Skocz do zawartości

Rocznica [Oneshot][Slice of Life][Sad]


Recommended Posts

Korzystając z chwili wolnego czasu, postanowiłem wrzucić kolejną moją pracę z... którejś tam edycji Mojego Małego Fanfika, już nawet nie pamiętam, której, cóż. W każdym razie jest to najkrótsze z opublikowanych przeze mnie do tej pory opowiadań. W sumie taka mała, lekka rzecz.

 

OSTRZEŻENIE!

TRZYMAM SIĘ SWOJEJ KONCEPCJI I UŻYWAM W OPOWIADANIU SŁOWA "ALICORNKA"! KRWAWOOCY DECYDUJĄCY SIĘ NA CZYTANIE GO PROSZENI SĄ O PRZYGOTOWANIE KROPEL DO OCZU!

 

Tytuł: Rocznica

 

Tagi: [One-shot], [slice of Life], [sad]

 

Obrazek okładkowy:

 

large.png

 

 

Link: https://docs.google.com/document/d/1_5t7kqrSBfHnq6D_d3DCzLTHmvKU2fd--eg60FIa8Nw/edit

 

Opis: Księżniczka Cadance przygotowuje się do obchodów swojej pierwszej rocznicy.

 

Życzę miłej lektury.

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm, myślałem, że czytałem większość twoich tekstów, a tu niespodziewajka. Powtórzę to, co napisałem po lekturze "Pościgu": jest klimat. Może nie tak, hmm, mocny, jak w przypadku tamtego fika, ale jakby nie było, mamy tu odmienne sytuacje. Zakończenie od początku latało mi po głowie jako jedno z możliwych. No i rzecz jasna forma jest króciutka, co pozostawia znowu ogromne pole dla wyobraźni i domysłów czytelnika. Strona techniczna bez zarzutu, choć lekko odczułem brak kropli do oczu :P

 

Wady? Ostatnie zdanie... o ile ja je zrozumiałem i pięknie kończy ono fika, tak np. rozumiem konfuzję Serey. Można by trochę lepiej podkreślić, o kogo chodzi.

Może jakieś sssyczenie lekkie? W końcu Sombra miał tę lekką wadę wymowy :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane.

 

Inne od Pościgu, ale w pewien sposób podobne. Podobał mi się nastrój jaki stworzyłeś dookoła Cadance i jej... rozterek. Całość czytało się jednym tchem i to nie tylko dlatego, że była to krótka forma. Po prostu zostało to napisane dobrze i lekko, pomimo dominującego klimatu smutku. Przyjemna lektura.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wróg numer 1 melduje się na rozkaz!

 

 

 

UŻYWAM W OPOWIADANIU SŁOWA "ALICORNKA"

 

Patrzcie go, jak się zabezpieczył ;).

 

 

Nie rozumiem teho fica

 

Hmm, w sumie dziwne, bo mnie zakończenie wydało się oczywiste. Gwoli ścisłości - "oczywiste" nie w sensie "banalne". Po prostu TO rozwiązanie naturalnie przyszło mi do głowy przy pierwszym czytaniu dawno, dawno temu, w czasach zamierzchłych, kiedy do szkoły jeździło się na dinozaurach (matko, kiedy to było, zimą? Jak ten czas leci).

 

Opowiadanie jest dobre i mocne. Czytelnik od początku jest przygotowywany na to, co ma nastąpić na końcu, a końcówka... no, spełnia oczekiwania. Idealnie komponuje się w treścią i tłumaczy wszystko - emocje kłębiące się w Cadence, jej sytuację, nawet zachowanie służącej... Świetny, klimatyczny tekst, który dzięki swojej małej objętości przejmuje do głębi.

I też nie uważam, by to słowo w ostatniej kwestii było, jak to ktoś określił, "akcentem komediowym". Toż to po prostu element charakterystyczny, dzięki któremu czytelnik może domyślić się, o kogo chodzi. Chociaż wydaje mi się, że ów element można by pogłębić przy opisie głosu - zaznaczyłeś jedynie, że był "lekko kpiarski" - swoją drogą, nie pojmuję, dlaczego Sombra miałby kpić ze swojej małżonki w ich rocznicę, nawet jeśli wiedział, że ona go nienawidzi i szaleńczo tęskni za innym, którego prawdopodobnie on zabił. Ale wracając do głosu - przecież właśnie ten głos jest charakterystyczny, a nie tylko onomatopeistyczne odgłosy naszego ulubionego-antagonisty-zaraz-po-Discordzie

:P. Wystarczyło napisać, że głos był głęboki, ponury, ciężki, niski, nie wiem, że był jak dym czy inne licho - porównanie głupie, ale z tym mi się kojarzy. W każdym razie dzięki takiemu zabiegowi łatwiej byłoby się domyślić, o kim mowa.

