Skocz do zawartości

[SesjaRPG] FE: Przepowiednia


Nightmare

Recommended Posts

(Infortunia)

Roześmiałam się słysząc uwagę odnośnie nieba. Nie mogłam się nie zgodzić, że powierzchnia pomimo tylu niebezpieczeństw miała też swój urok.

- Coś w tym jest. To "niebo" jest zupełnie inne. Wraz ze zmianą czasu zmienia się i ono. Również powietrze jest inne, świerzsze, dopiero tutaj można zdać sobie sprawę jak duszno jest w stajni. - powiedziałam miło, po czym jakby dla podkreślenia swych słów wziełam głęboki wdech, co jednak doprowadziło do kichnięcia. - Jest tu też nieco chłodniej, ale nie jest źle. - umilkłam na chwilę. Całkiem miło spędzało mi się czas z Nightem.

- Może trochę za rodziną, choć za krótko jestem poza stajnią, aby faktycznie to odczuć - powiedziałam spokojnie po czym zaśmiałam się z zakłopotaniem - Nie miałam ogiera. Większość czasu spędzałam w klinice a poza tym niektórzy woleli zachować bezpieczny dystans. Niestety zdarzają mi się różne dziwne wypadki i niektórzy choć byli moimi przyjaciółmi, to nie byli zainteresowani niczym więcej - umilkłam na chwilkę po czym nagle dodałam. - A jak jest z Tobą?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(night)

- Nie miałem nigdy Klaczy. Z dwóch powodów. Pierwszym był Ojciec, który "sprawdzał przeszłość" KAŻDEGO kogo przyprowadziłem do domu, a potem dokładna kontrola. Po drugie... jakoś nigdy nie miałem odwagi podejść do żadnej - powiedziałem lekko zakłopotany. Czyli nie ma... ciekawe, że aż tak powiem. - Co nie znaczy, że ojciec nie próbował... zwykle tylko dla swojej korzyści. Nie można było tego nazwać związkiem... raz się spotykaliśmy i mówiliśmy nie. Ja z powodu, że "Chce sam znaleźć tą jedyną", a one zazwyczaj z powodu mojego wyglądu odmawiały. To oznacza, że bogiem piękności nie jestem - zaśmiałem się na moje słowa. - Ale nie... nie mam i nie miałem klaczy nigdy. Zbyt nieśmiały na to jestem, jak mówiłem - powiedziałem. Kichnęła wcześniej. - Jest ci zimno? - spytałem się z troską.

Edytowano przez peros81
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Infortunia)


- Najwidoczniej wysokie urodzenie nie jest tak dobrą rzeczą za jaką można by to uważać. - zachichotałam. Było to tym śmieszniejsze, że znałam wiele kucyków, które za przywileje Nighta i jego problemy oddałyby naprawdę wiele. W tym i takich, którzy zamiast problemów z sercem mieli problem z pustym żołądkiem. - I nie przesadzaj, nie wyglądasz źle. Uwierz, że widziałam wielu ogierów, przez których o mało nie zwracałam posiłku, a biorąc pod uwagę jak czasem było o nie ciężko, to powinno to dość dobitnie podsumować ich “urodę”. Powiedziałabym więc, że jesteś całkiem przystojny - powiedziałam lekko zawstydzona. Mimo wszystko nie widziałam powodów, by unikać prawdy. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z nagłej zmiany tematu. - Tylko trochę chłodno, nic czym trzeba by się martwić - dodałam uspokajająco. Nie chciałam, żeby musiał się o mnie martwić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Night)

