Skocz do zawartości

Wasza przyszłość


Linds

Recommended Posts

Czasem jak spoglądam na fandom to mam wrażenie, że mało kto myśli o swojej przyszłości. Sprawdźmy, na ile się mylę.

 

Jak widzicie swoją przyszłość? Nie chodzi mi o to, czy dalej będziecie broniaczkami oglądającymi kolorowe qniki, tylko bardziej o takie kwestie jak studia, praca, sposób na życie, czy rozważacie ewentualną emigrację poza kraj. 

 

Ciekawe, czy to prawda, że 90% broniaczy myśli o czymś wokół informatyki, nerdy jedne 

:twistare:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy praca związana z dziennikarstwem jest czymś wokół informatyki? No nie wiem :v

Jestem "humanistą", z matematyki jestem nogą niemiłosierną. Przez to czuję się w fandomie jak hipster xD . Dlatego poza pakietem Office i innymi duperelami typu Audacity czy Gimp (ale to akurat przerabiałem na studiach) kompa raczej nie ogarniam (w sensie - programowanie).

W przyszłości chciałbym się związać z jakąś gazetą. Może Wyborcza, może Dziennik Łódzki. Ewentualnie jakieś inne medium, lecz związane z moją wioską (jedna telewizja i jedno internetowe radio). Jako dziennikarz informacyjny (bo na więcej nie mogę liczyć, publicystyka jest zarezerwowana tylko dla wybranych :v ) będę zarabiał śmieszną kasę, no ale od czegoś trzeba zacząć.

Mam nadzieję, że jakoś mi się ułoży z pracą. O pracę w redakcji podobno wbrew pozorom nie jest trudno, lecz jest to typowe "od pucybuta do milionera".

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to ja jestem wyjątkowy. Póki co siedzę w technikum elektrycznym, później zamierzam znaleźć jakąś robotę, aby jakoś się odzaleznić od rodziców. Na studia jak pójdę to kierunek około elektronika albo akustyka. Na co dzień głównie bawię się właśnie elektroniką.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość ChrisEggII

Co ma być to będzie. Nigdy się nie zastanawiałem o swojej przyszłości. Bo i po co? Przyszłość niesie zbyt wiele zmiennych na takie rozważania. Może zdobędę tytuł profesora? Albo założę jakąś świetnie prosperującą firmę? Albo Nagle się okaże, że odziedziczę spadek po nieznanym wuju z Ameryki? Albo jutro zginę na drodze? Wszystko się może zdarzyć.
Obecnie jestem na studiach na kierunku Inżynierii Biomedycznej, a za 2 tygodnie mam sesję. Jeżeli zdam to będę je kontynuował bez nerwów o to, co dalej robić. Jeżeli nie... To coś się wymyśli. Nie ma co się martwić na zapas :D

Edytowano przez ChrisEggII
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem w połowie drogi do zostania weterynarzem, ale bliżej się jeszcze nad tym wszystkim nie zastanawiałem. Możliwe że uda mi się pójść w pracę naukową, a zawodowo-praktycznie zająć się ortopedią koni, ale to wszystko jeszcze gdybanie.

A emigracja lub jej brak... Zapewne emigracja za wiedzą i wiele miesięcy spędzone w ZEA albo na zachodzie, by ogarnąć co w Polsce będzie dostępne dziesięć lat później.

Na razie jednak Krzysiek000 mi uświadomił, że mam jeszcze tylko trzy tygodnie na przerobienie jakichś 4000 stron materiału i kilkuset wykładów. No tak, sesja...

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Liczyłem na większą dyskusję, no, ale cóż. Zobaczymy, może jeszcze się temat rozwinie.

 

Ja szczerze mówiąc nie wiem, co ze sobą zrobię w przyszłości. W razie czego mam już zapewniony sobie zawód logistyka, więc papierek do targania palet mam. W końcu zacząłem studia, na które od lat myślałem, by iść - geografię - i czas pokaże, co z tego wyjdzie. Los zapewne rzuci mnie na stołek nauczyciela wpierw przyrody, a z czasem geografii - na wszelki wypadek robię sobie uprawnienia. Bardziej jednak myślę o zaczepieniu się o jakąś firmę jako geograf po specjalizacji społeczno-ekonomicznej lub geoinformatycznej-kartograficznej (z tego to mógłbym nawet sobie do Kanady emigrować). Możliwe jednak, że postanowię zrobić doktorat i będę próbował się zaczepić o uniwersytet. 

 

Tak więc w sumie u mnie jedna niewiadoma. Wiadome jest to, że w trakcie studiów będę się chwytać jakichś robót, więc zapewne nie uniknę wizyty w jakimś fast-foodzie, czy w Biedronce :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trudne tematy poruszasz, Linds! Nic dziwnego, że mało kto się odzywa. :c

 

Przez ostatnie kilka lat byłam całkowicie skupiona na drodze w kierunku psychologii sądowej, a planowałam w przyszłości zająć się psychologią terroryzmu. Po prostu w Polsce taki kierunek jest dość zbędny i go nie uczą, dlatego planowałam doczołgać się do niego okrężną drogą. Powody?

