nie radzą. Ta gra robi wszystko by jeszcze bardziej ich ukarać. I choć nie było to dla mnie problemem, to nie podoba mi się sam design.

     

    Aleeee, podam też kilka zalet:

    1. PvP. Bardzo podoba mi się to, że jeśli jesteś online, to domyślnie można cię zaatakować. To jest super. Podobnie jak metoda dopasowywania graczy. Mniejsze prawdopodobieństwo natrafienia na ultra twinka w early game. Poza tym ja lubię PvP.

    2. Możliwość teleportacji między ogniskami oraz zmienione mapowanie skoku to dobre zmiany w stosunku do poprzedniczki. Podobnie jak mechanika żarów ascezy.

    3. Najlepszy system upgreade'ów w serii. Najprostszy i nie robiący krzywdy graczom. DS1 miał zbyt skomplikowany. DS3 miało niektóre żary do znalezienia tak późno, że pewne buildy mają strasznie pod górkę. 

    4. Muzyka w DLC.

    5. Niektórzy przeciwnicy byli fajni. Oraz bossowie. Swoją drogą uważam, że Lud i Zallen nie są złą walką, a konie z Lodowych Pustkowi byłyby spoko, gdyby nie walczyło się z nimi na Lodowych Pustkowiach.

    6. Różnorodność w PvP. Co mam na myśli? W DS1 i DS3 ludzie strasznie trzymają się mety. Tu jest inaczej. Myślę, że jest to związane z balansem broni. Jest lepszy.

    7. Przedmioty odnawiające użycie zaklęcia. Nie używam czarów, ale uważam, że to fajne rozwiązanie.

    8. Ciekawe pierścienie i przedmioty.

    9. Dual wielding.

    10. Mechanika pochodni.

     

    Zapraszam do dyskusji.

    1. Cahan

      Cahan

      Lautrec to najlepsza waifu obok Kalameeta. I nieironicznie uważam, że to dobry ziomek.

       

      Bloodporne mnie kupuje mechaniką i możliwością badania świńskich prostat. I nie tylko świńskich. Mechanika, połączenie świata, estetyka, muzyka i bossowie.

    2. (Zobacz 14 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  22. Ukończyłam Dark Souls 2 wraz z dodatkami. I mimo tego, że głównie przeklinałam tę grę, to czuję pustkę. Przywiązałam się do Drangleic. Do lore, do postaci. Jedynym bossem, którego nie pokonałam jest Starożytny Smok - to przyjazny ziomek, po prostu nie chcę z nim walczyć, szczególnie, że wiem, że ta walka mechanicznie jest porażką. Ale mimo wszystko gra cierpi na parę przypadłości:

    1. Miałam adaptację wylevelowaną na 30, a i tak dotknęły mnie złe hitboxy. Wiedzieliście, że halabardą można oberwać, kiedy przeciwnik dźga nią przed siebie, a wy stoicie za nim? Bo ja nie wiedziałam. Jasne, DS1, DS3 i Bloodborne też mają tego trochę, ale nie na poziomie dwójki.

    2. Ta gra jest brzydka. DS1 z DSFixem wyglądało lepiej. Tekstury są paskudne. Lokacje często puste - nudne zamki i kamienne mury robione niemalże na jedno kopyto. I może bywają różnorodne, to pamiętam jak się zawiodłam, że Knieja Upadłych Olbrzymów to zamek, a nie las. Jako las jest Zagajnik Myśliwych, ale gdzie temu do Królewskiego Lasu czy Ogrodu Darkroot? Gdzie rosły nawet biologicznie poprawne heliamfory.

    3. Przeciwnicy są... Ugh. Zacznijmy od tego, że występują w miejscach, w których nie powinni, bo nie ma to sensu w lore. To również sprawia, że gra traci klimat, a lokacje się nieco zlewają. Poza tym jest ich za dużo. Tak, Dark Souls 3 i Bloodbrone również były czasami "ganky", ale zazwyczaj czuło się to inaczej, ponieważ te gry są szybsze, przez co łatwiej się unika hord przeciwników. Tu się męczyłam i zazwyczaj przejście mapy było 10 razy trudniejsze od zabicia bossa.

    4. Bossowie są dziecinnie prości. Zazwyczaj. Wyjątki znajdzie się głównie w DLC i to również częściej kwestia dziwnych hitboxów niż czegokolwiek innego. W podstawce mianem w miarę trudnych określiłabym 2 bossów, może 3, jeśli doliczyć Psoszczura i jego świtę - gdzie to świta stanowiła problem, a nie sam Psoszczur.

