Skocz do zawartości

Zawod Diamentowy Pies [Seria][Sci-fi][NLR vs SE]


Recommended Posts

Bezwzględnie polecam!

 

Opowiadanie czyta się doskonale, mamy w nim masę akcji, nieco intryg, oraz zdrową, acz nieprzesadną dawkę delikatnego humoru, doskonale ubarwiającego całość wydarzeń. Lekka i przyjemna lektura, w sam raz na wieczór.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Jak mi dobrze, że wzięłam się akurat za to opowiadanie – chyba potrzeba mi było jakiejś dobrej, wciągającej lektury.

 

Nawiązań od groma i to do takich dzieł, których nie znam i nie lubię ^^. Ale mimo wszystko czytało się to fe-no-me-nal-nie. Główny bohater jest absolutnie niesamowity, inteligentny i dowcipny, niektóre jego komentarze okraszone sporą dawką lekko czarnego humoru wywoływały u mnie regularny rechot. Plus za narrację pierwszoosobową, która tutaj pasuje doskonale, nawet mimo scen akcji, które zazwyczaj lepiej mi się czyta trzecioosobówką. Sama fabuła dobrze przemyślana – począwszy od pierwszej sceny zwiewania przez pewną wpiórwioną klaczą (wybacz, Dolcze, to bezczelne zerżnięcie z ciebie, ale chyba rozumiesz, że ta konkretna klacz może być tylko i wyłącznie wpiórwiona ^^), przez wzięcie zlecenia na zlikwidowanie jednego z najpotężniejszych wojskowych dowódców, kończąc na rozpoczęciu interesów z… wiadomo kim.

 

Scena akcji rozpisana perfekcyjnie. Od momentu, kiedy Terrier wycelował po raz pierwszy w głowę Guna, nie mogłam się oderwać od lektury. A potem jeszcze te wybuchy, pościg na dachu pociągu, lasery z oczu i ogniste pociski… TAK! To było super, cieszyłam się jak mała dziewczynka, kiedy oni się tak naparzali! A ja nawet sci-fi nie lubię!

 

Dodatkowy plus za inteligencję głównego bohatera, który nie jest OP i pracuje przede wszystkim głową a nie scenariuszem ^^. Kreacja Twilight fantastyczna i końcówka niespecjalnie mnie zdziwiła, powiem więcej – to było tak oczywiste, że aż się wyszczerzyłam do ekranu, że miałam rację.

 

Kolejny smaczek – to, o czym już wspomniałam wyżej, humor. Nieprzesadzony, inteligentny, subtelny i… po prostu do mnie trafił. Opowiadanie naprawdę poprawiło mi nastrój, a już ta sytuacja, że „poczekaj ze strzałem, aż mi zapłaci, potem w ramach przeprosin sam mogę go dla ciebie sprzątnąć” – zjawiskowo popaprana i po prostu idealna. Uwielbiam!

 

Miał swoje lasy deszczowe, w których jedyną rzeczą, jaka nie chciała zabić przeciętnego podróżnika, były resztki innych przeciętnych podróżników.

 

Pucyki też mają swoją Australię ^^.

 

I dlaczego nie mogą zostawić mnie w spokoju, kiedy spokojnie uciekam, dodałem w myślach, kiedy hak wystrzelił i trafił w wagon.

 

No właśnie, dlaczego? I jeszcze go gonią i próbują rozsmarować na ścianie – O CO IM CHODZI?! :P

 

A na dokładkę wszystko dzieje się w Kosmosie i w klimacie „Gwiezdnych Wojen”. Doskonała komedia i świetna ostatnia kwestia. A z błędów to zauważyłam na przedostatniej stronie – o zgrozo! – „wykrztałcenie”.

 

Bawiłam się wybornie.

 

Pozdrawiam,

Madeleine

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


A z błędów to zauważyłam na przedostatniej stronie – o zgrozo! – „wykrztałcenie”.

