Skocz do zawartości

Silent Ponyville 3 + wcześniejsze [PL][Z][Seria][Crossover][Grimdark]


Recommended Posts

Uffff!!! - chciałoby się powiedzieć. Po niezliczonej ilości czasu, dziesiątkach różnych przekładań terminów i wielu pytaniach na maila - "Kiedy to w końcu wyjdzie?" w końcu oddaję w Wasze ręce tłumaczenie trzeciej (i prawdopodobnie ostatniej) części Silent Ponyville. Na tak późną datę ukończenia tłumaczenia wpłynęło wiele różnych rzeczy, które można streścić w kilku punktach - magisterka, przeprowadzka, praca, życie... I to tyle. Pracy nie ułatwiał fakt, że Silent Ponyville 3 jest najobszerniejszym opowiadaniem z sagi składającym się z 109 574 słów (dla porównania SP 1 miało 31811, a SP 2 47877 słów). Dodatkowo nad samym opowiadaniem długo wisiały czarne chmury, gdyż jego autor Jake-Heritagu przez długi czas twierdził, iż nie ma już inspiracji i nie chce mu się pisać (było to tak gdzieś około 7 rozdziału), jednak koniec końców odzyskał formę i udało mu się ukończyć opowiadanie. Widoczne jest jednak delikatne pokłosie tego bałaganu - póki co Jake napisał tylko jedno zakończenie - główne i prawdziwe, a resztę będzie dopisywał "kiedyś". Nie ma też bestiariusza, lecz na jego temat nie ma na razie żadnych wieści. Oczywiście wszystko, co się pojawi, zostanie przetłumaczone. Dla przypomnienia - tradycyjnie kolejność czytania i wszystkie części sagi:

 
1. Silent Ponyville - skończone - http://www.fge.com.pl/2011/10/fanfic-silent-ponyville.html [Z][Grimdark][Crossover]
3. Silent Ponyville 2 - http://www.fge.com.pl/2012/05/fanfik-silent-ponyville-2.html [Z][Grimdark][Crossover][shipping]
3,5. Silent Ponyville: Reunion - jest to kontynuacja Silent Ponyville 2 z nieco innej perspektywy, od innego autora. Tego nie będę tłumaczył niestety, ale zachęcam innych.
6. Silent Ponyville 3 - To właśnie zaraz przeczytasz ;) [Z][Grimdark][Crossover]
 
Na zakończenie - dzięki za wsparcie, które pomagało mi brnąć do przodu i do zobaczenia być może... kiedyś... wewnątrz milczącej mgły...
 
Edytowano przez Dolar84
  • +1 6
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Że też chciało ci się robić wszystko na raz, miast po kolei wydawać rozdziały. Szacun, stary. Możesz być pewien, że kiedyś... kiedy obniży mi się lista zarówno obowiązków, jak i fanfików do przeczytania... przeczytam twoje opowiadanie.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tekst przeczytany.

 

Tłumaczenie całkiem dobre, aczkolwiek natknęłam się na parę błędów. Same drobiazgi, zdarza się.

 

Zaś co do samego tekstu. 3 jest o wiele gorsza od 1 i 2. Dlaczego tak sądzę?

Otóż:

1. Tekst miejscami przynudzał, nie czuć było tego napięcia, co w poprzednich częściach.

2. Nie lubię takiego motywu Tyranestii, który robi z Celki złą i niedobrą, a z Luny wspaniałą i cudowną. Nie jestem fanką solarnej księżniczki, ale motyw ten zawsze jest przedstawiany bardzo jednostronnie, co nie jest dobrym pomysłem.

3. Błędy logiczne fabuły:

- Skoro Merlin pokonał Acnolgię, to dlaczego Celka poszła ze smokiem na ugodę? Jest to o tyle dziwne, że z tekstu wynikało, że smoczek wcześniej przed Princessami uciekał. Bez sensu.

- Śmierć Merlina, za wybicie przez Tię wojsk NMM- dziwe, zwłaszcza, że zabici zostali zdrajcy stanu.

- Co tam robił Lance Strongshy, przecież on mieszka w Cloudsdale, Twilight nie miała nawet szansy go poznać?

 

 

Mimo wszystko, tekst mi się nawet podobał. Na końcu się tradycyjnie popłakałam. Dlaczego SP zawsze tak na mnie działa?

Edytowano przez Cahan
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Skoro Merlin pokonał Acnolgię, to dlaczego Celka poszła ze smokiem na ugodę? Jest to o tyle dziwne, że z tekstu wynikało, że smoczek wcześniej przed Princessami uciekał. Bez sensu.

- Śmierć Merlina, za wybicie przez Tię wojsk NMM- dziwe, zwłaszcza, że zabici zostali zdrajcy stanu.

- Co tam robił Lance Strongshy, przecież on mieszka w Cloudsdale, Twilight nie miała nawet szansy go poznać?

 

 

Ja jestem dopiero na 6 rozdziale i proszę umieszczaj takie rzeczy w spojlerach  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do tego, co pisał Cahan.

