Skocz do zawartości

Lucjan

Brony
  • Zawartość

    696
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez Lucjan

  1. Jack zszedł na ziemię i... splunął na nią. Rozejrzał się. No to nie źle. Wyspa, czyli skarb czy coś czyli będzie ciekawie. Ruszył przed siebie i usiadł na powalonym drzewie, następnie wyciągnął spod koszuli butelkę rumu i zaczął cicho nucić pod nosem:

    So come take a drink and drown your sorrows
    And all of our fears will be gone till tomorrow
    We'll have no regrets and live for the day
    In Nancy's Harbour Cafe

  2. Jonathan był zadowolony, że wyszło na jego. Bez zbędnych formalności ruszył za resztą.  W końcu doszli do jakiejś knajpy. Wszedł za Prestonem i usiadł na krześle. Następnie spojrzał na asystującą im kobietę.  - Tak swoją drogą. Jak się nazywasz? - zapytał spokojnie.

  3. Hiszpan zamyślił się i spojrzał na szkieleta który zaatakował kobietę a prędzej dostał kartą Klątwy. Osłabiony ale jeszcze działa. Można wypróbować nowy as  z rękawa. pomyślał wyciągając kolejną kartę. Tym razem była biała ale z czarnym C. Ruchem idealnie precyzyjnym, rzucił szkieletowi w czaszkę. Wiedział co ta karta daje, aczkolwiek chciał zobaczyć jak zadziała na nieumarłego. Chaos to wróg każdego. Nawet najsilniejszego. pomyślał i w tym samym momencie spojrzał w stronę dziewczyny. Może to pomoże. pomyślał Hiszpan rzucając złotą kartą ze srebrnym U na odwrocie. Ciekawe czy Umagicznienie tu coś da. pomyślał patrząc na rozwój sytuacji.

  4. Mężczyzna który rzucił kartą zaśmiał się pogodnie. - Czyli dziś fortuna jest po mojej stronie. - powiedział ze zniewalającym uśmiechem. Następnie spojrzał na kolejnego szkielety który podchodził by zaatakować. No cóż. Może i fortuna była o stronie Hiszpana ale na pewno nie był to jego dobry dzień. Ta jazda miała być spokojna. Następnie po chwili przemyśleń w kolejnego ze stworów rzucił czarną kartą z białym K. Klątwa powinna pomóc. pomyślą z cwaniackim uśmiechem. 

  5. Jack zobaczył nogę śmieszka w ostatnim momencie i przekroczył ją ze spokojem.

    - Lepiej ja sobie radzę z wrogiem niż wy. I znając życie, ja jestem bardziej potrzebny niż wy, niewyparzone gęby. - powiedział z takim spokojem, że każdy, nawet najbardziej opanowany, straciłby spokój ducha. 

  6. Dzień minął bez żadnych zarzutów. Ubrałeś się, zjadłeś i wyszedłeś na uczelnię. Dzień był piękny i bezchmurny. Stanąłeś przed budynkiem uniwersytetu. Mieli tutaj rozmach. Po chwili wszedłeś i ruszyłeś do sali gdzie miały być prowadzone wykłady dla twojej grupy. Gdy wszedłeś, zobaczyłeś swoich znajomych, tak zwanych klasowiczów. Nie pamiętałeś ich imion ani oni nie pamiętali twojego ale i tak się witaliście. Usłyszałeś kilka ''Cześć" i usiadłeś za biurkiem. W tym samym momencie do sali wszedł profesor. 

     

    Szedł spokojnym i pewnym krokiem aż do momentu podejścia do biurka. Tam położył wszystkie rzeczy i odwrócił się do klasy twarzą.  Teraz go poznałeś. Był to Przeklęty z twojego snu. Uśmiechnął się serdecznie. - Witam wszystkich. Jestem profesor Davis Drake i od dziś was będę uczył. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie owocna. - powiedział patrząc każdemu w twar. Jego wzrok na dłuższą chwilę spoczął na tobie i zobaczyłeś, że jego oczy się zaświeciły. Czyli to  był on!

