Skocz do zawartości

[RPG] Pod Gryfim Pazurem


Zegarmistrz

Recommended Posts

Obok wielkich aren turniejowych, gdzie rozgrywały się coraz głośniejsze ostatnimi laty, magiczne pojedynki, znajdowały się stare ruiny zamku. Czarne mury fortecy były wysokie i smukłe. Większość masywnych bloków granitu zużytych na ich budowę teraz obluzowała się i skruszyła. Potężne blanki zdolne oprzeć się głazom z katapult i niszczycielskim czarom, gdzieniegdzie zostały stopione płomieniami smoków, które często najeżdżały w przeszłości te rejony. Ponad ścianę skał wznosiły się okrągłe baszty. Każda wysoka na ponad trzysta stóp, ponuro obserwowała, przez małe okienka strzelnicze, miejsca wielu pojedynków. Wieże kończyły się ostrymi pazurami skalnymi, rozrywającymi chmury. Pomiędzy nimi błyszczała w słońcu stara, ciemnoniebieska dachówka, zdarta w wielu miejscach pazurami. Mury zbiegały się w duży okrąg, a od strony kompleksu turniejowego osadzono wrota. Nie raz wielkie armie próbowały przedrzeć się przez tę stalową bramę. Mimo licznych rys i wgnieceń na stopionym metalu, zachowały się piękne płaskorzeźby. Na wschodnim skrzydle wrót znajdowało się olbrzymie słońce, dumnie gorejące potężnym żarem. Na zachodnim widniał księżyc, swym majestatem skłaniający do chłodnej refleksji. Brama posiadała również liczne wnęki, w których wypisywano imiona poległych w oblężeniach, a także uwieczniano w stali bohaterów Equestrii. Wśród nich byli także arcymagowie, którzy dla wielu uczestników turnieju stanowili inspirację.
 
Za otoczoną wysunięciami muru bramą, mieścił się jej obszerny przedsionek. Kwadratowe pomieszczenie z grubego kamienia i z otwartym dachem, miało dać dodatkowe pole do ostrzału atakujących. W górze ponuro zwisały okrągłe leje, którymi dawniej lał się wrzący olej. Kolejne żelazne wrota stanowiły ostatnią barierę dla przedzamcza. Na środku obszernego pola wznosiła się dumnie gotycka cytadela. Z jej strzelistych, wysokich ścian z cegły, wznosiły się kolejne wieże. Każda zakończona ostrym stropem. Na ich szczytach powiewały nowe flagi Equestrii. W murach Zamku Wysokiego znajdowały się witraże kończące się łukami trójkątnymi. Szkło było ciemne, a wiele z dzieł, przedstawiających piękne pola i lasy kraju kucy, zostało zniszczonych w czasie wojen. Jednak gdy oko wędrowca spoczywało na dziedzińcu, cały przybytek zmieniał swój charakter z posępnego na optymistyczny. Wszędzie rosła długa, miękka zielona trawa, falująca na wietrze niczym aksamitne morze. Biegły przez nią proste, odnowione ścieżki z jasnego kamienia. Po ich bokach dumnie spoglądały starodawne pomniki bohaterów. Odrestaurowane i pomalowane na śnieżną biel dodawały światła całości. Pośród kęp kolorowych kwiatów, zachwycających oczy swą paletą barw, unosiły się potężne kryształy magiczne. Każdy miał kształt idealnie symetryczny, a runy wyrysowane na ich powierzchni odbijały się świetlistym poblaskiem. Jak głosiły plotki sam karczmarz sprowadził je tutaj, aby dodać magii temu miejscu. W istocie kamienie gromadziły magię unoszącą się w powietrzu z aren. W zależności od nasycenia klejnoty świeciły, wypuszczały kolorowe smugi na obszar dziedzińca, albo wręcz przy naprawdę potężnych zaklęciach były w stanie unieść cały zamek do góry. Goście chętnie korzystali z dodatkowych atrakcji w czasie finału poprzedniego turnieju, kiedy to w trakcie donośnego pojedynku dwóch wspaniałych magów, twierdza wzniosła się na blisko ćwierć kilometra, eksplodując przy tym tęczą barw. Na środku dziedzińca stała potężna fontanna. Szafirowa woda spływała kaskadami po białym marmurze. Cztery delikatne łuki wodne delikatnie okalały dawną rzeźbę, przedstawiającą Królewskie Siostry.

 

Wielki dziedziniec prowadził prosto do cytadeli. To tam mieściła się główna część karczmy. Piękne dębowe drzwi, stylizowane na strony starej księgi zapisane runami, osadzone na błyszczących, srebrnych zawiasach przez całą dobę były otwarte. Nad nimi zaś tablica z nazwą przybytku - "Pod Gryfim Pazurem" - reprezentująca stosownych rozmiarów szpon będący tłem dla treści zamieszczonej. Na ścianach szerokich korytarzy, zwieńczonych ozdobnymi sklepieniami z płaskorzeźbami kwiatów, tworzącymi kopuły, umieszczone były pochodnie. Ogień tańczył na nich godzinami, rzucając migoczące cienie na szkarłatne ściany głównej sali.
 
Pomieszczenie było na tyle obszerne, aby pomieścić kilka setek gości. Komnata emanowała przepychem. Stały w niej ciężkie stoły z ciemnego drewna, nakryte białymi, haftowanymi obrusami, poobszywanymi koronką. Zastawa lśniła srebrem i porcelaną, a także kryształowymi karafkami na trunki. Pod sufitem wisiały żyrandole z drogich kamieni, a na środku wznosiła się duża scena, na której kameralna orkiestra grała do posiłków zamożniejszym i wykwintniejszym gościom. Przy stołach stały krzesła wyściełane jedwabiem, przypominające swym przepychem królewskie trony. Czerwone firany ze złotymi frędzlami powieszone przy niedawno dorobionych, wysokich oknach, opadały delikatnie na zrobione białego drewna, parapety i pokrycia dolnej części ścian. Światło słoneczne chętnie wchodziło do środka, odbijając się od luster, ułożonych tak zmyślnie, że promienie tworzyły na suficie niezwykłe wzory, podkreślające bogate freski, przedstawiające ogromny i majestatyczny Canterlot, oświetlony promieniami dziennej gwiazdy jego władczyni. Obok podobny obraz przenosił obserwatora w to samo miejsce, ale nocą, gdzie królowały zimne, głębokie i wciągające kolory. Całości obrazu dopełniało kilka kaflowych kominków, wmurowanych w boczne ściany oraz długa lada z sosnowego drewna. Za nią zwykle urzędował karczmarz, lub jego pracownicy.