Ad1 - o ile dobrze zrozumiałem, to wydarzyło się to wcześniej/smok znalazł sposób na powrót do prawdziwej formy

Ad3 - przyda się znajomość "nieobowiązkowych" części serii, wcześniej też miał koszmary, które opisane są w nieprzetłumaczonym reunionie. A był tam, bo tak samo jak Celestia przybył na ślub Rd i Flutterki.

Opinia o fiku jest napisana przy napisie "koniec", ale wypadałoby powiedzieć coś o wyśmienitej jakości tłumaczenia. Zwykle słysząc o tłumaczeniach fikow myśli się.o dolarze lub aTomie, ale sposobem w jaki przekladasz nie różnisz się od nich niczym poza prędkością.

Pozdro, mam nadzieję, że kiedy reunion zostanie ukończone, podejmiesz się jego tłumaczenia. Dzięki za parę godzin w ciemnym pokoju z dobrą lekturą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem kobietą :fluttercry2:

Kolejny, który nie widzi znaczka pod avkiem...

 

1. Wcześniej trochę bez sensu i dziwne, by znalazł sposób na odzyskanie prawdziwej formy...

2. To ciekawe, ponieważ tak naprawdę nie pogodził się z FS- zakończenie SP2.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane.

Tłumaczenie jest bardzo dobre. Gdzieniegdzie tylko zdarzały się małe literówki ale nic poważnego. 

Co do samego tekstu miejscami wydawał się na siłę przedłużany (albo mi się po prostu wydawało).

Ale jedna rzecz zabolała mnie najbardziej 

Rozumiem że w pierwszej cześć siostra Pinkie została zabita i zjedzona przez psychopatę-kanibala. Rozumiem że w drugiej część Fluttershy została zmuszona do zabicia własnej matki. Ale że Spike musiał umrzeć na końcu cześć trzeciej tego nie rozumiem. I co się stało z Magusem ? Zginął czy co ?  


   

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co do Magusa- w ogóle się nie wyjaśniło co on tam robił. Już nie mówiąc o tym, że nie rozumiem, jak cała historia się zaczęła. przecież nie rzucono na Celestię tego zaklęcia. Dziwne, dziwne.

A śmierć Spike'a boli, ale to w sumie nawet na plus.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi się osobiście wydaje że...

...ta masakra której Celestia się dopuściła na tamtej armii miała miejsce dokładnie w miejscu gdzie teraz jest Ponyville i kiedy Księżniczka próbowała walczyć z tą dziwną siłą którą poczuła na początku to duch zabitych coś zrobiły z zmieniły Ponyvile w ten no Ciche Ponyville

Ale to są tylko moje domysły

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...
  • 8 months later...

Zaglądam sobie do działu, i od razu nostalgia mnie chwyta. "Silent Ponyville", pierwsze opowiadanie o kucykach jakie czytałem (włącznie z "Cupcakes", ale to dlatego, iż jedno nawiązuje do drugiego), i to ono właśnie na dobre wciągnęło mnie do fandomu. Przyznaję rację koledze wyżej, eh wspomnienia :D

Jednakże I część była najlepsza, moim skromnym zdaniem.

Edytowano przez Arkane Whisper
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months later...

Czytałem tego Fica tak dawno temu... Że już zapomniałem, jaki był on genialny. Miło było sobie znowu go przeczytać na spokojnie... W ojczystym języku. Brawo dla tłumacza za chęć, ale i autora, który odwalił kawał dobrej roboty. Dalej mam wielką nadzieję na poboczne zakończenia, o których wspominał... Już długi czas temu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Przeczytane.

 

Jako że wcześniej nie dołączyłem komentarza to zajmę się jednocześnie jedynką i dwójką (trójkę chwilowo odpuszczam - nie była w oskarach).

 

Silent Ponyville 1 - Przed lekturą nie wiedziałem praktycznie nic o grach/filmach z którymi był to crossover, więc nie podejmuję się porównania opowiadania z oryginałem. Jednak muszę powiedzieć, iż jest to tekst bardzo, ale to bardzo klimatyczny. Autorowi udało się oddać ciągłe zagrożenie i niepewność, a obrazy "innego Ponyville" jakie kreśli w swoich opisach doskonale wpasowują się w mroczną atmosferę tego fanfika. Sama historia jest również dobrze skonstruowana - losy Pinkie i jej wspomnienia wciągają, łapią w szpony i nie wypuszczają aż do zakończenia/zakończeń. Jeżeli chodzi o tłumaczenie, to widać, iż były to początki. Można znaleźć wady takie jak angielski zapis dialogowy, zbyt dosłowny przekład czy angielski szyk niektórych zdań. Na pewno nie zaszkodziłaby drobna szlifierka. Natomiast na plus zaliczam fakt, iż tłumaczowi udało się zachować klimat oryginału - pod tym względem jest naprawdę świetnie.