 

Ach, jakże mnie denerwuje maniera "zmiany narracji". Narracja trzecioosobowa, wbrew pozorom, dzieli się na kilka rodzajów - jednym z nich jest narracja "wszechwiedząca", kiedy narrator jest "z zewnątrz", innym - narracja, jak ja to nazywam, "od bohatera", czyli "oczami postaci", ale w trzeciej osobie. Przez trzy strony wyraźnie piszesz z punktu widzenia Cadence (bo księżniczka ocenia służącą, zastanawia się, jak ta ma na imię, nie umie stwierdzić, czy "jej słowa są rezultatem wygranej czy przegranej walki" - swoją drogą, śliczny cytat), a potem nagle, przy scenie z obejmowaniem, jak królik z kapelusza wyskakuje refleksja Arietty, że "może dać władczyni jedynie ciepło i bliskość, bo nic nie ukoi jej bólu".

 

A, i jeszcze tekst nie jest wyjustowany, a z dwojga złego wolę już "alicornkę" niż "makijażownię" (takie słowo chyba nie istnieje).

 

Czepiam się, hę? Już taka natura wrogów numer 1 :P. Tak serio - bardzo nastrojowy, smutny fik.

 

PS. Bardziej spodobał mi się od "Pościgu", bo tutaj jest więcej łopatologii, którą lubię :P i mniej przegadania.

 

Pozdrawiam!

Madeleine

 

PS. Sprawdziłam tę edycję. To było w październiku zeszłego roku. Masakra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, no proszę, kiedy już myślałem, że to opowiadanie przejdzie kompletnie bez echa, nagle pojawiły się trzy nowe komentarze. W dodatku każdy jeden pozytywny. Strasznie miła rzecz po powrocie z uczelni. Dziękuję wszystkim za podzielenie się swoimi wrażeniami.

 


Wady? Ostatnie zdanie... o ile ja je zrozumiałem i pięknie kończy ono fika, tak np. rozumiem konfuzję Serey. Można by trochę lepiej podkreślić, o kogo chodzi.

 

Szczerze mówiąc, to zdecydowałem się na zastosowanie właśnie tego swojskiego słowa, ponieważ zakładałem, że właśnie ono nie pozostawi już absolutnie żadnych wątpliwości. Cóż, jak widać pomyliłem się. Hmm... nie lubię wprowadzać większych zmian w opublikowanych pracach, ale może pomyślę nad lekką przebudową.

 


Przez trzy strony wyraźnie piszesz z punktu widzenia Cadence (bo księżniczka ocenia służącą, zastanawia się, jak ta ma na imię, nie umie stwierdzić, czy "jej słowa są rezultatem wygranej czy przegranej walki" - swoją drogą, śliczny cytat), a potem nagle, przy scenie z obejmowaniem, jak królik z kapelusza wyskakuje refleksja Arietty, że "może dać władczyni jedynie ciepło i bliskość, bo nic nie ukoi jej bólu".

 

Hm... naprawdę? Ja nigdy nie dopatrywałem się tutaj zmiany narracji, wydawała mi się jednak dość jednolita, tak trochę wewnątrz głów, ale też i trochę z boku. No i też nikt wcześniej nie zwrócił mi na to uwagi. Zrobię jeszcze mały wywiad środowiskowy, ale nie wiem, czy będę chciał to zmieniać. Po prostu uwielbiam włazić do głowy każdej możliwej postaci, heh.

 

KIEDYŚ WLEZĘ DO TWOJEJ, WROGU MÓJ! A WTEDY ZOBACZYSZ, JAK... jak... hm... JAK TO JEST MIEĆ MNIE W GŁOWIE!