Nie był to jednak jedyny poziom przybytku. Wielki zamek krył wiele tajemnic. Trzy piętra nad główną salą znajdowała się druga komnata. Prowadziły do niej kręte i wyłożone czerwonym dywanem schody. Na ścianach przy nich wisiały liczne świeczniki z umiejscowionymi tam magicznymi kamieniami, jasno świecącymi różnymi barwami. Górna komnata była urządzona na zwykły przydrożny przybytek, wielu sercom bliższy i milszy niż wytworny wystrój parteru. Stały tam pozbijane z paru solidnych desek, proste krzesła, duże palenisko na środku i zespół ludowych grajków, który grał znajomą, skoczną, prostą, choć piękną muzykę. Zamiast wykwintnych dań, można było zjeść tam zwykłe potrawy, które tanie i krzepiące często raczyły podniebienia podróżnych. Wszelki alkohol lał się do kufli i flaszek, a zamiast kelnerek ubranych w uroczyste, choć funkcjonalne suknie, tu zamówienia przyjmowały równie piękne i cudowne karczemne klacze. Za tradycyjną ladą, powyginaną w kilku miejscach siedział karczmarz rozlewając piwo spragnionym kucom.

 Oczywiście w tak dużym i przemyślanym przybytku było miejsce na wszystkie rasy, jakie tylko zawitały w tej okolicy. Dla każdego znalazł się odpowiedni stół, krzesła, a nawet sztućce. Obsługa wielojęzyczna i miła, stanowiła przyjemną odmianę od często spotykanych obwiesiów, spod ciemnej gwiazdy, pilnujących porządku w karczmach. Tu właściciel przewidział wszystko. Dzięki mocy w magicznych kryształach kontrolował wszystkie burdy i rozróby, nie dopuszczając do zmącenia porządku. Wystarczyła tylko zbyt duża dawka negatywnych emocji, czy rozpoczęcie rzucania czaru, aby wszystkie działania agresora były zablokowane przez moc kamieni. Nie było sposobu, aby przebić się przez liczne bariery ochronne, które stanowiły zabezpieczenie zamku. Wielokrotnie było to wykorzystywane, gdy jakiś pocisk z areny zawędrował za daleko i miał uderzyć w którąś z sal. Zawsze wszelkie zagrożenie pochłaniały owe magiczne kamienie, wzmacniając swą moc.

 

W cytadeli mieściło się znacznie więcej rozmaitych komnat. Wiele wykorzystywano na magazyny bagażu, solidnie pilnowane przez odpowiednich pracowników, inne na pokoje mieszkalne, urządzone zarówno na bogate, ozdobne sypialnie magnatów, jak i skromniejsze, choć przytulne i wygodne, zwykłe komnaty. Piętro pierwsze i drugie zagospodarowano na obszerną kuchnie, z której rozchodziły się symfonie pięknych zapachów, a na wieżach powstały punkty widokowe, do obserwacji zaciętych zmagań na arenach. Część wielkich sal pozostała jednak pusta. Stały tam jeszcze antyczne regały na księgi, a wiedza w nich zawarta nie raz mogła pomóc magom w rozwijaniu ich zdolności. W innych komnatach na ścianach wisiało uzbrojenie. Najciekawsze było to, że gdy wyładowania mocy w kamieniach osiągały odpowiedni poziom, wtedy w zamku ożywały sceny z dalekiej przeszłości. Stali bywalcy doświadczyli wiele razy obrazów oblężeń, ślubów pary dobrze urodzonych kucy, wielkich biesiad, które czasem wydawały się nikłe w porównaniu z obecnie prowadzonymi przez karczmarza ucztami. Czasem magia kształtowała się w eteryczne odbicia starych mieszkańców cytadeli, którzy opowiadali o starych dziejach.

 

Wszystko to sprawiało, że duży, czarny gryf w średnim wielu z białą głową i brązowymi, ostrymi szponami cieszył się z wydanych na karczmę pieniędzy. To on był tym prężnym i obrotnym właścicielem, który wszystko tak dobrze zaplanował. Gdy czegoś brakowało służył pomocą, a cen nigdy nie zawyżał. Pracowników traktował z szacunkiem, a także rozpoczął w ostatnich miesiącach realizację kolejnego projektu. Prosił on usilnie komitet, organizujący Magiczne Pojedynki, aby finał następnego turnieju rozegrał się właśnie w jego zamku. Było w nim dość pustych komnat, włącznie z obszernymi piwnicami, lochami i kryptami, do których rzadko kto zaglądał, aby coś takiego zorganizować. Goście i widzowie mieliby przepiękny widok, z komnat biesiadnych, gdyż magia kamieni mogła sprawić, aby ściany stały się przezroczyste. Czekał dalej na werdykt rady. Gryf zawsze dumnie schodził rano ze swych pokoi na najwyższej wieży, jego dobry humor ubarwiał zabawę gościom, czasami opowiadał historię zakupu i modernizacji zamku, czasami rzucał dowcipami, albo snuł epopeje o swoim życiu w armii, gdy został wysłany na daleką północ. Nie dawał nigdy nikogo obrażać i agresywni delikwenci byli od razu własnoszponowo przez niego wykopywani z karczmy. Kładł się spać późno, gdy cała karczma pogrążyła się we śnie, albo zabawie wewnątrz specjalnych magicznych, dźwiękoszczelnych komnat.

 

 

W ten oto sposób witamy was w miejscu, gdzie można wypocząć, zarówno pomiędzy jak i po lub przed pojedynkami!

 

Zasady są jasne:

1. Gracz nie pojawia się w karczmie - wchodzi do niej.

2. Gracz nie znika z karczmy - wychodzi z niej.

3. Gracz opisuje TYLKO swoją postać w karczmie - PG będzie surowo karane.

4. Karczmarz to NPC - gra nim Hoffman*( :D) ewentualnie gracze, ale tylko w zakresie "Podał/nalał/powycierał".

5. Czytamy posty innych osób - nie chcemy sytuacji w której karczmarz jest w 3 miejscach na raz bo jeden napisał że gada z nim, drugi że karczmarz wyciera stoliki a trzeci że na;lewa mu trunek.

6. Staramy się przestrzegać zarówno regulaminu forum, działu jak i tematu.

7. Dobrze się bawimy :D

 

 

*Głównie w piąteczki i weekendy. Są także inni NPC, gdy stosownie ich odznaczę, dopisek ten zniknie. Tak czy inaczej, wszystko będzie widać jak na dłoni. ~ Hoffman

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drzwi do karczmy uchyliły się lekko. Przez wejście wkroczyła postać w czarnym płaszczu. Aura wokół niego sprawiała że był on niewyraźny jakby nie chciał by ktoś mu się przyglądał. Drobny, młodo wyglądający mężczyzna zdjął swe nakrycie i rzucił na podłogę obok. Ono natomiast zamiast upaść na nią zatopiło się w niej niczym w wodzie.

