Skocz do zawartości

Cygnus

Recommended Posts

Moderatus chrząknął. Bogowie natychmiast zrozumieli, że słabo rozwinięte wypowiedzi nie są mile widziane na Planecie Bogów.

 

(Protip: napiszcie tą scenę razem na jakimś GG a potem niech któreś to wstawi. Dlatego powinno się używać kolorów, tylko nie dublujcie ich sobie.)

 

----------------------------------------

 

Z morza wyłonił się słup wody. Właściwie to słupek. Na jego szczycie znajdował się mały krab.
 - Dobrrry, jestem Sebastian, majordomus zacnego pana Cygnusa, w czym mogę panu pomóc? - krab zdawał się być trochę niegrzeczny, ale zarazem mimo wszystko dobrze wychowany i posiadający dobre maniery. Jego pytający i niecierpliwy wzrok świdrował Dantego, jakby chciał dowiedzieć się czegoś o tajemniczym gościu. W szczypcach trzymał listę, zaś w drugich - pióro na atrament ośmiornicy. Prawdopodobnie była to lista gości. Skąd on miał ją tak szybko? Boskie sprawy.

Edytowano przez Cygnus olor
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 60
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Po odnalezieniu miejsca i czasu na tym pseudo liście postanowił pójść. Teraz może znajdą jakieś wspólne tematy.

- Mam budzić szacunek i strach a nie wyglądać jak jakiś laluś. - powiedział do siebie po namyśle czy aby na pewno ubrać się w coś, wziął jedynie swoje berło i poszedł. Potem zrobi sobie jakiś sługusów którzy będą ogarniać kilka rzeczy za niego.

Dotarł na wskazane miejsce, plaża przy oceanie. I krab na słupku wody dziwne, cóż jednak Mortus był wysoki. Mierzył 206cm wzrostu więc nie trudno było wypatrzeć to coś, od razu powie po co i dlaczego i tyle z tego. Po zbliżeniu się na optymalną odległość ignorując kolesia obok spojrzał swoim ponurym wzrokiem na kraba. - Witaj. Zostałem zaproszony na jakieś przyjęcie przez Pana Cygnusa. - zaczął prosto z mostu z jakimiś uprzejmościami podając a raczej próbując podać kartkę z zaproszeniem. - Jam jest Mortus. - dodał przedstawiając się aby biedny nie musiał pytać się o imię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kalio dotarła na miejsce, zdziwił ją widok dwóch mężczyzn. I kraba na słupku trzymającego prawdopodobnie jakąś listę.
Podeszła do niego i dygnęła lekko.
- Bogini Kalio, zostałam zaproszona na bal przez pana o imieniu Cygnus - powiedziała oficjalnie, gdyż nie chciała wyjść na prostaczkę. Jednak bycie bogiem i kultura w pewien sposób się łączyły. Wyciągnęła na dowód list z zaproszeniem, gdyby karb miał jakieś wątpliwości.

Edytowano przez Shine Star
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piesek się obudził. Thomas akurat kończył przygotowywać jajecznicę na kiebiasie. Cwana menda. Rzucił Pieskowi kawałek kiełbasy. Ten złapał ją w locie i pożarł tak szybko, jak mógłby to zrobić wielki bernardyn, a nie taki Piesek. Gdy Thomas przygotowywał sobie stolik na jedzenie, psinka zaczęła dobijać się do drzwi. Otworzył mu je.

Zaraz wyskoczył za swoim czworonożnym przyjacielem, przypominając sobie o braku stabilnego gruntu poza przyczepą. Jednak nic się nie stało. Piesek wybiegł na zewnątrz i skoczył na jakiegoś ptaka. Niestety dla niego, Piesek nie był myśliwym. Ani nie za dobrze skakał. W ogóle, jeśli nie chodziło o kiełbasę, niewiele mu wychodziło. Ptak, taki łabędziowaty łabędź, uderzył go skrzydłem. Psina zaskomlała i tak szybko jak wybiegła, wróciła do przyczepy.

