Jump to content

Opera w Trzech Aktach [Oneshot][Dark][Violence]


Dorek
 Share

Recommended Posts

Witam;

Przedstawiam dzisiaj pierwszy z sequeli Takifugu, krótkie opowiadanie dziejące się niedługo po zakończeniu akcji pierwszej części. Pomimo, że jest to sequel, opowiada o przygodach zupełnie nowych postaci, i jest wstępem do kolejnej, nadchodzącej części.

 

======================================================================================
 

Na wschód od Equestrii znajduje się kraina zwana Akwitanią. Przez dziesięciolecia wojny domowe i konflikty z innymi nacjami zmieniły kraj w jałowe pustkowie, na którym pojedyncze jednostki które przetrwały upadki swoich systemów z trudem starają się przeżyć każdy kolejny dzień.

 

W zachodniej części krainy, oddzielony od kucykowego królestwa jedynie szerokim na kilkanaście kilometrów morskim kanałem znajduje się Sewentrycz, gdzie za wysokimi miejskimi murami rząd sprawuje twarda władza Kombinatu, szczątkowo budując gospodarkę i administrację od nowa, zapewniając obywatelom bezpieczeństwo i godne życie, w zamian za ich pracę i posłuszeństwo.

 

Ale w każdej maszynie, jakaś część prędzej czy później się psuje...

 

Link: https://docs.google.com/document/d/1MtLzE_rQc4-EUJSMRA_G24SIm18pfRypc6qBZyxsWgQ/edit#

Edited by Dorek
Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

No, wreszcie, tydzień po rozmowie z autorem dokończyłem to stosunkowo krótkie (w porównaniu z oryginalnym "Takifugu") opowiadanko... Pora jakoś je podsumować.

Lepiej się czyta od poprzednika i mniej jest tu momentów totalnego facepalmu, kiedy to czytelnik orientuje się, że to, na co patrzy, nie ma sensu. Niestety wciąż takie momenty się zdarzają, ale mam wrażenie, że autor więcej teraz myśli przy pisaniu.

Szczegóły w spojlerze.

Wstała na dźwięk porannej syreny.

spongebob-s-alarm-clock-o.gif

Standardowo przywitała wszystkich mijanych sąsiadów, którzy tłumnie wylegli między szare, niszczejące bloki, by dostać się do pracy w dzielnicy fabrycznej.

No to nieźle sobie musiała gardło zedrzeć; jeśli na osiedlu mieszkało jakieś czterdzieści tysięcy kuców, to załóżmy, że dwadzieścia tysięcy było w wieku produkcyjnym, czyli Opera co rano dwadzieścia tysięcy razy mówiła "cześć"... (Sorki. Nie mogłem się powstrzymać ^^).

Odkładając złosliwości na bok, muszę jednak przyznać, że wizja Sewentrycza jako miasta, gdzie panuje reżim porównywalny ze stalinowskim, nawet budziki są scentralizowane, a mieszkańcy wszędzie chodzą w identycznych kombinezonach (zwykle strój roboczy zakłada się w szatni fabrycznej) bardzo mi się spodobała - znaczy nie w sensie, że chciałbym tam mieszkać, tylko po prostu lubię takie motywy. Do tego nazewnictwo: Kombinat, admini... Aż prosi się o większe użycie podobnego, w większym stopniu mechanistycznego słownictwa (zamiat częściowego wykorzystania terminologii peerelowskiej - może "Rozdzielnia" zamiast "Partii" jako określenie na tych, którzy kręcą tym całym bajzlem?) i zwłaszcza o szerszy opis dojazdu Opery do pracy.

Ci, którzy mnie znają, stwierdzą zapewne, że zależy mi głównie na szczegółowym opisie pociągu SKM Sewentrycz - i po części to prawda, ale nie do końca. Chciałbym po prostu poczuć się na chwilę częścią tego zuniformizowanego społeczeństwa, posmakować tak charakterystyczny dla dworców kolejowych żeliwny pył w przedrożonej kanapce, zobaczyć niekończące się szeregi bloków mieszkalnych za oknem spóźnionego jak zwykle pociągu, w trakcie jazdy powoli wypierane przez hale fabryczne...

