Skocz do zawartości

#5 05/2014 "MANEzette"


Dolar84

Recommended Posts

005-WebCover.png

 

Link w formcie ePub - pojawi sie na dniach.
 

 

Witajcie

 

Kolejny miesiąc - kolejny numer. Redakcja nie śpi i pokonując wszechogarniające lenistwo (w końcu wiosna!), dostarcza kolejne teksty. Czego można spodziewać w wydaniu majowym?

 

Jak zwykle na początku mamy newsy, gdzie znajdziecie, między innymi, sporo interesujących wywiadów i audycji - naprawdę warto je obejrzeć. Następnie tradycyjnie wchodzimy w tematy najbliższe sercu wielu naszych redaktorów i korektorów czyli opowiadania. Pojawi się recenzja kolejnego tworu Albericha, dostaniecie coś z Winningverse (Banging! Banging everywhere!), a i fani Fallouta znajdą coś dla siebie.

 

Jeżeli chodzi o artykuły to oprócz stałych rubryk, czyli "Sekretów Wieży Zegarowej" i "Przeglądu Muzycznego" będziecie mieli niewątpliwą przyjemność przeczytać doskonały artykuł autorstwa Madeleine i wywiad z Fuzzym, autorem "Murky Number Seven".

 

Oprócz tego felietony, artykuły spoza świata MLP oraz kolejna część tłumaczonego przez Solarisa opowiadania i standardowa porcja komiksów.

 

A wszystko to kryje się pod okładką, na której wspaniale prezentuje się, dyskretnie przypominając o ubiegłych igrzyskach olimpijskich, Soczi, którą specjalnie dla nas narysował Watarik.

 

Serdecznie zapraszam do lektury!

Dolar84

(Piszę tego posta z powodu nieobecności Naczelnego i Wicenaczelnego, którzy zostali uprowadzeni przez stado kosmicznych chomików mających zdecydowanie dwuznaczne zamiary...)

Edytowano przez Dolar84
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobał mi się artykuł z tym fikiem, co go Dolar tak wielbi. Poza tym numer jak numer. Dziękujemy Towarzyszu Solarow, że w końcu napisałeś wstępniaka! Naczelny do czegoś zobowiązuje.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja po raz kolejny śmiecham z tekstu o Winningverse, bo po raz kolejny CK spowodowała, że Dolar zmienił płeć xD

 

http://i.gyazo.com/1e2abe68f71da6ad9df2f6cc8b25da8e.png co tak pięknie tutaj widać :derp2: Also, kilka utworów? Przecież cały album dostały :P 

 

Resztę pewno obejrzę później, bom leń i nie chce mi się teraz czytać :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wypadałoby ponarzekać. Wziąłem sobie materiał dotyczący porzuconych opowiadań. Cóż, poza bezcelowymi dygresjami zajmującymi trzecią część tekstu i zbitkiem niezbyt przekonujących argumentów tylko jedno zdanie zdołałem wziąć na poważnie - robić notatki. Co prawda znalazłbym jeszcze parę innych trafnych stwierdzeń, acz całokształt zawartości merytorycznej połączony ze zbyt dyletanckim podejściem do omawianego zagadnienia uczynił z tekstu nieudaną próbę stworzenia poradnika o rozwijaniu podejścia do samodoskonalenia w dziedzinie pisarstwa. Mój główny zarzut - brak adresacji do inteligencji odbiorcy. Praktycznie cały tekst poświęcony jest podrzucaniem propozycji pozbawionych wiarygodnej argumentacji.

 

"Pisz jedno zdanie dziennie - po roku będziesz miał 365 zdań do napisania mniej!" jest jawnym szkalowaniem drugiego człowieka. Czyniąc z przyjemności rygor, zabijasz ducha pisania. Doprowadzisz co najwyżej do sytuacji, że tego dnia trzeba odwalić swoje, a potem zająć się bardziej atrakcyjną aktywnością spędzania wolnego czasu. To błąd. Piszesz o życiu, kolokwiach i zającach, podczas gdy tą tezą czynisz z hobby kolokwium - zaliczyć je trzeba; nie ma innego wyjścia.

 

"Skomentuj jakkolwiek opowiadanie, niech sobie autor wmawia, że ci na nim zależy" bywa jeszcze gorzej odbierane. Oczywiście, fajnie jest spotkać się z rozbudowanym komentarzem, może nawet konstruktywnym, ale nie oczekujmy nie wiadomo czego. "Fajne opowiadanie!" oraz "Niefajne opowiadanie!" niesie identyczną zawartość merytoryczną - zero. Początkującego pisarza powinno się uczyć, że ma pracować dla siebie, a nie dla innych - w przeciwnym razie nie osiągnie niczego poza rozczarowaniem. Kogo prościej uświadomić - szarą masę czy jednostkę twórczą?

 

"Napiszmy coś jest nietrafionym pomysłem" - to w takim razie, co jest substytutem albo chociaż erzacem? Przecież wena pochodzi od bodźców i tylko od nas zależy, jak zostanie ukształtowana. Tak dla przypomnienia - nasza wyobraźnia jest wypadkową wszystkich subiektywnych doznań z otoczenia. Nie zdarzyło ci się kiedykolwiek napisać czegoś w nagłym przypływie? Przecież ten fandom stanowi pole do szlifowania stylu, a robi się na zasadzie prób i błędów, pisaniu kolejnych opowiadań, eksperymentowania oraz stworzenia czegoś przyjemnego zarówno dla mnie, jak i odbiorcy. Co złego jest w próbie opisania czynności, którą mieliśmy już w piętnastu innych wydaniach? Pójdźmy dalej - po co pisać o kucykach, skoro już jedno takie opowiadanie powstało?

 

"Skomentuj jakkolwiek opowiadanie, niech autor widzi, że ci na nim zależy" - wersja alternatywna - też zła i niedobra, bo nie można wyrazić zainteresowania opowiadaniem, które nam się spodobało i chcielibyśmy kontynuować podróż po kolejnych stronicach. Zdecyduj się w końcu, czy ten odbiorca powinien napisać cokolwiek pod tym nieszczęsnym opowiadaniem. Stosując się do tych reguł opinia kalibru "Fajne opowiadanie. Kiedy następny rozdział?" powinno być karane szubienicą.

 

"Mam zakończenie. Teraz dorobić do tego teorię" jest jednym z gorszych rozwiązań na realizację. Skoro masz zakończenie, to po co je dalej pisać? W konkluzji wyraźnie sugerujesz, że istnieje ryzyko zaprzestania prac nad kontynuowaniem opowiadania z racji na wcześniej wygenerowane miałkie zakończenie. Zaczynanie od końca prowadzi tylko do siłowania z samym sobą, aby tylko przepchnąć na siłę część bohaterów pozbawionych charakteru. Niech odwalą swoje, zginą, a resztę zwieńczymy słowem "Koniec".

