Skocz do zawartości

Ścieżki donikąd [NZ][Alternate Universe][Slice of Life][Adventure][Shipping][Violence][Comedy?]


Johnny

Recommended Posts

Oto Equestria, kraj bogaty i spokojny zamieszkany przez kucyki, naród zjednoczony po latach długich waśni. Oto Canterlot, klejnot w koronie tego młodego państwa. Oto nadciągające zdarzenia rzucające cień na dotychczas świetlaną przyszłość.

Ambitna władczyni od lat podejmująca wysiłki ziszczenia swojego wielkiego marzenia jest gotowa posunąć się daleko by osiągnąć swój cel. Narzędziem w jej kopytach stanie się głodny wiedzy adept sztuk tajemnych, nieświadomy roli jaką poniesie w wydarzeniach epoki, do której nie należy. Podjęte decyzje wpłyną zarówno na losy tych, których kocha jak i tych, których nienawidzi a im samym przyjdzie zaakceptować przeznaczenie, którego nie pragną.

 

Rozdział 1

Rozdział 2

 

Stara wersja

Pamiątka dawnych czasów pozostawiona wyłącznie jako forma ciekawostki. W ciągu mijających kolejno miesięcy moja wizja i to jak chce ją przedstawić uległy znacznej zmianie. Pojawiły się też pomysły na nowe motywy opowiadania i sposoby zazębiania się poszczególnych wątków, których realizacja koniecznie wymagała pewnych zmian w napisanych wcześniej rozdziałach. Poza tym, co tu dużo mówić, z upływem czasu przestałem być zadowolony z większości napisanego przeze mnie tekstu, tym samym podjąłem decyzję, że zamiast wprowadzać poprawki, dużo łatwiej będzie mi zrobić nową wersję. Nikomu nie mogę zabronić przeczytania starszej wersji, ale jednak odradzałbym to, bo nie robiłbym przecież rewrittu, gdybym nie wierzył, że za drugim razem uda mi się ubrać myśli w słowa lepiej.

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

 

Premiery

Przy okazji pisania nowej wersji Ścieżek donikąd, zależało mi by podejść do sprawy choć odrobinę poważniej niż wcześniej. Tym samym mogę obiecać czytelnikom, że przynajmniej pierwsze rozdziały będą pojawiać się w regularnych odstępach, choć nie ma sensu nikomu tu mydlić oczu – prędzej czy później zapał opadnie i jestem bez mała pewien, że okres przerwy między rozdziałami prędzej czy później ulegnie wydłużeniu. Zobaczy się co przyniesie przyszłość. Tymczasem jednak nie zaraz tak najgorzej i w chwili obecnej mogę obiecać, że nowy rozdział będzie się pojawiać pierwszego dnia kolejnego miesiąca.

 

Kanoniczność

Fik narodził się bodajże w czasach czwartego sezonu serialu, choć pierwsze związane z nim pomysły sięgają w przeszłość jeszcze dalej. W owych czasach było moją ambicją by stworzyć opowiadanie jak najbardziej zgodne z tym, co można by nazwać kucykowym kanonem, takie które objaśniałoby wątki traktowane w serii trochę po macoszemu. Wody jednak od tamtych chwil upłynęło sporo, wcześniejsze tajemnice znalazły rozwiązanie, niektóre oficjalnie uznawane motywy spadły mi z nieba, inne ni jak nie pasowały mi do koncepcji. Doszło do tego, że uparte dopasowywanie mojego opowiadania do kanonu MLP wymagałoby zbyt daleko idących zmian, dlatego też zdecydowałem się pogodzić z tą nieprzyjemnością i pisać najlepiej jak potrafię by przedstawiony świat miał jako taki sens. Tag [Altenate universe] robi jednak swoje, jest konieczny by niektóre z rozwiązań były możliwe i dlatego można spodziewać się pewnych różnic w stosunku do oficjalnego kanonu MLP. Nie wszystkie postacie będą posiadać charaktery zgodne z tym, co widzimy w serialu, nie wszystkie zdarzenia będą mogły być sensownie dopasowane do oficjalnej chronologii, nawet nie wszystkie gatunki ani prawa natury będą przedstawione tak samo jak dyktuje to kanon.

 

Tagi

Przydzielenie tagów niemal od początku stanowiło dla mnie trudność. Nie potrafię jednoznacznie określić czym jest moje opowiadanie, ale za radą kilku znajomych uznałem, że najtrafniejszy będzie [Slice of Life]… przynajmniej w początkowej części historii. Domyślny plan zakłada pewną dawkę [Adventure] oraz [Violence], choć elementy z nimi związane pojawią się dopiero później. Powiedziałbym, że Ścieżki donikąd to opowiadanie o powolnym tempie, skupiające się nie tyle na samych przygodach, co na biorących w nich udział bohaterach oraz całym towarzyszącym im tle. Prym w opowiadaniu będą wiodły uwielbiane przeze mnie opisy. Lubię mówić, że mój styl jest gawędziarski i klimatyczny i mam nadzieję, że jego tworzenie to nie tylko moje urojenia oraz, że czytelnicy zobaczą to co chciałbym im przedstawić.

 

Komedia?

Tag [Comedy] to niejako mój eksperyment. W miarę pisania dość sporadycznie nachodziła mnie ochota by ubogacić tekst śmiesznymi w mojej ocenie dygresjami oraz aby samo opowiadanie było ogólnie napisane luźno i przynajmniej w niektórych miejscach zabawnie. Czy mi się to udało w ilościach kwalifikujących Ścieżki donikąd jako komedię? Nie wiem i pozostawiam to ocenie czytelników. Na pewno starałem się by humor był w opowiadaniu odpowiednio dawkowany, nie przekraczał granic absurdu, nie psuł klimatu, a wręcz stanowił jego ważny element.

 

Epic: 1/10

Legendary: 1/50

Edytowano przez Johnny
  • +1 7
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Wszystkich, którzy słuchają informuję, iż dostępny jest rozdział pierwszy, gdzie zaczynają się "swobodne traktowania kanonu" dotyczące istot alikornami zwanymi oraz pewnego badassa. A ponieważ to wciaż początek przez wielkie P sporo tutaj opisów mojej wizji świata. Jak wyszło - wyjdzie w praniu.

Anyway, zapraszam:

Rozdział 1

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Witaj!

 

Tak więc to jest Twoja pierwsza poważniejsza praca. Rozumiem, że były już wcześniejsze próby. W takim razie, wyszło Ci naprawdę dobrze. Więc nie będę musiał tutaj zbyt wiele wypisywać.

 

- Na początku wstawiłeś tą informację rodem z encyklopedii. Ja bym to usunął. Lepiej przedstaw to bezpośrednio w powieści.

 

- Ta pokręcona składnia narratora. Rozumiem, że jakieś plemię może w mówić w dziwny sposób, ale niech narrator lepiej trzyma się z dala od tego, bo źle się to czyta. Na pewno wiesz, o czym mówię.

 

Oprócz tego jest jeszcze parę rzeczy, które można by doszlifować. I uważaj, aby nie przesadzać w przydługimi monologami.

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia! :) 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, co by tu napisać...

Opowiadanie jest bardziej niż dobre, ono jest CHOLERNIE DOBRE. Gratuluję :rdblink:.

 

A teraz konkrety:

 

1. Masz naprawdę świetny styl, który wygląda bardzo profesjonalnie, a przypomina mi nieco Sapkowskiego i jego późniejsze książki. Prolog zdecydowanie Sapkiem inspirowany i to mocno. Jak dla mnie to dobrze, bo twórczość Andrzeja wprost ubóstwiam. Czyta się to gładko i przyjemnie, lektura wciąga. Całość nie ma w sobie nic z "typowego fanficzka", jest jak normalna książka fantasy.

 

2. Jednak występuje trochę sztampy - scena ze źrebięciem to wypisz, wymaluj dzwonnik z Notre Dame. Nie jest to jednak zła sztampa i nie jest jej wiele, liczę, iż nie będzie jej w tym tekście więcej.

 

3. Sam pomysł jest świetny. Stworzyłeś swój własny, pasjonujący i dobrze skonstruowany świat fantasy.

 

4. Bezbłędna kreacja postaci, które są mocne i wyraziste. Ich się nie zapomina po pięciu stronach, skonstruowano je tak, że czytelnik instynktownie je lubi, jest dane mu je zrozumieć.

