Jump to content

Recommended Posts

Nie raz słyszałem, że aby uczynić jakiś tytuł nieczytany, wystarczy przypiąć mu łatę „LEKTURA”. Sukces podobno gwarantowany i skuteczny w stu procentach, gdyż wiele osób, nie tylko w wieku szkolnym, ale także późniejszym, reaguje alergicznie wręcz na to magiczne słowo.

 

Ciekaw jestem Waszego zdania na ten temat i doświadczeń. Osobiście, nie mogę powiedzieć, że jestem chlubnym wyjątkiem – odkąd pamiętam, odkładałem lektury szkolne na ostatnią chwilę, zaś samo czytanie po prostu odwalałem, często nie czerpiąc z tego ani odrobiny przyjemności. Od czasu do czasu zdarzały się jednak książki takie, które mimo wszystko mnie wciągnęły i o których nigdy bym nie pomyślał, że mogą się okazać interesujące (no bo przecież to lektury) – chociażby „Quo Vadis”, „Lalka”, czy też „Ferdydurke”. Po latach próbowałem powrócić do książek, przez które swego czasu brnęło mi się bardzo ciężko (na przykład „Krzyżacy”) i niestety, choć czytało się znacznie, znacznie lepiej, to jednak pewien niesmak pozostał.

 

Nieraz myślałem o tym, dlaczego – przecież nie było już żadnej presji czasowej, ani widma sprawdzianu czy rozprawki na temat danej lektury. Czytałem sam dla siebie, jednak wciąż, coś było nie tak…

 

Z drugiej strony, jak tak sobie przypominam, rzadko kiedy jakąś lekturę faktycznie przerabialiśmy – dostawało się termin, potem kolejne tematy a po drodze różne formy sprawdzianów. W ogóle nie rozmawiało się na temat danej lektury, a jedynie monotonnie notowało to, co w te 45 minut nauczyciel starał się podyktować. Kartkówki przyzwyczaiły nas do swego rodzaju pamięciówki – jak kto się nazywał, co zrobił w danym rozdziale, po co, czy też "co symbolizują niebieskie zasłony". O wypracowaniach wolałbym nie wspominać – „z kluczem się nie dyskutuje”. Zatem nie było ani zachęcania uczniów do czytania, ani prób podejmowania dialogu na temat danego dzieła, a jedynie szybkie przerobienie programu, i tak już zresztą „przeładowanego”, jak mawiał mój mentor.

 

Z tego co mi wiadomo, podobnie jest w większości szkół. Jak to zatem jest – czy fatalna metodyka „przerabiania” na prędce kolejnych tytułów zniechęca młodych ludzi i powoduje, iż znaczna część z nich nie potrafi wgryźć się w poszczególne dzieła nawet po latach, gdy mogą je poczytać w przysłowiowym świętym spokoju? Czy rzeczywiście system zraża do pewnych tytułów? A może po prostu jesteśmy leniami? ;P

 

A co jeśli w kanonie lektur szkolnych rzeczywiście są tytuły takie, które swego czasu zostały przecenione i nadal w nim tkwią, „bo tak wypada”? Czy uczniów niekiedy skazuje się na czytanie dzieł o wątpliwej jakości, nie pozwalając na jakiekolwiek subiektywne przemyślenia? Swego czasu słyszałem takie zarzuty odnośnie „Cierpień młodego Wertera”, „Romea i Julii”, a także „Nad Niemnem”, czy kilku innych tytułów.

 

Rozpoczynając dyskusję na temat lektur szkolnych i czy w dobie internetu, ogólnodostępnych streszczeń, opracowań ich przerabianie mija się z celem, chciałbym zapytać o Wasze doświadczenia i spostrzeżenia na ten temat. Czy są jakieś lektury, które wyrzucilibyście z kanonu i zastąpili czymś innym? Jak przerabianie lektur wyglądało u Was?

 

I jeszcze jedna kwestia, która mi nie daje spokoju – ostatnio obiło mi się o uszy, że w klasach IV-VI szkoły podstawowej, czy też w klasie pierwszej gimnazjum, lektur jako takich nie przerabia się W OGÓLE. Nauczyciele rzekomo wolą potraktować ten aspekt nauczania ulgowo, bo „młodzież dzisiaj jest trudna”. Czyli, nie wymagają przeczytania danego dzieła, tylko od razu lecą z tematem, od czasu do czasu zadając coś do domu. Czy ktoś kiedykolwiek się z tym spotkał?