- mam poważne plany co do emigracji za granicę, a wszędzie na zachód od Polski psychologia sądowa jest dość wysoko na liście rzeczy potrzebnych i dobrze się na niej zarabia

- do tej roboty dobrze nadają się osoby z wysoka odpornością na pewne rodzaje stresu lub wręcz z wysokim zapotrzebowaniem na stres- to ja niestety, ale przynajmniej znalazłam sposób by obrócić to na swoją korzyść

- mam poczucie powołania z wielu osobistych i ideologicznych względów, których tu nie podam- w psychologii to rzadko jest to dobre dla pracownika, ale nie w sądówce. Tam to wyjątkowo pożądana rzecz, która bardzo pomaga i pracownikowi i klientowi.

 

Niestety. Mimo, że bardzo  starałam się dostać na jak najlepszą uczelnię i na jak najbardziej "zachodni" kierunek pasujący też do mnie, okazało się, że ta polska psychologia ma się programowo nijak do amerykańskiej. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie, porozmawianiu ze studentami z zagranicy i ogarnięciu różnic w zakresie obowiązków w robocie stwierdziłam, że to nie przejdzie. Dałoby się to zrobić, gdybym miała wiele czasu na naukę (w latach) i dużo pieniędzy w zapasie. Naprawdę dużo. Ale nie mam żadnej z tych rzeczy, za to rodzice zaczynają mi już podupadać. Byłam więc zmuszona drastycznie zmienić plany i po 2 latach rzuciłam psychologię. :/

 

Co teraz?

 

Niestety nie mogę emigrować natychmiastowo, co było planem B. Zanim ktoś mi powie, że na pewno jakoś się da- tak, nielegalnie mogłabym to zrobić i jeszcze dobrze bym na tym wyszła, ale w moim wypadku nie chodzi tylko o mnie. Wplątana w sprawę byłaby jeszcze jedna osoba i moja emigracja mogłaby ją kosztować utratę obywatelstwa, więc ten numer nie przejdzie. Sprawdziłam już dokładnie wszystkie inne opcje i niestety odpadają.

 

Ale nie wolno się poddawać! Czas na plan C! 

Niestety nie stać mnie już na obijanie się i ciągnięcie kasy z rodziców, więc wróciłam do domu i szukam pracy w mieście. Na razie dobrze mi idzie, wręcz mam kilka ofert na raz i mogę sobie wybierać. :D Jednak wszystko to jest związane z muzyką i śpiewem- rzeczami, którymi nie zamierzam wiecznie zarabiać na swoje życie, ponieważ jest na to małe zapotrzebowanie i trudno o stałe zatrudnienie. To jest dobre tylko dla ludzi,  którzy myślą o poważnej karierze i całkowicie się na niej skupiają. Ja to traktuję tylko jako dobry sposób na dorabianie. I tak mam szczęście, że mieszkam w uzdrowisku, gdzie jest na to zapotrzebowanie, bo cały rok są turyści dla których trzeba występować, ale wiem, że w większości innych miast jest z tym źle. W Murrice tym bardziej- roi się tam od milion razy lepszej konkurencji, więc nawet nie zamierzam się w to babrać.

Potrzebny mi zawód, którego ludzie zawsze potrzebują, taki, gdzie papierek liczy się najmniej, coś w stylu zawodu bardziej i coś w czym jestem dobra. Po kilku tygodniach przeglądania różnych opcji, kierunków itp zdecydowałam się na pójście w kierunku grafiki komputerowej wszelkiego rodzaju lub wzornictwa: projektowanie przemysłowe, mebli/ ubrań/ reklam i plakatów/ okładek, modelowanie 3D, animacja (bardziej taka dla reklam itp). Od dziecka miałam talent do takich rzeczy, w rodzinie mam kilku naprawdę dobrych malarzy itp + jest to kierunek i artystyczny i bardzo praktyczny, który zawsze jest komuś potrzebny. Spokojnie sobie z tym poradzę, znajdę pracę za granicą i jeszcze będzie to dla mnie przyjemne. Myślę, że to dobry wybór. Teraz muszę zarejestrować się na maturę z historii sztuki x.x zdać ją dobrze i do czerwca regularnie uczyć się rysować, szkicować szybko dowolne przedmioty/ ludzi/ zwierzęta itp. Niełatwo będzie dostać się do jakiejkolwiek szkoły, która tego uczy, ponieważ poza maturą trzeba jeszcze zdawać egzaminy na kreatywność itp. Na czas. x.x Życzcie mi szczęścia!