 

PS Tekst jest już wyjustowany, moja wtopa, że o tym zapomniałem. A co do słowa "makijażownia" - wydaje mi się, że gdzieś się już kiedyś z nim spotkałem... a jeśli nawet tylko to sobie uroiłem, to nie jest to chyba żaden Cudaczny, Abominacyjny Neologizm. Ale to już tylko moje zdanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Jeśli miałbym zobrazować wizję, którą miałem w duszy w trakcie czytania, to byłby to basen pełen czerni. Zanurzając się w niego ciało byłoby zamykane przez jakąś tajemniczą, ponurą i przerażającą ciecz, która w dotyku nie byłaby groźna ani szczególnie nieprzyjemna. Jednak wzbudzałoby trwogę to, co czaiłoby się na dnie. I tak właśnie było. Obawiałem się tego, co zastanę na końcu i faktycznie, można było się przestraszyć.

 

Znowu tekst namacalny i w swych opisach genialny.

 

Chciałbym, aby któregoś dnia Dolar rzucił nam wyzwanie i byśmy starli się w pojedynku "Literary Pony". Digter już sobie ostrzy pióro i wsadzi w dziurę w małżowinie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 years later...

Ach, VileRaven. Pamiętam jej prace, ten charakterystyczny styl, w którym znajome postacie, przerysowane dość wiernie, zyskiwały wokół siebie intrygującą, mroczną otoczkę, za sprawą cieni, odpowiednio dobranych, mniej nasyconych, a przyciemnionych tonów poszczególnych barw, komponujących się w coś, od czego trudno oderwać wzrok. W pracach tych niekiedy dało się wyczuć nutę agresji, smutku, czy też zwątpienia, ale generalnie, każda jedna, chociaż podobna do pozostałych pod kątem stylu, miała coś swojego, co z kolei nie dawało spokoju odbiorcy, który doszukiwał się najodpowiedniejszej emocji, która najlepiej opisywałaby dany rysunek...

 

A tak przy okazji, chyba ominęła mnie „afera alicornkowata”, niemniej – co może co niektórych zdziwić – o ile zdaję sobie sprawę, że taka forma nie istnieje, o tyle w sumie nie wiem, o co takie wielkie halo, mnie ta „alicornka” nigdy zbyt szczególnie nie przeszkadzała, jasne, zwracałem na to uwagę podczas pierwszych starć z tą formą, lecz na obecnym etapie, to się już „utarło” i ilekroć spotykam się z tym słówkiem w dziełach Malvagio (starszych, średnich, nowszych), traktuję to zwyczajnie. Niech będzie, czemu nie, w końcu nie brzmi znowu tak najgorzej, a po pewnym czasie nawet idzie się spodobać ;)

 

Przechodząc do rzeczy, kolejne klasyczne opowiadanie ze stajni Malvagio, które chyba kiedyś czytałem, ale z jakichś powodów nie skomentowałem. Cóż, najwyższa pora to nadrobić. Ogółem, chociaż to jeszcze nie był ten etap, gdzie forma, swoim wyrafinowaniem, wysokim poziomem artystycznym oraz kompozycją, wgniata w fotel, lecz z całą pewnością, jakościowo, fanfik imponuje, a co najmniej cieszy, pomimo cięższej atmosfery oraz tematyki. To chyba rzecz niezmienna w przypadku dzieł Malvagio – jeśli to [Dark], [Sad], tudzież [Slice of Life], zawsze można liczyć na doskonale nakreślony nastrój, realizowany między innymi dzięki znakomitym opisom, bezbłędnie dobranemu tempu akcji, no i dzięki samemu pomysłowi. Nie wspominając już o niuansach, które potrafią jeszcze bardziej podnieść wrażenia z lektury.

 

Tym razem, spośród wyżej wymienionej plejady tagów, w których autor najwyraźniej odnajduje się najlepiej, otrzymaliśmy kombinację [Slice of Life] i [Sad]. I rzeczywiście, sposób prowadzenia akcji, tematyka, nawiązują do kawałków życia bardzo dobrze i realizują to, co obiecuje ów tag. Z kolei nastrój, na modłę [Sad], jest gęsty, mocny, sprzyjający refleksji, ale przede wszystkim niewesoły, im dalej czytelnik brnie w tekst, tym bardziej zagłębia się w problem, czując, że zbliża się do czegoś złego, do jakiejś smutnej, może i szokującej rewelacji, która pomoże mu zrozumieć, dlaczego w fanfiku Cadance zachowuje się właśnie tak, dlaczego towarzyszy jej melancholia, rozpacz, skąd ta czerń, skąd ta żałobna atmosfera.

 

No i co by nie mówić, końcówka w pewnym sensie okazała się dla mnie całkiem zaskakująca.

