Skocz do zawartości

[Pojedynek] [A] Onyksis vs Ewsadma


Hoffman

Recommended Posts

Czy jesteście gotowi na następne starcie?

 

Tym razem, ofiarą przeogromnej mocy uczestników będzie jedna z najklasyczniejszych aren, które aktualnie mamy do dyspozycji. Eee, to znaczy… Jedna z tych, które udało nam się o czasie odrestaurować po ostatnich zmaganiach. Główne pomieszczenie, w którym przyjdzie wam walczyć ma kształt wielkiego ośmiokąta foremnego, zwieńczonego bogato zdobionym sklepieniem. Przegrody znajdujące się na poszczególnych wysokościach podtrzymywane są przez niezbyt masywne filary, zanurzone w wąskiej „rzeczce”, która biegnie wokół pola bitwy. Okala je na największym obwodzie, toteż nie powinna wam ona przeszkadzać podczas walki. Z pewnych źródeł wiem, że woda powinna być zaczarowana i ochlapywać wojownika, który znajdzie się zbyt blisko niej, w ramach małej kary. Dość tani sposób na wymuszenie kontaktu między pojedynkującymi się stronami.

 

Złote i srebrne spiralki zdobią filary, zaś ściany pokrywały płaskorzeźby przedstawiające znajdujące się w biegu stada tygrysów. Jakie tylko chcecie – białe, złote, srebrne, czerwone… Ciekawe wierzenia mieli ci, który owe rzeźby stworzyli. Starożytne runy wyryte są w podłożu, aczkolwiek po tylu stuleciach nie da się z nich wykrzesać ani trochę mocy. Ze szczytu areny zwisa zawieszony na łańcuchach, spory znicz, który już za chwile rozproszy panujące na arenie ciemności. Jak tylko zaczarowane kamienie umiejscowione w tygrysich oczach nasycą się światłem, będziemy mieli dodatkowe źródło światła, aczkolwiek bardziej służące jako ozdoba, niż coś co faktycznie miałoby polepszyć widoczność.

 

Aha, jeszcze jedna bardzo ważna sprawa. Nie przejmujcie się, gdy któreś z zaklęć przypadkowo zniszczy filary. To tak na dobrą sprawę atrapa i sklepienie się bez nich nie rozleci. Co najwyżej mogą pospadać przegrody, więc na wszelki wypadek – uwaga na głowy!

 

 

2802919a49606a6197741b8ca02086e3-d5n1cpa

 

 

Droga publiczności! Nadszedł czas na kolejną batalię! Poznajcie dwudziestotrzyletniego kolekcjonera artefaktów magicznych, syna szlacheckiej pary, bezbłędnego tłumacza manuskryptów wszelakich! Ekspert przyspieszonej teleportacji, mag o dwóch jaźniach. Przed Wami Onyksis!

 

*Wielkie brawa*

 

Jego przeciwniczką będzie młoda, pamiętająca czasy Sombry, również przez niego namaszczona czarodziejka. Choć zaledwie siedemnastoletnia, może się pochwalić doświadczeniem dwóch różnych światów. Panie i panowie, przed Wami klacz z blizną, władająca także czarną magią, Ewsadma!

 

*Wielkie brawa*

 

W tym pojedynku, ograniczeniem walczących stron będzie limit postów. Dosyć spory, bo wynoszący 20 postów na głowę. Oczywiście, poza nim obowiązują tu jeszcze zasady sekcji Epic, jednakże wierzę, że znacie je doskonale.

 

Mając za sobą formalności i introdukcję, nadszedł czas na Wasz ulubiony dźwięk.

 

*Gong*

 

