Skocz do zawartości

Czwarta trzydzieści [Oneshot][Slice of life][Sad]


Bester

Recommended Posts

Po pierwsze, :yay: , że coś napisałeś :D

 

Po drugie, :yay: , bo znowu wysoki poziom.

 

W celu zachęcenia potencjalnych czytelników napiszę, że jeśli potrzebujecie jakiegoś mocnego, dobrego kawałka, który skłoni Was do przemyśleń, to jak najbardziej polecam! :rdblink:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taa... I'm leaving the fandom, aż okrasiłbym swoją wypowiedź słowami na "pe" i innymi epitetami, ale wstrzymam się. :rainderp:

 

Krótki, ale spełniający swoje zadanie tekst.

Mamy bohatera, który prowadzi zakrapiane rozmyślania nad sprawą, która nie daje mu spokoju. Stara się chwytać każdej możliwej opcji, aby nie decydować się na to, o co prosi go jego najlepszy przyjaciel - brat, członek rodziny. Jednak po uporządkowaniu sprawy we własnej głowie i po długiej rozmowie z własnym sumieniem, decyduje się na coś, co dla zwykłego, postronnego obserwatora wydaje się rzeczą niedopuszczalną...

 

Historia fajnie przedstawiona, dobre opisy, bohaterowie, tło oprócz samego bohatera też się pojawia, retrospekcje - wszystko na plus. Siedem stron, ale stworzyłeś opowiadanie, które daje do myślenia i jest na pewno warte przeczytania. :yay:

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za wasze komentarze :fluttershy5:

 

Publikując to opowiadanie miałem cichą nadzieję, że rozwinie się pewna dyskusja w wątki, na temat poruszony w tekście.

No nic, w każdym razie, poniżej w spoilerze jest jedno z możliwych rozwiązań, może kogoś jeszcze to zainteresuje.

 

Zatem co mógł wybrać wieloletni przyjaciel innego kucyka, który jest dla niego jak brat, który również stracił swoje marzenia, pół roku wcześniej?

Co jeśli wybrał taką oto drogę: popełni samobójstwo razem se swoim przyjacielem?

Edytowano przez Draques
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co jeśli wybrał taką oto drogę: popełni samobójstwo razem se swoim przyjacielem?

W takim wypadku obraziłbym się na niego do końca życia :hmpf:

Nie no, tak na poważnie to uważałbym to za najgłupszy wybór, jaki miał do dyspozycji... Generalnie moje zdanie na poruszany temat już poznałeś wcześniej, więc teraz oszczędzę sobie wyjaśnień i powiem jedynie, że samobójstwo to jedna z najgłupszych i najgorszych rzeczy jakie można zrobić. Więc każdą decyzję naszego bohatera, poza próbą przekonania przyjaciela, że to jeszcze nie koniec świata, uważałbym za błędną.

"Jeśli sięgniesz dna, jedyna droga prowadzi do góry"

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ładny tekst.

 

Moi poprzednicy wymienili już najważniejsze elementy, które idealnie ten tekst określają - przede wszystkim podobał mi się tutaj klimat. Dylemat głównego bohatera jest opisany prosto, jasno, a tym, co podobało mi się najbardziej, był fakt, że to wszystko działo się właśnie z perspektywy TEJ postaci. To nie on był w tej historii najważniejszy, lecz jego przyjaciel i to, co się z nim stało; on sam w sobie stanowi jedynie wymówkę, pretekst do szukania przez czytelnika odpowiedzi na pytanie: "Co ty byś zrobił na jego miejscu?".

 

Ja nie wiem, co bym zrobiła. To jest naprawdę trudna sytuacja... nie wyjaśniłeś, co postanowił ostatecznie ogier, ale to jest oczywiste i nasuwa się samo - nie to jest jednak najważniejsze. Zakończenie to mocny punkt opowiadania - każdy może je zinterpretować jak chce, chociaż prawidłowa interpretacja jest przecież tylko jedna.