 

Aaaaaaaale się rozpisałam... ^^""""

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemno u mnie z przyszłością. Nie wiem, czym będę ani czym chcę się zajmować; obecnie jestem na technikum pod kierunkiem technik mechatronik, więc zapewnienie jakiegoś zatrudnienia z takim zawodem powinienem mieć. Problem tylko taki, że to definitywnie nie jest coś, czym zajmowałbym się ni to z pasją, ni to z chęcią. Wątpię, czy na studia pójdę na kierunek powiązany z techniką czy elektroniką, ale wszystko wskazuje w tym kierunku pomimo mojej niechęci. Mini-planem B obecnie jest dla mnie jakiś kierunek językowy, ale po językach nie ma wiele innych opcji pracy niż jako tłumacz lub nauczyciel - a nauczać nie tylko nie chcę, ale też do tego się nie nadaję. Mam nadzieję, że przez najbliższe dwa lata jakiś pomysł mi wpadnie do głowy i zacznę coś planować, ale dopóki stosunkowo daleko mi jeszcze do studiów (II klasa technikum obecnie) to w miarę mało się przejmuję.

Emigracji nie rozważam, bo już jestem pewien, że gdzieś wyemigruję, najlepiej do Australii, Kanady albo UK, ale nie wiem gdzie skończę. Są szanse, że coś pójdzie nie tak, jak chcę i jednak zostanę w kraju.

Na razie mam jedynie listę rzeczy, których pod żadnym pozorem nie będę robić w przyszłości. Teraz trzeba popracować nad listą tych, które chciałbym robić...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Bardziej jednak myślę o zaczepieniu się o jakąś firmę jako geograf po specjalizacji społeczno-ekonomicznej lub geoinformatycznej-kartograficznej (z tego to mógłbym nawet sobie do Kanady emigrować). Możliwe jednak, że postanowię zrobić doktorat i będę próbował się zaczepić o uniwersytet. 
 
Tak więc w sumie u mnie jedna niewiadoma.

 

Nie myślałeś o pracy w turystyce? Dużo geografii, poznawania historii i kultury, oprowadzania, podróżowania itp. Myślę, że spokojnie dałbyś radę i jeszcze pasowąłoby to do ciebie + często dobrze płacą za taką robotę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pozwolicie, że sobie pomarudzę tutaj? :v Jeśli ktoś nie chce czytać marudzenia - scroll.

 

Wprawdzie rzadko wypowiadam się na forum, a jeszcze rzadziej w podobnych tematach, tak tym razem mam ochotę się wypowiedzieć.

 

Obecnie jestem w trakcie kończenia marnowania pięciu lat życia na znienawidzonym kierunku (napisać magisterkę i się obronić), po którym zasadniczo pracy raczej nie znajdę, ponieważ po pierwsze: uczelnia którą kończę nie zapewnia nam odpowiednich uprawnień do pracy jako diagnosta laboratoryjny (sic! Siedzę od cholery godzin na pracowniach, w laboratoriach. Uprawnienia? A po co mi to? Masz dyplom i wypier...), po drugie: już podczas szukania przytulnego labo na odbycie praktyk, nigdzie mnie i ludzi ode mnie z roku, nie chcieli. Uczelnia nie podpisała żadnych umów ze szpitalami, laboratoriami zakładowymi, przychodniami, z jakimkolwiek ośrodkiem, no bo po co?

 

I tak jak jeszcze parę lat temu miałem różne plany na przyszłość, wyjazd za granicę, ogarnięcie różnorodnych szkoleń i kursów, zrobienie prawa jazdy, podjecie jakiejkolwiek pracy a w międzyczasie staż w jakimś labo. Kiedyś na uczelni przewinęła się oferta studiów podyplomowych - biologia sądowa. Chciałem się na to wybrać po magisterce.

 

Obecnie natomiast, mam nieziemsko dosyć obecnego kierunku. Nie mam żadnego konkretnego planu na przyszłość. Nie wiem co będę robił po studiach. Pewnie skończę w jakimś maku, czy innym podobnym miejscu. Sądzę, że zmarnowałem te pięć lat, mogłem zaraz po maturze iść do pracy, porobić jakieś kursy i szkolenia, a tak? W trakcie ostatnich lat nie było nawet kiedy. W semestrze po 460 godzin zajęć, rozłożonych całkowicie z dupy w tygodniu, po 4-5 egzaminów w sesji. W wakacje człowiek nie miał ochoty na nic, ponieważ i tak wisiało widmo powrotu do tego mordoru. Pomińmy szczegóły wyboru takiego a nie innego kierunku.

 

Reasumując:

Nie wiem co będę robił. Obawiam się, że w przeciągu kolejnych miesięcy już całkowicie zobojętnieje mi jak potoczy się moje dalsze życie. Wszelkie plany porzuciłem, nie zamierzam iść na podyplomówkę, nie zamierzam robić drugiej magisterki, nie wybieram się na żadne kursy czy szkolenia. Mam je po prostu gdzieś. Pewnie wrócę na swoje zadupie z którego wybyłem na studia i tam sobie zgniję.

 

Ciekawe, czy to prawda, że 90% broniaczy myśli o czymś wokół informatyki, nerdy jedne :twistare:

Trochę ludzi związanych z biologią/medycyną/chemią/technologią żywienia widuję w fandomie. Sporo nerdów, ale inne nauki ścisłe trzymają się mocno :D

Edytowano przez Draques
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nah, wszyscy tutaj są albo na studiach, albo w szkole średniej, jak nie wyżej, ale dobra.

