Skocz do zawartości

Snienie [Oneshot][Dark][Sad]


Malvagio

Recommended Posts

Historia Wielkiego Zmieniania Zdania. Początkowo chciałem opublikować to opowiadanie osobno w jakiś czas po premierze antologii "Na Ostrzu Iluzji", do której zostało napisane. Następnie w ten pomysł zwątpiłem. Później zaś, pod wpływem głosów zachęcających mnie do rozważenia całej sprawy powtórnie, przyszło zwątpienie w zwątpienie. Ostatecznie, po skonsultowaniu całej sprawy z Dolarem (jako że Porządek Musi Być) i otrzymaniu zielonego światła, zdecydowałem się jednak zrealizować pierwotną koncepcję.

 

Tytuł: Śnienie

 

Tagi: [One-shot], [Dark], [sad]

 

Obrazek okładkowy:

 large.jpeg

 

Link: https://docs.google.com/document/d/1X_CelzprEm6djRzzS5HXyp_9dMd_XrWHUVljVg7cm2U/edit

 

Opis: Księżniczka Luna poszukuje prawdy skrytej w Krainie Snów.

 

 

Życzę miłej lektury.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest progres, udało mi się przeczytać fanfik Malvagio i nie dostać przy tym k*rwicy od stylu i silenia się na głębię.

Pomysł na fabułę ciekawy, choć większą jego część zdołałam przewidzieć gdzieś w połowie tekstu. Cały czas jednak dręczyło mnie uczucie braku kontekstu - jakbym zaczęła oglądać jakiś serial w połowie sezonu.

Styl - jak pisałam, jest mały postęp. Nie mam już do czynienia z boleśnie nijakim, do bólu wygładzonym stylem, jaki znałam z "Pielgrzyma..." oraz "Dwunastu Uderzeń".

Trochę drażnił mnie fakt łatwości, z jaką bohaterka wysnuwała kolejne poprawne wnioski. Prawie w ogóle się nie wahała, nie popełniała błędów, nic. Zupełnie jakby gdzieś za kulisami siedział sufler mówiący jej: "dobra, a teraz znowu jesteś we śnie".

Wątki filozoficzno-głębokie - brak. Z jednej strony to dobra rzecz, bo "Pielgrzym..." był wyjątkowo marną parabolą, z drugiej jednak - czy ja coś ominęłam, czy może cała ta antologia miała być poświęcona filozofowaniu i mąceniu wody?

Werdykt końcowy: dalej meh, ale przynajmniej moje zęby (i zwoje mózgowe) są całe.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jakby podsumować całość... Jeśli ktoś czytał jakiekolwiek opowiadanie Malgavio i mu się podobało, to polecam także i to. I jak zwykle zarezerwujcie sobie wtedy też trochę czasu po przeczytaniu, na analizę standardowej dawki tajemniczości i samego zakończenia.

 

A poniższa część to już moja nieco spoilerowate wrażenia, więc uciekać, jeśliście jeszcze nie czytali samego fika.

 

Mal dalej w formie. Choć początek zdawał się być aż za bardzo w twoim stylu - eleganckie opisy, miejscami nieco zbyt barwne porównania - to przyznam, że był mało wciągający, zbytnio przypominał inne twoje opowiadania. Na szczęście po kilku stronach bach! Incepcja. Intryga się zagęściła (oczywiście nie mogło zabraknąć twojej ulubionej postaci ;)), acz nie liczyłem szczerze mówiąc na tak... neutralne zakończenie. Raczej spodziewałem się końca Księżniczki Nocy - jakoś tak się przyzwyczaiłem, że twoje fiki kończą się zwykle dość ciężko dla głównych postaci :P

 

Fik czytało się płynnie i bez zgrzytów (może z wyjątkiem "alicornki", ale to już osobista fanaberia, omawiana setki razy), ale to norma u ciebie. Błędów nie wyłapałem, ale też ich zbytnio nie szukałem.

 

I najlepsze zdanie jak dla mnie:
'Draconequus zaśmiał się potężnie, każdy swój dźwięk materializując w postaci unoszącej się w powietrzu onomatopei."

Serio, jak to sobie wyobraziłem też zacząłem się śmiać jak głupi :P

Edytowano przez aTOM
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowiadanie zrobiło na mnie naprawdę dobre wrażenie, przede wszystkim budową klimatu (co zaskoczeniem dla mnie nie jest) i pomysłem.

