Skocz do zawartości

Opowieść o Szklanej Kuli [EPIC][Z][Adventure][Slice of Life][Sad][Mystery]


Alberich

Recommended Posts

Haha, nareszcie Kula ujrzała światło dzienne! Podobnie jak Alberich napisał u mnie, niezwykle trudno mi ocenić ten fik obiektywnie, ponieważ miałem swój skromny wkład w jego stworzenie, a na dodatek tematyka trafiła bardzo w moje gusta. Pamiętam jak autor zdradził mi pomysł na te opowiadanie, a później przez cały wieczór rzucaliśmy w siebie pomysłami i nakręcaliśmy się wzajemnie... Może nie jest to w stu procentach coś, co sam bym napisał, ale absolutnie aprobuję większość rozwiązań i samą główną oś fabularną. Mimo że wiedziałem wszystko z góry, jestem zachwycony.

 

Z rzeczy, które mogę zdradzić, na szczególną pochwałę zasługują: naprawdę dobre, a miejscami wręcz fenomenalne oddanie charakterów postaci kanonicznych (oczywiście najbardziej wybija się Fluttershy, główna bohaterka), emocje i nienachalne przemyślenia atakujące z niemal każdego akapitu (uwielbiam!), a także drugie dno całej opowieści, tajemnica kryjąca się za tym wszystkim, mocna puenta...

 

Klimat wypływa stąd hektolitrami, a atmosfera niepokoju towarzyszy czytelnikowi do samego końca. Rzuciłbym tutaj pojedynczym słówkiem, ale niestety stanowi ono zbyt duży spoiler. Towarzyszymy Fluttershy podczas... no właśnie, czego? To każdy będzie musiał odkryć na własną rękę. Powiem tylko, że warto.

 

Fabuła jest poprowadzona dobrze. Nawet jeśli jakieś niewielkie zgrzyty się pojawiały, to nie psuły mi przyjemności z czytania. Tempo także mnie zadowalało. Nie za szybko, nie za wolno, no i można ponapawać się smutkiem i przerażeniem Fluttershy (kurde, zabrzmiałem chyba jak sadysta). Strona techniczna? Zadowalająca.

 

Trochę szkoda, że tak szybko się skończyło, bo choć opowiadanie ma odpowiednią długość, to czyta się je z taką przyjemnością... Chciałbym żeby trwało i trwało.

 

Cóż, pozostaje tylko zaczekać na następny utwór spod klawiatury Albericha (pióra to Ty się lepiej nie tykaj!). A, no i jeszcze zagłosować na EPIC, oczywiście!

 

Bezwzględnie polecam i pozdrawiam, Dol... Baffling!

Edytowano przez Baffling
  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

TUTAJ SĄ SPOILERY. NIE CZYTAŁEŚ TEKSTU, A ZAMIERZASZ TO ZROBIĆ? WYPAD NA GÓRĘ.

MÓWIĘ SERIO. WYPAD.

 

Instrukcja obsługi fików Albericha:

1. Przeczytaj.

2. Uświadom sobie, że w życiu nie napiszesz czegoś równie dobrego.

3. Zacznij szlochać.

 

Gdy wczoraj wieczorem weszłam sobie w ten temat i przeczytałam, że to opowiadanie ma sto stron (jak na ciebie dość skromnie, trzeba przyznać), zaklepałam sobie w myślach sobotnie popołudnie na lekturę. Tuż przed pójściem spać pomyślałam jednak, że zerknę chociaż na króciuteńki prolog, żeby zobaczyć, co to w ogóle jest i z czym to się je.

… skończyłam o drugiej.

 

Alb. To jest tak zajebiście wciągające, że nie mam słów. W życiu trafiło mi się baaardzo mało książek i opowiadań, od których naprawdę, autentycznie nie mogłam się oderwać. Można by je policzyć na palcach jednej ręki, no, w porywach dwóch, pod warunkiem, że ręce należą do okaleczonego weterana. To jest już drugi tekst twojego autorstwa, o którym mogę to powiedzieć.

Jesteś. Bogiem. Opowiadań. Przygodowych.

Kapeluszem nie zamiotę, bo nie noszę, ale zazdroszczę jak cholera… poza tym jesteś tutaj jednym z nielicznych autorów, których fiki czytam wyłącznie dla własnej, czasem perwersyjnej przyjemności.

 

Dobra, chyba pora na, eee, merytoryczny komentarz?

Jeeezu, przecież to nie będzie komentarz, tylko hymn pochwalny.

 

Nie wiem nawet, od czego zacząć. Ten tekst wymyka się jakiejkolwiek kategoryzacji. Może po prostu przejmę twoją metodę i napiszę to, co… czuję?

 

Dla mnie główną siłą tego opowiadania nie jest sam pomysł. Idea, oczywiście, wyborna, ale nie jest to tak zawiłe i zagadkowe, jak mogłoby się wydawać. Prawda jest taka, że bardzo szybko domyśliłam się, o co chodzi – zdaje się, że już przy pierwszych wątpliwościach Fluttershy. Od razu zapaliła mi się czerwona lampka i pomyślałam: „Oczywiście”. Każda następna strona jedynie rozwiewała moje wątpliwości. Ale to nie twoja wina, po prostu mocno mi się to z czymś skojarzyło, ale o tym za chwilę.

 

Tym, co mnie porwało, jest rzecz jasna wykonanie. Alb, ty nie piszesz tego tekstu, ty… nawet nie wiem, jak to określić. Lejesz go strumieniami prosto do głowy czytelnika. Wyświetlasz mu przed oczami film. Nie mam pojęcia, jak ty to robisz, ale to jest coś więcej niż po prostu talent, ty masz jakieś konszachty z mocami diabelskimi. W każdym razie, tak jak napisałam na początku – wciąga jak bagno i kiedy już zacznie się czytać, nie chce puścić do ostatniej kropki. Świat jest przedstawiony tak dobrze… te opisy… te refleksje wylewające się – jak napisał Baff – z każdego akapitu… I to wszystko łączy się w tak doskonałej harmonii, że… może dokończysz ten komentarz sam, bo mnie już pochwał brakuje?

 

Dobra, skup się, Madziu… A więc wykonanie. Tak jak powiedziałam, domyśliłam się całej intrygi. Książka, która pomogła mi rozgryźć zagadkę, to „Koralina” (absolutnie genialna lektura, chociaż króciuteńka i na pozór dla młodego czytelnika) – tam główna bohaterka odkrywa przejście do tajemniczego świata, który jest tylko marną imitacją prawdziwej rzeczywistości. Była tam taka scena, że Koralina próbuje uciec z domu po drugiej stronie drzwi i biegnie przed siebie, w głąb lasu, a z każdym krokiem drzewa zatracają kontury, stają się do siebie podobne niczym odciśnięte stemple, aż w końcu zamazują się w bezkształtną, burą masę. Przyjaciel bohaterki tłumaczy, że tych drzew tak naprawdę nie ma, a są brzydkie i bezkształtne dlatego, że twórczyni tego świata nie chciało się zwracać uwagi na każdy szczegół.

A u ciebie był fragment z sadem rodziny Apple i z niemalże identycznymi domkami w Ponyville… Podczas jednej i drugiej lektury przechodziły mnie dreszcze, bo to jest cholernie przerażające.

 

Z jedną z twoich (i moich też) ulubionych powieści też mi się oczywiście skojarzyło. Orwell wyziera z każdego kąta, tylko że w jego „Roku 1984” powszechna była propaganda i strach, zaś u ciebie jest utopia i szczęśliwość. Tak naprawdę jednak twoja wizja jest po stokroć bardziej niepokojąca, bo u Orwella to wszystko było jawne, a u ciebie skryte za pięknym światem, w którym wszyscy się śmieją. Łatwiej stawać w opozycji do czegoś, co widać i do czego można się ustosunkować… a twoja utopia jest złudna i to aż boli, jak się czyta „Opowieść…”.

 

Jest jeszcze jeden utwór, który nakierował moje myślenie na odpowiednie tory, tym razem fandomowy – Kaczusiowe „Wspomnienia…”. Tam też alikorny robiły wszystko, żeby mieszkańcy Equestrii doceniali tę krainę miodem i mlekiem płynącą, a metody miały mocno… osobliwe. Tam również zabawa w panów świata doprowadziła do tragedii. U Kaczego: globalnej, u ciebie jednostkowej, ale wciąż tragedii.

 

Skoro już mowa o jednostce, pora chyba na napisanie paru słów o głównej bohaterce…

Nie lubię Fluttershy. Mierzi mnie, denerwuje i nie czuję do niej grama sympatii. Nie cierpię jej postawy uległości wobec wszystkich, chociaż sama – przyznaję ze wstydem – często jestem do niej podobna. Nie mogę powiedzieć, że twoja opowieść zmieniła moje myślenie o niej, ale Flutter jest u ciebie kanoniczna do bólu – strachliwa, potulna, zamknięta w sobie, niemal ulepiona z kompleksów… a potem, również kanonicznie, zaczyna zmieniać się na kartach historii aż do momentu, kiedy podejmuje ostateczną, niezwykle odważną decyzję, która waży na jej przyszłych losach. Fluttershy potrafi być silna i ty to ukazałeś. Czytelnik przeżywa jej rozterki i każdy kolejny problem jest pokazany niezwykle wiarygodnie. Tak, z pewnością na jej miejscu byłabym równie… zagubiona. A potem oszołomiona. A potem wściekła. Bezradna. Przerażona. No, Alb, muszę przyznać, że rzuciłeś swoją bohaterkę w odmęty najgorszego koszmaru i nie tylko ona, ale i ty wyszliście z tego obronną ręką (czy inną częścią ciała, w przypadku braku rąk).

