Skocz do zawartości

[Dyskusja]Czy lepiej jest uratować jedną osobę kosztem stu, czy stu kosztem jednej?


Gray Picture

Recommended Posts

Czytając książkę "Ogień", natrafiłam tam na problem natury filozoficzynej. Mianowicie:

Czy lepiej jest uratować jedną osobę, która ci pomagała, jest twoim przyjacielem itp., ale zostawiając na pastwę losu sto obojętnych ci osób, czy uratować tą setkę i pozwolić umrzeć tej jednej konkretnej?

Interesuję mnie wasze zdanie. Jak myślicie?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lubię to pytanie, ale jeszcze lepsze jest w nim to, że bez wahania i jednoznacznie odpowiadają na nie tylko osoby o skłonnościach psychopatycznych. Te, które bez mrugnięcia przeniosłyby swoje słowa do rzeczywistości to już psychopaci pełną gębą.

 

Rozważałam to dość długo i uznałam, że obie opcje są równie tragiczne. Jednak gdyby ta jedna osoba wolałaby żeby uratować ją a poświęcić tyle innych osób, byłabym mocno zawiedziona i prawdopodobnie bym ją poświęciła. Uważam, że to byłoby słuszniejsze, ale co bym zrobiła gdyby przyszło co do czego... tego nie wie nikt.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też się na tym zastanawiałam i wiem, że powinnam wybrać tą drugą opcję. Lecz myślę, iż nie dała bym rady poświęcić np. siostry . Na 1000% procent nie zależnie od wybranej opcji pewnie miałabym wyrzuty sumienia przez resztę życia. Ale jak bym postąpiła? Tego niestety się boję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyłamię się, bo myślę, że bez problemu poświęciłbym tą jedną osobę na rzecz stu innych. Ogólnie mam tendencję do kalkulowania, więc być może zrobiłbym to, co by mi się bardziej opłaciło. A ostatecznie... sto osób to więcej niż jedna, więc będąc w takiej sytuacji, mógłbym pomyśleć właśnie w ten sposób.

Zresztą, swojego własnego życia nie cenię zbyt wysoko. Gdybym miał szansę kosztem swojego życia uratować sto innych osób, to raczej bym się na to zdecydował. Możliwe więc, że wyszedłbym z takiego samego założenia, gdybym miał decydować za inną osobę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy to przypadkiem nie są mądrości życiowe Stalina? >.>

Stalin zacytował to z książki pewnego niemieckiego pisarza, nie pamiętam już jakiego.

Na temat: Człowiek jest (w większości przypadków) egoistą, więc wybrałby ratunek swojego przyjaciela ponad życie stu nieznanych mu ludzi. Po takim wydarzeniu niezbędna będzie terapia, wątpię, by na kimś względnie normalnym takie wydarzenie nie odcisnęłoby piętna. A co ja bym zrobił? Gdybym wierzył w przyjaźń, skłoniłbym się ku ratunku przyjaciela. Niestety, magia przyjaźni to według mnie pojęcie abstrakcyjne w tym świecie. Ale jeśli byłby to ktoś z mojej rodziny, to nie wahałbym się przed poświęceniem innych. Ale gorycz pozostałaby na zawsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Morze i nie są to słowa Stalina ale powiedział kiedyś coś innego co by nawet pasowało: ,,Są ludzie jest problem, niema ludzi niema problemu'' :ming:

 

 

Tak czy siak, mi osobiście ciężko by było poświęcić najlepszego przyjaciela znam go od  5 roku życia i jest dla mnie jak brat (w pozytywnym sensie). A zimna kalkulacja daje nam wiadomy wniosek. Ale zapewne bym go poświęcił ponieważ wiem że on by tego chciał. 

 

Zresztą, swojego własnego życia nie cenię zbyt wysoko. Gdybym miał szansę kosztem swojego życia uratować sto innych osób, to raczej bym się na to zdecydował. Możliwe więc, że wyszedłbym z takiego samego założenia, gdybym miał decydować za inną osobę.

 

Łotwo decydować o losach swoich, trudniej o losach innych. Poza tym taka śmierci była by ''dobrą śmierci''

Edytowano przez WilkU
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś usłyszałam coś takiego.