Uśmiecham się do niej. Zatrzymuje się na chwilę i rozglądam uważnie. Następnie ściągam Kamizelkę (Podstawowy pancerz Ochrony KAŻDEJ Stajni), a potem koszulę która była "w Zestawie", następnie okrywam nią klacz, z lekkim zawstydzeniem. - Powinno pomóc - rzekłem. Zakładam spowrotem kamizelkę i ruszamy dalej. Po chwili mówię - Pierwszy raz słyszę, prócz słów matki oczywiście, jak ktoś mówi, że jestem Przystojny. To ja się powinienem dziwić. Urodę masz taką, że przebijasz Kosmicznie te klacze które ojciec często chciał mi podrzucić, i to nie jest żart - rzekłem. Spojrzałem jej w oczy. - I nie ważne czy masz swoje "Fatum" czy nie. Zawsze znajdzie się ten który przetrzyma dla ciebie zmasowany i potrojony atak twojego "Niewidzialnego Przyjaciela", tylko i wyłącznie dla tego, by być z tobą - rzekłem mówiąc wyraźnie o jej Pechu, którego jeszcze nie widziałem. Ona... zaczyna mi się podobać nawet bardzo. - I wiesz, musi być taki ogier. Jak to Matka mówiła "Druga połówka nie musi być koniecznie tam, na drugim końcu globu. Może być ona bliżej i w miejscu w którym się jej nie spodziewasz". Zawsze mi to mówiła kiedy tatuś się wtrącał w tych sprawach - Nie mniej wciąż przy okazji rozglądam się za miejscem na kryjówkę. - To, że też nie miałem "laski" przy sobie, jak to koledzy z Ochrony mówili, powodowały ataki śmiechu i docinki. Nie przejmowałem się tym gdyż jak za dziecka jestem przekonany w Prawdomówność słów mojej matki... nie bez przyczyny jest Najwyższą Kapłanką.

Edytowano przez peros81
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Abyss)

Abyss sprawdził jeszcze raz swój sprzęt. Dokładnie każdy element swojego wyposażenia. Począwszy od stanu i ilości amunicji poprzez sprawdzenie czy żywność się nie popsuła oraz czy nie zgubił czasami jakiegoś medykamentu. Następ ie powoli podszedł do Flare i Raymonda i rzekł do niego.

- yo Raymondzie... słuchaj... sorry za tamten wybuch śmiechu... gotowy by wyruszyć? bo zegar tyka

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Raymond) (no i nie wiem co z karabinem :( przyjmuje, że był on zniszczony)

Ray wśród, krwi i resztek ciała swego kompana dostrzegł zmiażdżony karabin, widocznie jego kompan starał się zablokować nim pysk tej bestii. "Ta gałąź by mi nie pomogła" pomyślał i odsunął przystawiając sobie kopyto do pyska. Powstrzymał się przed zwróceniem zawartości żołądka i odetchnął głęboko. Po chwili odezwał się do niego ten z odchyłami. Changeling ogarnął go wzrokiem i ruszył w stronę jaskini. Gdy mijał Abyssa powiedział jedynie "ruszajmy" i szedł dalej nie czekając na odpowiedź.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Milcząca dotąd Melon również ruszyła w stronę jaskini, obrzucając po drodze Abyssa spojrzeniem pełnym słów typu "Wezwać psychiatrę?". Powoli podskakując zbliżyła się wraz z Rayem do wejścia, a za nimi podążyła reszta grupy, oprócz Infortunii i Nighta, którzy ruszyli na poszukiwanie schronienia. Przy okazji Podmieniec znalazł swoje rzeczy wśród toreb straconych towarzyszy, tuż przy zejściu do Stajni.

Gdy weszli do środka, od razu rzuciła się im w oczy odnoga tunelu, niewidoczna dla wychodzących na powierzchnię. Melon zaczęła mamrotać, że strasznie tam śmierdzi, jednak się nie zatrzymała. Po chwili oczom całej grupy ukazał się skarp smoczydła.

Nie było to złoto i klejnoty jak mówiły przedwojenne książki. Wszędzie leżała zniszczona broń palna, przemieszana z kośćmi i ubraniami. Kucyki musiały uważać, by nie wdepnąć w rozlaną w różnych miejscach zieloną, płomienną ciecz. Melon na widok tego wszystkiego przystanęła i pokazała kopytkiem coś w dalszej części jaskini. Ten, kto mógł, użył zaklęcia na światło. Wtedy nagłe światło rozerwało ciemność, dotąd przenikaną jedynie przez zielonkawe płomienie.

Oczom grupy ukazał się skryty w kącie szary, brudny, obrzucony starą, zrzuconą smoczą skórą kucyk poprzecinany czarnymi pasami.

Mechaniczny kucyk.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Abyss)

Uważając bardzo by nie dotknąć tej zielonej cieczy, podszedł do stosu złomu i kości i ostroznie powolutku zaczął go przeszukiwać w poszukiwaniu części broni palnej wciąż nadających się do użytku. Następnie spojrzał na tamtego metalowego kucyka i rzekł.