Ptaszysko, które tak pobiło jego Pieska, zostawiło mu jakiś list. Otworzył go, ale zaraz po tym, jak zaczął czytać, przypomniał sobie o wadzie wzroku. Wrócił do przyczepy, włączył lampkę i znowu zabrał się za czytanie. To było zaproszenie na jakieś przyjęcie.

Dobra, to się robiło coraz ciekawsze. Zmienił zdanie - to, co go tutaj wywaliło, było najlepszym, co w swojej karierze brał.

Zjadł swoje śniadanie, resztki dał Pieskowi. Jedząc, rozmyślał o miejscu, które jego umysł wytworzył w narkotycznym odjeździe. I o przyjęciu. Wraz z skończenie posiłku zdecydował. Sięgnął do swoich zapasów i zgarnął nieco suszu i grzybków. Piersióweczkę napełnił nalewką z haszyszu. Tak przygotowany zapiął na smyczy Pieska i wyszedł. Piesek to było dobre stworzenie i nie gryzło. No, raz pogryzł. Ale wtedy to nie była jego wina. Niepotrzebnie tamten pechowy człowiek smarował się olejkiem o smaku bekonu. Niemniej, dla pewności wolał jednak wcześniej przejść się z nim trochę. Z racji na brak drogi... a także podłoża, szli w powietrzu. Jednak z czasem zauważył, że Piesek nerwowo ogląda się dookoła, coraz szybciej biegając.

To był problem. Jak okiem sięgnął, po horyzont nie widział żadnej zieleni. A Piesek potrzebował jakiegoś krzaczka.

Czy ten wielki krzak konopii ciągle był obok niego? Nie wiedział, choć to też nie było zaskoczenie. Jednak dla Pieska to było wybawienie. Prawie czuł jego radość, gdy ten wypełniał zew natury.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 - Spokojnie, spokojnie, nie tak tłumnie - krab zaczął czytać listę gości - Bogini Kalio... Ognista z ciebie dziewczyna, he he he. Zaraz coś wykombinujemy, zwłaszcza że Pan nie przepada za ogniem. Proszę, poczekaj.

Krab zdawał się tańczyć jakiś śmieszny taniec, jednak była to wiadomość przekazana rybie-gońcowi, który miał dotrzeć aż do boga wody.

 - Okej, następny... Bóg Mortus... Sztywniak. Tylko nie zabij atmosfery na uczcie. Poczekaj chwilę na transport.

Krab odtańczył kolejny dziwny taniec.

 - Dante... Bóg błyskawic... Prąd... Woda przewodzi prąd... Niedobrze. Też coś wykombinujemy.

I tym razem krab odstawił swoje densy. Należało tylko poczekać na transport, wszak bal miał się odbyć pod wodą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mortus spojrzał na kraba wyjątkowo nieprzyjemnym spojrzeniem, gdyby wzrok mógł zabijać ten zrobiłby to bez problemu. Dla tego kraba już zarezerwuje miejsce w pokoju dla potępionych dusz. Ot co.

