Skocz do zawartości

Wielkie Wyzwanie #1


Cava Herondale

Recommended Posts

/Bjorg

Eomeer widząc, że jego przeciwnik usiadł na piasku przestał się wycofywać. Opuścił trochę miecz jednak nadal trzymał go w kopycie.

-Cóż- Zaczął. Jego głos był spokojny mimo tego, że cały kuc był spięty i gotowy do dalszej walki. Jego spięcie było wynikiem tego, że od bardzo dawna nie rozmawiał z nikim.

-Powiedzmy, że coś zawdzięczam jego przychylności. A to, że nie wyglądam na księcia ciemności nie ma nic do tego, że nie mogę go reprezentować.- Dodał obserwując ogiera. Widział kawałek pancerza w jego rękach i spodziewał się, że ten może zaraz polecieć w jego stronę. Jego biały płaszcz spokojnie leżał na jego grzbiecie.

-A co ty tutaj robisz?- Zapytał lekko niepewnie.- Nie wyglądasz na kuca przyzwyczajonego do takich terenów. Czemu reprezentujesz drugą stronę?- Zadał kolejne pytanie. Nie wiedząc co ze sobą zrobić stał na przeciw siedzącego kuca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Bosman

Bjorg westchnął z ulgą, kiedy skończył się przeciągać. Jego ciało doskonale ukazywało każdy mięsień na jego ciele prężnie napięty, gdy ten się przeciągał. Tutejsza atmosfera wybitnie mu nie odpowiadała. Jednak nie mógł sobie pozwolić, by klimat go pokonał. Dawał sobie radę w ekstremalnym zimnie to i w gorącu da radę. Cały czas patrzył na swojego przeciwnika. Bystrzak! Następnie zaś zerknął na swoje rękawice. Oh, jaki on był szczęśliwy, że zdecydował się nie szlifować i polerować tej stali, pozwalając, by była ciut ubrudzona i matowa! W innym przypadku byłoby tu ZBYT jasno, biorąc pod uwagę to cholerne słońce.

Chrząknął, słysząc pytanie. Pogładził się kopytem po wąsach, cały czas z uśmiechem obserwując ruchy przeciwnika.

- Cóż... Nie uśmiecha mi się, by Kryształowe Imperium było rządzone przez tyrana, który uwielbia niewolić niewinnych. To po prostu nie jest fair - odparł, rozkładając bezradnie kopyta. Poem zaś poobserwował gościa w płaszczu i chrząknął ponownie. Następnie wstał i z przyjacielskim uśmiechem machnął kopytem na znak, by ten wchodził na gorę.

- Właź! Nie chce mi się myśleć, jak tu do Ciebie podejść. Pobawimy się tutaj, co? - spytał pogodnie, wskazując miejsce na szczycie wydmy gdzieś dalej od siebie - no i mam pomysł. Nie mam ochoty nikogo zabijać, nie jestem od tego. Zabitym też być nie chcę. Zróbmy zatem może tak, że walczymy bez broni i ten, kto pierwszy z wydmy spadnie, przegrywa, co Ty na to, eh? - spytał, dalej bawiąc się rękawicą w kopycie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Bjorg

Eomeer został zbity z tropu. Przez chwilę patrzył na swojego przeciwnika.

-Ty ta na poważnie?- Zapytał zmieszany. Z jednej strony nie widział, żeby jego przeciwnik chciał z nim walczyć na poważnie. Jednak z drugiej strony zaproponował mu coś w czym on miał zdecydowanie większe szanse. Mimo jego rozterki zaczął wchodzić na wydmę aby po chwili znaleźć się na jej szczycie. Tam patrzył na swojego przeciwnika.

-A co do tyrańskich zapędów Sombry to jak widać ma ku temu powody.- Odpowiedział ostrożnie. Miecz nadal trzymał w gotowości. - Dobrze zagram w twoją gierkę. Ale nadal nie widzę jak to miałoby zakończyć nasz pojedynek.- Dodał rozglądając się po okolicy czy nie ma wokół nikogo innego wokół. Nie chciał zostać zaskoczony przez wrogów zwłaszcza, że był jeszcze młody i nie wiedział dokładnie co może go czekać.

-Idź przodem i zajmij miejsce.- Powiedział.- Nie chcę mieć ciebie i twojej zbroi za plecami.- Dodał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Bosman

Bjorg pomachał kopytem przecząco, akcentując to wymownym "na-ah". Nadal pogodny, położył część uzbrojenia gdzieś za sobą.

- Ideą mojego pomysłu jest walka bez broni i zbroi. Ja nie chce Ci połamać gnatów, bo za młody na to jesteś, ale z drugiej strony tez nie chcę zostać pokrojony, wiesz o co chodzi, eh? - Wytłumaczył, po czym zrzucił drugą rękawicę z kopyta. teraz nie miał już na sobie nic, co mogłoby chronić go przed ostrzem... Cóż, kredyt zaufania do młodego. Każdy na to zasługuje, nie?

Jednak nie oznaczało to, że był on bezbronny. Wiedział, jak walczy się mieczem, wiedział, że wystarczy przywalić w kopyto tuż po zadanym przez przeciwnika ciosie - nie ma miecza, nie ma kopyta, które by miecz dzierżyło. Musiał być to manewr szybki i dokładnie zaplanowany. O tego typu rzeczy ciężko podczas bitwy, jednak Bjorg mało kiedy dawał się ponieść emocjom w walce, a niezliczone walki z rabusiami i swoim przyjacielem dużo mu dały.

