Skocz do zawartości

Arena VI - Komputer vs Magnus [zakończony]


Arena VI  

11 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto zasłużył na awans do kolejnej rundy?

    • Komputer
      5
    • Magnus
      6


Recommended Posts

Pierwsza runda turnieju odbywała się na podstawowej arenie. Organizatorzy najpewniej nie chcieli nikomu dawać lepszych kart na początek. Sama zaś arena była prosta. Wysoki kamienny mur otaczał długi na kilkadziesiąt metrów plac pokryty ubitą od licznych walk ziemią. Arena nie miała dachu, więc prócz naturalnego, dodano też magiczne oświetlenie, by walka była doskonale widoczna dla widzów. Ci zaś oddzieleni byli, jak zawsze, silnym polem antymagicznym od toczących się starć.

 

 

battle_for_equestria_by_drawponies-d8ahh

 

 

Tym razem, w szranki staną Komputer, który to wprost mówi nam, iż niczego się o nim nie dowiemy, oraz Razorhead, w imieniu którego walczyć będzie Magnus – wysoki i doskonale zbudowany mężczyzna, cechujący się nie tylko pirokinetycznymi zdolnościami, ale także władający magią uniwersalną. Jakby tego było mało, zna on tajniki częściowej transmutacji organizmu. Jego zbroja i tężyzna tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że przed Komputerem stoi nie lada wyzwanie.

 

Tak czy inaczej, nasze wątpliwości niebawem zostaną rozwiane! Czas na rozpoczęcie pojedynku! Powodzenia!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prosta, zwykła arena. Bez zbędnych dodatków czy innych, to lubię. Weszłam spokojnie na arenę zdejmując kaptur aby mieć lepszą widoczność. Dużo tłumu, nic dziwnego.
Mimo, że mój wewnętrzny honor kazał mi czekać na przeciwnika to nikt nie mówił, że nie można w tym czasie się przygotować.
Mój róg otoczyła turkusowa aura w czasie gdy wykonywałam jedno proste zaklęcie. Wokół mnie utworzyła się przezroczysta tarcza która w razie czego miała mnie ochronić. Po skończeniu zaklęcia stałam z pewną siebie pozą czekając na przeciwnika.

Edytowano przez Komputer
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Wrota areny przekroczył w końcu szybkimi krokami oponent Komputera, Magnus. Miał już na sobie swoją szkarłatną, masywną zbroję, a w prawicy dzierżył swój flamberg, co najwyraźniej nie sprawiało mu żadnego problemu, pomimo imponujących rozmiarów tej broni. Tym razem okrywała go jeszcze jakaś luźna szata z kapturem, wykonana z ciemnego, grubego lnu. Jednakże, zaledwie chwilę po wejściu młodzieńca, zaczęła ona dymić, syczeć, aż w końcu poczęła się żarzyć. Gdy w końcu Magnus przystanął, jego płócienne okrycie w końcu spłonęło zupełnie, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu i, najwyraźniej, nie wyrządzając mężczyźnie szkody.

 

   Jego oczy z za metalowej osłony hełmu zlustrowały szybko arenę, odrobinkę dłużej oglądając podłoże. W końcu spojrzenie tego ogromnego człeka spoczęło na Komputerze, który okazał się być klaczką o marchewkowej sierści i cynamonowych włosach, odzianą w czarna pelerynę.         

   - Ishsha, shekh...- Niedosłyszalnie dla kogokolwiek poza nim samym wyszeptał. Po ułamku sekundy pewne subtelne wibracje powietrza wokół osoby jego przeciwniczki, zasugerowały istnienie jakiejś tarczy. Poza tym, w jego głowie powstała też całkiem precyzyjna mapa ułożenia terenu na całej arenie.

 

   Uznał, że nietaktownym mogłoby być samo rozpoczęcie starcia bez powitania. Omiótł więc jeszcze prędko wzrokiem grunt pod swymi stopami, po czym znów spojrzał na swego adwersarza.

   - Witaj! - Zawołał energicznym basem, o brzmieniu zniekształconym nieco przez hełm. - Żywię nadzieję, iż nasz pojedynek będzie emocjonujący! Prócz tego, pragnę też życzyć Ci powodzenia! - Po tych słowach schylił się w niewielkim ukłonie, czekając odpowiedzi. Jednakże, na wszelki wypadek, przygotowywał się już nie tylko na słowa...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałam na wielkiego mężczyznę który wchodził na arenę, przełknęłam głośno ślinę, byłam pewna, że On musi być potężny. Jednak w moich oczach ponownie było widać pewność siebie, nie mogę dać się pokonać psychologicznie.

- Witaj. - zawołałam w jego kierunku patrząc tam gdzie powinien mieć oczy. - Ty jesteś Magnus racja? Jestem Cinnamon Weather. - przedstawiłam się. - Zaczynaj jeśli możesz. - dodałam na koniec przybierając postawę bojową.

Musiałam być gotowa na wszystko, wiadomo co może wykombinować. Orientacja mnie uratuje i oczywiście magia. Spojrzałam jeszcze na widownię, widocznie nie mogła się doczekać rozpoczęcia pojedynku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   - Niech tak będzie - Rzekł Magnus. Odczekał jeszcze moment, po czym poderwał nagle w kierunku Cinnamon Weahter swoją niezwykle mocno, nawet jak na tę zbroję, opancerzoną lewą rękę, rozczapierzył szponiaste palce i ryknął: - Xer' Sha, Urh!

   Po tych słowach z wnętrza jego dłoni wystrzeliła niesamowicie jasna, biała wiązka gorąca, uderzając w ziemię w odległości jakichś dwóch metrów od jego przeciwniczki. Nim minęła sekunda, ziemia w tym miejscu została rozerwana eksplozją, która wyrzuciła w kierunku klaczki sporą ilość wrzącego błota w dość szerokiej i wysokiej fali.

 

   Magnus wątpił, by mogło to jakoś poważnie zagrozić tak znamienitej czarodziejce, jaką była Cinnamon. Wiedział jednak, że takie błoto może spadać całkiem długo, co może zapewni mu dwie, może trzy dodatkowe sekundy. Nie tracąc wiec czasu, natychmiastowo zaczął rzucać kolejne zaklęcie. W jego dłoń wystrzeliły stosunkowo niewielki kamień i obłoczek pyłu. Palce momentalnie się na nich zacisnęły. A potem młodzieniec wyszeptał:

   - Xeper...

