Skocz do zawartości

Wasza przyszłość


Linds

Recommended Posts

Wiecie? Ja też myślałem że jestem humanistą, bo nie umiem matmy. Naprawdę nie ma się czym chwalić, że jestem słaby z matmy. Ja początkowo miałem iść na prawo, ale się nie dostałem i wybrałem informatykę na zapas. Zmierzyłem się nie tyle co z przedmiotem, co z własnymi słabościami pokonałem demona o nazwie to jest "matma i nie zrobię tego"! Teraz matmę znam i czerpie z tego korzyści. Po prostu trzeba się przełamać.

 

Zazdroszczę Ci cholernie w tym przypadku.

Nie, nie chwalę się moimi umiejętnościami matematycznymi, a w zasadzie ich brakiem. Ba! Jest mi wstyd, bo czuję się niepełnosprawny mając problemy z podstawami królowej nauk. Nie wiem czemu tak jest. Czy to wina moich nauczycieli? (podstawówka - nauczycielka fatalnie uczyła; gimnazjum - nauczycielka jeszcze gorzej uczyła, gdyby nie korepetycje, egzamin końcowy napisałbym na żenujący procent; liceum - faceta nienawidziłem, bo ocierałem się o poprawki jak pół klasy jednocześnie nie motywując do nauki, tylko do spisywania prac domowych z Internetu). Czy to wina zdaniem mojej mamy lepiej rozwiniętej lewej (?) półkuli mózgu? Leniwy pod tym względem nie byłem, bo przed maturą dosłownie nie miałem życia. Ciągle miałem korepetycje z matematyki i godzinami pisałem dodatkowe zadania tylko po to, by ZDAĆ PODSTAWOWĄ MATURĘ, bo próbną napisałem na... 10%. Po ponad roku zap********ia zaliczyłem podstawę na 56% wiedząc, że z moimi zdolnościami na kierunkach matematycznych nie mam czego szukać, bo i tak byłbym wiecznie w ogonie, a nawet po pół roku pewnie moja przygoda by się zakończyła :v

 

A dziennikarstwo... to trochę dzieło przypadku mimo wszystko. Chciałem początkowo związać swoją przyszłość z językiem angielskim. Jednak w liceum pisząc referaty moja nauczycielka stwierdziła, że "piszę bardzo reporterskim językiem" i "mam zadatki na dobrego dziennikarza". I rzeczywiście tym sposobem odkryłem moją bardzo mocną stronę - lekkość w pisaniu. Jestem na drugim roku Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej i na chwilę obecną radzę sobie tam fantastycznie. Prace zaliczeniowe to często czysta przyjemność. Działam w kole naukowym, które umożliwia mi poszerzenie doświadczenia zawodu dziennikarza (spotkania z dziennikarzami, wycieczki do redakcji, na imprezy związane z mediami typu "MediaTORy" no i dużo praktyki, dzięki której mam już na koncie kilka publikacji). Po ukończeniu pierwszego roku otarłem się o stypendium naukowe, zabrakło bardzo niewiele, tylko ciut lepszy pierwszy semestr wystarczyłby do uniwersyteckiej kaski :rainbowcry: . Na chwilę obecną jeśli tylko poprawię moją składnię, to będzie cudownie :3

 

Dlatego na chwilę obecną nie narzekam. Dużo osób przez to uważa mnie za niepoprawnego optymistę. Teraz liczę na to, że uda mi się załatwić praktyki w wakacje (po zakończeniu pierwszego semestru pewien potencjalny "pracodawca" bawił się ze mną w kotka i myszkę i gunwo z tego wyszło :< ). Po cichu także liczę na znajomości. Moja kuzynka jest związana z Agorą, mój dobry znajomy z liceum założył radio internetowe na mojej wiosce i bardzo chętnie zatrudnia młodych dziennikarzy, moja mama była wychowawczynią jednego z najważniejszych dziennikarzy telewizyjnych w Zgierzu, ćwiczeniowiec od warsztatów radiowych (pracownik Gazety Wyborczej) stwierdził, że jako jedyny w mojej grupie nadaję się na dziennikarza prasowego, więc mogę dostać rekomendację.

Chociaż wiadomo - rzeczywistość wszystko zweryfikuje. Jeśli nie uda mi się - trudno, wtedy zacznę szukać planu B.

Edytowano przez Imesh
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Biuro podróży załatwia ci lokum, ale to wtedy nazywa się nie tyle, co przewodnikiem, co bardziej rezydentem. Chociaż rezydent nie raz pełni też funkcję informacji turystycznej, czy przewodnika  
Aż sprawdziłem, ale na UW faktycznie chyba nie ma jęz. islandzkiego, chociaż taki niderlandzki, a nawet suahili się znajdzie. 
Dla marzeń musisz walczyć, więc staraj się walczyć ze swoją nieśmiałością i jąkaniem się. Są różne sposoby na samodzielne zwiększenie sobie pewności siebie  
Przypomniało mi się, że gdzieś w północnej Norwegii w jęz. angielskim wykładają studia z bycia przewodnikiem po Arktyce. To akurat nie odnosi się chyba jakoś specjalnie do twoich planów, ale tak jakoś mi się nasunęło

Nie. Rezydent jest, hmm, pomocnikiem turysty. Znajduje się tylko jak wyjeżdża się na "wypoczynek". Czyli widzisz go przy lotnisku, on Ci gada sprawy organizacyjne, troszeczkę o państwie, rozdaje jakieś ulotki i pomaga zameldować się w hotelu. Na tym "zebraniu" można kupić wycieczki i zapytać się o takie rzeczy jak "a którym autobusem dojechać do tego i tego?", "Ile kosztuje woda w markecie?" i takie tam. Oczywiście, taka osoba jest dla turysty 24/7h i musi pomóc się np. dogadać. Mi by nawet to bardziej pasowało, gdyby nie to, że "wypoczynek" jest w krajach ciepłych, typu Grecja, czy Egipt.

