Skocz do zawartości

Arena VIII - Serox Vonxatian vs Ohmowe Ciastko [zakończony]


Arena VIII  

9 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto uwolnił więcej energii i zapewnił sobie zwycięstwo?

    • Serox Vonxatian
      9
    • Ohmowe Ciastko
      0


Recommended Posts

by_celestia__s_might_by_johnjoseco-d3flh

Pierwsza runda turnieju odbywała się na podstawowej arenie. Organizatorzy najpewniej nie chcieli nikomu dawać lepszych kart na początek. Sama zaś arena była prosta. Wysoki kamienny mur otaczał długi na kilkadziesiąt metrów plac pokryty ubitą od licznych walk ziemią. Arena nie miała dachu, więc prócz naturalnego, dodano też magiczne oświetlenie, by walka była doskonale widoczna dla widzów. Ci zaś oddzieleni byli, jak zawsze, silnym polem antymagicznbym od toczących się starć.

 

Witamy w I rundzie II Edycji Turnieju Magicznych Pojedynków! Dzisiaj stają przeciwko sobie Serox Vonxatian i Ohmowe Ciastko . Niech Wasze czary dadzą publice powody do wiwatu, niech Wasze babeczki zawsze będą smaczne, niech Wasze moce pokarzą nam potęgę,a to wspaniałe starcie niech emanuje dobrą zabawą.

 

Zatem powodzenia magowie

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serox wszedł na arenę, był pierwszy, rozejrzał się i nie było tam jeszcze jego oponenta. Czas przygotować arenę, ponieważ padało tu zbyt wiele światła. Cień wyglądał jak wysoki lewitujący płaszcz z kapturem, pod którą spoczywała maska, ale nie taka jakiej używał w karczmie. Ta miała szeroki uśmiech i pokryta była złotymi nie ozdobami, a mniejszymi złotymi runami o tajemniczej aurze. Naglę z jego rękawów zaczął dobiegać cichy dźwięk i zaczęły wylatywać w powietrze ćmy. Wzbiły się i zaczęły krążyć obok źródeł światła, by wywoływać cienie na ziemi. Kilka z nich krążyło nad areną na wszelki wypadek. Istota schyliła się i prawą ręką zaczęła skrobać runę obronną podpatrzoną u poprzedniego oponenta. Mimo iż wtedy przegrał, to zdołał coś wynieść z tamtej walki. Gdy skończył zaczął przygotowywać ostatnią rzecz nim przeciwnik się pojawi. Rozpoczął rzucanie pierwszego normalnego zaklęcia tego starcia, wykonywał gesty i wokół niego zaczęła krążyć cienista energia. Był gotów na starcie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybiegł z karczmy. Zaciskał pięści. Był zły na Ciastka, ale jeszcze gorsze uczucia czuł do siebie. Towarzyszył mu już od jakiegoś czasu i wiedział, że zbyt wiele powagi od niego nie uzyska. Próśb przypomnienia o możliwości zdobycia tytułu mistrza magii nie składał codziennie. To było takie oczywiste, że Ciastko wykorzysta okazję i prośbę przypomnienia o walce spełni dokładnie w momencie jej harmonogramowego rozpoczęcia!

Wybiegł za bramę. Choć niedługa droga dzieliła go od przygotowalni, nie mógł spędzić tam nawet sekundy więcej, niż potrzebował na przebiegnięcie jej.

Chłopcze, nie zapominaj o tym, że ten człowiek przekazał ci wiele wiedzy. Odezwał się w jego głowie głos mistrza. Straciliśmy element zaskoczenia. Musimy zaskarbić sobie miłość widzów już od pierwszego momentu na arenie.

Kruk zauważył ptaka, szybującego nad arenami początkowych pojedynków. Szybko uczynił jego oczy swoimi. Ujrzał wiele aren, ale szybko zlokalizował swoją.

Zaprawdę, cień nie próżnował o oczekiwaniu. Właśnie kończył rysowanie runy ochronne. Nikt jej nie kojarzył. Za to jednogłośnie ustalili, że latające w powietrzu ćmy z pewnością czyniły arenę.

Dobiegł do drzwi.

-To kto chce walczyć? – zapytał się.

Nikt nie chciał. W końcu poczuł falę złości u jednej z osób. Jak się boicie, to ja pójdę. Kruk, wynocha mi stąd.

 

Prawie się wywaliła. Dziwnie było powrócić do tego ciała. W szczególności przeszkadzał jej brak piersi, za którymi oglądali się wszyscy mężczyźni – ciężko było biec z zmienionym środkiem ciężkości. Wiedziała, co powiedziałby Mistrz w tej chwili „ Dziewczynko, nie przesadzaj. Postaraj się zachować naszego Kruka w możliwie dobrym stanie bleblebleble „.

Wiedziała jakie czary były w każdym elemencie ubioru. Wiedziała też, jak powstrzymać ich działanie. Pamiętała rozmowy o turnieju. „ Sędziowie tylko pilnują reguł.  By wygrać, musicie zdobyć dla siebie gapiów. „

Ożywiła trochę Powietrza. Jedynym celem jego życia było otwarcie jej drzwi, co też zrobiły. Biegnąc, wystawiła rękę przed siebie. Jeden drobny pyłek, który wylądował na dłoni, zmienił się w kulę z pnączy. Rzuciła nią przez otwarte drzwi. Roślina zaraz zakorzeniła się w ziemi i rozrosła w górę, tworząc ścianę zieleni.

Anastazja wybiegła przez drzwi, pokazując się publiczności. Sekundę później przeskoczyła przez roślinę. Część pnączy była giętka i po chwili powróciła do swej pierwotnej pozycji. Dużo jednak przykleiło się do jej tymczasowego ciała. Strój zmienił swe kolory. Dokładnie pośrodku przebiegała granica między zielenią i czernią. Pnącza na zielonej części zbrązowiały.

Gdy już zwolniła, poły płaszcza rozchyliły się, ukazując dziesiątki drobnych fiolek. Anastazja wiedziała do której sięgnąć.  Otworzyła ją i rozpyliła odrobinę jej zawartości przed siebie, zatrzymując się. Przy kontakcie z powietrzem mieszanka fosforu i magnezu wybuchła białym, oślepiającym światłem. W to światło tchnęła życie. Dziesiątki drobnych świetlików, słabszych jednak od wybuchu który dał im życie, zaczęło krążyć po arenie.

-Witaj. Czynimy sobie uprzejmości czy też walczymy? – zapytała się chwilę później.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cień był już w trakcie przygotowania zaklęcia, gdy na arenę wbiegła lub raczej wbiegła tyle że w ciele Kruka jego przeciwniczka. Rzuciła pnączami i przeszła przez nie, a wokół istoty zaczęły unosić się tajemnicze znaki, kończące zaklęcie. Wybuch nic mu nie zrobił, był zbyt daleko i zbyt słaby, a świetliki mu nie przeszkadzały, wszak sam używał ich jeszcze starcie temu. Gdy przeciwniczka otworzyła usta, by przemówić, podczas pierwszego zdania zaklęcie było w całości gotowe. Nagle te unoszące się symbole skumulowały się w jednej kuli wielkości piłki do koszykówki, która wystrzelił. Gdy pocisk dotarł na miejsce implodował zmniejszając rozmiar do wielkości piłki do tenisa, czarnej i pokrytej tymi tajemniczymi znakami, które miały wyzwolić zaklęcie przy zetknięciu się z czymkolwiek. To było tylko to zaklęcie, które przygotowywał zanim przeciwnik pojawił się na arenie. Stojąc w miejscu ukłonił się i odpowiedział.

- Witam. Choć myśmy się już widzieli, a raczej widziałeś się z moimi kopiami w karczmie. Pozwól, że zaserwuję ci ciężką, soczystą walkę. - Jego głos był również szeptem, ale nie był tak głośny jak klonów, ten był głośniejszy i w dodatku od niego szła fala, która niosła echo, jakby cienisty chór wtórował za nim robiąc falę dźwięku. Posłał w stronę oponenta dwa kolejne tym razem inne pociski, które poruszały się po łuku i miały uderzyć w miejsce, gdzie by stał, gdyby po prostu odskoczył od poprzedniego zaklęcia, uwzględniając to, że implozja zassała nieco powietrza z taką siłą, że jest w stanie podciągnąć większego człowieka. Tym razem, nie zdradzał się ze wszystkimi swoimi sztuczkami, a miał pełno nowych. Najpierw trzeba jak najwcześniej sprawdzić na co stać jego przeciwnika. Jego lewa ręką zaczęła się jarzyć na fioletowo, przygotowując się do kolejnego zaklęcia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Przelatujący w pobliżu świetlik przycupnął na jej wyciągniętej dłoni. Po krótkiej odleciał odleciał dalej, zostawiając po sobie drobną iskierkę światła. Anastazja zacisnęła dłoń i zaczęła ją żywić. „Rośnij, rośnij, aż do nieba urośnij” zaczęła sobie nucić. Powoli spomiędzy jej palców zaczął wybijać się black. Powoli.