 

   W tym momencie jego ciało odgięło się w serii niesamowicie silnych spazmów, zaś jego ramiona wystrzeliły na boki. Po powierzchni ciała zaczęły przebiegać szybko drobne, pomarańczowe wyładowania, zaś z pomiędzy płyt jego pancerza i z oczodołów zaczęło wydobywać się jasne światło. Po chwili wszystko jakby przygasło, a Magnus zaczął osuwać się na ziemię. Nim jednak padł, w ziemię wbił się jego miecz, a jego właściciel zdążył się na nim wesprzeć, co ostatecznie skutkowało przyklęknięciem przez młodzieńca na kolano. Otworzył lewą rękę i spojrzał na nią. Była pusta, dokładnie tak, jak powinna być. Wtedy powoli uniósł głowę, zwracając ją tam, gdzie przed rzuceniem zaklęcia stała jego oponentka. Oczy jego jaśniały jak ogień.

   Wszystko to trwało z dobre siedem sekund, toteż prawdopodobne było, że zaraz czymś naprawdę mocno oberwie. Teraz jednak, po aktywacji Płomiennego Serca, stwierdził, iż był w stanie już coś-niecoś wytrzymać.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spojrzałam z spokojem na jego zaklęcie, mimo, że byłam pewna siebie obawiałam się go. Na moim pyszczku pojawił się uśmiech, błoto rozbiło się o barierę rozświetliła się pojawiając w postaci pół kulistej klatki. Trochę długo spadało ale to nic.
Po tym jak przestało wiedziałam, że to moja szansa. Nie wiedziałam co On robi ale dobrym pomysłem było by się dowiedzieć co robi, wystarczy słabe zaklęcie na początek.
Mój róg ponownie otoczyła ponownie turkusowa aura gdy szykowałam się do użycia zaklęcia.
- Refrigeration! - krzyknęłam po czym z mojego rogu wystrzeliła biała fala. Momentalnie na arenie temperatura zaczęła szybko spadać do ujemnej, znałam się na magii lodu więc nie musiałam się tego bać. Po chwili róg znowu otoczyła aura gdy szykował się do kolejnego słabego zaklęcia by sprawdzić co On robi. - Congelatio! - krzyknęłam po chwili jego nogi zaczął otaczać lód chcąc go unieruchomić. To najlepszy sposób aby zobaczyć co knuje, zaklęcie Refrigeration zwiększało tempo działania zaklęcia Congelatio co było jednym z ciekawszych zastosowań dwóch czarów.

Edytowano przez Komputer
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Aktywacja Płomiennego Serca była całkiem intrygującym i złożonym procesem, którego tajników Magnus nie do końca jeszcze pojmował. Odkrył jednak, iż może jej dokonać kierując myśli i wolę na właściwe tory, za pomocą specyficznych emocji, czy, jak to właśnie miało miejsce, wypowiadając odpowiednie słowo, powodujące u niego instynktowny stan podwyższonej koncentracji dotyczący używania tej zdolności - podobnie rzecz się miała u niego na ogół z zaklęciami. Jeśli zaś idzie o samo działanie Płomiennego Serca, jak na razie młodzieniec ustalił, że zapewnia mu ono ogromne możliwości regeneracyjne, chroni w znacznej mierze przed ekstremalnymi temperaturami, płuca przekształca w jakby dwie dwukomorowe pompy, nieustannie zasysające i przetwarzające mieszaniny przeróżnych gazów, a serce - co uznał za dziwne -  w coś podobnego maleńkiemu słońcu (okoliczności dowiedzenia się tych rzeczy Magnus nie wspomina mile).

   Efektem, który Magnus uznawał za uboczny, było doznawanie uczucia niesamowitej wręcz lekkości, wolności i przepełniającej go energii, niczym u Ikara, który właśnie otrzymał skrzydła. Kiedy ujrzał więc swoją przeciwniczkę, na której wrzące błoto rzeczywiście chyba nie zrobiło wrażenia, roześmiał się głośno swoim tubalnym głosem, i już zaczął podrywać się z klęczek, gdy wtem coś nim mocno szarpnęło. I tak jak bezlitosne promienie Słońca ukróciły lot Ikara, tak i zryw młodzieńca został nagle powstrzymany - jak się okazało, przez całkiem masywne grudy lodu, pętające jego nogi, a w szczególności lewą, na którą przyklęknął.

 

   Lód jednak miał tę właściwość, iż mimo swej twardości był całkiem kruchy. Magnus zatem, nie chcąc tracić więcej czasu, zacisnął opancerzoną dłoń w pięść i rąbnął nią porządnie kilka razy w zimne pęta, nie szczędząc przy tym swej olbrzymiej siły. Za pierwszym ciosem na największej bryle pojawiły się spore pęknięcia, za drugim się powiększyły, a po trzecim jego lewa noga była już w zasadzie wolna, choć nadal zdrętwiała nieco od zimna. Prawą stopę oswobodził natomiast z wielką precyzją raz dźgając krępujący ją lód za pomocą miecza, niczym mistrz rzeźbiarstwa posługujący się dłutem.

 

   Teraz natomiast postanowił powoli przejść do ataku. Wzniósł więc swój flamberg i ruszył w kierunku oponentki, z każdym krokiem przyspieszając. Nim Cinnamon Weather wykonała kolejny ruch, Magnusowi udało się jeszcze, już w biegu, rzucić jedno, szybkie zaklęcie.

   - Xer' Roth, Sekh! - Zakrzyknął, a jego ciało momentalnie otoczyła masa kłębiącego się i gęstniejącego - lecz nie krępującego jednak ruchów młodzieńca - powietrza, które zaczęło potwornie się nagrzewać w zatrważającym tempie. Resztki lodu na nogach pod wpływem temperatury wkrótce wyparowały.

   Była to pewna forma tarczy, której materią użytkownik mógł sterować za pomocą siły woli. Choć może poniekąd niepozorna, była w stanie zmienić tor lotu sporej ilości pocisków konwencjonalnych, a niektóre nawet zwyczajnie spopielić.