    5. Ta gra jest za długa. Mnóstwo lokacji, mnóstwo bossów - i większość z tego wszystkiego wydawała się zbędna. Do tego lokacje są beznadziejnie połączone (niesławne przejście ze Strażnicy Żniw do Żelaznej Warowni), a w grze często brakuje skrótów. W większości lokacji po prostu ich nie ma. Jaka była moja radość, kiedy weszłam do DLC i odkryłam mnóstwo skrótów. Niestety, ale często ich nie było tam, gdzie były najbardziej potrzebne.

    6. Walka. Broń brzmi lekko. Backstaby i parowanie mają irytująco długie animacje. Ta gra w ogóle uwielbia nudne i długie animacje. Ale wracając do broni - ponieważ wszystko w tej grze brzmi jak wykałaczka (może poza bronią obuchową), to większość gry przeszłam z bronią do pchnięć - rapiery, trochę pobiegałam z włócznią. Sporo korzystałam z buławy czy innej maczugi, bo jeśli rapier gdzieś nie dawał rady... to to była odpowiedź. Próbowałam również halabardy czarnego rycerza, bo lubię wygląd tej broni, ale źle mi się z nią biegało. No i staminożerność - gram bez tarczy (chyba że paruję) i matko, jak w tej grze wszystko ciągnie staminę. Kolejny argument za rapierami i inną szybką, lekką bronią. Jakbym chciała walczyć jakimś claymorem, to po 2 ciosach nie miałabym staminy. A DPS pewnie byłby taki sobie.

    7. Quest z Darklurkerem. Jaki to był jeden wielki rak. Konieczność poświęcania kukieł człowieka w grze, w której nie jest to przedmiot, który tak po prostu można łatwo wyfarmić za każdym razem, kiedy chce się wejść do 1 z 3 lokacji, które trzeba zaliczyć... I konieczność zabicia tych przeciwników. I możliwość inwazji akurat tam. Może miałam pecha, ale co chwila ktoś mnie tam atakował.

    8. Kurczenie się paska hp po śmierci. Powodzenia dla początkujących graczy, którzy sobie nie radzą. Ta gra robi wszystko by jeszcze bardziej ich ukarać. I choć nie było to dla mnie problemem, to nie podoba mi się sam design.

     

    Aleeee, podam też kilka zalet:

    1. PvP. Bardzo podoba mi się to, że jeśli jesteś online, to domyślnie można cię zaatakować. To jest super. Podobnie jak metoda dopasowywania graczy. Mniejsze prawdopodobieństwo natrafienia na ultra twinka w early game. Poza tym ja lubię PvP.

    2. Możliwość teleportacji między ogniskami oraz zmienione mapowanie skoku to dobre zmiany w stosunku do poprzedniczki. Podobnie jak mechanika żarów ascezy.

    3. Najlepszy system upgreade'ów w serii. Najprostszy i nie robiący krzywdy graczom. DS1 miał zbyt skomplikowany. DS3 miało niektóre żary do znalezienia tak późno, że pewne buildy mają strasznie pod górkę. 

    4. Muzyka w DLC.

    5. Niektórzy przeciwnicy byli fajni. Oraz bossowie. Swoją drogą uważam, że Lud i Zallen nie są złą walką, a konie z Lodowych Pustkowi byłyby spoko, gdyby nie walczyło się z nimi na Lodowych Pustkowiach.

    6. Różnorodność w PvP. Co mam na myśli? W DS1 i DS3 ludzie strasznie trzymają się mety. Tu jest inaczej. Myślę, że jest to związane z balansem broni. Jest lepszy.

    7. Przedmioty odnawiające użycie zaklęcia. Nie używam czarów, ale uważam, że to fajne rozwiązanie.

    8. Ciekawe pierścienie i przedmioty.

    9. Dual wielding.

    10. Mechanika pochodni.

     

    Zapraszam do dyskusji.

    1. Cahan

      Cahan

      Nie lubię Firelink z trójki. Nie lubię tego, że jest odcięte od reszty świata. I nie lubię koncepcji levelowania u jakiejś laski, z którą muszę gadać.