O Jezus Maryja! Jak mogłem to napisać! JA! Taki wstyd, hańba i sromota!

... Znaczy... Tam nie ma tego błędu. Nie ma. Wcale. A nawet jakby był, to zostałby napisany specjalnie. A poza tym to było dawno i nieprawda.

  • +1 4
  • Haha 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super historia. Krótka, ale zajmująca, a po zakończeniu pozostawia uczucie satysfakcji i banan na ryju, jak dobry film sensacyjny.

Jak dla mnie to opowiadanie powinno być wręcz podawane jako przykład tego, jak powinno się pisać sceny akcji. Główny bohater cały czas używa mózgu, jego przeciwnicy nie są idiotami, a wygrywa nie dzięki jakimś supermocom, tylko dzięki starannemu planowaniu, umiejętnościom i odrobinie szczęścia.

A końcówka jest BOSKA. I pozostawia takie charakterystyczne uczucie ciepła w środku, którego chyba nic nie jest w stanie podrobić... i nie, nie pomyliłem bajek ;)

Jak dla mnie jeden z najlepszych one-shotów, jakie czytałem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...
  • 1 year later...

Witam, powracam po dłuższej przerwie. W ramach rozgrzewki napisałem mały fanfik; przy okazji postanowiłem przerobić Zawód Diamentowy Pies na serię takich krótkich opowiadań.

 

Nudny dzień z życia diamentowego psa

[violence][takie jakby slice of life]

Pościgi, wybuchy i walka z najgroźniejszymi wojownikami galaktyki - wiele osób tak właśnie wyobraża sobie codzienne życie łowcy nagród. Prawda jest nieco inna. Takie zlecenia zdarzają się rzadko. Aby zarobić, nawet największy twardziel musi czasem podjąć się nudnego zadania ochrony Bardzo Ważnego Kucyka...

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Nudny dzień z życia diamentowego psa"

Przeczytane. 

 

1. Fabuła:

Na początku jest lekko i przyjemnie, jak to w typowym Slice of Life, ale z czasem akcja staje się wartka. Poza tym, nie ma żadnych dziur. A wszystko to w klimacie Gwiezdnych Wojen i ubarwione lekkim humorem.

 

2. Bohaterowie:

Dobrze napisani, nic dodać, nic ująć. Oczywiście, najlepiej wypada tu główny bohater, który nie jest przesadzony w żadną stronę - cwaniak, dla którego najważniejszy jest jego własny interes, ale też lojalny wobec przyjaciół wojownik.

 

3. Opisy:

Nie jest ich ani za mało, ani też tak dużo jak w "Nad Niemnem". Dzięki nim łatwiej jest się wczuć w fabułę.

 

4. Styl:

Opowiadanie napisane jest lekkim językiem, czyta się szybko. Narracja pierwszoosobowa z perspektywy protagonisty, ubarwiona jego przemyśleniami jest wielkim plusem fika.

 

5. Strona techniczna:

Bez zarzutów. Ani jednej literówki czy błędu interpunkcyjnego. Pod tym względem - ideał.

 

Ocena: 10/10 :lunalaugh:

 

Pozdrawiam i czekam na więcej.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 months later...

Cudeńko. Czyta się niewiarygodnie wręcz przyjemnie i lekko. Mamy tu Hana Solo, Bobę Fetta i Mala z "Firefly" w jednym, otoczonego przez inne, równie ciekawe postacie, a wszystko to wrzucone w uniwersum które wydaje się być owocem romansu między MLP i Star Wars. Serdecznie polecam.