 

Bardzo chciałabym być przewodnikiem. To jest mój plan na przyszłość, jedyny plan. Wiem, że powinnam mieć jeszcze plan B, ale szczerze mówiąc, nie widzę się w niczym innym. Dokładniej chce być przewodnikiem po Islandii. I tak chciałam tam wyemigrować w przyszłości, najpierw sobie mówiłam, że mogę tam pracować gdziekolwiek, ale po co się spowiadać im z narodowości jąkając się po angielsku, jeśli można pracować z polskim biurem podróży? Podobno dają od razu mieszkanie, więc o to nie musiałabym się martwić.

Cóż, aktualnie nie mogę w tym kierunku nic za bardzo zrobić. Co najwyżej uczyć się języka z fiszek i aplikacji na telefon, bo korepetytora w Warszawie nie ma. Historia kraju nie jest zbyt dla mnie skomplikowana, zapisałam sobie ja w punktach z datami w zeszyciku, gdzie są również słówka. W porównaniu do historii Polski...ghah. Czytam jeszcze książki, które dzieją się na Islandii, ale to chyba się nie liczy.

W sumie nie musiałabym się jakoś przejmować, że mi się nie uda, gdyby nie to, że z języków jestem dość średnia. Do tego idzie stres, a za tym idzie jąkanie się i nie wyduszenie z siebie nic sensownego. Mam nadzieję, że z tego wyrosnę.

Najwyżej skończę w jakimś warzywniaku, czy Mac'u, mieszkając gdzieś na drugim końcu Warszawy, a najlepiej w innym mieście.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczołgam się jakoś przez technikum. Kierunek wybrałam sobie taki: architekt krajobrazu. Będziesz rysować, mówili. Projektować sobie i siedzieć wśród kwiatków zarabiając kokosy, mówili. Gówno prawda. Zawód nudny jak flaki z olejem, rysowanie ogranicza się do kwadratów i kółek, a do tego uczenie się około 50 roślin (polski + łacina) na jeden sprawdzian zawsze na propsie, co nie? 

No i ta matma...przez nią mogę oblać maturę. 

 

Zawodowego nie zdaję. Jak w końcu uda mi się zdać maturę idę na filologię polską. Zamiar: spełniać się literacko. Podobno po tych studiach można się spokojnie ubiegać o pracę pisarską w redakcjach, wydawnictwach itp. Zatem będę szukać jakiejś gazety, która udostępni mi rubrykę na moje pisarskie brednie, a w międzyczasie, z braku laku, może zgłoszę się do wydawnictwa Kotori i będę im posyłać opowiadania o gejach  :squee:  Nie żeby co. Lubię yaoi. A nóż się uda. Ale główny cel to recenzje, opowiadanka, felietony i inne takie. A jak się nie uda ta dziennikarska kariera? Cóż...zostaje uczyć polskiego w szkołach. Ale tylko podstawówka 4-6. Studia odpadają bo bym musiała dłużej się uczyć. Chociaż może, kto wie? 

 

Jak już znajdę jakąś pracę to sobie domek bądź mieszkanie kupię i będę tam szczęśliwie mieszkać z PervKapitan. Zarobimy sobie trochę pieniędzy i jeśli sytuacja w Polsce się nie poprawi to spadamy do Kanady, gdzie nadal będę pisywała dla polskich mediów, bo odległość nie jest tu przeszkodą. 

 

I jeszcze kupię sobie konia, nauczę się na nim jeździć oraz ujarzmię jakiś instrument. Chyba będzie to gitara. Harfa za droga, na skrzypce za późno. 

Edytowano przez Sikorka
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość PervKapitan

Oh, ja jedynie co chce to dobrze zarabiać, a przy tym robić jak najmniej. Dlatego też obecnie jestem studentką na kierunku informatyka. Wiedziałam, że na pewno wezmę jakiś techniczny kierunek, bo z inżynierem najlepiej o pracę. Poza tym mam trochę smykałkę do ścisłych więc czemu nie? Może nie jestem super informatykiem, ale trochę więcej niż przeciętny człowiek znam się na tym i owym. No to se poszłam. Jaką dokładnie pracę w tym kierunku znajdę to za bardzo mnie nie obchodzi, tylko właśnie chce dobrze zarabiać i przy tym robić jak najmniej, albo robić coś, co będzie przyjemne. 

A potem? Potem chce żyć z Sikorką, grać w gry, zakolekcjonować sobie przeróżne maszyny do grania... jeść, spać i cieszyć się życiem! Chciałabym w Polsce, ale jak to wszystko wyjdzie to się zobaczy. Pierwsza myśl po Polsce to Kanada!

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile nie wykończą mnie nerwy w pracy, upierdliwi prereaderzy, wredni klienci w pracy, to jeszcze te pół roku jakoś przeżyję w obecnej robocie. 

 

A w przyszłości, zamierzam opuścić ten padół Polską nazywany. Choć ojczyzna, nie widzę tu dla siebie żadnych perspektyw, a nie mam ochoty przez resztę życia tyrać jak obecnie za średnią krajową wartą śmiechu. 