 

Gdybym na zakończenie napisał z pełną premedytacją "Nie udało się, może następnym razem mnie przekonasz" byłoby równie bezduszne, jak co poniektóre postawione w artykule tezy. Brakuje mi konkretnego podsumowania, konkretnych argumentów i jasnego przekazu. Zabawa w spekulacje jest niewartą czasu fuszerką, zwłaszcza w artykule, który potencjalnie ma w sobie jakieś przesłanie.

 

Pozdrawiam

Edytowano przez Mordecz
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Propsy dla Albericha za "Sekrety Wieży Zegarowej". Jak zawsze czytało mi się lekko i przyjemnie.

 

Cieszę się też, że ktoś zrecenzował "Ponybiusa", bo to jedno z opowiadań spod znaku "Cahan approves" i zasłużyło na tę recenzję w pełni.

 

Za to Madzi się dostanie...

Za bzdury o rybkach w kuli!

Szkodliwość kuli nie jest spowodowana bowiem jej kształtem [rybkom jest wszystko jedno w czym pływają, jeziora i morza nie są kwadratowe, jako kryjówki służy roślinność, muszle, korzenie, kamienie, etc.], a pojemnością. Takie zbiorniki są bowiem zdecydowanie za małe! Jeśli mamy do czynienia z kulą o pojemności większej niż 30l, z pokrywą, oświetleniem, grzałką i filtrem, to spokojnie można w niej trzymać jakieś drobne rybki [np. gupiki endlera, albo harem bojowników syjamskich], albo karłowate krewetki słodkowodne- np. Neocaridina heteropoda.

Przepraszam, ale musiałam. Ichtiologia jest jedną z pasji mojego życia [podobnie jak botanika, felinologia, fantasy, kuce, konie i wiele innych dziwactw :rdblink:].

 

Teraz przejdę do merytorycznej oceny artykułu Madelaine. Mi się przekaz podobał. Bo nawet "Fajny fanfik, kiedy następny rozdział?" jest lepsze od zapomnienia. Bo uczucie bycia nieczytanym nie jest fajne. Krytyka, która mówi mi, że fajnie nie jest, też jest ważna. I w sumie to witam ją najchętniej, bo dzięki niej mogę się poprawiać i stawać coraz lepsza. A o to w tej zabawie chodzi.

 

Podobał mi się też tekst Dolara o recenzentach-tłumaczach. Mi to zjawisko nie przeszkadza i ja je jak najbardziej rozumiem. Bo jak się znajduje perełki, to grzechem byłoby nie zrecenzować, nie podzielić się nimi z jak największą rzeszą ludzi.

 

Opowiadanie też na wysokim poziomie, ale poprzedni odcinek był jednak zabawniejszy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za bzdury o rybkach w kuli!

 

 

Mogę się jedynie kajać przed znawczynią tematu ;) Dzięki za wytłumaczenie, na przyszłość będę wiedziała. Aczkolwiek co do jednego się zgadzamy: NIE WOLNO TRZYMAĆ RYBEK W KULI! I niech wszyscy ich posiadacze wezmą to sobie do serca!

A Ty masz rybki w ogóle? Osobiście zawsze podziwiałam ludzi, którzy poświęcają masę czasu, energii i wydają kupę pieniędzy, żeby żyło się dobrze zwierzakom, których nawet nie można przytulić. Taki podziw łamane przez kompletny brak zrozumienia :P

 

 

Czyniąc z przyjemności rygor, zabijasz ducha pisania.

 

 

Z jednej strony się zgadzam, ale z drugiej - gdyby zawsze było tak, jak mówisz - nie istnieliby ludzie spełnieni zawodowo, bo przecież "nie można czerpać przyjemności z tego, co czyni się pod rygorem". Poza tym jestem zdania, że coś takiego jak wena sensu stricto nie istnieje - pracując nad dziełem systematycznie, można "wyrobić sobie" odruch "przełączania się" na pisanie. Zresztą, czy artykułowe "codziennie" musi oznaczać "codziennie"? Może być co tydzień albo raz w miesiącu. Wsio rawno. Zależy od autora.

 

 

 

"Fajne opowiadanie!" oraz "Niefajne opowiadanie!" niesie identyczną zawartość merytoryczną - zero.

 

 

Wyższością komentarza o zerowej wartości merytorycznej nad brakiem komentarza jest to, że ten pierwszy istnieje. Rozumiem Twój argument - z takich opinii autor nie wyciągnie nauk na temat swojej twórczości. Wyciągnie za to coś innego - przeświadczenie, że ktoś, ktokolwiek, przeczytał, a nawet jeśli nie przeczytał, to chociaż zerknął czy przebiegł wzrokiem. Ponadto nie bierzesz pod uwagę jednej rzeczy - chociaż jakość jest najważniejsza, to czynnikiem, który dobrze przyciąga kolejnych czytelników, jest ilość komentarzy pod tekstem. Wielu jest takich, którzy nie lubią komentować jako pierwsi. Po prostu, tak mają. Kilka opinii innych, nawet takich o zerowym poziomie merytorycznym, może ich do tego zachęcić. (A mówiąc już o argumencie najbanalniejszym z banalnych - jeżeli mówimy o samym forum: każdy komentarz odkopuje temat, sprawiając, że jest bardziej widoczny. Istnieje więc większe prawdopodobieństwo, że ktoś się odezwie, bo jak czegoś nie widać, nikt się tym nie interesuje. Wiadomo: co z oczu, to z serca.)

 

 

 

Początkującego pisarza powinno się uczyć, że ma pracować dla siebie, a nie dla innych - w przeciwnym razie nie osiągnie niczego poza rozczarowaniem.

 

 

Możesz tak sobie powtarzać, możesz powtarzać to każdemu, kogo spotkasz - ale co twórca jest wart bez odbiorcy? Jakikolwiek twórca? Na co komu most, skoro nikt za jego pomocą nie dostanie się na drugi brzeg? Droga, skoro nikt nie będzie po niej jeździł? Budynek, w którym nikt nie zamieszka? A wracając do samej twórczości artystycznej - skąd taki pisarz / grafik / twórca animacji ma wiedzieć, czy to, co robi, jest merytoryczne, dobre, złe, fantastyczne, beznadziejne, słabe, smutne, wesołe, warte oklasków, warte obrzucania jajami, skoro nie ma odzewu? Jeśli ktoś publikuje tekst na ogólnodostępnym forum, zawsze robi to po to, by ktoś to przeczytał. W przeciwnym razie rozsądniejszym rozwiązaniem byłoby raczej założenie pamiętnika, nie sądzisz?

 

 

 

"Napiszmy coś jest nietrafionym pomysłem"

 

 

Wybacz, ale nie zrozumiałam tego zarzutu.