  • +1 1
  • DEJ! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powyższy tekst najwidoczniej ma cechy z Gwiezdnych Wojen i MLP.  Za Crossoverem przemawia fakt, iż mamy nawiązanie (po przez tło i elementy fabularne tj.: statki kosmiczne, czy inne planety, oraz postacie z kucyków). Za tekstem nie będącym tym typem ff to, ich konstrukcja fabularna, która nie jest typowa dla Crossovera, lecz dla fabuły z jednym uniwersum. Dodatkowym dowodem na potwierdzenie tej tezy jest brak przenikania się postaci z Gwiezdnych Wojen i MLP w sposób charakterystyczny dla Crossoveru (to jest występowaniu obok postaci z GW tych z o przygodach kucyków), gdyż tutaj kucyki wcielają się postacie z GW. 

 

Gdybym miał sklasyfikować ten tekst to zaliczył bym go raczej do formy o cechach pośrednich miedzy Crossoverem, a opowiadaniem z jednym uniwersum.

Tło fabularne obydwóch dzieł w tym tekście zlało się w jedno jednym słowem, a bohaterowie wykazują się cechami tylko jednego świata. W crossoverze natomiast elementy poszczególnych uniwersów się przenikają podobnie jak postacie z tych światów.

 

Powyższa analiza ma charakter przemyślenia i nie trzeba się z nią zgadzać. 

 

 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year later...

Oba opowiadania o Rexie przeczytałam z przyjemnością, stanowią świetną rozrywkę na wolny wieczór. Główny bohater potrafi myśleć i jest sympatyczny, polubiłam też jego pojawiającą się od czasu do czasu znajomą. Przygody diamentowego psa są całkiem ciekawe, szczególnie druga wydaje się dość niestandardowa. Spodobał mi się humor, najbardziej rozbawiła mnie tożsamość pierwszej z ofiar łowcy nagród, urzekła mnie też jego uwaga o mundurach. Rozmowy pilota z komputerem pokładowym były może trochę sztampowe, ale na szczęście nieprzesadzone. Powiedziałabym, że w fanfiku brakowało mi tylko trochę informacji o innych rasach zamieszkujących galaktykę, ale chyba można tu założyć, że jest ona w całości zamieszkana przez kolonistów z planety kucyków. Podsumowując, mam nadzieję, że Gandzia kiedyś znajdzie czas, pomysł i chęci, by dopisać jeszcze jakieś opowiadania do tej tak dobrze zapowiadającej się serii.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Ostatnim czasem miałem możliwość zaznajomienia się z tym opowiadaniem (a właściwie to dwoma). Powiem szczerze, jestem naprawdę zaskoczony, że autor nie kontynuuje tej serii. Spodziewałem się “dobrej, rzemieślniczej roboty”. I generalnie ją otrzymałem, ale i tak jakościowo było to dla mnie sama przyjemność i im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że jest to jednak coś lepszego. Zalet obydwa opowiadania mają masę, ale można skrócić to do:

 

- Akcja - świetne tempo, dobrze prowadzona, interesująca, nierżnąca ze Star Warsów aż tak bardzo (ekwipunek taki sam, ale same scenariusze już nie). To generalnie problem dużej ilości cross-overów, że mają tendencje do kopiowania nie tylko uniwersum jako takiego, ale też scenariuszy (słyszałem podobną krytykę przy Wiedźmie Zodiaka). 

 

- Humor - świetne dialogi, dobre żarty i docinki, generalnie - sama przyjemność. Podejrzewam, że wiele z nich polubiłyby osoby, co Star Warsów nie oglądały, a to wielka zaleta.

 

- Postacie - ponownie, nasz tytułowy “Diamentowy Pies” czyli Rex Terrier jest naprawdę przyjemną postacią do śledzenia losu. Pozostałe postacie nie wypadają też specjalnie gorzej - interesujące jest szczególnie użycie postaci kanonicznych (Twilight Sparkle, księżniczki). Acz nie powiem, że sam doskonały generał Big Gun mógł jednak nie umrzeć tak łatwo. Jak na najlepszego generała Solarnego Imperium to łatwo padł. 