Link to comment
Share on other sites

Coś jest na rzeczy bo większość..wróć, chyba wszystkie osoby, które lepiej znam, a lubią lub nawet uwielbiają czytać lektur nienawidzą i lecą na streszczeniach. Podobnie jest w moim wypadku. Jaki jest tego powód? Na pewno fakt, że lekturę się narzuca i daje termin. To zniechęca każdego. Druga sprawa jest banalna. Lektury są zwyczajnie nudne i nierzadko pisane trudnym językiem. Ja na przykład wolę lekki język Pilipiuka, Cindy W. Chimy bądź Lindy Kossakowskiej od jakże ubarwionych (i okropnie nudnych) opisów Stefana Żeromskiego bądź staropolskiego języka Sienkiewicza. 

 

Nie pamiętam jak było w podstawówce, ale w gimnazjum moja nauczycielka z polskiego raczej nie zanudzała przy lekturach. W każdym razie nie pamiętam bym narzekała na jej system. W technikum, moja obecna polonistka jest wprost, przepraszam za określenie, zajebista. Porozmawia, opowie jakieś ciekawostki, a wszystko z takimi emocjami, że aż się chce słuchać. 

 

Teraz jeśli chodzi strikte o tytuły lektur. Mam kilka takich, które mi się spodobały. "Kamienie na szaniec", "Dziady", "Jądro ciemności", "Mendel Gdański", "Kordian". Ale takiej "Lalki" nie zdołałam przeczytać. "Chłopi" oraz "Nad niemnem" skończyłam po pierwszej stronie. Nie moje klimaty i ten język..

Link to comment
Share on other sites

Guest PervKapitan

Lektur bardzo mało czytałam, ale co przede wszystkim znięchęca? To co właśnie napisała Uszatka, czyli wyznaczony termin, dokładnie co kiedy, no ale nie ma co się dziwić, że są terminy. Szkoła to szkoła. Moja polonistka w liceum również była zajebista i bardzo chętnie rozmawiała z nami na temat lektur. I przez to nawet nie musiałam czytać, by potem ogarniać ową lekturę. 

Dla tych, którzy również lubią lecieć na streszczeniach i opracowaniach polecam stronę: http://klp.pl/

Bardziej polecam czytać opracowania na różne tematy niż streszczenia, prędzej zapamięta się o czym jest lektura. 

 

Apropo jeszcze lektur to mogę powiedzieć, że by zdać dobrze maturę z polskiego nie musisz wcale znać ich treści. Musisz umieć myśleć logicznie i kluczowo. Więc łatwiej ścisłowcowi zdać tę część gdzie pisze się wypracowanie, niż humaniście :D Ale już o pierwszej części tak nie powiem ^^ 

Link to comment
Share on other sites


że by zdać dobrze maturę z polskiego nie musisz wcale znać ich treści. Musisz umieć myśleć logicznie i kluczowo.

No chyba, że się pisze maturę zgodną z nową podstawą, gdzie do wypracowania klucza niema, a do napisania wypowiedzi argumentacyjnej (bo rozprawka to być nie musi), gdzie argumenty trzeba poprzeć przykładami z różnych tekstów kultury, treść lektur się przydaje, no chyba, że ktoś czyta inne książki lub ogólnie orientuje się w kulturze, wtedy może lecieć na tym co przeczytał. A jak nie czyta to pozostaje mu interpretacja wiersza- bywa.

Ale do ustnej lektury już przydają, bo można wylosować interpretacje fragmentu jakiejś lektury i potem mogą paść pytanka z tekstu.

Tak więc, no treść przynajmniej niektórych lektur się przydaje.

 

Ja podejście do lektur mam takie, że przynajmniej próbuje je czytać. Nie ze wszystkimi się to udaje, z "Lalką" się nie udało na przykład, z "Chłopami" się nie udało i z "Przedwiośniem" i jeszcze coś po drodze się może znajdzie- mam na myśli tu lektury, które w liceum się omawiam, bo z gimnazjum nie pamiętam, a w podstawówce to były jakieś lekkie i przyjemne typu "Chłopcy z placu broni" itd.

Ale też dużo jest lektur, które mi się bardzo podobały, jak np. "Dziady cz.III", "Ferdydurke", "Zbrodnia i kara".

