Search the Community
Showing results for tags 'czytanie'.
-
Nie raz słyszałem, że aby uczynić jakiś tytuł nieczytany, wystarczy przypiąć mu łatę „LEKTURA”. Sukces podobno gwarantowany i skuteczny w stu procentach, gdyż wiele osób, nie tylko w wieku szkolnym, ale także późniejszym, reaguje alergicznie wręcz na to magiczne słowo. Ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat i doświadczeń. Osobiście, nie mogę powiedzieć, że jestem chlubnym wyjątkiem – odkąd pamiętam, odkładałem lektury szkolne na ostatnią chwilę, zaś samo czytanie po prostu odwalałem, często nie czerpiąc z tego ani odrobiny przyjemności. Od czasu do czasu zdarzały się jednak książki takie, które mimo wszystko mnie wciągnęły i o których nigdy bym nie pomyślał, że mogą się okazać interesujące (no bo przecież to lektury) – chociażby „Quo Vadis”, „Lalka”, czy też „Ferdydurke”. Po latach próbowałem powrócić do książek, przez które swego czasu brnęło mi się bardzo ciężko (na przykład „Krzyżacy”) i niestety, choć czytało się znacznie, znacznie lepiej, to jednak pewien niesmak pozostał. Nieraz myślałem o tym, dlaczego – przecież nie było już żadnej presji czasowej, ani widma sprawdzianu czy rozprawki na temat danej lektury. Czytałem sam dla siebie, jednak wciąż, coś było nie tak… Z drugiej strony, jak tak sobie przypominam, rzadko kiedy jakąś lekturę faktycznie przerabialiśmy – dostawało się termin, potem kolejne tematy a po drodze różne formy sprawdzianów. W ogóle nie rozmawiało się na temat danej lektury, a jedynie monotonnie notowało to, co w te 45 minut nauczyciel starał się podyktować. Kartkówki przyzwyczaiły nas do swego rodzaju pamięciówki – jak kto się nazywał, co zrobił w danym rozdziale, po co, czy też "co symbolizują niebieskie zasłony". O wypracowaniach wolałbym nie wspominać – „z kluczem się nie dyskutuje”. Zatem nie było ani zachęcania uczniów do czytania, ani prób podejmowania dialogu na temat danego dzieła, a jedynie szybkie przerobienie programu, i tak już zresztą „przeładowanego”, jak mawiał mój mentor. Z tego co mi wiadomo, podobnie jest w większości szkół. Jak to zatem jest – czy fatalna metodyka „przerabiania” na prędce kolejnych tytułów zniechęca młodych ludzi i powoduje, iż znaczna część z nich nie potrafi wgryźć się w poszczególne dzieła nawet po latach, gdy mogą je poczytać w przysłowiowym świętym spokoju? Czy rzeczywiście system zraża do pewnych tytułów? A może po prostu jesteśmy leniami? ;P A co jeśli w kanonie lektur szkolnych rzeczywiście są tytuły takie, które swego czasu zostały przecenione i nadal w nim tkwią, „bo tak wypada”? Czy uczniów niekiedy skazuje się na czytanie dzieł o wątpliwej jakości, nie pozwalając na jakiekolwiek subiektywne przemyślenia? Swego czasu słyszałem takie zarzuty odnośnie „Cierpień młodego Wertera”, „Romea i Julii”, a także „Nad Niemnem”, czy kilku innych tytułów. Rozpoczynając dyskusję na temat lektur szkolnych i czy w dobie internetu, ogólnodostępnych streszczeń, opracowań ich przerabianie mija się z celem, chciałbym zapytać o Wasze doświadczenia i spostrzeżenia na ten temat. Czy są jakieś lektury, które wyrzucilibyście z kanonu i zastąpili czymś innym? Jak przerabianie lektur wyglądało u Was? I jeszcze jedna kwestia, która mi nie daje spokoju – ostatnio obiło mi się o uszy, że w klasach IV-VI szkoły podstawowej, czy też w klasie pierwszej gimnazjum, lektur jako takich nie przerabia się W OGÓLE. Nauczyciele rzekomo wolą potraktować ten aspekt nauczania ulgowo, bo „młodzież dzisiaj jest trudna”. Czyli, nie wymagają przeczytania danego dzieła, tylko od razu lecą z tematem, od czasu do czasu zadając coś do domu. Czy ktoś kiedykolwiek się z tym spotkał?