" Na dwóch torach pracują ludzie. Na jednym pracuje jedna osoba, a na drugim pięć. Jedzie pociąg, a ty możesz pociągnąć za wajchę i uratować tą jedną osobę, albo te pięć. Nie znasz tych osób. Kogo byś uratował?" I wtedy odpowiedziałam że tą jedną mimo tego że jej nie znam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


" Na dwóch torach pracują ludzie. Na jednym pracuje jedna osoba, a na drugim pięć. Jedzie pociąg, a ty możesz pociągnąć za wajchę i uratować tą jedną osobę, albo te pięć. Nie znasz tych osób. Kogo byś uratował?" I wtedy odpowiedziałam że tą jedną mimo tego że jej nie znam.

 

Nie ratuje nikogo xD Mam takie prawo.

 

A co do głównego pytania - bez zastanowienia ratuję bliską mi osobę, co mnie obchodzą jacyś losowi ludzie których nie znam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Em. a ta jedna nie może się liczyć z resztą jako sto jeden?  

Jeśli by ta jedna się poświęciła to ok , spoko loko. będzie źle ale ocali życie stu innym.

Ale jeśli tego nie zrobi to po co mi sto innych ludzi skoro tydzień później będzie nowe sto ? D:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ratuje nikogo xD Mam takie prawo.

 

A co do głównego pytania - bez zastanowienia ratuję bliską mi osobę, co mnie obchodzą jacyś losowi ludzie których nie znam.

 

A ja wykoleił-bym pociąg :ming:

 

 

Możesz spełnić jedno dowolne marzenie, kosztem życia jednego człowieka którego nie znasz ani nigdy byś nie poznał. Skorzystał byś z okazji? 

Edytowano przez WilkU
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim sytuacja, w której wybrać musielibyśmy jedna z tych dwóch opcji jest rozpaczliwa. Nigdy nie chciałbym dokonywać takiego wyboru. Jednak sądzę, że w takiej sytuacji powinniśmy kierować się zdrowym rozsądkiem, a nie postępować tak, jak nam uczucia mówią. Dlatego niestety śmierć jednej osoby kosztem przeżycia trzystu jest lepsze, niż na odwrót. 300 < 1, a przecież Ci wszyscy ludzie są tacy sami. Człowiek to człowiek i każdy żyto ludzki jest warty tyle samo. Nie wiem, czy byłbym w stanie poświęcić bliską mi osobę, ale bardziej "moralne" byłoby, gdybym ocalił te 300 innych osób. Jednak jak mówiłem, taka sytuacja jest straszna już jak się o niej mówi, a gdybyśmy mieli wybierać tak na prawdę, to... miejmy nadzieje, że nikt nigdy nie będzie musiał tego robić.

Abstrahując trochę do tego, to zawsze w filmach, gdy np. główny zły chce poświęcić jakąś osobę, aby reszta mogła coś tam coś tam, to zawsze popierałem wtedy takie myślenie. Owszem, może i ofiara była nam bliska, ale moim zdaniem cel uświęca środki. Ludzkie życie to rzecz najbardziej wartościowa na świecie, a niestety dwie osoby mają razem więcej żyć, niż jedna.

 

Jednak można przytoczyć inny przykład, jak np. 300 żołnierzy gotów oddać życie za prezydenta X kraju. Ryzykują, a czasem i przypłacają życie dla dobra ogółu. Jednak ci żołnierze nie są od razu spisani na śmierć, więc nie jest to to samo, co temat przewodni tego tematu. Tak czy tak, niech nikomu nigdy nie będzie dane podejmować takiej decyzji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Był taki film... nie pamiętam tytułu - oglądaliśmy go na lekcji religii. Była to historia mężczyzny pracującego jako... opiekun stacji kolejowej? W każdym razie siedział w pomieszczeniu i np. Podnosił zwodzony most i przesuwał zwrotnice na torach. Mężczyzna ten samotnie wychowywał swojego jedynego syna. W filmie jest też wątek młodej dziewczyny, która wdała się w złe towarzystwo i zaszła w niechcianą ciążę, od czego dostała depresji, pewnego dnia wsiada w pociągu (nie pamiętam dokąd) i postanawia zażyć narkotyki. Tego samego dnia, syn Zawiadowcy stacji bawi się niedaleko mostu i ojciec traci go z oczu, bo musi podnieść most. Po chwili nadjeżdża pociąg (z dziewczyną). Mężczyzna zauważa z przerażeniem, że jego syn wpadł pod maszyny podnoszące i opuszczające most, a pociąg nadjeżdża i już nie zachamuje. Ojciec ma sekundy na podjęcie dramatycznej decyzji - Syn czy kompletnie nieznajomi ludzie (w tym dziewczyna).