Wystarczyło, by dał miejsce na pusty cios broni. Mało który szermierz zdaje sobie sprawę z tego, że to właśnie atak ich odsłania najbardziej. I ta króciutką chwilę ogier miał zamiar wykorzystać. Trzymać kopyto gdzieś uniesioną w pobliżu miejsca, w które celował jego oponent. I wytrącenie broni nie powinno być żadnym problemem.

Jednak... Był to manewr jedynie w przypadku, gdyby ten broni nie odrzucił. W przeciwnym razie nie myślałby nad tym. Po prostu czekałby na atak, a jakby był blisko, po prostu odepchnąłby przeciwnika gdzieś w kierunku zbocza wydmy. Nie był jednak lekkomyślny. Stał sztywno i twardo, używając swej siły, by nie zostać wytrąconym z równowagi. Zasięg jego kopyt, a zasięg kopyta mniejszego kuca decydowały o wszystkim.

Czy wybrał nieuczciwą grę? Tak. Jednak wolał nieuczciwie wygrać i nie robić nikomu krzywdy, aniżeli wygrać uczciwie, masakrując kogoś..

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Lyriusz N.

Stojąc na arenie, dużo rozmyślał, nad otoczeniem oraz którego przeciwnika wybierze do walki. Po chwili namyśle zdecydował, że schowa noże za peleryne, podniósł dość sporą kupkę piasku używając przy tym magi. Dość dziwnie wyglądał gdy nad jego głową latał piasek. Zamknął swoje krwiste oczy i nasłuchiwał się w otoczenie czekając, aż zwierzyna podjedzie do myśliwego.

Edytowano przez lyra57
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Bjorg

Eomeer widział jak jego przeciwnik zdejmuje ostatni kawałek zbroi. Teraz był nieopancerzony. Jednak wydawało mu się to dziwne.

Na pewno ma coś w zanadrzu. Ale chyba nie mam wyboru jeśli chcę ujść z tego z życiem. Zastanawiał się młody kuc.

-Wiem.- Powiedział po czym wbił miecz w piasek. Następnie zdjął swój płaszcz i powiesił go na rękojeści miecza. Po zdjęciu płaszcza można było zobaczyć bliznę ciągnącą się przez prawie cały grzbiet. Następnie obszedł swój ekwipunek i stanął trochę pewniej na wydmie. Eomeer wiedział, że w starciu na kopyta ma bardzo małe szanse. Jednak musiał starać się wykorzystać jakoś swoją szybkość oraz to, że był mniejszy zatem trochę trudniejszy do trafienia.

Może uda mi się wykorzystać pochwę. Taka myśl przeszła mu przez głowę, kiedy obserwował swojego przeciwnika.

-Mam do ciebie pytanie. Co zrobisz jeśli cię zrzucę z wydmy?- Zapytał niepewnie. Miał małe szanse na to ale Eomeer lubił wiedzieć co się może stać.- Mimo, że mam małe szanse chcę wiedzieć skoro jest to pojedynek a nie walczymy bronią.- Dodał. Rozejrzał się jeszcze krótko po czym skupił swój wzrok na olbrzymim kucu. Czekał na jego ruch. Eomeer wiedział, że teraz przeciwnik ma przewagę więc czekał aby wyjść z jakąś kontrą.

-I jeszcze jedno.- Powiedział grzebiąc kopytem w piasku.- Jestem Eomeer.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Most White

Obserwacja klaczy się sprawdziła. Tak jak się spodziewał. Klacz próbowała wykorzystać sytuacje i zaatakować. Sprytne. Gdy tylko dostrzegł broń w kopytach klaczy. Natychmiast skoczył w bok. Po czym natychmiast potoczył się dalej unikając drugiego pocisku. Trzeba przyznać, że to była sprytna zagrywka ze strony klaczy. Gdyby nie był bardziej czujny. Mogłoby by być znacznie gorzej. Nagle jego róg zalśnił białym światłem a przed jego pyszczkiem znów pojawił się nóż.

-Moja historia mroczna? Źle patrzysz na świat. Ja jestem wolny. Nie jestem więźniem woli księżniczek jak ty i twoi sojusznicy. Robię, co chcę i kiedy chcę. Jestem przekonany, że i twoja historia jest ciekawa. Ale skoro nie chcesz jej zdradzać. Dobrze. Ciekawy jestem jak sobie radzisz, gdy nic nie widzisz. -Nóż, który pojawił się przed ogierem przejechał nagle po jego kopycie tworząc ranę, z której sączyła się krew. Opuścił kopyto tak by trochę tej krwi spadło na pustynny piasek. -Czas na rozmowy już minął. Pora to skończyć. -Jego róg ponownie zalśnił białym światłem. A piasek wokół ogiera zaczął się unosić. Wokół niego wytworzyła się burza piaskowa, która powoli zaczęła zbliżać się również do klaczy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Grey

 

Nieprzerwany strumień piasku to jedyne co widzę. Jedyne co słyszę to nieustanny szmer osypującego się żwiru. Jedyna myśl jaka wybrzmiewa mi w głowie to  „ Co się stało?!”.

                                   *************************************

Róg szarego maga mieni się fioletem gdy ten rozpoczyna inkantację.   Błyskawicznie opuszcza miecz. Łańcuch błyskawic skacze po ostrzu i z donośnym grzmotem wydostaje się na wolność.  Calamity z wizgiem motorów zrywa się do galopu. Oślepiający błysk. Łuk energii połączył się z tarczą. Raz po raz skacze po kopule  pola, które wreszcie blaknie i znika przeciążone. W tej sekundzie strumień energii urywa się. Stalowy ogier przyspiesza, fale piasku uciekają mu spod kopyt. Jest już blisko.  Grey zrozumiał chyba co się święci, zaprzestał ataku. A jednak nie próbuje unikać. Twardziel. Czyżby pogodził się ze śmiercią?  