-
Wątek przeznaczony dla tych, którzy regularnie (bądź nie) odwiedzają księgarnie i uzupełniają domową biblioteczkę o nowe tytuły. Oczywiście, pod pojęciem księgarni kryją się nie tylko te tradycyjne, ale również internetowe, które niekoniecznie wymagają od nas wychodzenia z domu. Ogólnie, ciekaw jestem czy mamy na forum zapalonych czytelników-zakupoholików. Niestety, choć ostatnimi czasy kilkukrotnie zahaczałem o różne sklepy oferujące słowo pisane, to jednak za każdym razem wracałem z pustymi rękami. Mało tego, mam u siebie kilka tytułów, których nawet nie zacząłem jeszcze czytać, z braku czasu. Ale ogólnie, oscyluję od literatury faktu do tematyki światopoglądowej, z czystej ciekawości. Kiedyś często zwracałem się w stronę fantastyki, ale od dłuższego czasu zbiory nie powiększyły się i nawet nie odczuwam takiej potrzeby. Chyba muszę na nowo „nakręcić się” do tej tematyki. Jak to wygląda u Was? Co ciekawego ostatnio wpadło Wam w ręce? Jakie książki najchętniej kupujecie/ czytacie? Mogą być również e-booki. I przy okazji, ciekaw jestem, czy uważacie, że pomału zanika kultura czytania fizycznych książek, na rzecz elektroniki?
-
Witam! Poszukuję żeńskiego głosu do roli... hmmm w sumie każdej klaczy w moim audio-opowiadaniu. pdt. "My Little S.T.A.L.K.E.R." Jestem otwarty na współpracę na odległość. (Ty nagrywasz swoje kwestie u siebie i przesyłasz je do mnie, potem razem stwierdzamy jak to wyszło) Z chęcią wrzucę OC takiej osoby do mojego opowiadania w roli którą oboje uzgodnimy. Pozdrawiam i czekam na zgłoszenia.
-
Witam! Zacząłem tworzyć obszerne, wieloczęściowe opowiadanie, które umieszcza znane nam kucyki (a także te nieznane) w realiach STALKER-a Pierwsza część, jest już dostępna w sekcji "Twórczość fanów -> opowiadania wszystkich bronies" Poszukuję osoby, która oceni, czy każda kolejna część jest schludnie i czytelnie napisana, ewentualnie podpowie jak można dany fragment poprawić. Wymagam od ochotnika dobrej znajomości języka polskiego. Jacyś chętni?
- 4 replies
-
- pre-reading
- czytanie
-
(and 1 more)
Tagged with:
-
W mrocznej sieni Świata Niższego (o którym nie wiadomo dokładnie, jak wygląda ani gdzie się znajduje), przechowywana jest gruba księga, oprawna w ciężkie ołowiane okładki, zwana Liberyntem – takimi słowami wita nas Księga Labiryntu, jedna z najlepszych i najoryginalniejszych gier książkowych ostatnich lat. Księga… nie jest zwyczajną gra paragrafową pełną orków czy innych mutantów czekających na odesłanie nas na łono Abrahama. Wspomniany na wstępie Liberynt (liber – łac. książka) to tajemnicza księga, która ponoć kryje wielki skarb. Śmiałek chcący go zdobyć musi odnaleźć właściwą ścieżkę wśród stron Liberyntu. Nie jest to łatwe – trzeba rozwiązać wiele moralnych i logicznych dylematów oraz uważać, by nie ugrząźć umysłem w martwym punkcie… Brzmi ciekawie? Wygląda jeszcze lepiej. Jak wygląda sama rozgrywka? Spójrzmy na jedną z pierwszych stronic gry. Widzimy nagłówek Maksyma Sokratesa, a pod nim słowa: lepiej znosić krzywdę, niż ją wyrządzać. Przechodzimy na odpowiednią stronę w zależności, czy zgadzamy się z maksymą, czy też nie. Autor prowadzi z