Skocz do zawartości

Błysk [Oneshot][NLR vs SE][Sad]


Wilk11

Recommended Posts

Fanfik napisany w jeden wieczór, z nudów, wszystko zostało wymyślone w 4 godziny, poza tym jest noc więc może, ale nie musi, być nielogiczny moment.

Powodem napisania tego była też chęć podzielenia się swoimi przemyśleniami na temat "trzeciej strony konfliktu" którą sam wymyśliłem... chyba, bo chyba jeszcze nikt nie wpadł na ten pomysł. :P

 

https://docs.google.com/document/d/1iAA38f-VHCqZID00FqYyjndzJ9JWaEGefolOS1zYigA/edit

ok link poprawiony

Edytowano przez Dolar84
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już działa. Trzeba stworzyć poradnik jak wstawiać fanficki na MLPPolska

#Edit. Całkiem dobre dzieło. Moje niewprawne oko wychwyciło tylko jeden błąd. Mógłbyś zrobić z tego jakiś dłuższe opowiadanie.

Edytowano przez rkzm2012
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzeba stworzyć poradnik jak wstawiać fanficki na MLPPolska

ಠ_ಠ

W regulaminie stoi jak byk, gdzie zamieszcza się fiki i w jaki sposób należy je otagować. Udostępnianie plików na GDocs jest kwestią 2-3 kliknięć i nie wymaga głębszych wyjaśnień (polecam poradnik przesyłania fików na FGE).

Przepraszam, ale jeśli publikując tu po raz pierwszy, z telefonu i o 3 w nocy zdołałam zrobić to całkowicie poprawnie - to lepiej nie powiem, co myślę o ludziach, którzy nie umieją tego zrobić w środku dnia i za pomocą komputera.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

SPOILERY.

 

Niezły pomysł totalnie zamordowany beznadziejnym wykonaniem.

 

Forma pamiętnika czy też – jak w tym przypadku – dziennika, jest dość powszechna, prosta do pisania i przy tym opowiadaniu naprawdę mogłaby się sprawdzić. Sama idea pokazania konfliktu między dwoma stronami i towarzyszących mu emocji nie jest zła, chociaż wtórna i oklepana. Jeszcze raz powtarzam – to dało się napisać tak, by było ujmujące, wzruszające i do głębi smutne. Niestety, twój warsztat wije się w konwulsjach i błaga o dobicie.

 

Interpunkcja leży, błędów na pęczki (JAK MOGŁEŚ NIE POPRAWIĆ CHOCIAŻBY TYCH WYMIENIONYCH PRZEZ GANDZIĘ, ARGH), w niektórych miejscach dostrzegłam wzięte z tyłka wielkie litery (co ty, Niemiec jesteś?). Do tego te zdania są takie… nieporadne. Jakby pisało je dziecko. Albo nie – jakbyś nabrał powietrza i na jednym wydechu usiłował wyrecytować „Pana Tadeusza”. No panie, się nie da! Kropkę byś tam gdzieś postawił, a nie tak…

 

Być może tym językiem chciałeś w jakiś sposób scharakteryzować swojego bohatera, który nie jest specjalnie wykształcony i nawet nie bardzo interesuje się, czym jest ta wojna, w której bierze udział. Okej, nie ma w tym nic złego, prosty bohater nieogarniający rzeczywistości, jaka go otacza, to bardzo dobra rzecz, co pokazał na przykład Spidi w świetnym „Big Flaku” (przeczytaj, stosunek Big Macintosha do wojny w utworze Spidiego jest podobny do tego, który przejawia twój bohater, ale tam akcja jest poprowadzona sto razy lepiej). U ciebie jednak ten ogier nie wydaje się zagubiony, tylko po prostu durny.

 

Dalej – sama fabuła. Mamy szkolenie wojskowe widziane oczami bohatera i spisane w formie pamiętnika, potem jakieś tam starcia dwóch obozów, a potem pif paf i kolo pada jak brzoza pod ciężarem samolotu młody gniewny po dwóch piwach. Ostatni wpis jest z punktu widzenia klaczy, którą główny bohater kochał. Niby fajne, ale jakieś takie mdłe i w sumie – jak napisał Gandzia – kogo to obchodzi.

 

Powodem napisania tego była też chęć podzielenia się swoimi przemyśleniami na temat "trzeciej strony konfliktu" którą sam wymyśliłem...