                                 *************************************

Czy to doprawdy wszystko co masz  mi do zaoferowania?”- pytam w myślach a wszechogarniające rozczarowanie to jedyne co czuję. Znowu. A jednak, ku mojemu zachwytowi, nie jest to jeszcze koniec.

                                  *************************************

Rozmazana plama czerni pojawiła się znikąd. W mgnieniu oka spada na Greya i porywa go w powietrze. Olbrzymi kruk odlatuje kilka metrów, upuszcza swój bagaż po czym wzlatuje ponownie.  Calamity, kompletnie zaskoczony, próbuje się zatrzymać.  Za późno!  Uderza w wydmę i znika w obłokach piasku. Przez chwilę słychać tylko lekki szmer osypującego się żwiru. Nagle, wydma eksploduje. Stalowy ogier  wygrzebał się ze osypiska,  otrzepuje się gwałtownymi ruchami, zdradzając ekscytację. Cienkie strumyczki piasku wysypują się wszystkimi szczelinami pancerza.

 

-YEAAAAAHHHHH!!!!- szalony i radosny, z lekka elektroniczny głos, rozbrzmiewa po polu bitwy.

-Myślałem że już po tobie! Pięknie!

                                                           *************************************

Uwielbiam wszystko co wyjątkowe. To, co przerywa przejmującą monotonię długiego życia. Gruba księga pełna tajemnic. Klacz której piękno przyćmiewa nawet gwiazdy. Ujmujące dzieło sztuki.  Poruszająca duszę aż do zapomnianych głębi muzyka. Ale nade wszystko kocham krzyżować ostrza z wyjątkowym przeciwnikiem.

 

I właśnie takiego znalazłem.

Edytowano przez Emiel Regis
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bjorg był zadowolony z honorowego zachowania przeciwnika. Ba! Był z niego dumny, czego nie omieszkał okazać ojcowskim uśmiechem. Nie był pacyfistą, ale nie był też rzeźnikiem, nie lubił zbędnego bólu i przemocy. Jego wielkie serce zabiło mocniej, widząc, jak iskierka nadziei dla młodziana rozpala się. Potem zaś chrząknął, przygotowując się do odpowiedzi.

/Eomeer

- Cóż, najpewniej pogratuluję Ci i zaproszę na piwo, gdzie opowiesz mi o tym, co takiego widzisz w Sombrze, który jest zwykłym tyranem - odparł optymistycznie, robiąc witająco-zapraszający gest kopytem. Dla Bjorga nie liczyło się specjalnie to, że ktoś stal po przeciwnej stronie barykady. Przecież to, że służy komuś nie zrównuje go z miejsca z tym kimś.

- Mów mi Bjorg! - dodał po chwili z serdecznym uśmiechem.

I wtedy... Wszystko jakby stanęło w miejscu, bo gdy tylko mrugnąć okiem, poczciwy olbrzym już był w biegu na przeciwnika. Jego długie, silne susy wznosiły tumany piasku i pyłu, który niósł się zaraz z wiatrem. Dla stojącego naprzeciw mniejszego kuca, mogło być to porównywane z widokiem parowozu, pędzącego prosto na niego. Potężne, umięśnione kopyta Bjorga wbijały się w piach, jednak zamiast ulec grząskiemu podłożu, jego siła zdawała się przełamywać tą trudność, niczym potężny lodołamacz, kruszący pod sobą grubą taflę lodu. Jego galop był ciężki, dając mu równowagę, co jednak przypłacał trochę szybkością susów. Jednak i te rekompensował siłą, jaką w to wkładał, sprawiając, że susy były długie.

Postawa ogiera przypominała taran. Pochylony w przód z oczami wbitymi w przeciwnika. Skupionymi na jednym celu, zrównaniu go z piaskiem. Długie warczenie, jakie ogier północy z siebie wydobywał dopełniało wizerunku prawdziwej maszyny wojennej, niepowstrzymanej mocy.

Mocy, która przy ostatnim susie, tuż przed przeciwnikiem... Zatrzymał się nagle. Zaplanowany ruch, przygotować przeciwnika na szaleńczy szturm, by zmienić w ostatniej sekundzie plany. Taktyka Bjorga była prosta - zaskoczyć, zmusić przeciwnika do nieodpowiedniej reakcji, do odskoku, manewru w bok... Tylko po to, by znów poczęstować go piaskiem. Nie było czasu do stracenia, jeśli Bjorg miał wygrać. Ruch kopyta, tworzący piaskową burze przed oczami Eomeera nie skończył się na tym. Było to ledwie preludium do natychmiastowego, płynnego pchnięcia, wywodzącego się z tego ruchu. Cios stanowczego, silnego - lecz nie gwałtownego. Bjorg chciał popchnąć kuca w bok, by stoczył się z wydmy.

Akcja ta jednak nie była nieprzemyślana, jednostronna. To kopyto było równie taranem, co tarczą. Zasięg kopyt Bjorga stanowczo przewyższał zasięg kopyt Eomeera, więc kontratak rozbiłby się o mocarne ramię, które już nieraz trzymało na sobie ciężar całych drzew. Trzeźwy kontratak Eomeera miał się po prostu roztrzaskać się o to kopyto i przypieczętować los młodziana, który tym samym wystawiłby się na cios Olbrzyma.