       

      A Siegward nie byłby zły gdyby nie był podróbką Siegmeyera. I może lubię ziomka, ale no... DS3 za często jedzie na nawiązaniach. I cierpi na brzydki filtr graficzny. Oraz ma najgorszego bossa w całej serii.

       

      W sumie, to najbardziej chyba lubię Bloodborne, potem DS1, DS3, a potem DS2. Gdzie pomiędzy DS3 a DS1 różnica w rankingu jest niewielka. Po prostu nie cierpię gankowatości DLC i niektórych plansz. Uważam też, że jest brzydsze, nie popieram też paru rozwiązań gameplay'owych. Najlepsi bossowie, najlepsza muzyka (w Dark Soulsach). Jedynka była bardziej kreatywna w tym co robi, jak łączy świat i miała najlepszy design. Chociaż większość bossów jest banalna, to w 1 jest tylko jeden, którego szczerze nienawidzę. I nie jest to Łoże Chaosu, które jest słabe, ale! Jest kreatywne. Jest inne. I w sumie to doceniam. A że nie wyszło...

    2. (Zobacz 14 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  23. Ukończyłam Dark Souls 2 wraz z dodatkami. I mimo tego, że głównie przeklinałam tę grę, to czuję pustkę. Przywiązałam się do Drangleic. Do lore, do postaci. Jedynym bossem, którego nie pokonałam jest Starożytny Smok - to przyjazny ziomek, po prostu nie chcę z nim walczyć, szczególnie, że wiem, że ta walka mechanicznie jest porażką. Ale mimo wszystko gra cierpi na parę przypadłości:

    1. Miałam adaptację wylevelowaną na 30, a i tak dotknęły mnie złe hitboxy. Wiedzieliście, że halabardą można oberwać, kiedy przeciwnik dźga nią przed siebie, a wy stoicie za nim? Bo ja nie wiedziałam. Jasne, DS1, DS3 i Bloodborne też mają tego trochę, ale nie na poziomie dwójki.

    2. Ta gra jest brzydka. DS1 z DSFixem wyglądało lepiej. Tekstury są paskudne. Lokacje często puste - nudne zamki i kamienne mury robione niemalże na jedno kopyto. I może bywają różnorodne, to pamiętam jak się zawiodłam, że Knieja Upadłych Olbrzymów to zamek, a nie las. Jako las jest Zagajnik Myśliwych, ale gdzie temu do Królewskiego Lasu czy Ogrodu Darkroot? Gdzie rosły nawet biologicznie poprawne heliamfory.

    3. Przeciwnicy są... Ugh. Zacznijmy od tego, że występują w miejscach, w których nie powinni, bo nie ma to sensu w lore. To również sprawia, że gra traci klimat, a lokacje się nieco zlewają. Poza tym jest ich za dużo. Tak, Dark Souls 3 i Bloodbrone również były czasami "ganky", ale zazwyczaj czuło się to inaczej, ponieważ te gry są szybsze, przez co łatwiej się unika hord przeciwników. Tu się męczyłam i zazwyczaj przejście mapy było 10 razy trudniejsze od zabicia bossa.

    4. Bossowie są dziecinnie prości. Zazwyczaj. Wyjątki znajdzie się głównie w DLC i to również częściej kwestia dziwnych hitboxów niż czegokolwiek innego. W podstawce mianem w miarę trudnych określiłabym 2 bossów, może 3, jeśli doliczyć Psoszczura i jego świtę - gdzie to świta stanowiła problem, a nie sam Psoszczur.

    5. Ta gra jest za długa. Mnóstwo lokacji, mnóstwo bossów - i większość z tego wszystkiego wydawała się zbędna. Do tego lokacje są beznadziejnie połączone (niesławne przejście ze Strażnicy Żniw do Żelaznej Warowni), a w grze często brakuje skrótów. W większości lokacji po prostu ich nie ma. Jaka była moja radość, kiedy weszłam do DLC i odkryłam mnóstwo skrótów. Niestety, ale często ich nie było tam, gdzie były najbardziej potrzebne.