 

Padło tutaj stwierdzenie, że główny bohater może pomóc przyjacielowi w przeniesieniu się na łono Abrahama, a następnie popełnić samobójstwo. To jest bardzo realne rozwiązanie - szczególnie że ogier był wtedy, jak podejmował tę decyzję, nawalony w trupa (mimo że umysł miał trzeźwy). Smutne jest to, że nie miał nikogo innego i utrata jednej osoby kosztowałaby go tyle, że wolał poświęcić również swoje życie. Podobno czas leczy rany... może by się otrząsnął po jakimś czasie, ale nie chciał spróbować. Może był tchórzem... a może właśnie osobą nad wyraz mężną.

 

Z błędów zauważyłam bardzo często pojawiające się sformułowanie "zejść z tego świata". Zdecydowanie za dużo jak na tak krótki tekst.

 

I chyba tyle, bo tekst sam w sobie nie jest długi - bardzo dobry klimat, budowany wszelkimi metodami, do których przyzwyczaił nas już autor i w charakterystycznym dla niego stylu, a dylemat głównego bohatera oryginalny i skłaniający do myślenia. Dobry, refleksyjny, smutny fanfik. Godny polecenia.

 

Pozdrawiam!

Madeleine

Edytowano przez Madeleine
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

łuhuhu...

 

Niezależnie od tego jakiego wyboru dokonał, by bohater poniósł, by on klęskę.

 

Sam tekst...poruszający kontrowersyjną kwestię, ale jak wiem kontrowersyjna jest dyskusja o tym co jest kontrowersyjne.

Przemyślenia bohatera, spójne ale na pewien sposób, przygnębiające i mało przejrzyste, bo nie dają one odpowiedzi( a przynajmniej nie jednoznacznie) na pytanie które mu zadano. Fik daje do myślenia (tak mi się wydaję) a to że towarzyszy mu specyficzny klimat tylko potęguję efekt... innymi słowy: dobra robota, dobry, specyficzny ff, jest moc, a teraz idę się napić bum!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powinienem przejść na emeryturę... Opowiadanie można opisać jednym słowem - smęcenie. I to nie byle jakie, bo w połowie przeżarte alkoholem, w połowie osnute patetycznym do bólu głównym bohaterem. Przez siedem stron lektury zastanawiałem się nad rozmiarem dziury zostawionej po tym strzale w stopę, bo nie dość, że dostajemy godnego pożałowania bohatera, to jeszcze prowadzisz to w narracji pierwszoosobowej. Przeczytawszy pierwszą połowę strony, znałem treść reszty opowiadania. To nie jest o problemach moralnych, wewnętrznym rozbiciu, braku perspektywy czy tragicznym bohaterze. Jest o smęceniu do czwartej trzydzieści nad ranem.

 

Mówisz, że chciałeś poruszyć jakieś tematy? Ok, ale musisz się jeszcze nauczyć to robić. Póki co, osiągnąłeś efekt odwrotny do zamierzonego. Bardziej się zastanawiałem jak jeszcze bardziej upodlić tę ofiarę losu szukającej szczęścia w alkoholu. Szkoda, że podczas tej miłej konsumpcji nie padła mu wątroba i nie wylądował na stole operacyjnym. Gdyby jeszcze z powodu zalania w trupa prześcignął swojego przyjaciela w wyścigu do grobowej deski, to mielibyśmy opowiadanie z happy endem! Nosz jasny gwint, pomyśl trochę, zanim podejmiesz się tak ciężkiej tematyki.

 

Sprzedam ci taką drobną poradę na przyszłość - cechą opowiadań z narracją pierwszosobową jest główny bohater o inteligencji ciut ponad przeciętnej, dostrzegającej alternatywy oraz doszukujący odpowiedzi tam, gdzie zwykły człowiek by ich nie dostrzegał. Jeżeli narrację budujesz na przemyśleniach skończonego ciamajdy potrafiącej jedynie śpiewać do kieliszka, to musisz bardzo poważnie pomyśleć nad pisaniem tego rodzaju opowiadań.