 

- Światotworzenie - nie jest ono aż tak inwazyjne, ale samo w sobie jest dosyć interesujące i kompletnie wystarcza dla fabuły opowiadań. Jestem naprawdę zainteresowany w jaki sposób zostanie to dalej rozwinięte.

 

Nie jestem w stanie ocenić poziomu korekty, bo jestem kompletnie ślepy i niereformowalny w tej kwestii, ale ufam, że jest dobry. Natomiast mogę ocenić przejrzystość tekstu i w tym sensie wszystko jest jak najbardziej w porządku.

 

Patrząc na wady, to poza oczywistą, że nie powstają kolejne części i autor jest leniwą bułą, to dosyć zastanawiające jest, że pomimo tak ogromnej ilości nawiązań do Star Wars… brakuje tagu Cross-Over. Jest to dla mnie co najmniej zastanawiające i wydaję mi się, że warto byłoby dodać (NLR vs SE chyba nie rozwiązuje do końca tego problemu).

 

Podsumowując, po przeczytaniu obydwu fanfików z serii jestem bardzo, ale to bardzo zadowolony i chciałbym pogratulować autorowi bo naprawdę mu to wyszło. To jest ten moment w którym jako komentator mam tylko jeden dylemat. Czy powinienem dać głos na Epic by zachęcić autora by wreszcie się wziął i coś napisał, czy może na odwrót - na złość mu nie dać by wreszcie coś zrobił i po kolejnej publikacji mu dać jak przy Wiecznej Wojnie Kredke? Biorąc pod uwagę obecnie małą liczbę czytających, komentarzy i brak jakichkolwiek głosów na Epic ostatecznie zdecydowałem się na pierwszy wariant i niniejszym pierwszy głos tym komentarzem oddaję.

 

Liczę, że kiedyś się przemożesz i będziesz w stanie pisać dalej i jeszcze raz gratuluję naprawdę dobrego dzieła.

 

Edytowano przez Verlax
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Trzeci fanfik z serii – krótka, luźna odskocznia od Vermintide'a poważniejszych projektów.

 

W cenie jednego

[violence]

 

Jak się okazuje, ochrona VIPów też nie jest częstym zadaniem podejmowanym przez łowców nagród. Zwykle wolą oni polować na drobnych przestępców. Praca szybka, ciekawa, ale pozbawiona niespodzianek... Prawda?

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałam „W cenie jednego” z przyjemnością. Forma (jak można się spodziewać) niemal bezbłędna, styl bardzo przyjemny i adekwatny do treści. Narracja pierwszoosobowa bardzo pasuje do tej serii, cenię sobie zgryźliwe uwagi Rexa, szczególnie te dotyczące niezabijania matematyczek. Spodobało mi się ukazanie codziennych, przyziemnych problemów łowcy nagród, któremu w końcu zlecenia nie spadają z nieba, a rachunki za paliwo same się nie opłacają. Misja najemnika nie jest szczególnie wymyślna czy nieprzewidywalna, ale nie odbiera to w żaden sposób radości z lektury.

Spoiler

I zastanawia mnie trochę tylko jedna kwestia – czy tonący w długach barman miał wykupioną (najpewniej kosztowną) licencję najemnika, skoro zamierzał „zrealizować” rządowe zlecenie?

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoiler

No masz, wiedziałem, że przegapiłem jakiś szczegół.

 

Znaczy...Tonący w długach barman mógł po przejęciu "celu misji" wziąć kredyt na licencję, oddać przemytnika rządowym, z nagrody spłacić stare długi i później martwić się nowymi albo w zamian za anulowanie lub odroczenie spłaty długów oddać go mafii, by ta przekazała go rządowym i zarobiła punkty Dobrego Obywatela. Mógł też być na tyle zdesperowany, że działał bez pomysłu, licząc, że coś wymyśli później, stosując starą polską metodę JTB (Jakoś To Będzie).