   Teraz jednak nastał czas na działanie dla klaczki i Magnus nie miał cienia wątpliwości, że gospodarnie go wykorzysta.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwowałam uważnie mojego przeciwnika, z twarzy nie znikał mi mój chytry uśmieszek gdy widziałam co robi. Popełnij błąd, pokazał swoją siłę. Mogłam szybko dzięki temu wywnioskować, że zimno nie robi na nim wrażenie co wiąże się prawdopodobnie z tym arcyciekawym czarem, a drugą rzeczą była jego siła. Wystarczyły mu 3 ciosy aby zniszczyć lód, mimo, że miał zbroję musiałam się go obawiać.
W myślach szybko myślałam nad kolejnym planem aby jakoś go zaskoczyć, nie chciałam od razu dać mu się poznać. Chciałam mu szczątkowo pokazywać co potrafię, plan był lepszy bo byłby cały czas w niepewności bo nie wie co jeszcze potrafię.

- Sprytne. - stwierdziłam na głos patrząc jak na mnie szarżuje, jego siła była tak wielka jak jego szybkość. Jednak Dawidowi udało się pokonać Goliata, tak też może być w tym wypadku. Mój róg otoczyła aura gdy szykowałam się do wykonania zaklęcia które lekko go zaskoczy.
- Crystal duplum! - krzyknęłam wykonując zaklęcie. Jakieś pięć metrów przed nim pojawił się kryształ który uformował się... w niego samego. Po chwili jego kryształowy sobowtór zaszarżował na niego wykonując te same ruchy, to było jak lustro. Równie dobrze to może nie być dla niego żadne wyzwanie a z drugiej go spowolnić.

Zaśmiałam się pod nosem, miałam jeszcze kolejny plan na przedostatnią dziedzinę czarów w której byłam dobra. Musiałam teraz szybko to zrobić aby zatrzymał się na jeszcze dłużej. Mój róg tym razem otoczyła inna aura. Początkowo była turkusowa ale zaczęła się ściemniać do ponurego szarego i otaczać jeszcze mój róg jakby fioletowe wybuchy. Aura nie była zbyt stabilna ale widoczna świetnie z daleka.
- Umbra Crystals! - krzyknęłam. Z ziemi przede mną zaczęły wychodzić groźnie wyglądające, szare kryształy które były rozgałęzione niczym drzewo. Wyrastały coraz bliżej Magnusa, jednak zatrzymały się 7 metrów od niego. Kryształy zrobiły zygzak który miał jeden cel, przekaźnik. Wiadomo, że czar który leci daleko jest coraz słabszy. Takie przekaźniki uniemożliwiały osłabienie zaklęcia. Mój róg otoczyła znowu tamta aura charakterystyczna dla Czarnej Magii. Ostatnie zaklęcia na razie i pozostaje czekać na jego ruch.
- Percipientes virium! - z mojego rogu wyleciała czarna, glutowata kula która wyglądała jakby była stworzona z cieni. Zaczęła być przekazywana między kryształami w formie promienia by po dotarciu do ostatniego z zawrotną prędkością poleciała w kierunku Magnusa by go trafić. Gdy to się uda rozpłaszczy się na nim, był to magiczny pasożyt wysysający energię. Męczył trafionego ale nie mógł zabić. To powinno go nauczyć...

Edytowano przez Komputer
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Oprócz sporej siły i wzrostu Magnus posiadał jeszcze jedną cechę, objawiającą się czasem dość spontanicznie.

   Była to umiejętność szybkiego wnioskowania.

   Gdy więc jego przeciwniczka, stojąc wciąż całkiem spokojnie z wargami układającymi się w lekki, podejrzany uśmiech rzuciła zaklęcie posługując się słowami "crystal duplum", które to powołały do istnienia kryształową wersję samego młodzieńca, trzymającą jednak broń w odwrotny sposób, Magnus domyślił się ogólnego działania czaru. Aby się upewnić, uskoczył jeszcze szybko w lewo. Lśniący duplikat, zgodnie z przewidywaniami uczynił to samo, zagradzając mu drogę. Decyzja młodzieńca była błyskawiczna.

   - Xer' Sha, Zaar! - Wyrzucił z siebie z wielką prędkością.

 

   Jednocześnie zdarzyły się cztery rzeczy. Po pierwsze, powietrze wokół magnusowego miecza, na odcinku zaczynającym się tuż przed czubkiem, a kończącym się przy podkrzyżu, nagle buchnęło płomieniem i w zasadzie natychmiast przybrało oślepiającą, białą barwę. Po drugie, materiał tarczy termicznej, sterowany myślą młodzieńca, skupił się w całości na jego lewym boku, jeszcze bardziej się nagrzewając i wirując niemal trzykroć szybciej. Po trzecie, lewa dłoń Magnusa z prędkością atakującej kobry zacisnęła się na wspomnianym wcześniej podkrzyżu, sztych miecza kierując w pierś kryształowej kopii. W końcu po czwarte, jej oryginał nastawił się doń swym lewym bokiem i skoczył na nią z ogłuszającym rykiem.

 

   Zderzenie się w powietrzu tych dwóch obiektów - Magnusa i jego duplikatu - wyglądało niemal, jakby odbywało się w zwolnionym tempie. Jednak, jak to na ogół bywa, kopia okazała się nie dorównywać pierwowzorowi. Tuż przed ich kontaktem struktura krystalicznego ciała na skutek potwornego gorąca znacznie się osłabiła, miejscami owo ciało ulegało nawet nadtopieniu. Gdy zaś rąbnęło o nie łącznie prawie dwieście kilo człowieka i mocnego metalu, na wpół rozpłynęło, a na wpół rozpękło się, natomiast dzierżony przez nie miecz poszedł w drzazgi, rozsadzony przebijającym go flambergiem. Wtedy większość pozostałych fragmentów duplikatu powbijała się w ziemię bo bokach ciężko lądującego Magnusa, usunięta tam przez wirującą tarczę mężczyzny.

   Sam Magnus też nie wyszedł z tego zupełnie nietknięty. Lewa część karku, głowy, obojczyka i cały lewy bark bolały go jak diabli, zaś długi na nieomal stopę odłamek kryształowego miecza zdołał się jednak wśliznąć między płyty pancerza nieopodal stawu łokciowego prawego ramienia, przebijając skórę i grzęznąc w mięśniach.