Udanego pojedynku!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemnobordowa klacz niepewnie wychyliła się z narożnika. Jej Jasnofioletowa tęczówka drgała niepewnie, obserwując arenę. Jeden rzut oka pozwolił jej stwierdzić, że kolumny to tylko ozdoba, a zniszczenie ich może wywołać jedynie popłoch wśród widzów. Skupiła się więc na ścianach pomieszczenia. Kamienne oczy powoli nabierały światła. Ewsadma zauwarzyła jednak ich bojowe zastosowanie. Powoli podniosła prawe kopyto, zamknęła oczy i zmarszczyła brwi. Z rękawiczki na jej kopycie powoli zaczął wdobywać czerwony dym. Klacz otworzyła oko, i wskazała kopytem na kamienne oko. Czerwony promień magii uderzył w nie, i odbił się do oka po drugiej stronie, te znów odbiło je dalej, tworząc powoli magiczną ścianę, odgradzającą obu graczy. Klacz przez chwilę patrzyła się na widowisko. Miała teraz trochę czasu dla siebie. Podeszła do magicznego strumyka. Jej oko zabłyszczało, a z wody powoli wyłoniły się dwie flaszki. Ewsadma podniosła je magią, i obejrzała ich zawartość. W jednej znajdowała się, ciemnobordowa ciecz, przypominająca krew, a w drugiej jakiś czarny proszek. Kucyk odkorkował flaszkę, i wziął dwa porządne hausty. Po sali rozległ najpierw cichy, potem coraz głośniejszy śmiech. Klacz zrzuciła z siebie czarną pelerynę. Uśmiechała się szeroko, a z jej rannego oka powoli zaczęła wydobywać się czarna mgiełka magi. Zawodniczka rozejrzała się po sali. Była już prawie gotowa. Odkorkowała drugą flaszkę, i wysypała jej zawartość na kopyto. Powoli dmuchnęła, a czarny pył rozszedł się po całej sali. Nasiona były zasiane, trzeba tylko zaczekać na przeciwnika

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Do sali wolnym krokiem wszedł szary kuc odziany w czarną szatę. Z owej szaty było widać tylko czarno białą grzywę nowo przybyłego. Pierwsze co zrobił to rozejrzał się po sali. Nie spodziewał się na dobrą sprawę, że będzie mu dane walczyć w tak dobrze zachowanej arenie. Nie po ostatnich pojedynkach, które się tu rozegrały. Najwyraźniej ma szczęście i dane jest mu walczyć na jednej z odrestaurowanych arenach. Po obeznaniu się z polem bitwy, zmierzył wzrokiem swojego oponenta. Okazała się nią być klacz. Niespodzianek ciąg dalszy. Będzie mu dane zatem zmierzyć się z damą. z doświadczenia wiedział jednak, że nie należy lekceważyć płci pięknej. Blizna na oku oraz w miejscu, gdzie powinien być znaczek, jedynie utwierdziła go w tym przekonaniu. Zdążyła nawet odgrodzić się magiczną ścianą. Pojedynek z pewnością będzie intrygujący widząc magiczne zdolności jego oponentki. Zdjął kaptur i ukazał swoje fioletowe oczy i długa grzywę. - Zatem to z tobą przyjdzie mi się pojedynkować. Zwę się Onyksis. - Zniknął i przeteleportował się za nią błyskawicznie. - Widzę, że twoje umiejętności magiczne są na wysokim poziomie. - Znowu się przeteleportował się, tym razem od strony klaczy i spojrzałem jej w oko. - Ponieważ jestem dżentelmenem, pozwolę ci jednak zacząć to starcie.

- Ponownie wsiąkł i pojawił się spory kawałek od klaczy, nadal mierząc ją wzrokiem. - Nie znaczy to oczywiście, że nie szanuję cię jako przeciwnika lub dyskryminuję przez płeć. Tak mi po prostu nakazują szlacheckie zwyczaje. - Stanął czekając na ruch klaczy, z lekkim uśmiechem wiedząc, że nareszcie będzie mi dane wziąć udział w magicznym pojedynku. Przy okazji zaczął zbierać magię, czego symbolem była lekka poświata na rogu, by w razie czego jak najszybciej odpowiedzieć na ruch jego przeciwnika.

Edytowano przez Sajback Gray
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Witam Cię- potężny głos rozległ się po arenie. W miejscu klaczy stał wysoki, silnie zbudowany ogier. Miał zieloną sierść, czerwone oczy, i spływającą do piersi czarną grzywę. Uśmiechnął się, a z jego oczu zaczęła wypływać fioletowa mgiełka magi. Kucyk powoli ruszył w kierunku jednego z filarów. Podszedł do niego, i z łatwością włożył kopyto w jego środek.

-Jak widzisz, ja jestem tylko złudzeniem. Teraz wszystko jest tylko złudzeniem. Z nasion, które zasiałam, wyrosły malutkie kwiaty. Gdy tylko wszedłeś na arenę, zostałeś zamknięty w swoim umyśle. Postanowiłam, że to lepsze miejsce na walke. Jednak nie martw się o widownie- ogier uśmiechnął się- Będo widzieli całe wydarzenie. Są w podobnym stanie jak ty. A teraz żegnaj. Twój przeciwnik nadchodzi.- ogier powoli znikł, a wjego miejscu pojawiła się mała, niespokojna klaczka. To byłą młoda Ewsadma.