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Przeczytane

 

Przylazłem tu spodziewając się wysokiej jakości. I się nie zawiodłem.

 

Beware the spoilers!

 

Typowe zlecenie dla najemnika. Bez ukrytych intryg, rządowych kombinacji, zakulisowych rozgrywek. Po prostu proza życia. Świetny pomysł i takież wykonanie. Dodatkowo zwracanie uwagi na ekonomię, bilans zysków i strat i tak dalej. Innymi słowy wszystko jest na swoim miejscu. I co nawet ważniejsze - wyraźnie (po raz kolejny) pokazuje, iż główny bohater ma w głowie coś więcej niż żyłkę do trzymania uszu i nie cierpi na zatrucie testosteronem.

 

Dostaliśmy więc wybór zlecenia (przezabawny) zdobycie informacji (typowe) i samo wykonanie. To ostatnie jest szybkie, dynamiczne i czyta się doskonale. Zwrot akcji ze zdradzieckim barmanem byłby nieco zaskakujący, gdyby nie tytuł, ale i tak wszystko wypadło dobrze.

 

Forma jak zwykle bez zarzutu. Czytało się doskonale, pewnie jeszcze tu wrócę. Świetna robota.

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 months later...

Tag [NLR vs SE] przywołał wiele wspomnień. Między innymi o tym jak zawsze chciałem sobie coś napisać w tym uniwersum i jak zawsze brakowało satysfakcjonującego mnie pomysłu. Albo pojawiała się zajawka, tylko potem jakoś ciężko mi było pisać...

 

Nieważne. Oto seria fanfików, której bohaterem jest diamentowy pies, zwący się Rex Terrier, zaś samo uniwersum ma być połączeniem kucyków z Gwiezdnymi Wojnami, wszystko w klimacie konfliktu Nowej Lunarnej Republiki z Solarnym Imperium. Nie przedłużając, rzućmy okiem na pierwsze opowiadanie, otwierające tę na razie dosyć skromną serię. Republikę Lunarną zastajemy w stanie odwrotu, a autorem kolejnych sukcesów dowodzonego przez Celestię Imperium okazuje się być Big Gun (jakiś krewny BFG*?). Aby odwrócić los, Luna decyduje się dokonać zamachu na genialnego wojskowego, co ma być zadaniem arcytrudnym. Do akcji wkracza zatem Rex Terrier, diamentowy pies, łowca nagród do wynajęcia.

 

Opowiadanie już na dzień dobry rzuca nas w wir akcji, której nie zabraknie przez niemalże całe opowiadanie. Jest to pierwsza okazja, by przekonać się jak sprawnie autor opisuje kolejne manewry, zdarzenia, zachowując przy tym odpowiednie tempo. Nie zabraknie również humoru, czy pewnych żartów sytuacyjnych, które rozluźniają nie aż tak napiętą atmosferę, no i dodają całości uroku.

 

Po kosmicznej gonitwie, z której w jednym kawałku wychodzi główny bohater (tego samego nie można chyba powiedzieć o jego pojeździe, ale działa), fabuła schodzi na tory prowadzące do zlecenia zamachu na zasłużonego admirała Solarnego Imperium, włącznie z całą akcją, zwieńczoną satysfakcjonującą potyczką z... no, nie chciałbym spoilerować, ale wy ją znacie ;)

 

Akcję obserwujemy z perspektywy głównego bohatera (narracja pierwszoosobowa), który został całkiem nieźle przemyślany i wypada dosyć komiksowo, co współgra z wykreowanym światem oraz jego realiami. Jest to uniwersum, gdzie niektóre rzeczy znane z kreskówki zostały zmienione czy dostosowane do wizji autora, np. niektóre znajome postacie kanoniczne występują w nowych rolach. Mamy wiele elementów Sci-Fi, technologia nie jest opisywana w szczególnie obszerny sposób, ale to co już jest w zupełności wystarczy aby się odnaleźć i zrozumieć co się dzieje. Zgaduję też, że wiele zaczerpnięto z uniwersum Gwiezdnych Wojen, ale nie mam jak tego zweryfikować, bo to nie mój konik.