Z początku myślałem, prawdę mówiąc, że długie opisy mnie w końcu zmęczą, a na dodatek zbyt mało przez nie miejsca na prezentację osobowości Luny, ale ostatecznie zostałem wciągnięty, a Luna została wystarczająco dobrze ukazana poprzez swoje słowa i działania. Więc jak dla mnie ten styl tutaj się sprawdza. A opisy budują gęstą atmosferę niemal każdej sceny, nawet jeśli czasami (rzadko) trochę mi się dłużyły.

Jeśli miałbym się czegoś czepić, to powtórzyłbym, że Luna, niczym Batman z lat 60tych, trochę za prosto dochodzi do popychających do przodu fabułę wniosków. Do końca sceny z Chrysalis jest dobrze, potem jednak robi się nieco naciąganie. Scena z Discordem jeszcze broni się tym, że Luna przypomina sobie rzeczy z odległej przeszłości. Natomiast to tajemnicze przeczucie, że Celestia powinna być w sali tronowej, wygląda jak deus ex machina, na dodatek niepotrzebne, bo Luna mogła się zorientować że coś jest nie tak w zupełnie inny sposób.

No i to "Cienie i marzenia to jedno", oraz pokrewne... Może czegoś nie łapię, ale dla mnie mogłoby śmiało rywalizować na na nic nie wnoszącą pretensjonalność z "Pszczoły to życie" (a może to było "Życie to pszczoły"?). :)

Ale to drobiazgi. Skoro klimat i fabuła trzymają poziom, to nie mam wyboru jak tylko uznać fik za wielce udany.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciągle nie rozumiem, dlaczego ten tekst jest jednocześnie w dwóch tematach w tym samym dziale, ale nie muszę wszystkiego rozumieć.

 

W każdym razie – usłyszałam od Mala, że to opowiadanie pod względem stylu nie odbiega raczej od reszty jego prac, toteż powinno mi się spodobać.

 

Owszem, podobało mi się, może nie wszystko, ale z pewnością jest to świetna praca.

 

Na początek to, co mi się podobało nieziemsko: styl. Nie, nie jak zawsze, nie tym razem, bo chociaż czuć tutaj, że pisał to Malvagio, to jednak coś się zmieniło. Atmosfera jest gęsta, mroczna, wszystko jest na swoim miejscu… a dodatkowo ten tekst płynął, po prostu płynął. Fenomenalnie się to czytało, Mal, muszę to przyznać otwarcie, tak się wciągnęłam, że prawie zapomniałam wsiąść do swojego autobusu. Jakoś tak prędziutko mi przeleciały te strony, nawet nie wiem kiedy. Bardzo fajnie ci to wyszło.

 

Dalej mamy fakt, że opowiadanie jest wyjątkowo intrygujące. Czytelnik, przeczytawszy pierwszą i drugą stronę, ma przemożną chęć poznać dalsze losy bohaterki. To się chwali. Nie patrzyłam na Lunę obojętnie, chciałam wiedzieć, co się z nią stanie, jak postąpi. Sam pomysł, a raczej główny motyw ze snem wydał mi się mocno banalny – wałkowano to już wiele razy. U ciebie mi to nie przeszkadza, jest to motyw wykorzystany dobrze, chociaż może nie do cna. Ci, którzy komentowali tekst przede mną, zwracali między innymi uwagę na fakt, iż Luna bardzo szybko dochodzi do prawdy i odnajduje odpowiedzi na kolejne zagadki. Z jednej strony to jest zarzut trafny i logiczny (bo skoro tak łatwo jej przychodziło „budzenie się” z każdego kolejnego snu, to czemu tak długo tkwiła w pierwszym?), z drugiej jednak – nie przeszkadzało mi to i nie zakłócało odbioru dzieła. Ot, przeszłam nad tym do porządku dziennego, w sumie nawet się cieszyłam, że akcja jest dynamiczna, bo naprawdę mnie wciągnęło i nie mogłam się doczekać kolejnych wydarzeń.

 

Sama Luna – oddana bardzo dobrze. Dla mnie kanoniczna, poważna, majestatyczna, chociaż tak naprawdę przez większość czasu skupiasz się na jej działaniach niż budujesz jej portret psychologiczny. Dopiero pod koniec poznajemy nieco głębiej jej myśli… i wtedy opowiadanie się kończy.