 

O Flutter już więcej nie mówię, bo wyszła ci wybitnie, jak wszystkie twoje postaci. Jeśli chodzi o innych bohaterów – Mane 6… Cholera, Alb. To. Jest. Genialne. Zrobiłeś z nich najprawdziwsze kukiełki. Im szybciej migały mi strony opowiadania, tym bardziej klacze stawały się bezkształtne, pozbawione osobowości, dziwne, niezrozumiałe, miałkie, aż wreszcie stały się papierową karykaturą samych siebie. To wszystko następowało tak łagodnie, subtelnie, że w pewnym momencie aż sama przełknęłam ze zgrozą ślinę. Absolutnie przerażający zabieg… i absolutnie genialny. W życiu nie pomyślałabym, że można przemycić tyle udręki w postaciach tak radosnych i – dosłownie – bajkowych. Bo u ciebie one są bajkowe, a Fluttershy spojrzała na nie z perspektywy boga.

 

Parę razy spotkałam się już z konceptem, by wyszczególnić i wyśmiać serialowe absurdy, np. śpiewanie przechodniów na bollywódzką modłę. Zazwyczaj jednak ten motyw jest wykorzystywany w komediach, choćby w Hoffmanowych „Złodziejach jabłek” (doskonałe, polecam). Ty poszedłeś w drugą stronę… w życiu bym nie pomyślała, że można tak do tego podejść! Że można ukazać to wszystko jako duchowe piekło… a kiedy to wreszcie do mnie dotarło, uświadomiłam sobie, że twoja wizja jest znacznie bliższa rzeczywistości niż te wszystkie heheszki. Bo to jest przerażające.

 

Wreszcie mamy Celestię i rozwiązanie zagadki. Miło, że nie uczyniłeś władczyni jednoznacznie jakąś – złą czy dobrą. Widzimy ją oczami Fluttershy, wiemy, co ona o tym wszystkim myśli… ale jednak ostateczny wybór pozostawiasz czytelnikowi. Problem jest bardzo złożony i to chyba zależy od sumienia poszczególnej osoby, jak ona to zinterpretuje. W każdym razie ostatecznego rozwiązania również się domyśliłam i byłam nieco zawiedziona. Wiem, że to twoje opowiadanie i inny koniec nie wchodził w grę… w sumie nie wiem, jak ja bym postąpiła. Najprawdopodobniej przywróciła Fluttershy ich przyjaciółkom, by potem znowu w jakiś sposób natknęła się na dziurę w logice świata i cały koszmar zaczął się od nowa, ale już tylko w świadomości czytelnika. Okrutne, co? :P Ale ty wiesz, że nasze gusta nieco się… rozmijają i mam nadzieję, że to zrozumiesz.

 

Najbardziej przerażający fragment? Kiedy Celestia powiedziała, że Pinkie była w tym pokoju już trzy razy. I odpowiedź Fluttershy: „Który to mój raz?”. To był jedyny moment, kiedy przerwałam czytanie, bo zrobiło mi się autentycznie zimno i musiałam ściślej otulić się kocem.

 

To opowiadanie jest wybitne i nie wstydzę się przyznać, że miejscami mnie zmroziło, miejscami wzruszyło, a miejscami miałam ochotę płakać wraz z Fluttershy. Klimat leje się hektolitrami, wyborna kreacja bohaterek, wykorzystanie pomysłu tak bardzo, jak się dało, wyciśnięcie go do ostatniej kropli. Mamy utopię, która nie jest tym, czym się wydaje i cholernie trudny dylemat moralny, z którego nie ma ucieczki, bo żadne rozwiązanie nie jest dobre. To, które wybrała Fluttershy, też… ale to już jest kwestia sumienia.

 

Temu tekstowi należy się przede wszystkim wieczne pamiętanie, bo jest tego warty… a jeśli EPIC ma mu w tym pomóc, to ja poproszę o dopisanie mojego głosu.

 

Mimo że – znów papuguję po Baffie, wybacz, Baff – nie wszystkie rozwiązania fabularne wydają mi się… hm, moje – przez sto stron wyśmienicie manipulowałeś moimi uczuciami, podsycałeś ciekawość i trzymałeś w ryzach do ostatniej kropki. Fenomenalna lektura skłaniająca do (często gorzkiej) refleksji.

 

To chyba wszystko, co mam do powiedzenia. Może poza tym, że cieszę się, że wstawiłeś wszystko od razu. Niektóre części kończyły się takimi cliffhagerami, że chyba bym kogoś zabiła, gdybym miała czekać. I tym kimś pewnie byłabym ja.

 

Tak na koniec: pisząc ten komentarz, zerkałam od czasu do czasu na stojącą na mojej półce szklaną kulę. Nie ma w niej śniegu, tylko maleńkie, migotliwe kwadraciki z błyszczącej folii. Rzeczywiście jest w niej coś urzekającego.

 

Pozdrawiam,

Madeleine

 

A teraz idę sobie zrobić kawę.

 

PS

A ciekawe, skąd w naszym świecie biorą się cuda, objawienia, nagłe ozdrowienia, niezrozumiałe zniknięcia, spotkania z duchami i inne niewytłumaczalne zjawiska… ;)

 

 

te opowiadanie

TO opowiadanie!

Edytowano przez Madeleine
  • +1 7
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poniższy komentarz jest cholernie nieskładny i pełen spoilerów. Ostrzegam lojalnie.
 
I nie, wcale nie zacząłem czytać tylko dlatego, że Drżypłoszka to moja ulubiona postać. Ależ skąd.
 
Na początek kilka uwag:
Wydaje mi się, że momentami interpunkcja kuleje (już nawet kilka pierwszych zdań prologu wywarło na mnie ten efekt), ale ja sam zwykle stawiam przecinki "na czuja", więc bardziej wgłębiał się w to nie będę. No i powtórzenia się zdarzały dość często.
 
Humor - to jedna z rzeczy, którą lubię w twoich fikach najbardziej. Humor zawsze jest idealnie trafiony, nie wpychany na siłę, krótko mówiąc - większość tego możnaby przenieść do samego serialu i wpasowałby się tam idealnie.
"Polecam taczkę, jest naprawdę odjechana!" Suchary Pinkie rządzą :D
 
"Znaleźć namacalną, solidną dawkę absurdu, okruch nielogiczności, która ją otaczała." - najlepsze zdanie w całym fiku jak dla mnie, z niewiadomych w sumie przyczyn.
 
A teraz co do samej treści:

Prolog... nie wciągnął mnie. Wydawał mi się za szybki, za krótki, akcja na górze była opisana bardzo dobrze, a mimo to czegoś mi brakowało. Ale nic, spełnił swoje zadanie, przedstawił punkt wyjcia, toteż zająłem się rozdziałem pierwszym. Tu na początku też było "tak se", ale całość rozkręciła się, i to na dobre, przy scenie z albumem. Gest z piórem w liście - bomba. Po pierwszym rozdziale w mojej głowie latało tylko jedno pytanie - o co tu, kosztela, chodzi?
 
Moja początkowa myśl była taka, że wszystkie, wszystkie "nieścisłości" (z braku lepszego słowa) względem życia kucy, które znamy z serialu, zostały wrzucone do jednego gara, przysypując umieszczoną tam wcześniej Fluttershy. Świetny pomysł. I w połowie 2 rozdziału w końcu przypomniałem sobie, z czym kojarzy mi się ten fik - Truman Show. I teraz byłem już pewien, że draństwo nie wypuści mnie ze swoich szponów, póki nie przeczytam go w całości. Czekając, aż koło Fluttershy spadnie jakiś reflektor. A potem już poszło lawinowo. Największym motorem napędowym całości były rzecz jasna wewnętrzne przeżycia Fluttershy, powolne pogrążanie się w obłędzie... aż do kulminacji:
 
"Dziękuję wam wszystkim
Bo z wami mi raźniej
Rozgrzewa mnie płomień
Prawdziwej przyjaźni"
 
Jak zwykle traktuję piosenki w miarę obojętnie, tak tym razem zostałem zmiażdżony. Rozjechany walcem uczuć i opisów. A chwilę potem pojawiła się Ta, Która Wie. Ostatni rozdział jeszcze bardziej wgniótł mnie w glebę, rozwalił wcześniejszą teorię "Truman Show" (w pewnym stopniu przynajmniej), która teraz poleciała bardziej w stronę "Matrixa". I już wtedy wiedziałem, że na końcu Fluttershy stanie przed wyborem, będzie "mogła zapomnieć lub zostać zapomniana". I rzecz jasna... wybrała opcję trzecią, bo to w końcu fik Albericha, który nie mógł nas uraczyć jakimś typowym zakończeniem, tylko musiał to zrobić z pompą.
 
Powiem krótko - ja to chce widzieć jako animację. Jak audio play. Cholera, jako audiobooka chociaż czytanego przez jedną osobę, ten fik zasługuje na to, żeby przynajmniej komiks na jego podstawie zrobić!
 
Ja. Chcę. Jeszcze. Raz.

 
TL;DR: Bier tego [epica] i leć pisać dalej "Poszukiwaczy...", boś najlepszy fikokleta w fandomie i basta.
Edytowano przez aTOM
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Instrukcja obsługi fików Albericha:

1. Przeczytaj.

2. Uświadom sobie, że w życiu nie napiszesz czegoś równie dobrego.

3. Zacznij szlochać.

 

Instrukcja komentowania ficów na MLPPolska:

1. Głos na epic wymaga uzasadnienia, W sumie chyba zbyt rzadko komentuję przeczytane fici więc spróbuję naskrobać jakiś komentarz.