- Nie musisz się martwić. Aż tak źle ze mną nie jest.  - odparł obojętnie mierząc wzrokiem dwójkę obok siebie. Jednak podtrzymał się przez jakimś tekstem w kierunku kraba, Mortus miał talent do robienia sobie wrogów. Naprawdę wielu wrogów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oddając się kojącej lekturze cebulis usłyszał dzwonek na ten dźwięk zerwał się ze swego cebulowego tronu - czy ja tu instalowałem dzwonek do drzwi? - pomyślał po czym ruszył zobaczyć kto zakłóca jego spokój a był to... łabędź - łabuńdź! - wrzasnął cebulis po czym dostrzegł coś co wyglądało jak koperta? pochwycił owe coś a łabuńdź odleciał w cholerę. Nie tracąc czasu cebulis otworzył list i zaczął czytać - to jest chyba jakiś szyfr - pomyślał, ale udało mu się wychwycić kluczowe słowa takie jak "zaproszenie", "bal", "bóg wody", "plaża" - impreza nie ma co... trzeba się stawić - mruknął do siebie, ale jak? był bogiem ale nie piorunów więc nie mógł zrobić piorunującego wejścia lub wrażenia, myślał przez chwilę po czym pstryknął palcami a przednim pojawił się samochód ale nie byle jaki! Chevrolet camaro z 68 a jak! Uradowany cebulis wskoczył za kierownicę i odpalił silnik - o tak! siedmiolitrowe V8! kocham tą robotę! - wrzasnął po czym spojrzał na łychę która stała niewzruszenie w tym samym miejscu - przypilnuj wszystkiego jak mnie nie będzie - poprosił, jednak coś mu nie pasowało - a no tak niech stanie się autostrada! - wrzasnął i stała się autostrada, cebulis grzał silnik a przy okazji włączył radio z którego wydobywały się dźwięki AC/DC - highway to hell gdy wszystko grało i buczało ruszył z piskiem opon na miejsce w którym wszystko miało się odbyć, V8 wydawało dźwięki które świadczyły o tym że pod maską nie ma koni mechanicznych lecz całe zastępy piekielne, normalnie wiatr we włosach i muchy w zębach. po kilku minutach był już na miejscu, stwierdził przy tym że nie jest pierwszy - a by to harmonia strzeliła - mruknął po czym, zaparkował swój wóz...na wodzie, w końcu może jest bogiem nie? dostrzegł też jakiegoś dziwnego kraba - oo już przekąski podają? nieźle - pomyślał po czym grzecznie ustawił się w kolejce czekając na odhaczenie go z listy gości lub odesłanie z cebulą do jego posiadłości, w ten uznał że musi jakoś wyglądać więc, ponownie pstryknął palcami... nie no teraz to było coś przyodziany w epicki płaszcz utkany ze strachu i nie mniej epicki kaszkiet plus oczywiście przy pasie wisiała złota cebula z wygrawerowaną na niej gwiazdą chaosu, znak jego władzy...tak teraz tylko czekać i... coś tam coś tam.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słońce górowało na nieboskłonie, gdy zbudził się Everest śpiący na jednej z chmurek. Otwarł oczy, przeciągnął i spojrzał w dół. Coś się zmieniło od kiedy zasypiał pomyślał. Na lądzie pojawiło się kilka zamków. Właściciel gór przypadnie mi do gustu, tak jak mieszkaniec latającej przyczepy pomyślał. Rozmyślanie o właścicielach ty wszystkich "domostw" przerwało mu spojrzenie na ocean, górujący na horyzoncie.
- Niema mowy abym polubił się z mieszkańcem podwodnego zamczyska.
Kolejne rzucenie okiem i wrażenie jakiegoś braku... zieleni. Pstryknął palcami, a pod nim wyrosły trzy wielkie drzewa, tworzące idealną budowlę. Wiele balkonów, fantastyczne oświetlenie i oczywiście wysokość odpowiednia do wchodzenia na chmury.

Szedł na normalny grunt i znów rozmyślał co by dodać.

Edytowano przez UMBRA
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piesek zaczynał wyglądać na znudzonego. Thomas nie był. Coraz więcej budowli pojawiało się w okolicy. Dokładniej pojawił się jakiś salon samochodowy oraz dwa z drzew - jeden z jakichś zwykłych, a drugi z baobabów. Nigdy nie zapomniał jak wyglądają te drzewa i był całkowicie pewien, że to one.

