Skocz do zawartości

[RPG] Pod Gryfim Pazurem


Zegarmistrz

Recommended Posts

Jak się okazało jego rozmówca był niesłyszący. Jednak dla Cieni jest to niewielka przeszkoda, którą łatwo ominąć. Fioletowe oczy tego odbicia nagle pociemniały, przy tym rozległ się cichy dźwięk zasysanego powietrza i zamieniły się one z pełnych i fioletowych w czarne wypełnione białymi kropkami jak gwiazdami. A zatem problem słów powinien być rozwiązany.

- Przepraszam. - Rozległ się dźwięk jak gdyby zewsząd, głos jego był słyszalny o dziwo dla maga, jednak całkowicie niesłyszalny dla każdego naokoło, choćby nie wiadomo jak chciałby nasłuchiwać. Gdy istota mówiła, brzmiało  to tak jakby chór wokół to wypowiadał. Ale nieważne jaki efekt to sprawiało, działało nawet na osobach pozbawionych uszu, bo nie opierało się to na zwykłych ruchach powietrza, a na tym, w czym Cienie się specjalizują. - Oczywiście, podam Panu specjalność zakładu jaką jest "Czarująca Mgiełka" woli Pan słodką, czy kwaśną wersję? A co do oferty, to posiadamy ją tak ogromną, że karty byłyby wręcz książkami o naszych daniach i trunkach. Dlatego też łatwiej jest indywidualnie zapytać naszych gości o ich preferencje żywieniowe i na tej podstawie wybrać odpowiednie rzeczy do zamówienia. Tak, więc czego by Pan sobie życzył? Piwa, wina, napoju bezalkoholowego? Może coś do jedzenia? Jesteśmy w stanie zdobyć naprawdę wiele, specjalnie dla Pana i pańskich potrzeb.

Nawet jeśli czuć było od klienta woń śmierci istot magicznych Serox nie był tym faktem zrażony. On nie był byle istotą oraz sam ma swoje znamienia po różnych światach.

Edytowano przez Serox Vonxatian
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po upiciu łyku maska przybysza znów sięzamknęła Widząc wyciągniętą dłoń Bosmana Zamaskowany wyciągnął też swoją po czym przekazał z nim znak pokoju przywitania i przedstawienia. - Miło mi. Jestem Vincent Loke - rzekł uprzejmym tonem po czym wziął jabłko które było już nadgryzione i wciąż odwróciony przodem do bosmana uniósł by skonsumować. Jego maska zwyczajowo się otworzyła a Bosman mógł zauważyć że na chwilę przed ugryzieniem jego zęby z ludzkich zmieniły się w bardzo ostre trójkatne zęby podobne nieco do ząbków bardzo ostrej piły. Tylko że troszke większe. Vincent ugryzł jabłko i połknął nie przeżuwając a po tym manewrze jego zęby wróciły do ludzkiego wyglądu czemu towarzyszyło ponowne zamknięcie się maski. W tym momencie Zamaskowany dostrzegł pojawienie się nowej osobistości. Po ogarnięciu jego aury przeszedł go mały dreszcz podniecenia. "Hmmm.... Łowca... chętnie zmierzyłbym się z nim w walce... ciekawe jakie dokładnie ma zdolności... słyszałem o nich wiele... ale nigdy nie miałem okazji z żadnym z nich walczyć..." pomyslał Po czym wziął kolejny, ostatni już łyk swojego trunku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spodziewał się odpowiedzi w ten sposób. Dawno temu, gdy dopiero zaczynał polować, takie coś wywoływało w nim dreszcze. Z czasem przyzwyczaił się do tych marnych sposobów straszenia. Mimo to, niezwykłym uczuciem było doznać czegoś takiego podczas najzwyklejszej rozmowy.

- Wina. Preferuję Bordeaux - powiedział krótko. - Jedzenia nie potrzebuję, przynajmniej teraz. Ale najpierw poproszę tę "Czarującą Mgiełkę" w wersji kwaśnej.

Cień się nie bał. Tak, to jedna z tych cech, które były w nich aż nazbyt widoczne dla wyćwiczonego myśliwego. Udawanie uczuć, gdyż nie były w stanie odczuć ich normalnie, jak ludzie. Choć po prawdzie nie miał czego się bać. Advilion swą robotę skończył już dawno.

Inną rzeczą odczuwalną od Cienia była jego wiara w bycie jedynym w swoim rodzaju. Każdy tak myślał, do czasu gdy zginął. Po śmierci każdy był taki sam.