Ja chce, nie, mogę być jedynie przewodnikiem na objazdówkach. Czyli praktycznie jest się Z turystami 24/7h (czy ile tam trwa ta objazdówka, nie ważne). Śpi się z nimi w tym samym hotelu, jest się wszędzie tam gdzie oni. Opowiada się i rozmawia z nimi prawię ciągle, pomijając, że ma się to wszystko napisane na kartce. :ming: 

Cóż, z tego co wiem, to na Islandię jest średnio 5-6 wycieczek rocznie po jakieś 8 dni. I tak już wstaje codziennie prawie o 6 rano, więc za te kilka(naście) lat też bym wytrzymała.

Co do języka, czytałam książkę, gdzie para (kochanków, bo uciekli z Cebulandii, bo się bali męża tej dziewczyny :ming: ) wyjechała na Islandię pracować w Mac'u (kiedy jeszcze był, bo już nie ma ), języka w ogóle nie znali, jedynie dość słabo angielski. Pisał tam, że są kursy dla obcokrajowców ich języka, tylko, że Polski jest na poziome "Kali jeść, Kali spać", czy coś w tym guście. Ta dziewczyna skończyła ze 2-3 kursy w języku angielskim i już spokojnie mogła pracować w przedszkolu. Jednak, chyba w moim przypadku bardziej mi będzie potrzebne nauka języka w Polsce, nah.

Ja akurat byłam (prawie) jedynie w krajach południowych, a jak wiadomo, tam jest dużo ciemnoskórych i arabów, którzy są dość nachalni jak chcą coś sprzedać. Może przy "normalnych" ludziach jakoś będę się trzymać na nogach. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I coś w tym złego? Właśnie dzięki takim osobom żałuję szczerze, że moja przyszłość idzie w tym kierunku..

 

Ten tekst pisałem jako heheszka, ale faktem jest, że mam mały problem do nerdów ograniczonych życiowo do komputera, toalety, kuchni i okazjonalnego ponymeeta, a nie wychodzących od czasu do czasu do świata, a potem dziwiących się, że ich życie jest do d.

Nie, żeby to odnosił jakoś do Ciebie Siper, bo o ile wiem, ty się angażujesz w życie. 

 

 

Nie. Rezydent jest, hmm, pomocnikiem turysty. Znajduje się tylko jak wyjeżdża się na "wypoczynek". Czyli widzisz go przy lotnisku, on Ci gada sprawy organizacyjne, troszeczkę o państwie, rozdaje jakieś ulotki i pomaga zameldować się w hotelu. Na tym "zebraniu" można kupić wycieczki i zapytać się o takie rzeczy jak "a którym autobusem dojechać do tego i tego?", "Ile kosztuje woda w markecie?" i takie tam. Oczywiście, taka osoba jest dla turysty 24/7h i musi pomóc się np. dogadać. Mi by nawet to bardziej pasowało, gdyby nie to, że "wypoczynek" jest w krajach ciepłych, typu Grecja, czy Egipt.

 

To zależy. Miałem w zeszłym roku ofertę odbycia szkolenia i potem pracowania jako rezydent (niestety musiałem odmówić) i tam akurat rezydent też służył czasem jako informacja turystyczna, przewodnik. Ale faktem jest, że rezydent przeważnie jest od jednego - ratowania skóry turysty w razie problemów z hotelem. 

Dla mnie Grecja i Egipt to tylko jakbym sam miał być turystą i zobaczyć Akropol, Sunion i piramidy w Gizie. Ale pracować? Nieeee...

 

Ja chce, nie, mogę być jedynie przewodnikiem na objazdówkach. Czyli praktycznie jest się Z turystami 24/7h (czy ile tam trwa ta objazdówka, nie ważne). Śpi się z nimi w tym samym hotelu, jest się wszędzie tam gdzie oni. Opowiada się i rozmawia z nimi prawię ciągle, pomijając, że ma się to wszystko napisane na kartce. :ming:

 

Takie coś to i ja chętnie bym odwalał. No, ale właśnie tu dochodzi problem, o którym pisałem odpowiadając Burning Question.

W ogóle planując oprowadzanie Polaków po Islandii weź pod uwagę, że Islandia to bardzo droga wycieczka dla Polaków. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


W ogóle planując oprowadzanie Polaków po Islandii weź pod uwagę, że Islandia to bardzo droga wycieczka dla Polaków. 

Może nie tyle co droga, ale mało interesująca. Co najmniej połowa pewnie by wolała pojechać do Chin (które, są chyba trochę droższe) i zobaczyć mur chiński, topiąc się przy 40 stopniach, niż latać w kurteczce przy wulkanach. Turyści lubią ciepło, lubią słońce, a na Islandii nie ma słońca, tam są chmury. Jak to tam mówią "Nie podoba Ci się pogoda? Poczekaj 5 minut, będzie jeszcze gorzej." Nie zaprzeczam, że wycieczka jest droga, cała Islandia jest droga. I właśnie dlatego jest z 5 wycieczek rocznie, i to w lato, nikt by w zimę nie przyjechał. Dlatego chyba będę musiała tam na ten czas jakąś robotę znaleźć, typu kasjerka, czy sprzątaczka w sklepie, na pewno coś by się znalazło. 

Sama mam zamiar jechać na objazdówkę tam za jakieś 2 lata, wtedy wszystko już zobaczę co mnie (może) czeka, chociaż wątpię aby było ciężej niż w Danii, przecież tam nie ma gdzie chodzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Liczyłem na większą dyskusję, no, ale cóż. Zobaczymy, może jeszcze się temat rozwinie.