Osobnik rozejrzał się po sali i uprzednio zamawiając piwo skierował się do pustego stolika w kącie przy którym usiadł.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Pod Gryfim Pazurem"- przeczytałem napis na szyldzie, wiszącym nad drzwiami prowadzącymi do jednego z moich ulubionych miejsc...czyli karczmy. Delikatnie pchnąłem drzwi, które nie stawiając oporu ustąpiły, skrzypiąc przy tym nie miłosiernie. Wchodząc do karczmy otuliłem wszystko i wszystkich swym leniwym spojrzeniem - coś mały ruch - pomyślałem, ale cóż mówi się trudno. Epicki skórzany płaszcz, torba "studentka" oraz kij bojowy który pieszczotliwie nazwałem "tuptuś", tak to byli moi nieodłączni towarzysze, płaszczyk był ciepły, kij bojowy a i w torbie zawsze znalazło się coś ciekawego.

 

Karczmarzu! wina dzban poproszę! - wrzasnąłem po czym, udałem się w stronę pierwszego lepszego stolika który był wolny, a jako że ruch nie był zbyt intensywny, znalezienie takowego było łatwiejsze niż pokonanie hydry.

 

Jako że "tuptuś" był dość problematycznym towarzyszem, postanowiłem go po prostu postawić przy stoliki, delikatnie uderzyłem końcówką o podłogę i..vuala! stoi niewzruszony i to dosłownie bo nikt poza mną nie był by wstanie ruszyć "tuptusia" magia - pomyślałem z dumą, usiadłem i bezceremonialnie zarzuciłem nogi na stół, w między czasie z kieszeni płaszcza wylewitowała  paczka papierosów "Magiczne", chwile później jedna z tutek rozkoszy(bo palenie to rozkosz) wylądowała w moich ustach. Nie chcąc by komuś to przeszkadzało postawiłem wokół stolika "Bańkę" co by dym nie rozprzestrzenił się po całej karczmie, a wystarczyło pstryknąć palcami, ten sam trik posłużył mi do odpalenia "tutki" bo jak zawsze musiałem zapomnieć zapalniczki... no ale od czego jest magia?

 

Zaciągając się dymem, rozmyślałem o dwóch rzeczach, po pierwsze: zbliżający się pojedynek/turniej - tylko zwycięzcy wyryją swe imię w kamieniu historii, ale czy damy radę? zobaczymy, może być ciekawie... - pomyślałem, drugą rzeczą o której myślałem był dzban wina i to czy nie trzeba wziąść dwóch - hmmm... 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   W drzwiach prowadzących do drugiej części karczmy znajdującej się nad wielką salą pojawił się gigantycznych wymiarów ludzki młodzieniec. Miał zdecydowanie więcej niż dwa metry wzrostu oraz potężną muskulaturę. Tego wieczora przywdział, zamiast swojej szkarłatnej zbroi, względnie prosty, matowy ubiór. Składały się nań bawełniana czarna koszulka z krótkim rękawem i szarozielonymi ornamentami okalającymi nazwę jego ulubionej grupy trubadurów (pochodzących z resztą z jego miejscowości), oraz skórzane: ciemnobrązowe spodnie wraz z takimż szerokim, ćwiekowanym pasem o masywnej klamrze ozdobionej motywem Jormungandra, nieco ciemniejsze buty o wysokiej cholewie i czarna kamizelka. Z jego głowy wyrastały bujne, ciemnozłote włosy, zaś na jego wargach, okolonych przez krótką, acz gęstą brodę i wąsy gościł uśmiech, szeroki a serdeczny. W prawicy dzierżył swój flamberg, z ostrzem owiniętym specjalnie przeznaczoną do tego płachtą z grubego materiału.

 

   Wielkolud omiótł swym wzrokiem pomieszczenie, po czym skłonił się nisko.

   - Czołem waszmościom! I nadobnej panience do nóg upadam! - Zawołał głębokim basem, w którym nie doszukałoby się ni krztyny drwiny, a jedynie serdeczności.

 

   Gdy wyrzekł te słowa, wyprostował się, przekroczył próg i chciał właśnie ruszyć w kierunku karczmarza w celu zamówienia posiłku, lecz okazało się, że jest on jeszcze zajęty podawaniem sporej ilości wina jednemu z gości. Oczekując, raz jeszcze rozejrzał się po pomieszczeniu. Wtedy jego uwagę przykuła rzecz, którą uznał za szczególną. Podszedł więc na chwilę do najbliższego wejściu stołu, po czym nachylił się i zagadnął siedzącą przy niej dwójkę tym samym co wcześniej, uprzejmym i wyraźnym, choć już zdecydowanie cichszym głosem:

   - O wybaczenie proszę, alem od niedawna w tych stronach, a zauważyłem, że dwie obecne tu persony, które jakowe długie a wąskie przedmioty (no, w tym wypadku laski) posiadały, w tym Pan - tu zwrócił się na chwilę w stronę wysokiego jegomościa - na sztorc je poustawiały, za pomocą magii zapewne... Jestli to jaki tutejszy obyczaj, tudzież tradycja? Zali i ja winienem tak z mieczem swoim uczynić? Może to i głupie pytanie, wszelako żadnego nietaktu tu uczynić nie chciałbym, toteż jeno upewnić się pragnę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze przed przybyciem gości karczmarz zebrał całą służbę na odprawę. Chciał aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Wielki turniej miał się zacząć niebawem, a to oznaczało gości i co również ważne przychody dla jego przybytku. Służba kończyła sprzątać wszystkie sale w zamku, a reszta obsługi przebrała się w najzacniejsze stroje. Czarny gryf wyznaczył jednego ogiera, aby spisywał rachunki poszczególnych gości. W końcu niegrzecznie było prosić o zapłatę z góry. Nigdy wcześniej karczmarz nie próbował tej taktyki na klientach, więc był ciekaw czy system zda egzamin. Właśnie wydawał polecenia kucharzom, którzy rozpalili w piecach i naszykowali noże, patelnie, garnki i czapki kucharskie, gdy rozległ się odgłos kroków w korytarzu.

 

Gryf szybko skinął na orkiestrę, która zaczęła grać przyjemną i lekką muzykę, a następnie posłał służbę, aby przywitała gościa. Młoda błękitna klacz o granatowej grzywie, ułożonej w zgrabne loki, żółtych oczach i ubrana w długą, koronkową suknie w białym kolorze podeszła do Jegomościa w czarnej szacie zapinanej na złote guziki.

- Czy mogę zaproponować specjalność zakładu "Czarującą Mgiełkę"? Jest to wyśmienity napój, bardzo pokrzepia, a smak wprost unosi umysł ponad najwyższą zamkową wieże.