 

Spoiler

Byłem gotów na kolejne opowiadanie, w którym Cadance, długowieczna alikornka (;)), rozpamiętuje utratę Shining Armora – zwykłego kucyka, jednorożca – nieważne, czy zaistniałą z przyczyn naturalnych, chorobowych czy wojennych. Domyślałem się, że to właśnie śmierci Shininga dotyczy tytułowa rocznica. Cóż, o ile udało się przewidzieć, że owszem, faktycznie go już nie ma (Ale czy na pewno?), o tyle... Ta końcówka, ta ostatnia wymiana zdań, wiele to zmieniło. Mała, ale jak bardzo przewrotna sprawa, że mimo wszystko, jest to jeszcze jedna, ta właściwa rocznica.

 

W obliczu zakończenia, pozostawiane po drodze niuanse – i ta czarna suknia, te perły, to powtarzanie Cadance, że musi być piękna (A dla kogo? A dla niego.) – wszystko momentalnie uzyskuje prawdziwe znaczenie, dzięki czemu czytelnik przez moment zastanawia się, powraca do treści i zdaje sobie sprawę, że to, o czym czytał, w rzeczywistości oznaczało coś więcej, coś innego. Bardzo dobra realizacja, gratuluję :)

 

Opowiadanie ani trochę się nie zestarzało, co prawda opisy nie są aż tak imponujące, jak ma to miejsce obecnie, niemniej tekst brzmi znakomicie i tak samo się go czyta. "Rocznica" wciąga, mimo zaledwie czterech stron, miałem wrażenie, jakby było to opowiadanie znacznie dłuższe, cały czas towarzyszy czytelnikowi gęsty, smutny, momentami całkiem mroczny klimat, jest w tym wszystkim pewna zagadka do rozwiązania i gdy następuje zakończenie, detale nabierają znaczenia. W sumie, idzie też zrozumieć, dlaczego Arietta i Cadance są sobie tak bliskie. W pewnym sensie, obie jadą teraz na tym samym wózku.

 

Spoiler

Stały się poddanymi znajomego tyrana, który nie tylko nie przeminął, ale powrócił i odzyskał swoje Imperium, przy okazji przywłaszczając sobie żonę pokonanego księcia.

 

Właśnie, zapomniałbym wspomnieć o świetnie opisanych emocjach oraz przeżyciach księżniczki Cadance. Jasne, w porównaniu z poszczególnymi, bardziej współczesnymi dziełami autora, nie robi to aż takiego wrażenia, niemniej, na swoich własnych zasadach, bardzo się podoba i realizuje melancholijny nastrój, ukazując Cadance rozkojarzoną, rozbitą, beznamiętną, lecz i tak piękną, gdyż musi taka być. Nie ma tutaj mowy o wolnym wyborze, wolnej woli – musi się poddać jemu. Stąd, opisane przygotowania przestają przypominać typowe przygotowania, ale część wykonywanego rozkazu. Nie część rutyny, ale coś, do czego Cadance zapewne jest zmuszana, a czemu nie może się przeciwstawić. I pomyśleć, że to wszystko nawiedza czytelnika pod wpływem tego króciutkiego, przewrotnego dialogu wieńczącego opowiadanie. Doskonały przykład, że czasami mniej znaczy więcej.

 

Tekst oczywiście gorąco polecam, gdyż nadal radzi sobie doskonale jako krótki, prosty [Oneshot], wykonany z pomysłem i precyzją od początku do końca, który próbuje wodzić czytelnika za nos, lecz dopiero na samym końcu uświadamia go, że o ile miał rację, o tyle nie dostrzegł tego, o co naprawdę przez cały czas chodziło, że sytuacja księżniczki w rzeczywistości jest dużo gorsza, niż się tego spodziewał i że Cadance nie ma żadnego wyboru. Po prostu musi. Zapraszam do lektury, oczywiście zostawcie komentarz dla autora, niech wie, że mimo upływu lat, jego klasyki nadal się podobają ;)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O proszę, no i znowu trafił mi się Malvagio. I to jeszcze pod sam koniec.