- hmm... robot... ciekawe czy jeszcze funkcjonalny...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Raymond)

Ray zabrał swoje rzeczy i broń. W końcu coś co go nie zawodzi. Changeling wszedł w odnogę tunelu i zobaczył kości broń i ten zielony płonący płyn. 

Podmieniec rozglądał się uważnie sprawdzając czy nie ma tu jakiś innych bestii. Był gotów w razie konieczności otworzyć ogień. Rozglądając się i na kopyta uważając podszedł do tej sterty złomu. 

-To skarb...rzekł-zamieszkałbym tu- dodał z uśmiechem. Sięgnął po jakąś luźno leżącą broń lub jakiś bylejaki dość długi kawałek stali i zanurzył go w tym płynie, ciekawiło go co się stanie ze stalą. Zanim zaczął oglądać broń i inne skarby pilnował by nic go nie zaatakowało.

-kto wie... Tu go nie uruchamiaj.-odparł Abyss'owi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Flare)

Flare powoli obeszła górkę mechanicznego złomu. Nie przeszła żadnego wymyślnego kursu dotyczącego obsługi androidów, więc zostawiła go Abbys'owi.
Sama zajęła się oglądaniem jaskini.Nie było to za przytulne miejsce. Uwagę Flare odciągnął Ray

-Co robisz? Zgłupiałeś?

Wrzasnęła na Raymonda

-Nie wiesz, że metale przewodzą ciepło? Co jeżeli to jest gorące? Usmażysz się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Raymond)

-system nerwowy istnieje. Jeśli się nagrzeje wypuszczę to. W najgorszym wypadku się poparzę. - rzekł spokojnie - i nie krzycz tu, bo coś tu może być. - dodał jeszcze raz ogarniając jaskinię wzrokiem, po czym wrócił do doglądania stali w tym zielonym czymś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zanim Flare zdążyła wyjąć metal z kopyt Raya, on już go zanurzył. Nie poczuł gorąca, a jedynie ciepło. Wtedy klaczy zabrała mu metalową rurkę i oboje od razu zobaczyli, że część, którą Changeling włożył do zielonej mazi, zniknęła. Jedynie brzegi jarzyły się delikatnie zielonkawym światłem.

Melon zaczęła z irytacją tupać w ziemię.

 - Cuchnie złem! Cuchnie złem! - powtarzała, a w końcu wycofała się do tunelu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Raymond)

"Działa jak kwas... Dość mocny, reakcja egzoenergetyczna z metalem. Ciekawe jak będzie z nie metalami?" pomyślał i zaczął myśleć czy ma coś nie metalowego. Z przemyśleń wyrwała go Melon, istota, której Ray wcześniej nie zauważył. W pierwszym odruchu sięgnął by po broń i zastrzelił to krzycząc "mutant" jednak jako, że nie wyglądała na agresywną i wyszła Ray sapnął jedynie zmieszany i udając, że nic się nie stało rozejżał się za jakimś kawałkiem drewna, plastiku, czy nawet wolno leżącym kamieniem. Sprawdzał w stercie złomu i dookoła niej. Wzrok jego był prywiązany do skarbu bestii, jego słuch jednak szukał niepokojących odgłosów, każdy szmer, wdech lub krok mógł należeć do niekoniecznie dobrego stworzenia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Flare)

Flare przybliżyła do siebie końcówkę rurki, która stała się nią po zanurzeniu do mazi. Odrzuciła ją po chwili i popatrzyła na Changelinga

-To nie jest czas na eksperymentowanie Ray.

Melon zwróciła jej uwagę. Wyjęła z lekkim przerażeniem swoją broń

-Może lepiej się oddalmy od tego miejsca. Widać, że Melon nie podoba się je. Większość z tych rzeczy jest złomem, ale możemy wziąć tego androida ze sobą taka technologia zawsze może się przydać.

Odparła klacz po czym zaczęła kłusować w stronę wyjścia z jaskini rozglądając się we wszystkie strony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Abyss)

 

- Potwierdzam... niezbyt mi się tu podoba... - rzekł Abyss zbierając co bardziej nadające zię do użytku cześci rusznikarskie ale tylko trochę by się nie przeciążyć.