-Cześć, czas na pojedynek- powiedziała, mierząc go wzrokiem- Nie dziw się, że jestem taka młoda, taki wygląd bardziej mi odpowiada. Ten ogier, któórego przed chwilą widziałeś, to moja druga strona. Nie wiem skąd się wziął, ale zawsze mi pomaga. To mój najlepszy przyjaciel, mój tatuś. Co do pojedynku, po prostu nie chciała znowu niszczyć jakiejś areny. Poza tym, wszystkie obrażenia będą psychiczne. Mam jeszcze jeden powód. Tu nie potrzebuje mojej podpórki- Klaczka spojrzała na swoje całe kopyto.

-A więc zaczynajmy- klaczka uśmiechnęła się, podnosząc kopyto. Najpierw postanowiła wypróbować swojego przeciwnika. 

Nagle, tuż przed nią pojawił się ogromny, czarny i wściekły pies. Miał Wielkie zębiska, przekrwawione oczy, oraz kolce na grzbiecie. Od razu rzucił się na maga. Lecz nie był to zwyczajny potwór. Zabicie go byłoby bardzo kłopotliwe, ponieważ każda część jego ciała potrafiłaby działać oddzielnie. Pojedynek rozpoczęł się

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

(Tak. Jestem leniwy i to bardzo. >_< wybaczcie...)

Spokojnie wysłuchałem klaczy, ogiera, a także jej mniejszej wersji. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu i widowni z czasem jak chłonąłem wyjaśnienia trójcy. W mojej głowie? Skoro jestem zamkniętym w moim umyśle to jakim cudem widownia też to widzi? Czyżby została uwięziona w moim umyśle także? Jak dla mnie brak w tym sensu. Chętnie dłużej pokontemplowałbym nad tym zagadnieniem, lecz moja przeciwniczka mi na to nie pozwoliła, przyzywając jakieś dzikie zwierze. Nie pochwalałem nigdy wysługiwania się bestiami w celu zaatakowania oponenta, lecz widocznie ona nie lubi brudzić kopytek. A może chce mnie sprawdzić? Pojedynek będzie trudny, ponieważ z tego co wywnioskowałem, w tej rzeczywistości może mieć nade mną przewagę. Pora, jednak skupić się na pojedynku. Kiedy pies rzucił się na mnie, przeteleportowałem się daleko za, nim. Dotknąłem rogiem ziemi, po czym zacząłem spokojnie obserwować jak bezmyślna bestia ponownie pędzi w moim kierunku. Tak samo jak poprzednio nie zdążyła mnie tknąć, ponieważ zniknąłem i pojawiłem się daleko za nią. Bestia wpadła w moją pułapkę. Fioletowa runa rozbłysła światłem w miejscu, gdzie dotknąłem ziemi rogiem i unieruchomiła to stworzenie. Z ziemi wybiły czarne pnącza, które zaczęły oplatać psa. Ten zaczął skomleć i po niedługim czasie został całkowicie opleciony przez pnącza. "Wybacz". Dało się słyszeć mój cichy szept, po czym pnącza wraz z psem zmieniły się fioletowe płatki róż. Mimo wszystko nie lubiłem wykorzystywania zwierząt w pojedynku, gdyż nie powinno się ich w go mieszać. Zawsze szanowałem naturę. Jeden z płatków opadł mi na kopyto. - Śmierć nie jest w cale straszna. Powinna być symbolem piękna. - Stwierdziłem, po czym wszystkie płatki opadły na arenę. - Moja kolei. - Płatki powstały z ziemi, po czym zmieniły się w fioletowe kryształy zakończone ostrymi końcami. Cała chmara takich kryształowych ostrzy poleciała z zawrotną prędkością na mojego oponenta. Ciekawe jak sobie poradzi z wieloma atakami na raz. - Zadziw mnie. - Powiedziałem odgarniając włosy

Edytowano przez Sajback Gray
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ewsadma zauważyła smutek ogiera, z powodu straty zwierzęcia. Ona sama nigdy nie chciała sprzeciwiać się naturze. To dlatego prawie nigdy nie walczyła w prawdziwym świecie. Rozwiązanie bitwy w umyśle wymyśliła sama, kilka lat temu. Znalazła nasiona kwiatów, których woń niezauważenie usypiała. Po wielu badaniach nad czarną magią udało jej się wreszcie zmodyfikować rośliny. W zależności od przeciwnika, jego płci, wieku i zdolności magicznych odpowiednio modyfikowała nasiona. Cała sala zawsze pozostawała uśpiona, lecz każdy nawiązywał połączenie z tym, na którego bezpośrednio skierowane było zaklęcie.