Jeśli wypali mi kilka pomysłów, to na wakcje i dalej, wybywam do Anglii lub Niemiec, nie tylko z powodu pracy, ale też wreszcie pora zacząć naprawdę używać życia. A co potem? Znaleźć drugą półówkę, choć z tym ciężko będzie, no ale nie poddawajmy się.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W większości moja przyszłość wiąże się właśnie z nauką języków, co pozwoli mi na pracę i również na wyemigrowanie z tego kraju, jeszcze nie wiem dokąd, ale taki mam plan, po prostu widać jak się już wszystko u nas zaczyna sypać, a nie chcę zostać z jakąś marną wypłatą, która wystarczyłaby mi tylko na bochenek chleba miesięcznie.. Wiem, że zawsze może się coś zawalić, ale trzeba zawsze myśleć pozytywnie i się nie poddawać, ot taka idea.

I żeby nie było - dla mnie kraj sypie się ze względów ekonomicznych i gospodarczych, mentalność ludzi da się jeszcze znieść ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytam, czytam i pora w końcu coś napisać. A zatem moje plany na przyszłość:

 

Plan A: Związany z bardzo nowoczesnym kierunkiem studiów w Polsce, mianowicie Nanotechnologią (Oddziaływania na poziomie pojedynczych atomów, zjawiska w skali nano itepe) Niestety jak to u nas w kraju, wszyscy się podniecają, a nikt tak naprawdę nie wie jak się do tego zabrać. W efekcie czego nawrzucali sporo przedmiotów bez większej przydatności na naszym kierunku, które i tak trzeba zaliczyć. Poza tym, mimo nowoczesnego, świetnie wyposażonego laboratorium nie ma mowy o obsłudze czegoś bardziej zaawansowanego od laboratoryjnej wagi (pomijam komputery, bo one są wszędzie). Wychodzi na to, że powinniśmy znać tonę teorii, ale nie umiemy jej przełożyć zbytnio na praktykę.

Nadzieja tego planu: Zmiana kierunku na 2 stopniu (inżynieria materiałowa, albo coś z automatyką, jeszcze nie wiem) i wyjazd za granicę, bo w obecnie w tym kraju jest niewielkie zapotrzebowanie na nanotechnologów. Być może to się zmieni.

 

Plan B: Częściowo wiąże się z planem A, gdyż bierze pod uwagę zrobienie doktoratu, by zdobyć kilka dodatkowych lat w nadziei, że w tym czasie coś się zmieni na lepsze.

 

Plan C: W szybkim czasie zdobyć wolny milion, albo półtora, który następnie dać na lokatę i żyć z odsetek. W ramach wolnego czasu znaleźć proste, cieszące człowieka zajęcie.

 

Plan D: Rzucić to wszystko i zaciągnąć się do woja, by po odsłużeniu odpowiedniego czasu móc przejść na wojskową emeryturę.

 

Plan E: Najmniej ambitny. Po zrobieniu 2 stopnia pójść na serwis PC do jakiegoś większego sklepu i robić w dziedzinie, którą się lubi, sprzęcie komputerowym. Plan słaby pod względem finansowym, gdyż taka praca może nie zapewniać wystarczających środków do życia.

 

Podsumowanie. Nie jestem pewien gdzie się widzę za 10, czy 20 lat, ale jednego jestem pewien, obecny kierunek naszej polityki, wiążący się ze wzrostem kosztów życia, niszczy niektóre ciekawe plany i zmusza wielu do finansowej emigracji. Niezbyt mi się to podoba, ale jeśli będę zmuszony, to zacznę szukać zatrudnienia gdzieś, gdzie nawet mało płatna praca pozwala godnie żyć.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Plan C: W szybkim czasie zdobyć wolny milion, albo półtora, który następnie dać na lokatę i żyć z odsetek. W ramach wolnego czasu znaleźć proste, cieszące człowieka zajęcie.

 

Jakby się tak w totka wygrało, ło. Więcej kasy miesięcznie niż średnia krajowa, narobić się nie trzeba, bo co to między lokatami i bankami kasę przerzucać i odsetki trzepać, a na dodatek w razie czarnej godziny człowiek ma potężny zapas finansowy. A jak do tego jeszcze jakąś robotę na boku, dajmy na to pół etatu dorzucić, nawet jeżeli mało płatną, to jaka miła sytuacja się robi...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Jestem "humanistą", z matematyki jestem nogą niemiłosierną.

Brohoof!  :brohoof:

 

Ja mam parę planów na przyszłość, ale z przerażeniem stwierdzam, iż te plany nie mają przyszłości (chyba)

Najbardziej odpowiadała by mi praca historyka (archeologia itp.). EWENTUALNIE (Ale to ewentualna ewentualność) zostać nauczycielką. Muszę się przyznać, że uwielbiam teatr, ale na zostanie aktorką (filmową, lub teatralną) nie mam szans. 

No to chyba tyle co wiem o mojej przyszłości

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę smuci mnie, że tak wiele osób z tego tematu ma problemy i średnio wyklarowaną sytuacje życiową. Przedstawie osobiście nieco inną perspektywę.