Właśnie - nie dostajemy właściwie informacji o architekturze Sewentryczu. Wiemy, że Opera mieszkała na blokowisku, ale jak wygląda śródmieście i dzielnica fabryczna (budownictwo przemysłowe też może być bardzo różne - porównaj np. hale przy Trzebnickiej i fabrykę czekolady na Bielanach)? Wiemy też, że miasto otaczał mur - ale jak wysoki? Czy miał trzy metry, jak berliński, czy kilkanaście, jak średniowieczne mury obronne? I z czego był zbudowany? Więcej opisów tego miasta, proszę!

Dobra, idziemy dalej. Do fabryki przyjechał pan Wielka Szycha (co chyba jednak powinno wzbudzić pewne emocje u dyrektora fabryki), Opera palnęła głupstwo (wyjątkowo idiotyczne, swoją drogą - albo nasza bohaterka cierpi na totalną ślepotę społeczną, albo jest zwyczajnie durna) i... wylądowała w siedzibie podziemnej (dosłownie i w przenośni) organizacji opozycyjnej Cheketa (dziwna nazwa - jedyne, z czym mi się kojarzy, to Hakata).

Ni z gruchy, ni z pietruchy.

Czy muszę mówić, co jest nie tak z tą procedurą werbunkową? Jeśli oni porywaliby każdego randoma, któremu zdarzyło się palnąć coś głupiego i niechcący antypaństwowego, a potem grozili mu śmiercią, jeśli do nich nie dołączy (jak naszej bohaterce)... to w krótkim czasie mieliby w organizacji od cholery członków, którzy byliby tam tylko z przymusu. A z niewolnika nie ma pracownika - np. dziś wiadomo, że jeśli peerelowska bezpieka werbowała kogoś pod przymusem, to raczej żeby złamać morale i wewnętrzną lojalność solidarnościowców, niż żeby kablował; w tym celu lepiej sprawdzali się tacy, którzy robili to w zamian za określone korzyści.

Swoją drogą, jeśli już o tym mowa, wśród zwerbowanych w ten sposób do Chekety na pewno znalazłoby się sporo takich, którzy, wypuszczeni na pierwszą misję, popędziliby prosto na komisariat i zakablowaliby wszystko władzy, licząc na profity z tego tytułu.

Idziemy dalej. Dwa dni po dołączeniu do akwitańskiej "Solidarności" Opera (która do momentu wizyty w zbrojowni Chekety nigdy w życiu nie trzymała broni) dostaje swoją pierwszą misję - zabić Mike'a, który jest idiotą, bo ukradłszy pieniądze z organizacji nie zmienił nazwiska i nie uciekł z miasta. (Swoją drogą, gdybym ja zobaczył tę wypasioną chałupę, straciłbym nadzieję na odzyskanie tych pieniędzy). Pierwsza misja i od razu trzeba kogoś załatwić? Nie lepiej zacząć od roznoszenia ulotek, mazania na murach "KOMBINAT PUZDRO" czy czegoś w tym rodzaju? A przede wszystkim - nie lepiej poćwiczyć przedtem nieco więcej?

Trochę mało wiarygodnie przedstawiłeś moim zdaniem pierwsze zabójstwo Opery - to się przeżywa (zapraszam do "Progressio ex machina" - tam jest dobry opis tego, co się wtedy z daną osobą dzieje).

Jedziemy dalej. Mamy akcję z odbiciem konwoju (na której nie powinno się rozmawiać otwartym tekstem przez krótkofalówki - przeciwnik może podsłuchiwać!), gdzie Opera wyczerpuje limit szczęścia na miesiąc. Jeden celny strzał i jeden rzut pistoletem(!) wykluczają z akcji dwa samochody... (No dobra, ten motyw mi się akurat podobał ^^).

Rezultatem jest spotkanie z G. I nie było trudno domyślić się, o kogo chodzi - po pierwsze, niewielu bohaterów ma imiona zaczynające się od G, a po drugie, tylko jeden z nich widział Operę przed przystąpieniem do organizacji i miał okazję ją ocenić (inna sprawa, że nie bardzo wiadomo, na jakich podstawach)

Tak czy siak, Opera rusza na kolejną misję, a towarzyszy postać o imieniu identycznym z nickiem autora.