 

   Młodzieniec wziął się jednak zadziwiająco szybko w garść. Z głośnym warknięciem wyrwał z ręki kryształ jednym szarpnięciem, po czym kierowany już w zasadzie czystym instynktem cisnął nim w jakiś glutowaty, niemal absolutnie czarny obiekt, którego wcześniej nie zauważył, a który mknął ku niemu z wielką prędkością.

   Nie wpłynęło to jednak wcale na lot ciemnej masy - odłamek po przeleceniu przezeń spadł pionowo na ziemię, a smolista substancja już po chwili rozbryznęła się na tarczy oszołomionego wciąż bólem Magnusa. Co go zdumiało, materia, z której stworzony był pocisk, przywarł do gorącej bariery jakby nigdy nic. Sama bariera natomiast momentalnie stygła i hamowała, aż w końcu zniknęła. Wtedy też czarny glut oblepił całego mężczyznę, który poczuł, jak powoli słabnie. Ruszył jednak, powłócząc nogami, w stronę Cinnamon Weather, próbując zedrzeć z siebie w międzyczasie dziwną substancję. Odkrył jednak, że nie jest w stanie jej z siebie ściągnąć, przynajmniej nie za pomocą własnych rąk wyłącznie. Coraz ciężej było mu się z kolei poruszać, a skroń zaczęła pulsować. W takim stanie nie mógłby skutecznie walczyć. Stanął więc po kilku krokach, w odległości może jakichś dwunastu metrów od oponentki i, chwiejąc się odrobinę, szybko się rozejrzał, usiłując coś wymyślić.

 

   Tuż obok niego w rozgałęziającym się zygzaku wyrastały jakieś szare, matowe kryształy. Nie stanowiły raczej bariery (ta ustawiona byłaby zapewne w poprzek dystansu dzielącego go od klaczki) i bezpośrednio, jak na razie, go nie skrzywdziły. Biorąc pod uwagę odległość od Cinnamon, w jakiej pierwotnie się znajdował i moc, jaką zachowało samo rzucone na niego zaklęcie, wnioskował, iż może być to jakiś rodzaj przewodnika magicznego. Chwilowo to musiało jednak zaczekać.

   Uwagę Magnusa przyciągnął bowiem jego miecz, który nadal był otoczony piekielnie gorącym powietrzem, mimo oblepienia przez normalnie czarną materię. Tam, gdzie biło największe gorąco była jednak zaledwie lekko szara. Wtedy w końcu młodzieniec zrozumiał.

   Była to jakiś rodzaj pasożyta energetycznego. Świadczyło o tym zarówno zachowanie ciśniętej drzazgi, zniknięcie tarczy termicznej, jak i nawet sama barwa obiektu. Jednakże twór tego typu zdawał się mieć pewne ograniczenie - mógł, w zależności od rozmiaru, pochłonąć tylko określoną ilość energii, czego dowodziła barwa materii wokół ostrza miecza. W głowie Magnusa zrodził się więc już pewien koncept - przeładowanie.

 

   Przeszkodą byłoby tylko znalezienie wystarczającego źródła mocy. Wtedy jednak myśli młodzieńca znów zwróciły się ku jego przetransformowanemu sercu. Problem być może zatem sam się rozwiązał. Choć nigdy wcześniej tego nie próbował (głownie ze względu na możliwe ryzyko bycia rozerwanym na cząstki wręcz niedostrzegalne), postanowił jednak przesłać część zgromadzonej w gwiaździstym teraz sercu energii do reszty organizmu i część poza niego. Nie był bowiem do końca pewny, czy pasożyt miał pochłonąć tyle tylko sił, aby go osłabić, czy wyeliminować i dopiero po tym stać się nieszkodliwym. A w sytuacjach mogących grozić śmiercią - próbować zawsze warto.

 

   Magnus zamknął zatem oczy i skupił całą swoją uwagę na procesie przemiany wtórnej, wpadając w coś jakby trans. Nagle poczuł potworną ilość energii wypromieniowującą z jego klatki piersiowej. Potem nie czuł już nic.

 

   I wtem nagle sobie uświadomił, że nic już nie czuje, co oznaczało, że mógł jeszcze istnieć. Zaryzykował więc i otworzył oczy.

 

   Jak się okazało, stał na dnie geometrycznie idealnego, półkulistego krateru wypełnionego po brzegi gęstym czarnym dymem. Wszystko, co było w promieniu jakichś trzech metrów od niego zwyczajnie wyparowało, choć poza obrębem dołu zdawało się być w zasadzie nienaruszone. Gdy spojrzał na siebie, dostrzegł drobne języki płomieni tańczące między płytami jego pancerza, które były tak nagrzane, że ziemia pod jego stopami zaczęła głośno syczeć - a mimo tego zbroja zachowała swój kształt, choć z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu wydawała się mu chyba odrobinę ciemniejsza... Jeśli natomiast chodzi o miecz, nadal otaczała go ta charakterystyczna biała poświata. Samo ciało jednak zdawało się nie istnieć.

   Obecny nowy stan bytowania wprawiał Magnusa w lekkie oszołomienie, lecz postanowił nie tracić więcej czasu i po chwili wyłonił się z krateru. Wzrok widza mógł przyciągnąć szczególnie ten fakt, iż teraz młodzieniec z zewnątrz wyglądał, jakby płonął w swoim pancerzu. Magnus począł natychmiast omiatać wzrokiem pole walki, w poszukiwaniu Cinnamon.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłam cały czas z nieschodzącym uśmiechem jak mój pasożyt go trafia, był niedaleko mnie jednak wyglądało jakby się poddał. Wtedy wydarzyło się coś co mnie zdziwiło, oślepiający blask z miejsca gdzie stał. Zasłoniłam oczy kopytem, po chwili światło zgasło i znowu spojrzałam w tamtym kierunku.
W miejscu gdzie stał był teraz krater a On zaczął z niego wychodzić, wyglądał jakby się właśnie od środka palił.
- Jak to jest możliwe? - wykrztusiłam zdziwiona na tyle, że opadła moja bariera czyniąc mnie nie bronioną.