Obecnie kończę pisać inżynierkę na kierunku informatyka. W żadnym wypadku nie planuje iść na magistra, szkoda mi na to zupełnie czasu. Mam mieszane i raczej negatywne zdanie o studiach. O ile trudno mi powiedzieć, że teoria jest źle uczona, to zajęcia praktyczne zwłaszcza na wyższych semestrach to straszna kicha. Większości nieprzydatne rzeczy albo takie które może coś tam kiedyś się przydadzą przy dobrych wiatrach.

Uczelnie są przereklamowane i to wielkie ryzyko wiązać z nimi pewną przyszłość. Powodem jest marny poziom nauczania, który wynika głównie z przyjmowania wszystkich jak leci. Poziom się obniża i w praktyce stopień magistra z każdym kolejnym rokiem daje coraz mniej. Nic dziwnego, że pracodawcy coraz częściej nie patrzą tak mocno na papierek, bo skoro każdy go ma to nic nie jest wart. Kto myśli, że wyjdzie z uczelni i dostanie od razu prace na start to żyje świecie MLP, ale tej z 3 utopijnej edycji. W najlepszym wypadku i tak będzie musiał się poduczyć na stażu czy praktykach, bo pewnych umiejętności uczelnia nie przekaże zarówno tych związanych z pracą, ale też jakże istotnych miękkich (zarządzanie sobą w czasie, komunikatywność).

I powiesz mi mniej doświadczony użytkowniku forum co w takim razie masz robić?

Nie chcę ci mówić, że nie masz iść na studia to musisz sam ocenić, ale pamiętaj, że w obecnych czasach studia to zdecydowanie za mało.

W takim razie co masz robić?

Coś więcej. Powiem ci na moim przykładzie. Ja od samego początku studiów robiłem dodatkowe rzeczy zupełnie nie związane z uczelnią. Na pierwszym roku związałem się z organizacją studencką AIESEC. Ogólnie świetna sprawa. Organizowałem wolontariaty dla ludzi z całego świata w moim mieście. Chodziłem po szkołach i przekonywałem dyrektorki do zainwestowania prawdziwych pieniędzy w organizacje. Czasem siadałem przez skype i wybierałem odpowiednich kandydatów do projektu. Super sprawa, polecam każdemu! Nauczyłem się wtedy ważnych umiejętności miękkich z których korzystam do dzisiaj, do tego jeszcze mocno podszkoliłem język angielski, a to przecież dzisiaj podstawa. Wyjechałem sobie też na wolontariat do Moskwy. Później zajmowałem się sprzedażą. Chodziłem sobie do firm i próbowałem nawiązać partnerstwa. Nauczyłem się sprzedaży. Może teraz tak bezpośrednio jej nie wykorzystuje, ale przydaje się w życiu np. rozmowa kwalifikacyjna. Inni mogli się tam nauczyć marketingu czy HR.

Nic jednak nie trwa wiecznie, a przecież moja przyszłość miała być związana z informatyką. Podczas mojej działalności w AIESEC podłapałem trochę kontaktów i ktoś zaproponował mi żebym budował z nim start-up w roli programisty. W sumie trochę odpuściłem studia i raczej super z programowania, ale chciałem się tego nauczyć. Projekt okazał się zupełnym niewypałem. Mieliśmy zbudować stronę internetową, jednak najważniejsze było to że nauczyłem się pewnych technologii internetowych i zyskałem trochę biznesowego ogarnięcia jak pewnych rzeczy nie robić. Zaczynałem chodzić też na spotkania branżowe z dziedziny informatyki. Łapałem naprawdę przydatne kontakty.

W ten sposób nie miałem problemów by załapać się na jakieś praktyki, które z początku były bezpłatne, ale wiadome było że przerodzą się w płatną pracę na pół etatu. Tak też się stało. Wziąłem udział w kilku projektach i podziękowałem ostatecznie za współprace, ponieważ w pewnym momencie zrozumiałem, że się nie rozwijam.

Poszedłem więc sobie na intrygujący wolontariat i rezygnując z pensji uczyłem się jak profesjonalnie pisać aplikacje mobilne, aby robić coś ciekawego. Na szczęście mogłem sobie na to pozwolić.

Teraz pracuje moim zdaniem w naprawdę perspektywicznym projekcie startupowym, który naprawdę ma szanse powodzenia. Teraz tylko czekam na koniec studiów, aby zaangażować się w niego na 100%.

Przez cały ten okres byłem studentem, chociaż nigdy się do studiów mocno nie przykładałem, bo wiedziałem, że robię ciekawsze rzeczy po za zajęciami. Teraz czerpie z tego profity. Kiedy zrobisz jakiś ciekawy krok na samym początku to o wiele łatwiej będzie później o ciekawe perspektywy.

W każdym większym mieście znajdą się ciekawe inicjatywy w których możesz się zaangażować, a jedynym wymaganiem będzie twoje obietnica że coś zrobisz za darmo, aby się czegoś pouczyć. Wystarczy poszukać na internecie i jestem pewny, że znajdziesz coś dla siebie. Trzeba jednak wyjść przed szereg, a wiem, że nie jest to łatwe.