  Po chwili ogier zaatakował. Chmara ostrych jak żyletki kryształów leciała na nią z niewyobrażalną prędkością. Ewsadma była nieco zadziwiona atakiem oponenta. Odpowiedział na jej prymitywne zagrywki czymś tak powszechnym, zaklęciem z pierwszych stron większości ksiąg magicznych. Nie pozwoliła jednak, by wybiło jej to z rytmu walki. Chciał czegoś pięknego i zabójczego, więc to zamierzała mu dać. Skupiła się na kryształach, i uniosła kopyto w powietrze. Mgiełki magi pojawiły się wokół każdego kryształu. Następnie klacz opuściła nagę na ziemie, i stanęła spokojnie na przeciw nadlatujących kryształów.
  Pierwszy z nich po dotknięciu jej skóry rozbił się na miliony kawałków, zmieniających swoje kolory. Każdy z kryształów po zetknięciu z nią po prostu rozpadł się na kawałki, rozpryskujące się po całej sali.
 Ewsadma odetchnęła z ulgą. To nie było najbezpieczniejsze z rozwiązań, ale na pewno najefektowniejsze. Użycie zaklęcia, dzięki któremu mogła rozszczepić strukturę kryształów było bardzo trudne, a poza tym użyła go dopiero drugi raz w życiu. Nie była więc pewna, czy cała do chmara kryształów nie poszatkuje jej na małe kawałeczki. Nie było jednak czasu do odpoczynku, należało kontratakować. Postanowiła użyć tego, co zostało z kryształów. Dzięki prostemu zaklęciu transformacji zamieniła je w kwiaty. Skoro jej przeciwnik lubił styl, też postanowiła trochę się nim pobawić. Kwiaty wypuściły korzenie, i już po chwili oplatały nogi jednorożca, przebijając jego skórę swoimi ostrymi kolcami.
-Prawdopodobnie myślisz, że to tylko nędzna sztuczka- rzekła młoda czarodziejka, powoli zbierając magię wokół swego kopyta- ale to trochę więcej. Właśnie w tym momencie w twoich żyłach zaczęła płynąć moja magia, zmieszana z pewną miksturą. Właśnie ten mały eliksir wstrzyknęły ci rośliny oplatające twe nogi. Odpowiadając na pytanie widoczne na twoich ustach zaraz opowiem Ci, co też ta wspaniała mikstura robi. Tak się składa, że wstrzymuje ona możliwość teleportacji. Oczywiście, możesz mi nie wierzyć, ale ja nie radziłabym Ci próbować użyć tego zaklęcia, może cie to kosztować zużycie całej twojej magi, a myślę, że bez niej ten pojedynek skończy się bardzo szybko.- Kula magii zbierająca się wokół nogi klaczy była już wielkości jej twórczyni, i wciąż rosła.
-Oczywiście, aby nie oszukiwać ja też nie zamierzam się teleportować. I nie martw się, mikstura działa tylko przez 5 minut, a myślę, że tyle wystarczy, by zakończyć nasz mały pojedynek. A ponieważ strasznie nie lubię oszustów, nawet nie próbuj grać na zwłokę, ponieważ gdy moja magia opuści twoje ciało może to być nieco bolesne, oraz na jakiś czas Cię unieruchomić. Radziłabym więc się nieco pośpieszyć.-W tym momencie oczy klaczy zabłysły zielonym światłem. W mgnieniu oka po roślinach nie pozostało ani śladu, lecz skalne odłamki ostre jak brzytwy unieruchomiły przeciwnika. Ewsadmie wystarczyło jedynie jeden ruch kopyta, a wielka kula magi, która zbierała od początku przemowy znalazła się bezpośredni nad ogierem. Czarodziejka uśmiechnęła się lekko. Jej alter-ago przejęło już ją całkowicie
-O, i radziłabym się nie denerwować. Wszyscy wiemy, co mogłoby się stać, gdybyś się zdenerwował. I nie wiem, czy wierzyłabym sobie na słowo, po wysłuchaniu przemowy, jaką ty przed chwilą usłyszałeś. Ale to czy będziesz mi wierzył to tylko twój wybór.
Edytowano przez ryma2001
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja przeciwniczka w dość interesujący sposób obroniła się przed zaklęciem. Mianowicie, kryształy po dotknięciu jej skóry zwyczajnie się rozpadły. Więc postanowiła użyć zaklęcia rozszczepienia. Ciekawe. Cóż, z pewnością widowiskowo to wyglądało, lecz w pojedynku liczy się też skuteczność i spryt. Każda sekunda, każda minuta jest tutaj jak profesjonalna partia szachów. My jesteśmy jak król na szachownicy a nasze zaklęcia i wspomagacze są jak pionki. Moja oponentka zmieniła resztki kryształów w kwiaty, ucieszyłem się widząc to, ale po chwili kwiaty zamieniły się w korzenie, które oplotły moje kopyta i przebiły je swoimi kolcami. Czyżby jakaś trucizna? Po chwili jednak słowa klaczy rozwiały moje wątpliwości co do natury tegoż posunięcia. Wstrzyknęła mi swoją magię i miksturę? Nie mogę się teraz teleportować? Cóż. To bardzo kłopotliwe, muszę przyznać. Teleportacja to jednak jedynie jedna z wielu zaklęć prosperujących w umyśle zdolnego maga. Po 5 minutach to opuści moje ciało i mnie unieruchomi? Cóż. Z pewnością nie pozwolę by ta klacz wygrała ze mną w taki sposób. Rośliny zmieniły się w skały, które mnie unieruchomiły a nade mną pojawiła się kula energii. Pokiwałem głową, kiedy klacz skończyła swoją przemowę.