W jej stronę leciały trzy pociski. Nie wiedziała o nich zbyt wiele, dlatego też wolała nie ryzykować zwykłego uniku. Zbyt często bywała zaskakiwana, by teraz być zbyt pewną siebie. Wiedziała jednak jak sobie radzić z skoncentrowaną w punkcie magią. Póki wola magii nie przemieniła się w działanie, dla większości magów niemożliwa była jakakolwiek akcja. Jednak jej to nie dotyczyło.

Ten świat był pełen czystej mocy. Spora część magów mogła tego na pierwszy rzut oka nie zauważać, jednak po jakimś czasie musieli zacząć zdawać sobie z tego sprawę. Czary może zaczynały działać silniej, a może szybciej odzyskiwali siły. W takich światach zawsze coś się działo.

To stężenie nie było barierą dla czarów. Często nawet wzmacniało je. Z każdą chwilą pociski lecące w jej stronę zapewne były silniejsze. To, co miała zamiar zrobić, miało wzmocnić je jeszcze bardziej.

Ożywiła magię na swojej części areny. Kazała jej przemieścić się. To samo zrobiła z powietrzem. Przy publiczności, bardzo ważny był wygląd czaru. Peleryna Anastazji zaczęła łopotać na wietrze. Tak jak powietrze wznosiło tumany z najdrobniejszego piasku, tak magia zaczęła uderzać w pociski, zmieniając ich tor. Jej część zapewne wzmacniała ich moc, jednak siła magii zmieniała ich tor lotu.

Spomiędzy jej palców biła już silna, bardzo silna łuna. Otworzyła dłoń. Świetlik, drobniejszy od najdrobniejszego ziarnka piasku na tej arenie, świecił z siłą małego słońca, oślepiając widzów patrzących się w jego stronę. A gdy wyciągnęła wyprostowaną dłoń przed siebie, wystrzelił z prędkością właściwą światłu w stronę Cienia. Żaden wiatr nie blokował światła.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby Cień miał normalne usta, na pewno by się uśmiechnął. Jego przeciwniczka nie miała zielonego pojęcia o nim oraz jego magii. Dla niej może to być zguba. Od początku starcia nie miał na celu uderzenie jej pociskiem, który przygotował przed starciem. On nie miał dosięgnąć celu, on miał się zbliżyć, by można było ją uderzyć. Trzymanie potężnych zaklęć przy sobie jest niebezpieczne, a rzucanie nimi na długie odległości jest często marnotrawstwem. Dlatego przygotował coś jakby rękawicę na lewej ręce. Teraz musiał się tylko jakoś do niej zbliżyć. Zauważył, że przygotowuje się do rzucenia zaklęcia światła. Jak idealnie, przynajmniej dla niego, jego bracia mogliby mieć problemy, ale on był mieszanką mroku i światła. Ożywioną magią, a jego "czary" to część niego samego. Dlatego były po części takie jak on i mógł nimi sterować nawet po wypuszczeniu. Gdy jej ręka zaczęła coraz jaśniej lśnić on się przygotował. Z jego prawego rękawa wysunął się jego "towarzysz". Długi łańcuch uniósł się nad ziemię pomiędzy nim, a nią. Gdy rzuciła zaklęcie łańcuch rzucił cień w stronę istoty, która użyła tego, by schować się do swojej sfery. Tak, każdy cień ma swoją sferę, w której znajduje się jego energia, moc i dusza. Wszystko to co jest widoczne na ziemi to tylko część wychodząca z tej sfery niczym macka. W tym momencie Serox wszedł do niej, by przenieść się do innego cienia, z którego mógł wyjść. Kula lecąc sprawiła, że oponent również rzucił mocny cień. Cienisty mag wyskoczył z niej, przyciągając do siebie kule. Dwie idące po łuku uderzyły w niego sprawiając, że ich energia powróciła i faktycznie nieco zwiększona. Swój czar pokryty runami chwycił w lewą rękę i skierował we wroga, również nie chciał jej trafić kontaktowo, bo nie musiał, odpowiednio szybko zdetonował magię i Cienia oraz Kruka pochłonął wybuch cienistej energii, który przemienił się w miniaturową burzę cienia. Tego nie była w stanie uniknąć. Zwłaszcza, że jej własna kula powinna zasłonić jej widok, gdy ten znikał. Efektem jej czaru było to, że unoszący się żywy łańcuch oberwał światłem, które dużo mu nie zrobiło, o dziwo również runy na ziemi, które narysował Serox pozostały uśpione. Zaklęcie było potężne, ale to w końcu była jego energia i nie mogła mu nic zrobić, a niżeli powrócić, więc ta część wybuchu, która go objęła, zwyczajnie odnowiła mu część mocy zużytej do stworzenia jej. Nie chciał jednak pozostawać przy niej, ani tym bardziej tych pnączach, dlatego cofnął się ponownie skacząc przez cienie do punktu, w którym stał wcześniej. Podobała mu się walka z kimś, kto ożywia magię, a nie włada nią jak marionetkami, ale on sam był ożywioną energią, z własną świadomością i potężną wolą. Tylko dzięki temu jeszcze jest taki, a nie oszalały jak jego brat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Początkowo sądziła, że magia nie zmieniła toru lotu czarów, zmierzającym w jej stronę. Myliła się. Jej przeciwnik najwyraźniej jednak bardzo oczekiwał pozytywnego skutku swoich czarów. Sam skorygował niewielkie zmiany ich ruchu.

Nie zobaczyła go. Nie mogła go zobaczyć. Kula światła i tak ją oślepiała. Słuch też jej się na niewiele zdał. Z zmysłów, uznawanych za naturalne, podziałało tylko przeczucie – zaczęła czuć na szyi czyjeś spojrzenie. Nie mogłaby się jednak nazywać czarodziejką, gdyby opierała się tylko na tych, podatnych na kłamstwa, zmysłach. Ich wyczuwanie ograniczały zwykle ilości magii, którymi operował czarodziej. Siła zwykle powodowała wygłuszenie na najdrobniejsze odczucia.

Jednak czerpanie z życia używało mało, bardzo mało mocy. Tylko w takich skalach była zdolna kontrolować tą moc. Najsilniejszy czar nie kosztował ją tyle, co podtrzymanie płomyka przez choćby sekundę.

Dzięki temu wyczuła zniknięcie Cienia i jego powrót, zaraz za jej plecami. Zareagowała w ostatniej chwili – sięgnęła i wlała je w swój umysł. Zdawało się jej, że serce bije jej raz na pół godziny.

Kątem oka widziała, co się dzieje – Cień wywołał eksplozję kuli, która leciała w jej kierunku. Gdyby nie to, minęła by ją minimalnie. Gdyby. Stało się jednak co innego.

Cień może i nie był tylko brakiem światła, ale był równie szybki co ono. Mógł być głodny, jednak miała chwilę, kiedy otaczało ją jeszcze światło. Właśnie w nie wlała życie. A życie ma w swoim podstawowym instynkcie rozmnażanie się. Dwa razy nie musiała mu powtarzać. A niczyj głód nie był nieograniczony. A nawet najcięższą chmurę dało się zniszczyć, potrzebny był tylko odpowiednio silny wiatr. A ożywione przez nią światło oślepiało nawet przez zamknięte oczy. Gdyby nie szybkość jej regeneracji, z pewnością straciłaby wzrok.

Gdy cień został rozwiany a światło osłabione oblizała wargi. Podniecało ją posiadanie silnego przeciwnika. Nie chciała jednak pozwolić ponownie mu się zbliżyć. Osłabione już świetlik, które otoczyły ją na czas czaru przeciwnika, zaczęły się poruszać. Część dołączyła do swych braci i sióstr w powietrzu areny, usuwając każdy rodzaj cienia, a część otoczyła ją kokonem światła. Te świetliki nie niszczyły cienia bezmyślnie, spełniając się podróżą w powietrzu. Celem ich życia było zniszczenie cienia. Szukały jego skupisk i niszczyły go.

Gdy świetliki wylatywało, tupnęła w ziemię.  Spod Cienia wystrzeliły macki z piasku, skierowane w stronę jego głowy z maską.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jej zaklęcie było sprytne, ale niestety wycelowane w nie ten cel. Wiele osób myliło Cień z Mrokiem. Mrok jest brakiem Światła, a Cień mieszanką tych dwóch. Dlatego jej zaklęcie choć mocne, to chyba nie wykonało swojego zadania tak jakby tego chciała. Faktycznie świetliki niszczyły wszelkie ciemniejsze punkty na arenie, a jej światło zniszczyło Mrok, ale pozostawiło w kręgu gdzie stał Cień...