 

Może dlatego, że większość ludzi przychodzi na to forum, jak i inne kucykowe strony, żeby odreagować szarą rzeczywistość i niektórym się może nie chcieć pisać o sobie, gdy można pisać o kucorach  :yay:  Inna sprawa, że mogłeś napisać coś w stylu "podziel się swoimi planami na przyszłość" zamiast "spróbuj zmienić moją opinię o fandomie"  :twistare:

 

Dobra, jak już tyle osób coś pisze, to też się dołączę. Chcę być lekarzem. Co do planów wyjazdu za granicę, myślałem o tym, szczególnie patrząc na to jak w naszym pięknym kraju traktuje się ludzi próbujących ratować życie innych (mówię tu zarówno o politykach jak i o - niestety - społeczeństwie). Mam jeszcze taki plan, żeby zaciągnąć się do Lekarzy Bez Granic i spędzić jakiś czas nie tylko pomagając tym najbiedniejszym, ale i nabierając doświadczenia.

Z innej beczki - mama śmieje się, że ze względu na te moje "osiołki" powinienem zostać pediatrą, bo będę miał wspólny język z pacjentami i będą na mnie mówili "Doktor Patataj"  :rainderp:

 

...a tak serio to zabijam za pytanie, czy wybrałem już specjalizację  :burned:

 

P.S. I jeszcze mega szacun dla @OneTwo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może dlatego, że większość ludzi przychodzi na to forum, jak i inne kucykowe strony, żeby odreagować szarą rzeczywistość i niektórym się może nie chcieć pisać o sobie, gdy można pisać o kucorach  :yay:

 

No tak, typowa ucieczka broniacza przed życiem i problemami, zamiast się z nimi zmierzyć, mogłem to przewidzieć!  :aj3:

Inna sprawa, że mogłeś napisać coś w stylu "podziel się swoimi planami na przyszłość" zamiast "spróbuj zmienić moją opinię o fandomie"   :twistare:

 

10 points for Gryffindor!  :pinkiep:

 

...a tak serio to zabijam za pytanie, czy wybrałem już specjalizację   :burned:

 

Dobra, o to nie spytam, ale czy to prawda - bo krążą takie mity - że wy lekarze specjalnie uwalacie swoich kolegów i koleżanki na studiach medycznych (np. celowo dając celowo źle zrobione notatki), by jak najbardziej wyeliminować konkurencję do specjalizacji?   :pun:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie tylko nie doświadczyłem czegoś takiego ale też o niczym takim nie słyszałem. Nigdy nie ma problemu z notatkami, dzieleniem się pytaniami z zaliczeń czy inną pomocą koleżeńską, czy dawaniem od siebie ściągać  :lie: .

Pamiętam nawet taką miłą sytuację z pierwszego roku, kiedy uwaliłem kolosa z układu nerwowego (najtrudniejszy dla mnie dział anatomii) jako jedyny ze swojej grupy, a na następny dzień parę osób nie pytane zaproponowało mi udostępnienie swoich notatek i materiałów ;3 Nie wiem, może bliżej LEK-u to się zmieni, ale na razie nie mam żadnych przesłanek, żeby tak twierdzić ;) Jednostki chamskie i samolubne z nadwyżką ambicji oczywiście zdarzają się (jak wszędzie) i czasem cały rok przez nie cierpi, ale to tylko jednostki, o których potem wszyscy plotkują :rarity4:

 

Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś nie potrafił poznać źle zrobionych notatek o_O Raczej większość osób na naszym kierunku od czasu do czasu zagląda do książek  :NjdaT:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie tylko nie doświadczyłem czegoś takiego ale też o niczym takim nie słyszałem. Nigdy nie ma problemu z notatkami, dzieleniem się pytaniami z zaliczeń czy inną pomocą koleżeńską, czy dawaniem od siebie ściągać  :lie: .

Pamiętam nawet taką miłą sytuację z pierwszego roku, kiedy uwaliłem kolosa z układu nerwowego (najtrudniejszy dla mnie dział anatomii) jako jedyny ze swojej grupy, a na następny dzień parę osób nie pytane zaproponowało mi udostępnienie swoich notatek i materiałów ;3 Nie wiem, może bliżej LEK-u to się zmieni, ale na razie nie mam żadnych przesłanek, żeby tak twierdzić ;) Jednostki chamskie i samolubne z nadwyżką ambicji oczywiście zdarzają się (jak wszędzie) i czasem cały rok przez nie cierpi, ale to tylko jednostki, o których potem wszyscy plotkują :rarity4:

 

Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś nie potrafił poznać źle zrobionych notatek o_O Raczej większość osób na naszym kierunku od czasu do czasu zagląda do książek  :NjdaT:

 

A jeśli można spytać, gdzie studiujesz? Może to zależy od uczelni, bo ja takie pogłoski słyszałem wobec WUM-u. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A co mi tam, odezwę się :rainderp:

 

Póki co wylądowałem sobie na Politechnice Warszawskiej, kierunku Transport. I tak szczerze, do momentu studiowania nie myślałem o jakimkolwiek ukierunkowaniu na coś, tylko leciałem do przodu. Na razie chcę zdać przynajmniej na drugi semestr, też dlatego, że nawet mi się spodobała oferta kierunku.

Jak to wszystko się uda, to mam na oku trzy specjalizacje: Sterowanie Ruchem Lotniczym lub Morskim albo Inżynieria Eksploatacji Pojazdów Samochodowych. Pierwsze głównie dla ogarnięcia podstawowych spraw, ponieważ praca w tamtym zakresie wymaga jeszcze kilku lat doszkalania się i paru egzaminów. A także przejścia kilku etapów kwalifikacyjnych rekrutacji. Drugi wybór to raczej niepewny zapychacz :P

IEPS to w sumie ciekawa sprawa (potem Diagnostyka Samochodowa). Nie powiem, najbardziej by mi to pasowało.