 

Być może przeczytałeś moją historie i zarazem skończyłeś już studia bez perspektyw. Raczej mój przykład nie podziałał na ciebie motywująco bo jest już za późno. Na ogarnięcie się nigdy nie jest za późno. Trzeba się po prostu zakasać rękawy i nadrabiać stracony czas, no chyba, że wykładanie chemii w Tesco to twój szczyt marzeń. Rozwijaj się cały czas i szukaj możliwości jest masa darmowych szkoleń z których możesz skorzystać. Wystarczy się nieco rozejrzeć i zajrzeć w inne miejsca niż zazwyczaj.

To był taki oftop bo mieliśmy tu mówić o naszej przyszłości.

Jak projekt wypali to najlepiej by było ogarnąć jakiś pasywny dochód. 5 000zł mi wystarczy nie muszę być bogaty wystarczy, że nie będę musiał poświęcać czasu na pracę i zajmę się jakimiś dziwnymi rzeczami typu podróżowanie, pisanie książek i innymi ciekawymi rzeczami z których raczej ciężko wyżyć, a są fajne. Może wystartuje w olimpiadzie hehe :)

Jest taka fajna historia o człowieku, który zawsze o tym marzył. Szybko się na czymś dorobił to zdecydował się spełnić właśnie marzenie o byciu olimpijczykiem. Miał kasę to założył związek narciarski w Kolumbii i pokrył wszystkie koszta związane z wyjazdem. Wystartował bodaj w Soczi w biatlonie i nic nie zwojował po za spełnieniem swojego marzenia z dzieciństwa.

Jak się nie uda to trudno mam spore doświadczenie pracę jakąś ogarnę albo znowu się podczepię pod jakiś niepewny projekt. Wiecie bardzo mało startupów odnosi sukces. A może założę coś własnego? Możliwości jest wiele.

PS:

 

Jestem "humanistą", z matematyki jestem nogą niemiłosierną.

Wiecie? Ja też myślałem że jestem humanistą, bo nie umiem matmy. Naprawdę nie ma się czym chwalić, że jestem słaby z matmy. Ja początkowo miałem iść na prawo, ale się nie dostałem i wybrałem informatykę na zapas. Zmierzyłem się nie tyle co z przedmiotem, co z własnymi słabościami pokonałem demona o nazwie to jest "matma i nie zrobię tego"! Teraz matmę znam i czerpie z tego korzyści. Po prostu trzeba się przełamać.

Edytowano przez OneTwo
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie macie pojęcia jak ja zazdroszczę ludziom mających smykałkę do ścisłych przedmiotów, czy do informatyki. Zostałbym chętnie informatykiem, bo z tego dobry hajs i wszędzie się robotę znajdzie, ale mnie nigdy nie jarało przesiadywanie wiecznie przed komputerem, składanie/rozkładanie ich, czy programowanie, więc ja jako gówniarz olałem sugestię rodziców, by się kształcić w tym kierunku :P Inna sprawa, że jak to proponowali to byłem w gimnazjum, byłem już dość zawiedziony informatyką po podstawówce i gimnazjum, a nigdy nie byłem typem samouka, do tego pewne problemy osobiste, to i olałem sprawę. Trudno. 

 

Trudne tematy poruszasz, Linds! Nic dziwnego, że mało kto się odzywa. :c

 

No trudne, ale czasem trzeba i takie poruszyć. A niestety, wiele osób w fandomie żyje tym, co jest teraz i nawet nie myśli o przyszłości, a co dopiero myśleć o niej realnie.

 

Nie myślałeś o pracy w turystyce? Dużo geografii, poznawania historii i kultury, oprowadzania, podróżowania itp. Myślę, że spokojnie dałbyś radę i jeszcze pasowąłoby to do ciebie + często dobrze płacą za taką robotę.

 

Myślałem o turystyce, ale to nie takie proste. Chyba, że ja złe informacje wyszukałem, ale od początku.

Myślałem o pracy przewodnika po Warszawie, albo przewodnika turystycznego - na pierwsze kursy robi PTTK i kilka organizacji jeszcze w W-wie, zaś na drugie to obczajałem m.in Akademię Rainbow Tour. Człowiek się wykosztuje, a co się okazuje? Po wejściu na grupę FB przewodników dowiedziałem się, że z tego jest ciężki kawał chleba - kiedyś miało się zlecenie bycia przewodnikiem za ok 400 zł, teraz norma to 200 zł (często proponują niższe stawki) i ciężko wyciągnąć chociażby do 300 zł. Załóżmy, że mowa o zleceniach "wyjazd na tydzień" - bez wielkiego odpoczynku w zasadzie, mając 4 takie zlecenia, człowiek zarobi tylko 800 zł. Jest to efekt przede wszystkim zliberalizowania tego zawodu i tego, że teraz każdy może sobie zrobić kurs w takiej Akademii RT, które promuje to nie jako pracę, sposób na życie, lecz jako "wakacyjną przygodę" i teraz przewodnicy marudzą, że z pracy stałej to się stało pracą dorywczą. 