Na pierwszy rzut oka, jest to świat dosyć nieciekawy – najemnicy, gangi, knajpy, interesy, flesze, wywiasze, telefosze i co nie tylko. Jak to ujął nie pamiętam ile czasu temu pewien wątpliwej jakości „artysta”: burdele, hotele, złodzieje i ja.

Tak się tylko się wydaje. W opowiadaniu mamy bardzo przystępny język, a klimat nie jest wcale mroczny, a komiksowy właśnie – taki jakiego moglibyśmy spodziewać się w ramach kina sensacyjnego, czy science fiction. Znajdziemy też humorystyczne wstawki, które dodatkowo rozluźniają atmosferę i nadają opowiadaniu lepszego smaku. Czyli, gdyby był to srebrny ekran, byłoby to rozrywkowe kino akcji. Popcorn movie, coś w ten deseń.

 

Powracając do fabuły, należy pochwalić tempo akcji oraz konstrukcję opisów, dzięki którym dowiadujemy się o kolejnych poczynaniach Rexa. Nie zabraknie lekkiego napięcia, za to będzie niespodzianka, w postaci bossa, z którym na końcu będzie musiał zmierzyć się bohater. I z którym później nawiąże relacje biznesowe. Najemnik z krwi i kości, nie da się go nie lubić. Wydaje się, że pomysł aby w roli tej obsadzić diamentowego psa właśnie, był pewnym przepisem na sukces. W ogóle, świetne, zapadające w pamięć sceny skradania się/ walki/ ucieczki, czysta esencja opowiadania. Chyba głównie dlatego to pierwsze uważam za najlepsze (póki co). Spodobało mi się też zakończenie – treść została bardzo dobrze przemyślana, wszystko ostatecznie ląduje na swoim miejscu i zazębia się, dając nadzieję na ciąg dalszy, który oczywiście posiadamy.

 

 

Tytuł kolejnego opowiadania sugeruje, że przez cały tekst nie wydarzy się nic wielkiego, ani ciekawego, jednak sprawdza się tutaj powiedzenie o tym, by nie oceniać książki po okładce. A raczej, opowiadania po tytule. Tekst od razu wciąga, należy zwrócić uwagę, że, w porównaniu z poprzednim fanfikiem, bardziej skupia się na światotworzeniu, nie zapominając o akcji, której jednak będziemy mieli tutaj zdecydowanie mniej. W każdym razie, dowiadujemy się jak ten świat funkcjonuje, czym zajmują się elity oraz jakie wątki są w tych gronach dyskutowane, nie zabraknie komentarza o lekkim zabarwieniu społeczno-politycznym, którego autorem jest narrator – Rex Terrier. Wszystko to sprawdza się bardzo dobrze, bo po prostu dobrze jest o tym czytać i nabierać pojęcia, że wykreowany w opowiadaniach świat żyje własnym życiem, dokądś zmierza, że coś się w nim dzieje, a co nie pozostaje bez odzewu.

 

Styl nie zmienił się nic a nic, więc nadal jest całkiem luźno, miejscami humorystycznie (orzeszki :D), autor pozwolił sobie na mały development i dowiedzieliśmy się np. że Rex ma krewnego, Fido, a Sharpshooter może występować w strojach wieczorowych, skrojonych w taki sposób, by móc schować w nim broń. Tak jak wspominałem, w materii fabuły nie dzieje się tutaj aż tak wiele – uczestniczymy w przyjęciu (charytatywnym?), które w pewnym momencie zostaje przerwane przez atak najemników, więc do akcji wkraczają służby, podczas gdy nasi bohaterowie eskortują swych VIPów, co raczej nie przychodzi im ze zbyt wielkim trudem. W porównaniu z poprzednią robotą Rexa, to niemalże spacer po parku.