 

Silent Ponyville 2 - W mojej ocenie nie dorównuje części pierwszej jeżeli chodzi o treść za to znacząco je przewyższa, jeżeli chodzi o formę. Tym razem do świata snu trafia Fluttershy z epizodycznie występującymi przyjaciółkami - i w sumie to mi się nie podobało - brakowało tego poczucia osamotnienia, które towarzyszyło nam przy przygodach Pinkie. Sama historia jaką autor raczył wysmażyć dla Shy jest mocna. Nawet bardzo mocna. Klimat niemal tak dobry jak w części pierwszej, jednak czegoś brakowało... Myślę, że chodzi tu o fakt, iż w pewnym sensie dostaliśmy to samo - odszedł element zaskoczenia. Nie jest to błąd jako taki, ale w mojej opinii nieco ujmuje kontynuacji jej mrocznego uroku. Jeżeli chodzi o formę to jest zdecydowanie lepiej - widać że tłumacz od czasu pierwszej części poczynił znaczne postępy. Owszem, kilka razy trafił się angielski szyk zdania, czy nazbyt dosłowne tłumaczenie, jednak było tego zdecydowanie mniej niż w jedynce - progres jest wyraźny. Natomiast utrzymanie klimatu wyszło nieco gorzej - dokładnie chodzi mi o sytuację, gdy panuje mroczna atmosfera, pozytywka syczy, w ciemności coś idzie, czuć wszechogarniające przerażenie i nagle bohaterka wyciąga... kopytko. I cały większa część klimatu idzie w drzazgi. Nie mówię, iż w pewnych miejscach takie zdrobnienie nie było na miejscu - było i owszem. Ale sądzę, że wymienne używanie z twardszym "kopytem" wyszłoby tekstowi na dobre.

 

Ok. Jako że pominąłem jedno opowiadanie (na szczęście krótkie) na swojej liście to nadal mam 5 do zakończenia oskarów. Ruszam do dalszego czytania.

 

AVANTI!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 years later...

„Silent Ponyville”, ten tytuł budzi u mnie wiele wspomnień. Gdy nadchodzi jesień lubię posłuchać kucykowych creepypast lub grimdarków. Jednak niektórymi z nich raczyłem się więcej niż raz. Do „Silent Ponyville”, na potrzeby tego komentarza, ale nie tylko, powróciłem po raz trzeci, po raz pierwszy jednak w polskim tłumaczeniu.

 

Z „Silent Ponyville” zapoznałem się dzięki słuchowisku na kanale na You Tube The Lost Narrator, w którym głos bohaterom podkładali amatorscy, lecz zaangażowani fani. Narracji towarzyszyły złowieszcze efekty dźwiękowe i muzyka. Razem stopiły się one w kwintesencję kucykowego horroru. Przesłuchałem je dwa razy, choć za drugim miałem wrażenie, że jego magia gdzieś ulatuje. Dlatego z pewną obawą podchodziłem do trzeciego podejścia, tym razem bez klimatycznej muzyki i znajomego odgłosu gramofonu, który miała na sobie Pinkie Pie. I niestety tłumaczenie to tragedia... ale może najpierw napiszę o czymś przyjemnym. 

 

„Silent Ponyville” to paradoksalny fanfik. Jest on napisany przez osobę, która była na wczesnym stadium swoich pisarskich umiejętności a pożywką jej działań był chyba czysty entuzjazm. Entuzjazm pierwszych lat istnienia fandomu My Little Pony: Friendship is Magic. By być bardziej konkretnym, pierwszego sezonu, w którym narodziła Pinkamena Diana Pie. A wraz z nią w głowie pewnego fana serialu zrodził się fanfik, który zmienił nasz fandom na zawsze.

 

„Babeczki”, czy trzeba przypominać to niesławne dzieło? Chyba nie, bo od czasu jego napisania stał się on inspiracją dla wielku fanfików i komiksów, w ten czy inny sposób nawiązujących do jego motywu przewodniego. Jeden z nich, „Pie Killer”, miałem nawet okazję skomentować. Ale popularność w Polsce jest niczym w porównaniu z kultem, jakim cieszył się on w anglojęzycznej części fandomu. Dość powiedzieć, że przez pierwszy rok bycia w fandomie natykałem się na takie dziełka z zaskakującą regularnością. Jednak to do „Silent Ponyville” wracam najchętniej.

 

Akcja zaczyna się, gdy Pinkie Pie, dręczona okrutnymi koszmarami zwraca się do Twilight o pomoc. Ta rzuca na nią zaklęcie, które powinno pomóc Pinkie dojść przyczyn jej złych snów. Co prawda Twilight uprzedza, że może być to nieprzyjemne, ale chyba nawet ona nie podejrzewała, że wysłała swoją przyjaciółkę do piekła na ziemi.

 

W „Silent Ponyville” obowiązuje tylko jedna logika. Logika snu. Nie jestem pewien czy to paradoks czy też świadomy zabieg autora, ale sprawia to, że bez żadnych problemów przemykałem różnego rodzaju problemy logiczne, jakie zabiłyby każdego innego fanfika. Sen rządzi się bowiem swoimi prawami. Brakuje mu wyrazistości, ale zawsze wiemy co się dzieje, choć nie znamy przyczyny. Wiemy też co robimy, chociaż powód dla którego musimy coś uczynić jest dla nas mglisty. Rządzą nim emocje. Nie inaczej jest „Silent Ponyville”. Dlatego nie negujemy kolejnych poczynań Pinkie, nie zadajemy sobie pytań dlaczego tak łatwo domyśla się tego o czym my nie mamy pojęcia. A nie możemy go mieć, skoro wątek przeszłości bohaterki zostaje wzięty z przysłowiowego sufitu, bez niezbędnego w normalnych warunkach wprowadzenia czy też foreshadowingu, który nawet jeśli jest to bardzo nieoczywisty. Na szczęście autor wyjaśnia co oznaczają kolejne potwory napotykane przez ukochanego przez nas kucyka, ale czyni to w ramach spojlerów, zdradzających zakończenie fanfika.