 

Co jeszcze było dobrego? Fajny, choć oklepany pomysł snu we śnie, na pewno wybitne wykonanie (no, tym razem przeszedłeś samego siebie, twoje opisy i twój klimat zawsze lubiłam, jednak tutaj to wszystko ma jakąś taką lekkość), dobra Luna, nieźli antagoniści, chociaż to nie oni byli ważni, więc ich wizerunek miał się jedynie „nie kłócić” z tym znanym z serialu… Wadą jest przewidywalność. Kolejnych kroków Luny i kolejnych wydarzeń można się domyślić niezwykle łatwo, ostateczne rozwiązanie sytuacji nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Liczyłam jednak na wielkie bum w zakończeniu, na coś, co mną wstrząśnie, bo przez całą lekturę czułam przechodzące po kręgosłupie mrówki pt. „na koniec zostanę wepchnięta w fotel”… i zawiodłam się nieco, bo nic takiego nie miało miejsca. Przy ostatnich akapitach aż się dziwiłam, że jeszcze tak mało tekstu mi zostało do przeczytania, skoro zakończenie powinno być takie cudowne i miażdżące, a tutaj akcja już się kończy… Nie, nie przekonuje mnie to, liczyłam na coś innego, mniej… oczywistego. Może głębszego? Spidi mocno reklamował całą „Antologię” jako zbiór tekstów filozoficznych i skłaniających do refleksji (i nie o grzybobraniu), no i się nastawiłam na nie wiadomo co.

 

Jednakże.

 

Pomijając rozwiązanie i zakończenie, które wydały mi się trywialne i takie mało ambitne, opowiadanie jest naprawdę doskonałe. Luna jest świetną postacią, atmosfera genialna, fanfik czyta się jednym tchem, płynnie i lekko, a twój świetny styl jest wyczuwalny jak nigdy, mimo że ten tekst jest trochę inny, choć trudno mi dokładnie określić, na czym jego „inność” polega.

 

Nie żałuję ani jednej minuty poświęconej na lekturę, bo jak zwykle napisałeś coś dobrego.

 

Pozdrawiam,

Madeleine

 

Może czegoś nie łapię, ale dla mnie mogłoby śmiało rywalizować na na nic nie wnoszącą pretensjonalność z "Pszczoły to życie" (a może to było "Życie to pszczoły"?).

 

Madzia Coelho poleca się na przyszłość! ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wydaje mi się, żeby istniał jeden jedyny słuszny styl, którego wszyscy powinni kurczowo się trzymać. Nie żyjemy w końcu w głębokiej, socrealistycznej komunie. A to ciągłe szydercze odwoływanie się do mojej debiutanckiej pracy srogo zaczyna mi już działać na nerwy. Słowo daję, jeśli jeszcze raz ktoś to zrobi, zacznę rzucać mięsem. W ruch pójdą schabowe i karkówki, a i przed sięgnięciem po golonkę się nie zawaham. Zapewniam, że oberwanie golonką to nic miłego.

 

Mniejsza z tym, przejdźmy do samego tekstu.

 

 

Trochę drażnił mnie fakt łatwości, z jaką bohaterka wysnuwała kolejne poprawne wnioski

 

 

Jeśli miałbym się czegoś czepić, to powtórzyłbym, że Luna, niczym Batman z lat 60tych, trochę za prosto dochodzi do popychających do przodu fabułę wniosków.

 

 

Ci, którzy komentowali tekst przede mną, zwracali między innymi uwagę na fakt, iż Luna bardzo szybko dochodzi do prawdy i odnajduje odpowiedzi na kolejne zagadki. Z jednej strony to jest zarzut trafny i logiczny (bo skoro tak łatwo jej przychodziło „budzenie się” z każdego kolejnego snu, to czemu tak długo tkwiła w pierwszym?)

 

 

Ta łatwość była w pełni zaplanowana. Luna jest u mnie władczynią Krainy Snów, dlatego też w chwili, gdy zorientowała się, że w niej przebywa, stała się tak naprawdę OP jak jasny gwint i wszyscy anieli w niebiesiech. Stwierdziłem, że byłoby nielogiczne, gdyby miała jakieś większe trudności z rozwiązywaniem zagadek. W pierwszym natomiast tkwiła tak długo, ponieważ nie była wówczas swego stanu świadoma - gdy się to zmieniło, pozostała już wyczulona i mogła ścigać prawdę jak chart myśliwski.