 

Podsumowując myślę, że zarówno decyzja końcowa głównego bohatera, jak i powód jego rozważań nie są warte komentarza. Za mało autor dodał od siebie, żebym mógł rozpocząć z nim merytoryczną dyskusję.

 

Poza tym - średnia stylistyka, przyzwoita narracja, dostateczne ujęcie problemu, gramatycznie niemal bezbłędny, bla, bla, bla, co by znowu nikt mi nie zarzucił, że widzę w tym wyłącznie negatywy.

Pozdrawiam

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Im wolno było palić, my mieliśmy po dziesięć lat! Mogliśmy już robić co chcemy!

 

Pewnie pomagało im to odstresować się przed sprawdzianem z pszyry :rainderp:

 

 

Pomasowałem się kopytem w głowę.

 

Zabrzmiało mi to troszkę dziwnie, myślałam o "potarłem", ale to chyba bez znaczenia.

 

 

kiedy sparaliżowany ojciec słyszy od swojego syna „żegnaj”, bo jego matka uznała, że zasługuje na „pełnosprawnego, silnego ogiera”.

 

Zgubiłam się przy tym zdaniu i niezbyt rozumiem, o co chodzi (ale to chyba wina zmęczenia).

 

Prawie w każdym akapicie było jakieś powtórzenie, czasami zdarzyło się też pytanie bez znaku zapytania na końcu. Drobnostki, których raczej nie musisz poprawiać - mnie przynajmniej aż tak nie utrudniało to czytania.

 

Nie działają na mnie takie teksty, choć sama często piszę podobne (w wielorozdziałowcach głównie, które takie fragmenty nie są aż tak kluczowym elementem w fabule). Nie wiem, dlaczego, ale ja nie potrafiłam się wczuć. Przeczytałam to opowiadanie bardzo szybko, nie mogłam na niczym zawiesić myśli ani głębiej się nad czymś zastanowić, nic nie wywarło na mnie większego wrażenia. Może kwestia stylu i długości, może tematyki.

Znając mnie rozwinęłabym wszystko jeszcze o jakieś 5 stron (poważnie, ja to dopiero smęcę xd) i może gdyby to opowiadanie było umieszczone w dłuższej historii, gdzie mogłabym poczuć prawdziwie świat i emocje bohatera, miałabym inne odczucia. Pomysł miałeś interesujący, dość trudna i kontrowersyjna tematyka. Końcówka sprawiła, że zaczęłam się zastanawiać, co główny bohater faktycznie zrobił - nawet przyłapałam się na tym, że już kolejny raz czytam ostatnie akapity i staram się znaleźć jakąś wskazówkę, która utwierdziłaby mnie w przekonaniu ^^ (a ostatecznie to miałam ich dość sporo).

Mimo wszystko podobało mi się, choć odnoszę wrażenie, że mogło być lepiej.

Edytowano przez Applejuice
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 years later...

Przeczytałem i muszę powiedzieć, że to było... średnie. A może nawet nie tyle średnie dzieło, co raczej nierówne.

 

Mamy całkiem dobry pomysł z naprawdę poważnym dylematem moralnym. Mamy bohatera, który ewidentnie jest przytłoczony tym wszystkim i próbuje uciec myślami, korzystając z pomocy alkoholu. Mamy też całkiem dobrze opisany bar (przynajmniej jak na tak małą objętość tekstu), oraz narrację pierwszoosobową, która moim zdaniem, jest idealna do takiego tekstu. Swoją drogą, za narrację szanuje podwójnie, bo uważam, że jest trudniejsza niż klasyczna, trzecioosobowa i z pewnością rzadziej spotykana. Słowem, ten fik miał wszystko by być naprawdę dobrym, ciężkim fikiem, który pozostawia w człowieku ślad.

 

Niestety mam wrażenie, że drzemiącego tu potencjału nie wykorzystano do końca. Bohater sprawia niestety wrażenie przeciętnego, smęcącego nad swym losem, ogiera.  Nawet gdy poznałem jego problem, to jakoś nie zyskał mojej sympatii czy współczucia. Pity przez niego alkohol tez zdaje się nie wpływać na jego myśli. Owszem, skarżył się na to sam sobie, że wódka go nie zamracza, ale myślę, że mimo wszystko można było to lepiej opisać. Rozszerzyć temat i sprawić, ze jego myśli stają się troszkę mniej składne a on sam częściej skacze między tematami.