nami prawdziwą dyskusję – czasem zgadza się z naszymi wyborami, czasem nie. Wtedy próbuje przykładami przekonać nas do swoich racji. Raz pyta, czy postacie w opowiadanej przez niego historii postępują słusznie, innym razem to my sami stajemy się głównym bohaterem i decydujemy o rozwoju fabuły. Musimy również rozwiązywać niełatwe, zaskakujące pomysłowością logiczne zagadki. Całość rozgrywa się w onirycznym, baśniowym świecie, a specyficzny język, jakim napisano Księgę Labiryntu podkreśla jej niepowtarzalny klimat. Szybko wsiąknąłam w dzieło Carla Frabetti’ego na dobre i naprawdę uwierzyłam, że czytam wierną kopię tajemnej księgi, a mój umysł odwiedza niesamowite miejsca i napotyka dziwne postacie. Księga Labiryntu to doskonała lektura dla ludzi w każdym wieku lubiących niepowtarzalne doznania. I choć można narzekać, że koniec następuje odrobinę zbyt szybko, to w umyśle pozostaje po niej niezatarty ślad. Czytał ktoś? Jeśli nie, to przeczytajcie. Serdecznie polecam fanom RPG, molom książkowym, i każdej innej osobie.
-
W mrocznej sieni Świata Niższego (o którym nie wiadomo dokładnie, jak wygląda ani gdzie się znajduje), przechowywana jest gruba księga, oprawna w ciężkie ołowiane okładki, zwana Liberyntem – takimi słowami wita nas Księga Labiryntu, jedna z najlepszych i najoryginalniejszych gier książkowych ostatnich lat. Księga… nie jest zwyczajną gra paragrafową pełną orków czy innych mutantów czekających na odesłanie nas na łono Abrahama. Wspomniany na wstępie Liberynt (liber – łac. książka) to tajemnicza księga, która ponoć kryje wielki skarb. Śmiałek chcący go zdobyć musi odnaleźć właściwą ścieżkę wśród stron Liberyntu. Nie jest to łatwe – trzeba rozwiązać wiele moralnych i logicznych dylematów oraz uważać, by nie ugrząźć umysłem w martwym punkcie… Brzmi ciekawie? Wygląda jeszcze lepiej. Jak wygląda sama rozgrywka? Spójrzmy na jedną z pierwszych stronic gry. Widzimy nagłówek Maksyma Sokratesa, a pod nim słowa: lepiej znosić krzywdę, niż ją wyrządzać. Przechodzimy na odpowiednią stronę w zależności, czy zgadzamy się z maksymą, czy też nie. Autor prowadzi z nami prawdziwą dyskusję – czasem zgadza się z naszymi wyborami, czasem nie. Wtedy próbuje przykładami przekonać nas do swoich racji. Raz pyta, czy postacie w opowiadanej przez niego historii postępują słusznie, innym razem to my sami stajemy się głównym bohaterem i decydujemy o rozwoju fabuły. Musimy również rozwiązywać niełatwe, zaskakujące pomysłowością logiczne zagadki. Całość rozgrywa się w onirycznym, baśniowym świecie, a specyficzny język, jakim napisano Księgę Labiryntu podkreśla jej niepowtarzalny klimat. Szybko wsiąknąłam w dzieło Carla Frabetti’ego na dobre i naprawdę uwierzyłam, że czytam wierną kopię tajemnej księgi, a mój umysł odwiedza niesamowite miejsca i napotyka dziwne postacie. Księga Labiryntu to doskonała lektura dla ludzi w każdym wieku lubiących niepowtarzalne doznania. I choć można narzekać, że koniec następuje odrobinę zbyt szybko, to w umyśle pozostaje po niej niezatarty ślad. Czytał ktoś? Jeśli nie, to przeczytajcie. Serdecznie polecam fanom RPG, molom książkowym, i każdej innej osobie.