Istotę, która też była skryta za maską i płaszczem, jednak tym razem był cały biały, aż jaśniejący, dodatkowo złote zdobienia były zastąpione przez mieniące się kolorami, które były podobne do tego efektu "Czarującej Mgiełki" z karczmy. Zmienił się też grymas maski, już nie był to demoniczny uśmiech, a miły uśmiech, wręcz piękny. Ogólnie cała istota wyglądała cudownie oraz wspaniale niczym anioł. To dalej był Serox, z którym walczyła, jednak teraz korzystał z mocy światła, która była wszechobecna na arenie w tym momencie. Nie da się odciąć Cienia od mocy, ponieważ on jest jednocześnie Światłem i Mrokiem i bez względu jaka jest sytuacja na polu bitwy on i tak miał skąd brać materiał. Od świetlików znajdujących się do trzech metrów od niego zaczęły powstawać tunele światła przypominające tornada blasku, kończące się na jego sylwetce.

- Niespodzianka! Ja żyję.

Odpowiedział, a głos jego był jednocześnie kojący jak i pełen żaru. Macki z piasku wystrzeliły w jego stronę, ale nie uruchomiły glifu na piasku, zupełnie jakby były fałszywe lub wiedziały kiedy się włączyć. Serox błysnął i pojawił się w tym samym błysku kilka metrów obok zmieniając świetliki do wysysania. Wyciągnął prawą rękę w stronę przeciwniczki i odwłoki świetlików zaczęły się jarzyć o wiele mocniej niż przedtem. Następnie zacisnął dłoń i z tych odwłoków wyszły ostrza światła skierowane w jej stronę. Z każdego świetlika, który był przy niej, niszcząc jej cień oraz inne naokoło. Jego lewa ręka zaczęła lśnić dodatkowo spod płaszcza brązowym blaskiem, szykując kolejny ruch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Światło i Mrok. Dwie strony tej samej monety, Cienia. Teraz to wydawało się tak oczywiste. Anastazja dziwiła się, że wcześniej o tym nie pomyślała. Co by powiedział w takim momencie Mistrz? Przeciwnik nie zrobił niczego, co wskazałoby na tą naturę jego mocy. To jego słowa – odezwał się Kruk.

Przeciwnik żywił się świetlikami, które ona stworzyła. Trawiła ją ciekawość. Nie wiedziała, na jak bardzo silnego przeciwnika trafiła. Jak na razie nawet się nie zgrzała. Nie znała innego sposobu by to sprawdzić niż pozwalając mu posiąść możliwie dużą moc. Dlatego wypełniła wszystkie świetliki na arenie największą ilością Życia, jaką mogła kontrolować przez czas przelewania. Puściła je także wolno, pozwalając im na zjednoczenie z Cieniem. Stworzenie nowych nie było dla niej najmniejszym problemem, a zmniejszenie ich liczby mogło być jej na rękę. Liczyła, że przeciwnik, mając takie źródło mocy, pokaże pełnię swoich możliwości.

Oraz swoją wartość. Nie chciała walczyć z magicznym parweniuszem. Dobry mag to mag znający granice swej obecnej mocy. A ona nie chciała tracić czasu na walkę z słabym magiem.

Zauważyła ostrza skierowane w jej stronę.

-Widzę, że już sobie przywłaszczyłeś moje maleństwa – powiedziała z przekąsem, co udało się nawet z gardłem Kruka.

Wyrwała jedną fiolkę z kieszeni i rozbiła ją o ziemię. Dookoła niej pojawiły się kłęby gęstego, brązowego dymu. Ożywiona stała się jeszcze gęstsza.

Mgła była tylko zasłoną dla tego, co chciała zrobić. Wiedziała, że przeciwnik widząc co robi, wykorzystałby tą sytuację na swoją korzyść. Nie chciała na to pozwolić. Ożywiła otaczający ją mrok, czyniąc z niego swój strój. Ostrza światła, które zdołały przebić się przez gęstą mgłę, niknęły w niej.

Będąc tak otoczona, wyciszyła się całkowicie. W takiej walce zmysły nie były po jej stronie. Mogła opierać się tylko na swej umiejętności czucia magii. Dzięki wyciszeniu, jakby odzyskiwała wzrok. Widziała delikatnie świecące świetlne ostrza i jeszcze słabsze ogniki, zasysane przez rosnącą światłość. Widziała także pnącza pod areną.

Ożywiła co po niektóre i rozkazała im sięgnąć po maskę Cienia. Chwilę później przez powierzchnię areny przebiły się dziesiątki grubych jak palec, brązowych pnączy, od których odrastały szczątkowe liście. Od razu po wybiciu się na powierzchnię roślina przechodziła przemianę. Korzenie stawały się zielone oraz zaczynały porastać je listki, chciwie łapiące światło, które w tak wielkiej sile zalewało arenę. I wszystkie te pnącza były skierowane na twarz Cienia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Serox dobrze wiedział, że przeciwnik znowu zrobi coś z ziemią pod nim albo pnączami, dlatego przygotował runę ziemi i naładował ją mocą odpowiednio wcześnie, by móc jej teraz użyć. Dostrzegł, że wśród dymów powstała tak dobrze mu znana aura mroku i wiedział, że ostrza nie zadziałają. Gdy pnącza wyszły spod ziemi wiedział co się teraz stanie i od razu uderzył otwartą lewą dłonią w ziemię, która pod wpływem uderzenia i runy poruszyła się i zaczęła się rozszerzać, miażdżyć pnącza pod ziemią, a odcinać te nad nią. Ale to nie było zaklęcie, tylko efekt uboczny wbicia go. Zaklęcie to było inne. W stronę oponentki zaczęły sunąć trzy pęknięcia po ziemi, by pod jej stopami się połączyć i wystrzelić w górę kamiennym słupem, pokrytym znakami jak monolit. Jeszcze gdy zaklęcie leciało w jej stronę odpowiedział na jej pytanie:

- Mam też swoje, których używałem choćby w poprzednim pojedynku. Ale z tego co widzę, to tu będzie walka polegająca na wychwytywaniu błędów i przewidywaniu ruchów. Zupełnie jak gra w szachy, gdzie my jesteśmy królami, a zaklęcia pionkami. To mi podsuwa pewną myśl...

Istota uniosła ręce do góry i spadł na nią słup światła. Użył pewnej ilości swojej energii i obok niego spadły cztery inne postacie. Każda z nich była równie biała co on i też posiadała niebieskie zdobienia. Były jednak niższe od niej, bo wielkości zwykłego człowieka i stały twardo na ziemi. Posiadały mocne pancerze z kilku warstw światła padającego pod różnymi kątami, a na rękach niby puklerze, ale jednak kwadratowe. Ich dłonie były zakończone ostrymi szponami.

- Pamiętaj, białe zaczynają.

Odpowiedział i nagle te postacie zaczęły wykonywać złożone gesty, a wokół Seroxa zaczął pojawiać się jasny krąg, a potem kolejny i jeszcze jeden, każdy z nich nie był zwykłym kręgiem, tylko typowo magicznym, pełnym wszelakich run i znaków, a leżące na ziemi pnącza, które leżały wewnątrz zaczęły się wysuszać i rozsypywać.

- Twój ruch.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Choć miała zamknięte oczy, widziała trzy pęknięcia,  świecące niczym szczeliny na zastygłej powierzchni magmy, powiększające się w jej stronę. Nie wątpiła, że gdy się spotkają, stanie się coś niemiłego. Osłabiła cień otaczający ciało Kruka do minimum i rozwiała po arenie mgłę, której użycie najwyraźniej nie dało efektu. Zaklęła. Liczyła, że przeciwnik poczeka, aż na własne oczy zobaczy ją żywą i całą.

Zaczerpnęła z Życia, wlewając je do ciała. Dłoń miała przygotowaną do sięgnięcia do wnętrza płaszcza. Zawartością dziesiątek fiolek mogła zneutralizować bardzo dużo czarów.  Gdy już wypełniła ciało Kruka nie zagrażającą jego zdrowiu ilością życia, wlała ją w ziemię.

Spociła się, oczekując. Wolną ręką starła pot i czekała, aż w końcu czar dotrze do niej. A gdy szczeliny połączyły się odskoczyła, pozostawiając po sobie mgiełkę potu. Organizm pracował na tak wysokich obrotach, że aż zrobiła się cała czerwona.

Czyli mogła odhaczyć spełnienie elementu humorystycznego tego pojedynku. Na widowni mało kto musiał się spodziewać takiego załatwienia sprawy. Wszak od wejścia na arenę prawie się nie poruszała.

-Nie wierzę w szachy – odpowiedziała Cieniowi. – Nie umiem uwierzyć grze, w której jeden szeregowy może pokonać na samym początku bitwy, po oddaleniu się od reszty jednostki, całą wieżę bądź jeźdźca. Nie widzę w niej najmniejszego sensu. A świetliki tak czy inaczej mi ukradłeś.