- Jeśli myślisz, że jestem głupcem, że nie biorę cię na poważnie, że można mnie tak łatwo pokonać lub jestem tchórzem, to musisz się nauczyć nie lekceważyć swojego oponenta. - Podczas jej jakże interesującej przemowy, ja także począłem zbierać magię i w odpowiednim momencie wniknąłem w podłoże. Nie była to teleportacja, a jedynie zaklęcie zmiany materialnej formy na bardziej eteryczną. Zmieniłem pozycję i pod tą postacią wyszedłem z podłoża obok pułapki. Chyba nie sądziła, że będę spokojnie stał i czekał aż ta kula energii mnie dosięgnie.

- Skoro pragniesz szybkiej walki to mogę ci taką zapewnić. - Mój róg ponownie rozbłysł i w okół kuli pojawiła się masa małych kulek. Po chwili połączyły się wiązaniami magicznymi, zasilane energią czerpaną z jej ogromnej towarzyszki. Kula rozpadła się na masę małych obiektów przypominających gwiazdy, które zmieniły diametralnie swoją barwę na fioletową.

- Dam ci pewną radę. Wykorzystuj atak, który masz zamiar wykonać. Bo sekundę później twój oponent może go wykorzystać przeciwko tobie - miniaturowe gwiazdy otoczyły klacz. Małe błyszczące okręgi zaczęły gromadzić w sobie energię i charakterystycznie przy tym błyszczeć. Ja w tym czasie wygłaszałem szeptem ciąg zaklęć mających pomóc mi uzyskać pełne skupienie przy wykonaniu tego ataku. W końcu moje oczy rozbłysły na fioletowo, uniosłem kopyta w górę i uderzyłem nimi o podłożę. Każda z gwiazd wystrzeliła z siebie w tym momencie promieniem magiczny. Sam wystrzał takiej gwiazdy nie byłby zbytnio efektowny, lecz zwielokrotniony przez całą chmarę takich obiektów stawał się potężnym atakiem napierającym z wielu stron na moją oponentkę. Mogła sobie poradzić z kryształami, ale zatrzymanie ataku w takiej formie, będzie dla niej o wiele trudniejsze. Po wykonaniu zaklęcia, odrzuciłem płaszcz, który wnikną w mój cień. W moich oczach można było zobaczyć determinacje i gotowość do jej dalszych działań.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ewsadma nie była przygotowana na taką defensywę oponenta, jednak nie wyprowadziło jej to z równowagi. Była nieco zmęczona poprzednim atakiem, więc bez większego namysłu użyła pierwszego zaklęcia, które przyszło jaj do głowy. Wbrew oczekiwaniom, nie była to jednak teleportacja.

  Klacz nigdy nie zapomniała wszystkiego, co przeszłą u króla Sombry, i chodź nienawidziła ona jego metod szkoleniowych, zostały one w niej, dając o sobie znać co jakiś czas. Pierwszą i najważniejszą zasadą na treningach u Czarnego Władcy był całkowity zakaz teleportacji. Było to uznawane za oznakę strachu i nieposłuszeństwa. Czarodziejka była od najmłodszych lat uczona, aby zawsze wykorzystywać magię, której używają przeciwnicy. Specjalnie dla niej zostało wtedy opracowane pewne zaklęcie, ponieważ nie była zbyt szybka, i łatwo było ją zaskoczyć. Dlatego też została wyuczona tego, by używać go jako szybkiej defensywy, tak samo jak większość jednorożców uczona jest w ten sposób teleportacji.