Wąsacz walczył w górach Haffjordu z wieloma przeciwnikami. Od dzikiej zwierzyny, nękającej mieszkańców wiosek, poprzez rabusiów, bandziorów i łotrów, kończąc na Oyvindzie, jego najstarszym przyjacielu i od niedawna szwagrze. Oyvind to pegaz wielki, jak Bjorg - jednak nie z winy zwykłego odżywiania. Oyvind był gigantykiem. Jego siła pochodziła nie tylko z treningu, ale i choroby. Nie trudno zatem się domyślić, że tylko Bjorg był w stanie powstrzymać przyjaciela w jego pijackim amoku. Tak, pegaz był szybszy, jednak siłą to zawsze Bjorg dominował.

Bjorg był osobną górą Haffjordu. Przemieszczającym się, potężnym szczytem, którego nie zdobyła ni natura, ni kuce... No, siostra Oyvinda tego dokonała, ale to inna historia...

Edytowano przez Tarreth
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Serox

Przeciwnik wystrzelił z broni. Pocisk wbił się w tarczę z dużą siłą, ale osłona wytrzymała. Zauważyła chmarę dymu na szczycie wydmy. Zaczęła obchodzić wydmę. Nagle usłyszała kolejny wystrzał. Kula wbiła się w lewy nok tarczy. Klacz przyspieszyła tempo aby rywal nie uciekł z zasięgu. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Centurion ((Ósmy post, tak by the way.))

 Podtrzymywała jeszcze płomień pod mieszaniną niejednorodną ołowiu i kwasu octowego, co chwilę oceniając rozmiar powstałych kryształków octanu ołowiu, które "dojrzewały" już do stosownego rozmiaru, oznaczając także wydzielenie się potrzebnego w tej chwili wodoru.Trzeba już tylko przeprowadzić reakcję do końca, oraz znaleźć Centuriona. Zależało jej na szybkim zakończeniu walki, gdyż wysoka temperatura wewnątrz kombinezonu stawała się bardzo uciążliwa, a dodatkowo, szybkie pocenie się oznacza poważną utratę cennej wody i soli mineralnych. Słońce pali niesamowicie, a gorący piasek czuć nawet z okrytymi kopytkami. Wymarzone miejsce na wakacje.

 Jej poszukiwania dalej trwały. Wbrew temu, co wcześniej sądziła, jak najbardziej możliwe jest przeoczenie niemal dwumetrowej masy stali. Doprawdy niedorzeczne. Teoretycznie powinien stać na linii frontu, a tymczasem potężny wojownik w wysoko zaawansowanym technicznie pancerzu ucieka przed wątłą klaczą bez żadnego przeszkolenia w walce. Tego się po tym "rycerzu" w lśniącej zbroicy nie spodziewałam. Żeby miał problem z...;  urwała swoją myśl, gdyż w tym momencie zauważyła owego Rycerza. Zobaczyła też dwa podłużne mechanizmy, prawdopodobnie działa, skierowane wylotem luf w jej stronę. Zamarła. Jej reakcja była niemal błyskawiczna; sięgnęła magią do juk, a następnie wyciągnęła plastikowe szczypce razem z trzymaną w nich butelką.

 Była to ostatnia akcja doktorki, jaką mógł zobaczyć Centurion przed wystrzałem. Grzmot, huk, oślepiający błysk, wyrzucona w powietrze niewielka chmura piasku; imponujący, idealnie oddający potęgę inżynierii magicznej pokaz. Wypuszczony wcześniej chlor rozprężył się w takim stopniu, że nie był już nawet widoczny, za wyjątkiem ostatniej chmury, w której stał Cent. Drobne ziarenka piasku, raz jeszcze wzbite w powietrze, opadały na ziemię, gdzie mieszały się z tysiącami takich jak one same. Pośrodku miejsca kolizji malował się biały kształt leżącego nieruchomo w piasku kuca, zwróconego plecami do Centuriona. Oczywiste, kim jest ten kuc, ale z takiej odległości dokładne stwierdzenie jej stanu graniczy z niemożliwością - choć na razie wszystko wskazuje na jedną, ostateczną diagnozę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- CO... DO?!!! - wrzasnąłem, kiedy świat zniknął w ciemności. Na szczęście wyścigi wyrobiły we mnie coś w rodzaju pamięci przestrzennej - trzeba wiedzieć, co i gdzie się znajduje, nawet jeśli widziałeś to tylko przez moment. Źle założysz szerokość przejścia i już zahaczysz o nie skrzydłem, a wtedy w najlepszym wypadku połamiesz sobie kończyny lotne i żebra.

Dzięki temu doświadczeniu wiedziałem dość dokładnie, gdzie aktualnie się znajdowałem we wszystkich trzech wymiarach. Z czwartym to nie miałem pojęcia, może właśnie walczyłem z nowym Władcą Czasu, kij to wie. Uderzyłem mocniej skrzydłami, wybijając się w górę i zaczynając nieregularnie wirować, by uniknąć ewentualnego ostrzału. Teoretycznie raczej nie posiadała żadnej broni dystansowej, ale skoro właśnie tak trochę złamała regulamin tego całego Starcia, to nie zdziwiłbym się, gdyby okazało się, że pod ogonem ma muszkiet. Trzeba mi było jednak zanurzyć grot w toksynie paraliżującej, a nie w tym g... odpadku.