Co do sprawdzianów z lektur, w podstawówce i gimnazjum rzeczywiście były pytania szczegółowe, czasami dotykały rzeczy mało istotnych dla fabuły i to trochę zniechęcało, gdyż nie wiadomo było na czym się skupić, czy na pierdołach, czy na treści. I zazwyczaj padło na to pierwsze. W liceum już jest inaczej, pada na przykład hasło- imię bohatera (ważnego dla akcji) i się pisze wszystko co się o nim wie, taka forma jest o wiele lepsza, bo mogę czytać normalnie i zwracać uwagę, na treść akcje, charakterystykę bohaterów- czyli na to, na co normalnie przy czytaniu się zwraca uwagę.

 

Co do zmian kanonu lektur, jak powinien być według mnie. Trudno powiedzieć, bo ja jestem już tym rocznikiem co "cierpień Młodego Wertera" nie musiał czytać, podobnie zresztą jak "Nad Niemnem", więc w zasadzie nie mam co narzekać. Bo na przykład takiej "Lalki" bym nie wyrzuciła ze względu na obraz pozytywistycznej Warszawy. "Chłopów" by się można pozbyć, niby ukazują harmonię pomiędzy wieśniakami, a porą roku, ale to już jest mocno nie aktualne i żadnych wartości z tego nie da się chyba czerpać.

Link to comment
Share on other sites

Guest PervKapitan


No chyba, że się pisze maturę zgodną z nową podstawą, gdzie do wypracowania klucza niema, a do napisania wypowiedzi argumentacyjnej (bo rozprawka to być nie musi), gdzie argumenty trzeba poprzeć przykładami z różnych tekstów kultury, treść lektur się przydaje, no chyba, że ktoś czyta inne książki lub ogólnie orientuje się w kulturze, wtedy może lecieć na tym co przeczytał. A jak nie czyta to pozostaje mu interpretacja wiersza- bywa.
Ale do ustnej lektury już przydają, bo można wylosować interpretacje fragmentu jakiejś lektury i potem mogą paść pytanka z tekstu.
Tak więc, no treść przynajmniej niektórych lektur się przydaje.

 

Ah...wybacz, no tak. Nowa podstawa programowa, zapomniałam. Więc trudno, moje porady się nie przydadzą :C

 

 

A co do lektur to ja bardzo lubiłam Glorie Victis i Cierpienia Młodego Wertera.

Link to comment
Share on other sites

  • 3 weeks later...


I jeszcze jedna kwestia, która mi nie daje spokoju – ostatnio obiło mi się o uszy, że w klasach IV-VI szkoły podstawowej, czy też w klasie pierwszej gimnazjum, lektur jako takich nie przerabia się W OGÓLE. Nauczyciele rzekomo wolą potraktować ten aspekt nauczania ulgowo, bo „młodzież dzisiaj jest trudna”. Czyli, nie wymagają przeczytania danego dzieła, tylko od razu lecą z tematem, od czasu do czasu zadając coś do domu. Czy ktoś kiedykolwiek się z tym spotkał?

Ja mogę akurat tu coś powiedzieć. Jestem w klasie VI i właśnie przerabiamy "Hobbita". I przez te prawie trzy lata przerabialiśmy lektury dokładnie, tzn. Jeśli nie przeczytałeś lektury to wiesz, że nie masz co liczyć na dobrą ocenę. Nasza polonistka (o czym przekonałam się na własnej skórze) lubi zadawać pytania z takich fragmentów, że jakby ktoś czytał streszczenie na 85% by nie odpowiedział. Pytania typu "Jakie guziki miał Hobbit" "W co wpadł Nemeczek w parku" itp... Więc nie wiem jak jest u innych, ale u nas lektury jeśi chodzi o materiał są drugie pod względem "ważności"

Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

Nie wiem czy wiecie, ale jak nie wiecie to teraz będziecie wiedzieć, ale Ministerstwo Edukacji postanowiło otworzyć się trochę na ludzi oraz stawić czoło dość modnemu nie czytaniu książek przez młodzież, a nic tak dobrze nie wpływa na chęć czytania jak pokazanie dziecku, że książki mogą być fajne. A skoro rodzice z dziwnych przyczyn nie potrafią tego zrobić na ratunek ma przyjść szkoła. Do rzeczy- MEN stworzyło w internetach ankietę w której szarzy obywatele naszej Rzeczpospolitej mogą zagłosować na to jakie lektury powinny czytać dzieci w szkole podstawowej. Nie wiem, czy to coś zmieni i jak bardzo na poważnie Ministerstwo weźmie pod uwagę propozycje lektur, no ale akurat ta inicjatywa jest bardzo fajna.
 