Właśnie, sam fik wydaje mi się być też za krótki i zbyt ubogi w opisy i wspomnienia jak na taki temat. Aż się prosiło o rozbudowanie zarówno przemyśleń jak i wspominków. Nie mówiąc nawet o rozważaniu większej ilości opcji niż dwie.

Spoiler

Przecież ten nasz bohater mógł się uprzeć jak cholera i poświęcić temu by sprawić by jego przyjaciel znów poczuł się szczęśliwy. Albo zapytać psychologów, jak można mu pomóc. Nie wiem, mógł się nawet poradzić wróżki, albo wysłać list przyjaźni.

Ale w tej formie bohater mnie nie przekonuje i nie tworzy dla mnie potężnie przytłaczającego klimatu. Szkoda trochę

 

Ogólnie, to nie jest zły fik. Jest raczej OK i tyle. Czy polecam? Mi się niespecjalnie podobało, ale widzę, że fik miał swoich fanów. Tak więc można dać mu szansę.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No więc tak. Mamy tutaj poważny fik, poważny tematyką i stylem pisania. Jest przejrzysty, na składnię nie ma co narzekać i nic specjalnie nie rzuca się w oczy. Akapity ładnie rozlokowane, krótsze niż moje, ale rozumiem o co tutaj chodzi i no, po prostu pomagają przyjmować tekst. Opowiadanie otwiera się bardzo prosto, sceną w barze, który jak dla mnie jest dość dobrze opisany jak na potrzeby takiej krótkiej formy. Nie ukrywam, ja może porozpisywałbym się tu i tam bardziej, lecz to moje skrzywienie a całość jest jak najbardziej satysfakcjonująca. Są czasem malutkie błędy, ale je poprawiałem na bieżąco w gdocsie.

Naszego bohatera, pijącego w barze mimo, że jak sam wspomniał, niegdyś przyrzekał sobie, że nigdy nie wleje ni kropli alkoholu do gardła, męczy coś okropnego. Na tyle, że jego myśli odchodzą od głównego tematu jak od pułapki. Na tyle, że jak sam mówi, przyćmiło to nawet niełatwą przeszłość, wcześniejsze wydarzenia. Nawet bardziej, nasz jednorożczy przyjaciel chleje, jak się wydaje, na umór, by nie myśleć. Wynajduje każde inne tematy. A sprawa musi być dość poważna, skoro duma nawet o tym, jakby to było, gdyby mógł żyć życiem kogokolwiek z innych gości. I tutaj pojawia się zamierzony suspens. Co jest dla pijącego o dziewiątej wieczór ogiera tak ważne, tak ciężkie? Otóż jedziemy dalej.

 

Spoiler

Główny temat wjeżdża jak bomba. I tutaj muszę powiedzieć, że ten fik, że Czwarta trzydzieści nagle stał się dla mnie bardzo osobistą sprawą. Być może i taki jest dla autora, stąd jego napisanie. Samobójstwo jest dla mnie nielekkim tematem, czymś, z czym musiałem się mierzyć w przeszłości i co do dzisiaj czasem wypływa w najmniej oczekiwanych momentach, dając mi w kość. A pomoc w samobójstwie, to już naprawdę coś. Nie jestem pewien, szczerze powiem, jak czuję się z wyborem tego tematu. Jest niełatwy, ale może przeczytanie tej opowieści będzie w jakiś sposób oczyszczające. Koniec mojego "rantu".