 

 

 

"Skomentuj jakkolwiek opowiadanie, niech autor widzi, że ci na nim zależy"

 

 

Chodzi Ci o fragment, że "czasem lepiej napisać dwuzdaniowy komentarz pod każdym rozdziałem niż z recenzją czekać do końca", czy jakoś tak? Przecież ja nigdzie nie napisałam, że ludzie mają OBOWIĄZEK komentować. Napisałam tylko, że autorowi pisze się lepiej, łatwiej i przyjemniej, kiedy jego teksty nie trafiają w próżnię. Jeśli jako komentujący nie masz nic do powiedzenia, to nic nie mów - kto Ci każe? Ale jeśli masz, to mógłbyś zostawić komentarz - znak dla autora, że to, co stworzył, było warte reakcji. To jest już chyba stała praktyka, że ludzie czytają, ale nie komentują, bo "nie potrafią", "boją się", "nie chce im się". Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nie. Nie chcą, nie robią, już. W ten sposób jednak autor może szybko się zniechęcić.

 

 

 

W konkluzji wyraźnie sugerujesz, że istnieje ryzyko zaprzestania prac nad kontynuowaniem opowiadania z racji na wcześniej wygenerowane miałkie zakończenie.

 

 

To zdanie było ironiczne (tak samo jak któreś tam w zakończeniu).

 

 

 

Zaczynanie od końca prowadzi tylko do siłowania z samym sobą, aby tylko przepchnąć na siłę część bohaterów pozbawionych charakteru.

 

 

Nie zgadzam się z tym. Każdy pisze na swój sposób - to, że Ty zaczynasz, jak Bóg przykazał, od początku, nie znaczy, że wszyscy tak robią. Osobiście znam osobę, która twierdzi, że jeśli ominie kłopotliwy fragment i będzie pisać dalej, to posypie jej się fabuła, ale znam też takie, które piszą fragmenty w dowolnej kolejności i potem je ładnie łączą. Zresztą, co jest złego w wymyśleniu świetnego zakończeniu i "podpięciu" do niego historii i wszystkich pozostałych elementów? Przecież to jest dokładnie taki sam proces, jak w pisaniu "od początku", tylko że na odwrót - zwykle jest pomysł na jakąś historię, może bohaterów, którzy coś tam robią i potem wymyślamy ich dalsze losy aż do zakończenia, a w drugim przypadku zakończenie już mamy i dobieramy postaci i okoliczności. Chyba nikt rozsądny nie będzie na siłę pchał akcji do przodu tylko po to, by jak najszybciej ukazać światu piękno zakończenia... Ja napisałam tylko, że posiadanie uformowanego zakończenia jest motywacją do dokończenia całości dzieła.

 

 

 

"Nie udało się, może następnym razem mnie przekonasz"

 

 

Mam taką nadzieję :P.

 

Pozdrawiam!

Madeleine

Edytowano przez Madeleine
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Z jednej strony się zgadzam, ale z drugiej - gdyby zawsze było tak, jak mówisz - nie istnieliby ludzie spełnieni zawodowo, bo przecież "nie można czerpać przyjemności z tego, co czyni się pod rygorem". Poza tym jestem zdania, że coś takiego jak wena sensu stricto nie istnieje - pracując nad dziełem systematycznie, można "wyrobić sobie" odruch "przełączania się" na pisanie. Zresztą, czy artykułowe "codziennie" musi oznaczać "codziennie"? Może być co tydzień albo raz w miesiącu. Wsio rawno. Zależy od autora.

 

 

Mylimy pojęcia. Za pisanie w fandomie, poprawianie opowiadania,  promowanie albo przetłumaczenie na inny język nikt ci nie zapłaci. W porównaniu do innych gałęzi fandomu (muzyka, obrazki) tutaj wszystko jest non-profit, bo nie ma innej możliwości. Co innego praca w wydawnictwie, ale nie poruszamy akurat tego tematu. Jeśli artykułowe "codziennie" nie oznacza właśnie tego, to cały akapit jest wyłącznie pustym przekazem. Co w życiu współczesnym znaczy "codziennie"? To ekwiwalent rutyny i przymusu. Z przymusu chodzimy do pracy (bo za coś trzeba wyżyć), przymusowo chodzimy do szkoły (bo rodzice każą) i równie przymusowo płacimy podatki (bo państwo tego wymaga). Rutyną jest zjedzenie tego samego śniadania każdego poranka. Rutyną jest wrócenie do domu i sprawdzenie wiadomości na portalach społecznościowych. To nie są rzeczy pozytywne. Można co prawda doszukiwać się w nich zalet, ale mały procent ludzi dostrzega piękno w codzienności.

 

 

Ponadto nie bierzesz pod uwagę jednej rzeczy - chociaż jakość jest najważniejsza, to czynnikiem, który dobrze przyciąga kolejnych czytelników, jest ilość komentarzy pod tekstem. Wielu jest takich, którzy nie lubią komentować jako pierwsi. Po prostu, tak mają. Kilka opinii innych, nawet takich o zerowym poziomie merytorycznym, może ich do tego zachęcić.

 

 

Przecież ja nigdzie nie napisałam, że ludzie mają OBOWIĄZEK komentować. Napisałam tylko, że autorowi pisze się lepiej, łatwiej i przyjemniej, kiedy jego teksty nie trafiają w próżnię. Jeśli jako komentujący nie masz nic do powiedzenia, to nic nie mów - kto Ci każe? Ale jeśli masz, to mógłbyś zostawić komentarz - znak dla autora, że to, co stworzył, było warte reakcji. To jest już chyba stała praktyka, że ludzie czytają, ale nie komentują, bo "nie potrafią", "boją się", "nie chce im się". Czy jest w tym coś złego? Absolutnie nie. Nie chcą, nie robią, już. W ten sposób jednak autor może szybko się zniechęcić.

 

Problem w tym, że najpierw piszesz, że "wypominanie oraz naleganie do napisania kolejnego rozdziału" jest nie wskazane, a parę akapitów później czytamy o konieczności egzystencji jakichkolwiek komentarzy. Miernikiem dobrego opowiadania nie jest i nigdy nie będzie sucha dana statystyczna w postaci ilości komentarzy. Dobra historia to taka zapadająca w pamięć, skłaniająca do refleksji oraz pozytywnie absorbująca czas. Człowiek po skończonej lekturze potrafi do pięciu dni przeżywać losy występujących weń bohaterów, Co jeśli wielu przeczytało, ale nikt nie komentuje publicznie? Co jeśli wielu się spodobało, ale mało kto pogratulował autorowi dobrze wykonanej roboty?

 

Dobrze, a teraz wskaż mi różnicę znaczeniową między "dobrą intencją" a "dobrą intencją" (punkt 1 i 4). W pierwszej kolejności "dobra intencja" w postaci przypomnienia o opowiadaniu jest niedobra, a następnie "dobra intencja" w postaci napisania jakiegokolwiek komentarza jest dobra. Tego nie rozumiem.