Link zostawiam TUTAJ, bo w końcu to dyskusja o lekturach, a w tej ankiecie właśnie o to chodzi.

Link to comment
Share on other sites


O wiele lepszym pomysłem byłaby możliwość wyboru z puli tytułów i możliwość pisania prac o takiej tematyce aby pasowała do wszystkich, co niestety jest pomysłem utopijnym z racji lenistwa nauczycieli.

Chyba masz namyśli nauczycieli wychowania fizycznego, bo oni po za szkołą to nic dodatkowego nie muszą robić. Jaok dziecko nauczyciela, polonistki pracującej w liceum (nie za dobrym) i technikum ma świadomość, że to co gadają media o pracy nauczyciela to totalne bzdury, powielane potem przez społeczeństwo. Bo nauczyciele, przynajmniej poloniści, oprócz prowadzenia lekcji, dość często w warunkach niezbyt temu sprzyjających muszą -sprawdzać masę sprawdzianów czy wypracowań (sprawdziany trzeba robić, bo z każdego przedmiotu musi być co najmniej tyle ocen, czego dyrekcja powinna pilnować), przygotowywać się do lekcji, wbrew pozorom robi to się przed każdą lekcją. Po za tym, podstawę programową (czyli rozpiskę, ile lekcji, jakie lekcje, co trzeba omówić) ustala Ministerstwo, nauczyciele dostają plan, którego muszą się trzymać, a jak się nie trzymają to wylatują z pracy. Proste. Dodam jeszcze, że moja polonistka dość często ubolewa nad tym, że lekcje języka polskiego nie mogą być prowadzone w formie rozmów o książkach i wykładach o założeniach epoki.

 

Idąc dalej, jeżeli piszesz nową maturę z języka polskiego zgodną z nową podstawą programową i wybierzesz wypowiedź argumentacyjną na maturze możesz (jeśli temat tego nie ogranicza) odwołać się do wybranych tekstów kultury, które sam poznałeś. Co ciekawe, nie muszą to być książki/filmy, ale do tekstów kultury zaliczają się też gry komputerowe. W większość ćwiczeń maturalnych, czy próbnych maturach odwoływałam się do lektur dodatkowych, również tych, których moja polonistka nie znała. I bardzo jej się to podobało, bo czytając górę prac, które w większości są jednakowe i trafi się jedna, która jest inna to sprawdza się ją o wiele przyjemniej. Czy ktoś zmyśla pisząc o danej książce można łatwo zweryfikować- od czego są internety.

 

Ogólnie, taki pomysł, żeby każdy uczeń z puli lektur wybierał te co mu się podoba (o ile dobrze zrozumiałam Twoją wypowiedź) jest całkiem niezły. Jednak, nie przyczyni się w dużym stopniu do zwiększenia czytelnictwa lektur, gdyż bądź co bądź, nadal to będzie przymusowe. Sam sobie wybierzesz z listy, ale wątpię by w liście tej znajdowało się dużo chętnie poczytywanych książek. Z tego co zauważyłam ogromnym wzięciem cieszą się kryminały, thillery co horror, a książki z tych gatunków zazwyczaj są typowo rozrywkowe, głębszych przesłań w nich dużo nie ma.

Link to comment
Share on other sites

Jako wnuk dyrektorki i nauczycielki matematyki, która obecnie jest już na emeryturze, wiem dosyć sporo o pracy nauczyciela głównie z opowiadań mojej babci czy mamy.

Nauczyciele też ludzie a jak wiadomo ludzie dzielą się na leniwych, pracowitych i tych po środku. Nie piszę iż każdy nauczyciel jest leniem, ale niestety większość (a szczególnie młoda kadra) lubi iść po najmniejszej linii oporu i korzysta z masy "gotowców" takich jak sprawdziany oraz tematy prac, zadań z góry zakładających jedyną słuszną opinię lub rozwiązanie. I to także tyczy się nauczycieli języka polskiego. Moja nauczycielka tego przedmiotu na szczęście należy do kadry ze sporym doświadczeniem i choć wiążą się z tym różne niedogodności (czyt. natręctwa) to jestem i tak pod wrażeniem wiedzy, pracy włożonej w lekcje i umiejętności pisania notatek oraz prowadzenia dyskusji na poziomie.