Pokręciłam głową aby wyzbyć się niepotrzebnych myśli, defensywa nic nie da w tym wypadku. Zaczęłam iść spokojnie w jego kierunku z skupioną miną, musiałam wymyślić co zrobić. I wpadłam chyba na dobry pomysł. Nieco zaczynałam się go obawiać, ale może uda mi się go jakoś unieruchomić.
- Blizzard! - krzyknęłam gdy mój róg otoczyła aura. Na arenę przywołałam potężną zamieć która utrudniała widoczność. Musiałam jeszcze użyć kolejnego czaru.
- Ice Chips! - przywołałam jakieś 50 lodowych, ostrych kawałków które pochwyciła zamieć, jak będzie nieostrożny to jeśli się nie roztopią po drodze oberwie.

Dalej zaczęłam iść w miejsce gdzie był, chciałam go załatwić już z bliska, tego powinien się nie spodziewać co pozwoli mi uzyskać przewagę.
Może i byłam młoda ale nie naiwna, czarna magia nieco zwiększyła moją czujność jednak również ego.

Widziałam jego kontur teraz zatrzymałam się myśląc nad zaklęciem, mój róg otoczyła aura czarno-magiczna jednak nie wykonywałam go. Jakby mnie zaatakował to bym użyła.
- Myślałam, że będzie lżej. - mruknęłam do siebie na koniec czekając na efekty.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Na arenie nagle pojawiła się bardzo silna zamieć, która zaczęła bardzo ograniczać pole widzenia. Magnus zdążył jeszcze zauważyć Cinnamon, a ich spojrzenia krzyżowały się przez ułamek sekundy, nim wszystko zdawało się zniknąć, pochłonięte przez mroźny całun.

   W tymże też całunie młodzieniec momentalnie upatrzył swoją szansę. Rozumował, iż jeżeli przez całą tą zawieję nie widzi swojej przeciwniczki (przynajmniej na razie), tedy ona najpewniej chwilowo straciła z oczu i jego, o ile nie rzuciła tylko jakiegoś specyficznego zaklęcia. To dawało możliwości i czas, które to po zsumowaniu ukształtowały błyskawicznie w umyśle Magnusa pewien plan. On i Cinnamon znajdowali się jednak w odległości już najwyżej jakichś niecałych dziewięciu metrów od siebie, co stwarzało pewien problem. Na wypadek gdyby klaczka próbowała podejść jeszcze bliżej, czas akcji podejmowanych przez młodzieńca musiał być ograniczony do niezbędnego minimum. Magnus przystąpił zatem od razu do działania.

 

   Wraził prędko swój miecz w pozostałość jednego z pobliskich kryształów-przewodników, czyniąc to z taką łatwością, jakby ów kryształ był po prostu trochę zgęstniałą zupą. Było to możliwe dzięki działaniu pola termicznego otaczającego oręż. Dodatkowo, kryształ momentalnie zajaśniał od gorąca jasnym pomarańczem i bielą. Teraz przyszła pora na szybkie rzucenie zaklęcia.

   - Koth, Keth, Akh, Sh' asa... - Usta Magnusa wyszeptały te słowa z prędkością teoretycznie uprawniającą do konkurów w szybkości z karabinami maszynowymi. Ich efektem było natomiast uformowanie się wokół rozżarzonego kryształu kształtu przypominającego sylwetkę samego Magnusa, a utworzonego z gęstych kłębów dymu znajdującego się na dnie krateru. Miał się utrzymywać pobierając niewielkie ilości energii ze świecącego ciała krystalicznego (w którym teraz było jej całkiem sporo i była podatna na pewną manipulację).

 

   Po rzuceniu tego stosunkowo prostego czaru Magnus poczuł, jak o jego zbroję uderza się spora ilość lodowych igieł. Kilkanaście zrykoszetowało, ale większość po prostu rozbryznęła się o jego zbroję jak nadtopione śnieżki, zawrzała i wyparowała.

 

  Zdarzenia te trwały jakieś dwie sekundy. Po ich upływie młodzieniec wyszarpnął miecz, pochylił się i szybko odbiegł w lewo kilkanaście kroków, omijając pozostałe przekaźniki skokiem przez wypaloną w ich linii wyrwę. W biegu szybko posłużył się kolejnym zestawem prędko działających zaklęć.

   - Ish' xul' Roth! Ishsha, Shekh! Sha' Seh!

 

   Te czary miały z kolei za zadanie dostosować Magnusa do obecnie panujących warunków. Pierwszy pomagał w ukrywaniu się, gdyż wytwarzał wokół rozognionego (a przez to nieco lepiej widocznego) ciała mężczyzny nieprzejrzysty obłok białych oparów. Drugi był rzucony powtórnie w celu odświeżenia precyzyjnego zobrazowania terenu w głowie młodziana, a przy tym również wykrycia czarów działających pasywnie. Trzeci zaś, w połączeniu z pozostałymi, był szczególnie użyteczny, pozwalał bowiem użytkownikowi postrzegać promieniowanie cieplne.

   W rezultacie posłużenia się tymi zaklęciami, Magnus widział już teraz, gdzie jest jego oponentka - właśnie przystanęła nieopodal dymnej imitacji, przygotowując się do ponownego użycia magii - i że jej tarcza chyba zniknęła. Ponadto, sam pozostawał raczej niełatwy do zobaczenia.

 

   Młodzieniec zaczął wnet okrążać klaczkę szybkimi, wygłuszanymi przez zamieć krokami, próbując zajść ją z flanki. Gdy po mniej więcej trzech sekundach znalazł się za nią, w odległości sześciu metrów od jej prawego boku, sięgnął po większą część energii pozostałej w rozżarzonym krysztale, posyłając w kierunku Cinnamon obłok płomieni.

 

   Teraz wszystko zależało od tego, jak szybko przeciwniczka Magnusa zorientuje się w jego podstępie. Optymalnym byłoby dla niego, gdyby zmarnowała zaklęcie na jego podobiźnie. Młodzieniec sam jednak był w stanie przyznać, że chwilowy brak działania ze strony jego sobowtóra mógł się wydać mocno podejrzany. Możliwe też, że jego działania w jakiś sposób nie do końca jednak umknęły uwadze klaczki. Mimo wszystko, zaczął się skupiać na kolejnym czarze - w niektórych przypadkach działającym wyjątkowo wrednie. Bądź co bądź, pasożyt energetyczny sprawił mu całkiem sporo kłopotu, a Magnus nie zaliczał się do osób długo pozostających dłużnymi...