 

 

Możesz tak sobie powtarzać, możesz powtarzać to każdemu, kogo spotkasz - ale co twórca jest wart bez odbiorcy? Jakikolwiek twórca? Na co komu most, skoro nikt za jego pomocą nie dostanie się na drugi brzeg? Droga, skoro nikt nie będzie po niej jeździł? Budynek, w którym nikt nie zamieszka? A wracając do samej twórczości artystycznej - skąd taki pisarz / grafik / twórca animacji ma wiedzieć, czy to, co robi, jest merytoryczne, dobre, złe, fantastyczne, beznadziejne, słabe, smutne, wesołe, warte oklasków, warte obrzucania jajami, skoro nie ma odzewu? Jeśli ktoś publikuje tekst na ogólnodostępnym forum, zawsze robi to po to, by ktoś to przeczytał. W przeciwnym razie rozsądniejszym rozwiązaniem byłoby raczej założenie pamiętnika, nie sądzisz?

 

 

A ty możesz wmawiać sobie i każdemu napotkanemu na ulicy, że twórca musi mieć odbiorcę i tylko dzięki niemu jest twórcą. Nie napisałem o ważności posiadania osoby oczekującej każdego twojego słowa. To jest niepodważalne. Nie zrozumiałaś prawdziwego sensu tego komentarza. "Wielkość" fandomowego pisarza zależy tylko od rozmiarów okolicy. Kto uczyni twórcy większą krzywdę - poklaskujący fani kiepskiego opowiadania czy osoby, które udowodnią pisarzowi, że pisze źle? Co jeśli nie spotka się z konstruktywną opinią i zacznie uważać się za "dobrego" pisarza? W naszym fandomie było parę takich przypadków, gdzie dobrze przyjęte opowiadanie u jednej grupy zostało publicznie potępione przez drugą (poczytaj komentarze Księgi Śmiechu na MLPPolska i FGE, zrozumiesz różnice). Wtedy o wartości autora mówi grupa odbiorcza, a nie jego teksty. W tym fandomie są tylko pojedyncze przypadki opowiadań pozbawionych komentarza. To wyjątki potwierdzające regułę, że zawsze znajdziesz odbiorcę.

 

Przyjęło się najniższą linię oporu typu "napiszę sobie cokolwiek i może ludzie poczytają. Jak jeszcze wrzucę umyślnie parę błędów, to ktoś pseudointeligenty je poprawi i opowiadanie będzie popularne. Dorzućmy do tego wątek kontrowersyjny, aby ludzie mogli rzucić się sobie do gardeł. To będzie dobry fik". Efekt? Wiele komentarzy - sukces. Kontemplacja na temat błędów - sukces. Kłótnia ideologiczna - sukces. Patrząc na to twoimi kategoriami, autor takiego opowiadania z miejsca zasługuje na nagrodę Nike. Na co mi schody, na których mogę tylko zęby wybić?

 

Autor ma przede wszystkim dążyć do samodoskonalenia w swej dziedzinie. Ma wykształcić styl i poprawność językową. Jeśli będzie dobry, to odbiorca sam do niego przyjdzie. Może nie przyjdzie wielu, ale za to tacy, którzy z obopólną przyjemnością będą chcieli dyskutować na temat napisanej historii. Ma pisać dla siebie, ponieważ najpierw musi odpowiedzieć przed własnym sumieniem. Opowiadanie reprezentuje jego nazwisko i vice versa. Musi być pewien swojej wartości podczas publikacji opowiadania, któremu poświęcił wiele czasu. Najpierw musi wykształcić poczucie własnej wartości, a później dopiero przekonać swoim autorytetem innych ludzi. W jaki sposób ma się samodoskonalić? Pisząc. I tutaj odbiorca nie ma już takiego znaczenia.

 

 

"Napiszmy coś jest nietrafionym pomysłem" - to w takim razie, co jest substytutem albo chociaż erzacem? Przecież wena pochodzi od bodźców i tylko od nas zależy, jak zostanie ukształtowana. Tak dla przypomnienia - nasza wyobraźnia jest wypadkową wszystkich subiektywnych doznań z otoczenia. Nie zdarzyło ci się kiedykolwiek napisać czegoś w nagłym przypływie? Przecież ten fandom stanowi pole do szlifowania stylu, a robi się na zasadzie prób i błędów, pisaniu kolejnych opowiadań, eksperymentowania oraz stworzenia czegoś przyjemnego zarówno dla mnie, jak i odbiorcy. Co złego jest w próbie opisania czynności, którą mieliśmy już w piętnastu innych wydaniach? Pójdźmy dalej - po co pisać o kucykach, skoro już jedno takie opowiadanie powstało?

 

 

 

Nie zgadzam się z tym. Każdy pisze na swój sposób - to, że Ty zaczynasz, jak Bóg przykazał, od początku, nie znaczy, że wszyscy tak robią. Osobiście znam osobę, która twierdzi, że jeśli ominie kłopotliwy fragment i będzie pisać dalej, to posypie jej się fabuła, ale znam też takie, które piszą fragmenty w dowolnej kolejności i potem je ładnie łączą. Zresztą, co jest złego w wymyśleniu świetnego zakończeniu i "podpięciu" do niego historii i wszystkich pozostałych elementów? Przecież to jest dokładnie taki sam proces, jak w pisaniu "od początku", tylko że na odwrót - zwykle jest pomysł na jakąś historię, może bohaterów, którzy coś tam robią i potem wymyślamy ich dalsze losy aż do zakończenia, a w drugim przypadku zakończenie już mamy i dobieramy postaci i okoliczności. Chyba nikt rozsądny nie będzie na siłę pchał akcji do przodu tylko po to, by jak najszybciej ukazać światu piękno zakończenia... Ja napisałam tylko, że posiadanie uformowanego zakończenia jest motywacją do dokończenia całości dzieła.

 

 

To aluzja do punktu 2. Piszesz, żeby nie tworzyć wtórnych opowiadań o tej samej tematyce. Twilight uczy się zaklęcia - takie oryginalne. Twilight otrzymuje list od poddanej - takie oryginalne. Pojawia się nowe niebezpieczeństwo i trzeba je pokonać - takie oryginalne. Możemy "takich oryginanych" pomysłów tworzyć na pęczki i zawsze dojdziemy do identycznej konkluzji - nie ma oryginalności. Jeśli nie ma oryginalności, to trzeba poszukać innego wymiernego punktu odniesienia. Otóż pomysł to tylko zalążek. O sukcesie zależy sposób jego realizacji. Jeśli Twilight uczy się zaklęcia, to może otrzyma "coś". A czymże jest to "coś"? Co może sobą reprezentować? Umiejętność analizy zjawiska oraz odpowiednie jego opisanie świadczy o zdolnościach autora, który potrafi stworzyć "coś" z niczego.

 

Drugi cytat niech posłuży jako uzupełnienie. Otóż znowu spotykamy się z analogią dotyczącą wartości pewnym elementów. Jaka jest różnica między "dobrą intencją" a "dobrą intencją"? Dlaczego jedna "dobra intencja" polegająca na realizacji koncepcji poprzez wymyślania zakończenia jest niedobra, za to druga "dobra intencja" polegająca na realizacji zakończenia poprzez wymyślanie założeń koncepcyjnych jest dobra? Tego nie rozumiem.