Piesek miał już gdzie biec na wypadek swoich potrzeb. Ale z grzeczności będzie musiał poprosić ich właścicieli o jakieś drzewko. Musiał pamiętać o tym. Mógł być w tym świecie jeszcze godzinę, albo wieczność. Już kilka razy spędził po kilka lat w wymyślonych krainach. Zwykle był to wynik jakiejś śpiączki. Lecz ostatnio było to dawno. Niewiele rzeczy teraz miało siłę, by coś mu zrobić.

Już z oddali zauważył zbiorowisko, stojące dookoła czegoś. Jakaś dziewczynka i dwójka chłopców, z czego jeden był wysoki jak dąb. Pilnując, by Piesek nigdzie mu nie uciekł, podszedł do nich spokojnie. Z czasem dojrzał to coś pomiędzy nimi. Wyglądało to jak jakiś filar ucięty na wysokości powyżej pasa, na którym stał krab z kartką papieru w jednym szczypcu i piórze w drugim. Normalne.

-Dzieńdobry - powiedział do kraba, schylając się lekko. - Przyszedłem zgodnie z zaproszeniem. Czy dobrze trafiłem?

Edytowano przez FanCiastek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiedział, że czegoś jest brak w jego pracy. Patrzył cały czas na drzewa, które teraz były jego domem. Oczy skierował w dół i zobaczył skałę, która właściwie była wszędzie. Szybko go olśniło, czego brakuje. Uniósł się kilka centymetrów nad skałę i pstryknął palcami. Skała w około jego "domu" zaczęła się przemieniać w błoto, po czym stwardniała. Powoli z ziemi kiełkowała trawa, lecz tak aby nie pojawiać na terenie innych.
­–Później dowiem się czy ktoś chce.
W odległości kilku metrów od drzew pojawił się żywopłot, wysoki na dwa metry. Everest będący nadal w powietrzu, miał świetną widoczność okolicy. Nie uciekło jego uwadze zbiorowisko niedaleko… oceanu. Na myśl o wodzie, zrobiło mu się słabo. Wszyscy byli jakoś elegancko ubrani.
– Jest mój garniak, mogę iść dowiedzieć się co to za zbiorowisko.
Jak powiedział tak zrobił, ruszył w kierunku plaży, lecz bardzo powoli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 - Dobrze, dobrze, nie pchajcie się tak. - rzekł z oburzeniem Sebastian - Miejcie w sobie trochę godności! Podobno jesteście bogami.

Krab rozglądnął się po małym tłumie. Z niesmakiem stwierdził, że to nie koniec jego pokazów tanecznych, bowiem liczba bogów zwiększyła się.

 - Kogo tu przywiało... Cebulis, bóg wieśniactwa i nuworyszyzmu... A nie, przepraszam, cebuli, cydru i chaosu. Uprasza się o niezaśmiecanie oceanu samochodami.

Samochód Cebulisa właśnie tonął.

 - Ciekawy jestem jak go odzyskasz z domeny szefa. Ale powiem ci na ucho, że szef bardzo lubi tych, którzy przynoszą swój alkohol.

Sebastian mrugnął w stronę Cebulisa, po czym zatańczył makarenę.

 - Następne bóstwo... Seluna. Bogini kawy. Patronat akurat na początek dnia i katzenfieber. Transport już jedzie.

Kolejny taniec Sebastiana.

 - Thomas. Bóg używek. Dość ogólny patronat, prosiłbym żeby się waść nie kłócił z Cebulisem, Seluną i innymi używkowiczami.*

Rumba.

 - Everest. Bóg wszystkiego co lata i drzew. Mam nadzieję, że naszego Ciapusia nie gnębiłeś, bo Cygnus będzie zły.

Kolejna cza-cza.

 - Teraz już oficjalnie, witam wszystkich w imieniu mojego pana, który to za chwilę winien się zja...

Ocean najpierw zaczął wrzeć, potem zaś rozszalał się sztorm. Fale stawały się coraz większe i większe, a bogowie żeby pozostać suchymi musieli oddalać się wgłąb lądu coraz dalej i dalej. W pewnym momencie dojrzeli oni falę tsunami, na której z niepokojącą szybkością znajdował się bóg wody w swoim rydwanie zaprzężonym w dorodne rumaki morskie.