Znów myśli schodziły mu w złą stronę. Do karczmy przyszedł tylko by odpocząć, pozbyć się niepotrzebnych myśli, te jednak były widocznie zbyt natrętne. Nie było to dziwne, pozbawione konkurencji w postaci dźwięku, mogły zająć niemalże cały jego umysł. Mimo to, wciąż patrzył na Cień, jak na zwierzynę, mimo iż już od dawna przestał być myśliwym. Niektóre zwyczaje pozostają na zawsze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamaskowany usłyszał słowa Adviliona o tym iż nie słyszy. Skupił się lekko by dotrzeć na sam skraj jego umysłu. Dotrzeć do jego świadomości.

- Witaj Łowco. - rzekł telepatycznie w jego stronę uniemozliwiając podsłuch jego słów i gwarantując sobie tym to iż Łowca usłyszy go nawet mimo wadliwego słuchu. Jednocześnie rzekł do barmana. 

- Szanowny panie jeszcze jedno piwo korzenne proszę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Się robi.

I jak uprzednio, tak i tym razem sięgnął po butelkę, jeno kufla nie brał nowego, wszak ten już przed nim stał.

Kilka sprawnych ruchów i kufel znów radośnie się pienił wypełniony trunkiem.

- Przepraszam panów na chwilkę.

 Karczmarz po podaniu kufla oddalił się za drzwi. Musiał doglądnąć kilku spraw, mniej i bardziej związanych z kuchnią. Wszak jego goście zasługiwali na najlepsze potrawy, zaś jego pracodawca tylko by pochwalił ową myśl. Poza tym, na barze wciąż stał dzwonek, magicznie zaklęty. Widoczny był bowiem tylko wtedy, kiedy ktoś chciał coś zamówić, zatem ryzyko żę ktoś go potrąci było znikome.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cieniowi nie przeszkadzał wzrok Adviliona. Nie miał się czego bać tutaj z powodu tych wszystkich zaklęć pilnujących porządku jak i w ogóle. Cienie nie umierają, wracają po prostu do właścicieli i dalej mogą powstać na nowo jeśli będą odpowiednie warunki. Wyjątkiem są Cienie "zrodzone" ale czy nie są one już martwe w chwili narodzin? Cóż, przynajmniej wreszcie dostał zamówienie, które mógł wykonać i zadowolić swojego pierwszego klienta w tej karczmie.

- Oczywiście, zaraz przyniosę Panu Pańskie napoje. - Ukłonił się lekko i udał się na zaplecze. Tam zszedł do piwnicy i rozejrzał się za odpowiednim winem. Znalazł butelkę, która powinna być odpowiednia. Czerwone wino z 1961 roku. Według niektórych to był najlepszy rok dla czerwonych win tej marki. Udał się na górę do lady i wyjął potrzebne składniki do "Czarującej Mgiełki". Najpierw nalał tam soku ze słonecznych cytrusów, dziwnych owoców rosnących na promieniach słońca w miejscach, gdzie ono nigdy nie zachodziło. Następnie wyciągnął chmurkę wielkości pięści i ścisnął lekko powodując, że z chmurki zaczął padać deszczyk do specjalnego odlewnika, wtedy wyciągnął parę promieni jesiennego słońca i puścił go przez ten deszcz otrzymując tęczę, którą dodał do szklanki. Po tym dodał szczyptę łagodnego bólu, by dodać efektu kwaskowatości oraz parę niewielkich jaśniejących, purpurowych kryształków. Gdy je dodał napój się spienił. Dodał jeszcze kilka innych składników i zamieszał dokładnie. Napój zmieniał kolor pod wpływem światła i znajdowały się w nim malutkie błyski, zaczynając swoją wędrówkę po napoju od dna, by unieść się do powierzchni i tam zniknąć jak w wybuchu miniaturowej gwiazdy. Ułożył na tacy wysoką, wąską szklankę z drinkiem, kieliszek do czerwonego wina, wino i korkociąg i udał się do stolika.

- Oto Pańskie zamówienie, czy życzy Pan sobie, bym już otworzył Panu wino, czy wolałby Pan zrobić to później. Oczywiście w każdej chwili będzie Pan mógł mnie lub kogoś innego z obsługi poprosić, by odkorkował Pańskie wino i je Panu nalał do kieliszka. Czy jest coś jeszcze, w czym mógłbym Panu służyć?