2. Zobacz kolejny epicki komentarz by Madeleine, który w sumie całkowicie wyczerpuje temat.

3. Uświadom sobie, jak bardzo nie umiesz pisać komentarzy/opinii/recenzji.

...

( ͡° ʖ̯ ͡°)

 

No, dobra, sprowokowany ogromem wspomnianego komentarza postaram się przemóc i napisać coś w miarę składnego.

 

 

Jeśli chodzi o początek, to był... no oczywiście nie zły, ale nie dostałem w twarz niczym niesamowicie dramatycznym. Ot, na tyle, żebym nie siedział z zapartym tchem ale spokojnie czytał dalej i zastanawiał się, jak się to wszystko potoczy. Duża pochwała należy się autorowi za dawkowanie i stopniowanie napięcia, od "nic niezwykłego, ale zobaczymy, co będzie dalej" na początku po końcówkę, gdzie klimat i emocje były gęste jak galareta. To lubię. Całe to ukazywanie stopniowego pogrążania się głównej bohaterki w obłędzie i wszechobecnym, coraz bardziej widocznym absurdzie... Kojarzy mi się to z jakąś książką, jaką przeczytałem, tylko, cholercia, nie mogę sobie przypomnieć z jaką. No, mniejsza. Na plus też używanie i wykorzystywanie w fabule pewnych pojawiających się wcześniej nawiązań i motywów (znaczenie tytułowej szklanej kuli, czy historia, którą czytała Fluttershy). Może i nic niezwykłego, ale po prostu mi się spodobało.

Ogólnie cały pomysł z wyjaśnieniem części absurdów i nieścisłości, jakie widzimy w serialu, bardzo mi się spodobał  lubię tego typu starania, by wyjaśnić i "ulogicznić" w jakiś sposób serialowe uniwersum). Aczkolwiek z początku nie spodziewałem się takiego obrotu spraw i wyjaśnienia, przedstawienia Equestrii jako zaprogramowanej utopii... lub w sumie antyutopii. Dopiero pisząc ten komentarz zauważyłem, jak bardzo kojarzy mi się to z wizją świata z książki "Nowy wspaniały świat" Huxleya, choć tutaj nie jest to przedstawione tak negatywnie i "mrocznie". Podoba mi się, że chociaż autor choć pokazuje wszystko z perspektywy Fluttershy i jej postawy, to jednak nie ma wrażenia, żeby starał się na siłę narzucić jakąś opinię czytelnikowi i pozwala mu samodzielnie wyrobić swoje zdanie na temat tej wizji. Definitywnie jest to jeden z tych fanfików ("poetyckich" albo "głębszych", jak to sobie nazywam"), które potrafią nakłonić do refleksji.

 

Na EPIC moim skromnym zdaniem zasługuje.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Będzie trochę spoilerów pewnie poniżej...

 

....

Alberich, Alberich... Jeden z mistrzów słowa pisanego, kreacji i idei zaatakował... ponownie!

 

Fluttershy jako główny bohater nie dziwi mnie, ba, spodziewałem się tego. Podobnie jak w innych opowiadaniach, oddałeś postacie kanoniczne FENOMENALNIE! Jednak z biegiem wydarzeń stało to się wręcz niepokojące. Czy to jeszcze opowiadanie czy już serial? Czy kryje się za tym coś podejrzanego? Dało to naprawdę świetny efekt.

 

Początkowo miałem wrażenie, że cała historia zaczęła się dość dziwnie. - Znajdujemy klejnot o potężnej, lodowej mocy... oddajmy go komuś bliżej nieokreślonemu! Co może pójść nie tak?! A no kilka rzeczy może, jeśli ktoś w otaczającym go świecie zacznie dostrzegać nieścisłości i dziwne zbiegi okoliczności. Po dość niebezpiecznym - właściwie jednym z najbardziej niebezpiecznych wypadków, jaki mogę sobie wyobrazić - Fluttershy dochodzi powoli do zdrowia, dostała od przyjaciół liczne prezenty, w tym piękną, szklaną kulę. Bardzo, bardzo tytułową kulę, wbrew pozorom. Pojawiają się również pierwsze wątpliwości i pytania, na które nie może znaleźć odpowiedzi...

 

Fluttershy zaczyna powoli wyróżniać się na tle szarej, przyjaznej, pastelowej masy. Wątek fabularny w postaci Zimowego Zamku jest tutaj dobrym tłem. Pozornie wszystko toczy się wokół dziedziczki, balu, korony, ale cały tekst ma drugie, znacznie głębsze dno. Opowiadanie okazuje się wielkim moralnym rachunkiem sumienia głównej bohaterki, szukaniem odpowiedzi na dręczące ją pytania niemal od samego początku. Czy straciła kompletnie jasność umysłu, oszalała...? Czy to jednak świat ją otaczający jest po prostu totalnie irracjonalny?!

 

Nasza główna bohaterka walczy za wszelką cenę, by znaleźć jakieś rozwiązanie, wyjście z tego problemu. Dzieje się jednak coś dziwnego... Wszyscy dookoła ją ignorują, kompletnie nie dostrzegają jakichkolwiek nieścisłości i problemów. Taki bieg wydarzeń jest naprawdę niepokojący, a kiedy wszyscy zaczynając śpiewać, a każdy cal przestrzeni wypełnia muzyka... Wszystko zaczyna się klarować. Cały świat zaczyna być jedną wielką symulacją, a każda żywa istota wydaje się być kukiełką w jakimś przeogromnym i niezrozumiałym przedstawieniu.

 

Końcówka IV części opowiadania... "Nie, no nie mówcie, że on to zrobi, to przecież niemożliwe. Nie mówcie mi, że to to, o czym myślę!".

Część V opowiadania.... "Matko jedyna, Alberich, on naprawdę to robi!!"

 

Zostałem definitywnie zmiażdżony i rozsmarowany po posadzce przez to, co zobaczyłem w piątej części. Wszystko zostaje kawałek po kawałku wyklarowane i odsłonięte na światło dzienne PO MISTRZOWSKU. Wszystko okazuje się kontrolowaną iluzją, symulacją. Mieszkańcami krainy okazują się dusze przybyłem z "niewiadomoskąd", a całą istotą życia w tym raju jest tworzenie, kreowanie życia i całej rzeczywistości.

 

Klimat wylewa się z całego opowiadania, ale ta właśnie część jest po prostu fantastyczna - klimat, emocje, pomysły, logiczne opisanie tego wszystkiego, ubranie w słowa. Chylę czoła, kapelusza nie posiadam, więc rozkładam czerwony dywan i wciąż nisko się kłaniam! Utopia i antyutopia - granica między nimi jest niekiedy bardzo, bardzo wąska. Czy utrzymywanie poddanych w niewiedzy, ale zapewnienie im godnego życia z dala od trosk jest dobre? Na to pytanie bardzo trudno znaleźć odpowiedź. Z poziomu życia zwykłego człowieka, nie jestem w stanie jasno określić swojego stanowiska. Gdybym jednak był istotą, która prawdopodobnie jest kimś na kształt absolutu, posiada boskie moce i przeżyła w swoim życiu naprawdę wiele - myślę, że wtedy należy znaleźć jakieś kompromisowe rozwiązanie, takie, które będzie najlepszym możliwym, a jednocześnie jak najmniejszym złem...

 

... Nasza główna bohaterka staje przed wyborem i decyduje się na coś, czego nie spodziewał się nikt. Chce opuścić raj, chce zrezygnować z wręcz boskich mocy, chce... zachować wspomnienia, ocalić je, utrwalić, to jest jej główny cel i wola! Fluttershy opuszcza Szklaną Kulę, której była więźniem.Czy jednak to dobre określenie? Więzień? Gdy nie była świadoma tego wszystkiego, to naprawdę cieszyła się z życia, nawet jeśli była jedną z marionetek w tej ogromnej iluzji. Wszystko zależy od punktu widzenia i stanu wiedzy.

 

Zdaję sobie sprawę, że powyższy komentarz jest pokręcony, nieco nieskładny, ale ciężko jest mi to wszystko określić słowami... :P

 

O samym tekście:

Jak to z fikami Alba bywa - bardzo podoba mi się styl, jest lekki i gładko się wchłania zapisane nim treści. Opisy są bogate, może wczuć się w akcję, możemy również odczuć emocje bohaterek. Historia toczy i kończy się trochę za szybko, chciałbym dowiedzieć się jeszcze czegoś więcej, chciałbym przeczytać kolejny rozdział, ale to już koniec opowiadania... Chronologia i logika w opowiadaniu jest zachowana, wątki rozwinięte - wszystko gra. Strona techniczna jest w porządku. Tekst ładnie złożony, dialogi poprawnie zapisane, justowanie jest. Są małe małe zgrzyty w postaci literówek czy drobnych błędów, ale raczej nie sprawiają problemów. Nie jestem jednak do końca pewien interpunkcji, ale nie będę się na jej temat wypowiadał, gdyż specjalistą dziedziny nie jestem.

 

Reasumując - fanfik to naprawdę kawał SOLIDNEJ lektury, którą mogę bez wahania polecić każdemu. Głosuję również na [EPIC], bo przecież inaczej nie mogę tego zostawić. Jeszcze raz polecam i czekam na kolejne opowiadania od naszego mistrza!

 

... Nie słynę z długich postów i rozbudowanych komentarzy, ale... to mój najdłuższy post w historii mojej egzystencji na tym forum... ;p

Edytowano przez miskof
  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Komentarz nie zawiera spojlerów.

Nie, wierzę, w to, co widzę.