W każdym razie bohater zostaje poproszony o to, by pomógł przyjacielowi w samobójstwie. Może coś zahaczającego o eutanazję, z powodu niepełnosprawności - złamany kręgosłup. Tylko tyle, i aż tyle. To tylko dokładanie wagi do czegoś, co już samo w sobie jest śmiertelnie poważne, nie ważne czy ktoś ma złamany kręgosłup, depresję, czy rodzinę tak złą, że pchającą do takich czynów, co też jest w fiku poruszone. Kompletnie nie dziwię się reakcji pijącego kucyka. Sam nie byłbym w lepszym miejscu.

Jednak bardzo brakuje mi pewnej rzeczy. Poza kwestią lekarzy, nie poruszona zostaje praktycznie jakakolwiek inna gałąź pomocy, chyba, że zostały one rzucone razem pod "okłamywanie, iluzję godnego życia" co opisał autor. Gdzie psycholodzy, psychiatrzy w skrajnym przypadku, skoro mają neurochirurgów? Rozumiem dylemat, rozumiem ciężar, bo sam nie wiem co bym zrobił po takich przejściach, ale brakuje mi tego. Czy to, że główny bohater trzymał się tak łóżka swojego przyjaciela, swojego brata, też było iluzją? Czy nie ma opcji, by kuc wrócił do domu, usiadł z przyjacielem i szczerze powiedział "jesteśmy razem do końca"? Albo "jeżeli ty umrzesz, to i ja"?

Bardzo mi tego brakuje.


Ogólnie fik mocny i dobrze napisany, ale nie mogę z pełnym uśmiechem powiedzieć, że mi się podobał. Nie był na pewno zły, i moje osobiste zdanie nie wpłynie na finalną ocenę, która wynosi 7/10. Kawał dobrego, skłaniającego do namysłu czytania.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najwyższa pora podjąć próbę skomentowania tego fanfika. Przyznam, że czytałem to opowiadanie niedługo po premierze i powracałem do niego nie jeden raz, w zależności od nastroju, no i swojej obecnej sytuacji. Zatem już na wstępie pragnę zaznaczyć, że owszem, tekst podejmuje tematy trudne, życiowe, takie, które w mniejszym lub większym stopniu dotykają chyba każdego z nas, a już na pewno obił się nam o uszy taki ktoś, komu przydarzyło się coś podobnego. Skutki tej zjeżdżającej w dół spirali mogą być różne, od powrotu na szczyt po zjazd jeszcze niżej, od odbudowy samego siebie i odmiany życia, po jego tragiczne zakończenie.

 

Muszę przyznać, że zgadzam się zarówno z głosami krytyki, jak i opiniami, które są fanfikowi przychylne. Sam mam dosyć... sprzeczne odczucia względem treści, co chyba idealnie nawiązuje do tego, że choć wielokrotnie podchodziłem do napisania komentarza, jakiegokolwiek, zwykle nic z tego nie wychodziło. Zresztą, opinia także mnie się zmieniała, zacząłem z czasem dostrzegać nowe rzeczy, a znane już detale nabierały nowego wymiaru. W tym sensie, tekst jest płynny, co w połączeniu z trudną, życiową, powiedziałbym wręcz że boleśnie wiarygodnie zrealizowaną tematyką, sprawia, że „Czwarta trzydzieści” nie pozostaje odbiorcy obojętna.

 

Tekst rozpoczyna się dosyć... standardowo, by nie powiedzieć, że sztampowo. Ot, zastajemy głównego bohatera, będącego jednocześnie narratorem tejże smutnej historii, w trakcie refleksji, oczywiście nad kieliszkiem czystej (Dobrze zapamiętałem?), rzecz rozgrywa się w barze, obowiązkowo o późnej godzinie. W tej materii nic nadzwyczajnego. Z jednej strony miałem takie edgy wrażenie, coś jak przy oryginalnej „Exanimie”, a drugiej jednak, o ile wydawało mnie się to sztampowe, o tyle trudno odmówić temu realizmu – o ile ktoś nie jest abstynentem, gdyby spotkało go coś podobnego, zapewne sam zajrzałby do kieliszka, niekoniecznie w barze, być może w domowym zaciszu, samotnie, ale jednak. Zatem otwarcie to jest nieco sztampowe, ale realistyczne. No bo człowiek w sumie jest słaby, zwłaszcza w obliczu dramatu, tym bardziej jeśli dotyka go bezpośrednio, wymuszając podjęcie decyzji, których nie chce podjąć w ogóle.