Następnie sprawdził czy da radę unieść tego androida... jeżeli tak to bierze go na plecy i wycofuje się mówiąc.

- Dobra ekipa.... bierzcie co wydaje się niezniszczone i wynośmy się stąd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Infortunia)

Mocno zawstydzona przyjęłam koszulę Nighta i założyłam ją na siebie. Nie spodziewałam się takiego zachowania z jego strony. Teraz było cieplej, o wiele cieplej.  I choć uznałam, że nie ma możliwości aby zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie, to słowa ogiera sprawiły, że tak właśnie się stało. Choć nie zaprzeczę, że było to bardzo miłe. A nawet na tyle, że podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam go w policzek.

- Dziękuję za miłe słowa. I kto wie, może nasze drugie połówki są o wiele bliżej niż myślimy. - powiedziałam spokojnie, uśmiechając się. W tym wszystkim niemal zapomniałam o naszym zadaniu, więc zaczęłam rozglądać się za jakimś dobrze zapowiadającym się miejscem. Choć po chwili przyłapałam się na tym, że szłam o wiele bliżej Nighta niż wcześniej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Night)

No, przyjęła i nie będzie mi tu marznąć. Zajebiście. Teraz rozglądać się za kryjówką... trzeba znaleźć coś gdzie będziemy mogli odpocząć. Usłyszałem słowa przez które lekko się zaczerwienilem. Zaczerwieniłem się bardziej jak poczułem coś na moim policzku... matko... spojrzałem po chwili zakłopotany na nią.

- N... nie ma... za... co. Bbbbardzo ddziękuję - powiedziałem i zacząłem się rozglądać za kryjówką dla ekipy... choć kurwa idę za blisko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Abyss)

Stał przy wejściu niosąc na plecach tego androida a w jukach trochę części do broni.. Magią trzymał swoją dwururkę uważnie lustrując pomieszczenie w poszukiwaniu zagrożeń i czekając aż Flare i ten Changeling Raynold czy tam Raymond jak mu tam na imię raczą się ruszyć... Po chwili spojrzał się do korytarza do którego wycofała się Melon i rzekł.

 

- Melon... Wszystko w porządku? nie idź bez nas... zaraz wracamy do reszty... - po tych słowach obrócił się w stronę towarzyszy.

- Flare... Ray... ruszcie sie do jasnej ognistości... ile można czekać... - zawołał lekko poddenerwowany

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Raymond)

Changeling oglądał uważnie każdą broń. Może w większości były zniszczone, jednak kilka drobnych prac i mogą działać. Ray zabrał kilka uszkodzonych broni, najlepiej karabinów każdy z innym uszkodzeniem. Na prostą lufę nie liczył, ale z reszty może uda się coś poskładać. Może karabin kompana odzyska. 

Sprawnie zabrał upatrzone przedmioty i udał się do wyjścia. Gdy był dość blisko Abyss'a powiedział 

- Pomóc ci z tym żelastwem?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy wyszli ze smoczego gniazda, zadowoleni, że nie znaleźli żadnej bestii broniącej tego metalowego skarbu, ale jednak spodziewający się czegoś więcej. Dopiero, gdy przekroczyli granicę wyjścia, zauważyli, że coś się zmieniło.

Na zewnątrz wciąż leżało smocze truchło otoczone kałużą zaschniętej posoki, a dookoła dalej leżały porozrzucane niczym lalki, trupy changelingów. Jednak coś się zmieniło.

Obok jednego z ciał siedział mały, szary źrebak, w wieku początku podstawówki. Jego grzywa była czarna i zaniedbana, gdzieniegdzie prześwitywały białe pasma włosów. Sam maluch był brudny, zupełnie, jakby wytarzał się w błocie przemieszanym z krwią. Maluch przycupnął sobie tyłem do wejścia do gniazda, tuż przy wylewających się z Changelinga wnętrznościach. Każdy głuchy pomyślałby, że źrebak po prostu płacze po znajomym. Jednak drużyna tak była zaskoczona widokiem młodego kucyka, że umilkła kompletnie. I wtedy to usłyszeli.

Mlaskanie.