 

Potwory. To one były jedną z rozpoznawalnych części serii gier „Silent Hill”, a ich prawdziwe znaczenie odkrywane  było z czasem. Pod tym względem autor podszedł do tematu nieco odtwórczo. W fanfiku można dostrzec nie tylko strachy z Cichego Wzgórza, ale też popularnej wtedy creepypasty o Slendermenie a nawet Dooma! Fakt, że udało się to zaadoptować w spójny sposób do świata kucyków, budzi we mnie odrobinę uznania. Bo owszem, jest odtwórczo ale nie jest to kopiuj/wklej.

 

Natomiast fabuła... cóż, moim zdaniem jest ona bardzo prosta. W każdym rozdziale Pinkie Pie rozwiązuje zagadkę i spotyka nowe monstrum. Dziwne, że  biorąc pod uwagę, że rozdziały są krótkie schemat ten powtarza się zaskakująco często, to dopiero teraz zaczęło mnie to razić. A jednak nadal z zapartym tchem czytałem te znane mi przecież fragmenty. Ból po stracie ukochanego aligatora, pierwsze spotkanie ze Slenderpony, nadal budzą we mnie silne emocje. Czy to nostalgia? A może po prostu tekst jest napisany aż tak dobrze?

 

Otóż jeśli mogę o coś podejrzewać autora „Silent Ponyville” to nie są to zdolności literackie. Opisy są bardzo proste, co wynika też z faktu, że obracamy się w znanym miasteczku, chociaż wypaczonym na wzór gry, którą także znamy. To w zupełności wystarcza. Jednak emocjonalne fragmenty nadal brzmią dobrze. Lecz na Trygława i Swaroga, jeśli angielski oryginał nie grzeszył wyszukaną formą, ale dzięki oszczędności słów potrafił wprowadzać czytelnika w odpowiedni nastrój, to polskie tłumaczenie wzbudzało we mnie śmiech!

 

Cytat

 

Resztki tlenu opuściły jej usta, przelatując po twarzy.

 

Miał pojedyncze ciało, z silnymi ustami z przodu.

 

Wtedy była zbyt nieświadoma, żeby zorientować się, że Ogier wysyła negatywne wibracje.

 

Twilight płakała całym ciałem

 

 

To tylko wisienka na torcie składającym się z niewyobrażalnej ilości powtórzeń czy zapisu dialogowego wyjętego żywcem z angielskiego oryginału! Przecież to jakaś kpina! Tłumacz dokonuje przekładu bardzo dosłownie i powiela słowo w słowo idiomy nie próbując oddać ich znaczenia w języku polskim! Nie rozumiem, dlaczego nikt tego nie sprawdził! Większość tych błędów można zresztą poprawić samemu, gdyż trudno nie zauważyć, że jedno słowo powtarza się trzy raz w akapicie mającym trzy zdania! Literówki są, chociaż chyba nieliczne, o interpunkcję mnie zaś nie pytajcie. Uwierzcie mi jednak, że tłumaczenie, chociaż oddaje treść to jest żenująco słabe i w złym znaczeniu tego słowa tchnie oryginałem. Jednak nawet ono nie jest w stanie do końca popsuć przyjemności z lektury fanfika.

 

Bo po jego przeczytaniu i zapoznaniu się z każdym z siedmiu zakończeń, nadal odczuwałem przyjemność. Powróciły wspomnienia czasów gdy każdy fanfik z kucykami był dla mnie przygodą, którą chłonąłem. Nie miało znaczenia, czy słuchałem go po angielsku czy po rosyjsku, gdyż w obydwu kręgach fanów podejście do swej pasji budziło mój szacunek. A poza tym, fanfik nadal się po prostu dobrze czyta, gdyż instynktownie wiedziałem, na co zwracać uwagę. Nie dlatego, że znałem treść, ale wiedziałem co było ważne w oryginałach, a co rozumiał także autor. Dlatego polecam „Silent Ponyville”, ale nie w ułomnym polskim przekładzie, tylko w interpretacji The Lost Narrator, nawet jeśli jest tam tylko jedno z siedmiu zakończeń. Jedno, ale to najbardziej klimatyczne.  Warto jednak zapoznać się także z pozostałymi oraz opowiadaniem „Dzisiaj spotkałem boga”. Wszystkie one wnoszą nieco więcej informacji o bohaterach i tragedii Pinkie Pie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Silnet Ponyville miało wady. Wiele z nich zniknęło w słuchowisku (które chyba stworzył) Thelostnarrator. Polskie tłumaczenie Silent Ponyville 2 zdawało się bronić nawet bez dźwiękowej adaptacji. Tym bardziej jego upadek był dla mnie bolesny, że w budowaniu klimatu zaszedł on nawet wyżej od swojej poprzedniczki.