 

Natomiast to tajemnicze przeczucie, że Celestia powinna być w sali tronowej, wygląda jak deus ex machina, na dodatek niepotrzebne, bo Luna mogła się zorientować że coś jest nie tak w zupełnie inny sposób.

 

Tajemnicze przeczucie było związane z tym, co było pokazane w serialu, gdzie kokon Celestii był właśnie tam. Coś, co miało być rzeczywistością, a okazało się być jedynie wyśnione.

 

Wadą jest przewidywalność. Kolejnych kroków Luny i kolejnych wydarzeń można się domyślić niezwykle łatwo, ostateczne rozwiązanie sytuacji nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem.

 

 

Cóż, uznałem, że z tematu "Luna odkrywa, że rzeczywistość jest snem" ciężko będzie wykrzesać coś zaskakującego, a teoretycznie znów miałem mało czasu na pisanie (w praktyce po zakończeniu pracy okazało się, iż termin publikacji musi zostać przesunięty). W każdym razie postawiłem stricte na budowanie klimatu i atmosfery.

 

 

czy może cała ta antologia miała być poświęcona filozofowaniu i mąceniu wody?

 

 

Spidi mocno reklamował całą „Antologię” jako zbiór tekstów filozoficznych i skłaniających do refleksji (i nie o grzybobraniu), no i się nastawiłam na nie wiadomo co.

 

 

O tym, że antologia ma skupiać teksty o nacechowaniu filozoficznym, dowiedziałem się dopiero w chwili, gdy znalazła się na forum. Spidi poprosił mnie tylko o napisanie opowiadania na wspomniany już wyżej temat... no i cóż, właśnie takie opowiadanie napisałem.

 

 

Liczyłam jednak na wielkie bum w zakończeniu, na coś, co mną wstrząśnie, bo przez całą lekturę czułam przechodzące po kręgosłupie mrówki pt. „na koniec zostanę wepchnięta w fotel”… i zawiodłam się nieco, bo nic takiego nie miało miejsca. Przy ostatnich akapitach aż się dziwiłam, że jeszcze tak mało tekstu mi zostało do przeczytania, skoro zakończenie powinno być takie cudowne i miażdżące, a tutaj akcja już się kończy… Nie, nie przekonuje mnie to, liczyłam na coś innego, mniej… oczywistego.

 

 

Nie jestem pewien, czy dobrze Cię zrozumiałem, ale tym razem chciałem siłę zakończenia i jego "czynnika miażdżącego" pozostawić interpretacji czytelnika. Moja autorska (co nie znaczy, że jedyna słuszna) wydaje mi się dosyć przygniatająca, a przynajmniej taka jest dla mnie. Zamykam to wszystko w tym małym zdaniu "Znów znajdzie się w spokojnym świecie, w którym historie kończą się szczęśliwie i możliwe jest przebaczenie...". Nie powiedziałem w końcu, jak długa Luna jest uwięziona. Możliwe, że nie minęło jeszcze serialowe tysiąc lat i powrót jeszcze jest przed nią, ale możliwe jest również, że tysiąc lat minęło już dawno temu, a jej zamknięcie nie będzie miało nigdy końca. Moją interpretacją jest właśnie ta druga, w którym jedna błędna decyzja doprowadziła do nieodwracalnej katastrofy.

 

Tak, czy inaczej, dziękuję za opinie.

Edytowano przez Malvagio
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Moja opinia spóźniona, ale jednak. Trudno pisać jeszcze raz o czymś, o czym już mówiłem, zwłaszcza, gdy dawno nie formułowało się "na kartce" myśli dłuższej niż paręnaście zdań. Ale spróbuje. Ponadto, na pewnym poziomie opowiadań, niektóre dzieła nie można opisywać na poziomie "edycja tekstu be, fabuła be, bohaterowie dobrzy, tempo akcji meh".  Dlatego raczej podzielę się po prostu paroma przemyśleniami.