  Klacz zaparła się mocno w ziemię, i otwzorzyła szeroko oczy. Po jej czole zaczęły spływać kropelki potu, a oczy przybrały mroczny, ciemniejszy odcień. Po chwili tuż przed nią zaczeły wszędzie wyrastać czarne jak smoła kryszały. Tworzyły one coś na kształt dziwnego, nieobliczalneg wzoru. Na samym przedzie, naidalej od niej samej wyrosła cała ściana kryształów. Gdy pierwsze promienie dotarły do ciemnego muru Ewsadma zadrżała. Była połączona z magią z tymi ogromnymi skałami, a przyjęcie cudzego zaklęcia było bardzo bolesne. Ona nie zważała jednak na ból. Na jej skupionej twarzy widać było determinacje i skupenie. Z jej nozdrza pociekło kilka stróżek krwi. Nie przerwała jednak zaklęcia

  Promienie magi zaczęły przenikać z jednego kryształu do drugiego. Odbijały cię, zbliżając się coraz bardziej do czarodziejki. Gdy wreszcie wszystkie dotarły do ostatniego klacz zawyła z bólu. Teraz całe zaklęcie było w jej ciele, i raniło ją niczym rozbite szkło. Wyraz jej tważy powoli ze zdeterminowanego zamienił się we wściekły. Musiała przetworzyć całą tą cudzą energie w swoją. Na szczęście jej oponent użył wcześniej jej własnego zaklęcia, wiec miała oparcie na którym mogła się skupić. Trwało to ułamki. sekund, gdy w końcu poczuła, że cała jej magia wraca do niej. Szybko otarła krew z pyska, i ponownie wbiła wzrok w sojego przeciwnika. W krysztale przed nią była teraz cała magia użyta do tego dość potężnego zaklęcia. Nie tracąc czasu klacz dotknęła kryształu, przejmując połowę magii w nim zawartym do swojego ciała. Nie chciała od razu wykorzystać jej sałej. Chwile później stała już na tylnych kopytach, po czym uderzyła przednimi w ziemię. Kryształy poczęły obrastać arenę, która w parę sekund była już prawie cała pokryta niebezpiecznymi ostrzami. W każdym z nich była cząstka magi pozostawionej z ataku ogiera, która wzmacniła je po tysiąckrotnie. Ostrza otoczyły już ogiera, niebezpiecznie się do niego zbliżając. Jednak klacz wiedziała, że jej oponent prawdopodobnie odpowie jej podonie potężnym atakiem, więc poczęła przygotowywać się na jego odpowiedź

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Odpowiedź klaczy swoiście mnie zaintrygowała. Myślałem, że promienie ją mocno uszkodzą lub w ostateczności użyje teleportacji. Ona jednak wytworzyła coś na kształt kryształowej ściany z mrocznych kryształów. Zaklęcia czarnej magii są mi dobrze znane, mimo że staram się ich nie używać za często. Widać klacz potrafi walczyć fer i zamiast teleportacji, postanowiła użyć tego defensywnego zaklęcia. Przez przedzierające się poprzez czarne kryształy promienie, zdołałem zobaczyć ułamek twarzy mojej oponentki. Zaklęcie ewidentnie sprawiało jej ból, lecz ona nie zwarząjąc na niego, postanowiła wytrzymać do końca. Muszę powiedzieć, że zrobiła na mnie wrażenie. Kiedy skończyła, uderzyła kopytami w arenę, która zaczęła obrastać ostrymi kryształami. Poczęły się one niebezpiecznie szybko, zbliżać do mnie.