 

 

Kolejna historyjka jest jednocześnie najkrótszą z trzech dostępnych na chwilę obecną opowiadań. Ogółem, mam z nią pewien problem. Z jednej strony tematycznie zgadza się z resztą i nie brakuje jej odpowiedniego klimatu, tempo akcji zostało utrzymane, otrzymujemy z grubsza wszystko, co dawały nam poprzednie fanfiki. Tyle, że w mniejszych ilościach i chociaż zakończenie zdradza nam skąd się wziął tytuł i co on oznacza, to jednak pozostaje spory niedosyt. Może zabrakło pościgów i wybuchów, może treść nie okazała się tak urozmaicona jak w poprzednich odsłonach serii, a może niewiele zostało wniesione czy to do świata, czy do charakterystyk postaci. Nie licząc tamtejszego darkwebu, z którego Rex bierze zlecenia.

Owszem – na podstawie odrzucanych po kolei zleceń możemy zorientować się co do problemów różnych społeczności, jest to jakieś okno na rozległy świat. Po prostu tego typu elementów jest zbyt mało, a cała reszta nie przedstawia niczego nowego. Zakończenie uczy nas, że nikomu nie można ufać, liczy się biznes, który ma całkiem sporo wspólnego z wojną, która w tym świecie trwa w najlepsze. I której końca nie widać. Czemu zatem jeszcze nie otrzymaliśmy ciągu dalszego?

 

 

Ogółem, rzeczy, o których wspomniałem przy okazji omawiania pierwszego opowiadania, są obecne również w kolejnych – narracja pierwszoosobowa, stałe, rozsądne tempo akcji, zero dłużyzn czy nagłych zrywów naprzód, dobra kreacja głównego bohatera, ciekawe pomysły oraz humor. Żaden z fanfików nie jest zbyt długi, każdy czyta się dobrze i niezobowiązująco. Seria oferuje przede wszystkim rozrywkę, postrzegam ją jako nieco inne podejście do tematyki NLR vs SE – z perspektywy najemnika, na poziomie zwykłych społeczności żyjących swoimi sprawami, z wojną jedynie w tle. Interesująca rzecz, niewykluczone, że dla kogoś mogłoby okazać się to inspiracją.

 

Dlatego też, jak najbardziej polecam :) Niezobowiązująca rozrywka w sam raz na deszczowy dzień czy wieczór. No i jeżeli ktoś lepiej kojarzy crossoverowane uniwersum, pewnie będzie mieć sporo zabawy z odkrywaniem nawiązań i smaczków.

 

 

 

*Mam na myśli pewną broń z gry Doom, nie Bankowy Fundusz Gwarancyjny

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za taki ładny komentarz!

 

Cieszę się, że seria przypadła ci do gustu. Starałem się, by czerpała jak najwięcej z klasycznych Gwiezdnych Wojen czy nowszego filmu "Solo", była takim kosmicznym westernem - ciekawą, niezobowiązującą rozrywką utrzymaną w luźniejszej atmosferze. Jednocześnie pilnowałem, by nie powtórzyć błędu typowych crossoverów i opowiadania dało się czytać bez znajomości uniwersum Lucasa. Mam nadzieję, że się udało; osobiście uważam, że pisanie crossovera jest jak układanie puzzli, używając dwóch różnych zestawów i tak dobierając wymieszane elementy, by efekt końcowy wyglądał jak zaplanowany przez producentów, zaś odbiorca nie dostrzegał różnic (a przynajmniej by miał z tym problem) i czerpał przyjemność z oglądania ukończonego dzieła.

 

Co do dalszego ciągnięcia serii, kolejne opowiadanie powstaje. Powoli i w bólach, ale pewnie w tym roku je opublikuję. Na pewno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 10 months later...