Odpowiedział uprzejmie, gdy stawiał przygotowane przedmioty na stoliku przed Łowcą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamaskowany nie otrzymujac zbytnio odpowiedzi zaczął się przyglądać Cieniowi. Miał nadzieję że nie jest to jeden z tych Mrocznych Cieni. Ponieważ przez jednego z takich jego siostrzyczka zachorowała i zmarła na Goraczkę Angbadu... Upił łyk kolejny trunku swego po czym jego maska zamknęła się ponownie nie pozwalając dostrzec ani kawałka skóry jego twarzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Usłyszał kolejny głos w swojej głowie. Nigdy nie lubił telepatów, a już szczególnie tych, którzy wtrącają się mu w rozmowę. Chociaż po ostatnich wydarzeniach powinien się do czegoś takiego przyzwyczaić. Nie chcąc jednak być nieuprzejmym, wysłał do Zamaskowanego lekki wiaterek, szepcący cicho:

- Nie używam tego tytułu. Już skończyłem z tą robotą. Ale nawet jeśli nie słyszę, wolę mówić normalnie, mając przed sobą rozmówcę.

- Nie - zwrócił się do Cienia - już sam dam radę zająć się sobą, a... pan ma pewnie jeszcze innych klientów. Chociaż pewnie nie sprawia to panu problemów? - bardziej stwierdził niż zapytał, uśmiechając się lekko.

Przypomniał mu się pierwszy raz, gdy usłyszał, jak powstają Cienie. Oderwane od ciała i umysłu same dusze, a pomimo tego mogące myśleć, lecz nie posiadające uczuć. Czasem udawało się je przywrócić do normalności, w innym razie zostawały spalone tak, by nie pozostało z nich zupełnie nic. Sam proces ich powstawania był tak skomplikowany, że nikt by nie fatygował się stworzeniem jednego z nich do tak prozaicznej czynności, jaką była posługa w karczmie. Inna sprawą było to, że oderwane niemalże zawsze się buntowały i próbowały udawać normalnych ludzi. Chyba w tym byli podobni, w swej upartości.

Wział odrobinę specjału karczmy do ust i zamknął oczy. Tak, na takie napoje nie można trafić wszędzie. Każdy łyk był nieopisaną przyjemnością. Nic dziwnego, że akurat ten napój królował w ofercie lokalu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zamaskowany słysząc odpowiedź Adviliona wstał wraz ze swoim kuflem i resztą jabłka i udał siedo jego stolika siadając naprzeciwko. Advilion mógł zobaczyć go w pełni. Średniego wzrostu lecz dobrze umięśniony mężczyzna na oko, ubrany w prązowe spodnie, czarne buty oraz czarną bluzke z tylko jednym, lewym rękawem, noszący na lewej dłoni czarną również skórzaną rękawiczkę a na twarzy maskę z dziwnego czarnego metalu odbijającego światło niczym karoseria czarnego auta. Maska Przybysza była prawie całkowicie gładka nie licząc pojedyńczej prostej poziomej rysy na wysokości ust. Zamaskowany przemówił telepatycznie do byłego wedłóg jego słów Łowcy.

- Miło mi niezmiernie poznać. Przepraszam za tamto wtrącenie lecz mimochodem usłyszałem pana słowa o wadzie słuchu i wyczułem wiele ciekawych rzeczy w Aurze która pana otacza także nie mogłem się powstrzymać przed nawiązaniem kontaktu. Pozwoli pan że się przedstawię. Jestem Vincent Loke. - te słowa rozbrzmiały naturalnym głosem Vincenta w głowie Adviliona. Lustrzana maska otworzyła się na chwilę a jej posiadacz najpierw wziął łyk napoju który miał w kuflu a następnie podniósł jabłko by je dokończyć. Advilion mógł zobaczyć, że w chwili gdy jabłko zbliżyło się do ust zamaskowanego jego zęby z ludzkich zmieniły w badzo ostre szpiczaste trójkatne, niczym zęby rekina lub innej bestii. Przybysz odgryzł połowę tego co zostało z jego jabłka po czym maska się zamknęła ukrywając jego usta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A zatem, życzę Panu smacznego.