 

Co do nowej matury, nie wiedziałem o tego typu możliwościach i dziękuje że zostały mi one przybliżone. A co do pomysłu wybierania z puli książek, myślę że właśnie przez brak możliwości wyboru (nawet najmniejszego) wiele osób po przeczytaniu jednego czy dwóch tytułów uznaje wszystkie lektury (lub co gorsza książki) za nudne.

Link to comment
Share on other sites

No cóż, lektury raczej czytam wszystkie (wyjątek: Ludzie bezdomni, ale wrócę do niej. Przed maturą będę miał komplet ze szkoły średniej), ale muszę się przyznać, że robię to tylko jako ,,wyzwanie". Takie ustanawianie celów we własnym życiu poprawia jego konsekwentną realizację, lecz nie zeskakujmy ze ścieżki wiodącej od tematyki samych lektur, do których, niestety, mam dość negatywny stosunek. Zdarzają się istne perełki, aż nie wiem, kto wygrzebał je ze tego gnojowiska, ale H. Sienkiewicz nie zasługuje na to, aby przerabiać go w szkole: jest zbyt dobry. To smutne i pojawia się tutaj wizja samego siebie na tronie Ministerstwa Edukacji, jako wielkiego i wspaniałomyślnego rewolucjonisty, robiącego porządek z całym tym bajzlem. Lektury źle się kojarzą, tu przyznam Ci rację.

 

Polonistka na przerwie pokazywała mi stare (choć nie aż tak) podręczniki do jej przedmiotu. Ich zawartość trochę mnie zszokowała... Tam był, szlag, Wiedźmin! Sapkowski występował w szkolnym podręczniku. Wróciłem pamięciom do gimnazjum - wtedy też przerobiliśmy jeden z jego tekstów. Wielka szkoda, że wystąpił tylko we fragmentach, ale to stanowi dowód, że MEN okazjonalnie próbuje uraczyć nas czymś ciekawym, wspomnę jeszcze raz o Sienkiewiczu - bitwa za bitwą. Gdyby tylko ,,Krew Elfów" dać jako pełnoprawną lekturę, nie fragment (choć tam konkretnie była ,,Pani Jeziora"), można by zainteresować młodzież.

 

Niestety lektury dobrane są pod dorosłych. Jaki nastolatek sięgnie Ci po ,,Granicę"? Z drugiej strony MEN nigdy nie da przykładowej ,,Achai", ponieważ musi pamiętać także o naszym ,,prawidłowym rozwoju". Zresztą, niektórzy przerabiają w szkole Tolkiena bądź Rowling, więc chyba nie jest aż tak źle, ale niesmak do słowa ,,LEKTURA" pozostanie niczym uraz po wpadnięciu do studni. Batman, który z tego wyrośnie, nigdy nie będzie taki sam.

Link to comment
Share on other sites

Aż wtrącę się nieco nie na temat. Sama "Achaji" nie dałabym na lekturę szkolną, bo ciężko o gorszą książkę, która niesie jedynie informacje o kompleksach autora i cyckach głównej bohaterki.

 

"Wiedźmina" nawet bym dała. Bo to w gruncie rzeczy życiowa książka i zręczna parodia, która niesie w sobie pewne prawdy, a nie tylko pustą rozrywkę.

 

Choć połowę lektur bym wywaliła za to, że są napisane beznadziejnie. Szczególnie mowa o Orzeszkowej i Nałkowskiej. Koszmar - brr. I dać więcej literatury światowej zamiast na siłę brnąć w "Słowacki wielkim poetą był" [swoją drogą - to cytat z lektury szkolnej, a osobiście uwielbiam Słowackiego :)]. Jeśli chodzi o Tolkiena - Hobbita przerabiałam w podstawówce. Pan Tolkien pisał raczej nudy pełne opisów przyrody i tworzył czarno-białe światy. Za wyjątkiem "Pieśni o Sigurdzie i Gudrun".

Link to comment
Share on other sites

Dodam swoje 5 groszy.