Nie wiem jaki urok na mnie rzuciłeś, Autorze, nie wiem jak długo budowałeś tą twierdzę tekstu, nie chcę nawet myśleć już o tym jak bardzo solidne wszystko tu jest, ale jedno muszę stwierdzić z wielkim bólem: Stihl tego fanfika się nie ima. To byłoby po prostu sprzeczne z naturą.

Chciałbym dać temu [Epic], ale ogólniki to nie umotywowanie do przyjęcia głosu... edit: dlatego walić ogólniki, Dolar czytaj konkrety, i myśl czy się ten głos przyjmie. Piszę z pamięci, więc mogę coś przekręcić, i nadal dużo to może nie mówić, no ale więcej niż wcześniej.

Charakter Fluttershy - uważam, że jestem do niej z charakteru na tyle podobny, żeby wiedzieć, jak w jakiej sytuacji się zachowa, i dlatego powiem: został oddany wręcz bezbłędnie.

Obraz świata przedstawionego/Equestrii jako antyutopii - pojęcie ciut mi obce, chociaż równocześnie znane, bo zdaję się być jego ofiarą... Sama wizja Equestrii jako antyutopii, w której kucyki są marionetkami, ich świat jest manipulowany, a one same o tym nie wiedzą, skłoniła mnie do refleksji nad naturą naszego świata, a także własnym życiem. Czy chwilami nie mam podobnie? Owszem, mam. Wszystko wokół mnie zdaje się być zagięte, nieprawdziwe... Współczuję Flutterce...

Fabuła, a przynajmniej jej początek - do momentu konfrontacji w Śnieżnym Zamku - która de facto mogłaby być dobrą podstawą do stworzenia kanonicznego odcinka, tak naprawdę... Nie wiem, jak dokładnie bym sobie to wyobraził, ale pomysł Autora jest dość elastyczny jeśli chodzi o kwestię stworzenia z tego fanfika (lub jego części) normalnego odcinka...

No, to chyba tyle...

Edytowano przez Damikkos
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowiadanie Albericha - i wszystko jasne. Czytaliście znane i lubiane "Zegary"? "Opowieść o Szklanej Kuli" stoi przynajmniej o klasę lub dwie wyżej. Tak naprawdę te trzy zdania w pełni oddają moje uczucia po przeczytaniu tego fanfika. Rzadko mam okazję czytać coś, co jest aż tak dobre, tak wspaniale trafiające do czytelnika, zmuszające do przemyśleń i zwyczajnie, po ludzku poruszające.

 

A co konkretnie można tam chwalić? Pomyślmy... wszystko?

 

Beware the spoilers!

 

Fabuła - jest spójna, przemyślana i wciągająca. Nic tu nie zmienia fakt, iż możemy się bez problemu domyślić, iż Shy znajdzie się w metaforycznej szklanej kuli (nie ma to jak spoiler w tytule). Ogólny zarys i ramy fanfika nie są więc tajemnicą nawet dla średnio uważnego czytelnika. Tu jednak chodzi o wypełnienie, o to co się w tych ramach zamyka. A mamy tam przygodę, więcej przygody, normalne życia, głębokie rozważania i zadawanie ważnych pytań, na które odpowiedź musimy tak naprawdę znaleźć sami. Przyznaję, że w jednym czy drugim momencie poczułem się zaskoczony prowadzeniem akcji, ale zawsze była to przyjemna niespodzianka. Co do epilogu i losu Fluttershy, to obstawiałem podjęcie takiego a nie innego wyboru i bardzo się ucieszyłem, że moje przewidywania się sprawdziły.

 

Bohaterowie - Fluttershy była pokazana wspaniale. Jej niepewność, lekliwość, czy nawet pewnego rodzaju tchórzostwo było idealnie irytujące, a pokazanie mocniejszych cech jej charakteru idealnie dopasowane do biegu akcji - w żadnym momencie nie wypadała nienaturalnie. Można wręcz rzecz, iż Alb osiągnął bezpośrednie sąsiedztwo ideału w kreacji tej postaci. Pozostałe zrobione są dobrze lub lepiej - jak zwykle niesamowicie wypadła Rarity, AJ była naturalna do bólu, no i z radością stwierdzam, że tym razem z prawdziwą przyjemnością czytałem wykreowaną przez autora Pinkie (o którą zwykle mu truję). Świetna robota.

 

Opisy/dialogi - zarówno jedne jak i drugie na bardzo wysokim, Alberichowym wręcz poziomie. Czyta się z niesłabnącą ciekawością, i to jest wszystko co należy o nich wiedzieć.

 

Strona techniczna - znalazłem zaledwie kilka literówek, a pozostała część jak zwykle na bardzo wysokim poziomie. No może oprócz tego (już poprawionego) "skwaśnienia" :D

 

Mógłbym pisać jeszcze długo, ale nie ma sensu - musicie przeczytać to sami. Naprawdę! Naturalnie głosuję na Epic i mam szczerą nadzieję, że przy tym opowiadaniu znajdzie się również w przyszłości tago Legendary.

 

Bezwzględnie polecam! 

  • +1 6
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Miałem dwie godziny przerwy między wykładami, to sobie pomyślałem, a co mi tam, przeczytam coś dobrego... Jak wiadomo Alberich=jakość, do tego główną bohaterką jest ulubiona postać autora, czyli Fluttershy. A jeszcze elaboraty pochwalne w komentarzach...

No to przeczytałem.

...

W tej chwili siedzę na peronie stacji metra Natolin. To przedostatnia stacja w kierunku południowym, a cel mojej podróży, jakim jest mieszkanie babci, znajduje się na północy miasta. Ale po prostu musiałem doczytać opowiadanie do końca, a potem poczekać, aż mi się wszystko poukłada w głowie, żebym mógł oddać głos na [Epic] i odpowiednio go uzasadnić.

Alstomie metropolis, siemensie inspiro... graj, muzyko warszawskich podziemi!

Strona techniczna jest oczywiście nienaganna, więc skupmy się na fabule i postaciach.

Fluttershy jest tutaj oddana perfekcyjnie, co mnie zresztą nie zdziwiło, jako że to ulubiona postać autora. Ciągle się hamuje jak pociąg prowadzony przez niedoświadczonego maszynistę, ciągle wszystkich za wszystko przeprasza, ale to nie znaczy, że nie potrafi się w końcu postawić. Jej przyjaciółki też są znakomicie oddane - tak, jak w warunkach panujących w fanfiku jest to możliwe. A Celestia... To jedna z trudniejszych do interpretacji postaci kanonicznych. Musi mieć w sobie zarówno czułość, jak i majestat, a jak trzeba, to powinna umieć przywalić. Łagodna, ale silna, niczym przyspieszenie siemensa inspiro. To, muszę stwierdzić z przyjemnością, też ci się udało.

A fabuła...

Jak gdy pociąg metra zbliża się do stacji, to najpierw słychać delikatny szum z głębi tunelu, potem oczekujący pasażer czuje na twarzy łagodny podmuch wiatru, a następnie z samego serca wiecznej podziemnej nocy dobiega blask reflektorów, by wreszcie pociąg wychynął z tunelu i zahamował przy akompaniamencie śpiewu falowników - tak tajemnica zaczyna się od drobnych szczegółów, które łączą się ze sobą, wzbudzając coraz większy niepokój, by w końcu runąć na biedną Fluttershy z mocą rozpędzonego rosyjskiego pociągu serii 81.

Wyciągnąłeś wszystkie dziury fabularne serialu i wykorzystałeś je lepiej, niż ja byłbym w stanie to zrobić w najbardziej zjadliwej satyrze. Jest wszystko - nielogiczności, niejasna ekonomia, deus ex machina, rozwiązania problemów wzięte prosto z zadu, swego rodzaju charakterystyczny zaraźliwy entuzjazm, a nawet musicalowość.

I zakończenie...

Motywacje Celestii i stworzona przez nią antyutopia są - jak zresztą wszystko - zrobione znakomicie. Gwardia Snów, która, niczym dyżurni ruchu, pracowicie ustawia wszystko na swoim miejscu, z góry wyznaczonym niczym w rozkładzie jazdy, a następnie usuwa wszystkie przeszkody mogące zaburzać ideał... Przeniesienie antyutopii w rodzaju Matriksa połączonego z Truman Show na equestriański grunt udało ci się znakomicie. Mocna okejka.

Mam nadzieję, że powyższe zostanie mi zaliczone jako uzasadnienie głosu na [Epic], który niniejszym oddaję. Fanfik polecam wszystkim, którzy mają odrobinę za dużo czasu.

Mam nadzieję, że nie przegiąłem i że komentarz jest zrozumiały. Z podziemnymi pozdrowieniami, Psoras.

  • +1 6
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

UWAGA! SPOILERY!

„Opowieść o Szklanej Kuli” była pierwszym czytanym przeze mnie fikiem Albericha. Spodziewałam się czegoś genialnego, czegoś co mnie wciągnie bez reszty i wzbudzi ochy, achy oraz coraz większą chęć na kanapki z pasztetem. I powiem szczerze, że się zawiodłam. Nie dlatego, że to jest złe opowiadanie, ale po prostu spodziewałam się czegoś innego, najwyraźniej nie jestem targetem.

Zacznę może od tego, że przez większość tekstu się nudziłam. Dopiero po imprezie w Zimowym Zamku zaczęło robić się coraz ciekawiej, aż przy ostatnich dwóch rozdziałach nie mogłam się oderwać. Jednak… Wcześniej działa się nuda, a wszystko przez Fluttershy.

Powiem szczerze, że Drżypłoszki wprost nienawidzę. A została ona przedstawiona naprawdę świetnie, kanonicznie. Jednak… wkurzała mnie niemiłosiernie. Jej uległość, brak pewności siebie, nieśmiałość, grzeczność… Sama mam charakter bardziej podobny do Dashie i taka bierność, i spokój podczas nawet takiego niepokoju są dla mnie wręcz niezrozumiałe. O! Brak złości! Brak porządnej dawki wściekłości był dla mnie niezrozumiały. Futtersheise ist das wurst Pferd!