 

***

 

Co do jednego jesteśmy zgodni - każdy ma swój sposób na pisanie opowiadań i kształtowanie warsztatu. Ja jestem tylko starym trepem pozbawionym wykształcenia, więc mnie zapewne do swoich racji nie przekonasz, pewnie nawet nie zamierzasz, bo nie taki jest cel tego artykułu. Na sam koniec spróbuj mi odpowiedzieć na proste pytanie - o czym właściwie jest ten artykuł? Czego powinienem się spodziewać po jego lekturze?

 

Pozdrawiam

 

(PS. Przed "tudzież" nie stawiamy przecinka. "Tudzież" jest synonimem "i")

 
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Madziu, tak mam rybki. Moja miłością są pielęgniczki południowoamerykańskie. Mam też drugi zbiornik, w którym mieszkają same krewety- low tech, leci na samym świetle słonecznym.

 

I nie do końca nie wolno- nie wolno trzymać rybek w mikrokulach bez osprzętu. Istnieją kule 60l z pełnym wyposażeniem. I one się dla rybek nadają.

 

 

Co do sposobu "Zmuś się i napisz jedno zdanie dziennie"- yyy nie. Ja żeby pisać muszę mieć:

a) Chęci

b) Minimum weny.

c) Ewentualnie mój kumpel musi mi potruć na fejsie i mnie w ten sposób do pisania zmusza :squee:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

To nie są rzeczy pozytywne.

 

Dlaczego nie? Często nie są, ale czasem są. Rygor nie zawsze jest czymś złym. Jednych zatyka, innych motywuje. Co z ogromem osób, którzy TRUDNIĄ SIĘ zawodowo pisarstwem, malarstwem, jakąkolwiek inną dziedziną sztuki? Oni muszą coś stworzyć, bo deadline. Bo nie będą mieli co włożyć do ust. Czy to automatycznie oznacza, że przestają czerpać z tego przyjemność?

 

 


najpierw piszesz, że "wypominanie oraz naleganie do napisania kolejnego rozdziału" jest nie wskazane, a parę akapitów później czytamy o konieczności egzystencji jakichkolwiek komentarzy.

 

Szukam fragmentu komentarza lub tekstu, w którym napisałam, że "trucie autorowi nie jest wskazane". Przecież właśnie owo "wypominanie" umieściłam na tej magicznej sposobów liście - to oznacza, że jestem jak najbardziej za tym, by ktoś autorowi biadolił, bo to go często motywuje do pracy. I wcale nie napisałam o "konieczności" egzystowania komentarzy (bo ich zostawianie po sobie jest czynnością dobrowolną), tylko o tym, że bez nich trudniej się pisze. Mam wrażenie, że nadinterpretujesz moje słowa.

 

 


Miernikiem dobrego opowiadania nie jest i nigdy nie będzie sucha dana statystyczna w postaci ilości komentarzy.

 

Pewnie, że nie. W sumie zwykle jest tak, że słabsze opowiadania mają ich znacznie, znacznie więcej, co jest... smutne.

 

 


Co jeśli wielu przeczytało, ale nikt nie komentuje publicznie? Co jeśli wielu się spodobało, ale mało kto pogratulował autorowi dobrze wykonanej roboty?

 

Wówczas autor pomyśli prawdopodobnie, że jego dzieło jest nic nie warte. A takie gdybanie donikąd nie prowadzi. Każdy może sobie gdybać: A może jednak przeczytali, tylko nie komentują? A może by mi pogratulowali, ale tego nie zrobili, bo coś tam? A może jednak nie?

 

 


Dobrze, a teraz wskaż mi różnicę znaczeniową między "dobrą intencją" a "dobrą intencją" (punkt 1 i 4). W pierwszej kolejności "dobra intencja" w postaci przypomnienia o opowiadaniu jest niedobra, a następnie "dobra intencja" w postaci napisania jakiegokolwiek komentarza jest dobra. Tego nie rozumiem.

 

Obie są dobre. Ot i wsio.

 

 


Wtedy o wartości autora mówi grupa odbiorcza, a nie jego teksty.

 

W sumie jak by się nad tym głębiej zastanowić, to odbiorcy naprawdę świadczą o wartości tekstu (skrót myślowy).

Bo popatrz: jest sobie tekst. Opowiadanie, albo nie - książka. Powieść przygodowa. Powieść jakaś tam jest - nieważne, jaka. I teraz przychodzi 200 osób i piszą, że książka jest beznadziejna.

A teraz inna sytuacja: jest sobie ta sama książka. Przychodzi 200 osób i po kolei piszą, że książka jest fenomenalna, hit, cudo, po prostu najlepszy seler.

A teraz jesteś Ty. Idziesz drogą i widzisz - książka. Patrzysz, o - 200 komentarzy! Czytasz pierwszą dwusetkę, a potem bierzesz się za powieść.

Czy podczas lektury nie będziesz podświadomie odnosił się do tego, co przeczytałeś? Czy nie będziesz zwracał uwagi na wszelkie niedoskonałości? Czy nie przemknie Ci przez głowę, że "tylu ludzi nie może się mylić"?

Sytuacja nr dwa wygląda identycznie, tylko w drugą stronę.

Każdy z nas uważa siebie za obiektywnego, ale nie da się być w pełni obiektywnym. Nie jesteśmy robotami. Otoczenie tekstu po części nakierowuje nas na sposób patrzenia na niego.

Rozwinięcie skrótu myślowego: odbiorca nie jest w stanie zmienić samego tekstu, czyli nie ma mocy zmienić jego wartości. ALE: może zostawić po sobie opinię, która wpłynie na przyszłych czytelników w pewien sposób. Kolejni odbiorcy, patrząc na dzieło przez pryzmat komentarzy, mogą uznać jego wartość za mniejszą lub większą. To znaczy, że komentujący wpływa na WARTOŚĆ TEKSTU W OCZACH INNYCH LUDZI. Teraz wypadałoby się zastanowić, czy istnieje coś takiego, jak obiektywna wartość, skoro ludzie sami z siebie obiektywni być nie mogą.

 

Bardzo ciekawe zagadnienie i można by na jego temat debatować godzinami.

 

 

 

Przyjęło się najniższą linię oporu

 

Linia najmniejszego oporu.

 

 

 

Wiele komentarzy - sukces. Kontemplacja na temat błędów - sukces. Kłótnia ideologiczna - sukces.

 

Ale jeśli dla tego twórcy to faktycznie jest sukces, to dlaczego mu tę dumę zabierać? Niech się cieszy - mnie to nie przeszkadza. Niech myśli, że jest dobry - jeśli do tej pory nikt mu nie uświadomił, że jest inaczej, w końcu ktoś to zrobi i albo weźmie to do siebie, albo nie. Zresztą, w świetle tego, co napisałam wcześniej, ciężko jest mówić jednoznacznie o wartościach (sam podałeś przykład "Księgi Śmiechu", która została przez różnych ludzi odebrana w różny sposób). Nie wszyscy publikują ze szlachetnych pobudek, ale to nie znaczy, że trzeba ich zaraz powystrzelać.