"W cenie jednego" przeczytane. Dużym, klasycznym problemem komentowania opowiadań, które są pozbawione wad jest to, że ciężko trochę o nich pisać. Jest to zwyczajnie przyjemny wycinek z życia najemnika, jest nieco przyjemnego humoru, jest nieco nawiązań, fabuła szybko się zawiązuje i rozwiązuje, jest to idealny mały tekst do czytania dla czystej przyjemności. Mógłbym niby narzekać, że Rex to ma za prosto i bardzo ciężko odczuć by kiedykolwiek, jakkolwiek coś mu realnie groziło przez co tension nieco leży - ale pomimo tego - i tak bawiłem się świetnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

:vinylspin:

:desu: Dawno, dawno temu...:octavia:

W odległym fandomie.

 

Wielka armia Celestii :tfuu:pokochała Solarną księzniczkę i postanowiła zagarnąć cały świat dla siebie

ukazując swą potęgę poprzez zdominowanie mniejszej liczebnie strony Luny:lunahug2:.

 

Walka rozprzestrzenia się poza Equestrię dzięki wynalezieniu terraformacji, a konflikty przechodzą na skalę kosmiczną.
Rozwijają się nowe kasty społeczne i zawody. Powstaje coraz więcej zakątków bezprawia. 

Technologia się rozwija, a dwie strony nadal toczą swój bój pomimo walk trwających od dziesięcioleci.

 

W tym ogromnym uniwersum narodził się i przyjął profesję łowcy nagród pewien osobnik pragnący zarobić na chleb, a jest nim...

Diamentowy Pies.

 

 

   Od pierwszych stron tego fanfika widać jedno: Kompletna zrzynka z gwiezdnych wojen. Czy to źle? NIE! TO DOBRZE! Powiedziałbym nawet bardzo dobrze, biorąc pod uwagę poziom opisów i dialogów, a także budowy świata przedstawionego. 

 

  Aktualnie istnieją trzy fanfiki z tego cyklu, które jednak są właściwie osobnymi opowiadaniami. Pierwsze jest wstępem, który przedstawia nam bohatera i świat. Nasz bohater nagród zdaje się więc takim Hanem solo ale z komputerem pokładowym zamiast Chubaki i ekwipunkiem Boba Feta, czy innego Mandalorianina. Dostaje on zlecenie na jednego z głównych dowódców armii solarnej. Zadanie nie okazuje się jednak łatwe, a przynajmniej nie tak jak zakładał nasz łowca nagród. Wszystko oczywiście przyprawione humorem i wymieszane z dość dużą autentycznością wydarzeń.

 

   Drugi i trzeci "tom" nie dzieją się później niż trzy miesiące od pierwszego jak wynika z tekstu. Chociaż nasz zabójca mógłby pójść już dawno na emeryturę za nagrodę z Big Guna. Obserwujemy więc jeszcze dwie misje. Najpierw znienawidzoną przez każdego gracza i pracownika służb odpowiedzialnych za takie rzeczy misję eskortową. :rumors:Chociaż powiem wam, że te orzeszki były jednak warte tej eskorty.  A także standardową misyjkę na jakimś zadupiu, piórwa wie gdzie, polegającą na eliminacji jakiegoś losowego typa. 

 

   Nie powiem, że to najlepszy fanfik. Jednak jest on solidny, pomysłowy, ciekawy i przyjemny w czytaniu. Wszystko rozbudowuje się w miarę fabuły, autor stara się wyjaśnić zawiłości profesji naszego bohatera i co najważniejsze prawie nie da się tu nudzić. Głosuję więc na [Epic], ale nie na Legendary bo jak na razie jest to zbyt słabe dzieło, według mnie oczywiście.

 

   Także tego. Ja was żegnam i polecam zbierać się stąd, bo dostałem cynka na krótkiej, że zaraz wbije tu ekipa po parę głów. Buenos Dias my companion!:portalface: 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...