Odbiłem na swoje prawo. To tam ciągnął prąd powietrzny, jego siła mogła pomóc mi nabrać prędkości, by jak najdalej odlecieć z miejsca pojedynku. Oczywiście, przy okazji skręcałem, wirowałem, przyśpieszałem, hamowałem... Nie chciałem dostać pociskiem. "Żyj, by walczyć dalej." Musiałem przeczekać działanie zaklęcia - walka na ślepo równała się samobójstwu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Cobalt Whisper

Centurion kilka sekund po tym jak opadły ostatnie ziarenka piasku mógł ocenić czy jego strzał był celny i z jakim skutkiem. Centurion przeraził się gdy zobaczy klacz leżącą do niego plecami w bezruchu, jego zamiarem było ją tylko powstrzymać a nie zabić, Centurion w natłoku zdarzeń nie obliczył siły z jaką wystrzelą jego działa co mogło mieć straszny skutek dla Cobalt. Centurion po kilku sekundach stania jak wryty natychmiast wydostał się z chmury wodoru która była wokół niego, na szczęście dla niego chmura nie była duża i nie mogła mu wyrządzić wielkiej krzywdy. Centurion natychmiast aktywował osłonę pancerza i zaczął ostrożnie podchodzić do leżącej na piasku klaczy, nie mógł być do końca pewien czy trafił Cobalt i czy nie jest to kolejna z jej sztuczek. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Most White

Najwyraźniej burza piaskowa pomieszała plany klaczy, bo ta nie atakowała. Dla ogiera też nie było łatwo był przyzwyczajony do ciemności i miał czuły słuch. Jednak burza piaskowa utrudniała również mu widok przeciwnika. A walka wokół utrudniała mu cokolwiek usłyszeć. Jednak nie był głupi. Nigdy nie atakował tak by jego atak zaszkodził również mu. Jego róg ponownie zalśnił. A jego oczy zmieniły barwę na krwisto czerwoną. Teraz widział znacznie lepiej. Z tego, co zauważył jego przeciwniczka starała się uciec przed burzą piaskową. Burza miała ograniczony zasięg głównym jej zadaniem było to by przeciwniczka nie widziała ogiera. Ucieknie czy nie i tak ma utrudnione zadanie. A nie łatwo zranić coś, czego nie widać. Przed pyszczkiem ogiera pojawił się kolejny nóż, którym rzucił prosto w klacz. Ciekawe czy zdoła tego uniknąć? Sam ogier szybko zmienił pozycje, z której rzucił. Bo wiedział, że jeśli nie trafi. Klacz już będzie znała jego położenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Centurion

 Im bardziej się zbliżał, tym dokładniej widział klacz w jej stroju. Dość duże jego fragmenty był mniej lub bardziej osmalone, a w niektórych miejscach potrafił nawet zobaczyć jej błękitną sierść, odsłoniętą przez powstałe niedawno dziury. Gdy był już stosunkowo blisko, poruszyła się kilkukrotnie, po czym gwałtownie powstała, a kaptur stroju, wraz ze szklaną osłoną z przodu, zaświecił się jej aurą. Chwilę się z nim siłowała, aż w końcu udało jej się go zdjąć. Została jeszcze czarna maska przeciwgazowa, zakrywająca dolną część twarzy, którą także niezwłocznie ściągnęła.

 Z całą pewnością mógł teraz dobrze zobaczyć jej twarz; wiecznie kamienną i spokojną, nawet pomimo zmęczenia. Sierść i grzywa świeciły się jasnym blaskiem, typowo dla każdego kryształowego kucyka, a szczególnie w takim słońcu, lecz były też zmoczone potem. Jeden z policzków, który pod tym kątem Centurion potrafił ujrzeć w całej okazałości, miał bardzo wyraźny ślad po poparzeniu.

  Zaczerpnąwszy zwykłego powietrza pierwszy raz od długiego czasu, wzięła najpierw szybki, głęboki wdech, któremu następnie towarzyszył atak kaszlu, przerywany przez kolejne próby wzięcia oddechu. Po chwili kaszel przeminął, a jej oddech począł się uspokajać. Na moment lekko ją zamroczyło, lecz oprócz groźnego chwiania się na boki niczego innego to nie spowodowało.

 Na moment zdało jej się, że dostrzega coś kątem oka. Po zwróceniu swego widzenia centralnego w tę stronę, ponownie poczuła, jak przebiega ją zimny dreszcz. Blisko niej stanął Centurion z podniesioną osłoną. O ile z większej odległości tego nie zauważyła, to teraz doskonale mogła stwierdzić, ze jest od niej wyższy co najmniej o głowę. Pierwsza reakcja: podniosła swój miotacz gazu za pomocą magii, skierowała w jego stronę i popchnęła dźwignę. Nic. Cofnęła ją, po czym ponownie pociągnęła od siebie. Maszyna zasyczała, lecz dalej nic się nie stało. Koniec gazu.

 Odczepiła swą piłę do kości od prawej juki, oraz ustawiła się do Centuriona na ukos, szeroko rozstawiając kopyta, podczas gdy w myślach karciła się za to, że nie kontrolowała ilości chloru. A jej szare, beznamiętne oczy skrupulatnie śledziły każdy jego ruch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wili będąca pewna swojej przegranej próbowała przypomnieć sobie zaklęcie po którym rywal odzyska wzrok , ale było jej trudno ponieważ jej przeciwnik chociaż był oślepiony walczył i to bardzo dobrze , ale nie chciała być gorsza . Kiedy ogier leciał w jej kierunku użyła czaru teleportacji , aż w pewnym momencie krzyknęła :

- Pamiętam !