 

SPOJLERY

 

Kolejny smutny fik… No do jasnej ciasnej. Ale spokojnie, jakoś dam radę. Atmosfera tego fika jest przecudowna. Trudno opisać czyjeś cierpienie. Najczęściej wychodzi to śmiesznie, ponieważ wielu autorom brakuje w tym wszystkim subtelności i tragedia zaczyna wyglądać strasznie pompatycznie oraz sztucznie. Dramatyzm nie zawsze pomaga takim wątkom. Czasami milczenie, jakaś drobna zmiana mogą pokazać znacznie więcej. Tutaj księżniczka Cadance wypada bardzo naturalnie w swojej roli. Jest przygaszona, ale czasem też płacze, gdy na nowo rozgorzeje w niej żal. No wypadło to świetnie. A zakończenie… 

 

Ups. Okej, wróćmy do początku, hehe. Cóż, warto też nadmienić, że ten fik niszczy nasze oczekiwania, a może raczej dopowiada pewne rzeczy dosłownie w ostatniej chwili, które zmieniają wydźwięk całego opowiadania na jeszcze bardziej mroczny. I my zostajemy z takim strzałem w pysk zupełnie na lodzie, bo dalej już nic nie ma. Ale jak to się wszystko zaczęło i co jest grane? Otóż fik rozpoczyna się od wędrówki księżniczki Miłości po korytarzach zamku. Od pierwszych chwil widzimy, że coś jest z nią nie tak. Również uwagę przykuwa fakt, że nigdzie nie ma żadnych gwardzistów. Trochę mnie to zdziwiło, ale okej. Cadance zamierza udać się do swojego pokoiku, do garderoby i makijażowi, aby przygotować się na tytułową rocznicę. Na miejscu jest już służka, która, w równie podłym nastroju, pragnie pomóc swojej pani.

 

Alicorn przygląda się lustrze. Nie jest w stanie znieść myśli, że on odszedł, a ona wciąż jest piękna. On? No tutaj nietrudno było zgadnąć, że chodziło o Shining Armora, który oczywiście nie żyje. I stąd wziął się cały żal. W sumie zastanawiałem się, jak on mógł zginąć, lecz… no pod koniec, już miałem niemal pewność, jak mogło do tego dojść. Księżniczka wyrzuca sobie również to, że dalej jest piękna. Po prostu nie chce taka być; ona chciała być taka tylko dla swojego męża, a nie dla kogoś innego. Ale uroda nie przeminęłą, pomimo łez i opuchniętych oczu. Możliwe również, że chciałaby się ukarać w ten sposób, bo może czuła się po części winna tego, do czego doszło. A najchętniej zanurzyłaby się w rozpaczy jeszcze bardziej. Jej piękno jest dowodem tego, że na zewnątrz nic się nie zmieniła, pomimo śmierci ukochanego. A świat idzie dalej naprzód.

 

Dochodzi do przymiarek. Cadance zakłada czarną suknię. Najpewniej żałobną dla zmarłego męża. Chce również wyglądać skromnie, czyli tak, jak w sumie wypadałoby podczas żałoby. Nie chce również żadnych ozdobnych kryształów ani wyszukanego makijażu. Służka, o imieniu Arietta, zaczyna szczotkować grzywę władczyni, gdy ta nie wytrzymuje i zaczyna wspominać Shininga.

 

“– Dzisiaj mija rok… – wykrztusiła z siebie. Tym razem nie była w stanie utrzymać spokojnego tonu i jej głos lekko się załamał.

Kryształowa klacz zaprzestała czesania księżniczki i patrzyła na nią w milczeniu. Wyraźnie walczyła ze sobą…

– Tak, pani… – powiedziała w końcu; ciężko było stwierdzić, czy słowa te były rezultatem wygranej czy przegranej walki. 

– Tęsknię… tęsknię za nim… – jęknęła alicornka. Wszystkie bariery, jakie starała się utrzymywać, właśnie się rozsypały i jej ciałem począł wstrząsać cichy szloch. Łzy doskonale znały ścieżki, jakimi mogły podążać po jej pyszczku. – Minął rok, a wciąż tak bardzo… tak bardzo mi go bra-brakuje…”

 

Te wyznania pokazują również pewną, bardzo ważną rzecz… Dlaczego zwierza się obcemu kucykowi, którego imienia nawet nie pamięta? Najpewniej dlatego, że nie ma do kogo innego. To jest jeszcze gorsze. Zastanawiałem się, gdzie się podziała Twilight. Przecież umarł jej brat, a o niej nawet nikt nie wspomina. W sumie nie dowiadujemy się tego, co się z nią stało, ale to, że wszyscy milczą, jest pewną podpowiedzią; Twi najpewniej również strzeliła kopytami. Nie  matu również Celestii oraz Luny. Czyżby one także zostały zgładzone? A skoro tak… to przez kogo? Ewentualnie wszystkie, wymienione wcześniej postacie nie były w stanie z różnych przyczyn stawić się na miejscu, ponieważ coś im zagrodziło drogę. Może wojna… jakieś, hehe, kryształowe oblężenie, podczas gdy Cadance jest takimi jakby więźniem? Ale to tylko moje gdybanie.