 

Silent Ponyville 2 zaczyna się krótko po przygodach Pinkie Pie. Tym razem jednak dotknięta koszmarami jest Fluttershy.


 

Spoiler

Których efekty Rainbow Dash chce łagodzić seksem z nią, co jest doprawdy komiczne i stanowi pierwszy, jeszcze nie niszczący atmosfery kroczek ku przepaści. 

 

 

Ale jest rozwiązanie! Zna je Twilight Sparkle, która pomogła uporać się ze złymi snami Pinkie Pie. Ta, gdy się tylko dowiaduje, gdzie jej przyjaciółki zmierzają próbuje im wyperswadować korzystanie z pomocy lawendowej klaczy, ale ponieważ nie mówi dokładnie gdzie leży problem, to postanawia udać się wraz z Rainbow i Fluttershy do krainy snów. Do pokrytego mgłą, cichego Ponyville. Do piekła!

 

Proszę mi uwierzyć, że Silent Ponyville 2 jest tekstem przez jakieś 80% stron naprawdę godnym polecenia. Odnajdziemy tutaj wszystko to co wypadało bardzo dobrze w pierwszej części i bardzo niewiele z tych słabości, które mogły psuć wrażenia z lektury. Mam tutaj na myśli ubogą warstwę literacką oraz powtarzających się nazbyt często schemat spotkań z potworami i rozwiązywania zagadek.

 

Tekst jest tym razem znacznie dłuższy i autor wykorzystuje to z rozwagą. Nadal nie uświadczymy tutaj tego co można uznać za zbędne w przybliżeniu nam sytuacji bohaterek. Tajemnice przeszłości Fluttershy są ujawniane stopniowo, tak jak wcześniej w porządku niechronologicznym, lecz tylko zapoznanie się z całością tekstu pozwoli zrozumieć znaczenie tego co się wydarzyło wcześniej. O ile jednak historia Pinkie Pie była inspirowana niesławnymi Babeczkami co odcisnęło na niej swe piętno, tak opowieść Fluttershy, jest bardziej tajemnicza i lepiej, bardziej płynnie poprowadzona. Nie miałem wrażenia, że pewne rzeczy dzieją się tutaj byle szybciej popchnąć akcję do przodu, bo autor goni w piętkę z pomysłami. Wątek wspomnień wysuwa się na pierwszy plan, podczas gdy w pierwszej części był on nieco w tle spotkań z kolejnymi potworami. Owszem, starcia z nimi występują także tutaj. Są one również bardziej brutalne.

 

Tutaj mam dwie uwagi. Po pierwsze dla Fluttershy zagrożenie stanowią nie tylko monstra, ale też np. dziwne zjawiska a po drugie same potwory, nadal bardzo symboliczne, są interesująco przedstawione. Tak, nadal są wiernie zaadoptowane z gier Silent Hill, ale ponownie ich wygląd i schemat działania, opiera się na doświadczeniach z zapomnianej przez Fluttershy przeszłości. Jednak jest tutaj pewien problem, drugi kroczek ku przepaści. W pierwszym Silent Ponyville Pinkie Pie nie otrzymywała poważnych obrażeń, ale czuć było  obawę  o jej życie. Natomiast Fluttershy, niczym z gry video, leczy się napojami leczącymi! Natomiast rany są bandażowane, niczym w jakiejś grze akcji. Przez to obawa o życie bohaterki nieco słabnie. Okazuje się przy tym, że Fluttershy ma wiele talentów i jest nie tylko zdolną weterynarką ale też potrafi zszywać rany itd. Oczywiście ta, nieznana widzowi serialu, wiedza skądś pochodzi i muszę pochwalić autora za umiejętne wplecenie uzasadnienia skąd bohaterka posiada tę wiedzę.

 

Przemierzając budynek koszmarnej wersji szpitala w Cloudsdale i odkrywając prawdziwe znaczenie koszmarów czekałem na finał, klimatyczne zakończenie tej wędrówki. Ale to co otrzymałem to było... zbyt wiele.

 

Drogi czytelniku. Miałem dwa duże problemy z Silent Ponyville 2. Pierwszy z nich, jest raczej subiektywny. Dla mnie Silent Ponyville 2 reprezentuje sobą jakiegoś wczesnego przedstawiciela woke culture. Nie będę objaśniał tego terminu, gdyż prawdopodobnie już się z nim zetknąłeś. Dość powiedzieć, że gdy zapoznałem się z tym fanfikiem kilka lat temu te wątki mi aż tak nie przeszkadzały, za to teraz odebrały mi niemałą część przyjemności z lektury.

 

Spoiler

Poza zaklęciem ciążowym dla klaczy. Jak ma niby działać to zaklęcie? Powoduje, że klacz nagle zyskuje męskie narządy rozrodcze? Zamienia on komórki jajowe klaczy w spermę i przenosi ją do macicy drugiej, gdzie następuje proces zaplemienia? Jestem bardzo ciekawy co też autor miał na myśli. Ten pomysł rozsadził mi mózg już wtedy.

 

To był ten argument bardziej subiektywny. Poważniejszym jednak problemem jest przedawkowanie grimdarkowej atmosfery.