 

5. Całkiem dobre opisy, aczkolwiek brakuje mi nieco szczegółów o samym lesie ieleni oraz mieście Canterlot, a czuję, że możesz stworzyć im super kreację.

 

Podsumowanie? Chyba kroi nam się jedno z najlepszych opowiadań polskiego fandomu! Gratulacje - zachwyciłeś mnie dobrym warsztatem [jest parę błędów różnej maści, ale to drobnostki], ciekawą i oryginalną fabułą oraz wspaniałą kreacją świata przedstawionego.

Przy okazji - zyskałeś wiernego czytelnika w mojej osobie :fluttershy4:

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie powiem, całkiem ciekawie się zapowiada. Jak zauważyłem, historia jest 1000 lat przed powrotem Nightmare Moon, czyli przed główną historią pokazywaną w MLP: FiM.

Na kilka błędów trafiłem w prologu i w pierwszym rozdziale, jednak to nie przeszkodziło w czytaniu. Czekam na kolejne rozdziały, jako fan twojego opowiadania :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Potwierdzam to, co napisała Cahan- styl pisania od razu skojarzył mi się z Sapkowskim, co mi również się podoba. Poza paroma drobnymi literówkami nie stwierdziłem żadnych. błędów. Bardzo spodobała mi się kreacja i opisy miasta. Fabuła też nieźle się zapowiada, tak więc czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały. :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Zmęczony codziennością, która nie pozwala mi regularnie pisywać, prezentuję zainteresowanym rozdział drugi, w którym poznajemy bohatera o nielichym dla fabuły znaczeniu i nie mającego wiele wspólnego z serialem emitowanym na BBC za to odrobinę z serialem emitowanym na The Hub, a także przypominamy sobie o dwójce bohaterów głównych, dwóch bahaterach pobocznych i dwóch bohaterkach czwartoplanowych nawiązujących do postaci bardziej od nich znanych.

Do tego wciąż brnę powolutku do przodu, przedstawiam kolejne kombinacje związane w pewnym stopniu z kanonem oraz ostatecznie rzucam serdecznym zaproszeniem do lektury:

Rozdział 2

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ładny, naprawdę ładny rozdział. Arcyciekawy, fabuła wciąga coraz bardziej, a ja mam ochotę na więcej i więcej. W powietrzu coś wisi, a ja nie wiem co, a bardzo mnie to ciekawi.

Cóż więcej miałabym napisać, skoro mam przed sobą dzieło niemal doskonałe?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

SĄŻNISTE SPOILERY.

 

* Uwaga do ludu: komentarz, który widzisz, jest niebotycznie szczegółowy, niesłychanie długi i nieziemsko nudny, a to dlatego, że pisany był z myślą o autorze. Jeśli nie jesteś Johnnym, nie czytaj go, bo umrzesz.

* Uwaga do autora: pewna doza złośliwości zawarta w poniższej opinii nie jest wymierzona w ciebie. Pewnie, że duma cierpi, ale wiem po sobie, że nie ma lepszego sposobu, by człowiek dostrzegł swoje błędy.

 

Poszczególne części, nie wyłączając samego prologu, są wyjątkowo rozbudowane (jak na fanfikowe standardy), więc uznałam, że najlepiej zrobię, jeśli każdy fragment skomentuję osobno.

 

Prolog. Przed przystąpieniem do lektury przeglądnęłam sobie komentarze moich poprzedników. Z niektórymi kwestiami w nich poruszanymi się zgadzam, z innymi niekoniecznie, ale na pewno muszę pochwalić pomysł. To prawda, że stworzyłeś od podstaw własny, nowy świat fantasy. Przyznam, że bardzo podoba mi się to uniwersum, choć fantastykę omijam szerokim łukiem, jak ci już napisałam w wiadomości. W każdym razie fajnie, że ci się chciało i że nie podążasz utartym schematem, że jak MLP, to kilka sławniejszych miasteczek z wiecznie przeludnionym Ponyville na czele, księżniczki i Mane 6. Tutaj mamy coś zupełnie nowego – świat dawny, nieokiełznany i dziki, obwarowany murami i porośnięty puszczami zamieszkałymi przez rasy, których w serialu się nie uświadczy. Bardzo mi to odpowiada.

 

Jeśli chodzi o samych bohaterów – na pierwszy plan wysuwają się, rzecz jasna, ieleni. Świetna myśl, innowacyjne podejście, a uczynienie z tej konkretnej rasy strażników lasu – genialne. Stworzenie od zera nowego gatunku nie jest wcale proste, trzeba mieć pomyślunek, a ty go masz.

 

Skoro już jestem przy postaciach…

 

W prologu poznajemy zaledwie kilka – ielenia Weratyra, łanię Oski, kupca Whiskey Jara oraz paru zbłąkanych podróżnych. To prawda, że wszyscy są dobrze odrysowani i wyraziści, ale że – cytując Cahan – czytelnik instynktownie ich lubi, wcale bym nie powiedziała. Weratyr, główny bohater prologu, jest tym, przez którego charakteryzujesz rasę ieleni… a on jest totalnym fanatykiem i po prostu strasznym bucem. W porządku, jestem w stanie zrozumieć zamysł – ielenie to strażnicy pilnujący, by nikt nie zakłócał spokoju przedwiecznej puszczy. Chronią ją, tak jak ona chroni ich. Istnieje zakaz przekraczania granicy terytorium ieleni przez kucyki, które bezczeszczą las i generalnie są jak wrzód na tyłku, nieposłuszne, swawolne i interesowne – na dodatek za cholerę nie chcą się podporządkować naturalnej harmonii przyrody. Dramatyzmu dodaje fakt, że ielenie są z lasem powiązane nie tylko fizycznie, ale też emocjonalnie i duchowo (ale o tym później). Ja to naprawdę rozumiem, szanuję koncept, zresztą, takie plemiona będące wielkimi przyjaciółmi przyrody to nie pierwszyzna (nawet Pocahontas ballady do ucha nucił kolorowy wiatr… czy jakoś tak)… ale ten Weratyr nie jest postacią, którą mogłabym polubić. Miał być silny, niezależny, dumny, wierny… a ja widzę w nim jedynie nieprzyjemnego buraka, w dodatku takiego, który jest totalnie psychologicznie niewiarygodny (o tym za chwilę).

 

Powróćmy do motywu związku ieleni z lasem. Zwierzaki nie tylko w nim mieszkają, nie tylko żyją dzięki jego darom, ale wręcz z nim rozmawiają, pławią się w jego życzliwości i giną pod wpływem gniewu. Wobec powyższego uczynienie z drzew niemal żywych osób, uczłowieczenie ich, mówienie o ich płaczu, bólu i krwawieniu – było posunięciem doskonałym. Ponadto mamy jeszcze tajemniczy, magiczny proces, w trakcie którego wybraniec staje się po wieczność częścią puszczy. Bardzo fajne, baśniowe, a choć fantastyki nie czytam, wiem, że dobrze wpisuje się w konwencję.

 

Przyjemną postacią jest Oski. Wydaje się o wiele bardziej roztropna od swego ukochanego i wzbudza (przynajmniej we mnie) większą sympatię. Może dlatego, że nie zachowuje się jak fanatyczny szaleniec łamane przez Weratyr… Wracając do niego: nie podoba mi się ostatnia scena z nim. Z początku taki oddany puszczy:

 

Weartyr ponownie uściskał swoją ukochaną. Odkąd poznał Oski, pragnął spędzić z nią resztę życia, ale skoro las zdecydował inaczej, pozostawało tylko cieszyć z jego decyzji.

 

tylko po to, by pod koniec wpaść w szał i rozrąbać drzewo z powodu przyszłego rozstania z ukochaną. Jego przemyślenia, że „nagle dotarło do niego, że las rozdzielił dwa kochające się serca” kompletnie mnie nie przekonują. Mimo że cała scena jest dość długa, miałam wrażenie, że Weratyr jak za wciśnięciem magicznego guzika przestawił się z uwielbienia do lasu na nienawiść wobec niego. Wydawało mi się, że nie radzisz sobie z opisywaniem emocji, w związku z czym wychodzi… sucho.