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pocieszał mnie fakt, że ta zamieć była potężna. Moje umiejętności nie były tak złe jednak, zaczęłam rozglądać się wokół.
- Ojć... - uświadomiłam sobie jeden błąd, teraz go nie widzę i będzie jeszcze gorsza sytuacja. Pozostaje czekać bo nie zmarnuje takiej szansy by dać mi w kość. Chyba czas użyć zaklęcia bo to jedyne co mogę zrobić w tej sytuacji.

- Shadowlands lucernam! - powiedziałam sobie w myślach, z ziemi wyrósł ponownie czarny kryształ ale jego cel był zupełnie inny niż poprzednim razem. Był dość masywny i momentalnie po jego powierzchni zaczęły przechodzić czarne wyładowania, po jakimś czasie z jego czubka wystrzelił ciemno fioletowy promień którym zrobił kółko 360 stopni. Po jakimś czasie zatrzymał się za mną o wiele intensywniej świecą. Momentalnie zabrało mi oddech.

Powoli ze strachem się odwracałam, ten promień wykrywał sygnaturę po użyciu pasożyta i wygląda na to, że jest za mną. Po chwili poleciał we mnie podmuch ognia, szybko musiałam coś zrobić bo może mnie przez chwilę nieuwagi pokonać.

- Cage defensione! - krzyknęłam wykonując zaklęcie, wokół mnie rozbłysła klatka która przyjęłam a siebie atak i rozsypała się niczym szkło. To było słabe zaklęcie na szybko, muszę zaatakować póki mam czas bo będzie po mnie.

- Corrosion! - krzyknęłam ponownie, z mojego rogu wyleciał czarny promień którego głównym zadaniem było spowodowanie korozji na jego pancerzu i to kilkadziesiąt szybszą niż normalna. Nie chciałam być wciągnięta w walkę bezpośrednią w której nie mam szans.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Nagle Magnus zauważył, że arenę zaczął szybko omiatać niby reflektor latarni jakiś ciemnofioletowy promień, choć przez zamieć nie widział jego źródła. Wtem, gdy już prawie zakreślił koło, trafił młodzieńca w pierś, po czym zatrzymał się i pojaśniał. Zdawał się nie czynić żadnej bezpośredniej szkody, jednak teraz z całą pewnością mężczyzna został wykryty. Nie zwlekając więc dłużej, przeszedł do natarcia. Jego przeciwniczka ochroniła się w tym czasie przed chmurą płomieni za pomocą jakiejś tarczy krótkotrwałej, która zakończyła w zasadzie swoją egzystencję zaraz po spełnieniu swego zadania. Dodatkowo, Cinnamon zdążyła jeszcze trafić Magnusa jakąś czarną wiązką, co sprawiło, że jego zbroja poczęła nagle niszczeć w zdumiewającym tempie.

 

  Tu może stosownym będzie drobny przerywnik, a zarazem pewne wyjaśnienie. Pokryty ciemnoszkarłatnym barwnikiem pancerz i ozdobny, ciemnoszary miecz młodzieńca były dziełami jego własnych rąk oraz efektami zarówno całkiem szczegółowych badań, jak i eksperymentów na niejednym materiale. Ostatecznie zbroja została skonstruowana z  czterech różnych komponentów.

   Pierwszym była specjalnie spreparowana skóra, z której wykonano gruby kaftan, rękawice, spodnie i trzewiki (dopiero na to zakładano zbroję).

   Drugi był całkiem lekkim metalem wyśmienicie znoszącym różne przeciążenia, został więc wykorzystany na niektóre drobne i ruchliwe elementy oraz przy łączeniu wierzchnich płyt , wykonanych z trzeciego, rzadszego materiału cechującego się olbrzymią twardością i spoistością.

   Z czwartego materiału, o szarej, prawie matowej barwie, wykonano natomiast tylko "żebra" napierśnika wraz z tak zwanym obojczykiem i kołnierzem, szkielet hełmu, dłoń lewej rękawicy oraz miecz. Magnus jednak z całą pewnością wykonałby z niego nieomal wszystkie elementy pancerza, gdyby nie to, że był to metal potwornie trudny do uzyskania. Rekompensował natomiast swoją małą ilość niewyobrażalną wytrzymałością i odpornością na zadziwiająco dużą ilość czynników, co obserwator mógłby wywnioskować choćby po ostrzu miecza, które, choć otoczone gargantuicznym wprost gorącem, nie odkształcało się ani odrobinę.

   Młodzieniec nie miał jednak zbyt wielu okazji walczyć z osobami parającymi się zaawansowaną magią -  przynajmniej aż do teraz. O ile zatem zagadnienie gwałtownego rdzewienia nie dotyczyło materiału pierwszego (gdyż nie był metalem), ani czwartego (gdyż w ogóle niemal niemożebnym było go choćby zarysować bez odpowiednich środków), o tyle gdy chodziło o materiały numer 2 i 3, których właściwości antykorozyjne poświęcono głównie w celu wzmocnienia przeciw atakom konwencjonalnym, mogło dać się już mocno we znaki.

 

   Magnusa zirytowało więc dość mocno, że poprzez tak nierozsądny dobór środków do sytuacji dał sobie zniszczyć zdecydowaną większość chroniącego go pancerza, choć z drugiej strony tak wielka szybkość postępu korozji musiała świadczyć o sporej mocy rzucającego zaklęcie, co sprawiło, że darzył teraz Cinnamon Weather jeszcze większym podziwem. Nie miał jednak czasu dłużej nad tym rozważać, jeśli chciał wykorzystać chwilową przewagę zaskoczenia i doprowadzić w końcu do walki bezpośredniej.