 

 

 

Jeśli będzie dobry, to odbiorca sam do niego przyjdzie.

 

 

Przyjdzie albo i nie przyjdzie. Sam piszesz, że na forum mało jest przypadków, by opowiadanie pozostawało bez komentarza, stąd wniosek, że dzieła "niedobre" również znajdują odbiorców.

 

 

 

Ma pisać dla siebie, ponieważ najpierw musi odpowiedzieć przed własnym sumieniem. Opowiadanie reprezentuje jego nazwisko i vice versa. Musi być pewien swojej wartości podczas publikacji opowiadania, któremu poświęcił wiele czasu. Najpierw musi wykształcić poczucie własnej wartości, a później dopiero przekonać swoim autorytetem innych ludzi. W jaki sposób ma się samodoskonalić? Pisząc. I tutaj odbiorca nie ma już takiego znaczenia.

 

 

Można pisać dużo i żarliwie i wcale się nie doskonalić. A odbiorca pomaga w budowaniu poczucia własnej wartości. Czy nie jest tak, że początkujący będzie brał każdą uwagę krytyczną do siebie, a taki, co ma już za sobą setki opinii, wyłuska z nich te, które naprawdę pomogą mu się rozwinąć?

 

 

 

Piszesz, żeby nie tworzyć wtórnych opowiadań o tej samej tematyce.

 

 

Aaaaa, o to chodziło! Dobra, już łapię. Ten fragment pisałam przede wszystkim z inną intencją - nie miałam na myśli pisania na banalny temat, tylko pisania bez planu i pomyślunku, czyli: nie wiem, co chcę napisać, więc stworzę historię na podstawie prostych skojarzeń. Twilight kojarzy się z magią, więc niech coś tam czaruje. No dobra, już wyczarowała, co robi dalej? Hmm, wyprawa? Może być. Ale co na takiej wyprawie? Pościg? Aha, no dobra, są na Wielkiej Smoczej Górze Wysp Kurzych, i co? Jeden z nich zostanie zepchnięty ze zbocza? Okej.

W ten sposób można miesiącami. A trzydzieści rozdziałów później złapać się na tym, że strącenie bohatera ze skały w rozdziale siódmym nie było jednak dobrym pomysłem, bo teraz by się przydał, żeby wybebeszyć armię wrogów.

 

 

 

nie ma oryginalności

 

 

Jestem podobnego zdania.

 

 

 

Dlaczego jedna "dobra intencja" polegająca na realizacji koncepcji poprzez wymyślania zakończenia jest niedobra, za to druga "dobra intencja" polegająca na realizacji zakończenia poprzez wymyślanie założeń koncepcyjnych jest dobra? Tego nie rozumiem.

 

 

Obie są dobre.

 

 

 

cel tego artykułu

 

Docere, delectare, movere? ^^

 

 

 

(PS. Przed "tudzież" nie stawiamy przecinka. "Tudzież" jest synonimem "i")

 

W artykule użyłam "tudzież" w znaczenie "i". Ktoś musiał przypadkiem wstawić tam przecinek.

 

Pozdrawiam!

Madeleine

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Dlaczego nie? Często nie są, ale czasem są. Rygor nie zawsze jest czymś złym. Jednych zatyka, innych motywuje. Co z ogromem osób, którzy TRUDNIĄ SIĘ zawodowo pisarstwem, malarstwem, jakąkolwiek inną dziedziną sztuki? Oni muszą coś stworzyć, bo deadline. Bo nie będą mieli co włożyć do ust. Czy to automatycznie oznacza, że przestają czerpać z tego przyjemność?

 

 

Na to pytanie musisz sobie sama odpowiedzieć. Z racji na różne miejsca pracy spotykałem ludzi z pasją i bez pasji. Wszyscy byli do jednego zgodni - to z czasem mija. Nawet jeśli kochasz to, co robisz i nie zamieniłbyś tego za nic innego w świecie, zawsze przychodzi moment, że nie ma czegoś takiego jak przyjemność. Musi być zrobione i koniec. Nikt cię nie spyta, czy to ci się podobało. Tylko jest mały szczegół - otóż każda z tych osób zdecydowała się realizować swoje życie poprzez machinalne powtarzanie jednej czynności. Nie sądzisz, że przeciętny broniak-pisarz mający niespełna 17 lat będzie kierował swoje życie pod pręgierzem odgórnie przyjętego obowiązku? Do tego trzeba mieć kręgosłup, a większość w tym wieku jeszcze go nie ma.

 

 

Pewnie, że nie. W sumie zwykle jest tak, że słabsze opowiadania mają ich znacznie, znacznie więcej, co jest... smutne.

 

Przyjdzie albo i nie przyjdzie. Sam piszesz, że na forum mało jest przypadków, by opowiadanie pozostawało bez komentarza, stąd wniosek, że dzieła "niedobre" również znajdują odbiorców.

 

Ale jeśli dla tego twórcy to faktycznie jest sukces, to dlaczego mu tę dumę zabierać? Niech się cieszy - mnie to nie przeszkadza. Niech myśli, że jest dobry - jeśli do tej pory nikt mu nie uświadomił, że jest inaczej, w końcu ktoś to zrobi i albo weźmie to do siebie, albo nie. Zresztą, w świetle tego, co napisałam wcześniej, ciężko jest mówić jednoznacznie o wartościach (sam podałeś przykład "Księgi Śmiechu", która została przez różnych ludzi odebrana w różny sposób). Nie wszyscy publikują ze szlachetnych pobudek, ale to nie znaczy, że trzeba ich zaraz powystrzelać.

 

 

Dzisiaj możemy ocenić jedynie stan faktyczny. Mamy opowiadania dobre i słabe. O dobrym i słabym warsztacie. O przesłaniu i jego braku. O wielu i niewielu komentarzach. Tutaj możemy tworzyć tysiące kryteriów, ale może skupmy się na najważniejszych - na stopniu oddziaływania społeczności oraz użyteczności publicznej - niemierzalnych w żadnym stopniu wartości. Nie przeczę, że tematy kontrowersyjne są potrzebne grupie ludzi w celu odnajdywania i rozbudowywania grupowej świadomości (Miłość wszystko przezwycięży, czy jakiś tak to szło), ale powtarzanie jednego i tego samego tematu nie prowadzi do konstruktywnych wniosków. Opowiadanie słabe albo kontrowersyjne spotka się z gronem ludzi chcącymi przedstawić własny punkt widzenia. W ten sposób namnożą się komentarze nie o opowiadaniu, a o dygresjach. Opowiadanie dobre albo dziwne (np. trudne do jednoznacznej interpretacji) nie spotka się z odbiorcami, ponieważ nie możemy na nic zwrócić błędów, o rozmowie z autorem nawet nie myśląc.