 

„Trzecia strona konfliktu” pojawiła się w jednym akapicie, dostała nazwę i na tym jej rola się skończyła. Ale muszę przyznać, że istnienie oddziałów pod dowództwem Cadence, którym zadaniem jest niesienie pomocy zarówno wojskom Celestii, jak i Luny, jest bardzo dobrym pomysłem… żeby było jasne tylko pomysłem, bo nie wyobrażam sobie, jak taka pomoc miałaby funkcjonować w praktyce. Nie ma opcji, żeby „trzecia strona” pozostała neutralna, a jednocześnie radośnie biegała sobie w samym centrum wojny, opatrując rannych współbraci pośród latających flaków. NIE. MA. OPCJI.

 

Ciekawe, gdy zakończy się szkolenie można wybrać do której jednostki chce się należeć, większość poszła do Gwardii Królewskiej, teraz świecą jak choinki w Wigilijny poranek, ale to nie taka zła robota, daleko od konfliktu, w samym Canterlot, ja wybrałem Wojska Lądowe.

 

Yhy. Jest wojna, a ci sobie spierniczają do miejsca znajdującego się „z dala od konfliktu”. Po diabła w takim razie wydano pieniądze na ich szkolenie, skoro i tak są bezużyteczni?

 

ktoś powiedział mi, że po tym co mnie ostatnio spotkało prosiłby o przydzielenie go do Gwardii Królewskiej. Zastanowię się nad tym.

 

Yhy. Jak potrzebują żołnierzy na polu walki, to na pewno odeślą go do Canterlotu, gdzie będzie sobie siedział i w komforcie grzał tyłek. Na bank.

 

nie napisałem nic o moich przyjaciołach, o Summer Rain i Sand Apple, zginęli podczas przewożenia nas, Summer został postrzelony w głowę, Sand zmarł z powodu infekcji, dziś rano.

 

Ten fragment mnie zabił. Serio. Kim jest twój bohater, że śmierć swoich przyjaciół skwitował lakonicznym „X-a zastrzelili, Y zmarł z powodu infekcji”? Skoro i tak go to nie obeszło, to po diabła o tym wspominać? Ten fragment mógłby być do głębi przejmujący, wystarczyło się jedynie trochę wysilić. Zrobić parę wpisów z nimi w roli głównej, pokazać, że naprawdę są przyjaciółmi… A nie tak. To się nie godzi.

 

A teraz istny majstersztyk:

 

lekaż mówi że

 

Lekaż.

Lekaż.

LEKAŻ.

Mogę już zacząć rzucać mięsem?

 

lekaż mówi że to niesamowite że mogę normalnie funkcjonować  po tak krótkim czasie od postrzału, cóż może to ma coś wspólnego z tym zegarem na moim tyłku.

 

Skoro dopiero teraz odkrył, że jego znaczek ma związek z szybkim gojeniem się ran, to zastanawiam się, jakim cudem go w ogóle zdobył.

 

Podsumowując: jakiś pomysł jest, ale d… nie urywa, drażni za to niechlujstwo i morze błędów, główny bohater nie zdobywa sympatii czytelnika i generalnie niewiele się dzieje. Zmarnowany potencjał, miałkie zakończenie, kiepski styl… Masakra. Przeczytać i zapomnieć.

 

Madeleine

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 years later...

Pomysł z dziennikiem wojskowego, który opisuje swoje przygody na froncie? Czemu nie? Tylko dlaczego zostało to tak zrobione… 

 

SPOJLERY

 

Jasne, to są wpisy zwykłego żołdaka, a nie poety czy innego pisarza, jednak… no cholera można było to ubarwić. Jasne, kiepski styl można wprost wytłumaczyć tym, że to pisał ktoś nie znający się na pisarstwie, jednak trzeba w ramach sztuki pójść na kompromis z normami, które występują podczas opowiadania jakieś historii. Brakuje tu opisów. Mamy tu jedynie suche pozbawione szczegółów i emocji sprawozdanie, czy wręcz notatkę napisaną na szybko. Widać, że autor napisał to w parę godzin. Masa błędów wszelkiej przejawia się na całej długości tekstu. Od interpunkcji, przez źle napisane nazwy własne, po ortografię. Więc, jak już można zauważyć, nie jest najlepiej. Właściwie to jest beznadziejnie.