 

Pomijam nudy w stylu edycji tekstu, itd., bo jest tak jak lubię, czyli czysto i schludnie. Można skupić się na samym ff, a nie na "dodatkach". Tak się składa, że był to jeden z pierwszych ff w tym fandomie, który przeczytałem po dużej przerwie i mówiąc w skrócie, podobał mi się. Najbardziej chyba atmosfera mi się podobała, mimo, iż nie zaliczyłbym ją do "dark", tak samo jak całe opowiadanie. Była ciekawie oniryczna, ale bez przesady, autor pisał w taki sposób, by można było odczuć, że coś jest *nie tak*. Nie jest łatwo to zrobić, wprawić czytelnika w pewne zakłopotanie. Można powiedzieć, że "podświadome zakłopotanie", co tylko pomaga w budowaniu atmosfery. Przypadły mi do gustu także delikatne szczegóły w opisach, które krzyczały, by je zauważyć i gdzieś sobie na skraju umysłu odnotować. W sposób nienachalny, ale interesujący budowały dodatkowe cegiełki świata przedstawionego. Robiły to tak, by można było te wszystkie cegiełki połączyć w całość, a autor nie musiał silić się na pisanie, jak to dziwnie bohaterka się czuła. To było po prostu widać. Jedna rzecz - czytając ff wtedy, i teraz powtórnie, to nie mogę się oprzeć się podobieństwu do "Pszczół" pani u góry. Podobna dawka... rezygnacji, albo raczej smutnego pogodzenia się z rzeczywistością. Dobrze to wyszło, nie powiem, przez to ff ma swój specyficzny styl, za co plus. Fabuła chyba najbardziej mi się spodobała, aż się zdziwiłem, że tak późno się zorientowałem, do czego to wszystko dąży - wydaje mi się, że takie klimaty to bardzo popularny wątek teraz. Co mnie cieszy, bo lubię takie "niedopowiedziane" historie. Duży plus także za tempo zakończenia, które nie było ani zbyt przyspieszone ani rozwałkowane, często trudno napisać zgrabne zakończenie opowieści. Tutaj się udało, jak się zaczęło, tak się zakończyło, troszkę mroczno, ale spokojnie. Tak jak powinno.

 

No tak, z tym, że po przeczytaniu opowiadania po raz drugi, zacząłem też widzieć nieco więcej skaz, na które wcześniej nie zwracałem uwagi. O pierwszej rzeczy ktoś już wspomniał - bohaterce idzie wszystko troszkę za łatwo, przez co autor pozbawia czytelnika tego małego dreszczyka emocji, który każe się obawiać, że być może nigdy nie poznamy odpowiedzi na nurtujące nas pytania. Ale nie jest to dla mnie duży problem, rozumiem, że konwencja ff była inna, trudno się o to przyczepić. Zauważyłem, że niektóre dialogi były aż do bólu "serialowe". Nie powiem, nie lubię tego, nawet jeśli przez to dobrze odzwierciedlają postać. Według mnie wypowiedzi (a także miejscami zachowanie, pomijając koniec) bohaterki jest miejscami do bólu prozaiczne i nie na miejscu. Nie na miejscu w ff oczywiście. Swoją opinię uzasadniam tym, że wiadomy serial z wiadomymi postaciami, został napisany dla wiadomych odbiorców ( <10? ). Z pustego to i Salomon nie naleje, a według mnie nadmierna chęć odwzorowania postaci w ff wprowadzi tylko prozaiczność i wyłamanie się z konwencji, którą się wcześniej konsekwentnie wdrażało w opowiadaniu. Oczywiście tutaj to tylko występuje miejscami, ale jakoś kuło mnie to w oczy. Idąc dalej - koniec był trochę cliche, wszyscy lubimy lecące łzy itd., ale według mnie nie powinno się przesadzać z obrazowymi opisami, to często psuje puentę. A tutaj była naprawdę dobra, chociaż przyznaje to z bólem - nieco oklepana. Co akurat mi nie przeszkodziło w czytaniu. 

 

Podsumowując - chyba najlepszy ff jaki czytałem autora, zdecydowanie lepszy niż "PiP'. Ogólnie Malviago jest dla mnie wzorem pisarza, do którego wszyscy początkujący powinni dążyć, nie spotkałem wiele osób które mają dobrze wyrobiony sam kunszt literacki. Jedyne o co mogę prosić, to o jedno - o to, by próbować poszerzyć konwencję,/tematykę/formułę opowiadań w tym świecie, a nie zamykać się w niej. Dobry, solidny i czytany z chęcią autor, wciąż nie jest najlepszym. He.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 6 years later...