 

   Szedł więc dalej, w swoim miejscami poprzepalanym (widać zaklęcie wtórnej przemiany nie do końca jednak oszczędzało ekwipunek) skórzanym, ciemnym ubiorze i resztkach pancerza na swoją przeciwniczkę, rzucając nań najpierw wcześniej przygotowane zaklęcie, pieszczotliwie nazywane przez Magnusa "nerwobijem". Wystrzeliło z czubka jego miecza w postaci łańcucha pomarańczowych wyładowań. Przy kontakcie z organizmami żywymi nie powodowały wbrew pozorom żadnej znacznej szkody fizycznej, jednak bardzo mocno drażniły, jak sama nazwa wskazuje, zakończenia nerwów, powodując falę potwornego, rozdzierającego bólu.

   Nie czekając dłużej na efekty, mężczyzna rzucił w marszu jeszcze jeden szybki czar.

   - Koth, Akh!

   Lewie to wyrzekł, a jego lewe przedramię i lewą przednią nogę Cinnamon połączył rozjarzony ogniście łańcuch długości około dziesięciu metrów. W miarę zbliżania się do klaczki Magnus próbował jeszcze szybkimi machnięciami ręki nawijać go na ramię, jednak spora część świetlistych okowów nadal wlokła się po ziemi. Gdy był już może najwyżej dwa metry od przeciwniczki prawica Magnusa, w której dzierżył miecz, uniosła się, gotowa wykonać cięcie...

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tarcza świetnie się spisała, cieszyłam się w duchu ale zdałam sobie sprawę, że moja sytuacja jest co najmniej badziewna. Przełknęłam głośno ślinę widząc go, myślałam, że korozja więcej mu zrobi a tu niestety takie zaskoczenie. Zaczęłam się instynktownie cofać ulegając nieco strachowi jednak drogę zablokowała mi moja latarnia o której obecności zwyczajnie zapomniałam, spojrzałam ze strachem w oczach w jego kierunku.
- Już po mnie. - szepnęłam do siebie myśląc co zrobić.

Jednak zbyt wiele czasu na reakcje nie miałam, nie spodziewałam się czegoś takiego ani trochę, to był mój głupi błąd. Skierował w moją stroną czubek miecza, bałam się i to bardzo. Chciałam coś zrobić ale po prostu nie zdążyłam. Z jego miecza wyleciał łańcuch pomarańczowych wyładowań który leciał w moją stronę.
Nie mając żadnego czasu na reakcje w akcie desperacji zasłoniłam się kopytem, wyładowanie trafiło mnie jednak szkód zewnętrznych nie zrobiło. Jednak po chwili krzyknęłam głośno z bólu czując się jakby ktoś powoli wbijał we mnie nóż, ledwo co utrzymałam się w pozycji stojącej a z kącików oczy wypłynęły łzy które były naturalną na to reakcję.

Jednak w końcu nogi rozsunęły się pode mną i upadłam niczym placek na ziemię, sytuację pogarszał fakt, że stworzył jakiś łańcuch który połączył jego przedramię i moje przednie, lewe kopyto. Musiałam coś zrobić bo przegram a na to nie mogłam pozwolić, po prostu nie mogłam.

Chciałam się podnieść ale po otwarciu oczu zauważyłam jak podnosi miecz szykując się do zamachu, musiałam coś zrobić i to szybko. Mój róg ponownie otoczyła aura charakterystyczna dla czarnej magii gdy szykowałam się do rzucenia zaklęcia, te było szczególnie wyczerpujące i bolesne. Pisnęłam z bólu czując się jakby ktoś wbijał mi powoli igły w mózg, jednak powinno się udać.

- Umbra Crystal Custos! - krzyknęłam w akcie desperacji, przede mną wyrósł przypominający piramidę twór z tych matowych kryształów. Miał dwie pary odnóży podobnych do tych u pająka i  po cztery „oczy“ z każdej strony. Miał również dwie ręce a raczej maczugi w tym wypadku by pasowały. Cały golem był dwa razy większy od Magnusa i nie wyglądał na miłego.

Po chwili która wydawała się minutą wykonał błyskawiczny jak na swój rozmiar atak nie dając żadnego czasu na reakcje, jedna z maczug leciała w stronę jego głowy a druga korpusu. Cel był jeden, powalić go na ziemię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Gdy Magnus miał już zadać cios za pomocą wzniesionego nad swą głową miecza, nagle stało się coś, czego zupełnie się nie spodziewał. Oto bowiem wyrosła tuż przed jego nosem jakaś gigantyczna istota o kanciastym ciele zbudowanym z ciemnych, matowych kryształów, w zasadzie zupełnie wypełniając tym samym przestrzeń dzielącą go od Cinnamon. Szybko poderwał głowę, ujrzał więc w pełnej krasie wysokiego na cztery i pół metra golema, jego "głowę" kształtem przypominającą piramidę i wiele ślepi. Oraz, oczywiście, coś jakby wielgachny meteor, który okazał się być łapą stwora lecącą właśnie na spotkanie twarzy mężczyzny.

 

   Maczugowate ramię runęło z góry na głowę Magnusa niczym młot jakiegoś rozgniewanego boga. Co prawda, po drodze było jeszcze ostrze wciąż wzniesionego miecza - wcięło się w wielkie łapsko na półtorej stopy bez większego problemuz zostawiając za sobą rozżarzony ślad, lecz ani odrobinę nie spowalniając gigantycznej ręki.

   Ta zaś, gdy sięgnęła celu, rąbnęła o niego z taką mocą, że z rozpalonej głowy młodzieńca buchnęły iskry, a ona sama niczym zabawka dyndająca na sprężynie odbiła się w akompaniamencie krótkiego trzasku od metalowego kołnierza wokół karku. To co zostało z hełmu zachowało jednak, co ciekawe, swój pierwotny kształt. Cios był jednak mimo wszystko tak potężny, że Magnus momentalnie został powalony na kolana, które wryły się na kilka centymetrów w ziemię.

 

   A potem, po ułamku sekundy zaledwie, kryształowy pociąg "Drugie Ramię" dotarł w pędzie na stację "Klatka Piersiowa", wybijając Magnusa w powietrze.