Zasięgnęła Życia i wypełniła nim wszystko, co wcześniej kontrolowała. Przeciwnik nie przestawał chłonąć świetlików, a te zaczynały słabnąć. Nie chciała, by przeciwnik stracił źródło swej mocy.

Ziemia. Może być miękka niczym puch, lecz ubita jest twarda jak kamień, z którego wykonano mury tej areny. Jej pnącza nie rosły tylko pod areną. Gdyby tylko Cień rozejrzałby się lepiej, dostrzegłby listki łapiące światło, wystające spomiędzy kamieni.

Choć w gruncie rzeczy pnącza do rozrostu wykorzystały dziury, wyżłobione przez liczne deszcze. W tych dziurach nadal mogła być wilgoć, lecz Anastazja wolała nie ryzykować. Ręka zaczynała ją świerzbić, więc sięgnęła do płaszcza. Nie wyciągając ręki otworzył buteleczkę i zamoczyła w jej zawartości palec. Najczystsza woda miło ochłodziła rozgrzane ciało. Wyciągnęła dłoń i strząsnęła kroplę na ziemię, uprzednio napełniając ją Życiem. Pod jej stopami były spragnione pnącza, które chciwie ją wchłonęły.

Przestała czuć w otoczeniu magię.

Spomiędzy kamieni otaczającego ich muru oraz spod ziemi nie otoczonej runami zaczęły wyrastać zielone, wilgotne łodyżki, kierujące się ku Cieniowi. Ich zadaniem było spenetrowanie kręgów utworzonych przez jego twory. Ciekawiło ją, co się z nimi stanie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cienie mają to do siebie, że nie mają zwykłych oczu. Tak naprawdę one służą im tylko do widzenia magii i aur otoczenia. One widziały wszystko na co padło słońce, cień lub było spowite mrokiem jeśliby chciały. Był więc świadom tego, że jego przeciwniczka przystosowuje arenę pod siebie i swoje czary. Ale patrząc na to, ze ona cały czas się broni, a jej ataki to marne próby pochwycenia go, więc dawał jej możliwość do pewnego siebie ataku. Znowu zaczęły ruszać się pnącza i znowu po jego maskę. To trofeum będzie musiała mu wyrwać z jego sfery, bo on nie zamierza jej tego oddać. Znowu się do niej odezwał:

- Przemierzyłem wiele światów i widziałem jeszcze więcej. Jeden dobry saper jest w stanie zniszczyć jednym wybuchem wieżę, która pozwoliła mu się zbliżyć. Widziałem też wiele wojaków uzbrojonych w zwykłe zaostrzone kije, którymi zabijali konie. Jeden dobrze wyszkolony wojak jest w stanie wygrać przy pomocy taktyki z innymi. A nic ci nie ukradłem, ponieważ one jeszcze wesoło sobie latają. Biorę od nich tylko ich światło, nic więcej. Nie bawię się Życiem jak ty to robisz.

Istoty skończyły wykonywać znaki i kręgi były już gotowe, nie robiły oczywiście nic, albowiem to nie były znaki ochronne, a wspomagające. Dodatkowo ich moc zwiększona była przez światło świetlików, więc również szybciej się kształtowało. Nim pnącza dosięgnęłyby jego stóp, wszyscy podnieśli głowy do nieba i w słupie bieli zniknęli, wypalając kręgi i przecinając te pnącza, które znajdowały się nad nimi. Istota wraz ze swoimi przyzwańcami unosiła się wysoko nad areną i wykańczała ostatnie znaki w powietrzu bliżej słońca. Następnie runęli w dół ze skumulowanym światłem prosto ze źródła. Z prędkością napędzanego magią światła czterej strażnicy uderzyli w arenę obok Kruka i jego tymczasowej właścicielki, trzymając się za ręce. Uderzenie to wywołało wybuch światła i energii, odpalając piąty z kręgów. Następnie wszyscy rozbłysnęli tuż przy niej bardzo ostrym światłem, tak jakby każdy promyczek był igłą, wbijający się w skórę oraz niszczący wszelki mrok. Tak odpalił się czwarty krąg pozostawiony przez nich. Z minimalnym opóźnieniem, który był niemal niezauważalny dla oka spadł sam "król" tuż za nią i ponawiając wybuch światła, ale tym razem mocniejszy o jego skumulowaną moc. Trzeci krąg przez to się zajarzył, zostały jeszcze dwa. Znaki, które pozostawił w powietrzu posłały wiązkę słonecznego światła w stronę walczących i oblała ich paląc niemiłosiernie. Drugi krąg zaczął lśnić i się zapalił. I wtedy, gdy pierwszy, najbliżej środka z kręgów rozjaśnił się i zakończył zaklęcie, taka "słoneczna wieża", jeszcze raz wybuchła mocą stróżów, Seroxa oraz słońca powodując potężną falę energii i temperatury, która objęła swoim polem rażenia całą arenę, którą tylko mogła, wypalając wszystkie świetliki, ćmy oraz pnącza na powierzchni. Zwyczajnie nie przetrzymały podmuchu i zmieniły się w pył. Publiczność na trybunach i nawet niektórzy bardziej wrażliwi patrzący z obserwatorium w karczmie musieli zasłonić się przed tym czarem, który trwał nie więcej niż kilka dziesiątych sekundy. To było jedno z tych zaklęć, których Cień używał, do niszczenia tarcz i innych zaklęć obronnych przeciwników. Jednak te zaklęcia niemal zawsze mają swój jeden poważny minus względem Cienia. Choć ich skuteczność, była tego warta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dookoła niej działa się potężna magia. Cień wiedział, jak spożytkować duże ilości magii.

A ona stała z delikatnie rozchylonymi ustami, a każdy czar który ją dotknął, nie czynił sobą żadnej szkody.

-Bawię się życiem? – mówiła, a jej głos, prawdziwy głos, był słyszany przez Cienia oraz widzów na arenie. Może i Mistrz był także mistrzem w Dzieleniu, ale ona także nie była ułomkiem i swoje umiała. A telekineza nie była trudna. – Czy ktoś, kto raz się sparzył, nadal bawi się ogniem? Tak, są takie nieprzystosowane osoby. Jednak statystycznie i naturalnie ludzie boją się tego, co ich zraniło. Ale nie można żyć bez ognia. Używają go, ale też szanują. Tak samo było ze mną. Ta moc mnie okaleczyła i sprowadziła niewyobrażalne dla wielu z was cierpienie. To, jak i życie bez Życia, nauczyło mnie je szanować.

 Stała, a czary omijały ją, nie robiąc najmniejszej nawet szkody jej ciału oraz pnączom przy niej oraz powierzchnią ziemi, które już wypuszczały listki na powierzchnię, by łapać słońce.

Życie w tej magii było jej - Cień żywiąc się świetlikami wchłonął także Życie, które je stworzyło. Zmieszane z jego magią, „skaziło” całą tą wielką moc. A jej przemiana niczego nie zmieniła. Ludzie też się zmieniają, z każdą sekundą i każdą decyzją, a nie giną. O to chodziło.

Gdyby tylko mogła kontrolować Życie w Cieniu.

Czary otaczały ją, jakby napotykały na eliptyczną barierę, która swoją drogą istniała. Potężna, lecz nieporadnie zrobiona. Nie umiała dobrze kontrolować mocy w skali, w jakiej używał jej Kruk, ale ta magia miała tylko wytworzyć ułudę istnienia potężnej bariery.

Jak każdy czar, i ten miał swój koniec. Tylko na to czekała.  To, co miała zamiar zrobić, straciłoby wiele efektywności przez taką energię na arenie.

-Chyba powinnam teraz coś powiedzieć – zagłowiła się. -  A! Już wiem! Niespodzianka! Ja żyję!

Tupnęła w ziemię. Całą wilgoć, jaką mogła wykorzystać z pnączy, napełniła Życiem. Z murów oraz spod areny wystrzeliły strumienie wody, które za cel obrały sobie konstrukty oraz Cienia.