 

A jak zupełnie nic z tych planów nie wyjdzie, to zawsze mam wyjście awaryjne pójść na konserwatora do lokalnego ośrodka kultury :drurrp: . Albo iść do policealki na technika elektroradiologa.

Edytowano przez Amolek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A jeśli można spytać, gdzie studiujesz? Może to zależy od uczelni, bo ja takie pogłoski słyszałem wobec WUM-u. 

Co do WUMu nie wiem, ale np. słyszałem podobne pogłoski o UJ, a sporo moich znajomych tam studiuje i oni takich rewelacji nie przynoszą. Myślę, że na każdej uczelni znajdzie się trochę kanalii, nie tylko na medycznych... Mnie z kolei zawiało na śląsk i na ŚUM, zwany również Mordorem :v

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja przyszłość? Byle nie w tym kraju. Beton, układy, brak perspektyw, wszechobecna bylejakość, w dodatku przerażająca dzicz i brak wychowania u dużej części społeczeństwa. Pewnie, w dużych miastach można sobie ułożyć życie... będąc ścisłowcem albo mając konkretny talent, a najlepiej też doświadczenie. Tyle że to jest prawdą nawet dla jakiejś Nigerii - w dużych miastach da się żyć.

Niestety w małych miasteczkach, nawet na Mazowszu, nie jest już tak kolorowo. Zatem moje plany są dość sprecyzowane, ja wiem, co chcę robić, wiem, gdzie chcę być za 2-3 lata, ale wszystko rozbija się o niemożność znalezienia pracy. Otóż chcę znaleźć pracę w kuchni (a czy to będzie bar, pizzeria czy porządniejsza restauracja, to w tej chwili jest mi obojętne), choćby na zmywaku, aby zdobywać doświadczenie. Gotuję nieźle, praktycznie wszystko wychodzi mi za pierwszym razem, głupi też raczej nie jestem. Za rok mam egzamin zawodowy, potem jeszcze pół roku na technologii żywienia, po czym będę miał technika. To znaczy, że gdybym znalazł pracę już teraz, to za 2 lata miałbym wykształcenie i trochę doświadczenia - co starczyłoby mi prawdopodobnie do zdobycia wizy do Kanady albo Australii, biorąc pod uwagę, że angielski znam biegle, a ewentualnie podszkolić się we francuskim nie sprawiłoby mi większego problemu.

No właśnie... tylko problem leży w tym, że pracy znaleźć się nie da. U mnie w miasteczku nie mam nawet co próbować, bo wszędzie przyjmują przede wszystkim po znajomości (a ja takowych nie posiadam) albo tylko z doświadczeniem. W Warszawie problemy są dwa - raz, że jest masa chętnych na takie stanowiska, a dwa, że nawet jeśli jakiś pracodawca otworzy moje zgłoszenie, to zapewne dziewięciu na dziesięciu zamknie je, jak tylko zobaczy, że nie jestem z Warszawy albo bezpośrednich okolic.

Najłatwiej byłoby mi przeprowadzić się do Warszawy już teraz, ale to nie wchodzi w grę z przyczyn niezależnych ode mnie, które zostawię dla siebie, dlatego muszę dojeżdżać, a jakie problemy to stwarza, to już pisałem. Więc jestem przyblokowany i powoli tracę nadzieję, że to się zmieni. Rozsadza mnie już od siedzenia w domu i nicnierobienia. :spike: Liczę, że w końcu los się do mnie uśmiechnie...

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To może ja też tu coś napiszę...?

 

Zasadniczo mam kilka planów / pomysłów na to, czym chcę się zająć.

 

Plan A: Wiąże moje dwie pasje, nauki ścisłe i zwierzęta. Największym moim marzeniem związanym z przyszłością jest zostanie weterynarzem. Najpierw muszę ukończyć gimnazjum z jak najlepszymi ocenami z biologi i chemii oraz dobrze napisać część przyrodniczą egzaminu gimnazjalnego (albo zostać laureatem kuratoryjnego konkursu z biologii / chemii, co jest równo znaczne z dostaniem kompletu punktów z części przyrodniczej i zwalnia z jej pisania.). Potem dostać się do jedynego w moim mieście technikum weterynaryjnego, skończyć szkołę, zdać maturę i egzamin zawodowy (czy jak to się nazywa). Następnie chciałabym iść na studia w tym kierunku. Co po nich? Nie wiem... ale mam dość czasu by się nad tym zastanowić.

 

Plan B: Prawie taki sam jak plan A, tylko zakłada, że nie dostane się do technikum. Jeśli tak się stanie to będę płakać w kącie pójdę do liceum na biolchem i... jakoś tam będzie...

 

Plan C: Jest to bardziej pomysł mojej mamy niż mój. Mam iść do liceum plastycznego i zostać grafikiem komputerowym. Niby mogłabym, niby opłaca się... ale jakoś wole żeby rysowanie zostało jedynie hobby.

 

Plan D: Jeśli wszystko inne zawiedzie: rzucić to wszystko, spakować plecak, bo podróżować autostopem, jednocześnie dorabiając rysując szybie portrety za jakieś drobne pieniądze. Po jakimś czasie wrócić do domu rodziców i znaleźć pracę w maku / jako sprzątaczka / na kasie w super markecie.

 

Plan E: Najmniej realny i na pewno się nie uda... Wygrać milion, część pieniędzy przelać na lokatę i żyć z odsetek. Jest większa szansa, że zginę kupując los, niż że wygram w Lotto, a do tego jestem typem pechowca, więc na 99,(9) % to się nie uda. 