 

Zaraz do pomieszczenia oświetlonego blaskiem słońca, które majestatycznie rozlewało się po ścianach wszedł następny gość. Przypominał cień, dlatego kolejny obsługujący ogier nie wiedział czy ma podejść. Dopiero lekki kop barmana zmusił go do ruszenia się. W lot usłyszał, jak klijent zamówił piwo. Skoczył do wielkich drewnianych beczek. Przystawił litrowy kufel i złoty płyn wlał się do naczynia, wzbudzając lekką piankę. Brązowy ogier w dystyngowanym stroju i z uśmiechem na ustach, a także z lekkim przerażaniem podszedł do cienistej postaci i położył jej na stole piwo.

- Pański napój... w czym mogę jeszcze służyć?

 

Błękitna klacz spojrzała na następnego gościa. Była nią dostojna i piękna Pani w czarnej spódnicy i płaszczu. Zanim klacz zdążyła spytać o zamówienie, dziewczyna przysiadłą się do czarodzieja i poprosiła o wino. Błękitny kuc szybko odszedł z gracją i wrócił podając czarownicy piękny srebrny kielich, zdobiony szkłem, przez które prześwitywało czerwone niczym krew wino. Klacz spojrzała na nerwowego czarodzieja chcąc dowiedzieć się ,czy skusi się na specjalny napój.

 

W kącie mały ogier skrupulatnie spisywał rachunki na kartce, od czasu do czasu oglądając gości.

 

Nagle rozległo się potężne skrzypnięcie. Czarny gryf spojrzał surowo na stojącego przy nim technicznego, po czym szepnął mu kilka mocnych słów do ucha. Pomarańczowy kuc w okularach z jukami wypełnionymi narzędziami pogalopował wprost do drzwi i zaczął porządnie je oliwić. Najwyraźniej przestraszył się swojego szefa, który chciał, aby wszystko było idealnie.

 

Wtedy rozległo się potężne wołanie nowego gościa, który zamówił wino. Sam barman ruszył się spokojnym, opanowanym i dostojnym krokiem. Wszedł do kuchni i zaraz wrócił do stolika, przy którym grzecznie stał "tuptuś" i jego właściciel, z wielkim dzbanem wina.

- Proszę bardzo, tylko uwaga to porządny przybytek i ostrzegam przed nadmiernym upojeniem alkoholowym. Czy w czymś jeszcze mogę pomóc szanownemu Panu. Może coś na przekąskę, albo od razu główne danie. Serwujemy każdą potrawę ze wszystkich krain wszechświata. Polecam "Czarującą Mgiełkę" idealna po winie i przed obiadem.

Gdy karczmarz dalej czekał na odpowiedź pewien wielkolud wszedł do głównego pomieszczenia przywitany serią uderzeń w kotły grajka, który właśnie kończył pierwszy utwór. Żółta klacz ze służby widząc, iż błękitna koleżanka będzie już miała trójkę do obsłużenia postanowiła pomóc i podeszła do  kelnerki. Spojrzała na nowo przybyłego muskularnego mężczyznę, po czym spytała miłym i delikatnym głosem

- Witam serdecznie "Pod Gryfim Pazurem", coś podać, jakiś napój, gorący lub zimny posiłek?

 

Czarny gryf spojrzał na ogiera przy notatniku pytająco. Ten tylko skinął głową i uśmiechnął się. Pojedynki nawet się nie rozpoczęły, a już pierwsze zamówienia zostały złożone.

 

Orkiestra rozpoczęła nowy utwór, równie wesoły co poprzedni. Jeden z grajków wyszedł bardziej na środek i do muzyki zaczął śpiewać pieśń o wielkich magach dawnych czasów. Natomiast część służby, która nie miała co robić zaczęła szeptać między sobą. W końcu rzadko można zobaczyć tylu ludzi i innych dziwnych tajemniczych stworzeń. Towarzystwo wzbudzało emocje, a niedługo klientów miało przybyć. 

   

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-dobra muzyka nie jest zła - pomyślałem, gdy leniwie paliłem tutkę, podszedł do mnie sam barman/karczmarz, z dzbanem wina jednocześnie zwracając mi uwagę bym nie pił za dużo odparłem:

- szanowny! nie ma czego się obawiać, z całą pewnością nie sprawię kłopotu, jeśli już to na arenie. 

 

 jednocześnie  zaproponował coś do jedzenia, a nie powiem, głodny byłem. - skoro polecacie...to poproszę ową "czarującą mgiełkę" - odparłem do karczmy wszedł jegomość słusznych rozmiarów, jak nie ryknął basem aż podskoczyłem, ale nie okazując strachu czy zgorszenia, w sumie sam chciałbym być posiadaczem tak potężnego głosu.

 

Słysząc jego pytanie dotyczące "panujących tu zwyczajów" lekko się uśmiechnąłem.

To nie tradycja, to po prostu ładnie wygląda - odparłem bez namysłu - ale zawsze można zrobić tak - rzuciłem po czym chwyciłem "tuptusia" i uderzyłem nim w podłogę, efektem tego było to że tuptuś z niknął w niewielkim rozbłysku światła. W między czasie dopaliłem papierosa, jako że nie miałem co zrobić z jego pozostałościami, które zacisnąłem w prawej dłoni, chwilę to trwało, lecz gdy otworzyłem dłoń wyleciał z niej motyl - cholera miał być mały smok - pomyślałem ale cóż magia potrafi być kapryśna.

 

Ponownie rozejrzałem się po karczmie, ruch się wzmagał, ale powiedzieć że był to tłok było zbyt daleko posuniętym stwierdzeniem.

Sięgnąłem po dzban wina i pociągnąłem z niego solidny łyk -ah! świetne wino! winszuję! - wrzasnąłem z uśmiechem na ustach. Jednocześnie stwierdziłem że wypadało by ponownie zapalić, co też uczyniłem - ehh... pojedynek zbliża się nieubłaganie - pomyślałem, ale uznałem że nie ma co zakrzątać sobie tym głowy, należy się odprężyć, wsłuchać w muzykę, pozwolić by ulubiona substancja rozeszła się po ciele oraz mieć nadzieje że wszystko się ułoży... no to zdrowie!  

Edytowano przez Alder
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień spojrzał na kelnera po czym lekko skinął głową dziękując za piwo i pomachał ręką by odszedł. Gdy kelner już odszedł mag szybko drgnął prawą ręką w której znalazł się mały nóż do rzucania, następnie zaczął się nim bawić podrzucając go i łapiąc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wkroczyłam do karczmy lekko przemoknięta, mimo że na sobie miałam pelerynę z kapturem koloru czarnego to jednak szybko przemakała. No nic, jakoś to będzie.

Rozejrzałam się wokół, jak na taką karczmę zadziwiająco mało osób było. Zdjęłam kaptur ukazując swoją marchewkową sierść, zakręconą grzywą w kolorze cynamonowym i oczy w kolorze zieleni wiosennej.