Osobiście czytam lektury, a przynajmniej staram się je czytać, było parę takich których nie przeczytałem jak : "O psie, który jeździł koleją" (którego nie przeczytałem ponieważ nie mogliśmy nigdzie znaleźć książki), "Ten obcy" (gdyż książka wydawała mi się straszliwie nudna), "Szatan z siódmej klasy" (którą czytałem ale nie dokończyłem jej ponieważ...nawet nie pamiętam). Może było ich jeszcze trochę ale mi wyleciało z głowy, ale osobiście czytałem lektury. Możliwe że było to wywołane tym że moi nauczyciele polskiego całkiem do brze prowadzili temat związany z lekturami, możliwe jest też to że nigdy mi się nie zdarzyło by lektury były zadawane tak po prostu mieliśmy zawsze z nich test a później wypracowanie (co dla mnie było zawsze okazją na lepszą ocenę).

Czy mogło to być wywołane ciekawymi książkami? Nie wiem, ale wiele z nich były według mnie całkiem ciekawe "Sposób na Alcybiadesa" podobał mi się bo ogólnie lubię takie historie szkolne, i ten cały system sposobów na nauczycieli (na pewno opracowywany latami). "Ania z Zielonego Wzgórza" o dziwo mi się podobała, nie wiem, może dlatego że Ania mogła by być mi "Bratnią duszą". A największym zaskoczeniem było dla mnie polubienie "W pustyni i w puszczy" która zawsze była przedstawiana jako zło wszelakie.

O "Hobbicie" nie będę nic mówił bo fantastyka chyba zawsze się ciepło przyjmuje jako lektura.

 

I tu przechodzę do mojego małego wniosku: może problem z lekturami szkolnymi jest taki że najczęściej dostajemy ciąg wybitnych dzieł literatury o charakterze raczej życiowym? Bo gdybyśmy raz na jakiś czas dostawali coś ciekawszego, jakieś drobne s-f albo fantasy dla osłodzenia? Inaczej lektury mogą wręcz zrazić ludzi którzy nie lubią czytać do jakichkolwiek prób czytania? Moja nauczycielka polskiego (i wychowawczyni jednocześnie) powiedziała nam że gdyby miała na to wpływ to chętnie by nam na lekture zadała "Wiedźmina". Czy taki mały odskok nie byłby ciekawy?

 

Jeszcze jedna drobnostka- naprawdę nie rozumiem kto wpadł na pomysł by czytać choćby "Balladynę" czy "Romea i Julie". Osobiście takie dzieła wolałbym zobaczyć w formie do jakiej je stworzono czyli sztuki teatralnej. Taki mały wypadzik do teatru nie tyko mógłby być ciekawy ale również kształcący pod względem zachowania się w miejscach publicznych.

 
Link to comment
Share on other sites

  • 2 years later...
Spoiler

wykop.png

Uprzedziłam ten obrazek. A więc bawię się w Indianę Jonesa, bo obecnie w statusie @Ziemowit powstała dyskusja o lekturach. Mam nadzieję, że nie poniosę konsekwencji :I

 

A więc, czytam lekturę jeśli zaciekawi mnie początek i streszczenie okaże się mało pomocne. Lektury pomagają w jakiś sposób poznać epoki, no i dawają więcej argumentów na rozprawkę. Niektóre z nich się czyta przyjemnie, chociaż ja lubię literaturę XX wieku. Przeczytałam ,,rok 1984''  ,,Folwark Zwierzęcy"  i ,,Buszujący w zbożu" które gdzieśtam są lekturami. No a programowo spodobała mi się ,,Dżuma", ,,Kamienie na szaniec", ,,Balladyna" ( wiem, że romantyzm nie wpada każdemu do gustu, ale jednak ;)), no i z podstawówki ,,Pies który jeździł koleją" i ,,Ten Obcy". i więcej niestety nie pamiętam. Osobiście przeboleć mi trudno antyczne dzieła, ale przynajmniej są krótkie.

 

Temat odkopuję też z powodu ostatniej zmiany listy lektur. Wprowadzona została m.in książka małej podróżniczki, Neli dla 8 klasy. Nie wiem co o tym myśleć, ale cieszy mnir Stanisław Lem dla 6 klasy.

