Skocz do zawartości

My little Dashie: Reminiscence [PL][Oneshot][Sad]


mientuma

Recommended Posts

My little Dashie: Reminiscene - Moja mała Dashie: Wspomnienie
Przetłumaczyłem tekst raczej hobbystycznie, ot, chciałem sprawdzić po części swój angielski. Krótkie (na prawdę krótkie) uzupełnienie podstawowej historii, autor jednak inny. Nie ma sensu, coby zamykać w szufladzie, więc wrzucę. Have fun :)

Link (PL)
Link (Oryginał)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiem, że taki byl oryginał, ale spróbuj wyjustować cały ten tekst, bo to śmiesznie wyglada. Zaraz przeczytam i podziele sie wrażeniami :) Przeczytałem i powiem tak, samo opowiadanie "zadu" nie urywa, jednakże tłumaczenie jest dobre :) I tak jak mówiłem wcześniej, wg mnie wyglądałoby lepiej wyjustowane, aniżeli wycentrowane :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podkleiłem do pierwszego postu link do oryginału. Co do formy - postanowiłem ograniczyć się jedynie do skromnej roli tłumacza i (parafrazując) zostawić autorowi to, co autorskie :P Wiem, że nie pisze się tak opowiadań, ale skoro zamieścił je akurat w takiej formie, to chyba wiedział co robi. Mimo to, mam nadzieję, że przypadło wam ono do gustu, tak jak mi :yay:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 years later...

Przeczytane. Niestety, gdzieś w przeciągu tych 8 lat od publikacji tłumaczenia, oryginał zniknął z fanfiction.net. Wielka szkoda, bo chętnie porównałabym obie wersje.

 

Nie mam szczególnej wprawy w komentowaniu – robię to zdecydowanie za rzadko – więc pozwoliłam sobie rozbić całość na kilka części, wg wzoru zapożyczonego z Bitwy Fików zorganizowanej kiedyś przez Klub Konesera Polskiego Fanfika.

 

1. FABUŁA

W świecie zewnętrznym dzieje się niewiele. Bohater-narrator (czy on w ogóle ma imię?) czyta pożegnalny list od Rainbow Dash w rocznicę jej odejścia – jakkolwiek to brzmi – i topi smutki w napojach procentowych. Swoją drogą, czy nikt mu nigdy nie mówił, że alkohol nie rozwiązuje żadnych problemów, a wręcz może ich przysparzać? W każdym razie: osią fabularną są odczucia naszego koleżki oraz jego wspomnienia związane z pobytem Rainbow na Ziemi i jej ostatecznym powrotem do Equestrii. No dobra, są przedstawione klarownie i dość obszernie… tyle że ostatecznie niewiele z tego wynika. Nie nic, bo pod koniec facet się wreszcie zaczyna ogarniać, ale przez większość fika po prostu siedzi i smęci.

 

2. BOHATEROWIE

W tym wypadku tylko jeden, który w dodatku wydaje się jakiś taki rozmemłany – jojczy chyba bardziej niż Rarity – i samolubny, skoro chciał/chce zatrzymać Rainbow tylko dla siebie. To drugie jest o tyle kuriozalne, że Celestię oskarża właśnie o egoizm i podejmowanie decyzji za innych. A to już podpada pod hipokryzję. Chyba że w „kanonie” księżniczka faktycznie zabrała Rainbow siłą, wbrew jej krzykom, łzom i protestom. W to jednak wątpię, biorąc pod uwagę treść listu, a konkretnie:

Bawiłeś się ze mną i sprawiałeś, abym była szczęśliwa w świecie, który nie jest moim prawdziwym domem.

 

3. ŚWIAT PRZEDSTAWIONY I KLIMAT

Klimat jest łzawy, w założeniu zapewne wzruszający, acz na mnie nie podziałał. Może to kwestia nieznajomości głównego utworu? Albo może lekko wnerwiającego bohatera-narratora, który jak już mówiłam, przez praktycznie cały fik potrafi tylko użalać się nad sobą? Z czegokolwiek to wynika, nie zdołałam się zanurzyć w świat przedstawiony. Inna sprawa, że było go mniej więcej tyle, co kot napłakał i że gdybym nigdy nie słyszała o My Little Dashie, to chyba w ogóle bym nie wiedziała, o co chodzi.