- Muszę przyznać, że wytrwały z ciebie przeciwnik. Wiedz jednak, że moja determinacja jest na równie wysokim poziomie. - Mój róg zabłysł i wysłałem w górę potężną kulę światła. Przyległa ona do sklepienia i poczęła mocno oświetlać arenę. Czarne kryształyoświetlane światłem z kuli, zaprzestały się rozrastać co pozwoliło mi lekko odetchnąć. Mimo, że mi teoretycznie już nie zagrażały, walka na arenie obrośniętej kryształowymi ostrzami, może być nieco uciążliwa. Na szczęście, zarówno jak zapewne w przypadku klaczy, świadomość, że kryształy zostały wytworzone w pewnym stopniu z mojej magii jest bardzo pomocna. Wpierw przyda mi się jednak drobne zabezpieczenie. Mój róg zalśnił a mój cień, który był bardzo widoczny, odkąd kula poczęła rozjaśniać sale, zamienił się w cienistą postać moich rozmiarów, po czym wleciał we mnie, łącząc się na pewien czas z moim jestestwem. Może okazać się pomocny w dalszej części pojedynku, a nie mógłbym go powołać, gdyby moje ciało nie rzucało cienia. Teraz mogę działać. Przetworzenie takiej ilości energii będzie z pewnością trudnym wyczynem, ale, nie niemożliwym. Przybliżyłem róg do kryształów. Wszystkie zaświeciły się nagle na fioletowo. Było czuć z nich emanującą ze mnie energię. Wypowiedziałem cicho inkantacje transferu i wtedy fioletowa poświata zaczęła spływać z ostrzy, prosto we mnie. Zacisnąłem mocno zęby. Ten proces był bardzo bolesny i nie byłem pewny czy moje ciało wytrzyma takiej dawki energii. W walce trzeba czasem jednak grać najmocniejszymi kartami. Naprężyłem mięśnie. Po około minucie cała poświata spłynęła do mojego ciała. Moje oczy lśniły mocnofioletowym światłem i chwiałem się lekko na kopytach. Wypowiedziałem inkantacje kolejnego zaklęcia i posłałem całą zgromadzoną energię do kuli światła znajdującej się na sklepieniu. Zaparłem się mocno o podłoże a kula przybrała kolor mocnegobłękitu. Niespodziewanie uderzyła z ogromnym impetem o środek areny. Eksplozja światła była na tyle potężna, że zniszczyła wszystkie kryształy, a także odepchnęła do przeciwległych ścian mnie oraz klacz. Otrząsnąłem się i po chwili wstałem na równe kopyta.

- Udekorujmy teraz arenę bardziej pod mój gust. - Stwierdziłem, po czym mój róg zalśnił światłem, a po arena spowiła się fioletowym pyłem. Utrudniał on lekko widoczność, ale jego prawdziwe przeznaczenie znałem tylko ja. Zobaczymy jaki ruch wykona teraz mój przeciwnik.

Edytowano przez Sajback Gray
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

   Odpowiedź ogiera nie była Ewsadmie na kopyto. Z miejsca pozbawił ją możliwości używania czarnej magii. Klacz postanowiła jednak zacisnąć zęby i przystosować się do tymczasowych warunków. Znała przecież różne rodzaje magii.

   Gdy magiczny pył rozszedł się po arenie klacz wiedziała, że nie może dopuścić, by ten zbliżył się do niej choćby na kilka metrów. Nie miała pojęcia, jaki atak zamierza wyprowadzić jej przeciwnik, jednak wolała, By nie doszedł on do skutku.

   Ewsadma machnęła kopytem, używając zaklęcie wiatru. Po kilku minutach starannego zagarniania cały pył zebrał się wokół ogiera, ograniczając jego pole widzenia. Korzystając z tego, że tymczasowo jest niewidoczna klacz przygotowywała swój atak. Ziemia pod jej kopytami zaczęła ruszać się i wibrować, aż w końcu z pod jej powierzchni wydobyło się coś w rodzaju czarnej płachty. Była to jednak upleciona, wcześniej zebrana przez klacz czarna magia. Kucyk wiedział, że musi się spieszyć, aby jej zaklęcia nie znikło pod wpływem światła. Udało się jej jednak dotrzeć do kuli światła. Następnie owinęła się ona wokół niej, zakrywając ją dokładnie ze wszystkich stron. Powoli kula zmalała do miniaturowych rozmiarów, aby następnie powrócić do swojej poprzednie postaci, jednak teraz była czarna, rzucając zamiast światła mrok.

   Ewsadma uśmiechnęła się lekko, ponownie czując w sobie ciemną magię. Nie miała jednak czasu, by cieszyć się odzyskaną mocą. Wolała skorzystać z tego, że jej przeciwnik był jeszcze tymczasowo dość oślepiony, i nie widział dokładnie jej poczynań.