Czuła obecność obelisku, pokrytego jeszcze niedawno pięknymi runami, obok siebie. Ale dzieło zniszczenia, które zaczął jej pot, zostało dokończone przez wybuchy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak wcześniej zostało powiedziane te zaklęcia mają jeden swój minus. Mianowicie są tak wyczerpujące, że aby w trakcie używania zaklęcie nie zniknęło trzeba poświęcić moc, która stwarza kopię Cienia w tym świecie. Tak więc, gdy ostatni krąg się wypalił i zużył oraz gdy kolumna słonecznego blasku uderzyła w ziemię Serox wraz ze strażnikami rozpadł się, by utrzymać stabilność zaklęcia i uniknąć efektów ubocznych. Dlatego też gejzery przeciwnika nie były w stanie go trafić, ponieważ cała kopia i magia oraz życie w niej zawarta została pochłonięta przez czar, ale to nie był koniec maga. W miejscu, gdzie pozostawił swoje pierwsze runy poruszył się piasek i spod niego wyszedł łańcuch, który po pocisku światła zwyczajnie się zakopał oczekując. Gdy uniósł się nieco nad ziemię zetknął swoje końce wyglądając jak mityczny Jormungand, zaczął się szybko obracać, a na ziemi zaczął tworzyć się portal, koło o średnicy metra, które pochłaniało światło i magię niczym głodny stwór. Nagle z tego portalu wyszła ręką, a za nią powoli reszta, która znowu była czarno-złota. Uniesiona w górę lewa ręka zalśniła turkusową aurą i uderzyła o ziemię. Magia przeszła przez ziemię, aż doszła do kamienia. Obelisk był o wiele chudszy niż poprzednio, a runy były powycierane, ale nie potrzebował ich. One miały na celu ochronę rdzenia i swoją rolę wykonały, gdy impuls dotarł do niego cały kamień pękł i odpadł ukazując w tym momencie turkusowy energetyczny obelisk. W tym samym czasie nowo powstała kopia wychodziła już niemal w całości, prawa dłoń zalśniła purpurą i czernią oraz zacisnęła się, a wokół rdzenia, spod ziemi wystrzeliły macki, które oplotły energetyzujący twór. W ten sposób zabezpieczyły go przed wszelkim spaczeniem, nie tylko Życiem. Na powierzchni tego tworu zaczęły pojawiać się kolejne runy i wypuścił falę magii lodu, która powinna zamrozić tę wodę.

On nie musiał grać pod publikę, ani robić w ich stronę jakiś specjalnych gestów. Sama jego magia była dla nich widowiskiem, ponieważ wszystko starało się wyglądać jak najlepiej. Światło w swej dumie, Mrok by kusić, a Cień w swej potędze. Jego przeciwniczka używała ciekawej magii, ale niestety nie wykorzystywała w pełni swych możliwości. Zawsze tylko jedna czynność jednocześnie. To mało skuteczne w walce. Łańcuch znowu wszedł pod piasek, ponieważ przyzywanie się skończyło.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Anastazja zacisnęła zęby. To było niesprawiedliwe, że przeciwnik mógł tworzyć i niszczyć kolejne ciała. Pewna część jej jaźni była na niego wściekła. Ona musiała przecierpieć istnienie bez ciała, jedynie jako sama świadomość. Co prawda dzięki temu poznała wiele interesujących, dobrych istot, lecz z pewnością o wiele milsze byłoby dzielenie opowieści przy ognisku, niż w Kruku. Nie wiedziała, jakim sposobem zachował on swą postać i świadomość, jednak ona także je zachowała – a ciało odzyskała dopiero niedawno.

Zamknęła oczy i uśmiechnęła się pod nosem. Sama arena była po jej stronie. Jej przeszłość podawała pomocną dłoń Anastazji. Poprzednie pojedynki miały wpłynąć na obecny. To było piękne.

-Kruk, pomożesz mi? – zapytała się cicho.

Dobrze. Wiem, co robić.

Czasami brak tajemnic między resztą był przydatny.

 

Ciężko było operować większymi mocami tylko jako świadomość. Ciało służyło jako wzmacniacz dla Woli, wielokrotnie ułatwiając używanie magii. Na szczęście magia Anastazjii, jedyna jakiej mógł użyć w czasie tego pojedynku, nie wymagała dużo mocy. Wiedział, gdzie jest łańcuch. Jego obecność już kilkukrotnie okazała się denerwująca dla Anastazji.

Dzięki Mistrzowi jego wiedza o świecie była ogromna. Wiedział, co to jest ciepło. Wyczuł kilka cząstek, z których składał się łańcuch, po czym wlał w nie Życie. Zaczęły one drgać z wielką siłą. W ciągu kilku chwil łańcuch zaczął się rozlewać. W inną część cząstek wlał Śmierć. Łańcuch roztrzaskał się na okruchy.

 

Śmierć. Równie dobrą nazwą mogła być Zepsucie, jednak było to zbyt negatywne słowo. Życie dawało siłę, by przeć naprzód, zmieniać się zgodnie z własną wizją. Gdy jednak ktoś choć na moment osłabł w postanowieniu, Śmierć zajmowała miejsce niepobranego Życia. Zaczynało ono zmieniać dążenia ludzi. A przez odpychanie się obu mocy, ziarno zasiane w jednej chwili mogło wykiełkować wiele później. Te moce były całkowicie przeciwne.

Była to krnąbrna moc. Tak samo jak Życie mogła nieść z sobą dobro i zło. Jednak gdy Życie chciało być kontrolowane, Śmierć czyniła na przekór wszystkim chęciom.

W jej stronę zmierzała fala mrozu, zamrażając filary na swej drodze. Próba zneutralizowania jej nie była dla Anastazji opcją – musiała zrobić coś z klasą.

Wystawiła przed siebie dłoń, przed którą zebrała Śmierć. Dzięki manipulacji jej siłą, zdołała zmienić ten silny podmuch mrozu absolutnego w letni wietrzyk. Gdy ten wietrzyk zetknął się z jej ciałem, woda za nią przestała wystrzeliwać w powietrze, a spragniona ziemia wypiła ją w ciągu kilku chwil.

Wątpiła, czy któryś jej ataków przed zakończeniem pojedynku zdoła dosięgnąć przeciwnika. Jeśli chodziło o walkę, był on znacznie od niej lepszy. Nie bez znaczenia był fakt, iż jej fiolki i moc nie za bardzo nadawała się do ciągnącej walki z takim przeciwnikiem.

Wrócił do formy zwykłego Cienia.

Nie mogła wpaść, jak z nim walczyć. Pozostawały jej tylko pięści.

Ponownie utworzyła ogniki, które miały wytworzyć cienia przy słupach lodu oraz za nią. Ożywiła te cienie, chcąc by arena była nimi pokryta cały czas. Nie mogła ich pokonać, ale mogła obrócić je na swoją stronę. Dookoła siebie utworzyła najwięcej mroku, który delikatnie okrywał ją jak całunem. Jedynie dłonie nie były nim okryte – miały za to rękawice z stojącego światła. Niewidzialnego, choć Cień poczułby ich dotyk.

Odzyskała wyczucie ciała Kruka. Walka wręcz była jedynym sposobem, w jaki mogli się pokonać.

Rzuciła się na przeciwnika.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten łańcuch jest zadziwiającym tworem. Tak ja na pewnym świecie-dysku, który jest podtrzymywany przez cztery słonie, które zaś stoją na grzbiecie wielkiego żółwia, płynącego przez wszechświat istnieje drzewo zwane myślącą gruszą. Tak Serox odwiedził i to w sumie nie jeden raz świat, gdzie żył lud wojny i lodu. Ich kunszt kowalski jest niezrównany, a oni sami są dzielnymi i niesamowitymi wojownikami. W tym właśnie świecie istnieje metal, który tylko oni potrafią wytworzyć. Chodzi tu o myślącą stal. Czuł ogromny podziw do ich kowali i przetapiaczy, ponieważ należy najpierw z serca góry wydobyć rudę tego niesamowitego metalu oraz później poddać go obróbce, nie zabijając go przy tym. Ten lud opiewa wręcz kultem wokół swoich kuźni i sam proces przetopu, wykucia i hartowania. Dlatego ich twory są wręcz dziełami metalurgicznej sztuki. I ten łańcuch jest właśnie prezentem z tego świata. Podobnie jak myśląca grusza tłumi i neguje wszelkie zaklęcia i nie da się jej zniszczyć nimi tak łańcuch jest światłowodem magii i energii. Każdą energię jest w stanie przekierować wzdłuż siebie, przyspieszyć i wystrzelić z któregoś z końców. Dlatego łańcuch, który zwinięty w okrąg i stykający się końcami nie został zniszczony. Gdy Życie było do niego przelewane, zaczęło przelewać energię, która krążyła po łańcuchu. Cień czuł początkowo tę energię i już planował jak ją wykorzystać, gdy nagle ona zaczęła gasnąć. To przez Śmierć, która została również wlana i przy zetknięciu się z Życiem zwyczajnie się wykluczyły. Normalnie uniósł by brew ze zdziwienia, ale maska nie posiadała emocji. Tylko makabryczny i szaleńczy uśmiech.

 

- Słyszałaś, że można zwalczyć ogień ogniem? Nie wierz w to, to kłamstwo. Nie zabijesz Cienia cieniem i nie próbuj się przed nim tam chować. Sama pakujesz się w pułapkę.