    6. Walka. Broń brzmi lekko. Backstaby i parowanie mają irytująco długie animacje. Ta gra w ogóle uwielbia nudne i długie animacje. Ale wracając do broni - ponieważ wszystko w tej grze brzmi jak wykałaczka (może poza bronią obuchową), to większość gry przeszłam z bronią do pchnięć - rapiery, trochę pobiegałam z włócznią. Sporo korzystałam z buławy czy innej maczugi, bo jeśli rapier gdzieś nie dawał rady... to to była odpowiedź. Próbowałam również halabardy czarnego rycerza, bo lubię wygląd tej broni, ale źle mi się z nią biegało. No i staminożerność - gram bez tarczy (chyba że paruję) i matko, jak w tej grze wszystko ciągnie staminę. Kolejny argument za rapierami i inną szybką, lekką bronią. Jakbym chciała walczyć jakimś claymorem, to po 2 ciosach nie miałabym staminy. A DPS pewnie byłby taki sobie.

    7. Quest z Darklurkerem. Jaki to był jeden wielki rak. Konieczność poświęcania kukieł człowieka w grze, w której nie jest to przedmiot, który tak po prostu można łatwo wyfarmić za każdym razem, kiedy chce się wejść do 1 z 3 lokacji, które trzeba zaliczyć... I konieczność zabicia tych przeciwników. I możliwość inwazji akurat tam. Może miałam pecha, ale co chwila ktoś mnie tam atakował.

    8. Kurczenie się paska hp po śmierci. Powodzenia dla początkujących graczy, którzy sobie nie radzą. Ta gra robi wszystko by jeszcze bardziej ich ukarać. I choć nie było to dla mnie problemem, to nie podoba mi się sam design.

     

    Aleeee, podam też kilka zalet:

    1. PvP. Bardzo podoba mi się to, że jeśli jesteś online, to domyślnie można cię zaatakować. To jest super. Podobnie jak metoda dopasowywania graczy. Mniejsze prawdopodobieństwo natrafienia na ultra twinka w early game. Poza tym ja lubię PvP.

    2. Możliwość teleportacji między ogniskami oraz zmienione mapowanie skoku to dobre zmiany w stosunku do poprzedniczki. Podobnie jak mechanika żarów ascezy.

    3. Najlepszy system upgreade'ów w serii. Najprostszy i nie robiący krzywdy graczom. DS1 miał zbyt skomplikowany. DS3 miało niektóre żary do znalezienia tak późno, że pewne buildy mają strasznie pod górkę. 

    4. Muzyka w DLC.

    5. Niektórzy przeciwnicy byli fajni. Oraz bossowie. Swoją drogą uważam, że Lud i Zallen nie są złą walką, a konie z Lodowych Pustkowi byłyby spoko, gdyby nie walczyło się z nimi na Lodowych Pustkowiach.

    6. Różnorodność w PvP. Co mam na myśli? W DS1 i DS3 ludzie strasznie trzymają się mety. Tu jest inaczej. Myślę, że jest to związane z balansem broni. Jest lepszy.

    7. Przedmioty odnawiające użycie zaklęcia. Nie używam czarów, ale uważam, że to fajne rozwiązanie.

    8. Ciekawe pierścienie i przedmioty.

    9. Dual wielding.

    10. Mechanika pochodni.

     

    Zapraszam do dyskusji.

    1. Cahan

      Cahan

      Akurat Peta i Creightona nie zrobiłam do końca, Navalaana wcale, aleee... Doceniam to, że NPCe nie śmieją się creepy jak wariaci. A przyzwania robiłam tak, że starałam się solować walki, a potem żar ascezy i jazda z questami.

    2. (Zobacz 14 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  24. Ukończyłam Dark Souls 2 wraz z dodatkami. I mimo tego, że głównie przeklinałam tę grę, to czuję pustkę. Przywiązałam się do Drangleic. Do lore, do postaci. Jedynym bossem, którego nie pokonałam jest Starożytny Smok - to przyjazny ziomek, po prostu nie chcę z nim walczyć, szczególnie, że wiem, że ta walka mechanicznie jest porażką. Ale mimo wszystko gra cierpi na parę przypadłości:

    1. Miałam adaptację wylevelowaną na 30, a i tak dotknęły mnie złe hitboxy. Wiedzieliście, że halabardą można oberwać, kiedy przeciwnik dźga nią przed siebie, a wy stoicie za nim? Bo ja nie wiedziałam. Jasne, DS1, DS3 i Bloodborne też mają tego trochę, ale nie na poziomie dwójki.

    2. Ta gra jest brzydka. DS1 z DSFixem wyglądało lepiej. Tekstury są paskudne. Lokacje często puste - nudne zamki i kamienne mury robione niemalże na jedno kopyto. I może bywają różnorodne, to pamiętam jak się zawiodłam, że Knieja Upadłych Olbrzymów to zamek, a nie las. Jako las jest Zagajnik Myśliwych, ale gdzie temu do Królewskiego Lasu czy Ogrodu Darkroot? Gdzie rosły nawet biologicznie poprawne heliamfory.