 

Moim zdaniem grimdark powinien być niepokojący. Silent Ponyville 2 jest taki przez bardzo długi czas. Jednak w pewnym momencie zaczyna być tak przerysowany, że aż śmieszny.

 

Spoiler

Okazuje się bowiem, że ojciec znęcał się nad Fluttershy, bo ta zabiła matkę nożem, gdyż ta kazała jej to zrobić a klaczka nie potrafiła się mamusi sprzeciwić. Niestety nie powiedziała tatusiowi, że mama kazała się jej zabić, co być może oszczędziło by jej nieco cierpień. Oczywiście tatuś ignorował fakt, że żona strasznie cierpi i dlatego zdecydowała się na tak desperacki krok.

Kiedy tę misternie rozwijaną historię streściłem do tego akapitu, to nagle zacząłem rechotać. 

 

Relacje pomiędzy postaciami są czasami tak przejaskrawione, że zabijają to co w Silent Ponyville 2 było najlepsze. Klimat zaszczucia i tajemnicy. Również zakończenia nie są równie wzruszające jak te z pierwszego fanfika.  

 

Spoiler

Nie mówiąc o tym, że to w tym prawdziwym pada wzmianka o zaklęciu ciążowym dla klaczy. 

 

 

Są one czasami (głupio)śmieszne, czasami żenujące, nieczęsto wzruszające.

 

Podsumowując, Silent Ponyville 2 przez większą część, to godna kontynuacja pierwszej części. Lepiej łączy wątek odgadywania przeszłości z walką o przetrwanie. W dodatku warstwa literacka oraz sama jakość tłumaczenia stoi wyższym poziomie. Niestety autor w pewnym momencie uczynił historię opartą na niedopowiedzeniach  tak przerysowaną, że zatraciła swe zalety. Dlatego nie mogę jej polecić z czystym sumieniem. Ponadto tekst zwyczajnie mnie drażnił w nazbyt wielu miejscach bym mógł stwierdzić, że kiedyś do niego wrócę. Silent Ponyville to klasyk, Silent Ponyville 2 to tylko pozycja kultowa. A nawet rzeczy lub utwory kultury pośledniej jakości mogą otrzymać takie miano, jeśli znajdzie się grupa ludzi gotowa tak go nazwać w artykule na Wikipedii lub w podobnym miejscu. 

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

„Silent Ponyville 3” to fanfik, z którym, na pierwszy rzut oka, wszystko jest w porządku. Jego problemy są tak subtelne, że wydają się kwestią subiektywnych preferencji. A jednak był to też jedyny fanfik z serii, który nie wzbudził we mnie większych emocji.

 

„Silent Ponyville 3” nie powtarza w prosty sposób założeń poprzedniczek. Pod względem fabuły idzie własną drogą nie wiążąc bezpośrednio postaci Twilight, będącą główną bohaterką, z wydarzeniami, które doprowadziły do tego, że Ponyville tonie w morzu złowieszczej mgły a po jego ulicach krążą potwory. Fanfik wnosi pewne urozmaicenia względem pierwszej i drugiej części, gdyż opuszcza krainy snów i chociaż akcja dzieje się w realnym świecie a nie tylko umysłach bohaterów, to rzeczywistość jest znacznie bardziej względna.

 

Dokładnie. Wszystko co działo się w śnieniu Pinkie Pie czy Fluttershy było koślawym odbiciem tego co się stało w ich  przeszłości a czego wspomnienia wyparły. Tutaj każda z postaci postrzega wydarzenia inaczej. Nie jest to może całkiem oryginalne w kontekście serii, bo już część druga pozwalała stwierdzić, że każda z postaci przeżywa własny koszmar, ale tutaj jest to wielokrotnie podkreślone a nie incydentalnie. Mam pewien problem jak się do tego odnieść i jak to ocenić. Z jednej strony siła napędzająca koszmar bawi się kucykami i to powinno budzić grozę. Nie wiadomo co jest realne a co nie. Z drugiej strony, ta względność powoduje, że nie traktowałem koszmaru Twilight poważnie. Wszystko co widziała mogło się zdarzyć albo i nie. Szybko pozbyłem się wrażenia, że postaci z serialu giną definitywnie. Może giną a może nie. To kompletnie nic nie zmienia w odbiorze fanfika. Inna sprawa, że umierają też postacie drugoplanowe z poprzedniej serii i których właściwie nie jest czytelnikowi szkoda. Lecz to nie wszystko. Giną postacie, które są czytelnikowi w ogóle nieznane (pewnie były w fanfikach poprzedzających „Silent Ponyville 3”, ale te sam autor określił jako coś czego znajomość nie jest potrzebna, więc ich nie czytałem), których los go w ogóle nie obchodził bo usłyszał o nich po raz pierwszy. I to się dzieje kilka razy. W końcu przestałem zwracać na to uwagę.