Jak można się domyślić, ojciec pociąga za dźwignię opuszczając most, który zgniata jego dziecko. Zawiadowca w szaleństwie biegnie po ciało chłopca przez peron, gdzie płacze, wrzeszczy i rozpacza. Wtedy zauważa go dziewczyna - ich spojrzenia się spotykają. Poruszona cierpieniem mężczyzny odkłada narkotyki. Po latach ten sam Zawiadowca spaceruje ulicami miasta i zauważa dziewczynę z pociągu - szczęśliwą i z dzieckiem w ramionach. Uradowany mężczyzna z radością spogląda w niebo dziękując Bogu.

Nie wiem co napisać o tym problemie, bo w takiej sytuacji sam nie wiem jak bym się zachował. Wiem natomiast, że poświęcenie jest nieodłącznym elementem mojej wiary i historii mego kraju tak, iż bardziej bliski właściwemu zachowaniu jest poświęcenie i ofiarność dla ratowania wielu.

Edytowano przez Dark Feather
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem co napisać o tym problemie, bo w takiej sytuacji sam nie wiem jak bym się zachował. Wiem natomiast, że poświęcenie jest nieodłącznym elementem mojej wiary i historii mego kraju tak, iż bardziej bliski właściwemu zachowaniu jest poświęcenie i ofiarność dla ratowania wielu.

 

Ostrożnie z tym myśleniem, bo nie raz to tak zwane "poświęcenie" było tylko pretekstem władz by rzucając ludzi na bezsensowną rzeź uratować własne tłuste tyłki i do tej pory ta mentalność jest wykorzystywana bez żadnych skrupułów. I pchają ją ludziom w szkołach do głów, żeby mieć kolejne pokolenia szczęśliwych niewolników (czyli niewolników prawdziwych). Poza tym tutaj mówimy nie o poświęcaniu samych siebie ale czyjegoś życia, a to jeszcze tragiczniejsza sytuacja z moralnego punktu widzenia. :c

Edytowano przez Burning Question
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do wcześniejszej wypowiedzi pani Question.

To prawda, ale wiedz, że pisząc o poświęceniu nie myślałem o nim kategoriami samolubów i cwaniaków, ale jako o absolutnie unikalnym i wspaniałym ideale postępowania, którym każdy z nas powinien się kierować. Nawiązanie do jakichś polityków wyszło od ciebie niespodziewanie i w sposób kontrowersyjny - nie napisałaś nic konkretnego o tych władzach, ani o tym gdzie rzucano tych ludzi na rzeź i dlaczego. Nie ma nawet podanych imion choćby poszczególnych przykładów, tak więc twój argument jest dla mnie za ogólny jak na tak poważne zarzuty. Czekam na dalsze informacje o tych wydarzeniach, bo bez nich trudno ruszyć do przodu z dyskusją. Co do reszty, czyli poświęcenia czyjegoś życia, dalej uznaję, że bliższa jest mi opcja ratowania wielu. Poświęcenie bliskiej osoby jest w pewien sposób ofiarą z twojej strony, wystarczy przypomnieć sobie historię Abrahama i Izaaka. Nie zgadzam się natomiast z ideą rzucania się na ratunek przyjacielowi, "bo przyjaźń się chroni za wszelką cenę, a przyjaciół się nie zostawia". Ja rozumiem, że przyjaźń, ale słuszniejszym moralnie czynem jest ratunek wielu i każdy to powie. Wiem, że to trudne i sam nie wiem co bym w ostateczności zrobił w takiej sytuacji. Ale gdyby Zawiadowca stacji z filmu "Most" wybrał syna, prawdopodobnie by go napiętnowano, a tak jego decyzja pozwoliła żyć setce innych ludzi, którzy też mieli swoich przyjaciół. Zauważ, że pod koniec filmu mężczyzna był szczęśliwy. Czy byłby taki, gdyby wybrał syna? Nie wiem.

EmSki - obejrzyj film, przeanalizuj i spytaj się jeszcze księdza na rekolekcjach adwentowych. Ten typ usprawiedliwiania czegokolwiek zwłaszcza w przypadku dziecka, a zwłaszcza w przypadku takiego zdarzenia jest po prostu niewłaściwe.

Edytowano przez Dark Feather
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrym przykładem takiego groźnego poświęcenia może być Powstanie Warszawskie, które udało się cudem, a szczerze mówiąc było cholernie ryzykowne i nieodpowiedzialne. Rzucanie się z motyką na słońce bo się nasłuchało o romantycznych zrywach i narażanie przez to życia masy innych osób... to nie poświęcenie tylko głupota, ale historia przedstawia to inaczej, żeby ładnie wyszło. Problem w tym, że potem młodzi to łykają i nikt nie mądrzeje.