 

Jak Weratyr mógł wcześniej cieszyć się z tego przekleństwa?! Jak śmiał chwalić las za zrujnowanie związku dwóch przeznaczonych sobie serc?!

 

No właśnie też się zastanawiam.

 

W kwestii postaci to już chyba wszystko – może poza końcową sceną. Przeczytałam ostatnie zdanie prologu i zrobiłam minę pod tytułem: „ale, co, jak, dlaczego?”. Może mi ktoś wytłumaczyć, co się stało, że umarł? Zabiła go furia puszczy czy o co chodzi? Na początku pomyślałam, że przypadkiem rzucił się w siekierą na swoją ukochaną pod postacią drzewa, ale ona się wtedy jeszcze nie przemieniła. Potem przyszło mi do głowy, że to ona go zabiła, nie mogąc znieść zbrodni Weratyra, a było to wtedy, kiedy stali przytuleni… ale też nie. Ostatecznie nie wiem, co się wydarzyło.

 

Sama akcja prologu jest bardzo przyjemna. Mamy przybliżoną rasę ieleni, ich zwyczaje i przekonania, spotkanie z kupcem, wstęp do świętowania przemiany Oski… Trochę fantastyki, trochę dobrej obyczajówki. Brak zastrzeżeń.

 

To może przejdźmy do szeroko pojętego warsztatu, czyli nie co, lecz jak zostało napisane. Uwaga, będzie zjebka.

 

Ale to później. Najpierw z cyklu: „drobne” i „fajne”.

1) Drobne: zauważyłam, że nagminnie nie stawiasz przecinka przed wprowadzającymi zdanie podrzędne „a”, „kiedy”, „więc” itd.

2) Fajne: bogactwo opisów (w pełnym tego słowa znaczeniu; zaraz do tego wrócę); początkowy fragment stylizowany na wstęp do średniowiecznej encyklopedii.

 

Na początku wstawiłeś tą informację rodem z encyklopedii. Ja bym to usunął. Lepiej przedstaw to bezpośrednio w powieści.

 

Uwierz, Grento, że tak miało być. Johnny w ten sposób buduje klimat ;) i moim skromnym zdaniem, wyszło mu przednio.

 

Okej, żeby nie było tak cukierkowo, pora na obiecaną zjebkę.

 

Masz naprawdę świetny styl, który wygląda bardzo profesjonalnie, a przypomina mi nieco Sapkowskiego

 

Zgadzam się, że styl sprawia wrażenie profesjonalnego… No właśnie. Tylko sprawia. Powiem więcej – jeżeli Sapkowski naprawdę tak pisze, to cieszę się, że nie ruszyłam jego książek, bo podczas lektury cały Acard bym ojcu zechlała. Ten styl jest… ciężki. Opisów mrowie i to się chwali, ale całość jest przegadana. Niektóre akapity nic by nie straciły, gdyby były o połowę krótsze… no i jeszcze ta wszechobecna łopatologia. Usilnie wyjaśniasz to, czego każdy normalny człowiek domyśli się z dialogu bądź zachowania bohaterów. Postaram się zobrazować ten problem przykładami:

 

(…) A jaki jest pożytek z kary, jeśli żaden z tych nieznajomych nie zyska szansy by w przyszłości uniknąć błędów?

Słowa Oski zasiały w Weratyrze ziarno wątpliwości. Łucznik rzeczywiście nie mógł wiedzieć jaki los jest pisany tym obcym i jak kara wpłynie na ich życie. Uśmiercenie ich oczywiście stanowiło jedno z możliwych rozwiązań, ale czy było ono rozwiązaniem właściwym? Czy konsekwencją takiego czynu nie okaże się zaprzepaszczenie szansy na wewnętrzną poprawę nieznajomych?

 

Najpierw Oski wygłasza tyradę, że Weratyr powinien oszczędzić część podróżnych i dlaczego, a akapit dalej wyżej wspomniany powtarza niemal słowo w słowo kwestię łani w swojej głowie ustami narratora.

 

- A czy łania potrzebuje powodu by chcieć spotkać się ze swym bykiem? – odparła Oski, przytulając się do Weratyra.

Ponieważ nie było to istotne dla sprawy, nie wspominano wcześniej, iż ta dwójka darzyła siebie uczuciem.

 

Kasia weszła do pokoju i rzuciła w kąt plecak. Zzuła buty i uwaliła się na kanapie, odruchowo sięgając po pilota. Zastygła jednak z ręką wyciągniętą w stronę stołu, gdyż z sąsiedniego pokoju dobiegło ją radosne szczekanie.

Z poprzedniego akapitu ciężko to wywnioskować, więc dla jasności wyjaśnię – to szczekanie to stąd, że Kasia ma psa.

 

Co poniektórych może zainteresować fakt, że znaczkiem Whisky Jara była róża wiatrów, ale natura obdarzyła go więcej niż jednym talentem, o których będzie mowa później.

 

Jestem narratorem i moim obowiązkiem jest cię, czytelniku, nastawić psychicznie na to, że zaraz dowiesz się o kolejnych talentach sprytnego kupca. Nie mogę po prostu przejść do opisywania sytuacji, w której on te talenta w praktyce wykorzystuje, bo byłbyś zaskoczony i pewnie nawet byś nie zauważył.

 

Dalej: scena, w której Weratyr natyka się przypadkiem na oszczędzoną przez niego klaczkę.

 

Czy był to znak, że wtedy w lesie podjął błędną decyzję a kara już na niego czeka? A może oto zyskiwał szansę na naprawienie błędu i zlikwidowanie kucyka, który w pewnym sensie również zakłócił spokój lasu? Mógł to być również zwykły przypadek.

 

Czy on naprawdę musi tak szczegółowo rozważać wszystkie możliwości ZA. KAŻDYM. RAZEM?

 

Nie wiem, po co jest ta scena z hałasem czy tam innym tałatajstwem, które sprowokowało Weratyra do wzmożonej czujności, skoro koniec końców żadnego zagrożenia nie było.

 

Wiele jest zdań, które mogłyby być krótsze, ale niepotrzebnie je rozwlekasz. Każdy opis ubarwiasz masą ozdobników – przymiotników, przysłówków – nawet te, które aż się proszą o odrobinę dynamiki.

 

Weratyr, doskonale zdając sobie sprawę ze zbrodni jakiej się dopuszcza, uderzył w pień rosnącego nieopodal drzewa, wywołując okrzyk bólu wśród korony liści. Ostry dziób kilofa wbił się głęboko tworząc długą, krwawiącą bursztynowo szramę i rozpryskując wokół pewną ilość drzazg. Płat kory jaki oderwał się od pnia, kiedy Weratyr gotował się kolejnego uderzenia, ukazał nagie ciało młodego drzewa, równie drogiego dla lasu jak każde inne. Gładką, jasną powierzchnię drewna szybko zniekształciły kolejne rany.

 

Weratyr w przypływie szału wbił siekierę w najbliższe drzewo. Korona zaskomlała z bólu. Na leśne poszycie posypały się drzazgi, gdy ostrze z impetem orało roślinę. Kolejna rana, kolejny zamach – płat kory upadł na ziemię, a pień spłynął żywiczną krwią. Ogier siłą wyrwał z niego ostrze i zamachnął się do ponownego ciosu.

 

Nie wiem, czy jest lepiej, ale na pewno część przymiotników nie była tam potrzebna, a imiesłowy warto zamieniać na czasowniki, które czynią tekst bardziej dynamicznym.

 

Parafrazując Irwina: prolog może nie ssie, ale również nie zachwyca.

 

Kolejne części recenzji będą sporo krótsze – styl przecież diametralnie się nie zmienia, a powtarzać się nie mam zamiaru.

 

Rozdział 1. Miłe zaskoczenie. O wiele lepszy niż prolog, czytało się przyjemnie, chociaż znów miałam wrażenie, że przeciągasz. Wszystko opisujesz tak dokładnie, podczas gdy najważniejszym fragmentem rozdziału była końcówka i spotkanie głównej bohaterki z naszym ulubionym kucykowym antagonistą.

 

Z drugiej strony, po tym rozdziale widzę, że po prostu masz taki, hmm, bogaty styl. Tym razem jednak było lepiej. Albo zaczynam się przyzwyczajać, albo w prologu faktycznie z tym przegiąłeś.