W innych dziedzinach turystyki, jak np. tworzenie przewodników może i bym się widział, ale w byciu drugim Cejrowskim, czy Wojciechowską jakoś niespecjalnie (chociaż fajna opcja). A w innych dziedzinach turystyki ile zrobię z tych rzeczy, o których wspominasz? Niewiele. Nawet jeśli by to się skończyło na recepcji, czy innej "obsłudze turystycznej", to w sumie o ile fajnie bym zarabiał to spoko. Ale przy takich robotach chyba jako nauczyciel geografii w 1 szkole (lub łącząc 2 szkoły, da się) zarobię przynajmniej 2x tyle, co zarobiłbym tam. 

 

A dodając o rezydencie, to niby spoko, byłbym dobrym rezydentem w niejednym kraju europejskim, ale w dalekiej perspektywie nie widzę siebie mieszkającego w Polsce (chociaż lubię ten kraj, zwłaszcza stolicę. Wybaczcie, platoniczna, słoikowa miłość <3 ), ani w zislamizowanej Europie, zaś mało który Polak przylatuje do Kanady turystycznie, nie łudźmy się. 

 

Nah, wszyscy tutaj są albo na studiach, albo w szkole średniej, jak nie wyżej, ale dobra.

 

Bardzo chciałabym być przewodnikiem. To jest mój plan na przyszłość, jedyny plan. Wiem, że powinnam mieć jeszcze plan B, ale szczerze mówiąc, nie widzę się w niczym innym. Dokładniej chce być przewodnikiem po Islandii. I tak chciałam tam wyemigrować w przyszłości, najpierw sobie mówiłam, że mogę tam pracować gdziekolwiek, ale po co się spowiadać im z narodowości jąkając się po angielsku, jeśli można pracować z polskim biurem podróży? Podobno dają od razu mieszkanie, więc o to nie musiałabym się martwić.

Cóż, aktualnie nie mogę w tym kierunku nic za bardzo zrobić. Co najwyżej uczyć się języka z fiszek i aplikacji na telefon, bo korepetytora w Warszawie nie ma. Historia kraju nie jest zbyt dla mnie skomplikowana, zapisałam sobie ja w punktach z datami w zeszyciku, gdzie są również słówka. W porównaniu do historii Polski...ghah. Czytam jeszcze książki, które dzieją się na Islandii, ale to chyba się nie liczy.

W sumie nie musiałabym się jakoś przejmować, że mi się nie uda, gdyby nie to, że z języków jestem dość średnia. Do tego idzie stres, a za tym idzie jąkanie się i nie wyduszenie z siebie nic sensownego. Mam nadzieję, że z tego wyrosnę.

Najwyżej skończę w jakimś warzywniaku, czy Mac'u, mieszkając gdzieś na drugim końcu Warszawy, a najlepiej w innym mieście.

 

Biuro podróży załatwia ci lokum, ale to wtedy nazywa się nie tyle, co przewodnikiem, co bardziej rezydentem. Chociaż rezydent nie raz pełni też funkcję informacji turystycznej, czy przewodnika :) 

Aż sprawdziłem, ale na UW faktycznie chyba nie ma jęz. islandzkiego, chociaż taki niderlandzki, a nawet suahili się znajdzie. 

Dla marzeń musisz walczyć, więc staraj się walczyć ze swoją nieśmiałością i jąkaniem się. Są różne sposoby na samodzielne zwiększenie sobie pewności siebie ;) 

Przypomniało mi się, że gdzieś w północnej Norwegii w jęz. angielskim wykładają studia z bycia przewodnikiem po Arktyce. To akurat nie odnosi się chyba jakoś specjalnie do twoich planów, ale tak jakoś mi się nasunęło :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Plan D: Rzucić to wszystko i zaciągnąć się do woja, by po odsłużeniu odpowiedniego czasu móc przejść na wojskową emeryturę.

O tej opcji nie pomyślałem a to nie głupie się wydaje :v

 

Chyba, że wcześniej na "misji pokojowej" jakiś snajper odstrzeli mi głowę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chyba, że wcześniej na "misji pokojowej" jakiś snajper odstrzeli mi głowę...

Ale wtedy nie będziesz się już musiał martwić o swoją przyszłość. Nie wspominając, ze awans i medal dostaniesz jak nic. Poza tym, szanse na przeżycie pół roku na misji pokojowej wcale nie są małe (chyba). Potem pół roku wolnego w kraju i zasuwać na kolejną. A jak swoje się odsłuży, to bierzesz emeryturę i dorabiasz na pół etatu gdzie chcesz.

Ech, trzeba było iść na WAT, no ale zobaczymy jak się potoczy ta partia z kartami, które się dobrało. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam myślę o założeniu własnego gospodarstwa i utrzymywaniu go tradycyjnymi metodami.

 

Ale dotąd nie udało mi się nawet znaleźć pracy.

 

Więc najpewniej umrę głodny, biedny i zapomniany żyjąc z emerytury za najniższą krajową, i to najpewniej nie polską.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...