 

4. JĘZYK I STYL

Z technikaliów: zauważyłam angielski zapis dialogowy, zamiast polskiego, w momentach, gdy bohater mówi na głos. Nadto wielkie litery w niewłaściwych miejscach (i parę przecinków też). Sformułowanie „głośny szept” też mi się nie podoba, zwłaszcza w tym kontekście (w innym można by mówić o „szepcie scenicznym”). Wyrocznią nie jestem, ale skoro Google notują to tylko jako tytuł jakiegoś wiersza i jakiejś wystawy oraz jako część hasełka z memów, to coś może być na rzeczy.
Jak już zwracali uwagę poprzedni komentujący, wyśrodkowany tekst wygląda dość dziwnie. Nie jestem przekonana do takiego formatowania. No, ale skoro tak zadecydował tłumacz, wzorując się na autorze…
Niemniej język ładny, bogaty, styl również poprawny (no, może miejscami ciut zanadto książkowy – choćby to „me życie”), choć zdania czasem za długie. Zgaduję, że tak było w oryginale; w wersji polskiej nie wygląda to jednak najlepiej. Oczywiście trzeba uwzględniać styl autora, ale nie warto trzymać się go niewolniczo.
 

5. WRAŻENIE OGÓLNE I PODSUMOWANIE

Ogólnie rzecz biorąc, nie ma tragedii (w sensie potocznym, nie literackim). Niemniej sam język, choć naprawdę mi się spodobał, nie jest w stanie wyciągnąć całości powyżej średniaka.

Ostateczna ocena: 5/10

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Coś mi się zdaje, że te apostrofy na początku, gdy wymieniony jest autor oryginalnej historii, są zbędne :fswhat:

 

A poza tym, mam pewien kłopot z opowiadaniem, gdyż jest to jeden z dość rzadkich przypadków, kiedy naprawdę trudno mi cokolwiek na temat tekstu powiedzieć. Generalnie, nie jest to dobry znak, sprawie nie pomaga fakt, że jestem leniwy link do oryginału nie działa, gdyż myślałem, że na dobry początek porównam przekład z wersją angielską i może w ten sposób wymyślę jak do opowiadania podejść. W każdym razie, uwagę zwraca formatowanie, a konkretniej – wyrównanie tekstu do środka. Nie żeby była to wielka ujma, a jednak rzuca się w oczy i dziwi. Dlaczego to jest tak sformatowane?

 

Generalnie, mamy widoczny (dzięki kursywie) podział na narrację (pierwszoosobową) prowadzoną przez głównego bohatera i na fragmenty listu od Rainbow Dash, gdzie kolejne zdania korespondencji zostają skonfrontowane z gorzkimi przemyśleniami protagonisty, z czasem doprowadzając do konkluzji, która okazała się całkiem przyjemna w odbiorze. Po – jak ujęła to skądinąd dosyć trafnie Midday Shine – kilku stron smętów, dostajemy promyk nadziei, coś sentymentalnego, ale pozytywnego. Miły kontrast w stosunku do reszty tekstu.

 

Opowiadanie przez większość czasu jest dosyć przygnębiające, aczkolwiek nie w jakiś specjalnie odkrywczy sposób, brakuje czegoś charakterystycznego, choć warstwa emocjonalna stara się, próbuje sprzedać nam smutek, wewnętrzny żal bohatera, ciężko potraktować to na poważnie. Alkohol dodaje temu sztampy, co wydaje mnie się kuriozalne o tyle, że gdyby tak znaleźć się w analogicznej/ podobnej sytuacji, przypuszczam, że większość zajrzałaby do kieliszka (mam na myśli osoby pijące) i w tym sensie to realistyczne, ale z drugiej strony, widzieliśmy to/ czytaliśmy o tym tak wiele razy, że w „My Little Dashie: Reminescence” wypada sto standardowo, tym bardziej, że zabrakło czegoś... więcej? Chyba. Znajomość oryginału pomaga, ale nawet mając w pamięci oryginalny fanfik, zabrakło polotu. A może po prostu wynika to z faktu, że nigdy nie byłem jakimś wielkim fanem „My Little Dashie”... Cóż, wywróciłem oczami na kolejne eksplodujące serce, podobne wrażenie wywoływały kolejne pretensje oraz żale protagonisty. Znów – kuriozalne, gdyż, zważywszy na sytuację i wspólnie spędzone lata, jest to w pełni uzasadnione, ludzkie, budzące współczucie, tylko w praktyce (tj. w tekście) niewiele z tego wynika.