 

Kolejny raz rozdział kończy się mocnym akcentem – bardzo fajnie. Akcja również mi się podobała – ot, zwykły dzień z życia bohaterki. Właśnie, bohaterka.

 

Inches to kolejna dobrze odmalowana postać. Udało mi się ją polubić – mimo że jest urodzoną pisarką, zdaje się twardo stąpać po ziemi. Jest rozsądna, ma poczucie humoru, z łatwością zaskarbia sobie sympatię mieszkańców miasta, odznacza się wieloma talentami, chociaż czasem zachowuje się jak źrebak („Miałam w sumie iść do domu, ale taka ze mnie gapa, że o tym zapomniałam” – doprawdy urocze). Podobały mi się bardzo fragmenty opisujące jej wieczorno-nocne twórcze rytuały – takie drobiazgi jak totalne zatracenie poczucia czasu albo zasypianie na otwartym notesie i budzenie się z drukiem odciśniętym na policzku budują tę postać jako lekko rozkojarzoną artystkę. Fajna jest też jej nieposkromiona ciekawość.

 

I choć nie raz i nie dwa trafiał się jakiś mniej obeznany ze słowem pisanym kucyk, któremu twórczość Inches nie przypadła do gustu, ona nadal tworzyła.

 

Hie, hie.

 

Może się wydawać, że imponująca ilość stron sprawiała, że wspomniany dziennik stawał się bardzo niewygodny w użytkowaniu, ale tak nie było - bez problemu można było go zmieścić w przeciętnych rozmiarów torbie, a to dlatego że był to dziennik magiczny. Niezależnie od tego jak wiele stron się w nim zapisało, zawsze pozostawał ich spory zapas, a sam notes nie zyskiwała nic na swojej wadze czy grubości. Trafnie było by powiedzieć, że książeczka miała nieskończoną ilość kart, a mimo to zawsze otwierała się akurat na tej stronie, na której chciał ją otworzyć właściciel - oczywiście jeśli takowa istniała.

 

Shut_up_and_take_my_money.jpg

 

Nad trzaskającym ogniem zawieszono kociołek zupy cebulowej, stanowiącej dzisiejszy obiad, a nieco wyżej, na wysuwanej blasze zaczynały rumienić się miodowe bułeczki.

 

Wolę nie wiedzieć, jak smakowały te bułeczki grzane cebulową parą :P. Zapachy się mieszają, nawet jeśli blacha jest lita.

 

Nie ma za bardzo się do czego przyczepić.

 

Cytując Irwina – za pierwszy rozdział masz okejkę.

 

Rozdział 2. O nie, znowu ten z fajką, co jak upośledzony poeta prawi… A już miałam nadzieję, że był tylko epizodycznym (BARDZO epizodycznym) błaznem. Trudno, jakoś go ścierpię. Zresztą, przy odrobinie dobrej woli można uznać za zaletę, że umiesz uczynić postaci na tyle wyrazistymi, że albo się je kocha, albo nienawidzi.

 

Dobra, przeczytałam całe i… o cholera, to jest świetne. Z rozdziału na rozdział lepsze, a tutaj było arcyciekawie i mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału.

 

Doszła nam nowa postać, a kilka znanych z poprzednich rozdziałów zyskało nielichą charakterystykę. Time Turner, solidny rzemieślnik smalący cholewki do Inches, jest uroczy i budzi sympatię, jednak absolutnym hitem tej części okazał się Whiskey Jar, kupiec i – nie oszukujmy się – krętacz, co to własną matkę opchnąłby za mieszek złota. Polubiłam go straszliwie – jest swawolny, figlarny, bezczelny, a jego teksty wywołują radosny wyszczerz.

 

– Przecież jesteśmy kumplami. Nie moglibyśmy tego załatwić po przyjacielsku?

– Po przyjacielsku? – Whisky Jar dosłownie parsknął tymi słowami – Po przyjacielsku, brateńku, to ci dzisiaj nawet żona…

 

– Nie kłamię! – próbował protestować – Dała mi!

 

No piękne. Po prostu piękne. A scena z targowaniem się o cenę kamienia to istny majtersztyk.

 

(…) On chce dać sześć i pół złotego…

– Pięć i pół! – rzucił Turner.

– …pięć i pół, ja chce wziąć dziesięć i nie możemy…

– Siedem! – ponownie zaprotestował Turner.

– … siedem i nie możemy się dogadać.

 

Uwielbiam tego starego kanciarza.

 

O Sombrze na razie niewiele wiemy, poza tym, że jest egzotyczną ciekawostką z dalekiego kraju, ma słabość do kamieni szlachetnych (czyli kanonicznie) i sprawnie włada nie tylko magią, ale też językiem (w sensie, że jest dobrym dyplomatą. Serio, właśnie o to chodziło. NAPRAWDĘ).

 

Powoli zawiązuje się też jakaś konkretna akcja – do gry powraca osierocona, tajemnicza klaczka z równie tajemniczą (choć już nie osieroconą) chorobą. Domyślam się, że w najbliższej przyszłości możemy się spodziewać również ponownego pojawienia się chamskich i złośliwych dumnych i potężnych ieleni.

 

Konkluzja lub, jak mówi dzisiejsza młodzież, wersja tl;dr: Opowiadanie jest lepsze z rozdziału na rozdział. Ma interesującą fabułę oraz stworzony od podstaw świat z niesztampowymi postaciami. Autor odznacza się niezłym stylem (na prolog spuśćmy zasłonę milczenia) i raczy czytelnika gargantuiczną ilością opisów. Jeśli ktoś lubi fantastykę, lektura na pewno dostarczy mu samych przyjemnych wrażeń, a jeśli – jak ja – nie lubi… to też mu dostarczy.

 

Godne polecenia. Czytać, zanim wystygnie.

 

Pozdrawiam i czekam na kontynuację,

Madeleine

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


* Uwaga do ludu: komentarz, który widzisz, jest niebotycznie szczegółowy, niesłychanie długi i nieziemsko nudny, a to dlatego, że pisany był z myślą o autorze. Jeśli nie jesteś Johnnym, nie czytaj go, bo umrzesz.

 

Jest szczegółowy, jest długi, acz nie niesłychanie i się go fajnie czyta, jak każdy komentarz Madeleine. Przeczytałem go, nie umarłem, polecam innym poczytać, o ile nie boicie sie spoilerów :v

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Madeleine... Kocham Cię! Kocham Cię za ten komentarz! Wydrukuję go, oprawię i powieszę na ścianie (czcionka 4, bo inaczej się nie śmieści). Nie mogłem marzyć o lepszej zachęcie do dalszego tworzenia, zwłaszcza, że najwyraźniej połknęłaś bez popicia kilka ukrytych w opowiadaniu haczyków ;) Inne z kolei chyba wymagają z mojej strony pewnego sprostowania.

!!!SPOILER ALERT!!!

Najważniejsze to Weratyr, który MIAŁ być fanatykiem, MIAŁ nagle zmienić zdanie odnośnie lasu oraz przede wszystkim MIAŁ umrzeć w sposób wywołujący siarczyste WTF. Zapewniam, że wszystko się wyjaśni, może nawet całkiem niedługo. Tak odrobinę złośliwie dodam, że podoba mi się fakt, że udało mi się Ciebie zmylić :D

Ieleni wrócą niezaprzeczalnie. Przedstawieni trochę inaczej, bo z innego punktu widzenia.

Zupa cebulowa i miodowe bułeczki... Jeny, ale wpadka...

Ten mój nieszczęsny, pełen opisów styl pisania... Cóż, taki mam styl ;). Uwielbiam długie, bogate w szczegóły przedstawienia otoczenia, a nie znoszę pisywania dialogów i zdaję sobie sprawę, że to widać. Osobiście sądzę jednak, że opis dużo lepiej słuzy jako narzędzi do kreowania klimatu niż jakikolwiek dialog, a ponieważ właśnie na tym najbardziej mi zależy, to wątpię abym porzucił tę tendencję, choć jednocześnie obawiałem się właśnie przegięcia. Będzie trzeba odrobinę z tym przyhamować.

No i wręcz balsam dla mojej duszy - Twoja pochwała bohaterów, nad którymi długo myślałem i modliłem się aby wypadli przynajmniej jako tako. Najwyraźniej wypadli, a jeszcze nawet nie zacząłem opisywać co poniektórych. Na razie pozwolę sobie dodać, że chyba żaden (może nie licząc antykwariusza) bohater nie pojawił się bez powodu.