 - KTO ŚMIE ZAKŁÓCAĆ SPOKÓJ PANU I WŁADCY MÓRZ, OCEANÓW, RZEK, STRUMIENI, ETCETERA?!

Chwila ciszy. Po niej zaś nagle wszystko ucichło, zaś tsunami znikło jak się pojawiło. Wszystko wróciło do normy.

 - Nie no, co wy, tak się zgrywam. Zapraszam do powozów - rzekł Cygnus wskazując na nieopodal stojące bryczki wodne zaprzężone w konie morskie.

Edytowano przez Cygnus olor
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kalio starała się być cierpliwa, podczas gdy krab czytał listę. Nie zwracała na to specjalnej uwagi, do jej uszu dolatywały pojedyncze słowa, typu "alkohol", "kawa", "używki".

Używki? Alkohol? Noo, może wreszcie nie będzie to tak nudna impreza jak tysiąc wcześniejszych, na których była.

Nagle woda zaczęła się pienić, na co wystraszona bogini zrobiła gwałtowny krok w tył. Następne było tsunami. Czy to jakieś żarty? Bogini ognia i woda? Pełno wody?!

Na pewno nie miała zamiaru pływać, co to to nie.

Weszła dostojnym krokiem na... powóz, o ile można było to tak nazwać. Jeśli te dziwne zwierzęta wrzucą ją do wody, gorzko tego pożałują.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Everest zbliżał się powoli do oceanu, gdy nagle usłyszał swoje imię. Jaki Ciapuś pomyślał. Stał trochę za wszystkimi w momencie pojawienia się łabędzia z zaproszeniem. Chyba o ciebie chodziło. Zrównał się ze wszystkimi, a na oceanie pojawiło się wiele bąbelków. Przyglądanie wiele nie dało, bo pojawiło się tsunami. No to teraz mi słabo. Na tej że fali nagle pojawił się sam bóg Cygnus. Everset wsiadł na rydwan, wcześniej jednak ukłaniając się nisko, jednak jednocześnie układając modlitwę aby nie zamoknąć. Diabelny strach przed wodą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z kimś miałby się wykłócać? On? Gdyby tylko Thomas miał czas o tym pomyśleć, tak brzmiałyby jego myśli. Ale on musiał gonić Pieska, który przed falą uciekł do góry. To było naprawdę ciekawe uczucie iść w górę, a za plecami mieć powierzchnię ziemi. Gdy już doszedł do pieska, który przystanął wysoko, skierował się ku dołowi. Sądził, że powinny go boleć nogi i plecy, ale w końcu był bogiem. Co boga obchodzi ból kolan? 

Takiego czegoś jeszcze nie przeżywał. Wiele razy miał smoki w przyczepie czy też mijał samochody zostawiające po sobie płomieniste ślady, ale pierwszy raz był bogiem.

-Chłopcze, czy mój Piesek może iść ze mną? - zapytał się chłopaka, stając obok jego powozu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mortus stał nieruchomo patrząc na tsunami które pędziło w jego kierunku i reszty, momentalnie zamienił się w cień i pojawił z tyłu. Patrzył swymi żółtymi ślepiami spod kaptura na to coś, po chwili ujrzał tego całego Cygnusa. Po chwili wszystko się ogarnęło i do tego zaprosił ich do tych powozów.