Odpowiedział mu Cień, choć zastanawiał się czy można powiedzieć "smacznego" komuś kto tylko pije. Ukłonił się i udał za ladę. Tam zaczął zajmować się wycieraniem szklanek pod specjał. Nie miał takiego nawyku ani nic takiego. Po prostu robił to bo chciał. Obserwował lokal i patrzył na dalej stojącego przy drzwiach gościa, który chciał zadawać pytanie i przygotował swoje pióro oraz na parkę przy stoliku. Ciekawy rodzaj myślicieli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W pierwszej chwili chciała zamówić swój ulubiony napar, lecz przypomniała sobie pewien znaczący szczegół: nieważne, co zamówi, jedzenie i picie nie będzie miało smaku. Westchnęła w myśli zrezygnowała, bo nie pierwszy raz zapominała o utraconym życiu, po czym odparła:

- Poproszę najlepszą wodę, jaką macie. To na razie wszystko, być może później zamówię coś więcej.

Zerknęła na swego towarzysza pytająco, oczekując, aż i on złoży zamówienie.

Edytowano przez Monti
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jak sobie Pani życzy. A czy Pan również chciałby coś zamówić? - Odpowiedział spoglądając na mężczyznę.

Tymczasem Cień przy barze drgnął. Zaprzestał wycierania szklanki lecz nie odłożył jej. Zniknął na zapleczu udając się do innego podziemnego pomieszczenia. Znajdowało się tu źródełko. Otworzył szafkę z pustymi, czystymi butelkami, wybrał jedną i nalał do niej tej krystalicznej wody. Zakręcił lekko tak by zawartość nawet przy wywróceniu się nie wylała ale na tyle słabo, by nawet dziecko mogło otworzyć. Ustawił szklankę i wodę na tacy i udał się do stolika. Odstawił to i wrócił za ladę. Wtedy odezwał się pierwszy Cień, dalej stojący przy stoliku.

- Jeśli moja obecność Państwu w jakikolwiek sposób przeszkadza, proszę o tym powiedzieć, a niezwłocznie Państwa opuszczę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po wyśmianiu swego rozmówcy, dziewczynie zrobiło się szkoda młodego maga. Postanowiła go uspokoić i poprawić humor. „Jesteś okrutny…” Taka rola narratora. Zresztą, czy my powinniśmy rozmawiać? I czy to nie jest łamanie czwartej, a może i piątej ściany? „Tak… Jest.” No nie denerwuj się już tak… Chcesz jeszcze raz? „Jeśli łaska…”

 

Dziewczyna na poczynania rozmówcy odpowiedziała serdecznym śmiechem, który w żadnym wypadku nie miał na celu urazić nastolatka. Posłała Ci jeszcze serdeczne spojrzenie… „Nie mów do mnie w kilku osobach naraz.” Nie będziesz mnie uczył, jak mam narratorować. Powinieneś się cieszyć, że nie zmieniam Twoich wypowiedzi i wtrącam je, kiedy chcesz. „Chyba prędzej powinienem dziękować temu przed monitorem.” Phy… „Kontynuuj…” Skończyłem. „Jesteś pewny, że sama tego przed chwilą nie opisała..?” Zaufaj mi… Twoja kolej!

 

Uśmiech, który zagościł na jej twarzy rozpromienił również lico młodzieńca. „Szczery czy udawany, rozpuściłby lód z serca każdego człowieka. Szkoda tylko, że ja… Nie myśl o tym teraz! Masz przed sobą kobietę, której zachowanie musisz poznać… Którą musisz poznać. Przynajmniej był to kolejny gest, który tylko potwierdza słowa Zmary…” W tym momencie… Trudno powiedzieć… Jakaś siła, jakby na ułamek sekundy, zamroczyła ten doskonały, niczym nie zmącony obraz. „Wiem, co czujesz.” Ale jak ja, zwykły tekst, mógłbym… „Empatia.” Nie było miejsca na takie rozmyślania, ponieważ jak szybko to „coś” się pojawiło, tak szybko zniknęło. A dziewczyna zrobiła coś, czego by się nie spodziewał. A może jednak… Wysunęła do niego rękę, niemal że przez całą szerokość stołu, który ich dzielił. „Albo musiała wstać, albo nachylić nad stołem, albo ma wyjątkowo długie ramiona…” Niestety, nie zdążył dostrzec, ponieważ jego skupienie musiało skupić się na słowach dziewczyny.

 

-Kassandra… - powtórzył pod nosem. „Tak po prostu dotknęła mojej dłoni? To wyklucza kilka miejsc i kilka czasów.”