Podobało mi się przedstawienie samej idei, która skojarzyła mi się z „Truman Show”. I choć samo opowiadanie było przewidywalne do bólu i nie zaskoczyło mnie w nim absolutnie nic, zaś zakończenie dałabym identyczne, to… Spodobał mi się taki koncept utopii. Indoktrynacji. Dziur logicznych w życiu. Cholernie mi się spodobało. Inne kuce [wybija się Rarity], jako coraz większa masa, pozbawione osobowości marionetki. Sztuczni antagoniści. Metody walki z zadu wzięte.

Tak, to było piękne.

I plusy za Celestię. Bardzo lubię białą alikorn i naprawdę spodobała mi się jej kreacja. Tak…

Zakończenie nawet mnie poruszyło, było po prostu smutne. Jednak Flutter imho wybrała dobrze, wybierając podróż w nieznane.

Alberich, dobrze zrobiłeś opisy uczuć i emocji. Wyszło Ci to gładko i naturalnie, podobnie jak sama płynność wizji świata z punktu widzenia Flutter. Ładnie, ładnie.

Opisy niezłe, ale wolałabym bardziej szczegółowe, kwestia gustu.

Styl również jakoś szczególnie mi nie podpasował. Wiem, jestem złą Cahan, ale ja po prostu nienawidzę Drżypłoszki i nigdy nie polubię tekstu o niej. Nigdy.

Tak ogólnie - dobry fanfik, polecam. Na pewno się wam spodoba, bo to tylko ja lubię mordować Fuhrershy.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Z prawdziwą przyjemnością oznajmiam, iż "Opowieść o Szklanej Kuli" otrzymała tag Epic, co czyni z Albericha jedynego rodzimego autora fanfikcji, które ma dwa tak wyróżnione opowiadania na koncie.

 

Teraz czekam na pozostałe 40 głosów, bym mógł przyznać mu [Legendary].

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Zabrzmi to może bardzo dziwnie, ale to chyba mój pierwszy dłuższy fic w klimacie MLP jaki przeczytałem (po za swoim :) ). Męczy mnie czytanie na komputerze, dlatego skleiłem twoje wszystkie rozdziały w jeden dokument i wrzuciłem na swój czytnik.

1 PDF całe opowiadanie

Co dostałem? Bardzo przyjemne czytadełko.

Więcej poniżej bo spoilery.

W sumie opowiadanie rozpoczyna się bez większych szaleństw. Tak naprawdę mógłbym powiedzieć, że nie ma z początku nic specjalnego. Od misja bez większego sensu. Mógłbym nawet zaryzykować, że prolog jest dosyć nudnawy.

Dalej jest lepiej wracamy do Ponyville i pierwsze co mi się rzuca w oczy to to, że jest na swoim miejscu. Bardzo dobrze zostały odwzorowane charaktery bohaterek. Czytając dialogi miałem wrażenie, że dokładnie tak samo postąpiła by w takiej sytuacji w swoim serialowym odpowiedniku. Przez tekst przechodzi się niezwykle przyjemnie. Opisy są ładne, a w niektórych miejscach nie sposób się uśmiechnąć. Czy wszystko wobec tego jest OK? Nie do końca. Nie wciągnęły mnie rozmyślania Fluttershy na temat logiki tego świata. Wprawdzie niektóre były intrygujące, to niektóry były lekko denerwujące. Tak naprawdę czekałem na ten lodowy zamek, bo czułem, że tam będzie coś ciekawego.

Z początku byłem rozczarowany, bo cała akcja była niezwykle przewidywalna. Bałem się już, że zrobisz mi tu jakieś Frozen Canterlot Weeding, ale nie doceniłem cię :)

Chociaż czy tylko mi ponowny lot do tego zamku w tak krótkim czasie nie jest nieco naciągany?

Tak naprawdę ciekawy fanfik rozpoczyna się dopiero po tym świetnie zaplanowanym pretekście. Każda kolejna odpowiedź rodzi kolejne pytania. Literatura zaczyna coraz bardziej wciągać czytelnika. Pokazywanie serialowych absurdów wyszło ci świetnie, nawet takich banalnych jak Celestia wyskakująca z plota czy śpiewanie piosenek. Chcę się czytać, aby dowiedzieć się co przygotowałeś na wspaniały deser!

Próba wyjaśnienia jest co najmniej bardzo dobra. Osobiście nie jestem zwolennikiem dorabiania do nieścisłości takich jak brak więzów rodzinnych czy małej ilości związków głębszej ideologii. To nie mogę odmówić ci niezwykle ciekawego konceptu za który należą ci się pochwały. Daje to wszystko trochę do myślenia w kwestii uszczęśliwiania na siłę. Te wszystkie iluzje i ten fakt, że w Equestrii jest tyle statystów. Sama księżniczka Celestia nie można stwierdzić czy jest zła czy dobra. To wszystko pozytywnie skojarzyło mi się to z powykręcaną na potrzeby MLP wizja roku 1984.

Ja osobiście dałbym wersje, że Fluttershy wybiera iluzje. Takie rozwiązanie byłoby o wiele bardziej tragiczne i zgodne z serialową rzeczywistością. Swoją drogą mam wrażenie, że fanfic traci na swoim wydźwięku wraz z alicornizacją Twilight. Za późno go wydałeś :) Ale pisanie mocno zbiera czas, to muszę ci przyznać.

Chociaż jak się trochę bardziej nad tym wszystkim zastanowiłem to nie ma on raczej sensu w kategoriach serialu. Nie wpływa to jakoś mocno na ocenę, bo i tak jest ciekawy.

- To tłumaczenie Celestii na ślub Cadence i Shining jest takie meh.

- Twilight według twojej wizji nie należy do gwardii snów, a mimo wszystko piszę te listy do Celestii, a Shining Armor mimo wszystko jest jej bratem, a kiedyś opiekowała się nią sama księżniczka Cadence. Coś podejrzanie dużo kontaktów ze wszystko wiedzącymi. Tutaj nawet nie próbowałeś tego wyjaśniać.

Podsumowując. Opowiadanie z początku jest ślimakiem, który nabiera rozpędu, aby zostać królikiem, by na końcu zmienić się w jaguara, który uderza z całym impetem w ścianę. Cokolwiek miałem na myśli.

Daję ci 0 głosów na EPIC za pierwszą połowę opowiadania i 1 głos na EPIC za drugą połowę opowiadania. W sumie dostajesz 0.5 głosów na EPIC ode mnie. Co by nie było za słodko.

Jeżeli taka ocena odbiega od idealnej wizji rzeczywistości serwisu mlppolska.pl to uprzejmie proszę o zbanowanie mojego konta, albo dołączenia mnie do grona wszechwiedzących moderatorów.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Postanowiłem już dawno temu, że przeczytam i skomentuję to opowiadanie. Bo powszechnie chwalone, względnie krótkie, no i z moim ulubionym kucykiem. Już jakiś czas temu zakończyłem czytanie, jednak dopiero niedawno znalazłem czas by siąść i poniższy komentarz popełnić.

A dopiero teraz zebrałem się w sobie, żeby go opublikować. :D

Co tu dużo mówić, to pierwsze opowiadanie Albericha jakie czytałem, zasiadłem do niego mając naprawdę duże nadzieje, chciałem być miły i się zachwycić razem z innymi. Niestety, okazało się, że ponownie przypadnie mi rola malkontenta, pomstującego na fandomowe legendy. ;)

Uwaga: poniżej znajdują się spoilery, tylko spoilery i same spoilery. Oraz marudzenie.

Ale po kolei. Początek był całkiem przyjemny; podobały mi się nastrojowe opisy chatki Fluttershy, jak i oddanie jej charakteru jako starającej się przede wszystkim uniknąć konfliktu z przyjaciółkami i zwalającą wszystko na własne przewrażliwienie. Zaintrygował mnie, wreszcie, wątek mglistych wspomnień Fluttershy o jej rodzicach i o wiosce, z której pochodziła.

Niestety, dość szybko wszystko to co mi się podobało, zostało zmiecione.

Najbardziej mnie mierzi, że wątek odkrywania różnych dziwaczności w funkcjonowaniu Equestrii można było spokojnie oprzeć o poszukiwanie rodziców Fluttershy, co dałoby jej dowód żelazny i niezaprzeczalny, a jednocześnie pozwoliłoby na eksplorację czegoś nowego. Niestety, kwestia rodziców zostaje pośpiesznie zamieciona pod dywan, nawet gdy dzieje się to w sposób absurdalnie arbitralny (Fluttershy nie poleci do rodzinnej miejscowości, bo za bardzo przeraża ją ta perspektywa, ale do pałacu w którym przeżyła wielką traumę pędzi bez zastanowienia). Dostajemy, w zamian, długą listę "niespójności" które zauważa wokół siebie Fluttershy.

Oczywiście, kim ja jestem, żeby autorowi mówić, jakie wątki powinien zawierać w opowiadaniu, ale to rozwiązanie wydało mi się problematyczne z paru względów. Przede wszystkim dlatego, że żeby cieszyć się z czytania, trzeba te wnioski Fluttershy "kupić" jako logiczne i oczywiste, co w moim przypadku zupełnie nie wypaliło.

Osobną kwestią jest sposób ich przedstawienia: długa lista bezosobowego czepiania się szczegółów serialu, wyglądająca po trochu jak fanowskie biadolenie, że za mało shipów jest kanonicznych, albo jak jeden z tysięcy filmików analizujących każdy źle pokolorowany włos na zadzie kuców z tła. Nie wiem, czy meta-wymiar tego wątku jest zamierzony, ale przypomina mi akurat tę część fandomu, do której wywodów nie pałam sympatią.