Inches - dokładnie tak miała wyglądać

Turner - to samo, i pozwolę sobie wyraźnie zaznaczyć: to nie jest Doktor Whooves!

Lazy Canabbis - nie zamierzam rezygnować z jego sposobu bycia, ma to być miejski głupek nadużywający podejrzanych ziółek, który, czy Ci się to podoba czy nie, odegra w opowiadaniu swoją rolę. W sumie, chyba powinienem się cieszyć, że dało radę stworzyć postaci zarówno lubiane jak i nielubiane.

Whisky Jar - też go lubię :D, a informacja w prologu, że o jego talentach będzie mowa później miała być ukrytym przysłaniem żeby czytelnik jeszcze o nim nie zapominał, chyba słabo to wyszło...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W przeciwieństwie do części osób, które tu wyraziły swoją opinię, uważam, że prolog był świetny. Fakt, Weratyr to kawał sukinielenia (w ogóle "ieleni" to świetna nazwa - tak prosta, a jednocześnie twórcza), no i zakończenie prologu było takie... hmm, nagłe, ale czytało się świetnie dzięki OPISOM. Mi również od razu do głowy przyszedł Sapkowski i pewien fragment Sagi Wiedźmińskiej, w podobny sposób opisujący las i Leśniczych (i czyżby to właśnie oni były inspiracją ileni?).
 
Ale serio, opisy są fenomenalne. A narracja, choć momentami nietypowa, także wg. mnie może być policzona na plus.
 
I na przekór większości znów, postać Whisky Jara jakoś niespecjalnie mi podeszła (choć zobaczymy, co przygotowałeś dla niego w dalszych rozdziałach).
 
"Zabij jednego jako ostrzeżenie" - tak! Cóż za piękne zerwanie ze schematem! Już myślałem, że Oski każe Weratyrowi wypuścić wszystkich, a tu strzała w oko.
 
"strzeżonego las strzeże" - świetne zdanie.
 
Jedynym zgrzytem, jaki dostrzegłem to zbyt długa "definicja" na samym początku. Wydaje mi się, że sporą dozę tychże informacji mogłeś spokojnie przemycić w samym tekście. Albo to ja jestem zbytnio przyzwyczajony do jednozdaniowych wstępniaków z powieści Ericsona :P
 
W każdym razie, prolog bardzo mi się spodobał i na pewno przeczytam też kolejne rozdziały, a przemyślenia swe tutaj ujmę.
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak odrobinę złośliwie dodam, że podoba mi się fakt, że udało mi się Ciebie zmylić

 

To dlatego, że cię nie znam, mój drogi, więc twoje możliwości twórcze są mi jeszcze obce. I to jest absolutnie jedyny powód! :rainderp:

No dobra, dałam się nabrać. Zrób to tak, żeby było dobrze, a jak mnie nie zadowolisz, to dam temu wyraz ;).

 

 

 

Uwielbiam długie, bogate w szczegóły przedstawienia otoczenia, a nie znoszę pisywania dialogów i zdaję sobie sprawę, że to widać.

 

Ja też je uwielbiam, ale co za dużo i tak dalej ;). Jednak podczas lektury powoli, powoli przyzwyczajałam się do twojego stylu, aż gdzieś na przełomie pierwszego i drugiego rozdziału wsiąkłam całkowicie i nie zwracałam już uwagi na obszerność i szczegółowość. Tylko ten prolog mi nie podszedł... pierwsze zetknięcie z czymś nieznanym ;). Ale skoro mówisz, że tam są UKRYTE ZNACZENIA, to wierzę i czekam na wyjaśnienie.

 

 

Lazy Canabbis (...) czy Ci się to podoba czy nie, odegra w opowiadaniu swoją rolę.

 

Trudno. Przełknę. Wszystko dla Whiskey Jara <3.

 

 

 

Lubię <3

 

Cebula <3.

 

 

 

w ogóle "ieleni" to świetna nazwa - tak prosta, a jednocześnie twórcza

 

Podpisuję się oboma ręcoma! Zapomniałam o tym wspomnieć w swoich wypocinach.

 

 

 

"strzeżonego las strzeże" - świetne zdanie.

 

Też mi się spodobała ta przeróbka, chociaż gdyby "las" zastąpić "puszczą" zgadzałoby się rytmiczne z oryginalnym przysłowiem.

 

Pozdrawiam wszystkich panów (i panią) powyżej,

Madeleine

Edytowano przez Madeleine
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane

 

Opowiadanie mi polecano w ostatnim czasie wielokrotnie - Cahan robiła za żywą agencję reklamową. Jak widać skutecznie. Teraz dodatkowo widząc jakie osoby się tu wypowiedziały uznałem, że należy wziąć wolne od oskarów i zobaczyć jak to się tupta po tych Ścieżkach Donikąd.

 

Beware the spoilers!

 

Prolog - Przyznaję, że na początku warknąłem. Szczerze mówiąc bardzo nie lubię prologów dłuższych niż strona, no góra dwie lub trzy. Ale szybko to pominąłem, bo rzecz to niemal bez znaczenia i zagłębiłem się w lekturze. Cóż zobaczyłem? Las. Nowy gatunek bohaterów. Scenkę rodzajową w typie "ktoś tu ma przegwizdane". I od razu zostałem wciągnięty w wir wydarzeń. Całkowicie i nieodwracalnie.

 

Zacznę od tego co ujęło mnie najbardziej. Opisy. Długie, rozbudowane, soczyste opisy. Jestem w takich rozkochany - ba! Sam z nich korzystam, kiedy zdarza mi się coś napisać. Mówiąc szczerze czytając je, czułem jakbym po raz kolejny przemierzał głębiny w Nautilusie, szukał Kapitana Granta, czy budował świat od zera na Tajemniczej Wyspie. Udało Ci się opisać świat bardzo podobnie jak czynił to wspaniały Juliusz Verne. Bogactwo i głębia łapie czytelnika i nie puszcza (no dobra, w tym wypadku akurat jest puszcza, ale i tak nie puszcza - późna pora to i suche teksty się uruchamiają.. wybacz :crazytwi: ). Zdaję sobie sprawę, iż coś takiego nie wszystkim odpowiada, gdyż siłą rzeczy akcja opowiadania rozwija się wolniej i znajdą się czytelnicy, którzy będą na to kręcić nosem. Ja to akurat ubóstwiam i ciesze się już na kolejne.

 

Idąc dalej nie mogę nie wspomnieć o dialogach - tu jest znacznie gorzej. Nie nazwę ich złymi, jednak są w najlepszym wypadku średnie. Można powiedzieć, iż brakuje w nich życia, brakuje iskry, która pchałaby całą akcję do przodu. Kilka klas niżej od opisów - powinieneś nad nimi popracować. Bardzo.

 

Teraz sięgnijmy do klimatu. Czytałem komentarze poprzedników i wszędzie pojawia się Sapkowski. Szczerze mówiąc ja w tym zupełnie nie wyczuwałem tego stylu - i choć za Wiedźminem przepadam, to tutaj liczę brak akurat tego klimatu za gigantyczny plus. Udało Ci się wykreować coś innego, odmiennego a jednocześnie łapiącego czytelnika i pozwalającego mu zobaczyć poruszane wiatrem liście, majestat pradawnych drzew, odczuć atmosferę leśnego osiedla ielenów (bardzo fajna nazwa, ale nad odmianą trzeba ciut myśleć :D), czy wczuć się w targi dwóch, niezbyt się lubiących kupców. Świetna robota. Skoro już przy tym jesteśmy to przywołam scenę, gdy rozstrzygnął się los pierwszej ofiary. Przyznaję, że gdy wyczytałem, iż zbliża sie piękna łania to byłem pewny, że zaraz zaczną leczyć chorych i w ogóle zapanuje przyjaźń, bo ona wszak jest taka dobra i łagodna. Ku mojemu radosnemu zaskoczeniu zakończyło się to strzałą w głowie. Tak wiem, jestem krwiożerczy, ale naprawdę było to zagranie, które za jednym zamachem pozwoliło Ci uniknąć sztampowego rozegrania sceny i pokazało nam, że z obrońcami lasu zadzierać nie warto. Wielkie brawa.