Szybko użyła zaklęcia żeby walka była wyrównana .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Calamity

 

Grey Claw w żadnej chwili nie bał się szarży stalowego olbrzyma. Doskonale wiedział, że Fames znajduje się tuż nad nim, gotowy zabrać go tuż sprzed nosa jego przeciwnika. W trakcie tego wspólnego uniku jedynym na co mógł narzekać, był jego towarzysz, który jak zwykle złapał go z całej siły, boleśnie wbijając mu szpony w barki. Robił to za każdym razem, kiedy podnosił swojego właściciela i to nie z chęci pewniejszego chwycenia przyjaciela, czy po prostu z braku wyczucia. Zwyczajnie uwielbiał, kiedy jednorożec się za to na niego złościł, a ten często, z chęci sprawienia mu przyjemności, nie oszczędzał mu słów krytyki.

 

Te jednak padały dopiero po walce, a obydwoje doskonale wiedzieli, że odrobina piasku nie wystarczy, aby zapewnić im zwycięstwo. Zaraz po tym, jak ogier wylądował na ziemi zwrócił się w stronę, z której pod zaspą zniknął jego przeciwnik, czekając na to, co się zdarzy. Ku jego zaskoczeniu Calamity po wyjściu nie był wściekły nieudaną szarżą, a wręcz… podekscytowany?

 

„Czyżby zależało mu nie na samym zwycięstwie, a na dobrej walce?” – była to myśl, która początkowo go zmieszała. Nie potrzeba było jednak dużo czasu, aby na jego pyszczku pojawił się nie wielki uśmiech. – Nie martw się, nie mamy zamiaru dać się od tak rozgnieść – powiedział tym razem na głos. Był to jednakże szept, słyszalny tylko dla niego i znajdującego się wysoko na niebie kruka, który co prawda nie usłyszał samych słów, tylko myśl przekazaną mu przez ogiera, w efekcie czego ruszył w stronę Calamity’ego, aby być blisko miejsca walki i móc szybko reagować.

 

Słowa te nie zostały poszczone na wiatr. Ledwo jego usta się zamknęły, a róg już błyskał na swój fioletowy kolor. Runiczny miecz został pochwycony z całej siły, po czym wraz z dzierżącym go kucykiem zniknął w jasnym błysku.

 

Grey pojawił się tuż obok swojego przeciwnika, wykonując szybkie cięcie. Miał nadzieję, na uzyskanie przewagi, wynikającej z zaskoczenia, jednak to on sam został zaskoczony, niemal natychmiastową reakcją jego przeciwnika. Miecz został zatrzymany przez naładowany elektrycznością drąg, a zabrana Timber broń rozpoczęła natarcie w stronę odsłoniętego jednorożca. I prawdopodobnie gdyby nie Fames, który z impetem wbił się w ogiera, odtrącając go na bok, skończyłoby się to dekapitacją. Sam kruk wpadł w swego właściciela pod takim kątem, że i jemu udało się wyjść bez szwanku i nie zamierzał spędzać w strefie zagrożenia więcej czasu, niż to faktycznie potrzebne, wracając szybko na swą pozycję wysoko na niebie.

 

Ogier w międzyczasie wykonał przewrót, co pozwoliło mu uniknąć kolejnego uderzenia ze strony kolosa. I miał szczerą nadzieję, że więcej tego manewru nie będzie musiał powtarzać i z własnej woli wsypywać sobie piasek w każdy zakątek ciała. Nie chcąc dawać przeciwnikowi kolejnej szansy na uderzenie, szybko podniósł się na nogi, wymierzając swój miecz prosto w gardło. Miał nadzieję, że warstwa pancerza będzie tam na tyle cienka, aby dał radę się przebić. Niestety miecz po prostu się zatrzymał, nie wyrządzając niemal żadnych szkód.

 

Calamity nie pozostał dłużny, rozpoczynając szalony atak dosłownie wszystkim co miał. Jego drąg latał ze świstem i odgłosem skaczącego wesoło prądu, miecz Timber ochoczo siekał powietrze a nawet róg kolosa, rozpalił się do białości, co chwila wyprowadzając niszczycielski atak. Dwa pierwsze oręże były sprawnie, choć nie łatwo odbijane przez szarego jednorożca, ten ostatni jednak, po pierwszej próbie jego sparowania, która skończyła się dziecinnie prostym przełamaniem obrony, był nieco mniej sprawnie unikany.

 

Przez następne kilka chwil walka, dla siedzącego z boku widza, mogłaby wydawać się nieco monotonna. Calamity stale napierał na Grey’a, który raz za razem odbijał lub unikał jego ataki. Czasami udało mu się przebić przez trzykrotnie większą liczbę broni przeciwnika. Jednak każdy cios był sprawnie odbijany przez gruby pancerz, a całości nie ułatwiały wyładowania elektryczności, które radośnie skakały po kolosie. Obydwaj walczyli w pełnym skupieniu, czekając na pierwszy błąd przeciwnika, który mogliby wykorzystać.

 

I na nieszczęście Grey’a to on jako pierwszy zrobił coś źle. W trakcie parowania jednego z ciosów mieczem, źle wymierzył, przez co broń przeciwnika zamiast przelecieć obok niego, uderzyła go z impetem w twarz. Na szczęście zbicie odwróciło miecz, więc nie uderzył go powierzchnią tnącą, ratując mu życie. Siła uderzenia wytrąciła ogiera z równowagi, jednak nagła, kompletnie odruchowa akcja zatrzymała jego przeciwnika, przed bezwzględnym wykończeniem zachwianego jednorożca. Niezwykle silna eksplozja energii magicznej, która opuściła jego róg zatrzymała pędzący w jego stronę drąg, oraz doprowadziło jego przeciwnika do podobnej sytuacji w jakiej znalazł się on sam.