     

                                                                                                                        #          #          #

     

    Po lekcjach.

    Profesor na zakończenie serdecznie podziękował klasie za spokojną lekcję i ruszył u drzwiom do pokoju nauczycielskiego. Masz szansę go zaczepić i zapytać o wszystko co jest związane z twoim snem 

  7.                                                 172433_1180400205_orig.jpg

                                                                                                                                            Ponownie tam gdzie kiedyś. Tam gdzie zawsze

     

     

    Szedłeś. Twój krok był spokojny choć miejsce w którym byłeś, powinno cię doprowadzić do biegu. Miejsce w którym się znajdowałeś to był las. Zwykły las, aczkolwiek panował tam mrok z powodu nocy. Czułeś, że znasz to miejsce ale nie było takie same jak we wspomnieniach. Szedłeś dalej. Jedyne co słyszałeś to wiatr i niepokojąca cisza która mogła kryć coś między drzewami. Ale tak. Twoje nogi same prowadziły cię ku wysokim schodom które były wykute w górze. Ruszyłeś tam. Po drodze widziałeś szkielety tych, którzy źle postawili nogę i spadli z wysokości. Lecz ty pewnie stawiałeś nogi, lub one same znały to miejsce i wiedziały jak iść. W końcu dotarłeś na szczyt. Teraz przed tobą była kręta droga w stronę czarnego zamku. Nie nawiedzonego a opuszczonego. Wszystkie okna były czarne i puste.

     

     

    Gdy podszedłeś bliżej zobaczyłeś, że w jednym oknie pali się światło. Czyli ktoś tutaj był! Ruszyłeś biegiem w stronę schodów. Nie zważając na niszczejące stopnie, wbiegłeś wysoko. Na najwyższe piętro by dowiedzieć się kto jest w tym pomieszczeniu. W końcu. Stanąłeś przed drzwiami to pomieszczenia ze światłem. Ze środka słyszałeś piękne dźwięki które cię przyciągały. W końcu pchnąłeś drzwi i w środku zobaczyłeś mężczyznę który przy świetle kilkuset świec, czytał wielką księgę. Czułeś, że bije od niego mądrość i siła. Ale wiedziałeś również, że nie jest to zwykły człowiek a Przeklęty z legend rodu elfów. Po prostu prastary demon który na oko miał 30 lat. Wstał i spojrzał na ciebie.  

    - Witaj. W końcu się spotykamy, lecz szkoda, że w takim momencie. - powiedział smutno. Teraz zobaczyłeś cały jego wygląd. Wysoki na około 1,89 m wzrostu, pełny zarost i krótkie brązowe włosy które były lekko postawione ku górze. Ubrany był w czarne spodnie, wysokie czarne buty i czerwoną koszulę. Nic specjalnego oprócz jego oczu. Były one niebieskie jak niebo i lekko świeciły. 

    - Przyjacielu. Jedyne co musisz wiedzieć na ten moment to to, że On się zbliża. Jest co raz bliżej i che zabić ciebie i twoją nową rodzinę. Do następnego. Nie poddawaj się Jarel. - usłyszałeś przed przebudzeniem. 

     

     

                                                                                                                                                    #               #             #

     

    Obudziłeś się na ziemi. Nie zbyt miła pobudka ale jednak byłeś u siebie w domu. Ta. Na swoim kochanym poddaszu. W rodzinie Harmidomskich była taka atmosfera, ze czułeś się jakbyś był jej częścią. Lecz teraz poczułeś zapach parówek i jajecznicy. Przyciągało co? Ojciec rodziny, Michael był mechanikiem samochodowym, i trzeba przyznać, nie źle zarabiał, matka Roxy była lekarzem i dziś się udało, ponieważ miała dziś do pracy na południe. Były jeszcze dzieciaki. Serana, Ela i Drake. Pierwsza była klasyczną metalówą i lekko emo dzieciakiem, ale i ta umiałeś z nią pogadać. Ela to dziewczynka która miała najwięcej pomysłów na sekundę więc nie nudziłeś się gdy się bawiliście. Trzeci Drake. To ten co ma najwięcej energii. Pojawia się w czterech miejscach na raz i we wszystkim chce pomagać lecz nie do wszystkiego się nadaje. Była to szczęśliwa i fajna rodzina. Nigdy się nie nudziłeś.