 

A jeśli dla tego twórcy to faktycznie sukces... cóż, nazwałbym to porażką społeczności, która dała się wciągnąć w głupią pułapkę zastawioną przez niezbyt świadomego swojego postępowania autora. "Sukcesem" nie można nazwać zamknięcie tematu na kilka miesięcy jak to było w przypadku "Anioła z Ponyville". Sądzę, że nikt nie chciałby przechodzić przez to, czego musiał doświadczyć autor wspomnianego opowiadania.

 

 

Można pisać dużo i żarliwie i wcale się nie doskonalić. A odbiorca pomaga w budowaniu poczucia własnej wartości. Czy nie jest tak, że początkujący będzie brał każdą uwagę krytyczną do siebie, a taki, co ma już za sobą setki opinii, wyłuska z nich te, które naprawdę pomogą mu się rozwinąć?

 

 

Nie o tym mówię. Najpierw trzeba coś napisać, a potem można oczekiwać na komentarze. Odbiorca, podobnie jak każdy inny, może bardziej zaszkodzić niż pomóc. Początkujący musi być świadom tego, żeby nie wierzyć w to, co mówią inni. Ma swoje doświadczenia konfliktować z doświadczeniami innych, by nie stać się czyjąś kalką.

 

 

A teraz jesteś Ty. Idziesz drogą i widzisz - książka. Patrzysz, o - 200 komentarzy! Czytasz pierwszą dwusetkę, a potem bierzesz się za powieść.
Czy podczas lektury nie będziesz podświadomie odnosił się do tego, co przeczytałeś? Czy nie będziesz zwracał uwagi na wszelkie niedoskonałości? Czy nie przemknie Ci przez głowę, że "tylu ludzi nie może się mylić"?

 

 

Hehe. Może. I to bardzo. Podchodząc do opowiadania, nie czytam niczyich opinii. Nie zastanawiam się nad referencjami. Po prostu czytam. Mnie nie interesuje zdanie innych, ponieważ to grono osób wielokrotnie mi pokazało, że nie spełnia moich predyspozycji. Opowiadania "dobre" albo "wybitne" traktuję jako te najgorsze - i przeważnie mam rację. Opowiadania wybitne w fandomie są opowiadaniami kontrowersyjnymi. Tylko i wyłącznie. My Little Dashie - pierwsze opowiadanie o człowieku i kucu. Hit społeczności zajmujący jedną z najniższych pozycji w moim zestawieniu. Rainbow Factory oraz Cupcakes - pierwsze opowiadania gatunku Gore. Hit społeczności zajmujący kolejne najniższe pozycje w zestawieniu. Past Sins - pierwsze opowiadanie o tematyce wskrzeszenia Nightmare Moon. Hit społeczności i podobne zestawienie. Upheaval - pierwsze opowiadanie o Equestrii Złej i Equestrii Dobrej. Hit społeczności, chociaż uważam je za słabe. Opowiadania amatorskie tak mają - są po prostu amatorskie. Przyciągają kontrowersją, a nie faktyczną zawartością. To tyle. Dobrze, już dobrze. Przeginam w drugą stronę. Są też dobre, niekontrowersyjne opowiadania, które mi się podobają i mają wysoką notę od społeczności. Po prostu próbuję zwrócić uwagę na pewien aspekt.

 

Podobna sytuacja ma miejsce w książkach profesjonalnych. Ja na ten przykład nie jestem w stanie zdzierżyć Kinga albo Eriksona, ale są Stugaccy albo Poe, których wypociny uważam za fenomenalne. Nie martw się, jest parę pozycji fandomowych, które wysoko sobie cenię, acz zazwyczaj nie spotkały się z zachwytem publiczności.

 

Szukam fragmentu komentarza lub tekstu, w którym napisałam, że "trucie autorowi nie jest wskazane". Przecież właśnie owo "wypominanie" umieściłam na tej magicznej sposobów liście - to oznacza, że jestem jak najbardziej za tym, by ktoś autorowi biadolił, bo to go często motywuje do pracy. I wcale nie napisałam o "konieczności" egzystowania komentarzy (bo ich zostawianie po sobie jest czynnością dobrowolną), tylko o tym, że bez nich trudniej się pisze. Mam wrażenie, że nadinterpretujesz moje słowa.

 

Docere, delectare, movere? ^^

 

 

Począwszy od "Technika nr 1 - Truciciel". Gdyby się wczytać w ten tekst, to rzeczywiście całość zaczyna przypominać o sposobach na zachęcenie autora do kontynuacji. Ujmę to tak - dygresji jest tak dużo, a artykuł jest tak niefortunnie zbudowany, że wstęp trwa tyle samo co rozwinięcie, a samo niezarysowane podsumowanie jest niewidoczne. Kiedy już doszedłem do wymieniania technik, zacząłem patrzeć na Truciciela jako określenie pejoratywne. Jeśli jest pejoratywne, to musisz być przeciwna takim rozwiązaniom. To głównie doprowadziło do niesnasek w artykule. Porzucane opowiadania to temat-rzeka, a rozprawce formatu kartki A4 nie sposób zwrócić uwagi na wszystkie jego aspekty. Po lekturze doszedłem do wniosku, że za dużo rzeczy próbowałaś poruszyć, nie wyczerpując ani jednego tematu.

 

 

W artykule użyłam "tudzież" w znaczenie "i". Ktoś musiał przypadkiem wstawić tam przecinek.

 

 

Trzeba pogonić korektora.

 

Pozdrawiam

Edytowano przez Mordecz
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 

'Mordecz', dnia 17 Maj 2014 - 2:28 PM, napisał: 
Przyjęło się najniższą linię oporu
 
Linia najmniejszego oporu.

 

Nie ma linii najmniejszego oporu, jest najmniejsza linia oporu.


'Mordecz', dnia 17 Maj 2014 - 2:28 PM, napisał:
 
(PS. Przed "tudzież" nie stawiamy przecinka. "Tudzież" jest synonimem "i")
 
W artykule użyłam "tudzież" w znaczenie "i". Ktoś musiał przypadkiem wstawić tam przecinek.

 

Przed "tudzież" stawia się przecinek gdy część składowa zdania po tym spójniku jest dopowiedzeniem. Ja uznałem "wykrzyknienia i pretensje" za dopowiedzenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń, tudzież wykrzyknień i pretensji. - oryginał

I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń oraz wykrzyknień i pretensji. - zamiennik

I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń i wykrzyknień, i pretensji. - zamiennik

I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń, a także wykrzyknień i pretensji. - zamiennik

 

To samo znaczenie. Każda z wymienionych czynności ma tę samą wartość w zdaniu. "Tudzież" pełni identyczną funkcję co "i", "oraz" - oddziela zdania współrzędnie złożone. Nawet pokrętny styl Madeleine nie jest wytłumaczeniem popełnionego błędu.