Tu uwaga. Cheketa ma swoje stroje organizacyjne, bardzo charakterystyczne - i biorąc pod uwagę to, jak bardzo się wyzłośliwiałem na płaszcze z symbolami w komentarzu do "Takifugu", możnaby tu oczekiwać z mojej strony podobnego podejścia tutaj. Ale tu akurat ma to swoje uzasadnienie - Cheketa działa w nocy, Sewentrycz nie ma (zdaje się - opisu nie było) oświetlenia ulicznego, a stroje organizacyjne są czarne. Więc nie czepiam się... z wyjątkiem jednej sceny.

Sceny, w której Opera i Dorek idą przez Akwitanię w pełnym słońcu, cały czas mając na sobie te stroje, po czym wchodzą do gospody, gdzie spotykają członkinię służb specjalnych Equestrii, która robi tam za odpowiednik "wrażych kapitalistów" (notabene też w stroju organizacyjnym)... po czym zaczynają drzeć się na siebie, wykrzykując na cały głos, kim są!

Autorze, pomyśl przez chwilę.

Nawet jeśli nie cała Akwitania znajduje się pod władzą Kombinatu, to nigdy nie wiadomo, kto słucha i patrzy. Nasi bohaterowie mogą się w takiej sytuacji nie obudzić następnego ranka, bo zobaczył i usłyszał ich jakiś lojalny poddany Kombinatu i powiadomił odpowiednie władze. Może poza murami miasta Kombinat nie ma możliwości legalnego pozbycia się wywrotowców... ale prawdopodobnie nie ma też nikogo, kto byłby w stanie powstrzymać go przed użyciem metod nielegalnych.

Swoją drogą Opera zapomniała o starej, dobrej zasadzie "wrogowie naszych wrogów są naszymi przyjaciółmi" (Equestria walczy z Kombinatem, Cheketa walczy z Kombinatem, ergo - są sojusznikami), a Holly Dash jej o niej nie przypomniała, choć zależało jej na tym, aby ona i Dorek byli po jej stronie.

Właśnie. Wspólna misja Opery i Dorka. Kluczowa dla fabuły - to tu Dorek ostatecznie zawala swoją sprawę do tego stopnia, że G. postanawia się go pozbyć, to tu między nim i Operą rodzi się chemia, to tu wreszcie wykradziony zostaje tajemniczy pakunek, który później okazuje się być superwirusem. Jest to z wielu powodów bardzo ważna misja, która... NIE JEST OPISANA. Przeskakujemy od Dorka i Opery w gospodzie do Opery przy biurku G. Czegoś takiego po prostu nie powinno się robić.

Ale nic - idziemy dalej. Odkrywamy prawdziwą tożsamość G. (jeśli jeszcze się jej nie domyśliliśmy) i widzimy, jak prezentuje innym szychom Kombinatu wykradziony przez Cheketę wirus. A tak z innej beczki - jeśli G. od początku chciał, żeby Kombinat użył wirusa, to czemu nie wysłał po niego żołnierzy Kombinatu? Opera mogłaby jednak zajrzeć do paczki... (Wymyśl jakiś dobry powód, jak będziesz opisywał wspólną misję Dorka i Opery ^^)

Reanimowali martwych, aby walczyli po ich stronie, należało im się!

Wiem, o co chodzi, ale nie mogę się pozbyć z umysłu wizji RKO i defibrylacji prowadzonych na trupach ^^

Zresztą plan zarażenia Equestrii ma jedną zasadniczą wadę - Sewentrycz jest o rzut beretem od krainy kucyków i zaraza łatwo mogłaby się dostać do miasta. A przeciwdziałanie temu poprzez pójście piechotą do księżniczki Celestii, albo nawet do Holly Dash (jak niby oni ją znajdą? Czy liczą na to, że znowu to ona będzie ich szukać?) mogłoby być zdecydowanie zbyt powolne - jeśli Kombinat podrzuci gdzieś bombę z wirusem, to przerąbane.