 

Znów to samo. I cisza. „Heh… Wiem, że w jej głowie trwa to znacznie dłużej. I już dwa razy jej wzrok pokryła szara mgła. Żeby być tak nieostrożnym w okazywaniu emocji… I to w towarzystwie potencjalnego przeciwnika. A może to jedna z jej sztuczek?” Serio tak uważasz? „Nie znamy jej tu. Nie wiemy, czego się można spodziewać… I nie przerywaj myślenia! I tak nie mam na nie dużo Czas… Nosz!” W tym momencie, nowo poznana dama o dźwięcznym imieniu Kassandra, wybudziła się ze swojego letargu, który w jej mniemaniu trwać mógł zaledwie ułamek sekundy.

 

Adrian wiedział jednak, ile przez ten Czas była w stanie sobie przypomnieć, przemyśleć czy przeanalizować. W końcu sam ćwiczył swój umysł. Jak i poznanie na jakim poziomie są wszyscy wokół. „Raczej przeciętnie, dodatkowo nie skupia się na tyle, na ile powinna.” Nie wszyscy mają w głowie mały komputerek, który wie, ile trwa dotarcie nerwu odpowiedzialnego za daną myśl w odpowiednie miejsce, oraz samo „pomyślenie” i inne tego typu rzeczy… „Nadpsychologia.” Uważaj bo zapamiętam…

 

Zabrała dłoń. „Chyba ciut przydługo.” Przez te Twoje „ćwiczenia” świat dla Ciebie zwalnia. „Ale umiem sobie przeliczyć normalny czas, na własny.” Komputer… „Sam zacząłeś!”

 

-Co do mojego płaszcza… - zwrócił się do swojej rozmówczyni. – Ma Pani rację. Dostałem go od kogoś, jak to Panna ujęła, „wyjątkowego”… - ostatnie słowo zaakcentował z wyraźnym niesmakiem. „Nie to, żebym miał coś do swojego mistrza…Ale użycie przez niej słowa „przywiązany” było aż nazbyt trafne…” Myśląc o tym skupił się i wzmocnił zaklęcie, które ukrywało łańcuch, łączący jego lewy nadgarstek z płaszczem. „Przynajmniej regulowana długość, heh…”

 

-Pada..? – Nie dokończył pytania, gdyż, jakoby znikąd, pojawił się przed nim bardzo osobliwy kelner.

 

Adrian poczekał, aż ten przyjmie zamówienie Kassandry. Gdy zwrócił się do bezpośrednio do niego, ten tylko się uśmiechnął, odwrócił, wyjął coś zza poły płaszcza i położył na stoliku. Była to mała, drewniana szkatułka. Bez jakiegokolwiek zamknięcia, czy otworu na kluczyk. Pięknie zdobiona roślinnymi motywami. Leżała sobie jakby nigdy nic. Dopiero wtedy zwrócił się do kelnera.

 

-Proszę wybaczyć za tak długi Czas oczekiwania. Pan pewnie wie, co mam na myśli. – Uśmiechnął się porozumiewawczo. – Nie, żeby Ci to przeszkadzało, prawda? Cienie mają raczej dużo Czasu na wszystko. – Mogłoby się wydawać, że nabija się z pracownika. On jednak wiedział, że tymczasowy rozmówca powinien go zrozumieć. Jego, jak i jego słowa. Chłopak nie miał złych intencji. Po prostu mówił do niego w ten sam sposób, jak ten rozmawiałby z innymi, ze swojego gatunku. Przecież między sobą nie muszą udawać życzliwości, nie? – Wracając… Macie tu państwo masło? Najlepiej pitne, jeśli łaska. I z jak najmniejszą ilością alkoholu, choć najlepiej, gdyby ten nie miał jej wcale.

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kassandra pochyliła lekko głowę, kiedy dostrzegła spojrzenie Adriana. Nie była zdumiona faktem, że próbował ją przejrzeć, ale nie chciała dzielić się swą historią z przypadkowo poznanym mężczyzną. "Próbujesz zrozumieć, prawda?" - jej oczy zmatowiały pod wpływem tej myśli i niemal natychmiast odchyliła się nieco na siedzeniu do tyłu. "Próbuj, jeśli potrafisz."

Kelner przyjął już jej zamówienie, więc z powrotem przeniosła wzrok na swego rozmówcę. Zanotowała w głowie szczególny sposób podczas wymowy słowa "Czas" i niesmak, z jakim odniósł się do osoby, która najwyraźniej 'podarowała' mu płaszcz. Nie była to jednak jej sprawa i nie zamierzała o to pytać.