 

Teraz bohaterowie.

 

Weratyr - srogi, dzielny, oddany swoim obowiązkom. Przy tym kawał gnoja. Świetna postać przez prawie cały czas trwania prologu. Dlaczego prawie? Ponieważ ten jego wybuch był jak dla mnie zbyt nagły. Cała scena rozegrała się po prostu za szybko i za gwałtownie. Rozumiem, że emocje to potężna siła, ale mimo wszystko wypadło to odrobinę sztucznie. W momencie gdy zaczął się gotować, to przypuszczałem że zginie i tylko zastanawiałam się jak las go zabije. I do teraz nie wiem. Na drzazgi umarł czy co? Ale dzięki temu mamy pewną aurę tajemniczości, więc nie mam zamiaru narzekać.

 

Oska - Tak naprawdę niewiele jeszcze możemy o niej powiedziec, ale zarysowana została nienagannie. Taka miła, piękna, dobra łania, która uprzejmym i spokojnym tonem mówi swojemu bykowi, żeby wpakował komuś strzałę w oko. Bardzo pozytywne wrażenie. Mam nadzieję, że jeszcze się z nią spotkamy.

 

Whisky Jar - Tutaj co prawda niewiel się o nim dowiedzieliśmy, ale rozwinąłeś go fantastycznie. Cwaniak, pokątny handlarz i ogólnie szuja i kanalia nie pozbawiony jednak poczucia humoru, czy ciepłych uczuć dla swoich przyjaciół i znajomych. Na chwile obecną moja ulubiona postać w opowiadaniu, co mnie nieco niepokoi - zwykle ci których lubię najbardziej z niewiadomych mi przyczyn żegnają się z kartami opowieści w sposób niekoniecznie łagodny. No ale zobaczymy. Niech śpiewa więcej szant!

 

Rozdział 1 - Znowu opisy! Dużo opisów! Miasto! Świątynia! Piękne. Nie mam zamiaru się powtarzać, ale po raz kolejny zbierasz za nie najwyższą ocenę. Coś wspaniałego!

 

Dialogi w porównaniu do nich nadal kuleją, ale jest już lepiej. Mimo to nadal musisz włożyć w nie więcej... pracy to oczywiste, ale przede wszystkim serca. Z tego co piszesz to wynika, że zdajesz sobie sprawę, że są one Twoją bolączką. Jednak o ile w opisach widać, że wkładasz w nie pracę, sercę i duszę na dodatek to w dialogach tego nie ma. Są miejscami strasznie drętwe. Spróbuj może postąpić jak z opisami - szlag, powiedz sobie: "ten dialog jest ważny, kocham to jak ma wyglądać i go zrobię dobrze!" po czym włóż w niego wszystko czym dysponujesz. To co napisałem z pewnością brzmi strasznie nawinie, ale co jest najśmieszniejsze często działa. Takie typowe przełamywanie niechęci do czegoś. Jeżeli Ci się uda i napiszesz dialogi na miarę opisów to ja nie będę mial więcej pytań.

 

Dalej - w niektórych miejscach siejesz powtórzeniami. To nie jest dobre. Pod tym względem lepiej mają na zachodzie, gdzie nie zwraca się na to takiej uwagi, jednak u nas stanowią one nieprzyjemny dysonans i zgrzytają podczas lektury. W kilku miejscach Ci je zresztą zaznaczyłem.

 

Kolejni bohaterowie:

Laza Canabis - niepowtarzalny. Ze swoim sposobem mówienia, podejściem do świata i ogólną upierdliwością wyrasta również na jednego z moich ulubieńców.

 

Inches - urocza bestyja. Inteligentna, złośliwa i nie dająca się łatwo zapędzić w ieleni róg. Bardzo dobrze pokazana historia postaci, która sama w sobie jest po prostu interesująca i logiczna. Niby nie jest nikim ważnym, ale jest powszechnie znana. Czuć bijącą od niej radość życia. No i ta jej otwartość wobec każdego, nie pozbawiona jednak pewnej, bardzo niewielkiej dozy dystansu. Nie wiem czy to słuszne wrażenie, ja w każdym razie takie odniosłem. Jestem bardzo ciekaw jak się ta postać rozwinie.

 

Sombra - a to ci niespodzianka! Patrzcie państwo kogo przywiało! Przyznaję, iż ucieszyłem się widząc go, z jego beduińsko-hinduską tożsamością (a przynajmniej z taką mi się skojarzył). Jego kreacji mieliśmy już sporo - jestem ciekaw co Ty z nim zrobisz.

 

Jeżeli chodzi o samą fabułę to tutaj akcja szła raczej powoli. Szczerze mówiąc mnie, jako wiernemu fanowi Dynastii, bardzo taka forma odpowiada. Powolne i spokojne rozwijanie akcji, okraszanie jej wspaniałymi opisami i dorzucanie ciekawych bohaterów pobocznych - kapłanka była genialna, a sierżant Pansy wypadła idealnie. Nawet tak epizodyczna postać jak strażnik przy bramie wyszedł idealnie. Niby nikt, ale widać, że zrobiony bardzo dobrze.

 

Rozdział 2 - na wstępie ująłeś mnie szantą. Nie powiem - zaśpiewałem sobie gromkim głosem, sprowadzając na siebie gromy i przekleństwa sąsiadów (ich pech). Opis dmuchania szkła - bezcenny! Wspaniały! FE-NO-ME-NAL-NY! To właśnie jeden z takich szczegółów, które stanowią o mocy tego opowiadania. Wszystko napisane świetnie. Time Turner (I tak, mimo Twojego oświadczenia, myślę o nim - Doctor Whooves :D) to postać bardzo dobra i to z pięknie opisaną historią. Można powiedzieć, że napisałeś kogoś, kto spełnia swój "American Dream", choć powoli i rozważnie. Opisy jego warsztatu, miłości do szkła, minerałów i na dodatek zasugerowany afekt dla Inches bardzo dobrze się uzupełniają, tworząc wyborny likwor w postaci brązowej Zębatki.

 

Jedno zastrzeżenie przy nim - scena gdzie on daje do zrozumienia arystokratce, że z niej podkpiwa. to mi brzydko zgrzytnęło. Jaki rzemieślnik, choćby najlepszy w swoim fachu dałby odczuć komuś o wyższej pozycji, że uważa go/ją za idiotę? Chyba taki, któremu niemiła skóra. Nie mówiąc już o tym, że stosowna plotka na dworze mogłaby go skutecznie pozbawić klienteli z wyższych sfer, a w końcu on jest bizneskucem i zarabiać jakoś musi.

 

Przejdźmy teraz do sceny w tawernie - od początku do końca dobrze się przy niej bawiłem. Dialogi były lepsze niż wcześniej (mamy stałą tendencję zwyżkową, ale nadal może być dużo lepiej), a odmienność zaprezentowanych charakterów przy wspólnym stole nadała tej atmosferze dodatkowego smaku. Aprobuję.

 

Podsumowując - mamy tu kawał porządnego opowiadania z fenomanalnymi opisami, gorszymi dialogami, świetnymi bohaterami i wciągającą fabułą. Tekst, obok którego naprawdę nie wolno przejść obojętnie. Tak więc Sahibie (czytając to słowo i widząc Sombrę natychmiast wspominałem Pandita Davasarmanna z serii o Tomku Wilmowskim) masz od teraz nieco przegwizdane. Oficjalnie wprowadzam w życie protokoły dupotrujstwa i będę gromkim głosem (ach to powtórzenie!) domagał się kolejnych rozdziałów, bym dalej mógł tuptać po Ścieżkach Donikąd. A dla tych, którzy dotarli do samego końca tego przydługiego komentarza mam dwa słowa: Bezwzględnie polecam!

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozdział I:
 
Zaczęło się bardzo dobrze. Wszelkie opisy, przedstawienie Inches, no miód malina, aż tu nagle pojawiają się powiastki erotyczne, a konkretnie ich wymieniona kilka linijek dlaje nazwa... i atmosferę szlag trafił. Potem pojawia się Cannabis, czyli palenie powodu impotencję i wypadanie lotek :D Już chciałem napisać, że dialog Inches i Cannabisa naprawdę mi się podobał... a tu znowu rozwalenie klimatu tak bezczelnym podtekstem. Mam wrażenie, że można to było zrobić nieco subtelniej, bo w obecnej formie nagle "wyrywa" to człowieka z tekstu. Na szczęście zaraz potem znowu wbija on w niego swe ślepia niczym szpak w telewizor.
 