Odpowiedział jej i miał rację. Przez całą bitwę runy, który rozrysował przed pojedynkiem pozostawały nieuruchomione i teraz wróg podszedł do nich, by je włączyć. Cóż sam sobie zgotował taki los. Tuż przed tym jak oponent aktywował swoim atakiem pułapkę istota przeskoczyła przez swoją sferę do rdzenia, by się przygotować. Akcja przeciwnika aktywowała dwie rzeczy. Runę ognia, która działa podobnie do miny ognistej, wybuchając i przypalając wszystko w zasięgu oraz drugą runę cienia, którą sprytnie zakamuflował pod poprzednią. Ta runa kopiowała obecnego przeciwnika z tą różnicą, że postać była w negatywnie oraz zamiast twarzy miała potworny uśmiech oraz szalone oczy. Kopi wybuch nie zagroził, ponieważ aktywował się po wybuchu. twór od razu zaatakował wręcz przeciwnika. Chciał go zabić i rozszarpać, ale był stworzony do związania wrogiego uczestnika i rozproszenia go. Spod piasku wyłoniło się jedno ogniwo łańcucha i strzeliło piorunem.

 

W momencie, gdy runy się aktywowały mag wyszedł z cienia przy swoim emiterze i wsadził do niego dłonie. Następnie wyrwał go z ziemi i jak sporej wielkości działo wycelował. Macki przeskoczył z ziemi na ręce, by dalej stabilizować przepływ oraz uziemiać od korupcji. Ładujący się strzał sprawiał, że rdzeń zmieniał kolor na biały, czy wręcz przezroczysty. Powoli kumulując energię, strzał zbliżał się, by być może ostatecznie zakończyć to starcie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Biegła na przeciwnika. Nagle poczuła magię pod sobą. Odskoczyła w bok, zamykając oczy. Umysłem poczuła ciepło wybuchu, który dopiero się formował. Dziękując sobie za to, że wlała w siebie Życie, sięgnęła do płaszcza i wyjęła fiolkę skondensowanego mrozu,  płynu tak zimnego, że zmieniał wszystko w lód. Rzuciła nim w stronę wybuchu. Fiolka z bardzo kruchego szkła została zniszczona przez wybuch, który mróz zdusił w zarodku.

Stanęła na nogi. Widziała swoją szaloną kopię oraz Cień, stojący przy filarze. Jaka szkoda, że było w nim tak dużo mocy, a drobinki magii na arenie były Żywe. Filar przez krótką chwilę był na nie wystawiony, jednak to wystarczyło, by wchłonął ich wystarczającą ilość. Jego magia była Żywa.

Jej kopia miała pewną świadomość. Był to jednak negatyw jej samej. Dlatego też mogła zamrozić ją odpowiednio dawkowaną Śmiercią.

-Nie wieżę, że ogień można zwalczać ogniem. Ale... nie, to będzie złe porównanie. Może użyjmy słowa " problem " - zaczęła Anastazja, stojąc o krok od pragnącej jej śmierci istoty. - Problemy stworzone przez innych ciężko rozwiązać. Gdy to ty jednak jesteś winowajcą, naprawa trwa kilka chwil. Nie mogłam wygrać z cieniem, tworzonym przez ciebie. Za to mogłam uczynić taki, który mogłabym kontrolować.

Piorun wystrzelił w jej stronę. Nie zmartwiła się nawet odrobinę. Nitki magicznego złota idealnie przenoszącego wszelką elektryczność, wszyte w całe jej ubranie, przeniosły je wprost do ziemi. Najprostsze rozwiązania zwykle są najlepsze.

 

Jak to możliwe? Zastanawiał się Kruk. Czyżby Cień umiał naginać fizykę? Nie wiedział, co mogło pójść nie tak. Każdy metal, nawet najdroższy i najlepszy, kruszył się, gdy częściowo momentalnie go zmrożono, a częściowo ogrzano. Zmiana objętości przy zmianie temperatury dotyczyła całego świata. To nie mogła być zwykła odporność na magię. Życie jest zbyt powszechną siłą, by można było chronić się przed nim inaczej, niż Śmiercią, która ją odpychała. Wyczuł w łańcuchu Życie. To coś miało świadomość. Wiedział, co się stało. Cień od początku miał sposób, by móc ich pokonać. Czemu go nie wykorzystał?

 

 

Życie było na całej arenie. Tylko odrobiny, istniejącej w Cieniu oraz łańcuchu, nie mogła kontrolować ani wylać.

-Kruk, ile czasu zostało?  - zapytała się cicho.

Dość, by zaatakować po raz ostatni i zakończyć ten pojedynek.

-Dobrze, że wiesz, co robić. Oddaję ci stery.

 

Dziwnie było ponownie istnieć tylko jako świadomość i magia. Jednak Studnia Dusz była mocą Kruka, nie jej. To on mógł otrzymać  pomoc od całej ich siódemki, nie ona. Jej mocą było Życie i Śmierć.

Dobrze się spisałaś. Pochwalił ją Mistrz.

Mistrz i tak pochwaliłby ją, by polepszyć jej humor. Jednak pochwalenie wszystkiego upewniło ją w przekonaniu, że dała z siebie wszystko, co najlepsze.

 

Cień na arenie oraz magia wycelowana w jego stronę – to wszystko było po stronie jego przeciwnika. W to wszystko Anastazja, podczas pojedynku, wlała także Życie. Szalona kopia Anastazji była w ostateczności kopią Anastazji.

Siódemka wyraziła swoją gotowość. Umysły całej ich ósemki zaczęły działać jak jeden

Całe Życie powróciło do swego wymiaru, a jego miejsce zajęła Śmierć.

Cała arena, chwilę wcześniej pokryta mrokiem, rozbłysła oślepiającym światłem. Takim samym światłem wybuchł klon Anastazji, który pobiegł w stronę Cienia. Nie miał zamiaru z nim walczyć. On chciał mu okazać swą bezgraniczną miłość, najprawdopodobniej obejmując go. Jedyną niewiadomą był efekt Uśmiercenia mocy, która tworzyła czar skierowany w jego stronę. Liczył, że miał być to wystrzał skierowany w jego stronę. Jeśli tak, to przeciwnik trzymał w swych dłoniach bombę.

Nie miał pojęcia, po co Cieniowi były macki oczyszczenia. Życie nie było zepsuciem. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(Nie chodziło mi o korupcje jako skażeniu tylko zabarwieniu. Życie jest jednym z elementów magii, po to były mi macki :crazy: )

 

Gdy jest się wieczystą istotą oraz podróżnikiem po wielu światach i bitwach ma się do czynienia ze sporą ilością śmierci jak i życia. Po długim oddziaływaniu albo zmienia ciebie, albo stajesz się odporny. Zauważasz, że magowie, kapłani, nekromanci i inni używających jej magowie robili to przy użyciu energii oraz myśli. Tak magię można zdominować czystą świadomością, choć nie zawsze jest to łatwe i zdarzają się wypadki i czaszka staje się miską z kisielem. Można związać ją paktami lub zamknąć w kryształach, czy zwojach. Ale każdy z tych sposobów daje ci nad nią kontrolę, ponieważ ona sama była słaba. Miała jeden cel. Powielać się. Śmierć jest brakiem Życia, a zatem jak to właśnie Życie jest energią, to Śmierć jest niczym. To Światło było niczym. Energia na arenie, po wybuchu była niczym. Nie było w nich Życia, więc zachowywały się jak zwykły gaz. Po prostu istniały i czekały na rozkaz, niczym armia zombie. Klon, który do niego biegł istniał w tej formie tylko dzięki temu, że to on go stworzył, wystarczyła tylko jedna myśl, impuls i kopia rozwiała się w biegu. Na co były te macki? Cóż one są głodne Różnorodności. Stworzone by wchłaniać wszystko co się im nie opiera, ale magii pierwotnej nie można tak łatwo zniszczyć, skazić, czy kontrolować. Rdzeń tworzył idealne środowisko do ogniskowania się tego typu magii, czystej i nieskalanej żadną inną domieszką. To nie była polegająca na takich żywiołach jak: Ogień, Ziemia, Cień, Światło, Życie, Śmierć, Równowaga, czy cokolwiek innego. Po prostu czysta moc, która chroniona wypełniała cały rdzeń odsysany przez macki, które nie mogłyby strawić tej pierwotnej energii. Dlatego też wydobywał się ten biały blask, który gdzieniegdzie był przezroczysty, a zarazem mienił się wszystkim.

 

I znowu przeciwnik go nie zaatakował, tylko dał mu przygotować potężny cios. Czy on naprawdę liczył na to, że otoczenie i sama magia mnie pokona? Może wojownika by to zabiło, ale nie maga, a już na pewno nie magiczną istotę. Serox wpływał na otoczenie wokół siebie i opierał się kontroli dzięki trzem prostym, a zarazem potężnym myślom: Jestem Sobą, Cieniem. Jestem Tutaj. Jestem Teraz. To dawało dość sporą nietykalność umysłową i wpływało na naturalną aurę magiczną w ten sposób, że sama broniła się przed wszelkim innym wpływem i zaklęcia kontroli miały problem, by przebić się przez taką barierę.  Zmarnować taki potencjał na wspaniałą walkę, będąc niemal całkowicie pasywnym. To nie bawiło Cienia i może nawet by go to denerwowało, że dał szansę przeciwnikowi i nie użył wszystkiego co miał, by go pokonać, a mimo to nie było dla niego wyzwania. W dodatku wyglądało na to, że on sam uszkodził siebie mocniej niż przeciwnik.