No dobrze, moje skojarzenia to tylko moje skojarzenia, jak przedstawiają się przemyślenia Fluttershy w kontekście samego opowiadania? Nieprzekonująco.

Fluttershy niepokoi zbyt mała liczba romansów, które się wokół niej dzieją? Pomijając kwestię, czy to pasuje czy nie pasuje do tej postaci, i czy ktokolwiek kiedykolwiek w historii czuł dyskomfort z tak abstrakcyjnego powodu (jeszcze rozumiem, gdyby narzekała na własną sytuację...), to logika która doprowadziła bohaterkę do takiego wniosku jest mocno szemrana. Wyczytała w książkach, że miłość romantyczna jest ważna, a w obliczu tego, że nie zgadza się to z rzeczywistością... uznała, że książki mają rację, a to co widzi własnymi oczami jest nienormalne?

Ciekawe, do czego mogłoby doprowadzić kogoś takie rozumowanie w przypadku prawdziwego świata...

Zresztą, Fluttershy ogólnie zdaje się tu niesamowicie podatna na przyjmowanie słowa pisanego za niekwestionowaną prawdę. W końcu jej pogląd na całą sytuację zdaje się wypływać wprost z bajki którą czytała blisko początku.

Druga sprawa: Fluttershy "Sama robiła to, co najbardziej lubiła, prawie w ogóle się przy tym nie wysilając i mając mnóstwo czasu dla siebie, podczas gdy rodzina Apple musiała harować w pocie czoła, by móc dalej toczyć swoją skromną egzystencję." Musimy więc chyba wszyscy żyć w cholernym Matrixie, bo przy obecnej ekonomii takich sytuacji jest zbyt wiele.

Dalej, Fluttershy "Nie miała pewności, ale wydawało jej się, że są familią tylko z nazwy, naprawdę będąc jedynie wspólnotą." Argument po zbóju, wydawało jej się. Wielokrotnie zresztą w czasie tego opowiadania nasz żółty pegaz wyciąga daleko idące wnioski tylko na podstawie tego, że ma jakieś przeczucie. Co byłoby bardziej do zniesienie, gdyby czytelnik nie byłby bombardowany na każdym kroku słowami LOGIKA i NIESPÓJNOŚĆ...

Dobrze, wystarczy. Nie chcę tutaj roztrząsać każdego argumentu Fluttershy, tylko pokazać, czym grozi opieranie logiczności całej fabuły na czepianiu się takich subiektywnych drobiazgów.

Oczywiście, jeśli czytelnik jest odpowiednio wciągnięty w klimat opowieści, to nie będzie się skupiał na obsesyjnym analizowaniu tych kwestii. I nie ulega wątpliwości, że w przypadku znacznej większości widowni ci się to udało. Ja mogę powiedzieć, że również byłem wciągnięty, dopóki akcja się nie zatrzymała się, by kolejne dwie strony stały się wspomnianym wcześniej bezosobowych wywodem na temat "nielogiczności" serialu. Potem było już tylko z górki.

Kolejna rzecz. Przedstawienie Fluttershy. Chwaliłem to, jak została oddana na początku, ale potem jej osobowość i motywacja zaczęły odpływać dalej na morza obłędu. Jej niezdecydowanie, nieśmiałość i skłonność do obwiniania siebie pozostały do końca opowiadania, co jest pozytywem. Za to coraz więcej okazywała dziwnego fanatyzmu i braku empatii.

Kanonicznie, Fluttershy była skłonna do nagłych wybuchów gniewu, ale potem zawsze się obwiniała. Nijak ma się to do tego, jak w opowiadaniu naraża całe Ponyville tylko po to, by udowodnić że ma rację, po czym jest w stanie myśleć jedynie o tym, jak to sama jest skrzywdzona. Czy tak zachowuje się ktoś, kto z zawodu zajmuje się opieką nad innymi?

Również pobudki pegaza zdawały się brać w większości znikąd. Dlaczego Fluttershy tak obsesyjnie próbuje znaleźć wyjaśnienie drobnych szczegółów, które nie mają praktycznie żadnego wpływu na jej życie? Dlaczego tak bardzo zależy jej na tym, by mieć rację? Dlaczego tak wysoko ceni abstrakcyjną wolność, że woli w jej imieniu umrzeć, bo inaczej nic się naprawdę nie liczy?

Szczególnie to ostatnie. Ze względu na zawód Fluttershy, jej rozterki na temat dychotomii wolności/opieki mogły być interesujące, tymczasem żadnych rozterek nie ma: wolność (cokolwiek znaczy w tym kontekście) jest absolutną wartością, a wszelkie argumenty Celestii tylko wzbudzają złość Fluttershy, że przebiegła księżniczka przygotowała sobie odpowiedzi na wszystkie pytania (patrz: fanatyzm).

Kiedy Fluttershy ogłosiła się "rycerzem prawdy" (naprawdę? naprawdę?) byłem już w zasadzie przekonany, że jakąkolwiek osobowość motylowa klacz miała na początku, to została zastąpiona przez generycznego bohatera filmu akcji klasy B, który walczy za wolność, miłość i wszystko co dobre, i wątpliwości mieć nie musi. Czasem sama Fluttershy zdawała się nie wiedzieć, z czego biorą się jej przekonania; po prostu "czuje" że coś jest złe/dobre i na tej podstawie podejmuje decyzje o życiu i śmierci. Ech...

Także przedstawienie cierpienia Fluttershy... Do kwestii stylu jeszcze wrócę, ale muszę powiedzieć, że ciężko było mi jej współczuć. Owszem, oddane zostało poczucie izolacji, ale była to izolacja kogoś opętanego przez teorie spiskowe, kto zerwał kontakty ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi, którzy nie uwierzyli z miejsca w jego absolutnie prawdziwe wywody, a więc okazali się być skorumpowani przez Iluminatów. Izolacja, o którą naprawdę nie sposób winić kogokolwiek innego poza samą Fluttershy.

I choć sama Fluttershy parokrotnie zastanawia się, czy nie oszalała i czy jej obserwacje na pewno cokolwiek znaczą, to zawsze jest to tylko jej chwila słabości. Fluttershy ma po prostu Rację i wszyscy powinni się z nią zgodzić. Narracja nigdy nie poddaje tego w wątpliwość, ani nie pokazuje, dlaczego inne kuce nie potrafią poważnie traktować odkryć Fluttershy. Co uważam za słabość. Pewnie nie patrzyłbym na to tak, gdybym "kupił" argumenty pegaza, no ale...

Co do przyjaciół Fluttershy zaś, to "Other Mane 5" zostały przedstawione w niesamowicie uproszczony sposób, zredukowane do praktycznie jednej, najbardziej charakterystycznej cechy, którą okazywały nawet wtedy gdy niekoniecznie miało to sens. Z początku myślałem, że to część tych "nieścisłości", ale w końcu nic z tego nie wyszło, więc... Za to pinkiepie'owość Pinkie Pie została oddana naprawdę nieźle, to nie prosta rzecz, a tu się udała. Przynajmniej w tych kilku scenach, w których Pinkie Pie miała większą rolę.

Ostatnia kwestia i zdecydowanie najsłabszy element opowiadania. O ile zamysł fabuły nie jest zły, a o przedstawieniu postaci można by dyskutować, to styl opowiadania pozostawia wiele do życzenia. Nie powiem, że jest beznadziejny. Ale zdecydowanie jest to jeden z najgorszych spośród tych lepszych, jaki czytałem.

Przede wszystkim, jest zbyt często nieznośnie pompatyczny. Mam ochotę wręcz powiedzieć, że "nadmuchany". Górnolotne słowa i przekombinowane frazy nie tylko pojawiają się tam, gdzie bardziej naturalnie brzmiałoby coś prostszego, ale są wręcz wciskane w miejsca do których zupełnie nie pasują znaczeniowo. Na przykład, "dynamicznie" jest użyte w znaczeniu "gwałtowne", mimo że to nie to samo. Albo "Zaniepokojony tłum przez chwilę utrzymywał status quo"... co, jak rozumiem, znaczy, że się nie ruszali... przynajmniej tak myślę, bo nic innego tu nie pasuje. Albo Fluttershy nazywająca działania Celestii "przemysłem szczęścia", mimo że nie mają one absolutnie nic wspólnego z przemysłem ani produkcją, a ze szczęściem tylko pośrednio.

Kuriozalne przykłady mógłbym mnożyć. Naprawdę, proste słowa też mają swoje miejsce i swoją rolę w budowaniu klimatu.

Kolejna problematyczna sprawa: powtórzenia. Nie mam na myśli takich zwykłych, gdzie powtarza się kilka razy to samo słowo w akapicie.

Po pierwsze, zbyt często zdarza ci się powtarzać określenia w ramach... danego tematu, nazwijmy to. Na przykład, gdy akcja działa się w pałacu, straciłem już rachubę ile razy Fluttershy zakrzyknęła w swoich myślach, że White Snow jest "obłąkana" (oraz inne odmiany słowa "obłęd"). Niektóre sceny robią się przez to niezamierzenie śmieszne, jak na przykład ten fragment rozmowy Fluttershy z Celestią, gdzie całe dotychczasowe życie oraz nadzieja pegaza umierają tak ze trzy razy w przeciągu kilku stron, nie będąc w międzyczasie wskrzeszane...