 

Jednak w tej chwili Grey był już bliski odzyskania utraconej równowagi, co pozwoliło mu wykonać pierwszy cios. Po raz kolejny zmienił się układ rozpalonych run, wracając do ułożenia z pierwszego ataku. Szybki doskok i szerokie cięcie pozostawiły na klatce piersiowej przeciwnika bardzo głębokie wyżłobienie, które nawet z daleka rzucało się w oczy.

 

Jednak Calamity również wrócił do gry, a jego bronie niemal natychmiast ruszyły w stronę jednorożca. Grey chciał zyskać nieco przestrzeni. Jego przeciwnik miał nad nim zbyt dużą przewagę w bezpośrednim starciu i ten musiał się jak najszybciej ewakuować. Wraz z jasnym błyskiem, wylądował on kilka metrów za przeciwnikiem, stojąc na swych tylnych nogach. Obrócił się w jego stronę, a jego przednie kończyny pokryły się błękitnymi płomieniami, które szybko uformowały się w cztery ogniste pociski, które pognały w stronę przeciwnika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Dakelin, czy mógłbym ciebie prosić o posty większe niż dwie linijki? Wiem, że to trochę nieuprzejme tak o to prosić ale nie dajesz mi żadnej dobrej bazy na odpis, gdy post jest kopią drugiego. Jesteś magiem, więc masz duże pole do popisu.)

 

/Crazy

Kolejny raz pociski odbiły się od tarcz. Normalne. Wolfast zaczynał myśleć, czy rzeczywiście dobieranie przeciwników jest takie "losowe". W końcu to Rafa był władcą tego cyrku i mógł się zwyczajnie mścić za zniewagę na Błoniach. To takie typowe ze strony "elity", chce mnie widzieć pokonanego ale sam tutaj nie zejdzie. Ale koniec rozmyślań, miał maga do przeżycia, bo zabicie raczej będzie trudne przez tą parszywą tarczę. Tylko czemu przeciwnik tylko raz go zaatakował? Czemu cały czas tu idzie? Może dalej chce rozmawiać? Jaka dla niej szkoda, że zrobiła ten pierwszy krok pomimo ostrzeżenia. Cały czas tu lezie, więc może jest to klucz do wygranej. Może ona nie ma zasięgu. Tym bardziej nie mogę pozwolić, by się zbliżyła. Ogier zaczął odlatywać zakosami jednocześnie przeładowując swój karabin. Nasłuchiwał jakichkolwiek dźwięków, świstów w powietrzu sygnalizujących pociski. Gdy był przy drugiej wydmie odwrócił się i wypatrywał wroga. Nie było to trudne z racji tego, że zabójca jak on miał już wyczulony wzrok na wszelkie ruchy i punkty na terenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedziała, że nie chce mieć w nim wroga. Nie wbił jej noża w serce. 

- Jeżeli chcesz, możesz przyłączyć się do nas. W tym celu zapraszam do Kryształowego Królestwa. W Gabinecie Amberly zostaniesz ciepło powitany. Również tam przybędę. Możesz na mnie liczyć. - zapewniła go łagodnie, głaszcząc po czubku głowy. - Chodź. Nasza bitwa właśnie dobiegła końca. 4

Księżniczka zaczęła rozglądać się za potencjalnym przeciwnikiem, jednak zauważyła, iż nikt z jej drużyny nie wymaga jej interwencji. Doprawdy, zdolnych mam sojuszników, pomyślała i uśmiechnęła się, patrząc z dumą na podopiecznych.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Z przyjemnością dołączę do was, kiedy tylko Wielkie Wyzwanie się zakończy zgłoszę się do tego Gabinetu.- Rex uśmiechnął się, podjął już decyzję. Wyrzucił swój kołczan jak najdalej i położył się na piasku.- Jestem neutralny.- powiedział głośno i spokojnie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Cobalt Whisper

Gdy Centurion zobaczył jak Cobalt wstaje o własnych siłach bardzo się ucieszył gdyż w duchu myślał że wystrzał z jego dział mógł nawet zabić Cobalt, na szczęście tak się nie stało. Cobalt zdawała się nie zauważyć od razu Centuriona dopóki się do niego nie odwróciła po czym natychmiastowo wzięła swoją piłę do kości i stanęła ukosem do Centuriona. Centurion stał w naprawdę małej odległości od Cobalt, gdy klacz wyciągnęła piłę do kości Centurion zareagował natychmiastowo i wycelował w nią jedno działo a drugie w jej piłę do kości. Centurion natychmiast wyłączył osłonę i wystrzelił z drugiego działa wymierzonego w piłę nie dając jej czasu na reakcję. Strzał Centuriona nie był zbyt silny ale jego siła była wystarczająca aby wyrwać jej piłę i odrzucić ją na niewielką odległość oraz ją uszkodzić, strzał był bardzo celny i nie wyrządził klaczy żadnej krzywdy. Gdy Cobalt straciła swoją piłę działo natychmiast wycelowało w nią a Centurion wyczarował wokół siebie bardzo słabą osłonę praktycznie nie widoczną czekając na kolejny ruch swojej przeciwniczki.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Centurion (Mały test z narracją pierwszoosobową)

 

 Głośny huk, charakterystyczne trzaśnięcia energii, oślepiający błysk. Nie zdążyłam nawet zareagować. Ale strzał nie był skierowany centralnie we mnie; uderzył w piłę, która z tego powodu odleciała na kilka metrów za mnie. No tak, rozbrojenie. Mało sensowne, bowiem wątpię, czy udałoby mi się przebić ten jego pancerz i wszystkie osłony. Spojrzałam za siebie, aby ocenić stan piły. Na szczęście nie została uszkodzona, gdyż do stopienia stali nierdzewnej potrzeba temperatury rzędu półtora tysiąca stopni - znacznie więcej, niż można osiągnąć jakimkolwiek laserem w tak krótkim odstępie czasu. Ale zaraz...