 

Sama historia dotyczy świeżo zwerbowanego żołdaka, który jest kucem ziemski (więc mu nie zazdroszczę), przez co czuję nieco wyalienowany z powodu braku podobnych kucy. Cała ta kampania jest wsparciem Celestii w popularnym niegdyś uniwersum NLR vs SE. To najemnicy, więc wiadomo; walczą za pieniądze, jednak ideały Lunarnej Republiki zdają się podobać głównemu bohaterowi i dzięki temu zastanawia się, czy ewentualnie nie dołączyć do tej frakcji. Niestety dziennik zostaje znaleziony. Ktoś zgłasza podejrzenia o dezercji, ale w sumie… nic nadzwyczajnego się nie dzieje. Po prostu dalej walczą z Republiką. Protagonista kończy szkolenie i wybiera Wojska Lądowe, zamiast, jak normalny kuc, pójść do gwardii królewskiej, gdzie miałby o wiele lepsze życie. No ale cóż, być może droga, którą wybrał, wydawała mu się być odpowiedniejsza. Czego zaraz pożałuje, ale to nic.

 

W sumie, reszta fabuły dotyczy tego, jak idą na misję, na przykład odnalezienia jakiś nieużytecznych nieśmiertelników. Po co marnować zasoby na coś takiego? Pojawia się również wątek miłosny, o jakieś Droksi. Wiemy tylko jak wygląda i że podoba się głównemu bohaterowi. No i walczy po przeciwnej stronie. Chyba już wszyscy wiemy, do czego to zmierza. Protagonista, dodam jeszcze, że nazywa się Daring Time, zakochał się w niej lata temu, jak jeszcze był dzieciakiem. Dziwi mnie to trochę, bo najpewniej się zauroczył, a nie zakochał, jak to opisał. A co takiego mu się w niej podoba? Pewnie wygląd, bo tylko o tym mamy jakiekolwiek pojęcie. Później dowiadujemy się, że to konfliktu przystanęła księżniczka Cadance (Reconcilement of Cadence), która pomaga obu stronom konfliktu. I całe szczęście, ponieważ pod koniec tego dziennika mamy wpis, ale nie naszego głównego bohatera, a właśnie wspomnianej wcześniej Droksi. Otóż zaatakowała wraz z innymi obóz najemników. Parka spotkała się na polu bitwy. Wtedy Daring Time’owi zmiękła fujarka i opuścił broń i ostatecznie został postrzelony w głowę. Przeżył dzięki pomocy swojej ukochanej, która zabrała go do pobliskiego obozu frakcji księżniczki Cadance. Tam udało się opatrzeć ogiera, jednak ten wciąż pozostawał w śpiączce. Ostatnie zdania mówią nam o bezsensowności wojny, bo ta niszczy marzenia wszystkich, ponieważ… I tutaj wszystko się urywa. Zakończenie jest otwarte. Nie wiadomo, czy Daring się wyliże z tego wszystkie i czy będzie jeszcze ze swoją klaczą. Być może pozostanie w stanie wegetatywny już do końca dni. Na to mogłoby wskazywać to, że końcówka całego wpisu jest zalana łzami. Pasowałoby to do całej sytuacji. 

 

A oprócz tego mamy tu coś jeszcze? Można powiedzieć, że perspektywa zwykłego szeregowego jest bardzo dobra do pokazania okrucieństwa wojny. I rzeczywiście tak jest. Jednak w tym opowiadaniu nie zostało to jakoś dobrze ukazane. Wszystko tu prezentuje się wyjątkowo biednie. Zabrakło warsztatu pisarskiego, a przedewszystkim chęci. Już sam autor zdradza nam, że pyknął tego ficzka w raptem kilka godzin, ponieważ się nudził. I to widać. Naprawdę można było to jakoś rozwinąć. I posprawdzać błędy, bo jest ich od groma. Wątek alienacji nie zostało zbyt dobrze pokazany, bo mimo wszystko Daring dobrze się dogaduje z innymi. Czuję nawet przywiązanie do swoich towarzyszy, bo w pewnym momencie chce ich pomścić. A romans? No… wiemy tylko tyle, że parka poznała się na pietnastych urodzinach protagonisty. I to tyle. Od tamtej pory ogier był zakochany. Najpewniej ona również. Dlaczego w takim razie nie zdecydowali się na to, aby być razem? No nie będę się tego czepiać, choć można było poruszyć tę kwestię. Możliwe, że oboje byli nieśmiali bądź zwykły zbieg okoliczności oddzielił ich od siebie. Tak bywa. Tylko że… jako czytelnicy nic o tym nie wiemy. Pozostaje tylko gdybanie. No i dlaczego się zakochali w sobie? Przez wygląd? Bicz pizzz… To na początek wystarczy, ale ciekawiej by było dorzucić coś jeszcze. Jakieś wspólnie przeżyte sytuacje w życiu, upodobania, zainteresowania, poglądy… Tak naprawdę głównym problemem tego wszystkiego jest to, że ten fik to jakaś wczesna wersja czegoś większego. No cóż… kolejny zmarnowany potencjał.

 

Tyle ode mnie.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...