 

Świat „Silent Ponyville 3” jest subtelny. On wyniszcza bohaterów psychicznie nie pozwalając im odróżnić prawdy od kłamstwa. Dotyczy to także samej Twilight. Poświęca się jej sporo czasu, flashbacki jej przeszłości ciągną się nieraz po kilka stron. Ale Twilight nie jest kimś, kogo los by mnie martwił, nie tylko dlatego, że była takim nieformalnym antagonistą poprzednich części. Szybko okazuje się bowiem, że to co się z nią dzieje wcale nie musi się naprawdę dziać. Zacząłem więc zakładać, że jest ona w jakiś sposób chroniona pancerzem fabularnym. Zawsze bowiem się jakoś wyplącze z niebezpieczeństwa, wszak jest jednorożcem, włada magią, ma broń...

 

Tak! Twiligt ma broń. I już to powoduje, że element zaszczucia słabnie. To, że ma broń i zabija nie jest jednak przeoczeniem. To świadomy zabieg, który pozwala nam pokazać jak bohaterka widzi świat i co może w nim czynić.


 

Spoiler

A dodajmy, że Aplle Jack nie widziała żadnych potworów w Ponyville. Ich obecność stoi zatem pod znakiem zapytania.

 

 

Twilight może się bronić. Ale jak już napisałem wcześniej, może nie ma ma się przed czym bronić, może ma tylko zwidy? Nie jest to istotne chociaż pozornie jednak jest. Istotne jest to, że Twilight każde zabójstwo i każdy zgon traktuje z taką samą powagą. Nie ma znaczenia, że coś mogło spróbować ją zabić a ona nie wiedziała, że to coś mogło nie być tym co widziała i może nie próbowało jej zabić. Nie ma znaczenia czy giną jej przyjaciele czy kompletne randomy. Twilight zawsze reaguje tak samo! Albo ma wyrzuty sumienia... i   żeby czytelnik nie miał wątpliwości, że je ma to rozprawia o tym, że je ma... albo ryczy. Ryczy dużo. Może nie jest to coś niezwykłego ale czemu to się wciąż powtarza i czemu mam to tak samo przeżywać?

 

Zacząłem się zastanawiać co za przewrażliwiony człowiek to pisał? Czy jest to ktoś kto za każdym razem zaczyna płakać jak ogląda wiadomości, gdy wspominają o czyjejś śmierci? Czy Twilight zawsze musi wygłaszać te patetyczne mowy kiedy widzi czyjąś śmierć? Raz czy dwa? Ale ona przeżywa to cały czas! I choć jednorożec zdaje sobie sprawę z tego, że to może nie być prawdą to i tak nic nie zmienia w jej zachowaniu. Nie mogę napisać, że autor nie miał pomysłu. Pomysł był świetny. Twilight najpierw myśli, że świat koszmarów ma jakieś zasady, potem się okazuje, że ich nie ma bo sam je tworzy na bieżąco. I to może niszczyć psychikę. Ale moim zdaniem autor przedobrzył. Wysyła czytelnikowi tyle sygnałów, nawzajem ze sobą sprzecznych, że po prostu zacząłem się męczyć kolejnymi rewelacjami.

 

W przypadku Pinkie Pie i Fluttershy, czytelnik miał nieustannie wrażenie, że one mogą zginąć. Że ich rany się nie będą cudownie goić za każdym razem. To powodowało obawę o ich życie. W przypadku Twilight nawet coś, co może oznaczać jej koniec jest czymś odwracalnym, uznaniowym. To ona sama musi stwierdzić, że umiera by umrzeć. W efekcie... nie da się tutaj umrzeć jeśli tego się nie chce. Dodajmy, że Twilight sama sobie doskonale zdaje z tego sprawę, chociaż nie od razu. Świetna psychologiczna tortura? Tak. Ale działa to tylko na postać, nie na czytelnika. A jak już wyjaśniłem wcześniej, mam wątpliwości dlaczego to działa na główną bohaterkę w ten sam sposób za każdym razem. 

 

Wszystkie resety stanu zdrowia Twilight działają niszcząco na klimat zagrożenia. Fakt posiadania broni nie jest jest problemem. Problemem są przeskoki pomiędzy stanami zagrożenia i względnego spokoju przeznaczonego na budowanie napięcia. Są one zbyt częste, chociaż lepiej zasygnalizowane niż w drugiej części, gdzie pozytywka Fluttershy zaczynała wydawać odgłosy gdy właściwie było już za późno i musiało dojść do konfrontacji. Co najelpiej jednak niszczy napięcie? Otóż Twilight musi rozwiązywać łamigłówki. Nie takie jak Pinkie czy Flutterka! Nie, jakieś tam zagadki nie wystarczą! Umieszczanie znalezionych po drodze kamieni szlachetnych w różnych miejscach, też było dla słabych. Twilight, niczym w grze, musi znajdować różne rzeczy i umieszczać je w odpowiednich miejscach, które odwiedziła wcześniej. W grze nazywa się to chyba backtrackingiem. Czemu jednak autor uznał, że będzie dobrym pomysłem zastosować ten motyw w fanfiku? Przecież czytelnik nie bierze udziału w rozwiązywaniu zagadek. Czyta on tylko jak robi to Twilight ponieważ nie ma tej samej wiedzy co ona i nie widzi tego co ona. To jest kolejny problem fanfika, powiązany zresztą z poprzednimi dwoma akapitami. Czytelnik po prostu nie może się wczuć w postać, gdyż to co ona przeżywa jest zbyt względne. To co widzi Twilight dotyczy tylko jej, czytelnik nie ma się jak do tego odnieść. Są to detale bardziej intelektualne, ale brakuje im tej uniwersalności, którą mógłby zrozumieć czytelnik. Dla lepszego zarysowania posłużę się przykładem.