Musiałam trochę wyschnąć, rozejrzałam się po osobach tu znajdujących się. Musiałam zobaczyć kto byłby najniebezpieczniejszy, jednak szansa, że taka osoba by była moim przeciwnikiem jest śmiesznie mała to jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Musiałam się namyślić co zjeść, byłam jednak trochę głodna. Wolnym krokiem skierowałam się do pustego stolika i usiadłam przy nim rozmyślając nad całym turniejem.

 

(Jak rozumiem to takie mieszanie kucy i ludzi?)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Drzwi do karczmy otworzyły się bez najmniejszego problemu, a do środka weszła młoda dziewczyna. Niska czarownica ubrana była skromnie, jakby chciała, żeby nie zwracano na nią zbytniej uwagi. Na prostą granatową sukienkę, przewiązaną w pasie białym sznurkiem, założyła długi czarny płaszcz z kapturem. Brązowe włosy uczesała w luziny warkocz. Na nadgarstku dziewczyny spoczywała branzoletka - niewielkie białe kamyki nawlecione na skórzany rzemyk. Była to jedyna ozdoba jaką czarownica miała ubrana.

Rozejrzała się po tawernie. Podeszła do stolika, przy którym siedziała marchewkowa klacz. Dziewczyna nie chciała przerywać jej rozmyślań, więc bez wcześniejszego zapytania usiadła przy zajmowanym przez nią stoliku. Po chwili jednak, przypomniała sobie o dobrych manierach.

- Przepraszam, czy nie będzie ci przeszkadzać, jeśli się dosiądę? - spytała pogodnym tonem.

Edytowano przez Gray Picture
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Komputer - kwestia upodobań, są tu i ludzie i kuce, a i pewnie nie tylko "ludzie" ;) )

 

Z zaplecza wyszli kolejni członkowie ekipy, ubrany w czarnawy smoking kuc oraz klacz mająca na sobie ubranie łudząco podobne do koleżanek, acz w miłym, pomarańczowo zielonym odcieniu. Klacz skierowała się ku nowo przybyłym pannom, kuc zaś poruszał się krok w krok za nią.

- Witam drogie panie Pod Gryfim Pazurem, czy mogę zaproponować ciepłą herbatę na rozgrzanie?

Kuc wyszedł zza klaczy i miłym, głębokim głosem spytał:

- Mogę zaoferować pani ręcznik? I poprosić o pani płaszcz w celu jego osuszenia?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Było mi wiele cieplej, brakowało mi ciepła w takich karczmach. Musieli się postarać aby stworzyć takie dzieło. Z zamyślenia wyrwał mnie jakiś głos dziewczyny która dosiadła się do stolika, zmierzyłam ją wzrokiem. Nie chłodnym, niechętnym ale miłym i ciepłym.

- Nie przeszkadza mi to. Możesz usiąść, zawsze więcej towarzystwa. – odparłam miłym głosem zdejmując swój płaszcz ukazując swój CM który przedstawiał cynamon otoczony aurą magii. Zastanawiałam się nad odpowiedzią aż przyszli kelnerzy, mili byli i to bardzo. – Prosiłabym o herbatę i ręcznik jeśli można. Jaką poleca pan zupę na rozgrzanie? – odpowiedziałam podając płaszcz na znak zgody na ostatnią propozycję. Głupio by było nie skorzystać.

 

(Dzięki za odpowiedź, to był największy problem przy napisaniu pierwszego posta. Czy ludzie czy kuce.)

Edytowano przez Komputer
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obsługa była sprawna, w kilka chwil zabrała płaszcz i przynosząc ciepły ręcznik w zamian. Domyślałaś się że owo ciepło nie było natury zwyczajnej.

- A to pani herbata, ze świeżo zebranych ziół i owoców rosnących w ogrodzie.

Postawił przed nią miło parujący kubek przyjemnie pachnącej cieczy.

- Zaś w kwestii zup, jeśli nie ma pani jakiegoś konkretnego życzenia, to polecam "Kurkówkę", wybitne połączenie kurek, ziół, podane na ciepło bądź schłodzone, wedle upodobań.

Co mówiąc skinął na koleżankę by ta zajęła się drugą z pań, sam zaś przygotował się do przyjęcia zamówienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Młodzieniec, otrzymawszy odpowiedź na postawione przezeń pytanie skinął lekko głową.

   - Cóż, dziękuję bardzo waszmości - rzekł - Swoja drogą, wielce nadobnym jest ten motyl - dodał po chwili z uznaniem w głosie.

   

   Po tych słowach zwrócił się do wdzięcznie wyglądającej żółtej klaczy o przyjemnym głosie, która go powitała i zaoferowała się go obsłużyć.

   - Poprosiłbym knedle z mięsem, z napitków zaś ową "Czarującą Mgiełkę", jeśli nie stanowiłoby to kłopotu.

 

   Gdy kelnerka oddaliła się w celu zrealizowania zamówienia, mężczyzna ponownie skierował się ku magowi, z którym wdał się w krótką wymianę zdań.

   - Właściwie to należałoby mi się chyba przedstawić. Zwą mnie Magnus - to powiedziawszy ukłonił się lekko - Czy nie przeszkadzałoby Panu, gdybym przy tym samym stole co waść usiadł?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Niesamowite. To jedyne słowo, jakie przychodziło na myśl Pisarzowi za każdym razem, gdy spoglądał na nową część kompleksu. Tych wspaniałych dzieł architektury nie mógłby ująć w słowa nawet najlepszy pisarz, a malarz nie podołałby przeniesieniu ogromnej całości na płótno. Trzeba je zobaczyć samemu, aby móc je docenić. Nigdy nie przepadał za budowlami, toteż zadziwienie go jest nawet i większym osiągnięciem. Od budowli czuć było moc, niepokój, potęgę, zmieszane z zachwytem i refleksją nad tym, jakiż to geniusz potrafiłby wymyślić coś takiego.

 

 Prędzej czy później stanął przed drzwiami karczmy w takiej odległości, iż mógł całkowicie ogarnąć wzrokiem piękne zdobienia na dębowych drzwiach, a także i szyld. Nie był pewien, czy zna owe runy, jednak pismo z szyldu nie sprawiło mu tego samego problemu. Karczmy bardzo często pojawiały się w księgach przygodowych, których liczba w jego zbiorach była niemal niezliczona, toteż z miejsca przeleciały mu przez głowę nazwy karczm z przeczytanych powieści. "Pod Rozbrykanym Kucykiem", "Pod Lutym Turem", ale i wiele innych. Dlaczego karczmy zawsze są "pod czymś"?