Po drugie, może już jako nie tyle błąd co dziwnostka, masz czasami tendencję, którą nie do końca rozumiem, do tworzenia zdań "X Y Z. Cośtam cośtam Y Z" Um... tak. Nie umiem tego lepiej określić :). Ale chodzi mi o coś takiego:

Ta chwila zdawała się trwać wieczność, gdy kuc powoli umieszczał koronę na głowie nowej władczyni, zupełnie, jakby cały świat nagle się zatrzymał. Wreszcie delikatnie umieścił przedmiot na jego miejscu i wycofał się kilka kroków

albo

Ostrożnie wyminęła Pinkie, która po zjedzeniu trzeciej porcji lodów, próbowała właśnie wyciągnąć Twilight do zabawy. Żółta klacz miała prawie pewność, że gdyby znalazła się w zasięgu różowych kopyt, sama stałaby się ofiarą wciągnięcia w przyjęcie.

Po trzecie, mam wrażenie że wszystkie postacie wypowiadają się w taki sam sposób (poza Pinkie w trybie Pinkie). I jest to styl przypominający skrzyżowanie naukowego artykułu z internetową debatą. Zapewne przez wspomniany wcześniej natłok formalno-wymyślnego słownictwa, połączony z obsesją co poniektórych postaci na punkcie logiki i udowadniania swoich hipotez, jak i stosowanie pewnych... nazwijmy to, zwrotów na które natknąłem się parokrotnie w netowych dyskusjach (np. "to tak nie działa").

W końcu zaś - bo to już ostatnia rzecz na jaką chcę zwrócić uwagę - sposób w jaki ukazywane są uczucia i myśli Fluttershy, na których budowany jest cały nastrój tego opowiadania wydaje mi się... niezbyt dobry. Mianowicie, za pomocą tych samych powtórzeń, o których wspominałem wyżej.

Jeśli Fluttershy się czegoś boi, albo jest załamana, to o tym przeczytamy. Wciąż, na nowo, regularnie co parę akapitów. Co gorsza, narrator zdaje się być zupełnie oderwany od samej Fluttershy, opisujący jej myśli w sposób jak najbardziej kwiecisty, lecz mało empatyczny. Myślę, że to między innymi nadmierna wielokrotna złożoność zdań i nienaturalnie wyszukane słownictwo przeszkadzają w utrzymaniu wrażenia, że obserwujemy głębokie przeżycia postaci.

Zamiast tego, większość opisów przeżyć Fluttershy zdaje się być wzięta wprost z jakiegoś pamiętniczka emo nastolatki, która co parę zdań w możliwe egzaltowany sposób ogłasza, jak to świat jej nienawidzi, nikt jej nie rozumie, i jest jej tak źle, nie ma nadziei, i w ogóle...

Jest granica, za którą kolejne powtórzenia stwierdzeń o niedoli bohaterki przestają wzbudzać sympatię i smutek i zaczynają brzmieć absurdalnie.

Uff... naprodukowałem się odnośnie minusów tego opowiadania. Czy coś mi się w nim podobało?

Tak. Jak wspominałem, zanim narracja nie osunęła się w czepianie się szczegółów serialu oraz lamentacje nad okrutnym losem bohaterki, opisy otocznia budowały niezgorszy i dobrze się zapowiadający klimat. Tak samo zresztą było w scenie śpiewu kucyków. Dezorientacja, bieg, napotkanie Celestii... wszystko układa się we wciągającą i intrygującą całość. Poza tym, zakończenie. Jest naprawdę wzruszające. Co prawda, mógłbym powiedzieć że jest to trochę easy mode, bo pożegnania są same z siebie smutne, ale nawet mi, przy całej niechęci do tego opowiadania po przebrnięciu przez niemal wszystkie rozdziały, prawie zakręciła się łza w oku.

Oczywiście, musiałem najpierw zapomnieć z jak arbitralnego powodu dzieje się cała ta tragedia, ale skoro miałem do tego motywację, to znaczy że epilog wywarł na mnie nieliche wrażenie.

I tak chyba mogę podsumować to opowiadanie. Zaczyna się dobrze, kończy bardzo dobrze, lecz to co jest w środku... cóż, dość o tym napisałem.

A na koniec pytanie... jeśli Shining Armor, mimo swojej pozycji, mógł zachować rolę brata Twilight, to czemu Fluttershy musiałaby w takiej samej sytuacji opuścić swoje przyjaciółki? Czyżby *gasp* niespójność?

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

WOW.... Jeszcze raz WOW.... <zbiera się z ziemi> I jeszcze raz WOW... <znów pozycja horyzontalna na przyjemnie chłodnych kafelkach>

Dobra po pierwsze czemu nie mogę oddać głosu Epic, bez uzasadnienia? Powinna być klauzura zrujnowanej psychiki (w tym pozytywnym sensie), bo ja naprawdę nie jestem wstanie sensownie pisać jeżeli właśnie przed chwilą zostałem zmiażdżony.

Ale dobra, nie daruję sobie jeżeli Dolar nie podliczy głosu, dlatego arcydzieła, więc wykrzesam z siebie resztki sił jakie jeszcze mi zostały. Fabuła, świat i postacie są genialne. Wszystko na swoim miejscy i tak jak w najwspanialszej orkiestrze, w pełen harmonii wygrywają swoje partytury w takcie, który porywa widownię. Ni fałszu, ni zwątpienia się nie usłyszy w tej perfekcyjnej melodii. I mimo że tuż przed epilogiem udało mi się odgadnąć jaką decyzję podejmie Fluttershy, to i tak nie złagodziło to pędzącej kuli która miała mnie rozsmarować w sposób mentalny. Jest tylko jedna rzecz, którą nie nałożył się fanfiki (lub też z niego nie wynikło), ale to nie jest sprawa do pisania publicznie.

11/10 głosy na Epic, Legendary i na co tam mogę dać. Teraz zastanawiam się czy przeszłe i przyszłe moje głosy na Epic mają jeszcze sens, w porównaniu z tą perłą...

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 months later...

"Opowieść o Szklanej Kuli..." Dawno już przewinęła się gdzieś wśród dziesiątek innych opowiadań na monitorze mojego komputera, jednak to dopiero dzisiejszego pięknego dnia sięgnąłem po nią. Czemu tak długo zwlekałem? Szczerze powiedziawszy to nie wiem. Wiem jednak, że był to błąd, bo fanfik urzekł mnie już od pierwszych storn. Na wstępie też, przyznam że nie wiedziałem zupełnie czego spodziewać się po tym tekście, oprócz tego, że liczyłem na dobrą literaturę. Dlatego cały przebieg fica był dla mnie sporym zaskoczeniem (może nie licząca samego zakończenia).

 

Spoilery!

 

Sama fabuła jest... dość prosta. Ot Fluttershy odkrywa kilka nieścisłości i poznaje przyczynę ich pochodzenia. Brak tu epickich starć, walki sił ładu i sił chaosu, całość jest przede wszystkim utrzymana w dość spokojnej konwencji. Czy to źle? Jak dla mnie wręcz przeciwnie. Fanfik trzyma w napięciu niemal przez cały czas, nawarstwiającą się liczbą pytań i coraz bardziej widocznych absurdów. W tym momencie nie potrzebowałem nawet specjalnej akcji żeby czytać z zainteresowaniem. 

 

Początek jest spokojny, nie licząc dość nagłego wstępu, nie obfituje w nadmiar akcji. Jednak już wtedy czuć pewien niepokój. Na wierz wychodzą bowiem nieścisłości, których bohater nie jest w stanie racjonalnie wyjaśnić. Co gorsza dochodzi niezrozumienie otoczenia, które tylko ten klimat pogłębia. 

 

A dalej? Dalej tylko lepiej. Kolejne zagadki i tajemnice, na które odpowiedź, tak zresztą wyczekiwaną przychodzi w końcu odpowiedź. I to nie byle jaka. Z początku miałem dość duże skojarzenia z "Kongresem Futurologicznym" Lema, jednak po dłuższym namyślę, uważam że lepszym porównaniem byłby Matrix. Z tym że oczywiście "Opowieść..." stoi o klasę wyżej.

 

Niemożność wyjaśnienia przez Fluttershy problemów Equestrii swoim przyjaciołom była bardzo dramatycznym (i przy okazji nieco denerwującym) momentem opowieści. I jako taka spodobała mi się. Dobrze że do końca nie udało się przeskoczyć tej bariery.

 

Kreacja postaci dobra, naprawdę dobra. Od postaci pierwszoplanowej po drugoplanowe. Oczywiście najlepiej prezentuje się w tym momencie Fluttershy, którą jesteśmy w stanie najdłużej obserwować i muszę przyznać , że to jest jedna z lepszych jej kreacji. Jej zachowanie jest bardzo przekonujące, a zarazem niezwykle podobne do jej serialowego odpowiednika. Po prostu czytając widzimy Tą Fluttershy, nie potrzebujemy komentarza narratora żeby nas w tym upewnić.

 

Reszta? Również bez zarzutów. Ich charaktery są doskonale oddane, co widać według mnie dobrze podczas finałowej sceny. Jest jeszcze Celestia, której kreacja jest bardzo zadowalająca. Wreszcie jest prawdziwą władczynią.

 

W tym miejscu jeszcze chciałbym dorzucić uwagę odnoście przeplatających się w fanfiku co chwila wątków "absurdalnych" i tych "zwyczajnych". Wyszło naprawdę solidnie. Akcja w Zimowym Zamku jest jakby żywcem wyjęta z serialu. Pasowałoby na finał bądź otwarcie któregoś sezonu. Bezsens całego tego zajścia jest powalający i po połączeniu tego z próbą logicznego wyjaśnienia całej sytuacji przez Fluttershy jest naprawdę udana. Podobnie jak opis Ponyville, z jego niezamieszkałymi budynkami i nieaktualnym rozkładem jazdy pociągów.