 

Pozdrawiam

Edytowano przez Mordecz
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatem w którym z tych zdań będzie postawiony przecinek przed "tudzież"?

1. Wojtek tudzież jego siostra skończyli studia wyższe
2. Zaproszono ją tudzież jej przyjaciół.
3. Helena wtedy wychodziła za mąż tudzież Karol przebąkiwał o ożenku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze kilka tysięcy pytań, stwierdzeń oraz wykrzyknień i pretensji.

 

 

O, to-to-to! O taką formę właśnie mi chodziło.

Nieszczęsne "tudzież" wzięło się stąd, że po prostu ubóstwiam to słowo. Przez wiele lat dałabym sobie rękę uciąć, że ten wyraz oznacza "lub" (i bym teraz, k..., nie miał ręki), a kiedy wreszcie mnie uświadomiono, postanowiłam, że będę go używać mimo wszystko. A co.

I nikogo nie trzeba gonić. "Tudzież" jest powszechnie używane w znaczeniu "lub" i sądzę, że w przyszłości zostanie uznane za poprawne w tym kontekście.

 

 

 

Nie ma linii najmniejszego oporu, jest najmniejsza linia oporu.

 

http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=1440

Zapamiętałam tę pisownię po tym, jak kiedyś pokłóciłam się z polonistką, którą zapytałam, dlaczego nie ma "najmniejszej linii oporu", a ona jak w amoku zaczęła się upierać, że nie istnieje coś takiego, jak "najmniejsza linia".

Zresztą, w tym przypadku tak samo, jak wyżej - błędny zwrot jest używany b. często i myślę, że wkrótce zostanie zaakceptowany przez słowniki.

 

 

 

Nawet jeśli kochasz to, co robisz i nie zamieniłbyś tego za nic innego w świecie, zawsze przychodzi moment, że nie ma czegoś takiego jak przyjemność.

 

Smutne, jak wiele w tym prawdy. Mimo wszystko pozostaję optymistką i uznaję, że istnieją ludzie, którzy tej ponurej regule się oparli / opierają / oprą.

 

 

 

A jeśli dla tego twórcy to faktycznie sukces... cóż, nazwałbym to porażką społeczności, która dała się wciągnąć w głupią pułapkę zastawioną przez niezbyt świadomego swojego postępowania autora.

 

Oj, już bez przesady - nikt nie ponosi odpowiedzialności za błędy innych ludzi, a ogólny trend, by dorzucić swoje trzy grosze do dyskusji nad słabym opowiadaniem, jest może irytujący (bo opowiadanie, które na komentarz zasługuje, nie otrzyma nawet ułamka tego, co beznadziejny tekst A czy B), ale czy naganny? Jak chcą, niech komentują, nikomu nic do tego.

 

 

 

Początkujący musi być świadom tego, żeby nie wierzyć w to, co mówią inni.

 

Powiedziałabym raczej, że powinien "wierzyć w sposób rozsądny", ale tego też trzeba się nauczyć, a nie zrobisz tego, egzystując poza środowiskiem.

 

 

 

Podchodząc do opowiadania, nie czytam niczyich opinii.

 

Jak ktoś jest niepewny swojego zdania, zawsze najpierw przeczyta komentarze, by sobie to zdanie wyrobić. (A ja wciąż jestem zdania, że wzorowanie swojej opinii na cudzej nie jest niczym złym, tra la la).

 

 

 

zacząłem patrzeć na Truciciela jako określenie pejoratywne

 

Określenia pejoratywnego można użyć również w pozytywnym znaczeniu i ja to właśnie zrobiłam.

 

Pozdrawiam! Przyjemnie się z Tobą dyskutuje ^^

Madeleine

 

PS.

 

 

Zatem w którym z tych zdań będzie postawiony przecinek przed "tudzież"?

 

W żadnym. Zastąp wszędzie "tudzież" słowem "oraz" i się przekonasz.

Edytowano przez Madeleine
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przykro mi, w drugim przypadku używa się przecinka. Tako rzecze prof. Jerzy Podracki :P

 

Ooooo... o?

Ale... jak?

Języku polski, tak bardzo cię kocham, ale czasem w ogóle nie rozumiem...

Solaris, podrzucisz mi źródło, co bym się podszkoliła? Nie chce mi się szukać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ooooo... o?

Ale... jak?

Języku polski, tak bardzo cię kocham, ale czasem w ogóle nie rozumiem...

Solaris, podrzucisz mi źródło, co bym się podszkoliła? Nie chce mi się szukać.

 

Podracki J.: Słownik interpunkcyjny języka polskiego z zasadami przestankowania. Warszawa 1999, s. 236-237, hasło: tudzież

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Jakże mogłem przegapić kolejny numer mojego ulubionego fanzina (wybacz Brohoofie)! 

 

Cóż to za wspaniałości czekają w tym numerze... Jack Black wrzucił obrazek z kucykiem? To znaczy, że na 111% jest bronym! Kto by pomyślał! :yay:

Nie jeden, a DWA filmiki z Fluffle Puff zostały wrzucone na kanał tego, co robi Fluffle Puff? Ka-ka-ka-kawaii! :x

 

Gry planszowe nikogo, więc przejdźmy dalej, do mojego ulubionego segmentu, tj. recenzji fanfików. A tam jak zwykle redaktorzy polecają perełki literackie cieszących się zasłużoną sławą fandomowych pisarzy. Cieszę się, że ktoś poświęca swój czas na lekturę, by potem z zachwytem mógł zaprosić mnie do zapoznania się z tą wybitną twórczością. Ach, co ja bym zrobił bez Manezette... 

 

Wspominając o pisaniu... ach, te wskazówki literackie! Zawsze chciałem napisać coś na miarę mistrzów. Jak mnie to cieszy, że jeden z mistrzów schylił się ze swojego literackiego nieba, skłonił ku takim jak ja, zwykłym śmiertelnikom, by rąbka tajemnicy uchylić. Im więcej czytam, tym więcej wiem, jak stworzyć moje opus magnum! :x

 

Co dalej... ach, muzyka. Nie wiedziałem, że ktoś jeszcze słucha Musha.

 

O, znowu o fanfikach! Ależ trafny artykuł! Zawsze poganiam niezdecydowanych na kontynuowanie swoich dzieł autorów, bo naprawdę chcę wiedzieć, z kim prześpi się Twilight. Niepewność jest taka męcząca! :despair:

 

Bardzo li ciekawe felietony i ta bezbłędna li recenzja.

Li li li.

 

North & South ssie. Ale nie czas na to, pora na ocenę. Tradycyjnie będzie to 10/10. bo przecież innej oceny wystawić nie mógłbym za tak zacne treści.

 

A co to tego fanfika zamieszczonego w numerze...

 

Hiszpańska Inkwizycja

 

Można teraz bezpiecznie usunąć konta. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...