 

 Otworzył drzwi i przeszedł przez próg, zamykając za sobą dębowe arcydzieła. Po chwili był już w głównej sali, godnej szlachetnych rycerzy, jakiegoś cesarza, czy nawet całej rodziny królewskiej. Cały ogrom, przepych, zdobienia, a nawet oświetlenie; wszystko to składało się na mieszankę mogącą zapewnić niesamowite wrażenia wzrokowe. A i muzyka najgorsza nie była.

 

 Czarnowłosy młodzieniec przeciętnego wzrostu, w długim skórzanym płaszczu, ciemnych spodniach i wysokich butach spoglądał po rozległej sali swymi oczami zza kwadratowych szkieł okularów. Jednym z bardziej niezwykłych elementów jego ubioru była zawieszona przy boku niewielka księga, z okładką ozdobioną dużą gwiazdą na środku. Natomiast obok jego głowy swobodnie lewitowało złote pióro, świecące własnym, lecz mimo to nikłym blaskiem. Onieśmielony wytwornym wystrojem, stał jeno w jednym miejscu, nie będąc pewnym, co ma teraz zrobić.

((Jeszcze dodam rysunek postaci. O ile go znajdę :v))

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z zaplecza wyszła dość wysoka istota. Z postawy przypominał humanoida, jednak bliższe oględziny choćby jego włosów zdradzały, że nie należał do rasy ludzkiej. Ten członek ekipy był cieniem, ubranym w czarny, elegancki frak ze złotym wykończeniem. Nosił maskę karnawałową z lekkim, życzliwym, która zakrywała całą jego twarz. Tak jak reszta stroju i ona była czarna, pokryta kilkoma złotymi zdobieniami. Poprawił swoje białe rękawiczki, które były jedynym elementem ubioru w tym kolorze i rozejrzał się po sali. Kilku gości już przybyło i byli właśnie obsługiwani. Jednak został jeden z uczestników, który najwyraźniej dopiero co przybył, gdyż stał przy drzwiach. Istota podeszła więc spokojnym krokiem, by służyć mu pomocą. W drodze zmienił swój rozmiar, by być takiego samego wzrostu co przybysz. Nie chciał sprawiać, by ktokolwiek był w jakimkolwiek stopniu urażony przez różnicę, więc zawsze starał się być równie wysoki co rozmówca.

- Witamy w "Pod Gryfim Pazurem" - powiedział i ukłonił się lekko. Jego głos brzmiał jak szept ale był znakomicie słyszalny. - Czy w czymś Panu pomóc? Chciałby się Pan może czegoś napić lub zjeść? Z napoi proponujemy specjalność zakładu jakim jest "Czarująca Mgiełka". Bukiet smakowy tego napoju był tworzony z najwyższą dokładnością. To sprawiło, że jest to idealny trunek dla osób zmęczonych podróżą bądź walką jak i dla tych, którzy chcą po prostu oderwać się na chwilę od codzienności.

Gdy już skończył przedstawiać ofertę główną, przygotował się do otrzymania zamówienia. Przez cały czas zachowywał kontakt wzrokowy. Nie był jednak pewien, jaka będzie reakcja na jego maskę jak i w całości fioletowe oczy.

Edytowano przez Serox Vonxatian
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do drzwi spokojnym krokiem podszedł wysoki mężczyzna. Ubrany był w typowe, wojskowe moro. Wysokie, czarne, wiązane buty, moro bojówki, bundeswera z podwiniętymi rękawami leżały na nim doskonale. Na oczach ciemne okulary. Do uda, w skórzanej pochwie spoczywał długi nóż. Bosman bo tak nazywali go znajomi rozejrzał się przed wejściem do karczmy.

-Cóż wygląda na porządną.- Powiedział do siebie po czym spokojnym ruchem podszedł i otworzył drzwi. Stanął w progu przez chwilę podziwiając wnętrze. Następnie zdjął okulary i zaczepił je o kieszeń. Zamknął za sobą drzwi i skierował się do lady po drodze mijając dwie postacie. Tylko rzucił na nie okiem ale zobaczył od razu, przynajmniej jedna z tych osób nie jest człowiekiem. Mimo tego faktu żołnierz nadal szedł spokojnie do lady rozglądając się po karczmie. Widział w życiu już wiele więc widok kilku nietypowych osobników nie sprawił na nim dużego wrażenia. Po dotarciu do lady rozejrzał się za kimś, kto mógł by go obsłużyć.

-Jakiś mocny trunek.- Powiedział głośno i spokojnie. Wiedział, że za niedługo stanie do pojedynku jednak chciał się trochę rozluźnić. Oparł ramię o ladę i zaczął powoli przyglądać się osobą znajdującym się w karczmie.

-Trzeba przyznać, że sporo tu "ciekawych" osobników.- Mruknął do siebie czekając na to, aż ktoś z obsługi do niego podejdzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy tylko Bosman oparł się o szynkwas, karczmarz wychylił się zza kuchennych drzwi.

- Coś mocniejszego waść powiada? No to może Grzmotnik? Mocne piwo doprawione korzeniem Czerniówki powinno zadowolić pańskie potrzeby.

Co mówiąc chwycił za jeden z kufli zawieszonych nad ladą, podszedł do jednej z licznych beczek i odkręcił kurek, pozwalając by złotawy płyn spienił się odpowiednio w kuflu. Tak przygotowany napój podał Bosmanowi.

- Tak widzę, że waść pewnie na turniej, co? Ano na turniej, bo gdzie by indziej. Turnieje są dobre dla interesu, a co sprytniejsi, to nawet podpatrzą to i owo u oponentów jeszcze przed walką.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bosman w milczeniu wysłuchał wypowiedzi karczmarza po czym wziął kufel w rękę.

-Dziękuję.- Powiedział z lekkim uśmiechem po czym wziął łyk trunku. Od razu poczuł, że piwo było tym, czego Bosman się spodziewał. Wypił kolejny łyk po czym popatrzył na karczmarza.

-A skoro już o oponentach mowa to fakt liczę na to, że uda mi się czegoś dowiedzieć.- Dodał odstawiając swój kufer na ladę. - Ale muszę przyznać, że tutaj jest naprawdę wiele różnych osobników. Zapowiada się naprawdę ciekawy turniej.- Mówiąc to co jakiś czas spoglądał to na karczmarza to osoby siedzące w karczmie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ruch robił się coraz większy - troje to już tłok - pomyślałem w ten usłyszałem drugie dziś pytanie...w zasadzie trzecie, pytający przedstawił się jako Magnus, a pytanie dotyczyło tego czy może się dosiąść. Pociągnąłem solidny łyk wina po czym odparłem:

 

- Zwą cię Magnus tak? Świetnie, mnie zwą Alder, jeśli chcesz siadaj, czym chata bogata...a raczej karczma.