 


Poświęcenie bliskiej osoby jest w pewien sposób ofiarą z twojej strony, wystarczy przypomnieć sobie historię Abrahama i Izaaka.

Wiesz, ale nie musiałeś podawać jako argumentu najbardziej chorej i patologicznej historii jakiej - nie wiem czemu- nadal nauczają w szkołach. x.x To jest akurat... antyprzykład. I nie było to nawet poświęcenie kogoś (bo niczemu by to nie służyło, nikogo nie uratowało), tylko czyste... ekhem. Nie nazwę. Ze strachu i bezmyślności. 2 lata temu jakaś matka słysząca głosy złożyła swoje dziecko w ofierze i kto wie, czy opowiadanie jej takich historii nie było powodem. >.> Poza tym poświęcenie kogoś bliskiego, to nie żadna ofiara po naszej stronie tylko czyste sk*********** - my tracimy tylko "komfort psychiczny", że tak to delikatnie nazwę. Za to druga osoba traci życie, a to O WIELE więcej. 

 


Ja rozumiem, że przyjaźń, ale słuszniejszym moralnie czynem jest ratunek wielu i każdy to powie.

 

Każdy to powie? A czytałeś ty odpowiedzi w tym temacie? W takiej dramatycznej sytuacji niema dobrego lub złego wyboru. Dlatego jest to problematyczne. Dlatego  tego typu pytania są często częścią testów psychologicznych- tylko osoby ze skłonnością do psychopatii odpowiadają na nie od razu i jednoznacznie bez żadnych moralnych rozterek. A co jeśli np. mógłbyś uratować 5 staruszek kosztem jednego wielkiego człowieka, który mógłby zmienić los ludzkości na lepsze? Wiele osób odpowiedziałoby różnie na to pytanie, zależnie od kultury w której się wychowały i tego, co uznają za ważniejsze w życiu. 

 


Ale gdyby Zawiadowca stacji z filmu "Most" wybrał syna, prawdopodobnie by go napiętnowano, a tak jego decyzja pozwoliła żyć setce innych ludzi, którzy też mieli swoich przyjaciół. Zauważ, że pod koniec filmu mężczyzna był szczęśliwy. Czy byłby taki, gdyby wybrał syna? Nie wiem.

 

Czy napiętnowano by go? Prawdopodobnie nie, nie w tym kraju. Czy słusznie? Nie mnie to sądzić, nie wiem. Jak mówiła, to dramatyczna sytuacja w której nie ma dobrych lub złych odpowiedzi. Większość ludzi prawdopodobnie zrozumiałaby, gdyby jednak uratował syna, ponieważ taki z nas egoistyczny gatunek. W społeczeństwach dalekowschodnich, gdzie dobro ogółu stawia się ponad dobrem jednostki większość ludzi uznałaby ten czyn za odpowiedni, choć oczywiście tragiczny. A to, czy mężczyzna pod koniec filmu był szczęśliwy czy nie niestety w żaden sposób nie rozwiązuje nam tu kwestii moralnych. Kto wie jak wyglądałoby zakończenie tej historii w prawdziwym życiu. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten typ usprawiedliwiania czegokolwiek zwłaszcza w przypadku dziecka, a zwłaszcza w przypadku takiego zdarzenia jest po prostu niewłaściwe.

Na pewno właściwsze niż ukaranie ludzi z pociągu za czyjąś nieodpowiedzialność. Można to nazwać pechem, że nie był akurat odpowiednio pilnowany, albo że taka sytuacja w ogóle mu się przydarzyła mimo odpowiedniej opieki, ale taka jest ślepa sprawiedliwość.

Księdza nie będę o nic pytać bo w Kościele wyczuwam tendencję, do postrzegania Boga jako litościwego, który zafunduje raj wszystkim, najlepiej jeszcze na ziemi. Moim zdaniem jest surowy i sprawiedliwy. I tak będzie sądził ludzi z ich czynów.

Edytowano przez EmSki
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niepodważalną racją jest na pewno fakt, że każde życie jest bezcenne, tak że nie można porównać ich wartości. Tak jak 100 razy 0 równa się zero, tak 1 razy 0 też da wynik zero. Myślę też, że żadna z obu decyzji - i ratunek wielu i jednej osoby nie jest czynem moralnie niewłaściwym, trudno też mówić w tym przypadku o podjęciu lepszej decyzji. Cokolwiek by się nie zrobiło, miało by to swe plusy i minusy.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...