Klasztor. Milcząca kapłanka-wojowniczka. Nie no, plejada postaci w tym fiku jest fantastyczna :D Kosztela, nawet strażnik przy bramie, który się na ledwie parę linijek pojawił był świetnie opisany. No i sama końcówka rozdziału jest... zaskakująca. 
 
Miód-zdania:
 
"Spanie jest przereklamowane, mamo. Jak można tracić codziennie siedem godzin z życiorysu, gdy można je wykorzystać bardziej produktywnie?" - oj, tak...
"Większość jej pacjentów cieszyła się końskim zdrowiem" - I see what you did there...
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A tu znowu rozwalenie klimatu tak bezczelnym podtekstem. Mam wrażenie, że można to było zrobić nieco subtelniej, bo w obecnej formie nagle "wyrywa" to człowieka z tekstu

Oj, coś taki wyczulony na niewinne żarty słowne? :D Odrobina dowcipu moim zdaniem na pewno wyjdzie na zdrowie, a równie pewne jest to, że w opowiadaniu nie znajdą się bardziej śmiałe przedstawienia wiadomych scen. Mam chyba nawet całkiem zabawny pomysł jak mógłbym się z tego wywinąć kiedy w histori przyjdzie co do czego. Clopów nie umiem i nie chcę umieć pisać więc nie będę się do tego zabierał.

Dowcip z fajką... chyba nie mogłem się powstrzymać :) Z kolei wypadanie lotek spowodowane jaraniem faktycznie było, ale impotencja? W którym miejscu?

Będąc jeszcze w tych klimatach to zarzucę taką opowiastką: rozmawiam sobie swobodnie ze znajomym o moich bohaterach, konkretnie o Swallow Tower i o tym, że jest, cytuję, "kapłanką świetnie posługującą się drągiem", on na to siarczystym "Czym?!", na które ja całkowicie niezrozumiawszy sytuacji odpowiadam o najprostszej broni drzewcowej. Nim zorientowałem się o co mu chodziło minęły dwa dni... Ja naprawdę nie mam zbyt, że się tak wyrażę, spaczonego umysłu i aby wyłapać dowcip o takiej tematycę muszę go mieć podane na tacy :D

 

pewien fragment Sagi Wiedźmińskiej, w podobny sposób opisujący las i Leśniczych (i czyżby to właśnie oni były inspiracją ileni?

Eee... Nope. Właściwie to powiedziałbym, że ieleni to taka trochę mieszanka różności z przeważającą częścią mojej radosnej twórczości. O ile mnie pamięć nie myli to wykreowałem ich sobie słuchając tejże nutki (swoją drogą szczerze polecam ten zespół)

 

Spróbuj może postąpić jak z opisami - szlag, powiedz sobie: "ten dialog jest ważny, kocham to jak ma wyglądać i go zrobię dobrze!" po czym włóż w niego wszystko czym dysponuje

To mi się podoba. Pisząc, postaram się o tym pamiętać, choć pewnie wyjdzie średnio na jeża.

 

bardzo fajna nazwa, ale nad odmianą trzeba ciut myśleć :D

Nie zaprzeczam... Sam uważam, że będę to musiał jakoś ujednolicić. Na pewno nie odmienia się tak jak "jelenie" ale to chyba oczywiste. W sumie dobrze, że o tym wspomniałeś, bo zdałem sobie sprawę, że nie wiem jak zrobić żeńską formę :D

 

I tak, mimo Twojego oświadczenia, myślę o nim - Doctor Whooves :D

NIE !!!

 

I do teraz nie wiem. Na drzazgi umarł czy co? Ale dzięki temu mamy pewną aurę tajemniczości, więc nie mam zamiaru narzekać.

Wy to macie pomysły... Aż nie chce mi się wierzyć, że nikt nie zauważył TEGO... Jeśli jednak zauważył, to prosiłbym o nie psucie nikomu niespodzianki a ewentualne pomysły proszę kierować pod adres, ktorego z przyczyn technicznych nie podam.

 

Ale Sapkowski? Jedna osoba mająca skojarzenia to jeszcze rozumiem, ale tyle ludu? Absolutnie nie było moim celem wzorować się na nim, choć nie myślcie, że nie doceniam pochwały. Porównanie do Verne też bardzo miłe.

 

A ogólnie?

Zaraz wyjdę z siebie, chwycę swoje bezwładne ciało i zacznę wyczyniać z nim taniec radości! Pisanie ma sens! Życie ma sens!

Ale tak szczerze, to nie wiem jak mam Wam wszystkim dziękować. I pomyśleć, że drugi rozdział pisałem z obawami, że znowu nikogo nie będzie to obchodzić (wiem, niezbyt oryginalne) Wręcz skaczę z radości, że ŚD tak wszystkim przypadło do gustu. Wielkie, serdeczne, obsypane lukrem na sam widok wywołującym próchnicę, szczere DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM!

Tylko, cholera, co ja mam teraz zrobić, żeby Was nie rozczarować...

 

PS: Jak ktoś ma jakiś ciekawy pomysł to zamieniam się w słuch :)

Edytowano przez Johnny
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Tylko, cholera, co ja mam teraz zrobić, żeby Was nie rozczarować...
 
PS: Jak ktoś ma jakiś ciekawy pomysł to zamieniam się w słuch

 

To akurat bardzo proste - pisz i publikuj kolejne rozdziały :D Oczywiście w swoim tempie - pośpiech to najgorszy doradca, a my na Ścieżki poczekamy. No, najwyżej będziemy co jakiś czas marudzili, że mógłby się już kolejny rozdział pojawić. Ale tak działają wdrożone protokoły dupotrujstwa :D

 

Co zaś do "ciekawych pomysłów" - tutaj ode mnie akurat nic nie usłyszysz. To Twoja wyobraźnia prowadzi nas po Ścieżkach i wspaniale by było, żeby tak pozostało aż do samego finału. Co najwyżej przy czytaniu mogę zostawić jedną czy drugą sugestię jak czyniłem dotychczas, ale one będą stricte techniczne.

 

 


NIE !!!

 

Oj, nie marudź :D

 

 


Wy to macie pomysły... Aż nie chce mi się wierzyć, że nikt nie zauważył TEGO...

 

No jak to "nie zauważył"? Drzazgi przecież były :D Jednak dobrze, że podrażniasz naszą ciekawość. Apetyt na kolejny rozdział jedynie rośnie :crazytwi:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie zauważył? Proszę... Mój ukochany zabieg literacki - tak zabić/nie zabić postaci by czytelnik myślał, że nie żyje, ale nie miał pewności. Dobrze stosować obydwie wersje, wtedy lepszy efekt małego trollingu :crazytwi:.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Jak wyglądają postępy? Przez cały wrzesień praktycznie ani słowa z powodu nawału nauki. Od początku października idzie mi przeciętnie, tj. niemiłosiernie powoli, choć jako tako udaje mi się codziennie zapisać co najmniej stronę, z której jestem w miarę zadowolony, a kolejnego dnia nanosić na nią poprawki i przy okazji napisać kolejne parę zdań. Choruję jednak na schorzenie zwane życiem prywatnym, więc trudno mi określić kiedy można się spodziewać kolejnego rozdziału. Robię, co w mojej mocy by wyrobić się jeszcze w tym miesiącu, ale jeśli efekt nie będzie dla mnie zadowalający, poślizg jest jak najbardziej możliwy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Dostałem srogą rekomendację, co do tego fanfika, i to akurat w momencie, gdy potrzebowałem czegoś do czytania. Wygrałem życie! TO. JEST. FENOMENALNE. Ogólnikowo mówiąc: kopiłeś mnie jak tanią kiełbasę. A czym? Pięknymi opisami, zarówno miast, historii i zwyczajów, jak i bohaterów. Kreacja głównej bohaterki jest tak świetna, ze się w tej klaczy po prostu zakochałem. Ma w sobie tyle sympatii i fajnych cech, że... NGHHHH! Ale to bardzo ogólnikowo... Teraz czas na nieco więcej szczegółów!