 

Mag czuł, że jest gotowy. Zmniejszył średnicę rdzenia do czegoś o średnicy piłki do kosza. To było męczące, ponieważ magia pierwotna trudno ustępowała miejsca i potrzebował dużych połaci swojej mocy do utrzymania tego "frontu", ale skondensowana i ściśnięta będzie o wiele potężniejsza. Oponent nawet nie zmienił pozycji, po prostu stał tam, wybuchł bladym Światłem i przekonwertował pułapkę. To było za łatwe. Odblokował czubek słupa i wspomógł pierwotny promień swoją mocą, by ten poleciał prosto w Kruka. Był widoczny, ponieważ miał swój cień i Serox go widział, więc kopie nie działają, nie widzi, więc iluzją go nie zmyli, w dodatku powietrze w respekcie ustępowało drogę wiązce, bo nie było wiązane przez Życie. To był niesamowicie szybki strzał i niezwykle potężny. Rdzeń znikł i ręce Złodzieja zostały urwane i teraz odrastały. Ale zawsze mogło być gorzej. Ciekawe jak się teraz przed tym obroni. Bo na pewno zwykłe wlanie Życia w cokolwiek będzie podobne do zamknięcia drewnianych drzwi w kanałach zalewowych podczas Tsunami. Zwyczajnie bezcelowe.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Nie chce mi się już nawet wykłócać, że Życie to moc inna od magii. Tak BTW, od kiedy twoja postać wie o Życiu?  Chyba nie gadali o niej?]

[Żeby nie było nieścisłości – kanoniczny ( bo to ja wymyśliłem tą moc ) jest mój opis o Życiu i Śmierci; o odpychaniu się obu tych różnych mocy. :-) ]

                                                                                                                                                                                                                    

Czar nadal się ładował. Coś nie podziałało. Tak czasami bywało z mocą Anastazji – pozostała szóstka nie umiała jej używać i czasami ich pomoc okazywała się większą zawadą niż pomocą. To była jedna z wielu wad tej jakże potężnej mocy.

Odpuścił wszystkim poza Anastazją. Wyczuwał przy sobie tylko jej umysł/

To co robimy? Zapytała się Anastazja.

Coś, co będzie warte zapamiętania. Pomyślał, przekazując jej swój plan/

Zamknął oczy. Na ułamek sekundy nie potrzebował żadnego zmysłu. One wszystkie operowały w trzech wymiarach. On musiał sięgnąć do dalszych. Wlał w swój umysł Życie i zaczął Ożywiać odpowiednie myśli.

Zdawało mu się, że trwało to wieczność. Prawie został przez nią pochłonięty. Zamrożenie duszy było damoklesowym mieczem, zawieszonym nad każdym magiem chcącym sięgnąć do piątego wymiaru. Jednak dzięki wsparciu Anastazji, zdołał uczynić to, co chciał – przejść z swą świadomością do wymiaru wszystkich możliwych dróg. Nie ograniczała go ilość myśli. Każda ścieżka czasu była jedną myślą. Tych ścieżek było nieskończenie wiele. On widział tylko mikroskopijny wycinek – jednak dawało mu to prawie co boskie możliwości. W tej piąto-wymiarowej formie mógł osiągnąć to, co sobie zaplanował – Ożywić czasoprzestrzeń.

To jest niesamowite. Zachwyciła się dziewczyna. Kruk podzielał jej opinię. To, co teraz robili, było niesamowicie potężne, niesamowicie groźne i niesamowicie niesamowite. Idealny czar na zakończenie pojedynku. Nawet jeśli mieliby szczęście przejść dalej, to mógł być moment szczytu ich potęgi.

Czar leciał w ich stronę, ale nawet stary, kulawy i śpiący żółw był przy nim demonem prędkości.

Tkali razem, korzystając z zdolności w manipulowaniu Życiem Anastazji oraz możliwości analitycznych Kruka.

Skończyli, gdy czar był o kilka milimetrów od Kruka/ Efekt wyszedł zgodnie z planami – Życie nagięło czasoprzestrzeń, tworząc pomost. Jedno wejście znajdowało się przed wyciągniętą w stronę promienia dłonią Kruka. Drugie, skierowane na Cień, stało pod nim w momencie wejścia promienia w wyrwę. 

A nawet jeśli miał mu umknąć, miriady portali szczelnie go otaczało. Miał dość czasu, by spojrzeć na tysiące razy więcej ścieżek i utworzyć także ich pomosty. Był przeciwny rzucani czarów, które nawet całkowicie udane raniły przeciwnika. Chciał dać nauczkę Cieniowi. A jak lepiej mógł go tego oduczyć inaczej, niż obracając taki czar CAŁKOWICIE przeciwko niemu? 

Życie nie było najpotężniejszą mocą ofensywną. Jego możliwości na magów takich jak Cień były bardzo ograniczone. Dobrze jednak używane, mogło obrócić każdy czar przeciwko magowi go rzucającego. To była tylko jego wina, że musieli użyć tej mocy w tak pokrętny sposób.

Wiedział, że magia nie miałaby najmniejszego problemu utworzyć podobnego zakrzywienia czasoprzestrzeni, jednak podczas tych pojedynków mięli używać tylko mocy tego, które walczyło w jego ciele. Nie chciał wiedzieć, jak silni są razem – łańcuch jest tak silny, jak silne jest jego najsłabsze ogniwo. On chciał poznać siłę tych ogniw.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

GONG!

 

Czas na zakończenie pojedynku, jednakże wciąż pozostaje otwarta kwestia zwycięzcy!

 

A zatem, droga publiczności, kto popisał się większą mocą? Kto okazał się silniejszy? Kto jest waszym faworytem? Zapraszam do głosowania, komentowania i skandowania!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, co Ciastko mówił o zakończeniach pojedynków, było całkowitą prawdą. Kruk usłyszał o potężnych runach, które niszczą każdy czar w momencie swojej aktywacji i tak się stało. Poczuł, jak impuls, który nawet dla niego w piątym wymiarze był szybki jak błyskawica, rozchodzi się po całej arenie, niszcząc każdy przejaw uporządkowanej magii.

Przez chwilowy brak kontroli nad Życiem wrócił do normalności. Wyrzucenie z piątego wymiaru prawie powaliło go na kolana. Jednak i tak stanął pochylony, trzymając się za uda.

Widział, jak widzowie patrzą na Cień. Najprawdopodobniej to był zwycięzca  tego pojedynku. Nikt najwyraźniej nie zauważył portali, utworzonych na bardzo krótką chwilę. Dla nich ostatnim czarem był pocisk lecący w jego stronę, a koniec pojedynku był ratunkiem - choć naprawdę też był, ale dla innego maga na arenie.

Fortuna ani Czas nie były po jego stronie.

Podszedł do Cienia. Kultura wymagała pokazać, że nie żywi ku niemu żadnych złych uczuć.

-Dzięki za pojedynek - powiedział, gdy stanął o krok od niego. - Wiele mnie nauczyłeś i za to też chciałbym ci podziękować.

 


 

Piątko osób, które zdecydowały się pokazać, że godziny,które spędziłem na pisaniu odpisów, były nic niewarte - napiszcie kilka słów, dlaczego to właśnie Serox i dlaczego nie ja. Wskażcie mi błędy, bym wiedział co poprawić w przyszłości.

 

Serox - kontynuując z statusów - dlatego ja opisywałem tylko to, co widziała moja postać. A ty po prostu w ostatnim swoim poście przeinaczyłeś moją moc tak, byś mógł użyć swej magii. A nawet bardziej, bo Śmierć miała być inną mocą, a nie brakiem Życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Śmierć. Równie dobrą nazwą mogła być Zepsucie, jednak było to zbyt negatywne słowo. Życie dawało siłę, by przeć naprzód, zmieniać się zgodnie z własną wizją. Gdy jednak ktoś choć na moment osłabł w postanowieniu, Śmierć zajmowała miejsce niepobranego Życia. Zaczynało ono zmieniać dążenia ludzi. A przez odpychanie się obu mocy, ziarno zasiane w jednej chwili mogło wykiełkować wiele później. Te moce były całkowicie przeciwne.

Ja to odczytałem jako to, że skoro są całkowicie przeciwne, to działają na zasadzie materii i antymaterii. I na podstawie tej wiadomości na PW

 

Serox, to jest magia. To ma być logiczne?

 

W jej świecie wszystko, co żywe, czerpie z innego wymiaru, wypełnionego energią, nazwaną właśnie Życiem. Wszystko co żywe czerpie tam tyle, ile go potrzebuje i samo wykorzystuje. A jej magia pozwala jej wlewać właśnie tą siłę ( którą czerpie właśnie przy użyciu magii ) w przedmioty nieożywione, ukierunkowaną przez nią samą - transfer przebiega z przesiadką tej energii właśnie w jej ciele.