    3. Przeciwnicy są... Ugh. Zacznijmy od tego, że występują w miejscach, w których nie powinni, bo nie ma to sensu w lore. To również sprawia, że gra traci klimat, a lokacje się nieco zlewają. Poza tym jest ich za dużo. Tak, Dark Souls 3 i Bloodbrone również były czasami "ganky", ale zazwyczaj czuło się to inaczej, ponieważ te gry są szybsze, przez co łatwiej się unika hord przeciwników. Tu się męczyłam i zazwyczaj przejście mapy było 10 razy trudniejsze od zabicia bossa.

    4. Bossowie są dziecinnie prości. Zazwyczaj. Wyjątki znajdzie się głównie w DLC i to również częściej kwestia dziwnych hitboxów niż czegokolwiek innego. W podstawce mianem w miarę trudnych określiłabym 2 bossów, może 3, jeśli doliczyć Psoszczura i jego świtę - gdzie to świta stanowiła problem, a nie sam Psoszczur.

    5. Ta gra jest za długa. Mnóstwo lokacji, mnóstwo bossów - i większość z tego wszystkiego wydawała się zbędna. Do tego lokacje są beznadziejnie połączone (niesławne przejście ze Strażnicy Żniw do Żelaznej Warowni), a w grze często brakuje skrótów. W większości lokacji po prostu ich nie ma. Jaka była moja radość, kiedy weszłam do DLC i odkryłam mnóstwo skrótów. Niestety, ale często ich nie było tam, gdzie były najbardziej potrzebne.

    6. Walka. Broń brzmi lekko. Backstaby i parowanie mają irytująco długie animacje. Ta gra w ogóle uwielbia nudne i długie animacje. Ale wracając do broni - ponieważ wszystko w tej grze brzmi jak wykałaczka (może poza bronią obuchową), to większość gry przeszłam z bronią do pchnięć - rapiery, trochę pobiegałam z włócznią. Sporo korzystałam z buławy czy innej maczugi, bo jeśli rapier gdzieś nie dawał rady... to to była odpowiedź. Próbowałam również halabardy czarnego rycerza, bo lubię wygląd tej broni, ale źle mi się z nią biegało. No i staminożerność - gram bez tarczy (chyba że paruję) i matko, jak w tej grze wszystko ciągnie staminę. Kolejny argument za rapierami i inną szybką, lekką bronią. Jakbym chciała walczyć jakimś claymorem, to po 2 ciosach nie miałabym staminy. A DPS pewnie byłby taki sobie.

    7. Quest z Darklurkerem. Jaki to był jeden wielki rak. Konieczność poświęcania kukieł człowieka w grze, w której nie jest to przedmiot, który tak po prostu można łatwo wyfarmić za każdym razem, kiedy chce się wejść do 1 z 3 lokacji, które trzeba zaliczyć... I konieczność zabicia tych przeciwników. I możliwość inwazji akurat tam. Może miałam pecha, ale co chwila ktoś mnie tam atakował.

    8. Kurczenie się paska hp po śmierci. Powodzenia dla początkujących graczy, którzy sobie nie radzą. Ta gra robi wszystko by jeszcze bardziej ich ukarać. I choć nie było to dla mnie problemem, to nie podoba mi się sam design.

     

    Aleeee, podam też kilka zalet:

    1. PvP. Bardzo podoba mi się to, że jeśli jesteś online, to domyślnie można cię zaatakować. To jest super. Podobnie jak metoda dopasowywania graczy. Mniejsze prawdopodobieństwo natrafienia na ultra twinka w early game. Poza tym ja lubię PvP.

    2. Możliwość teleportacji między ogniskami oraz zmienione mapowanie skoku to dobre zmiany w stosunku do poprzedniczki. Podobnie jak mechanika żarów ascezy.

    3. Najlepszy system upgreade'ów w serii. Najprostszy i nie robiący krzywdy graczom. DS1 miał zbyt skomplikowany. DS3 miało niektóre żary do znalezienia tak późno, że pewne buildy mają strasznie pod górkę. 