- W ciekawym napoju Pan gustuje. To Pana typowe zamówienie? I rzeczywiście, padało, kiedy tu przyszłam. Lecz chyba nie musimy poddawać się wszystkim konwenansom i rozmawiać o pogodzie, czyż nie? - Uśmiechnęła się lekko. - Jeśli nie uzna Pan mego pytania za niegrzeczne, czy mogłabym zapytać, co sprowadza w tak... wyjątkowe miejsce osobę Pana pokroju? - Przez jej myśli przebiegło stado kolorowych kucy, gdy myślała o krainie, w której obecnie się znajdują.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

((Przepraszam za nieobecność. Jakoś tak wypadło, że w tygodniu nie miałem wcale czasu na odpis.))

 Spojrzał na ów kopię cienia, praktycznie identyczną do tego, z kim przed momentem rozmawiał. A było to nawet bardziej ciekawe, niż sama egzystencja tychże istot. Owszem, podobny efekt mógł być otrzymany przez Pisarza kombinacją znaków Shaserra i Shi, ale tutejsze cienie były zbyt... rzeczywiste. Mogły mówić, prawdopodobnie też i przenosić przedmioty. A nawet zranić, jeśli zaszłaby taka potrzeba. Podejrzewał, że to zaklęcie nie będzie znakiem, słowem, czy nawet zdaniem, ale możliwe, że tekstem. Prawdziwie fascynujące.

 - Jest ono skierowane bardziej do was, niż, załóżmy, do karczmy. Czym właściwie jesteście? - spoglądał z zaciekawieniem na bardzo nietypowego kelnera, oczekując także na odpowiedź.
 Po zadaniu pytania, odszedł nieco na bok, aby nie zagradzać przejścia, po czym chwycił księgę przy pasie, odpiął ją i otworzył na pustej stronie, okazyjnie spoglądając na cienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klon przemówił w ten sam sposób, co oryginał, lecz teraz pisarz wyczuł w tych słowach coś znajomego. To był ten sam szept, tak samo głośny i bez żadnych emocji. A jednak czuć było, że jest inny.

- Jesteśmy Cieniami. Tymi, którzy są wieczni. Ale są też inne Cienie, które powstają w zupełnie inne sposoby. Niektórzy ze sobą walczą inni współpracują. Zapraszam Pana do stolika i zapewne chciałby Pan coś zamówić. Służę Panu uprzejmie. Czy jest coś, o co chciałby Pan jeszcze zapytać?

Cieniowi nie przeszkadzało to, że ktoś pyta go o jego istotę. Sam wszakże był tu dla wiedzy.

 

Zaś przy stoliku Kassandry i Adriana Cień otrzymał zamówienie.

- Jeden kubek masła pitnego bez alkoholu. To nie będzie problemem. Zaraz do Państwa wrócę.

Odpowiedział i udał się na zaplecze. Nie trwało to długo, gdy wrócił z odpowiednim napojem. Przez cały czas jak szedł magicznie wytwarzał wir, by masło nie zgęstniało. Odstawił je na stół i ukłonił się.

- Oto i Pańskie zamówienie. Niestety muszę Panią przeprosić i opuścić Państwa.