     

    W czasie tych przemyśleń usłyszałeś ..

    - Jakub! Śniadanie! - zawołał Michael. Nie było w tym popędzania a miła prośba. Gdy zszedłeś na dół zobaczyłeś całą rodzinę w komplecie.

     

    Postawny Michael z długimi blond włosami, lekkim zarostem, i szarymi oczami czytał gazetę i na twój widok bardzo szeroko się uśmiechną. Usłyszałeś krótkie "Cześć" i wrócił do gazety. Roxy była to piękna , młoda mama. Miała brązowe włosy i tego samego koloru oczy, na jej ładnej twarzy zawsze gościł uśmiech i uwielbiała pomagać. Gdy usiadłeś postawiła przed tobą talerz z jajecznicą i parówką. - Smacznego. - powiedziała i pocałowała Cię w czoło.

    Po twojej lewej siedziała Serana, jak zwykle ubrana na czarno lecz na twój widok lekko się uśmiechnęła. Musiałeś przyznać, jej szare oczy po prostu cię przyciągały. Po twojej prawej było rodzeństwo Ela i Drake. Śliczna, mała blondynka z szarymi oczami i brązowowłosy chłopczyk z brązowymi oczami. Każdy wdał się w innego rodzica. W końcu miałeś chwilę, żeby posiedzieć w tej miłej atmosferze. No może oprócz tego, że Drake i Ela rzucali w siebie jedzeniem. Chłopak był cały w jajecznicy a Ela nie wiadomo jakim cudem we włosach miała parówki. Śmieszny dość widok. 

    Po chwili Michael odłożył gazetę i spojrzał na ciebie. 

    -Jakub. Miałeś jakiś zły sen bo nie źle przywaliłeś o podłogę. Myśleliśmy, że coś ci się stało. - powiedział ze zmartwieniem w głosie. 

     

     

  8. Jack wytarł ostrze o i tak już czerwoną od krwi koszulę. - Podziękuj swojemu wojownikowi. Wyzwał mnie na pojedynek. A sam wiesz, że takiej okazji do walki, nawet ranny, nie przegapię. - powiedział z uśmiechem i rzucił kordelas na ziemię. Ale i tak było widać, że nie miał ochoty walczyć z żółtodziobem.

  9. Siergiej na spokojnie zobaczył czy coś czystym przypadkiem się w tym miejscu nie ukryło. Gdy wyszło na to, że niczego tam nie ma, ruszył po Patryka.

    - Hej. Chyba znalazłem miejsce gdzie możemy się ukryć i odpocząć. Dasz radę iść sam czy ci pomóc?- zapytał podchodząc do towarzysza.

  10. Jack spojrzał na mężczyzna. Może i wyglądał niepozornie, ale szaleńcy są najgroźniejsi. Tak przynajmniej wynikało z długich lat Jack`a przeżytych na morzu. Spokojnie stanął na pokładzie i spojrzał jednym okiem w oczy majtka. 

    -Powiedzmy, że zaryzykuję. - powiedział i zanim ten pojął co się dzieje, zaatakował pchnięciem w brzuch, a gdy miecz miał już się zatopić w ciele marynarza, ostrze raniło go w nogę. 

    - Może i jestem jeńcem ale łatwo mnie nie abijecie. - powiedział z uśmiechem który ukrywał ból rany. 

  11. Jack w końcu oprzytomniał.  Rozejrzał się i zobaczył, że jest przywiązany do masztu a kwatermistrz czegoś szukał w skrzynce. - Oj panowie. Wasz węzeł zostawia wiele do życzenia. - powiedział stając z rozwiązaniami rękoma. Następnie szybkim podbiciem buta w górę, wyciągnął szpadę kwatermistrza i przyłożył mu ją do szyi. Ostatnie co zrobił to przeciągle zagwizdał co było starym znakiem oznaczającym niebezpieczeństwo. Kapitan tego statku powinien ogarnąć o co chodzi. Jeśli jeszcze nie zapomniał.