Link to comment
Share on other sites

Guest Ziemowit
godzinę temu Selenium v.2 napisał:

Wprowadzona została m.in książka małej podróżniczki, Neli dla 8 klasy

Fakt to trochę głupie posunięcie, ale krytykowanie całych rządów PiS, każdego ich choćby małego ruchu jest głupie, a tak postępuje Newsweek. http://www.newsweek.pl/opinie/nowy-kanon-lektur-reforma-edukacji-minister-anny-zalewskiej,artykuly,401677,1.html No, cóż mamy tam kilka wręcz absurdalnych fragmentów. To jest pierwszy z nich: A obok tego, również dla 15-latków, „Mały Książę” i „Igrzyska śmierci”. Pomieszanie z poplątaniem. Już nawet mnie w tym wszystkim nie dziwi dołożenie do kanonu religijnych tekstów Jana Pawła II. Cóż, najlepszy sposób, żeby obrzydzić zbuntowanym 15-latkom nauczanie papieża, to kazać im obowiązkowo je czytać. Co mnie jako osoby świeckiej wcale nie martwi. Nauczanie papieża jest rzeczą o której warto mówić, a dzieci mają z tego korzystać i stawać się przez to lepsze. Lepiej dowiedzieć się o mądrości papieża niż go wyśmiewać. Co do Małego Księcia i Igrzysk Śmierci - pomieszanie z poplątaniem. Hmm, może chociaż jeden mądry argument? Niestety takowego nie ma. Dalej: Ale to nawet nie bałagan, brak pomysłu i próba wmuszania na siłę narodowej kultury najbardziej szokuje mnie w tym dziwacznym zestawieniu. Miałam nadzieję, że przy okazji tego remanentu zniknie z kanonu lektur koszmarek, którego od dawna nie powinno w nim być – „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza. Chyba trudno wyobrazić sobie książkę bardziej rasistowską, rodzącą uprzedzenia, wręcz obraźliwą dla każdego myślącego i otwartego człowieka. A zwłaszcza dla dzieci, które nie muszą przecież rozumieć kontekstu, w którym powstała ta książka. To już doprawdy lepszy był wesoły „Murzynek Bambo". To już świadczy o poziomie głupoty tego śmieciowego pisma. CO W NIEJ JEST RASISTOWSKIEGO? W dodatku gazeta sugeruje głupotę mądrym ludziom. Ciekawe co osiągnęła autorka tekstu, bo w porównaniu do Henryka Sienkiewicza jest zwykłym śmieciem. Nie przypominam sobie, żeby autorka zdobyła nagrodę nobla. Na miejscu dzieciaków większości z tych dzieł sama nie chciałabym dziś czytać. Bo autorka tekstu jest skończoną debilką.

Link to comment
Share on other sites

godzinę temu Ziemowit napisał:

Fakt to trochę głupie posunięcie, ale krytykowanie całych rządów PiS, każdego ich choćby małego ruchu jest głupie, a tak postępuje Newsweek. http://www.newsweek.pl/opinie/nowy-kanon-lektur-reforma-edukacji-minister-anny-zalewskiej,artykuly,401677,1.html No, cóż mamy tam kilka wręcz absurdalnych fragmentów. To jest pierwszy z nich: A obok tego, również dla 15-latków, „Mały Książę” i „Igrzyska śmierci”. Pomieszanie z poplątaniem. Już nawet mnie w tym wszystkim nie dziwi dołożenie do kanonu religijnych tekstów Jana Pawła II. Cóż, najlepszy sposób, żeby obrzydzić zbuntowanym 15-latkom nauczanie papieża, to kazać im obowiązkowo je czytać. Co mnie jako osoby świeckiej wcale nie martwi. Nauczanie papieża jest rzeczą o której warto mówić, a dzieci mają z tego korzystać i stawać się przez to lepsze. Lepiej dowiedzieć się o mądrości papieża niż go wyśmiewać. Co do Małego Księcia i Igrzysk Śmierci - pomieszanie z poplątaniem. Hmm, może chociaż jeden mądry argument? Niestety takowego nie ma. Dalej: Ale to nawet nie bałagan, brak pomysłu i próba wmuszania na siłę narodowej kultury najbardziej szokuje mnie w tym dziwacznym zestawieniu. Miałam nadzieję, że przy okazji tego remanentu zniknie z kanonu lektur koszmarek, którego od dawna nie powinno w nim być – „W pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza. Chyba trudno wyobrazić sobie książkę bardziej rasistowską, rodzącą uprzedzenia, wręcz obraźliwą dla każdego myślącego i otwartego człowieka. A zwłaszcza dla dzieci, które nie muszą przecież rozumieć kontekstu, w którym powstała ta książka. To już doprawdy lepszy był wesoły „Murzynek Bambo". To już świadczy o poziomie głupoty tego śmieciowego pisma. CO W NIEJ JEST RASISTOWSKIEGO? W dodatku gazeta sugeruje głupotę mądrym ludziom. Ciekawe co osiągnęła autorka tekstu, bo w porównaniu do Henryka Sienkiewicza jest zwykłym śmieciem. Nie przypominam sobie, żeby autorka zdobyła nagrodę nobla. Na miejscu dzieciaków większości z tych dzieł sama nie chciałabym dziś czytać. Bo autorka tekstu jest skończoną debilką.