    4. Muzyka w DLC.

    5. Niektórzy przeciwnicy byli fajni. Oraz bossowie. Swoją drogą uważam, że Lud i Zallen nie są złą walką, a konie z Lodowych Pustkowi byłyby spoko, gdyby nie walczyło się z nimi na Lodowych Pustkowiach.

    6. Różnorodność w PvP. Co mam na myśli? W DS1 i DS3 ludzie strasznie trzymają się mety. Tu jest inaczej. Myślę, że jest to związane z balansem broni. Jest lepszy.

    7. Przedmioty odnawiające użycie zaklęcia. Nie używam czarów, ale uważam, że to fajne rozwiązanie.

    8. Ciekawe pierścienie i przedmioty.

    9. Dual wielding.

    10. Mechanika pochodni.

     

    Zapraszam do dyskusji.

    1. Cahan

      Cahan

      Sinh był fajny. Bardzo prosty, owszem. Ale i tak nie lubię Shulvy. Wygląda ładnie, ma fajny klimat i ci rycerze-duchy są spoko, ale cała reszta przeciwników to jedna wielka porażka. Sam poziom-puzzle to nie jest coś czego oczekuję od tych gier. Do tego grawitacja i Gank Squad. Nie ma gorszego bossa w tej grze niż to. Elana... Nie jestem fanką, ale doceniam presję i uważam, że jest ok. A miałam niefajne RNG, bo co biegłam by ją dźgnąć moją wykałaczką, to się teleportowała. I tego - wolę jak przywołuje Velstadta.

       

      Również grałam na feszyn, moja zbroja służyła za ozdobę - w late game ciuchy Lucatiel, korona Ivory Kinga oraz spodnie sądu. Pierścienie ofensywne, spętania i staminy. Także tego... Fume Knight oneshotował mnie wieloma atakami, zabawnie było xD. A potem odkryłam, że kiedy robi skan w 2 fazie, to muszę się do niego przytulić i było ez.

    2. (Zobacz 14 innych odpowiedzi do tej aktualizacji statusu)

  25. To była najgorsza wizyta u dentysty od... chyba od zawsze. :grumpyscoot: Chodzę do gabinetu, w którym utalentowane małżeństwo przyjmuje po dwóch pacjentów na raz (oboje są dentystami). Oczywiście fotele przedzielone są parawanem i nie widać drugiej osoby. Widać za to po jakie narzędzia sięga lekarz. Siedzę sobie w fotelu i czekam aż znieczulenie zacznie działać. W pewnym momencie wchodzi jakiś bachor - wiek, na oko 10-11 lat. Matka traktuje go jak 4 latka ("syneczku, pan doktor wywierci tylko taką malutką dziurkę żeby  ząbek przestał boleć"). Myślę sobie: "Ło matko... Będzie się działo". I miałem rację. Doktor Wiercisław posadził męczennika na fotelu,,, I się zaczęło:

     

    - Lekarz użył "dmuchawki" na sprężone powietrze. Reakcja natychmiastowa - "aaa!" :fabulous: Doktor tłumaczy, że to tylko powietrze. 

    - Lekarz wziął "skrobako-haczyk" żeby wydłubać coś z zęba - "aaaaaaaaaaa!" :rarsad: Doktor wydał z siebie ciche "o Jezu". Wiedział co go czeka. Oczywiście troskliwa mamusia stoi obok i pociesza synka ("kochanie, to nie boli").

    - Lekarz bierze strzykawkę żeby znieczulić męczennika. Ok... Przyznaję. Akurat w tej części każdy dzieciak ma prawo trochę pojęczeć. Przebijanie dziąsła trochę jednak boli. No, ale nie na tyle, żeby wydawać z siebie zrozpaczone: "AAAAAA!!!!!!":fluttershy2:

    - Po kilku minutach lekarz wziął narzędzie tortur zwane "wiertarką", włożył przyszłemu denatowi do gęby, włączył... "AAAAAAAAAAA!!!:despair: Lekarz: "chłopie... ja nawet nie dotknąłem do zęba. Poza tym dostałeś znieczulenie. To nie ma prawa boleć". 

     

     Niestety męczennik kontynuował swój koncert i co chwila bełkotał: "aaaaaaaaaa...bołi" :pinkiep: Na szczęście mój zabieg szybko się skończył. Jako pedagog uwielbiam pracę z dziećmi, ale temu jednemu powiedziałbym... 

     

    Spoiler

     

     

     

×
×
  • Utwórz nowe...