  12. Ostatnim z wymienionej grupy był przystojny mężczyzna. Miał krótkie, brązowe włosy ustawione w idealnym nieładzie i do tego pełny zarost który był równo przycięty. Ubrany był w brązowy płaszcz, brązowe spodnie i czarne wysokie buty. Pod płaszczem miał czerwoną koszulę a obok niego leżał wytarty, brązowy, kowbojski kapelusz. Bardzo przyjemnie rozmawiało mu się z piękną dziewczyną a zabawa kartami była po to by szybciej leciał czas. To był jego drugi wypad do Ameryki z rodzinnej Hiszpanii więc nic nie było mu nowe. No może oprócz mgły za oknem. Jego czarne oczy spojrzały na mgłę i zasępiły się. Po chwili usłyszał również uderzenia i zobaczył szkielety. - Seniorita wybaczy. Obowiązki wzywają. - powiedział całując ją w rękę i stając w korytarzu. Jeśli w ogóle można było to tak nazwać. Z resztą bez znaczenia. Założył kapelusz na głowę i uśmiechnął się. - Zobaczmy któremu z was amigo dziś fortuna nie sprzyja. - powiedział z uśmiechem i rzucił pierwszą, lepszą kartą w jednego ze szkieletów. 

  13. Jack wyuczonym ruchem ominął cięcie i gdy ta wypadła znów z rytmu zamachnął się w jej ramię ale na wszelki wypadek postanowił spróbować szybkiego triku. Jeśli ta by się obroniła, wyprowadziłby pchnięcie w jej prawą nogę. Był to atak prawie nie do obrony. Ale dziewczyna wyglądała na inteligentną. Pewnie coś wymyśli.

  14. Gdy dziewczyna odbiła atak, uśmiechnął się. Czyli nie była strachliwa. Gdy zobaczył jak zaatakowała szybko wszystko przemyślał. Chciała sprawdzić jak sobie radzi mając ranę. Ok.

    Mężczyzna odbił ostrze tak by Osma była wyprowadzona z równowagi a gdy to się udało nawet częściowo odpowiedział prostym pchnięciem w jej stronę celując w ramię.

  15. Jack zaśmiał się na słowa Osmy. - Dziewczyno. To jest walka do pierwszej krwi. Wystarczy, że ja ciebie lub ty mnie zranisz. Nikt nie mówi o zabijaniu. - powiedział i bezgłośnie dał do zrozumienia, żeby dala z siebie wszystko.  Po chwili zaatakował dziewczynę najprostszym atakiem czyli cięciem znad głowy. Powinna sobie dać radę.

  16. Jack próbował walczyć ale upływ krwi go mocno osłabił. Po chwili siedział związany na pokładzie. Patrzył na deski statku. Jeśli teraz umrze to szybciej spotka się z załogą na tamtym świecie.

    Westchnął. Chciało się cholernie pić ale nie pokazał tego po sobie.

  17. Dnia 9.01.2018 o 21:33, Krzysztof napisał:

    Naruto ma charakter nostalgiczny, gdzie niektóre historie jak np. historia Naruto, historia Itachiego i Sasuke itd. porusza widza.

     

    Powiem Ci tak od serca. 

    Uwielbiałem Itachiego od początku do końca. Byś świetnym bohaterem dla Konohy i idealnym infiltratorem. Co do historii postaci. Historia Nagato była bardzo poruszająca. A wracając do Itachiego. Moment kiedy się rozkleiłem to chwila po ściągnięciu tej techniki przez Kabuto dzięki której Itachi mógł odejść w spokoju. Jego ostatnie słowa i w ogóle to co zrobił było tak piękne, że nawet teraz mam ochotę płakać. Same łzy z oczu płyną.

×
×
  • Utwórz nowe...