Co do spraw bardziej ogólnych, jest problem z wiarygodnością psychologiczną Opery. Pomińmy już, że mowa o kucyfikacji przeglądarki internetowej - ten fakt nie ma żadnego znaczenia dla fabuły. Po prostu nie mam wrażenia spójności charakterologicznej tej postaci.

Na początku zachowuje się jak osoba z autyzmem lub jego łagodniejszą formą - zespołem Aspergera (poświęca pracy sto procent swojej uwagi, jest samotniczką, na wieść o reprezentowaniu fabryki przed panem Wielka Szycha nie okazuje ani radości z bycia docenioną, ani stresu w związku z czekającym ją zadaniem, a jej wypowiedź "Społeczeństwo jest smutne" skierowana do przedstawiciela władzy w kraju przypominającym pod względem atmosfery państwo komunistyczne w okresie najgorszego stalinizmu świadczy albo o całkowitej ślepocie społecznej, albo o zwykłym kretynizmie. Do tej tezy pasowałyby też cokolwiek chamskie odzywki w rodzaju "Pracuję sama" skierowanego do szefa organizacji czy traktowanie Holly Dash z pogardą od pierwszego spotkania.

Ale co w tym wszystkim robi aluzja w rodzaju "Noce wieczorem bywają chłodne" skierowana do towarzysza? To trochę nie w tym samym stylu.

A jej zachowanie podczas akcji to też dziwna sprawa. Po pierwszym zabójstwie (które zwykle bardzo się przeżywa) otrząsa się błyskawicznie. No dobra, powiedzmy, że te objawy można podciągnąć pod nie tyle autyzm, co socjopatię, czyli całkowity brak empatii... Ale nie wiem, o czym miałoby świadczyć, że gdy ma zabić Dorka, to najpierw podchodzi do tego z zimnym profesjonalizmem, potem czerpie z bezbronności ogiera sadystyczną przyjemność, aby w końcu odezwało się w niej sumienie na widok... jego rezygnacji. Dlaczego akurat wtedy, a nie wcześniej, jak kulił się wystraszony pod ścianą i patrzył na nią blagalnym wzrokiem?

Po prostu... nie czuję tej bohaterki. Nie rozumiem jej emocji, jej motywacji, jej charakteru. Wydaje mi się najzwyczajniej w świecie niespójna. Co, wbrew pozorom, świadczy o progresie jakościowym w stosunku do "Takifugu" gdzie tak bardzo pochłonęły mnie dziury fabularne i przeładowanie kliszami rodem z filmów akcji klasy B, że nie miałem już siły zwracać uwagi na takie pierdoły jak konsekwencja w budowaniu charakteru postaci ;)

Nie wiem też, po co dowaliłeś Kombinatowi pakt z demonami. Informacja o nim pojawia się totalnie z zadu i nie ma żadnego znaczenia dla fabuły fanfika. Wygląda jak dorzucona tylko po to, żeby bardziej sugestywnie pokazać, jaki to Kombinat jest zły. Co jest niepotrzebne - to cholerny stalinowski reżim, to oczywiste, że jest zły.

Teraz wypadałoby jakoś podsumować całość. Hmmm... znowu mamy średni fanfik z kilkoma fajnymi motywami oraz kilkoma brakami i dziurami, ale mimo wszystko jest wrażenie pewnego progresu w stosunku do "Takifugu".

Polecam przeczytać całość jakiś czas po napisaniu (np. następnego dnia), tym razem patrząc na własną pracę krytycznym okiem czytelnika. Ja czasem musiałem po czymś takim jeszcze raz przepisywać spore fragmenty fanfika. Powodzenia.

PS. Będę męczył też następne twoje dzieła. Czuj się ostrzeżony ^^

Edited by psoras
Link to comment
Share on other sites

  • 3 years later...

Create an account or sign in to comment

You need to be a member in order to leave a comment

Create an account

Sign up for a new account in our community. It's easy!

Register a new account

Sign in

Already have an account? Sign in here.

Sign In Now
 Share

×
×
  • Create New...