Edytowano przez Gray Picture
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje marzenia dotyczące przyszłości:

 

1. Z zawodu być wykładowcą (nie wiem, dlaczego).

2. Mieć kochającą żonę i dziecko.

3. Napisać przynajmniej jedną książkę.

4. Mieszać na obrzeżach miasta ala http://2.bp.blogspot.com/-Rb8sdt7ca2Q/Ud8zo3y0z7I/AAAAAAAAAdg/cNzPItdDR-E/s1600/WP_000473.jpg

5. Być prosem w Dote 2.

 

Mam swoje bardziej realne plany, ale teraz nie chce mi się ich pisać.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja o swojej przyszłości myślę... bardzo dużo i często. Niestety, głównie w czarnych barwach.
Teoretycznie staram się pracować, nie polegać wyłącznie na studiach (bo wiadomo, jak to z nimi jest) i uczyć nowych rzeczy (kurs masażu, nauka języków), ale w praktyce... Nie wiadomo, jak mi się życie ułoży.
Czy znajdę dobrą pracę?
Nawet jeśli ją znajdę, to czy nie będę mieć w niej problemów przez swój stan zdrowia?
Czy na pewno płaca wystarczy mi na życie?
Itp., itd. ... Takie gdybanie można mnożyć i mnożyć... Niektórzy mogliby powiedzieć, że to nic nie da, ale przynajmniej w takich sytuacjach od razu staram się znaleźć jakieś rozwiązanie. Zawsze jakiś plus.
Perspektywa samotnego życia jest przerażająca, zwłaszcza w takim kraju, jednak nie wiem, czy dałabym radę się stąd wynieść. Może kiedyś nie będzie do czego wracać, to wtedy owszem...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja z racji iż jestem dyplomowanym Technikiem Mechanikiem to chciałbym pracować jako diagnosta (przeglądy rejestracyjne) ale niestety muszę mieć min 4 lata doświadczenia .

Lub posiadać własną firmę zajmującą się samochodami i motocyklami z krajów RWPG (obóz socjalistyczny renowacja od a do z) ponieważ na nich się dość dobrze znam .

Jeśli chodzi o dalsza przyszłość to jeszcze się nie zastanawiałem może przeniosę się z Chełma do Lublina Warszawy lub Gdańska.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Airlick! Twoje podejście mnie przeraża, jest okropne, na sam widok dostaję dreszczy! Nie wykluczam, że wszystkie wady, jakie wymieniłeś istnieją, choć wydaje mi się to grubo przekolorowałeś. Najbardziej kuje w oczy kwestia wyjeżdżania z kraju, bo tu tak okropnie i nie da się żyć tak jak sobie zaplanowałem/am. Polska to nie Uganda i można się tu realizować. I nawet nie tyle można, co trzeba.

Uważam, że każdy dobrze wyedukowany specjalista, od techników żywienia po operatorów kamer telewizyjnych powinni zostać w kraju i dbać o jego rozwój. Jeżeli wszyscy wartościowi ludzie stąd wyjadą, to z czym zostanę ja? Z kilkudziesięcioma milionami emerytów do utrzymania? Niech młodzież kształci się i zdobywa doświadczenie za granicą, byle by tylko wrócili i pchnęli swą ojczyznę do przodu. Moim zdaniem polski nie stać na emigrantów. W końcu nie chodzi tu o nas, ale o naszą kochaną Polskę, nieprawdaż? :(

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Polska to nie Uganda i można się tu realizować. I nawet nie tyle można, co trzeba.

Mieszkasz w Krakowie, czyli jednym z najbogatszych i największych miast w Polsze.

 

Tyle że to jest prawdą nawet dla jakiejś Nigerii - w dużych miastach da się żyć.

Oczywiście, że w dużych miastach można się realizować. Dlatego masa ludzi ucieka z mniejszych miast i wsi do większych, a nigdy na odwrót. Tak jest wszędzie na świecie, ale zwłaszcza w patologicznych krajach jak Polsza.

 

Uważam, że każdy dobrze wyedukowany specjalista, od techników żywienia po operatorów kamer telewizyjnych powinni zostać w kraju i dbać o jego rozwój.

Słyszałem to więcej razy, niż mógłbym zliczyć. Głupkowate myślenie. Pojedyncza osoba nic nie zmieni. Cały naród też nie zmieni nic, jeśli państwem rządzą ludzie, którzy w najlepszym wypadku są złodziejami lub półgłówkami, a w najgorszym agentami silniejszych państw. W obu przypadkach interes Polszy i jej mieszkańców jest im całkowicie obojętny. Taka jest sytuacja i nic się w tej kwestii nie zmieni, bo nawet gdyby nie udawało im się ogłupiać społeczeństwa i skłaniać go do wyboru "mniejszego zła", czyli jednej z dwóch partii, które różnią się tylko nazwą... To zawsze pozostaje opcja sfałszowania wyborów, bo nie liczy się, kto głosy oddaje, tylko kto je liczy.

Chcesz "zostać w tym państwie i dbać o jego rozwój"? Oni właśnie na to liczą. Ja też w wieku 15 lat nie wyobrażałem sobie wyjazdu. Rzeczywistość mnie wyleczyła z patriotyzmu i chęci do pracy organicznej.