Przecież wiadomo, że tak jak Newsweek najeżdża na PiS, to tak samo tvRepublika na środowiska PO i Nowoczesnej. Nic nowego w Polsce.

Mały Książe, jest akurat jedną z moich ulubionych lektur z dobrym przekazem, a napisana jest tak, że nie sposób nie zrozumieć. Rzekomy rasizm w ,,Pustynii i w Puszczy" przypomina trochę wypociny najbardziej radykalnych członków ,,Black live matters", więc nie warto brać tego na poważnie. No i XIX wiek to inna kultura, to tak jakby znalazła się zatwardziała feministka krzycząca dlaczego w ,,Krzyżakach" Danusia nie walczyła. Ale akurat nadmierne wrzucanie religii potrafi zniechęcić, a autorytet Jana Pawła II jest czasem napompowywany do granic możliwości, przez co potem bierze się słynne szkalowanie. Ale nieważne. Artykuł jest napisany według politycznych reguł, a o liście niech każdy sądzi co chce. Zresztą nie oszukujmy się, i tak większości z tej listy spora ilość uczniów nie przeczyta, bo to się akurat nie zmienia. 

No ale ważne, że na liście znajdują się nie tylko polskie klasyki. 

 

 

Żeby nie było, sądzę, że obydwie strony mają trochę racji, jeśli jest to opinia a nie zwykła prowokacja i hejt dla hejtu.

Link to comment
Share on other sites

Osobiście wyrzuciłbym księgę Hioba i Koheleta z lekcji języka polskiego. Dziwne jest to, że kiedy omawia się księgę Hioba to polonista rozpływa się nad jej walorami, że niby wielkie dzieło literackie. W języku aramejskim tak, owszem, ale są w niej rzeczy których nie da się przetłumaczyć na język polski. Zresztą w naszym języku brzmi ona jak najbardziej zwyczajnie i nie ma się co nad nią rozpływać. I jeszcze to rozważanie, że ów księga jest pokazaniem sensu ludzkiego cierpienia i jakiegoś zakładu Boga z Szatanem.Kwestie o cierpieniu są poruszane, ale nie ma na nie żadnej odpowiedzi. I to jest świetne. Często cytowane są słowa przyjaciół Hioba, gdzie są potem określani jako kłamcy.

Co do Koheleta. Niby jest to strasznie smutna księga, a opisać można ją "marność nad marnościami i wszystko marność" Tyle, że jest to jedna z najweselszych ksiąg w całym Piśmie.

 

Co do obowiązkowych lektur. Powinni dodać "Ludzkie działanie - traktat o ekonomii" Już nie mówiąc o wielu innych dzieła, ale nie można oczywiście zmienić wszystkiego, a ta jedna książka zdecydowanie by się przydała.

  • Upvote 2
Link to comment
Share on other sites

Generalnie co do lektur, to jest parę których nie przeczytałem. "Nad Niemnem" i jej autorkę należałoby nadziać na pal, palić na stosie i rwać końmi. O ile niektóre postacie, jak Łużyn są naprawdę fajnie skonstruowane, tak sama powieść jest jednowymiarowa i narzucająca odgórnie wnioski, czego osobiście nie lubię. Do tego te pamiętne opisy krajobrazów. Ale, mówiąc szczerze, nie widzę w żadnej z tych lektur książek niepotrzebnych. Każda z nich przekazuje wartości charakterystyczne dla swojej epoki, a uczeń, aby w pełni zrozumieć np. pozytywizm, musi przeczytać ot choćby "Lalkę". 

 

Boli mnie to, że nauczyciel może z siebie wypruwać flaki, a uczeń i tak przeczyta szczegółowe streszczenie, zerżnie z telefonu i tyle jego znajomości z lekturą. Bo lepiej czytać "Zmierzch" czy "igrzyska Śmierci"...

Link to comment
Share on other sites

 Share

×
×
  • Create New...