 

Kiedy Pinkie Pie po raz pierwszy spotyka Slenderpony'ego, zaczyna uciekać. Każdy kiedyś przed czymś uciekał, wkładając w swój bieg jak najwięcej siły by się bał, że ktoś lub coś go złapie. Kolega z klasy, sąsiad albo jego pies. Nie jest to istotne. Istotne jest to, że wiemy co czuje Pinkie Pie.

 

Strach w koszmarze działa inaczej. Przez jedną chwilę po przebudzeniu brakuje nam pewności czy naprawdę zły sen się skończył. Co do zasady jednak wiemy kiedy coś się dzieje naprawdę a co nie. Jednak we śnie czujemy te same emocje jakby coś się działo naprawdę. Strach w „Silent Ponyville 3” działa jeszcze inaczej. Twilight nie może się obudzić, ale jest świadoma tego co się dzieje. Dopiero gdy zdaje sobie sprawę, że nie ma jasnej granicy pomiędzy fikcją a prawdą zaczyna przeżywać koszmar w jeszcze inny sposób. Określiłbym go jako nieco Lovecraftowski, bardziej abstrakcyjny, niedostępny dla czytelnika w sposób emocjonalny. Jednym słowem niestraszny. 

 

Kolejnym problemem jest to, że poprzednie części dotykały indywidualnych postaci. Tutaj jest ich wiele... ale może ich nie ma, może Twilight tylko się wydaje, że są. Załóżmy jednak, że one istnieją. Koszmar Pinkie Pie i Fluttershy był pretekstem do odzyskania wspomnień. W przypadku Twilight takie flashbacki nie służą odzyskiwaniu przeszłości. Pokazują nam one zarówno wydarzenia z życia Twilight jak również Celestii i Luny. Chyba do rozwiązania zagadki ważne są te drugie, te pierwsze są potrzebne po to, by Twilight miała po co żyć albo żeby wiedziała, że ma za kimś płakać, bo czytelnik może tej wiedzy nie posiadać. Jednak wspomnienia nie prowadzą wprost do odpowiedzi na pytanie dlaczego stało się to co się stało. W efekcie ten prosty acz silny związek emocjonalny łączący postacie i ich przeszłość tutaj nie zachodzi albo jest on zepchnięty na dalszy plan. A to przecież było motorem napędzającym fabułę serii. Te potwory, które widziała Pinkie były odbiciem jej przeszłości. Jaki mają związek z przeszłością Twilight albo Celestii rycerze w zbrojach (którzy może istnieją a może nie, dodajmy bo to bardzo ważne), którzy chcą ją zamordować? Jaki mają związek z ich przeszłością wszystkie stwory w Ponyville (które może istnieją a może nie, dodajmy bo to bardzo ważne... a może i nie?) Nie mam pojęcia. Przywiązanie do tych detali znane z wcześniejszych części, gdzieś zniknęło.

 

Mógłbym pisać jeszcze długo ten komentarz, ale po co? „Silent Ponyville” trzymał się w dużej mierze na entuzjazmie autora, który potrafił nadać prymitywnej formie ładunek emocjonalny, który uczynił z niego klasyka fandomu. „Silent Ponyville 2” próbował powtórzyć ten sukces i do pewnego stopnia mu się to udało, zawiodła jednak główna bohaterka, której wątek wydał mi się okrutnie przerysowany. „Silent Ponyville 3”, mimo że pod względem formalnym jest najdoskonalszym dziełem to wydaje się nie budzić u mnie silnych emocji. Nie sądzę, że autorowi zabrakło inwencji, moim zdaniem miał jej aż za dużo ale pomimo rozciągnięcia fanfika na wiele stron nie potrafił połączyć swych pomysłów w jedną, spójną całość. Otrzymujemy natomiast niespójny (w swej celowej niespójności) świat, miałką główną bohaterkę i dłużące się zagadki z backtrackingiem, które niszczą napięcie zaraz po tym jak zostaje one z mozołem zbudowane. Natomiast mnóstwo pytań pozostaje bez odpowiedzi, łącznie z najważniejszym: Po co Celestia rzucała zaklęcie na początku fanfika. Po jego przeczytaniu nadal tego nie wiem. Podejrzewam, że autor też nie. 

 

I na koniec:

 

 

Dnia 17.05.2014 o 18:55, Cahan napisał:

- Skoro Merlin pokonał Acnolgię, to dlaczego Celka poszła ze smokiem na ugodę? Jest to o tyle dziwne, że z tekstu wynikało, że smoczek wcześniej przed Princessami uciekał. Bez sensu.

Ja zrozumiałem, że to przeszłość Celestii przebija się niechronologicznie. I poddanie się Acnologii było przed przybyciem Merlina. Niechronologiczność wspomnień jest też widoczna w części 2 fanfika. 

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...