 

Księżniczka nie wytrzymuje ognia rozpaczy i rozkleja się przy służącej. Klacz przytula ją, co daje pewną ulgę i chwilową równowagę. Gdy przygotowania do rocznicy wreszcie dobiegają końca, alicorn prosi służkę o to, aby ta poszła z nią później na grób Shining Armora. Klacz przymuje to z lekkim szokiem, ale zgadza się bez żadnych obiekcji. To smutne, że księżniczka musi zabierać ze sobą na grób kogoś, kto nie należy do tej rodziny. Cadance szuka oparcia w kimkolwiek. 

 

“– Pani… dziękuję ci w imieniu swoim i swoich rodaków. Za twoją siłę. Jesteśmy ci więcej niż wdzięczni… – ostatnie słowa były wyraźnie cichsze. Kryształowa klacz nie zaczekała na odpowiedź i szybko opuściła pomieszczenie, pozostawiając władczynię samą.”

 

Tymi słowami, Arietta żegna się z panią. Pozostaje jeszcze wyciągnąć czarne perły z drewnianego pudełeczka i je założyć. W sumie… podczas czytania tego fragmentu miałem chwilowy skok ciśnienia. Ponieważ Cadance wyciąga “długi sznur...” i ja momentalnie sobie myślę, że zaraz popełni samobójstwo. Przystroiła się, aby w ten sposób uhonorować pamięć o swoim mężu. Jednocześnie nie mogła znieść świadomość, że on już nie wróci. Ale nie zgadzała się z tym prośba różowej alicorn; prośba mówiąca o tym, żeby Arietta towarzyszyła jej podczas odwiedzin na cmentarzu. Poza tym od razu się wyjaśniło, że chodziło tu o długi sznur czarnych pereł. Nie wiem, czy to było zamierzone, czy jednak ten przekaz podprogowy wyszedł w praniu. No w każdy razie takie szczegóły dobrze budują klimat. 

 

Końcówka jednak jest najlepsza. Księżniczka ostrożnie przemierza puste korytarze. Dociera do drzwi pewnej komnaty, po czym wpatruje się w nie dłuższą chwilę. Wreszcie uchyla drzwi, a tam… 

 

“– Nasza pierwsza rocznica… – powitał ją lekko kpiarski głos. – Podobają ci się perły ode mnie, moja kryształowa księżniczko?

– Tak, mężu mój… – odparła cicho, spuszczając wzrok.

– Graah, dobrze, dobrze…”

 

Tak to się kończy. Co ja o tym myślę? To niszczy oczekiwania czytelnika, co zawsze jest dobrym posunięciem. W dodatku to krótkie opowiadanie daje nam wycinek bardzo ciekawego świata owianego tajemnicą i niedopowiedzeniami. Ale wydaje mi się, że to po prostu Sombra, który zabił Shininga, aby móc poślubić kryształową księżniczkę. I to wszystko wydarzyło się tego samego dnia. A więc tytuł Rocznica w tym przypadku posiada podwójne znaczenie. Jak już wspominałem niejednokrotnie; wyszło to bardzo dobrze. Klimat jeszcze bardziej spochmurniał i stał się cięższy. Urwanie akcji w tym momencie również wypadło wspaniale. No nie mam się do czego przyczepić.

 

Strona techniczna jest bardzo dobra. No wprawdzie było parę małych potknięć tym razem, na przykład w któryś momencie zgubił się podmiot, co wywoływało lekką dezorientację, jednak ogólnie nie mam żadnych zastrzeżeń. Tak naprawdę mogę polecić tego fika każdemu. Jest krótki, ale treściwy i wspaniale opowiedziany.

 

Tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Trzy słowa:
To. Jest. Świetne.

 

O, i jeszcze trzy:
Ja. Chcę. Kontynuację!

 

Ale tych słów się mnoży...
W każdym razie, NAPRAWDĘ mi się podobało. I naprawdę, przeczytałabym kontynuację. (chociaż jej pewnie nie będzie, ale marzyć zawsze można... Prawda? ;( )

Pan na końcu trochę zbyt rozgadany jak na mój gust, ale poza tym nic do zarzucenia :D

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...