 

 Ponownie odwróciłam głowę do przodu, ku Centurionowi. Oraz jego drugiemu działu, które wymierzył prosto we mnie. Stałam w całkowitym bezruchu, usiłując wymyślić dalszy plan działania. Rozglądałam się niemal wszędzie wokół niego, usiłując znaleźć cokolwiek, co mogłabym wykorzystać. A moja nadzieja na wygraną malała z każdą chwilą.

 - Wygrałeś. Strzelaj - powiedziałam. To koniec. Nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Opuściłam głowę, spoglądając w piasek przed kopytkami, spokojnie czekając na swój los. Aż tu nagle...

 

 Uświadomiłam sobie coś tak oczywistego, iż zapewne już teraz ukryłabym twarz w kopytku, jeśli sytuacja byłaby stosowniejsza. Bardzo blisko mnie leżała kolba miarowa, w której przeprowadziłam reakcję wymiany, uzyskując wodór. Pierwiastek chemiczny, liczba atomowa: 1, niemetal, gaz, bezbarwny, bezwonny. W połączeniu z powietrzem tworzy mieszankę piorunującą, którą wystarczy jedynie podgrzać, aby wywołać reakcję egzoenergetyczną (czyli wydzielającą jakąś formę energii do środowiska) o wybuchowym przebiegu.

 

 Musiałam działać szybko, aby dać mu możliwie najmniej czasu na reakcję. Chwyciłam kolbę za pomocą lewitacji, po czym natychmiastowo wyrzuciłam ją w kierunku Centuriona, dodatkowo posyłając za nią mały płomyczek. Kolba rozbiła się o słabą osłonę, z jakiej skorzystał mój adwersarz, uwalniając wodór, w który wleciał niewielki płomyczek, powodując wybuch o charakterystycznym grzmocie.

 

 Stałam za blisko, a w dodatku w niestabilnej pozycji, więc częściowo dosięgła mnie fala uderzeniowa. Ponownie upadłam w piasek, szczęśliwie nie na twarz, lecz nie czułam żadnego poważniejszego bólu. Wszak w momencie eksplozji mnie i Centuriona dzieliło dobre kilka metrów, toteż odczuje on eksplozję znacznie mocniej. Nawet nie wysiliłam się na wstawanie, ze względu na zmęczenie. Usiadłam jedynie, korzystając z momentu spokoju. Kątem oka dalej obserwowałam powoli już opadającą piaszczystą zasłonę, przy okazji przeglądając strzykawki w jukach, a szczególnie jedną - zawierającą śmiertelny zastrzyk.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

/Cobalt Whisper

Nagle coś zaczęło zmierzać w moją stronę, byłem za wolny żeby zniszczyć kolbę którą Cobalt we mnie rzuciła. Kolba rozbiła się o moją słabą osłonę nie przebijając jej, nagle zauważyłem mały płomień lecący w moją stronę wtedy wiedziałem że moja przeciwniczka ma jakiś plan i to iście wybuchowy. Odruchowo włączyłem osłonę pancerza ale nie zdążyła on osiągnąć swojej maksymalnej wytrzymałości. Głośny huk rozniósł się po okolicy, siła eksplozji była na tyle silna by odrzucić mnie na dwa metry w tył od miejsca eksplozji.

 

Przez kilka sekund od czasu eksplozji dzwoniło mi w uszach, na moje szczęście eksplozja nie była tak silna jak się spodziewałem lecz zdołała przebić moją nie do końca włączoną tarczę, mam wielkie szczęście że mój pancerz jest nie zwykle wytrzymały i zdołał zabsorbować pozostałą siłę wybuchu. Gdy tylko przestało mi dzwonić w uszach natychmiast wstałem i zobaczyłem opadającą powoli zasłonę z piasku która dzieliła mnie i Cobalt. Nie zwlekając ani chwili weszłem w zasłonę dymną zrobioną z piasku dzięki temu Cobalt będzie trudniej mnie zobaczyć i przewidzieć mój atak.

 

Będąc w chmurze piasku szedłem przed siebie bardzo ostrożnie tak by nie wychylić się z chmury i nie zdradzić swojej pozycji. Nagle przez chmurę zauważyłem Cobalt siedzącą kilka metrów dalej która czego szukała w swoich jukach, znając ją i jej styl walki domyślałem się że może to być coś bardzo niebezpiecznego. W tym momencie wiedziałem że muszę zacząć działać i jej przeszkodzić w jej planach, natychmiast wycelowałem w nią swoje działa, jedno działo wycelowałem w jej juki, nie mogłem pozwolić by znalazła to czego szuka, używając magi zmieniłem drugie działo tak by strzelało promieniem paraliżującym mogącym obezwładnić nawet dorosłego smoka, a najlepsze w tym wszystkim było to że tak zmodyfikowane działo blokowało na pewien czas magiczne moce jednorożca który został by nim trafiony.

 

Czekałem jeszcze króciutką chwilę upewniając się że dobrze wycelowałem, gdy tylko zasłona zaczęła opadać wypaliłem z dział w stronę Cobalt, była w niezbyt dużej odległość co sprawiało że nie mogłem spudłować a na dodatek była zajęta szukaniem czegoś w swoich jukach i raczej mnie nie zauważyła, na wszelki wypadek strzeliłem jeszcze kilka razy do niej z działa paraliżującego by mieć pewność że ją trafiłem.          

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...