 

Autor z czasem wyjawia nam, co tak bardzo trapi głównego bohatera, dlaczego to sprawa osobista, skąd jego przemyślenia i załamanie, no i dlaczego stara się to wszystko utopić w alkoholu. Okazuje się, że jego bliskiego przyjaciela, który jest dla nieco niczym rodzony brat, spotkał wypadek, w wyniku którego ten stracił wszystko, włączając w to chęci do dalszego życia. Ponieważ pozostał mu tylko ów przyszywany brat, najlepszy przyjaciel, zwraca się do niego o pomoc, lecz ten, jak czytamy, nie potrafi zdecydować. To znaczy, bardzo długo nie potrafi zdecydować, aż w końcu przychodzi tytułowa godzina czwarta trzydzieści, kiedy to narrator stwierdza, że jednak podjął decyzję. Jaka to decyzja? Nie mam pojęcia, albowiem w tym miejscu opowiadanie się urywa, zostawiając nas z otwartym zakończeniem oraz wyobraźnią. Wygląda na to, że autor chciał nas skłonić do refleksji, abyśmy spróbowali wczuć się w sytuacje protagonisty, wejść w jego myśli i skórę, by ostatecznie wyjść z własną decyzją i własnym rozwiązaniem dramatu, o którym czytaliśmy przez te bodajże siedem stron.

 

Aha – a co to za dramat, to nie chcę spoilerować... Jeszcze?

 

Przede wszystkim, muszę pochwalić formę oraz wykreowany klimat, za sprawą którego tekst wydaje się „ludzki”. Jakby to nie były te wesołe, kreskówkowe postacie będące kucykami, tylko z autentycznymi problemami, ale prawdziwi ludzie, z prawdziwymi, ludzkimi problemami, zachowujący się w sposób zrozumiały tylko dla ich samych, bo tylko oni wiedzą, jak to jest i jak się z tym czują. Bo najlepiej samych siebie znają tylko oni. Utrzymuje się to przez całe opowiadanie, zgrzyta mi jedynie to, jakim cudem bohater pozostał przy trzeźwym umyśle, ba, najwyraźniej nieźle sobie radził z funkcjonowaniem/ poruszaniem się, pomimo – jak rozumiem – spożytego mocnego alkoholu, którego przecież musiało się przelać dosyć dużo. No nic, taki nitpick z mojej strony.

 

Nie wchodząc w szczegóły i też nie chcąc urządzać tutaj mini wykładu odnośnie własnej sytuacji życiowej, prywatnych odczuć i problemów, muszę zaznaczyć, że w żadnym momencie nie poczułem się ani trochę urażony, nie miałem też myśli, że autor porywa się na pisanie o czymś, o czym nie ma pojęcia. Tekst w paru miejscach jest trochę edgy, lecz nie osiągając przy tym poziomu przesady, po którym rzeczywiście mógłby się okazać obraźliwy, czy to dla osób cierpiących na depresję, czy rozważających w przeszłości samobójstwo.

 

Wręcz przeciwnie – uważam, że Bester jak najbardziej ma warunki, by takie problemy podejmować w swojej fanfikcji, wie jak o tym pisać, by brzmiało to realistycznie i życiowo, poważnie, ale z domieszką tego... „pieprzu”, który może symbolizować nerwy, powodowany bezsilnością gniew, to nieznośne uczucie upływającego czasu tudzież poczucie beznadziejności.