 

Znowu otuliłem karczmę swym leniwym spojrzeniem, w ten pomyślałem że być może właśnie tu i teraz, znajduje się przyszły zwycięzca całego turnieju a także prawdopodobnie ktoś kto mnie z tego turnieju wykluczy - nie ma ryzyka bez zabawy - pomyślałem. Całe kuriozum sytuacji wynikało z faktu że ci którzy za chwilę, mieli rzucać potężne zaklęcia na arenach i skakać sobie do gardeł jak gdyby nigdy nic pili, jedli i biesiadowali ze sobą - ciekawe nawet bardzo ale co to da? tak czy siak poleje się krew, pot i łzy... ehh... wracają wspomnienia - a przynajmniej tak myślałem cóż... czas pokaże.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Pisarz zwrócił swą uwagę na dosyć... nietypowego kelnera. W życiu widział kilka dziwacznych ras, w tym dwie powstałe w wyniku eksperymentów ( nie jego eksperymentów, rzecz jasna), oraz jedną, stworzoną za pomocą czystej magii, lecz takiego stworzenia nie mógł nawet opisać. Co prawda, humanoid ani trochę nad nim nie górował, ani nie potrzebne było pochylenie głowy w celu spojrzenia mu w... otwory w masce, jednak jego głośny szept przyprawił go o dreszcze. Zdążył się już przyzwyczaić do widoku małych koników we wszystkich barwach tęczy, najwyżej przyzwyczai się także i do niego.

 - W miarę możliwości, poproszę herbatę z mlekiem. A co do waszej specjalności, może jej skosztuję. O ile nie zawiera alkoholu. - Tutaj zrobił przerwę, namyślając się. - Mogę zadać jedno pytanie? - przechylił głowę nieco w bok, uważniej przyglądając się masce podczas czekania na odpowiedź. Podniósł także w górę prawą rękę, w której po krótkiej chwili wylądowało złote pióro.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień zapamiętywał wszystko, by jak najlepiej obsłużyć klienta. Uprzejmie odczekał, aż ów skończy mówić, bo nietaktem byłoby mu przerywać. Zainteresował się tym pytaniem, lecz najpierw zamówienie.

- W tym trunku nie ma alkoholu, lecz jego składniki są dość magiczne. Jestem w stanie przygotować panu mniejszą próbkę jeśli Pan sobie tego życzy. Jeśli by się Pan na to zdecydował, chciałbym zadać pytanie, czy wolałby Pan bardziej słodką, czy kwaśną wersję tego napoju? - Teraz mógł z czystym sumieniem przejść do konwersacji, która została rozpoczęta przez pytanie. Istota zauważyła oczywiście, że pióro opadło na rękę rozmówcy ale nie wywarło to na nim większej reakcji. Gdy się jest istotą taką jak on, rzeczy martwe nawet te poruszane magią lub po prostu umagicznione nie wywierają zbytniego wrażenia. - Ależ oczywiście. Jestem tu by służyć Panu pomocą oraz w miarę możliwości informacjami. Tak samo jak reszta personelu. Zatem, jakie jest Pana pytanie? - Głos wydobywający się spod maski zawsze wydobywał był pozbawiony jakichkolwiek emocji, gdyż były one mu nieznane lub nierozumiane.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez ogromny dziedziniec pełnym wdzięku krokiem sunęła drobna postać. Deszcz spływał po połach jej nieskazitelnie białego płaszcza, zupełnie zagłuszając kroki, ale zdawał się nie wnikać w tkaninę jej ubioru. Mimo to dziewczyna z ulgą spojrzała na szyld karczmy i śmiało wkroczyła przez wiecznie rozwarte wrota.

Piękne wnętrze zrobiło na niej ogromne wrażenie, choć widziała naprawdę wiele. Zsunęła delikatnie kaptur, by lepiej móc się wszystkiemu przyjrzeć. Ciemne włosy miękkimi falami opadały na jej ramiona, ale nawet na moment nie spoczęły w bezruchu - zdawały się żyć własnym życiem, co chwila nieznacznie zmieniając barwę i długość. Delikatny uśmiech zagościł na jej ustach, kiedy po chwili znalazła się w cudownie urządzonej sali.

Nie można zaprzeczyć, że wyglądem odbiegała od pozostałych gości. Jej strój wydawał się być z innej epoki: spod płaszcza można było dostrzec białą suknię sięgającą do ziemi z bogato zdobionym gorsetem o długich rękawach, rozszerzających się przy nadgarstkach. Kiedy się poruszyła, rozcięcie w sukni odsłaniało pod spodem czarne spodnie i wysokie buty na drobnym obcasie. We włosach miała kwiaty, a na pelerynie złote hafty. Cicho podeszła do wolnego stolika, mijając po drodze mężczyznę z piórem w dłoni, którego obsługiwał kelner o wyjątkowym wyglądzie. Uśmiechnęła się szerzej i skinąła im życzliwie głową.

To będzie długa noc... Ale może być niezwykle interesująca.

Edytowano przez Monti
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szyld nigdy nie kłamie. „No… może poza tymi kilkoma razami, gdy po wejściu do baru zdajesz sobie sprawę, że to wcale nie jest bar…” Nie moja wina, że ten zamtuz nazywał się „Mocne Rozkosze”. „No prawda, bo wcale się tak nie nazywał… To były NOCNE rozkosze…” Każdy narrator ma swoje wzloty i upadki. Zresztą… Narratorujesz sam sobie…

 

-Możecie już z tym skończyć..? – odezwał się cichy głos, wydobywający się spod kaptura niezbyt obszernego płaszcza.

 

-Przecież niczego nie mówię… Nie moja wina, że od tamtej afery u Słyszących Myśli, zacząłeś bez przerwy czytać mi w głowie…

 

-Skąd wiesz, że tu nie będzie nikogo z nich?

 

-Może dlatego, że to karczma w świecie kolorowych kucyków?

 

-Chodź…

 

Dwóch panów, dość wysokich zresztą, minęło słynne „wiecznie otwarte drzwi” do zaułku o skromnej nazwie „Pod Gryfim Pazurem”. Młodszy z nich zlustrował piękne wnętrze, którego pozazdrościłby niejeden właściciel. Drugi, widocznie znudzony widokiem, wskazał na jedną z osób, siedzących przy wolnym stoliku.

 

-To ta. I nie ekscytuj się tak, bo Cię wezmą za nowicjusza. Zresztą, byłeś tu już…

 

Upomniany chłopak szybko oprzytomniał, a jego postawa nabrała czegoś na kształt „elegancji”.

 

-Tak lepiej, zajmij się czymś… - rzucił na odchodne, po czym gdzieś zniknął.