Edytowano przez Airlick
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dużym stopniu się zgadzam. Co z tego, że dobrze wykształceni ludzie zostaną kiedy ten kraj jest zaprzedany, rozsprzedany, nie umie i przede wszystkim nie chce wykorzystywać potencjału swoich ludzi, dlatego w desperacji zwracają się do innych krajów. Ile takich historii było... Nie mówię, że nie należy dbać o miejsce w którym się mieszka i jego rozwój, ale póki w polityce jest "zatknięty korek", to co by ludzie nie robili i tak pójdzie na marne i tylko ich upokorzy. Rozwój państwa działa, gdy politycy nie traktują kraju jak towaru, a ludzi jak mięsa do manipulacji i gdy ludzie wierzą w swoich przywódców, w siebie nawzajem i wiedzą, że nie zostaną potraktowani jak tępi niewolnicy - wtedy pracują uczciwie i rzetelnie. Ale jak mówiłam- to, że tu zostaną i będą "robić co mogą" nic nie da dopóki nie zmienią się o wiele istotniejsze rzeczy. :/

Edytowano przez Burning Question
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi się nawet wydaje, że ludzie wyjeżdżając z tej pseudo-Polski robią właśnie wiele dla prawdziwej, silnej Polski - dzięki temu ten zepsuty system szybciej upadnie, więc może i szybciej zacznie się normalnienie w tym kraju... 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja przyszłość rysuje się szaro. W każdym wypadku.

 

1. Ukończę Mordor i zostanę stomatologiem, zarabiając kokosy i umierając z nudów, bo dział człowiek zawsze był dla mnie nudny. Będę przy tym ustawiona i będę mogła do woli trwonić pieniądze na swoje zachcianki.

 

2. Wyleją mnie z Mordoru, pójdę na weterynarię i będę pracować na kasie w Biedronce, bo w tym kraju nie ma pracy. Nie wiem gdzie zamieszkam, bo rodzice raczej wywalą mnie z domu. Jeśli dostanę pracę w tym zawodzie, to powinnam mieć przynajmniej z niej jakąś satysfakcję, bo temat mnie ciekawi.

 

W obu wypadkach zamierzam napisać książkę, a że pisanie idzie mi całkiem nieźle, to może uda mi się zostać drugim Sapkowskim :rainderp:.

 

Jeśli finanse pozwolą - zabawa w walkę na kopie i dom z dużymi parapetami i nasłonecznionym ogrodem, w którym walnęłabym sobie torfowisko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi się nawet wydaje, że ludzie wyjeżdżając z tej pseudo-Polski robią właśnie wiele dla prawdziwej, silnej Polski - dzięki temu ten zepsuty system szybciej upadnie, więc może i szybciej zacznie się normalnienie w tym kraju... 

Jeśli ci się nie podoba to proszę bardzo wyjeżdżaj z jak to nazywasz pseudo-Polski. Nikt cię tutaj na siłę nie trzyma. Jeśli bym mógł to bym ci kupił bilet do dowolnego kraju w jedną stronę najlepiej bez żadnej możliwości powrotu. Prawdziwa Polska nie potrzebuje ludzi, którzy ją tylko i wyłącznie wspierają narzekając na każdym możliwym kroku. To jest coś co mnie jako osoby, która robi coś sensownego tutaj w kraju naprawdę denerwuje.

Większej bzdury ostatnio nie słyszałem. Wyobraź sobie, że każdy młody i ambitny wyjedzie z kraju. To niby co się zmieni? Będą rządzić ci sami, bo niby kto zostanie wybrany jak każdy kto chce radykalnej zmiany wyjedzie? Zostanie jeszcze bardziej zabetonowany stary układ, który tak krytykujesz. Prosta droga do upadku jaki nam sugerujesz.

Nie przeceniałbym możliwości polityków, którzy są wybierani. Owszem mają wpływ i w pewnych sytuacjach mogą pomagać, ale tego z różnych względów nie robią. Jednak wiara, że nagle zostanie wybrany w wyborach Kukiz, Korwin czy inny ulubiony kandydat Lindsa to nagle z twojego życia nie zrobi Dysneylandu. Tak to nie działa, bo to ty decydujesz o swoim życiu, a nie grupa polityków, których właściwie nie znasz. Jak dla mnie trzeba się za coś zabrać do roboty w jakieś organizacji czy coś. Pomóc innym ludziom, działać, a nie narzekać. Samym stękaniem dla stękania nikt jeszcze niczego nie naprawił. Ja wiem, że łatwo jest położyć się wygodnie na łóżku i trochę pokrytykować na forum, a trudniej jest coś zrobić sensownego dla Polski w realnym życiu.

Tyle z mojej strony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli ci się nie podoba to proszę bardzo wyjeżdżaj z jak to nazywasz pseudo-Polski. Nikt cię tutaj na siłę nie trzyma. Jeśli bym mógł to bym ci kupił bilet do dowolnego kraju w jedną stronę najlepiej bez żadnej możliwości powrotu. Prawdziwa Polska nie potrzebuje ludzi, którzy ją tylko i wyłącznie wspierają narzekając na każdym możliwym kroku. To jest coś co mnie jako osoby, która robi coś sensownego tutaj w kraju naprawdę denerwuje.

 

Ja i tak bardzo mało marudzę, bo jeszcze nie muszę się sam utrzymywać mając 2-3 roboty naraz, bo w Polsce utrzymać się z 1 roboty i żyć na jakimś normalnym poziomie? Tak mogą tylko nieliczni. 

Przede wszystkim ja nie marudzę na to, jak się ludziom żyje, a na to, co się z tym krajem wyrabia. Polska już od lat nie jest 100% suwerennym krajem. Ponad nami jest prawo UE, dla której tak naprawdę jesteśmy neokolonią. Czy dla całej UE? Czy może tylko dla Niemców? Wiesz, istnieje teoria, że UE to po prostu IV Rzesza - co ma sens jeśli wziąć pod uwagę, że pierwsze kroki w kierunku powstania UE zrobili ludzie, którzy w III Rzeszy byli wysoko postawieni...

Wciska się w nas coraz durniejsze przepisy, wciska się w nas powoli emigrantów muzułmańskich (których jest coraz więcej i to widzę na własne oczy), próbuje się nasze Lasy Państwowe złupić tak, by wszystko wykupili ludzie z UE, a nie Polacy. A to wszystko okraszone polityczną poprawnością i traktowaniem Polski jako kraju III zrzutu przez wszystkich. 