 

Zresztą, stąd napisałem, że warstwa emocjonalna próbuje. Jak dla mnie, niewystarczająco obszernie, tytułowe wspomnienie okazało się bardziej wspomnieniem oryginalnego fanfika, aniżeli wspólnie spędzonego czasu głównego bohatera z Rainbow Dash. W ogóle, opowiadanie niewiele wnosi do tego wątku. Próżno szukać jakichś nowych aktywności, rozmów, wspólnych zabaw, czegokolwiek, czego nie znalibyśmy z oryginału, a co pomogłoby nam w pełni zrozumieć smutek oraz emocje bohatera.

 

To znaczy, wiecie, jak dłużej się nad tym zastanowić, piętnaście lat to szmat czasu. Widział, jak Rainbow dorastała, jak odkrywała świat, domyślam się, że dzielił z nią wątpliwości, radość itd. Urozmaiciła jego życie, nadając mu sens oraz siły, by iść dalej... Ale z drugiej strony, dzieci dorastają, rozpoczynają własne życie, no i w końcu wyfruwają z rodzinnego gniazdka, by zająć się sobą. Raczej powinien być dumny, że dał jej niesamowite dzieciństwo, że ją wychował i że w końcu odnalazła prawdziwy dom (jak wynika z listu), w którym będzie mogła wkroczyć w dorosłość, być szczęśliwa... Faktycznie, to prędzej on okazuje się być egoistą, gdyż kierując się własnymi emocjami (jak to widzę), wolał, by Rainbow nigdy nie wróciła do Equestria i sterczała razem z nim w świecie, w którym nie mogłaby się dalej rozwijać (o ile pamiętam z oryginału, utrzymywał jej egzystencję w ludzkim świecie w konspiracji, np. coby żaden szalony pracownik Umbrelli czy innej WillPharmy nie wpadł na pomysł jakichś badań nad tym kucykowym organizmem czy coś w tym rodzaju) i w którym na dłuższą metę musiałaby nieustannie się pilnować/ ukrywać, nie wspominając o tym, że nie miałaby szans na spotkanie podobnych sobie osobników... Przychylę się do opinii przedmówczyni, iż zalatuje to hipokryzją.

 

Inna rzecz – fanfik raczej sobie nie radzi jako samodzielny utwór, bez znajomości oryginału nie miał bym pojęcia nic a nic, o co tutaj chodzi, kim jest główny bohater, o co chodzi z tą Rainbow Dash, jak to, że była dla niego jak córka, skąd ten list, co się wydarzyło itp. Jeżeli chodzi o przedstawienie świata, wprowadzenie do wydarzeń z przeszłości, opowiadanie w zasadzie nie robi żadnej roboty. Gdyby odważyć się na wniesienie czegokolwiek do oryginału, pokusić się o jakieś nowe wspomnienia, wydarzenia, które ukształtowały relacje ojciec-córka, wówczas nie tylko całość wypadłaby lepiej, ale i czytelnik nie miałby kłopotu z odnalezieniem się w tych realiach, miałby szansę domyślić się, o czym mógł być oryginał, jeżeli go nie czytał. Zatem rozszerzenia rzeczywiście mogłyby pełnić różne funkcje, podnoszące jakość czytadła oraz wrażenia z lektury.

 

Faktycznie, nic dziwnego, że końcówka sprawiła najlepsze wrażenia – poczułem, jakby wątek autentycznie został pociągnięty dalej, jakby tekst jakkolwiek rozszerzył oryginał, dał nam jakieś zakończenie, konkluzję, coś wartego zapamiętania. Poza tym, dużo smętów, które, choć uzasadnione, nie wypadły aż tak emocjonalnie, czy wiarygodnie i w sumie niewiele z nich wynikło. A wystarczyło wymienić jakieś wspomnienia, coś, do czego bohater przez ostatni rok często wracał (w tym sensie, żył przeszłością, nie mając pewności odnośnie dobra przybranej córki), a z czego przeminięciem mógłby się pogodzić na końcu i tak dalej, i tak dalej.