 

Stąd nie rozumiem ani trochę, dlaczego postanowił to rozpisać na zaledwie siedem stron. Historię poznajemy tylko z jednej perspektywy, co nie ma wpływu na to, że nie wiemy nic a nic o tych postaciach. Nie widzimy ich interakcji, jedynie wspomnienia, lecz tylko głównego bohatera, a przecież co kuc, to opinia. Każda ze stron może przeżywać ten dramat inaczej i każda potrafi upatrywać wyjścia z trudnej sytuacji w czymś innym, bo jest ciężko, ale możliwych rozwiązań jest cała masa. Jedne bardziej przyziemne, drugie nietypowe. Jedne logiczne, drugie pozornie zupełnie od czapy. Ale dla każdego z osobna, wszystko może mieć różne znaczenie i tak samo różna może być hierarchia wartości. Stąd uważam, że w tak krótkiej formie, ów pomysł wiele traci. Chciałbym wniknąć także w myśli wspomnianego najlepszego przyjaciela, a może i jego rodziny. Chciałbym wiedzieć więcej o tym, jak było przed wypadkiem, a jak zaraz po nim. Jak zareagował każdy z nich na złe wieści. Jak początkowo sobie z tym radzili. Czy próbowali walczyć, jakoś żyć normalnie, a może działo się coś zupełnie innego? Możliwości na realizację zarówno [Slice of Life] jak i [Sad] jest tutaj od groma. Ale autor nie zdecydował się nam ukazać problemu z innych perspektyw. Dlaczego nie?

 

Z drugiej strony, to, że nikogo nie poznajemy z imienia, ma tę zaletę, że w tym kontekście mógłby to być każdy, co współgra z prawdziwym życiem. Przecież znamy takie osoby. Mijamy je codziennie na ulicy, widujemy w okolicy, w sąsiedztwie, nie zawsze trzeźwych, lecz gdybyśmy wiedzieli z czym muszą się zmagać, być może nabralibyśmy zrozumienia. Albo sami spróbowali pomóc. Może przestaliby być dla nas bezimienni. No właśnie – to wszystko zawsze zależy od wszystkiego, jest niejednoznaczne i może być postrzegane różnie, ale autor po prostu nam tego nie opisuje. Wielka szkoda.

 

Nie wspominając o tym, że część wymienionych zdarzeń wydaje się następować... trochę za szybko.

 

Spoiler

 

Nawet to, że własna rodzina ostatecznie kogoś zostawia/ dystansuje, bo nie chce/ nie potrafi sobie poradzić z jego niepełnosprawnością, jest procesem, niekiedy tragicznym w skutkach i również nie zawsze takim jednoznacznym. Łatwo nam oceniać z perspektywy narratora, ale gdyby tak spojrzeć na to oczami innych uczestników tego dramatu? Albo zaproponować inne rozwiązanie? Poszukać mediatora? Porozmawiać? Oczywiście, może miało to miejsce, lecz... skąd miałbym o tym wiedzieć? Fanfik tego po prostu nie tłumaczy.

 

Podobnie jest z decyzją o odebraniu sobie życia. To nigdy nie jest coś skokowego, co przychodzi do głowy nagle i wobec czego dana osoba jest w pełni zdecydowana. To jest tragedia, nie tylko z uwagi na naturę czynu, ale przez sam fakt, że w ogóle do tego dochodzi, że ktoś zaczyna to rozważać, a na co otoczenie często jest ślepe i głuche. Z jednej perspektywy może to być wyjście, z drugiej zaś niekoniecznie. Wszystko zależy.

 

Zupełnie jakby autor chciał nas skłonić do przemyśleń, ale uproszczając sobie sprawę poprzez ograniczenie nas do perspektywy tylko jednego, konkretnego bohatera. Niby nie ma w tym nic złego, samo w sobie może być nawet korzystne, jeżeli ktoś nie jest pewien, czy da radę poruszyć ważny temat z należytą powagą i szacunkiem, ale z drugiej strony, powstaje ryzyko, że czytelnik odbierze to w taki sposób, że być może autor próbuje przy okazji narzucić nam jedną perspektywę i skierować uwagę na ograniczoną pulę możliwych wyborów, bagatelizując, a może i pomijając nie tylko alternatywne punkty widzenia, ale również to, że ktoś może coś przeżywać inaczej i mieć w związku z tym zupełnie inne odczucia, cele, a może i obawy.