- Niezłe wejście. - stwierdził po chwili zastanowienia ostrożnie wchodząc do jednego z nich nie chcąc wpaść do wody, to ostatnia rzecz której mu brakowało. Dalej go ciekawiło co ten chce bo raczej zwykła impreza to nie będzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten krab jest jakiś niedogotowany - pomyślał cebulis. Gdy krabiątko, potwierdziło jego obecność na liście oraz odwaliło taniec zwycięstwa który co jak co, ale nasuwał cebulisowi skojarzenia z grupką pogan tańczących wokół patyka, spostrzegł że jego camaro idzie na dno jak ruski okręt podwodny -hmm...tego nie miałem w planach - pomyślał, po czym pstryknął palcami a urodziwe i potężne camaro zmieniło się w...chusteczkę, która po chwili znalazła się w ręce cebulisa a ten się w nią wysmarkał. Zaapsorbowany cebulis nie zauważył boga móż, oceanów, sadzawek itp, tak samo jak nie zauważył ściany wody pędzącej w jego stronę - oho, czas spie... znaczy pośpiesznie się oddalić - pomyślał po czym się oddalił, ale tak szybko że jego cień za nim nie nadążył - no no gość ma wejście nie ma co... eee, dodajmy jeszcze trochę chaosu i jesteśmy w domu - pomyślał cebulis po czym udał się do powozu - ciekawe czy prędkość mierzą tu w milach czy w litrach - tak istotne pytanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 - Wszyscy na pokład! - krzyknął Cygnus, po czym chlasnął lejcami swoje rumaki morskie. Te ze złością popatrzyły się na niego, pełne pretensji. Cygnus mimowolnie przeprosił. Konie natychmiast ruszyły do pałacu, zaś karoce, wyglądające jakby do normalnie wyglądających pojazdów dossały się glony i inne żyjątka, które to zaś wytworzyły dziwne twory pod wpływem rozkładania materiału z którego owe powozy były zrobione, popłynęły za nim. Szczelnie domknięte nie dawały nawet szans, żeby woda w jakikolwiek sposób się dostała do środka. Po dłuższej chwili, podczas której bogowie mogli oglądać wspaniałe podwodne miasto, cały orszak wynurzył się w wielkiej sali, która dzięki prawom fizyki pozostawała sucha i pełniła rolę przystani. Bazowała na tym samym prawie, które pozwalało nurkom w jaskiniach pływać mając nadzieję na moemnty, gdzie powietrze się zbierało i nie było nigdzie wypompowywane.

 - Toalety na prawo, szatnia na lewo, sala bankietowa na wprost. Proszę, zajmijcie miejsca, ja zaraz wracam - rzekł Cygnus i rozpłynął się.

 

---------------------------------

Rany Julek, ludzie, zacznijcie być bardziej kreatywni. To nie jest typowa gra z GMem, tutaj GMami jesteście sami dla siebie. Wykorzystajcie to.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piesek pojechał z nim.

Suchą stopą, głową i Pieskiem dojechali w końcu do pałacu. Jadąc podziwiał miasto, nad którym przepływali. No, ponadto pił za pomyślność jego mieszkańców. Pił tak sobie i pił, jednak z piersióweczki nie ubywało. Ponadto, gdy zachciało mu się coli, miał w niej colę. Później sprawdził, czy może chcieć kakao. Też mógł.

-Bycie bogiem jednak jest fajne, co nie, Piesku?

Wysiadł z papierosem w dłoni. Jak ten krab go nazwał? "Bóg używek"? Bez wątpienia to będzie jedno z ciekawszych wspomnień.

Spojrzał na Pieska i uśmiechnął się do niego. Mógłby przysiąc, że Piesek też się uśmiechnął.

-Jak będziesz grzeczny, to później puszczę cię wolno.

Poszedł na lewo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Everest nie kwapił się do wyglądania poza powóz. Jednak w pewnym momencie wyjrzał, był zachwycony konstrukcjami jakie tam można było uświadczyć. Dotarli do ”przystani” podwodnej. Wysiadł szybko i wysłuchał gdzie co jest. W pierwszej myśli postanowił iść na wprost do Sali zająć miejsce. Lecz jednak pobiegł do toalet. Zwrócił wszystko co miał tylko w żołądku.
– Marchewka, czemu zawsze musi być marchewka!? – zapytał jednak niezbyt licząc na odpowiedź.
Jako, że nie miał żadnego stroju do oddania, po wyjściu z toalety ruszył w najpierw obranym kierunku.