 

Dobrze, że styl (to znaczy, przekład), zrobił dobrą robotę – tekst czytało się płynnie, jak na łzawy klimat, dosyć lekko i sprawnie. W sumie, nie znalazłem niczego, do czego mógłbym się przyczepić. No i coby nie mówić, nie żałuję czasu poświęconego na lekturę. Naprawdę, wszystko brzmiało dobrze i pod tym względem tekst daje radę nawet dzisiaj. Formatowanie troszkę nietypowe i chyba, jeżeli potraktować to na chłodno, błędne, ale nie przeszkadzało i w sumie, na swój sposób, wyróżniło nieco tekst, ogólnie. Niestety, to troszkę za mało i ostatecznie, opowiadanie uznaję za nie wykorzystany potencjał. Po mojemu, gdyby zachować zwięzłość, wyszłoby tego góra kilkanaście stron. Pisząc o dodatkowych, nowych wspomnieniach, nie miałem na myśli epopei.

 

Recepta na lepsze opowiadanie? Dołożyć nowe, konkretne wspomnienia, przedstawić nowe aktywności i podkreślić relacje głównego bohatera i Rainbow Dash, coby:

  • Nadać emocjom protagonisty więcej sensu, wiarygodności i pewnej głębi
  • Wnieść coś nowego do oryginalnej historii, rozszerzyć ją
  • Pomóc nieznającym oryginału odbiorcom odgadnąć co mogło się wydarzyć i jak do tego doszło (mamy wzmiankę o kartonie – właśnie o coś podobnego mi chodzi, to był dobry kierunek)
  • Ubarwić ten tekst, ogólnie

 

Oprócz tego:

  • Pozostawić zdania zaczerpnięte z listu Rainbow Dash, w miarę możliwości skojarzyć je ze nowymi wspomnieniami, o których wspomniałem powyżej
  • Może by tak dołożyć więcej pamiątek? Mamy obraz matki głównego bohatera, czy rysunek od Dashie, moim zdaniem to dobry kierunek.
  • Osobiście zrezygnowałbym z whisky, czy eksplodującego serca, a także „pieprzących” słów

 

W sumie... skoro, jak sam przyznał nasz bohater, „już nie chodzi do pracy”. Z czego on żyje?

 

W każdym razie, powyższe postulaty widzę jako remedium na problemy, które mam z tym tekstem. Wiem, że to bardzo ogólne i że tychże elementów można doszukać się w tekście, ale mnie chodzi nie tylko o sam koncept, ale o wykonanie oraz o tematykę. Mogło być dużo, dużo lepiej. Bez tego alkoholu, ale może przez zwykłą codzienność. Bohater mógłby normalnie chodzić do pracy, spotykać się ze znajomymi, łazić po mieście i... ja wiem? Widzieć dzieciaki bawiące się na jakimś placu i przypomnieć sobie zabawę z Rainbow Dash, gdy ta była jeszcze mała? Może mógłby usłyszeć jakąś historię kolegi/ koleżanki i przypomnieć sobie coś, ale jednocześnie nie mogąc się tym podzielić, bo kto by mu uwierzył? Może mógłby przyuważyć jakiś baner, usłyszeć jakiś komunikat, przez co nabrałby nostalgii i zaczął znów przeżywać te wspomnienia? Taka treść mogłaby okazać się bardziej przejmująca – żyć tak cały rok, gdzie wszystko przypomina ci o przeszłości, a ty nie masz pewności i nie możesz się dowiedzieć, jesteś sam ze swoimi emocjami. I wtedy, w okrągłą rocznicę dzieje się to, co na końcu fanfika.

 

Konkludując – mogło być bardzo dobrze, wręcz świetnie, no i przejmująco. Niestety, ostatecznie jest dosyć średnio, powiadanie raczej na jeden raz, ale dobrze, że przekład brzmi dobrze i tak też się to czyta. Czy można sobie zajrzeć i poczytać? Jasne. Dla fanów "My Little Dashie" może się to okazać nie lada gratką. Dla reszty czytelników - niekoniecznie. Polecam przeczytać i wyrobić sobie własne zdanie ;)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...