   Z kuli ciemnej energii lewitującej pod sufitem wystrzeliła pionowo w dół strużka magii. Gdy dotarła do podłogi utworzyła coś w rodzaju czarnej kałuży, która zaczęła zmierzać w kierunku ogiera, gotowa sparaliżować go po pierwszym dotknięciu. Ponadto reszta energii po sufitem rozdzieliła się na małę kropeczki, które następnie zamieniły się czarne strzały. Ruszyły one, gotowe jednym ciosem dostać się do krwi ogiera i sparaliżować całą jego magię. Gdy tylko rozpędziły się odpowiednio wydłużyły się, zamieniając w długie, przypominające oszczepy ostrza. Dwa ataki: z dołu i z góry zmierzały w stronę jej przeciwnika. Na pysk młodej klaczy pojawił się uśmiech, a ona sama odprężyła się nieco, wciąż jednak pozostając w gotowości. Byłą ciekawa, w jaki sposób jej przeciwnik poradzi sobie z jej odpowiedzią.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Widać kula światła zaczęła mocno osłabiać klacz, ponieważ najwyraźniej pozbawiła ją możliwości używania zaklęć mroku. Moja oponentka zaczęła się cofać w obawie nad byłem, który rozsiałem po arenie. Posłużyła się najpewniej zaklęciem o naturze wiatru, ponieważ po chwili pył, który rozsiałem zebrał się w okół mnie. Nie mogę rzec, że taki obrót spraw, ułatwiał mi starcie, z racji praktycznie, zerowego pola widzenia, lecz byłem przygotowany na ewentualny ruch klaczy. Jedyne co zdołałem dostrzec to zanik światła, który kilka sekund temu opatulał arenę. Najpewniej udało się jej w pewien sposób zneutralizować kulę, ale bardziej zastanawiał mnie nagły wzrost mroczne energii na arenie. Co też mój przeciwnik mógł wymyślić? Plusem w takiej sytuacji jest to, że ja mogę jej nie widzieć, ale i ona z racji gęstego dymu, nie może dostrzec moich poczynań. wzrost mroku w mojej obecnej sytuacji, może być nawet korzystny, skupiłem się i po chwili zmaterializowałem mój cień, który powołałem w poprzednim ruchu i połączyłem z moim jestestwem, do jego powołania jest potrzebne światło, podczas jego używania, bardziej wskazany jest mrok, co właśnie umożliwiła mi klacz. Cień zmienił się w moją dokładną kopię i staną na moim miejscu. Ja, natomiast odszedłem kawałek i ponownie zmieniłem moją postać na bardziej eteryczną i wniknąłem w podłoże. Nadal jednak widziałem co dzieje się na arenie, patrząc przez oczy mojego cienia, z którym byłem de facto połączony. Po pewnym czasie, zauważyłem, że w miejscu, w którym lewitowała kula światła, znajduje się teraz kula emitująca ciemność. obiekt wystrzelił w podłoże skoncentrowanym strumieniem magii, tworząc coś w rodzaju kałuży mroku, która poczęła pędzić w kierunku mojego podwładnego. Oprócz tego z góry pędziły na mnie strzały przemienione z czasem w coś na kształt oszczepu. Ostrza zwyczajnie wniknęły w sobowtóra z racji, że mój cień miał umiejętność absorpcji mrocznej energii, ponieważ, sam się z niej z dużej mierze składał. Gdy dosięgła go kałuża, zanurzył się w niej, po czym zaczęła maleć aż w końcu wyłonił się z niej, cień w swojej prawdziwej formie, cienistego kuca w moim kształcie, bez twarzy i podległym całkowicie mi. Ja, natomiast wyłoniłem się z podłoża, z którego kierowałem poczynaniami mojego pomocnika. Stanąłem obok niego.

- Interesujące posunięcie, lecz celem pyłu, w dużej mierze było zakrycie moich posunięć. Pomimo że nie mogłem dostrzec twoich poczynań, także ty dałaś mi możliwość na zrealizowania moich. - Uśmiechnąłem się szerzej niż do tej pory, było to spowodowane użyciem potężnego zaklęcia mrocznej magii i ilością jaką zaabsorbował jej mój cień. Wraz z ilością mrocznej magii na jaką jestem podatny, tym bardziej rośnie prawdopodobieństwo, że przejmie nade mną kontrole moja mroczna strona. Miałem nadzieję że jednak do tego nie dojdzie. Nadszedł czas na mój ruch. Mój cień pognał jako pierwszy, zostawiając za sobą mroczną poświatę. Nagle rozpadł się na mnóstwo malutkich skarabeuszy, które zaczęły szybko pełznąć w stronę mojego przeciwnika. Jedno ugryzienie takiego stworzenia, będzie się równało bólami w klatce piersiowej i niemożliwością skoncentrowania magii. Im więcej ugryzień, tym objawy będą poważniejsze. W tym czasie, uniosłem się w górę za pomocą magii lewitacji i wyczerpującym zaklęciem stworzyłem fioletowego ptaka wielkości przeciętnego feniksa. Obleciał on arenę i pokrył ściany kleistą substancją, która później zamieniła się w fioletowe ostre kryształy. Przydadzą mi się wkrótce. Po wykonaniu zadania, ptak zaczął pikować w stronę klaczy, rozpadając się na mniejsze ptaszki, wielości wróbla, emanujące niestabilną energią. Po uderzeniu w cel eksplodują wyładowaniem magii, co powinno wywołać nie małe obrażenia. Lekko wyczerpany, przez moc jakie jakiej zużyłem, wylądowałem na ziemi ciekawy jaką odpowiedź zaprezentuje mi klacz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...