 

Klimat jest zachowany niemal przez cały czas. Zmienia się tylko na coraz ciemniejszy. Kiedy przypatrzymy się głębiej postaciom ukazanym w fanfiku dostrzegamy w nich, oprócz widocznej gołym okiem życzliwości, przejmujące wręcz niezrozumienie, ślepotę, która zaczyna się robić bardzo niepokojąca. Zwłaszcza kiedy całe Ponyville postanowiło ni z tego ni z owego zatańczyć i zaśpiewać.

 

Cały teks czytało się jak najbardziej przyjemnie, płynnie i szybko. Było w prawdzie kilka nierozwiązanych nieścisłości - Shining Armor, ale nie będe sobie tym obecnie zawracał głowy.

 

Także na koniec głosuję na tag [Legendary] bo fajny ten fik.

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

Przeczytane, więc wypadałoby skomentować. 

Jest to tekst który wielokrotnie polecano. Tekst, który wychwalano za każdym razem. Czasem nawet za bardzo moim zdaniem, ale to inna sprawa. 

 Mamy tu do czynienia z dobrym pomysłem

Spoiler

który przypomina nieco matrixa, Truman Show, silos i parę innych pozycji o sztucznym społeczeństwie

Całkiem przyjemną realizacją, która długo trzyma w niepewności (jak na tak krótki tekst) i nie pozwala za bardzo dostrzec, co za tym wszystkim stoi (możliwe jest kilak wyjaśnień takiego obrotu spraw). ponadto, czytelnikowi towarzyszy napięcie skłaniające do nieprzerwanej lektury by wyjaśnić wszystko to, co się da.

Strona techniczna tekstu jest nienaganna, moim zdaniem. Osobiście, co prawda, w niektórych miejscach prowadziłbym narrację polegającą na krótkich zdaniach, ale obecna forma też może być.

Podobała mi się tez kwestia zakończenia, które niby wszystko wyjaśnia, lecz na miejscu każdej odpowiedzi rodzą się nowe pytania. Mistrzowskie zwieńczenie porządnego kawałka fanfika.

 

 

Podsumowując tą, niezbyt długą wypowiedź, mamy tu do czynienia z bardzo solidnym kawałkiem teksu, który nie jest moim zdaniem tak wybitny jak zegary, ale nadal wart lektury i głosu przynajmniej na Epic. 

 

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 years later...

Witam serdecznie.
 

Opowieści o Szklanej Kuli. Jeden ze zdecydowanie lepszych fanfików, które czytałem. I to nie jeden raz! Teraz jest przynajmniej szósty. A to bardzo dużo mówi o tym dziełku.
 

Z pozoru jest, zwłaszcza tak do połowy, jest to kolejny zwykły tekścik o przygodach M6. Ot, anomalia w Ponyville, którą chce zbadać i ewentualnie zwalczyć główna szóstka. Przygoda jak się patrzy! Aż Fluttershy po pewnym wypadku zaczyna zauważać coraz więcej dziwnych rzeczy. I to dopiero sam początek. Z anomalią dochodzi twist, a i Fluttershy coraz bardziej się niepokoi. O siebie, lub o świat, tak bliski i odległy jak ten w szklanej kuli. Ostatecznie wszystko, a nawet więcej, się łączy. I cała fabuła tego opowiadania, im dalej w las, tym bardziej niepokojąca.
 

I tak przechodzę płynie do klimatu, który jest naprawdę wyczuwalny. Ten fanfik po prostu czuć. I jest to absolutnie cudowne. Wchłania całkowicie.
 

Postacie oddane są dobrze, nawet Fluterka dobrze wpisuje się w swoją… hm… nową role. Z wprowadzonych postaci, których nie jest dużo, tylko trochę więcej czasu antenowego ma antagonistka. I jest to dość typowa antagonistka w swym całym przekroju, naprawdę można ją przewidzieć. I nie jest to w tym akurat przypadku złe, bo ewidentnie miało tak być i ma to swój cel.
 

Stylistycznie i technicznie – żadnych zarzutów. Jest bardzo dobrze. Pochwalić muszę fragmenty SoLowe. Narracja jest taka, że nie idzie się zanudzić, mimo, iż pozornie nic się nie dzieje. Z ogromną przyjemnością pochłania się kolejne rozdziały. Znalazłem raptem parę potknięć.
 

Dialogi spełniają swoją funkcje nadwyraz dobrze. Oddają postacie i oddają charakter scen i sytuacji. Jak najbardziej na plus.
 

Trochę teraz wejdę w spoilery:

Spoiler

Fanfik niestety trochę się zestarzał pod względem spójności z canonem, no ale trudno się mówi. To nie jest raczej dobry wyznacznik dobrego fanfika. Fajnie, jeśli jest zgodny, no ale trudno się mówi, jeśli nie jest. Chociaż nie powiem, w swym czasie bardzo ładnie nadbudowywał canon. Niestety, canon się zmienił, a i mało kiedy był zgodny sam ze sobą.
 

Bardzo podobają mi się przemyślenia Fluttershy i powolne jej dochodzenie do tego, co się dzieje z tym wszystkim, a także jej wątpliwości, czy to po prostu z nią coś jest nie tak.
 

Trochę też nie rozumiem porównania do „Roku 1984”. Bardziej porównałbym to do „Nowego wspaniałego świata”. I różnic jest wiele z „Rokiem 1984”, przede wszystkim same założenia świata. Oczywiście nie mówię tu, że ten świat jest oparty na naszym, a tamten jest fikcyjny. Bardziej mi chodzi o to, że w „Roku…” świat jest oparty na nienawiści i nieufności. Dla „Nowego wspaniałego świata” jednak bardziej wizja się zgadza. Świat oparty na sztucznym, nie prawdziwym szczęściu. Kucykach ograniczonych w swym widzeniu, dostosowanych poniekąd do swojej roli. No i parę gram Somy gdy coś jest nie tak…
 

Cytat

„Żaden kucyk nie jest w stanie dostrzec tego, jak ograniczony jest jego świat, nikt nie wydaje mu rozkazów, pozwalamy im żyć jak chcą i realizować swoje pasje. Ponadto są szczęśliwi, czy to nie jest tego warte?”


 

Zdecydowanie pachnie mi to NWŚ.
 

Cytat

„Przypomniała sobie, że jeszcze kilka dni temu była gotowa uznać przyjaźń za najwspanialszą rzecz na świecie. Teraz, gdy znała już prawdę, nawet coś tak bardzo nienaruszalnego, wyblakło w jej oczach. Sprowadzili tak potężną więź do problemów systemowych, sponiewierali ją swoją ingerencją.”


 

Hm, rzeczywiście, jeśli wszystko sprowadzałoby się jedynie do problemu systemowego, nie miało by swojego uroku.

 

Wracając do części bezspoilerowej. Akcja jest wyważona, ani za wolna, ani za szybka (przynajmniej dla mnie, jestem w stanie sobie wyobrazić, że dla kogoś będzie to za wolne). Osobiście pochlebiam.
 

I zresztą nie tylko to chwale, bo to, w jaki sposób przebiega historia, jak została przedstawiona, jak bardzo idzie się w to wszystko wczuć – wszystko to jest godne pochwały.
 

Bardzo cenie sobie w tym fanfiku główny zwrot fabularny, do którego powoli wszystko zmierza. A także zakończenie, ani trochę nie oczekiwane, powiedziałbym nawet – wbrew wszystkiemu. A jednak komponujące się z Fluttershy i jej historią. Jej wewnętrznym konfliktem, przypadkami jakie jej się zdarzają. A także to jak świat reaguje na poczynania Fluttershy i jak to jest nierozerwalnie związane z całością. Piękne.
 

Podsumowując, fanfik ten zasługuje na polecenia i pochwały. Naprawdę warto przeczytać. A przynajmniej spróbować, dać mu nawet parę szans, bo jestem w stanie absolutnie zrozumieć, jeśli ktoś by nie lubił fragmentów SoLowych, na których oparta jest duża część fanfika. Osobiście jednak szczerze zalecam przeczytać. Tekst absolutnie ponadczasowy.
 

Pozdrawiam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Przeczytałam. Może trochę późno, no ale…

 

Solidnie napisane, bardzo dobrze się czyta. Dla mnie bohaterki oddane wręcz idealnie.

Podobał mi się motyw, że antagonistka jest związana ze śniegiem.

Spoiler

Sztuczny śnieg, trochę tak, jak w prawdziwych szklanych kulach.

Scena na festynie absolutnie najlepsza. Ta atmosfera wyobcowania, gdzie wszyscy dobrze się bawią, a bohaterka jest w tym wszystkim samotna, niezrozumiana, przerażona. To wyszło bardzo dobrze.

Zakończenie też oczywiście bardzo ładne.

 

Co do nieszczęsnego Shining Armora –

Spoiler

ja to wytłumaczyłam sobie tak, że on dołączył do twórców wcześniej, niż został bratem Twilight (i to nie tak, że miał może z trzy lata :D), a jego rola w fabule jest już nową, tą zaplanowaną – żeby walczyć z Chrysalis. I to dlatego pojawia się tak nagle w drugim sezonie. A Twilight ma zmienione wspomnienia.

Dlaczego wszystko kręci się wokół Twilight i jej przyjaciółek?

Spoiler

Może ich dusze tego potrzebują? A może to jeden z niedoskonałości systemu?

Po przemyśleniu bardziej dziwi mnie, że najwyraźniej konflikt z Sombrą był „na poważnie”.

 

Opowiadanie skłoniło do przemyśleń, ale przynajmniej dla mnie nie było smutne. Raczej straszne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...