W zamyśle miał być to rodzaj energii, która jak energia kinetyczna w naszych 3 wymiarach, napędza wszystko co żywe w wymiarach 3-6, ale to była taka myśl na końcu języka - nie umiem tego dobrze sformułować, wykluczając możliwe błędy zrozumienia. Ważne jest tyle, że te wymiary dla istot takich jak ludzie, żyjących w 3 wymiarach, nie są wyczuwalne. W czasie jej nauki, dzięki magii, zyskała pewien niezbyt rozwinięty zmysł czasowy - na trzy wymiary nakłada się jej wycinek 4-6, w którym żyje jej świadomość w danym momencie. Nie widzi przyszłości ani przeszłości ( gdyby widziała, znałaby przeszłość wraz z wydarzeniami, które nie miały miejsca, oraz wszystkie możliwe przyszłości aż po krańce czasu, a także nieskończoną ilość połączeń przeszłości z przyszłością ), ale może utworzyć w nim portal.

Skoro Życie to energia, to jej przeciwieństwo czyli Śmierć jest jej brakiem, a zatem niczym. Dlatego napisał to tak jak napisałem. Nie pisałem przemyśleń postaci, tylko jako narrator trzecioosobowy. A co do przeinaczania...


Szalona kopia Anastazji była w ostateczności kopią Anastazji.

Siódemka wyraziła swoją gotowość. Umysły całej ich ósemki zaczęły działać jak jeden

Całe Życie powróciło do swego wymiaru, a jego miejsce zajęła Śmierć.

Cała arena, chwilę wcześniej pokryta mrokiem, rozbłysła oślepiającym światłem. Takim samym światłem wybuchł klon Anastazji, który pobiegł w stronę Cienia. Nie miał zamiaru z nim walczyć. On chciał mu okazać swą bezgraniczną miłość, najprawdopodobniej obejmując go. Jedyną niewiadomą był efekt Uśmiercenia mocy, która tworzyła czar skierowany w jego stronę. Liczył, że miał być to wystrzał skierowany w jego stronę. Jeśli tak, to przeciwnik trzymał w swych dłoniach bombę.

Nie miał pojęcia, po co Cieniowi były macki oczyszczenia. Życie nie było zepsuciem.

Ach te "Polskie obozy śmierci", to że ta kopia wyglądała jak ty nie oznaczała, że była twoją kopią. To dalej była Moja kopia z Mojej magii, a nie twojego Życia. Dlatego też sam zagrałeś trochę przeinaczając moje zaklęcie. Na podstawie tego, że wyglądała jak ty zdecydowałeś, że możesz odwrócić to zaklęcie tak, by poszło w moją stronę.

 

Ogólnie co mi się w pojedynku nie podobało:

- Dość bierny sposób walki i używanie moich aspektów żywiołowych przeciwko mnie, co powiedziałem zdaniem o zwalczaniu ognia ogniem. Miałeś swoją magię, ale nic z nią tak bardzo nie robiłeś.

- Dziwny sposób korzystania z magii. cały czas wlewałeś ją w coś, a na koniec cała arena była nią przesiąknięta i wszystkie moje czary też, przez co starałeś się wymuszać na mnie jakieś efekty jak to z tym rdzeniem, który powinien być bombą, bo zabrałeś z areny swoje Życie.

 

Ale masz swój własny sposób i rozwijaj, go ale potrzebujesz tej oprawy, by nie było to takie zagmatwane. Jakieś aury, lepsze efekty wizualne, czy odczuwalne. Mam nadzieję, że będzie ci się w pojedynkach powodzić.

 

Nie pożegnam się jeszcze, ponieważ mój pojedynek z Chemikiem pokazał, że można wygrywać cztery do jednego, a potem dostać w tyłek sześć do czterech.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dość bierny sposób walki i używanie moich aspektów żywiołowych przeciwko mnie, co powiedziałem zdaniem o zwalczaniu ognia ogniem. Miałeś swoją magię, ale nic z nią tak bardzo nie robiłeś.

- Dziwny sposób korzystania z magii. cały czas wlewałeś ją w coś, a na koniec cała arena była nią przesiąknięta i wszystkie moje czary też, przez co starałeś się wymuszać na mnie jakieś efekty jak to z tym rdzeniem, który powinien być bombą, bo zabrałeś z areny swoje Życie.

 

Nie magii - Życie.

Taka już natura mocy, którą walczyłem ( ograniczyłem się do jednej i jedynej mocy/szkoły magii ). Nie mogłem działać aktywnie, bo nie mogłem tworzyć z niczego. Chciałbym ciekawiej używać tej mocy, jednak byłeś złym przeciwnikiem z tą swoją niematerialnością. A ta kontrola miała wynagrodzić początkowe braki mocy - to był właśnie powód, dlaczego we wszystko wlewałem Życie. Miałem nadzieję, że wyjdzie z tego walka niczym z anime - zbieranie siniaków, by pod koniec ukazać swą ostateczną formę i kontrolować wszystko. Niestety, gdy ja starałem się uważać wszystko co napisałeś za prawdę ( skoro była kopią uznałem, że miała przeinaczoną osobowość Anastazji - czyli ograniczenie "nie można kontrolować życia kontrolowanego przez inną osobowość" jej nie dotyczy, bo częściowo ona ) i dostosowywać się do tego, ty np. uznałeś, że możesz odprowadzić Śmierć jak zwykłe zepsucie, gdy zaznaczałem, że to inny rodzaj energii, którego wlanie gdziekolwiek wymaga użycia magii, a nie jest samą magią.

 

Ja napisałem tylko przemyślenia mojej postaci zaraz po zakończeniu pojedynku. Nikt ci nie karze pisać, że wygrywasz - po prostu opisz, że widzowie wyglądają na przychylnych tobie.

Edytowano przez Ohmowe Ciastko
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc oboje niezbyt dokładnie siebie zrozumieliśmy. Odprowadziłem Śmierć dlatego, że odprowadziłem całą energię i dając zająć tamto miejsce magii pierwotnej, a ona jest stała i nie da się jej zmienić w nic, ani wymieszać. A co do Śmierć-zepsucie, to ty gdy pierwszy raz użyłeś jej napisałeś, że mogłaby się tak nazywać, ale to było zbyt negatywne w znaczeniu.

 

A co do tworzenia czegoś z niczego, to pamiętaj, że wytworzyłeś świetliki ze Światła i pnącza z ziarna jeśli dobrze pamiętam. I jedyne do czego użyłeś tych pnączy, to próba pochwycenia maski oraz pobranie z nich wody. Łańcuch był pod ziemią i mogłeś go nimi splątać. Tak samo mogłeś użyć ich do stworzenia roślinnego golema lub czegoś podobnego. Również zastanowiłbym się nad ewentualną nazwą tej mocy, bo samo Życie jako energia i zamiar łatwo się myli z magią Życia, czy samym istnieniem. Tutaj pewnie znowu mylę twoją moc, ale uważam, że tym Życiem byłbyś w stanie nadawać istnienie wielu rzeczom i golemy byłyby dobrym dodatkiem i efektownym wykorzystaniem potencjału, zwłaszcza łącząc je wspólnym spoiwem.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogłem, mogłem, mogłem - a ty mogłeś, jak mężczyzna, walczyć z moją postacią na pięści i wygrać po pierwszym poście, bo wykorzystałbyś jej wszystkie słabości.

Nie piszmy, co mogliśmy zrobić - piszmy tylko o tym , co zrobiliśmy.

 

Serox, musiałem coś tworzyć. Świetliki to było chyba najsilniejsze nagięcie zasad. Roślinki się rozrastały naturalnie, wysysając wodę z bardzo dużego obszaru. Golemy, jak sądzę, byłyby dla ciebie mięsem armatnim - zniszczyłbyś pnącza ciepłem, powodując ich rozsypanie się w pył. Wątpię też, czy jakikolwiek ich atak dotarłby do ciebie - kilka razy wskoczyłeś i wyskoczyłeś z cienia. Nigdzie nie napisałeś też, że twoja postać jest w pełni materialna. Nie chciałem użyć ataku fizycznego, byś pokazał swój nieustalony stan fizyczny - ni to ciało, ni to mgła.

 

A ja sądzę, że nazwa była dobra. Mogła się kojarzyć z magią życia, jednak nigdzie nie napisałem, że nią była, ponadto jaka byłaby lepsza nazwa dla tej energii?


Skończmy te rozmowy. Są one bezcelowe, bo obaj mamy własne wizje i obaj będziemy się ich trzymać - ja, bo to moja moc, a ty, bo to ty czytałeś i odpisywałeś na moje posty.

Ciekawe, czy wypowie się też ktoś inny?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...