Elegancka okładka, podoba mi się :D Widok w tle przypomina mi odwrócony zamek z „Symphony of the Night”.

 

Część swego czasu głośnej antologii „Na Ostrzu Iluzji”, opowiadanie w całości poświęcone księżniczce Lunie, przemierzającej Krainę Snów, w poszukiwaniu rozwiązania pewnej zagadki. A jakaż to zagadka może się kryć w domenie Pani Nocy, gdzie przecież powinna mieć pełną władzę oraz wiedzę o tym, co się tam znajduje? Otóż okazuje się, że z jakichś powodów Luna nie może się wybudzić ze swojego snu, który z biegiem czasu zaczyna przypominać, może niekoniecznie koszmar (w sensie, że jest to coś przerażającego), ale intrygujący potrzask, z którego ona i tylko ona może się wydostać, jeżeli odgadnie jak i przez kogo się tam znalazła.

 

Demony przeszłości dadzą o sobie znać podczas tej wędrówki, toteż nie zabraknie znajomych pyszczków, między innymi królowej Chrysalis oraz – a jakże by inaczej – króla Sombry. Nie chciałbym zdradzać więcej szczegółów, może zahaczając o podsumowanie, serdecznie Państwu polecam lekturę „Śnienia”, myślę, że się nie zawiedziecie, a jeżeli podoba Wam się twórczość autora i jakimś cudem ów tytuł Wam umknął (jak np. mnie), to tym bardziej zachęcam do nadrobienia zaległości ;)

 

Opowiadanie ma już swoje lata i o ile styl Malvagio jest jak najbardziej rozpoznawalny, o tyle, w stosunku do nowszych dzieł, wydaje się mniej wyrafinowany, acz tylko odrobinkę. Być może wrażenie to wynika z długości tekstu, ale nie jestem tego pewien. Natomiast, zdziwiła mnie obecność dywiz zamiast półpauz, bazując na doświadczeniu z wybranymi dziełami autora, rzuciło mi się to w oczy. Tematyka natomiast, jest jak najbardziej znajoma, nie zabraknie nawiązań do ciemności, cieni, toteż treść budziła we mnie skojarzenia z „Tajemnicami” czy też „Abdykacją”. Wiem, wiem powinno być odwrotnie – wszakże to „Śnienie” pojawiło się pierwsze – niemniej tamą obrałem kolejność czytania i tak to wygląda w moich oczach.

 

Rzeczywiście, opowiadanie wydaje się intrygujące, jest przy tym bardzo klimatyczne, co udało się zrealizować dzięki dopracowanym, świetnie skomponowanym opisom. Lokacje, poszczególne postacie oraz to, co się z nimi dzieje, wyobrażałem sobie bez problemu i za każdym razem miałem wrażenie, że autor ubiera poszczególne wydarzenia w wysoką ilość detali, czego jednak nie widać po rozmiarach kolejnych fragmentów, ani tym bardziej po długości opowiadania. Tekst przede wszystkim wciąga i pobudza wyobraźnię, dzięki czemu trudno się oderwać. Występujące po drodze postacie okazały się całkiem dobrze wykreowane, chociaż nie są to długie występy, generalnie to Luna gra w fabule pierwsze skrzypce, niemniej istoty, na które natrafia w trakcie swojej wędrówki, zapadają w pamięci, kolejne konfrontacje robią robotę. Pani Nocy raz po raz udzielają się emocje, czego kulminacją jest zakończenie, gdy wydaje się być... sam nie wiem, mnie wydawała się jednocześnie szczęśliwa (gdyż pojęła rozwiązanie zagadki) i załamana (przez natłok wspomnień i niepewność, czy kiedykolwiek się naprawdę wybudzi).