Podczas, gdy Azjaci, czy Australijczycy mogą spokojnie sobie odłożyć hajs na wyjazd do Paryża, a Francuzi mogą spokojnie sobie odłożyć na wycieczkę do Japonii, bo dla nich bilety lotnicze nie kosztują majątek, tylko jest to kwestia 2-3 miesięcy odkładania, tak zaś Polak musi się mocno natrudzić, by móc pojechać chociażby na kilka dni do jednego miasta europejskiego. I to jeszcze pojedzie nie na luksusach jak tamci, tylko autostopem lub najtańszym lotem, będzie doszukiwać się darmowych wejściówek i żałować grosza na wejście do jakiejś restauracji, czy pubu. 

Chciałbym nie musieć uważnie liczyć grosza i 10 razy się zastanawiać, czy warto uprawiać swoją pasję. Anglicy mogą sobie do Paryża jeździć na weekend przy swoich zarobkach. Polak? W ramach urlopu, na który musi zapierdalać.

 

Większej bzdury ostatnio nie słyszałem. Wyobraź sobie, że każdy młody i ambitny wyjedzie z kraju. To niby co się zmieni? Będą rządzić ci sami, bo niby kto zostanie wybrany jak każdy kto chce radykalnej zmiany wyjedzie? Zostanie jeszcze bardziej zabetonowany stary układ, który tak krytykujesz. Prosta droga do upadku jaki nam sugerujesz.

 

Bez większości narodu, nie będzie kto miał utrzymywać i hordy emerytów, którzy na pewien sposób są odpowiedzialni za obecny stan Polski i polityków, którzy spieprzyli co się dało i kraju. 

Kraj zbankrutuje i może się coś zmieni. Nie wierzę co prawda w drugą Islandię, prędzej w drugą Grecję, bo w końcu Polska to konflikt interesów rosyjskich, niemieckich, żydowskich i tylko Luna wie, kto jeszcze potajemnie ustawia stołki... 

Zachód wymusi pewne zmiany w kraju ku normalności, bo tak się składa, że jakieś 5% gospodarki naszego kraju to gospodarka narodowa (więc sporo zysku wypracowanego przez te firmy nie zostaje w Polsce, lecz leci do Niemiec, Francji, Szwecji, Chin, USA, UK... ). Reszta to firmy zagraniczne. Tylko zagraniczne. Krótko mówiąc - jeśli wdupi się Polska, wdupionych zostanie masa innych krajów. 

U Greków jest podobnie. Myślisz, że czemu oni walczą o umorzenie kredytów? 

 

Nie przeceniałbym możliwości polityków, którzy są wybierani. Owszem mają wpływ i w pewnych sytuacjach mogą pomagać, ale tego z różnych względów nie robią. Jednak wiara, że nagle zostanie wybrany w wyborach Kukiz, Korwin czy inny ulubiony kandydat Lindsa to nagle z twojego życia nie zrobi Dysneylandu. Tak to nie działa, bo to ty decydujesz o swoim życiu, a nie grupa polityków, których właściwie nie znasz. Jak dla mnie trzeba się za coś zabrać do roboty w jakieś organizacji czy coś. Pomóc innym ludziom, działać, a nie narzekać. Samym stękaniem dla stękania nikt jeszcze niczego nie naprawił. Ja wiem, że łatwo jest położyć się wygodnie na łóżku i trochę pokrytykować na forum, a trudniej jest coś zrobić sensownego dla Polski w realnym życiu.

Tyle z mojej strony.

 

Rozmawiasz z gościem, który studiował przedmioty ekonomiczne i który interesuje się geografią społeczno-ekonomiczną. Więc obrażasz mnie zakładając z góry, że nie rozumiem tego, że na pewne zmiany potrzeba lat. 

Gorzej, że nasi politycy nie robią NIC w kierunku lepszego jutra. NIC. 

Że autostrady budują? Dostaje się hajs, to trzeba hajs wydać. W końcu na pierwszej stronie gazety lepiej wygląda informacja o otwarciu kolejnego odcinka autostrady A2 niż informacja o problemach z emeryturami, czy afera polityczna. 

 

I teraz twoja recepta na naprawienie państwa to pomaganie ludziom. Czyli umacnianie ludzi w kraju coraz bardziej upadającym przez kredyty i socjale (wiesz, że nasz dług przekroczył już dawno magiczny próg 50%, co zgodnie z ekonomią oznacza, że dług już jest nie do spłacenia i tylko czekać na upadek?). Organizacje, fundacje, które naprawdę NIC nie robią. Ot, postoją, postękają i tyle. 

 

Do tego to pogrubione zdanie... nie znasz mnie, więc NIE WAŻ się oceniać tego, co ja robię i próbowałem zrobić dla kraju, jasne? Tak sporo peplasz, a ciekawe ile sam robisz.

Ja na każdej manifestacji się stawiam i głośno manifestuję swoje zdanie. To ja byłem na przodzie na protestach ACTA. To ja protestowałem pod PKW, gdy sfałszowano wyniki wyborów. To ja namawiam ludzi, by brali udział w manifestacjach. To ja chodzę na spotkania z politykami i z nimi rozmawiam i dzięki temu przede wszystkim wiem, że nawet taki Korwin ma wady. 

A teraz proszę, Panie "Śmiało oceniam innych, choć ich nie znam i gówno o nich wiem", oświeć mnie, co TY takiego robisz dla kraju poza zapiepszaniem do roboty i grzecznym opłacaniem podatków, którymi pomagasz tylko temu choremu systemowi przetrwać dłużej? 

Edytowano przez Linds
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwyczajnie się nie dogadamy, ponieważ mamy zupełnie inne postrzeganie rzeczywistości. Najlepiej to scharakteryzuje odpowiedź na ostatni akapit.
 