 

Każdy nudny wstęp kiedyś się kończy. Ten kończy się tu. Przybyły gość wyglądał na nastolatka, któremu minęło nie więcej, niż dziewiętnaście wiosen, choć wysokim był i nie dasz mu mniej, niż dwadzieścia. Ubrany był w ciemne, pewnie niegdyś wyjściowe, spodnie, które ładnie się zgrywały z wypastowanym, wyjściowym obuwiem. Górna część garderoby składała się z wyjściowej, czarnej koszulki z tajemnymi runami nań naniesionymi, które zdawały się układać w kształt:

 

=^.^=

 

Tylko nieliczni (i czytający ten post) dowiedzą się, że znaczy on… Przygotujcie się… KOT!

 

Dokładnie tak. Znajdowały się one na plecach, które krył płaszcz, więc i tak ich nie zobaczysz, póki go nie zdejmie.

 

Chłopak zdjął płaszcz, który nie miał określonego koloru. Raz był czarny, raz czerwony, tudzież amarantowy czy przechodzący w purpurę. Jego końce zdawały się… Płonąć? Szarpać? Któż to wie, skoro sam jego posiadacz nie potrafi tego zdefiniować. Najważniejsze, że się nie rozpada na amen. Sięgał chłopcu aż po kostki, więc wymienione wcześniej spodnie też nie były dla Ciebie, drogi czytelniku, widoczne. Peszek. Wysoki kołnierz, lekko opadał na szyję. Cały odchudzał go niemiłosiernie, anoreksja to mało powiedziane. Na szczęście już go na sobie nie ma. Zarzucił go sobie na ramię, ukazując wcześniej wymienione i opisane części garderoby. Wspomniałem, że ta koszulka była z krótkim rękawem? Nie? No trudno, może potem to poprawię. Wracając. Szyję zdobił mu srebrny wisiorek, na którym znajdowała się jakaś runa, której i tak nikt nie zauważy, ponieważ znajduje się pod kilkukrotnie wspomnianą koszulką. Na lewej dłoni widniała czerwona nitka, pewnie mająca chronić jej Pana przed klątwami, urokami i brzydkimi dziewojami. Była też tam druga, bardziej kunsztowna, trochę szersza i bardziej pomarańczowa opaska, na której znajdowało się logo gry „League of Legends” obok którego widniał taki sam, czarny napis, oraz tajemniczy skrót ADC w kolorze żółtym. Kto wie, jakie diabelskie zaklęcia okalają ten przedmiot… „Długo jeszcze..?” Nie przerywaj twórcy! „Ehh…”

 

Przejdźmy do najważniejszego! Twarz bohatera nie emanowała urodą, choć miał swój urok i jak najbardziej mógł się spodobać wielu nadobnym Paniom, jak i tym mniej nadobnym… Ogolony (czyt. bez zarostu), umyty. Cud miód. Z daleka kolor jego oczu pewnie będzie zielony, lecz z bliska… Pal licho wie. Zmienny kolor tęczówek bywa kłopotliwy, zwłaszcza przy sprawdzaniu dowodu, którego ten zresztą jeszcze nie posiada. „Ty też nie…” Ćśśśś…

 

Włosy… Starał się. „Wyjściowe” uczesane, długie włosy, upięte z tyłu w wysoką kitę. Grzywka lekko zasłaniała lewe oko. Ich brązowy kolor pewnie…”Czarny!” Khem! „…” Jak już nie-mówiem. Ich brąz-czarny-owy kolor pewnie nie zwracał zbytniej uwagi.  

 

„Skończył.” Chciałbyś. Z płaszczem przerzuconym przez przedramię, pewnym krokiem ruszył przed siebie. Minął dwóch rozmawiających Paniczów, wcześniej się im kłaniając. W sumie to kłaniał się każdemu, kto tylko zwrócił na to uwagę. „Etykieta nakazuje.” Nie robił tego na pokaz. Był po prostu uprzejmy. I niezwykle entuzjastycznie nastawiony do wszystkich gości i służby.

 

Dotarł w końcu do upragnionego stolika, przy którym zasiadała drobna, aczkolwiek niezwykle piękna Pani, której włosy żyły własnym życiem. „Jej włosy… Zupełnie jak…” Przeszło mu przez myśl, której jednak nie był w stanie dokończyć. Pojawił się tuż przed nią, nietaktem tak stać jak kołek.

 

-Przepraszam Panią, czy mógłbym się dosiąść? – zapytał ciepłym, wesołym głosem, przymykając przy tym oczy, przez co niemal przypominał runy na swojej koszulce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wejście nowej osoby do karczmy zauważała od razu. Co prawda już dłuższy czas obserwowała siedzących w niej gości, ale nawet bez tego zwróciłaby na niego natychmiast uwagę. Ubrany w płaszcz, nienagannie elegancki - przyciągał wzrok swą posturą i pewnością siebie widoczną w sposobie poruszania.

Jej niebieskie oczy z bystrością oceniły interesującego mężczyznę. Zdawał się znać to miejsce i wiedzieć, czego szuka. Skierował swój krok w jej stronę i już niebawem znalazł się przy zajmowanym przez dziewczynę stoliku. Kiedy usłyszała jego pytanie, delikatnym gestem dłoni wskazała miejsce naprzeciw siebie i z ciepłym uśmiechem odparła:

Proszę się nie krępować. Zapewne jest Pan znużony drogą; mam nadzieję, że moje towarzystwo nie będzie Panu przykre.

Nie spuściła wzroku z jego oczu przez cały ten czas - w jej zwyczaju leżało o wiele dłużej przypatrywać się rozmówcy, niż robili to przeciętni ludzie. Nie było to bezcelowe zachowanie: zawsze lubiła interpretować zachowania innych istot i poprzez nie rozwijać swój talent... Ale to już zupełnie inna historia.

Pewne było jedno: nie był to zwyczajny mężczyzna i musiała mieć się przy nim na baczności. Tacy chłopcy są o tyle czarujący, co niebezpieczni.

Edytowano przez Monti
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bosman nadal rozglądał się po karczmie dopijając swoje piwo. Widział wchodzących ludzi. Zastanawiał się, który z nich może być jego przeciwnikiem. Chciał zobaczyć z kim będzie się musiał zmierzyć. Po chwili dopił piwo i odstawił pusty kufel na ladzie.

-Karczmarzu jeszcze jedno poproszę.- Powiedział spokojnie. Miał mocną głowę więc te kilka piw nie sprawiłoby mu żadnego problemu w walce.- Tylko tym razem jeśli można prosić trochę słabsze. Nie mówię, że to jest złe- Dodał od razu aby nie było niedomówień.- Ale nie można się upić przed walką.- Lekki uśmiech zagościł na jego twarzy. Czekając na swoje zamówienie. przyglądał się po trochę i kelnerom, i gościom karczmy.

Hmm zapowiada się naprawdę ciekawie Pomyślał zatrzymując swój wzrok na co ciekawszych osobnikach.

Edytowano przez Bosman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...