 

Tak jak imponuje nastrój, słownictwo, kompozycja oraz kreacje postaci, tak samo tempo akcji, w mojej opinii, nie mogło być lepiej dobrane. Zero dłużyzn, z drugiej strony, nic się nie dzieje za szybko, jasne, Luna prędko łączy fakty, na co zresztą zwrócili uwagę moi przedmówcy, ale w żadnym wypadku nie wydaje mi się to naciągane, czy też sztuczne. Mówimy w końcu o istocie będącej alikornem, posiadającą ponad tysiąc lat doświadczenia na karku (no ok, większość z tego została poświęcona eksploracji księżyca, ale wiecie, o co mi chodzi ;)), a poza tym, przecież porusza się po swojej domenie, powinna zatem pojmować rzeczy i interpretować wskazówki niemalże na intuicję, bez konieczności analizowania zastanego zjawiska. Oprócz tego, dzięki temu wypadła na kompetentną, bystrą i przenikliwą bohaterkę, a takie zdecydowanie chcę śledzić w ramach fanfikcji :)

 

Powracając jeszcze na momencik do formy, wydaje mi się, że znalazłem pewne usterki. Jeśli jednak były to celowe zabiegi stylistyczne, których nie wyłapałem, proszę wyprowadzić mnie z błędu.

 

Cytat

„Coś musiało być nie tak, czuła, że obserwują jakieś oczy, których nie potrafiła jednak zlokalizować.”

 

Czegoś mi tutaj brakuje. Czuła, że obserwują – kogo? Czuła się obserwowana, czy czuła, że obserwują ją jakieś oczy?

 

Cytat

„Pamięć i świadomość powracały do niej podobne do dłuta, wbijanego z przygniatającą siłą prosto w jej umysł.”

 

Nie powinno być „podobnie”? Umknęła jedna literka, czy tak miało być? Jeśli owszem, to według mnie jakoś średnio to brzmi :/

 

Ale poza tym, zero zarzutów, forma jak najbardziej na wysokim poziomie, jeszcze nie na takim, do jakiego przyzwyczaiły nas najnowsze produkcje autora, ale wiele jej nie brakuje, co może dać pojęcie z jakiego punktu startował Malvagio ;) To zawsze było coś więcej, coś, co trudniej napisać, czy też znaleźć na łamach forum, lecz popełnione przez innego autora.

 

Rozwiązanie zagadki, podobnie jak wnioski Pani Nocy, może nie wydało mi się szczególnie zaskakujące... ale dość refleksyjne. Takie zresztą było założenie antologii – opowiadania miały posiadać nutę tajemniczości, podejmować filozofię, skłaniać do refleksji. W tym przypadku, zastanawiam się, co jeszcze może być snem, jak długo to potrwa i jak to tego doszło. Może wypowiadam się lakonicznie, okrężnie, ale po prostu nie chciałbym Państwu spoilerować rozwiązania. Co do zakończenia – rzeczywiście, czekałem na huk, coś, co zaatakuje, zaskoczy czytelnika, a jednak... niczego takiego nie było. Nie to, by opowiadanie sprawiało wrażenie urwanego, czy jakby po prostu się kończyło, nie zostawiając czytelnika z niczym. Zastanowiło mnie to, jak w sumie niewiele z niego wynika i to, że kilka pytań pozostaje bez odpowiedzi. Zatem odbiorca może się zastanawiać, próbować podejść inaczej do zakończenia, porwać się na interpretację, czy też wymyślanie ciągu dalszego. I to moim zdaniem jest świetne. Fanfik zdecydowanie nie zostawia swojego odbiorcy z niczym.

 

Powiem nawet, że miałem wrażenie, że tekst bez problemu da się powiązać z pozostałymi opowiadaniami autora, tworzącymi w nie aż tak oczywisty sposób cykl, poświęcony temu, co wydarzyło się w przeszłości, księżniczkom, które muszą temu stawić czoła, również w kontekście teraźniejszości i przyszłości, jako że cień Sombry nadal utrzymuje się nad podległą im krainą, co aż się prosi o zbadanie. No, chyba, że to powinna być wiedza powszechna, wówczas przepraszam za swoje niedoinformowanie ;)

 

Jak już wspominałem, jest to tekst jak najbardziej godny polecenia, również dzisiaj. Nie zestarzał się, oferuje nie tylko formę na bardzo wysokim poziomie, ale także wyrazisty klimat, intrygę do rozwiązania i nieco refleksyjne zakończenie, co w satysfakcjonujący sposób zwieńczyło to całkiem wciągające dzieło. Po skończeniu lektury byłem bardzo zadowolony, iż na ten tekst natrafiłem i że poświęciłem mu trochę czasu. Zdecydowanie bardzo dobry, ładny fanfik, polecam i zachęcam do czytania!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...