----------------------------------------------------

Gmoda wykorzystam jak skończy się bal, mam idealny pomysł :squee: .

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cygnus rozgościł się w sali bankietowej. Siadł na swym tronie z koralowca, nie tak zwyczajnie, ale nogi opierając o podramiennik z jednej, zaś plecy o podramiennik z drugiej strony. Nudził się. Bogowie jeszcze siedzieli w karocach, albo łazili po pałacu. Zakazane Miasto było wielkie, toteż patron wody zaczął martwić się o to, czy przypadkiem się nie zgubią. Z drugiej jednak strony to bogowie, na litość swoją. Zakazane Miasto mogło stanowić problem dla ewentualnych wyznawców... gdyby jakichś miał. I to będzie sprawa, którą poruszy na bankiecie. Chwilowo jednak, dygając nogą, Cygnus żuł jakąś sałatkę z glonami, rozmyślając kiedy w końcu wszyscy się pojawią.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kalio wyszła z karocy, miała dość tej jazdy. Te dziwne zwierzęta strasznie chybotały. Pokręciła głową, by wrócił jej obraz.
Nagle do jej uszu dotarł głos gospodarza mówiący wszystkim zebranym gdzie co się znajduje.
Miała wystarczająco dużo wrażeń jak na ten moment, więc jedynie zaczęła iść w stronę sali bankietowej.
Okazało się, że poza nią byl tam tylko Cygnus. Poprawiła suknię i weszła wgłąb sali.

Edytowano przez Shine Star
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Boga śmierci raczej specjalnie nie interesowało jak wygląda ten pałac, to był jego pierwszy i prawdopodobnie ostatni raz gdy tu był. I dla niego to nawet dobrze, wolał być u siebie. Transport mógłby być lepszy, ale nic nie może być idealne.

Ruszył w stronę sali bankietowej z jednego powodu, reszta nic go nie obchodzi. Doszedł do niej, siedział tylko ten Cygnus i bogini której imienia zapomniał. Bywa. Zaczął szukać wzrokiem jakiegoś krzesła. Stworzenie swojego nie było by świetnym pomysłem bo by kogoś jeszcze wkurzył. Potem spędzi dzień razem z butelką wódki i kieliszkiem, jedyna czynność która jest wręcz idealna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Everest wszedł do Sali bankietowej zobaczył boginię i dwóch bogów. Podszedł do Cygnusa, który wyraźnie był znudzony. Everest ukłonił się i przedstawił, tak jak nakazywały jego maniery. Odszedł od boga i zaczął się rozglądać za krzesłem aby usiąść.
–Chyba nikt się nie obrazi – pomyślał, po czym pojawiło się wystarczająco krzeseł, aby usiedli obecni w Sali.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 - Heeej, jesteście już! - Cygnus zerwał się z fotela, co mu w zasadzie nie wyszło, bo trochę zaplątał się i nie mógł zmienić tej pozycji w jakiej się znajdował. Gdy już jednak zdołał się wykaraskać, Everest był w połowie oficjalnego przywitania.
 - Yyy, czółko... - odrzekł zakłopotany sytuacją bóg wody. Widząc pozostałych dwóch bogów pomachał z daleka i zaprosił gestem do stołu. Jakie to szczęście, że kupił specjalnie na ten bankiet krzesła z GODKEA. Dopasowywały i dostosowywały się one do tego, kto na nich zasiadał, więc nie było w zasadzie problemu z doborem kolorystyki, stylu czy innego dziadostwa.

 - Usiądźcie, rozgośćcie się. Gdzie reszta? Bez nich nie zaczniemy! Nie godzi się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.

Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...