I po tych słowach ponownie skierował się na zaplecze i tam zniknął.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do karczmy wolnym krokiem wszedł odziany w chaotyczny strój młodzieniec. Każda jego część była innego koloru, popiersie przepasała szarfa z runami magii muzyki i chaosu. (oryginalnie były to naboje) większość stroju zakrywał czerwony płaszcz z kapturem. Na twarzy widniały ciemne okulary. (pełny obraz jest na profilu) Spontanicznie przeszedł się po karczmie i usiadł na wolnym miejscu. Postanowił że przed swoim pojedynkiem miło będzie spędzić czas w tym przybytku i być może poznać innych uczestników turnieju. Spokojnie zapalił fajkę przyglądając się reszcie magów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do karczmy wszedł spokojnie Sosna. odziany był w przypominający korę sosny płaszcz, spodnie w umaszczeniu moro oraz skórzane, dziwnie połyskujące obuwie. Rozpłaszczył się, zajął pierwsze wolne miejsce i pomyślał: Aha, więc to tutaj mogę spotkać osoby, z którymi będę się pojedynkował w turnieju, dobrze, bardzo dobrze. Po czym rzekł: ładnie tutaj, wystrój tego wnętrza bardzo mi pasuje.Chcąc odpocząć po wycieńczającej wędrówce rozsiadł się wygodnie, poprawił okulary i ciekawskim wzrokiem omiótł całość Karczmy. Zobaczył w niej cały potok oryginałów podobnych jemu, po czym naszła go następująca myśl: No nie jestem tutaj jedynym cudacznie ubranym człowiekiem, chyba nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi, w sumie nawet mi to nie przeszkadza, nie chciałbym się nikomu narzucać, po czym zaczął szukać wzrokiem kogoś, kto przypominał karczmarza. Rozglądał się długo i intensywnie, po czym stwierdził, iż po prostu poczeka na to, aż ktoś go zauważy, po czym wyciągnął swój stary i bogato zdobiony, myśliwski nóż, który zawsze trzymał na podorędziu na wszelki wypadek i nie mogąc się powstrzymać zaczął go ostentacyjnie ostrzyć. Widać było, że ma wprawę w posługiwaniu się takimi narzędziami. Po chwili stwierdził, że nikogo to nie obeszło, więc schował ostrze i cierpliwie czekał pogwizdując radośnie od czasu do czasu.

Edytowano przez Sosna
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Młody dostał swój napitek w bardzo gustownym kubku. „Masło nie zgęstniało! Świetna obsługa…” Wziął głęboki łyk swojego ulubionego „napoju”. „Chyba muszę powiedzieć Zmarze, że ktoś tu pobił jego recepturę, heh…”

 

Tymczasem kelner oddalił się od pary przy stoliku i najwyraźniej wrócił do pracy... "Zdecydowanie muszę porozmawiać z właścicielem... Jednak nie czas teraz na to… Masz przy sobie damę, Adrian. W tym momencie spojrzał na Kassandrę, która na moment jakby… Zmatowiała? Trudno powiedzieć. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, które tym razem szybko przemieniło się w wyzywający gest. „Czyżby ona specjalnie… Stwórco… Jaki ja jestem głupi… Może i to nie ta sama, ale jednak… Otwiera się emocjonalnie, choć inaczej to okazuje… Może nie tyle co otwiera, ale nie kontroluje na siłę. Co najgorsze, ona wie, że ja to uznałem za chłodną analizę. Kto tu się słabo kryje, co..? Ehh…” Stary… Nie ubolewaj… „Lepiej zajmij się swoją robotą…” No dobrze…

 

Adrian widocznie... Nawet nie można tego nazwać zmatowieniem. On widocznie posmutniał. Jednak było w tym coś głębszego, oczy mówiły wszystko. Otworzył je na N; Coś sprawiło, że wydawał się… Jakby wino półsłodkie nagle zmieniło się w wytrawne. „Nie umiesz opisać tego, co się dzieje?” Wiesz, że to nie miejsce, ani Czas. „Domyśli się.” Powinna.

 

-Przepraszam. – wyszeptał niemal tym samym głosem, jakim zaszczycił ich kelner jeszcze minutę temu. Za co? "Tak, po prostu… Za ładne oczy…" Martwię się o Ciebie…”Sam wprowadzasz taki nastrój… Ty narratorujesz.” Aye…

 

Tymczasem młodzieniec wyprostował się w krześle, odstawił kubek na blat stołu. „Ile ja go trzymałem?” Wystarczająco długo. Mów coś, bo dama ucieknie.

 

Ten jednak nie musiał niczego wypowiadać, gdyż to jej rozmówczyni zaczęła. „Dobrze, że nie wiedziałem, ze pada. Jeszcze bym się zmoczył, czy coś.” W oczach Adriana znów zabłysnął radosny blask, choć oczy nie wróciły do poprzedniego, w pełni radosnego blasku. Takim go znam. „Już mogę coś powiedzieć?” Ależ proszę:

 

-Ależ tak, Pani. Ten niezbyt zdrowy dla przeciętnych ludzi rarytas jest bardzo ceniony przez mojego Mistrza, który nawyk konsumpcji masła przekazał dalej. – uśmiechnął się, gdy wypowiadał się o swoim Mistrzu tym samym akcentem, którym wcześniej podkreślił go wcześniej. – Co ciekawe, pierwszy raz spotkałem się z lepszym masłem, niż jego samego. A można powiedzieć, że jest typem podróżnika, który… - „Nie przesadź.” – Bierze co najlepsze z miejsc, w których był. Jednak jego wytwór jest o tyle wyjątkowy, że zawsze smakuje tak samo. Dobrze, ale tak samo. Dla wszystkich, nie ważne, jakiego gustu by nie miał. Czy innych dolegliwości. Trawiennych, czy… Innych. – znów się uśmiechnął. Nie zmienił bardziej wyrafinowanej postawy, ale nie było tak źle, jak kilka chwil temu.