Rozrywanie mięśni, odrywanie kawałków podmieńczego mięsa, a następnie pożeranie go z głośnym przełknięciem. Po chwili powtórka. I znowu. a sama przerażająca rutyna raz za razem, oderwanie, przeżucie, przełknięcie. I znowu. I znowu. I trzask łamanych kości zagradzających drogę do dalszej części posiłku.

--*--

Tymczasem Infortunia i Night szli sobie, gawędząc w najlepsze przez las martwych drzew. Mimo, że otoczenie nie było ani przyjazne, ani romantyczne, atmosfera była miła i przyjemna. Rozmawiali sobie tak przez dłuższą chwilę, dopóki nie dotarli do małego domku wśród przewalonych drzew.

Zbudowany został jeszcze przez wojną, ale nie z popularnych wówczas desek, a kamienia, cegły i betonu. Miał niewielkie rozmiary, ale wasza grupa raczej by się zmieściła. Jego drzwi zostały wykonane z metalu, broniły ich trzy kłódki, jednak stare i zardzewiałe, noszące ślady wielu starć z wytrychami. Jednak to tylko dowodziło, że jest on bezpiecznym schronieniem, a w środku na nieustępliwego włamywacza czeka nagroda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(night)

Uśmiechnąłem się na widok domku. - A ja głupi spodziewałem się jaskini. A tu taki dom się trafił. I do tego jeszcze nie otwarty. POMYŚL CO TAM MOŻE BYĆ! - powiedziałem podekscytowany. - Jedzenie, amunicja, broń. Wszystko. Musimy to jakoś otworzyć - powiedziałem za zachwytem, a potem po uspokojeniu się, z powagą. Trzeba to jakoś otworzyć. Spoglądam na moją klacz... na towarzyszkę i się pytam - Masz jakiś pomysł? - spytałem się, sam myśląc.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Flare)

Flare stała jak wryta po tym oszałamiającym widoku. Szybko się opamiętawszy wyjęła rewolwer z juk.

-Kto to jest?

Szepnęła do reszty grupy. Nie miała pojęcia co o tym myśleć. Przyjrzała się dokładnie tej postaci zmrużając oczy.

-M-może to ghul?

Powiedziała z najszczerszą nadzieją. Nie miała pojęcia, że pustkowia mogą być aż tak złe.

~Ale jeżeli nawet... To bez obsmażenia?

To ją jeszcze bardziej obrzydziło. Nie wiedziała co ją jeszcze trzyma od wymiotów. 

Edytowano przez eragon333
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Raymond)

Ray wyjął swoją broń. Wycelował i sam do końca nie wiedząc nie strzelał. Może jego moralność nie pozwalała mu młodego zabić, może to obawa przed tym, że potem go zastrzelą. Coś zabiło jego towarzyszy, smutne, ale nic już nie zrobi. A teraz inne "coś" pożera ich zwłoki. Tego było już za wiele. 

Muszka wędrowała od głowy do płuc malca jeden strzał zabije odrazu, drugi pozwoli mu konać w męce przez jakiś czas. Zabije, pomści swych kompanów. Pytanie jak. Ray chciał srogiej zapłaty w krwi, jednak to nadal prawie źrebak.

Muszka zatrzymała się na głowie, a kopyto na spuście. Ostatnia poprawka, spokój, wdech i strzał.

Zrobił to. Naprawdę zrobił to. Naprawdę strzelił, odwrotu już nie było. Teraz można jedynie minąć martwą bestię lub strzelić jeszcze kilka razy gdyby pierwszy strzał nie wystarczył.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedna chwila. Wymierzona broń. I pocisk mknący przez powietrze, tnący je ze świstem.

Trafiający w ziemię. Malec niemal natychmiast zmienił położenie i ukrył się za zabitym smokiem. Wyglądał zza niego ostrożnie, patrząc na przybyszów wystraszonymi ślepiami. W tym momencie przypominał biedne dziecko, które znalazło się w złym miejscu o złej porze. Jego oczy w przeciwieństwke do czarno-białej reszty, lśniły błękitem i inteligencją normalnego kucyka.

Jednak Ray patrzył gdzie indziej, a mianowicie na kopyto Melon, które w ostatniej chwili opuściło broń, zapobiegając śmierci dziecka.

Edytowano przez Nightmare
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...