 

Zacznę może od prologu, który na początku mnie nieco zmieszał, ale po przeczytaniu dwóch kolejnych rozdziałów wszystko stało się jasne, jak słońce na zadzie Celestii. Same ieleni przypominają mi brokilońskie driady z Wiedźmina. Nawet bardzo. Z tym, że one mają jeszcze swoją pokręconą, dziwną logikę, która przyprawia mnie o ból głowy. Nie przedstawiłeś ich w zbyt jasnym świetle, co w sumie uznaję za plus. Ja, wręcz przeciwnie, straciłem do nich sympatię na samym początku. To moje osobiste odczucie. Ich zwyczaje i filozofia są zrobione świetnie. Zaskoczyła mnie Oska, która wydała wyrok śmierci. To tylko pokazuje specyficzną mentalność tych stworzeń. Sama końcówka prologu też jest świetna. Mam niejasne wrażenie, że nasz młody Sombra miał coś z tym wspólnego... Bo zgrzytem dla mnie by było, gdyby Weratyr tak nagle, z przysłowiowej dupy, zmienił swoje poglądy i stracił wiarę w Puszcze. Dlatego śmierdzi mi tu Sombrą. 

 

Rozdział pierwszy, w którym poznajemy te cudowną istotę o imieniu Inches jest bajeczny. Te opisy Canterlot... historii i religii są cudne. A scena początkowo, pokazująca pisarkę w jej domu jest... piękna. Tak bardzo bajeczna. Ciężko mi to nawet opisać. Rozdział zawiera może niewiele akcji, za to przedstawia świetnie napisanych, głębokich bohaterów, którzy nawet mówią w specyficzny sposób (albo i nie mówią wcale). Inches jest jednym z tych typów bohaterki, które uwielbiam: miła, skromna, sympatyczna, zabawna... i lekko zboczona.

Sam pomysł umiejscowienia akcji fanfika jest genialny. I mimo, ze dużo osób strzela mniej więcej w ten okres, to Ty zrobiłeś to lepiej.  Religia? Chyba po raz pierwszy widzę, by ktoś opisywał religię, która łączy kucyki, a nie je dzieli. 

No i na zakończenie Sombra... Jako, ze mają się ku siebie z główną bohaterką (taki osobisty wniosek) (a raczej Ty ich ku sobie popychasz) węszę tu tag [sad], bo wiemy jak ta historia się skończyła. Sombry. Aż się boję o tę milusią klacz :x

 

Początek rozdziału drugiego mnie zaskoczył. Znowu, nigdy nie widziałem Time Turnera w takiej odsłonie. Kolejna świetna interpretacja kanonu, którą aż miło się czyta. I znów: smok-szlachcianka szukająca okularów. Tego też nigdy nie widziałem. To jest ogromny plus za kreatywność. Ale w tym też rozdziale pewne rzeczy mnie zaniepokoiły. I nie, nie chodzi o to, że coś było źle napisane. Chodzi raczej o fabułę. Mianowicie: straciłem sympatię do Whiskey Jara. Kojarzy mi się z kimś, kto sprzedałby własną matkę. Cały ten wątek Turnera, Jara, Ichnes i Sombry jest napisany genialnie, bo gra mi na emocjach. Samo targowanie się z Turnerem uznałem za zabawne, ale kiedy Sombra tak po prostu wyłożył na stół więcej monet i ot tak zabrał diament mnie zniesmaczyło. Ok, Jar jest kucem interesu, ale wspominał też, że jest, jeśli nie przyjacielem, to znajomym Turnera. A zdawał sobie sprawę, jak i dlaczego zależy mu an diamencie. Sombra tutaj wzbudził u mnie pewną nieufność... zachowuje się z... hm... wyższość to za dużo powiedziane. W każdym razie: wydaje się, że już jest z nim coś nie tak. I nie, drugi autorze, ja nie narzekam na Twoje decyzje fabularne. Ja interpretuję je we własny sposób. To było świetnie napisane.

No i mała kryształowa klaczka.... Niee, ja tu wyczuwam GRUBĄ intrygę, i aż mnie świerzbi, zęby przeczytać nowy rozdział.

 

Nie jestem ekspertem od recenzowania opowiadań, ale lubię się wypowiedzieć, więc nie traktuj tego jako bardzo rzetelnej wypowiedzi. Znalazłem w tekście kilka błędów, literówki, nieładne powtórzenia itd. ale jest ich BARDZO mało i nie utrudniają odbioru. Ot, pojedyncze omsknięcia. 

 

Dobra, nie chce mi się już tyle pisać... Zyskałeś fana i czytelnika. Pozdrawiam. ;)

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Mam tego dosyć! Brak chęci i czasu połączony z nawałem pomysłów sprawia, że zdecydowałem sie na radykalne kroki...

 

Ostatnimi czasy pisanie idzie mi wyjątkowo topornie - niby dokładnie wiem co chcę zamieścić w kolejnym rozdziale ale pomimo godzin spędzonych nad klawiaturą wciąż nie jestem zadowolony z tego co mam. Już dawno przestałem liczyć ile stron trafiło do śmietnika i w związku z tym postanowiłem przenieść fanfik do zamrażarki zarzucić przynętę na jakiś postęp.

 

Tak więc, poniżej prezentuje Wam pierwsze dwanaście stron rozdziału trzeciego, w którym śledzimy perypetie kolejnej bohaterki. Stanowią one mniej więcej całość i raczej nie będę już tam wprowadzał zbyt gwałtownych zmian - jeśli będzie inaczej, na pewno poinformuję. Sam rozdział trzeci, według pierwotnego założenia, będzie dzielił się na trzy albo cztery części, mniej więcej równej długości, z których każda będzie poświęcona innej postaci (a niech tam - oprócz Swallow, będzie to Cannabis, Turner i Inches).

 

Może się wydawać, że żebrzę o komentarze. Na pewno nie pogniewam się jeśli ktoś jakiś zostawi, ale zdecydowałem się na taki krok nie tylko z powodu głodu jakiejś oceny, ale przede wszystkim dlatego, że czuję iż postępuje wobec Was nie fair, każąc czekać tak długo. Chcę pokazać sobie i wszystkim, że moje opowiadanie jeszcze nie umarło i może przypomnieć sobie jakiego dostałem kopa motywującego po premierze poprzedniego rozdziału.

 

Tak czy owak, teraz robię, co postanowiłem. Oto wersja demo rozdziału trzeciego:

 

EDIT: He, he... nie ma :D Zapraszam parę postów niżej po pełną wersje

Edytowano przez Johnny
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane.

 

Ciekawa sprawa - o ile na początku rzucałem komentarz za komentarzem, to później ich liczba znacząco spadała. Wyglądało to tak, jakbyś musiał się przez pierwsze półtorej strony rozruszać, a gdy całość nabrała już tempa, Ścieżki po raz kolejny zaczęły prezentować swój wysoki poziom.

 

Beware the spoilers!

 

Napisanie rozdziału z punktu widzenia kapłanki uważam za wyborny pomysł. Jedynym minusem jest to, iż nie masz za wiele okazji do przeprowadzania dialogów, które ożywiają tekst. Fakt, przy opisach tej jakości, nie jest to niezbędne, ponieważ czyta się bez zmęczenia, jednak jakieś urozmaicenie mogłoby się znaleźć - choćby rzucone powitanie, gdy szła jeszcze ulicami lepszych dzielnic. Bardzo podoba mi się charakter tej postaci - kapłanka, która temu, kto ją zaatakował .... a nie, nie powiem, żeby ktoś przypadkiem nie przeczytał tutaj tego, co powinien poznać w tekście :D... jest wprost cudowna - jest realna, jest wspaniała. Takie postacie lubię.

 

W każdym razie te pierwsze kilkanaście stron oceniam jako dobre - wszelkie rzeczy, co do których miałem wątpliwości pozaznaczałem w tekście, ale nie było ich jakoś specjalnie dużo. Czekam na dokończenie tego rozdziału.

 

PS: Wątki religijne są super, tylko podchodź do nich ostrożnie - łatwo się na czymś w tym temacie potknąć. Jednak jeżeli będą prezentowane w takiej jakości... cóż, jaram sią jak Drezno :crazytwi:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...