 

 

Powiedzieć, że jest niedosyt, to jak nic nie powiedzieć, chociaż w kontekście podejmowanej tematyki, to chyba nie jest odpowiednie słowo. Forma zawiodła, nie uciągnęła koncepcji, nie poradziła sobie z ukazaniem pełnego spektrum możliwości i emocji, po czym my, odbiorcy, pozostalibyśmy naprawdę skołowani, bo w sumie nie mielibyśmy pojęcia jak postąpić, chyba, że w dniu lektury mielibyśmy bagaż podobnych doświadczeń. Czego nikomu nie życzę. I to chyba właśnie mój największy zarzut, a może po prostu nie zrozumiałem, co autor miał na myśli. Nie chodzi o to, by zastanowić się, a jak postąpilibyśmy my, lecz by nakreślić sytuację z pozoru bez wyjścia, a potem subtelnie zwrócić uwagę, że wszystko jest niejednoznaczne i że każdy przeżywa to po swojemu, nie skłaniając do wyboru, ale do przemyśleń pod takim kątem, że... stajemy się uczuleni na pewne problemy rodzinne, osobiste dramaty. Nie potrafimy wybrać, ale potrafimy rozpoznać, że ktoś może pewne rzeczy rozumieć inaczej i chcieć czegoś innego. Wskazać jedynie, że warto próbować i rozmawiać. Nie oceniać wszystkiego po swojemu, ale umieć postawić się w czyjejś sytuacji. Poszukać pola wspólnego. Cokolwiek.

 

Tak jak byłem skonfliktowany od lat, tak jestem skonfliktowany i teraz. Nie do końca jestem zadowolony ze swojego komentarza, ale jakbym miał pisać dalej, to bym pisał i pisał, aż całkowicie rozmyłoby się to, że chodzi tutaj o ocenę pewnego fanfika. Na swój sposób ważnego, na swój sposób refleksyjnego, zwracającego uwagę na coś, co niestety współcześnie jest codziennością, a na co wciąż tak wielu bywa ślepym. Włączając w to grono również najbliższych. O tyle istotnego, że często problem jest kompletnie niezrozumiany i pomoc nie przychodzi albo w ogóle, albo w nieodpowiedniej formie, albo za późno. W jakimś sensie ponadczasowego, bo podobne, trudne do przełknięcia rzeczy przytrafiały się kiedyś, przytrafiają teraz i zapewne będą przytrafiać się dalej.

 

Niezwykle trudno mi polecić opowiadanie komukolwiek, nie dlatego, że jest ono słabe, ale dlatego, że jest trudne i życiowe, lecz nie rozwija przy tym pełni swoich możliwości, ucząc nas czegoś. Albo po prostu przypominając o czymś. Bester miał świetny pomysł, najlepsze ku temu warunki oraz styl, lecz wybrał formę, która po prostu tego nie uciągnęła. Oceniając na chłodno, powiedziałbym, że to poważny średniak skłaniający do przemyśleń, podejmujący trudny temat w sposób całkiem odważny, acz szanujący czytelników. Na gorąco... powinno być tego więcej. Problem, choć ukazany z powagą, został według mnie nieco... spłycony? Sam nie wiem.

 

Ostatecznie, jest to tekst, który trudno ocenić, ale który chyba jednak warto przeczytać samemu i na spokojnie się zastanowić. No właśnie – samo to, że ma on swoich zwolenników, jak i przeciwników, a także odbiorców, którzy czują się tak gdzieś pośrodku, świadczy o tym, że podejmowany w opowiadaniu problem nigdy nie jest jednoznaczny, najczęściej sprawa jest wielowymiarowa, a skoro tak, to jeszcze ma nie jednego uczestnika, a całą ich grupę, z której każdy może widzieć wszystko inaczej. Czuć się odpowiedzialnym albo nie. Bo nie ma dwóch takich samych uczestników danej sprawy. To, czego nie ma w fanfiku (a powinno być), chyba znajduje odzwierciedlenie w komentarzach. I chyba można to odebrać jako pewien sukces. Sukces, którego ofiarą stało się to opowiadanie.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...