Do tego to pogrubione zdanie... nie znasz mnie, więc NIE WAŻ się oceniać tego, co ja robię i próbowałem zrobić dla kraju, jasne? Tak sporo peplasz, a ciekawe ile sam robisz.
Ja na każdej manifestacji się stawiam i głośno manifestuję swoje zdanie. To ja byłem na przodzie na protestach ACTA. To ja protestowałem pod PKN-em, gdy sfałszowano wyniki wyborów. To ja namawiam ludzi, by brali udział w manifestacjach. To ja chodzę na spotkania z politykami i z nimi rozmawiam i dzięki temu przede wszystkim wiem, że nawet taki Korwin ma wady. 
A teraz proszę, Panie "Śmiało oceniam innych, choć ich nie znam i gówno o nich wiem", oświeć mnie, co TY takiego robisz dla kraju poza zapiepszaniem do roboty i grzecznym opłacaniem podatków, którymi pomagasz tylko temu choremu systemowi przetrwać dłużej?


Powiem szczerze polityka mnie teraz niezbyt interesuje. Uważam, że nie sensu się nią zajmować, ponieważ mamy na nią za mały wpływ, nawet jeśli będziesz chodzić na wszystkie manifestacje w pierwszym rzędzie. Dla mnie nie ma znaczenia czy rządzi Komorowski czy Korwin. Możesz mnie nazwać zwyczajnie członkiem układu lub jeszcze gorzej. Nie dbam o to, ponieważ tutaj jest nasza różnica w światopoglądzie. Ja zawsze wolałem się zajmować tym na co miałem realny wpływ, czyli na swoje najbliższe otoczenie. Konkretny przykład. Organizowałem dla lokalnych szkół gimnazjalnych i licealnych wolontariaty dla innych studentów np. z Brazylii. Dzieciaki w dwudziestu różnych szkołach miały w ten sposób realną możliwość poznania innej kultury. Dla mnie to był rzeczywisty wpływ na młode społeczeństwo w moim mieście.

Co ja robię? Ja nawet nie zapieprzam do pracy, bo pracuje w domu :) Nie jest to rzecz jasna jakaś tam robota, tylko projekt start-upowy, który ma realnie pomóc innym ludziom i pracujemy rzecz jasna z Polski. W niego obecnie wkładam większość swojego czasu, chociaż pieniądze mam z niego obecnie wręcz śmieszne. Niedawno pomyślałem, że mogę dla was czyli (EqT) napisać artykuł o szybkim czytaniu, co może się zwyczajnie wam przydać. Pewnie zakręcę się w czymś jeszcze, ponieważ ostatnio niemal skończyłem studia i uwolniło mi się więcej czasu. Powiesz mi, że tylko tyle, ale wcześniej miałem okazje być wolontariuszem w domu starców, działałem aktywnie w organizacji studenckiej, pomagałem nieodpłatnie organizacji pozarządowej związanej z branżą IT. Trochę się tego nazbierało w życiu.

Czuje, że dalsza dyskusja nie będzie miała sensu, więc z mojej strony EOT.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Daję plusika za drugą połowę tekstu. A wracając bardziej do tematu:

w moim światopoglądzie, jeśli się gdzieś mieszka, to obowiązkiem wręcz jest interesowanie się polityką nawet jeśli nie uczestniczy się w jakichś akcjach - tak, żeby wiedzieć co się dzieje, mieć jasny ogląd i móc sensownie wybierać gdy przychodzi czas wyborów wszelkiego rodzaju. TO jest obowiązkowe. Ale w moim wypadku jest tak, że i prawnie i... historycznie nie mam tutaj prawa do głosu, a nawet gdybym je miała, to nikt nie brałby go pod uwagę. Głosować nie mogę. Z tego powodu czuję się tutaj dość bezużyteczna, a co do normalnych prac jakie np. OneTwo wymienił, to chętnie wykonywałabym je absolutnie gdziekolwiek, ponieważ ja i tak nie mam "swojego" kraju, a uważam, że dobry, uczciwy pracownik przyda się wszędzie na świecie. Nie czuję się związana z żadnym miejscem, dlatego naturalnym wydaje mi się swobodne przemieszczanie się po świecie i zostawanie gdzie chcę. Ale kiedy już osiądę postaram się o prawa do głosowania, ogarnę prawo, historię i sytuację w tym miejscu by móc brać udział w życiu politycznym. Myślę, że jeśli się jest emigrantem, to właśnie taka postawa jest odpowiedzialną i tak planuję działać. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo chciałbym się zaangażować w politykę, gdy już sam coś w życiu osiągnę. Nikt w tym kraju nie zaufa nowej twarzy, trzeba się gdzieś pokazać, a moim zaczynanie od polityki moim zdaniem świadczy o tym, że nie umie się robić w życiu nic innego. Jeśli kariera naukowa mi się powiedzie i zostanę profesorem, ewentualnie powiedzie mi się w branży w inny sposób, to się w politykę zaangażuję. Jeśli mi się nie powiedzie, to myślę, że w polityce nie mam czego szukać, a chwilowo nie wiem, która możliwość jest bardziej prawdopodobna, bo dopiero jestem po pierwszym semestrze studiów.

Warto spojrzeć chociażby na kandydatkę SLD na prezydenta, by zobaczyć o czym mówię. Doktorat z fabryki dyplomów, doświadczenie tylko na stażach. I kto zagłosuję na taką osobę, pomijając już jej poglądy? Chyba tylko fanboye jej partii, ewentualnie ludzie, dla których to najmniejsze zło. Obecnie w naszym kraju wszyscy najchętniej głosowaliby przeciw, a nie ma osoby, na którą ludzie chcieliby zagłosować. 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...