 

-W to wyjątkowe miejsce? Oczywiście pogoń za wiedzą i nauką samą w sobie. Doskonalenie siebie. Zbieranie informacji. Trening, czy sprawdzenie się. Jednym słowem – nadchodzący Turniej. – To były dwa słowa. „Phi” Humorek wraca? „Tia…”W sumie… To mam jeszcze jeden, ważniejszy cel… - dopowiedział lekko zarumieniony. „Miał być bez alkoholu…” Tak się tłumacz…

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Miał być, no i jest bez alkoholu. Na mnie winy nie zwalisz ;) )

Gdy do karczmy wszedł ubrany w korę sosny Sosna, wolny Cień przebywał w piwnicy, spoglądając na różnego rodzaju trunki i rozmyślając nad ich połączeniami. Jednak szybko musiał zaprzestać tej czynności, ponieważ dostał informację o tym, że ktoś czeka na obsługę. Nie zwlekając długo, ruszył na górę do sali. Nie musiał szukać tej osoby, ponieważ doskonale wiedział gdzie on siedział. Czasem dobrze jest mieć kopie, które się ze sobą komunikują. Podszedł spokojnie do maga, ukłonił się i odpowiedział tym swoim specyficznym szeptem dobiegającym spod maski.

- Witamy w naszej karczmie, w czym mogę Panu służyć. Polecam naszą specjalność, czyli "Czarującą Mgiełkę", wspaniale rozluźnia i pobudza, idealna do posiłku jak i w celu odpoczynku po podróży. Informuję Pana też, że ten napój zawiera magiczne składniki i możemy zaoferować go na słodko lub na kwaśno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyrwany z zamyślenia Sosna wzdrygnął się lekko na widok zamaskowanej postaci i zarazem pomyślał: kurcze, czemu dziwi mnie to zdziwiło? Przecież nie powinno. Po wysłuchaniu oferty odrzekł: Dobrze zatem poproszę tą "Czarującą Mgiełkę", czymkolwiek ów napitek jest. Do tego poprosiłbym soczyste dobrze przyrządzone mięsiwo podane z najlepszej jakości dodatkiem skrobiowym. Póki co to wszystko dziękuję serdecznie. To rzekłszy powrócił do swoich rozmyślań nad tym, z kim przyjdzie mu się mierzyć w pojedynku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Oczywiście, mięso ze skrobią. Może być w postaci ziemniaków? Oraz nie wybrał Pan, czy chce napój słodki, czy kwaśny. To ważne, ponieważ bez tego nie będę wiedział jakich składników użyć. - Odpowiedział cierpliwie, spoglądając na maga swoimi fioletowymi oczami. Zupełnie zignorował reakcję Sosny na jego osobę. Był do tego przyzwyczajony oraz i tak nie bardzo odczuwał cokolwiek, by się przejmować, czy choćby zwyczajnie obrazić. Jak do tej pory tylko jedna osoba wydawała się godna zainteresowania, był też pisarz, który chyba podzielał jego głód wiedzy. Ale oni nagle zamilkli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponownie wyrwany z rozmyślań Sosna  nie chcąc być niegrzecznym przeprosił za swoje zachowanie i poprosił kwaśną wersję napoju, gdyż za rzeczami słodkimi nie przepadał i jednocześnie potwierdził, że skrobia może być pod postacią ziemniaków. Ponownie przeprosił, gdyż wiedział, że osoba stojąca przed nim chce go obsłużyć. Spróbował jednocześnie podjąć rozmowę, jednakże nie bardzo wiedział, na jakie tematy mógłby rozmawiać. Po kilkukrotnej próbie rozpoczęcia dialogu, zaniechał jednak tego, po czym mocno zmieszany, odbąknął tylko: dziękuję waszmości za okazaną cierpliwość i jeszcze raz przepraszam za swoje zachowanie, nie jestem przyzwyczajony do tak wielkiego zamieszania, jakim jest turniej magów i po prostu napada mnie pewna obawa, w związku z tym jak będę sobie radził w starciu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...