 

   Po przeleceniu jednak jakichś trzech metrów młodzieniec wyhamował i gruchnął twarzą o ziemię, gdy za jego wyciągniętą lewą rękę szarpnął wyczarowany uprzednio łańcuch. Wtem rozległo się głuche chrupnięcie, a głowa mężczyzny przestała zwisać z jego karku jak sflaczały balon. Mało tego, zapłonęła jeszcze większym ogniem i uniosła się, patrząc wprost na kryształowego olbrzyma. Niemal w tym samym momencie Magnus wykonał ciecie, a ostrze jego miecza pomknęło do wtóru głośnego szumu swojej gorącej powłoki wprost ku kolanu jednego z szeroko rozstawionych, insektowych odnóży golema.

 

   Choć po przemianie wtórnej Magnus niewiele odczuwał, teraz jego cały kręgosłup emanował takim bólem, jakby miał zaraz eksplodować. Miał też chyba kilka złamanych żeber i mocno nadwyrężony lewy bark, a w jego głowie pulsowało i dzwoniło, jakby właśnie ktoś usiłował rozbić na niej kilka kowadeł (co w zasadzie nie mijało się aż tak z prawdą). Gdyby nie Płomienne Serce i jego regeneracyjne właściwości, najpewniej zginąłby na miejscu.

   Sądząc po Cinnamon, choć nie otrzymała takich obrażeń fizycznych, też już chyba powoli opadała z sił. Mimo swego niezbyt przyjemnego położenia Magnus pozwolił więc w międzyczasie, by na jego twarzy zagościł przez moment przelotny uśmiech.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwiejnie wstałam patrząc jak zamieć już się skończyła, teraz go widziałam. Spojrzałam zaskoczonym wzrokiem na niego.
- Pewność siebie nie popłaca. - dodałam pod nosem patrząc na mego kryształowego golema który ładnie sprał Magnusa na kwaśne jabłko. Jednak to nie wystarczy. W tym przekonaniu utwierdził mnie kolejny jego ruch, atak odciął nogę golemowi jednak ten nie przyjął się tym zbytnio i czekał aż się zregeneruje jego noga czekając na jego ruch.

Teraz czas na najpotężniejsze zaklęcie jakie znam z dziedziny której mu nie pokazałam, jak to się nie uda to przegrałam. Trudno, jednak satysfakcja będzie z wygranej bynajmniej. Za pomocą magii ściągnęłam łańcuch przez co byłam uwolniona ale obolała.

- Ventus Element! - krzyknęłam używając najpotężniejszego zaklęcia jakie znam, prawdopodobnie po tym wszystkim będę musiała się przespać. To zaklęcie zaliczane było do magii wiatru ale było niezwykle potężne. Wokół mnie zaczęło kształtować się tornado a ja byłam w środku więc nie byłam podatna na to.
- Defensiva oppositum! - wyczarowałam tarczę ochronną wokół siebie gdy tylko wiatr nieco mnie uniósł. W końcu tornado ukształtowało się w swej pełnej okazałości.

Teraz jednak musiałam przejąć nad nim kontrolę by wykorzystać je jak swego „Robota’.
- Effundo! - użyłam zaklęcia aby mieć kontrolę nad nim. Wiatr miał prędkość 110km/h jednak arena była na tyle zabezpieczona więc nic pewnie się nie stanie. Po chwili powstały dwa dodatkowe tornada stanowiące „ręce“. Kontrolowanie żywiołaka wiatru jest wyczerpujące ale to nic, moja tarcza świeciła intensywnym turkusowym światłem przez co dla obserwatora wyglądało to jakby te tornado miało oczy.

Kryształowy golem wbił się w ziemię aby nie został wciągniętym jednak był gotów do ataku.
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Magnus z satysfakcją stwierdził, że udało mu się odrąbać golemowi nogę. Jednak sam golem za bardzo się tym nie przejął, a do uśmiechu nie skłaniał młodzieńca fakt, że kończyna stwora zaczęła odrastać. Mężczyznę zaskoczyło natomiast, że kryształowy kolos chwilowo nie kontynuował swojej druzgocącej ofensywy, a tylko zakotwiczył się jakby swoimi pozostałymi odnóżami głęboko w ziemi. Wywnioskował z tego, że miał teraz tylko dać Cinnamon Weather czas na rzucenie zaklęcia.

 

   Jeśli zaś o nią chodzi, już wkrótce okazało się, że nie próżnowała. Oto bowiem uwolniła się od wyczarowanych przez młodzieńca okowów i zaczęła się unosić wewnątrz wielkiego tworu, zbudowanego z trzech trąb powietrznych. Tarcza, w której była dodatkowo zamknięta, lśniła wewnątrz największego tornada niczym turkusowe oko. Magnus nie miał najmniejszych wątpliwości co do gargantuicznej mocy czarów klaczki.

   Jako, że tornado poczęło po chwili zasysać pył, śnieg i grudki zmrożonej ziemi, mężczyzna uznał, że na razie przytwierdzenie się jakoś do czegoś względnie stabilnego to rzeczywiście całkiem dobry pomysł. Dłużej nie zwlekając zakrzyknął zatem:

   - Koth, Urh! - na te słowa to, co zostało z łańcucha błyskawicznie poderwało się, i wbiło się na całą długość w ziemię tuż obok ręki Magnusa.

 

   Teraz przyszedł czas, żeby coś szybko wykombinować. Młodzian uznał, że przede wszystkim musi się zająć golemem, którego obecność mogła mu później przeszkadzać na wiele różnych sposobów. Po chwili wymyślił plan, który miał wystarczające szanse powodzenia. Wahał się jednak, gdyż związany był jednak z conajmniej potworną dawką bólu, oraz, co Magnus uznał z początku za gorsze, utratą jego ukochanego flamberga.

   Po momencie młodzieniec zdecydował się ostatecznie ów plan wykonać. Zacisnął zatem zęby i zabrał się do czarowania.

   - Koth, Zaar! - Wnet prawe przedramię Magnusa wraz z jego mieczem połączył kolejny świetlisty łańcuch, choć już nie tak długi jak poprzedni - Xer' Agg! - Ledwie te sylaby zabrzmiały, a wcześniej rozognione powietrze wokół flamberga zaczęło nagle gęstnieć i błyskawicznie ciemnieć. Po chwili Magnus sam miał chyba problem z utrzymaniem broni, jakby nagle zrobiła się znacznie cięższa. Zawołał więc jeszcze raz - Sha' Sturge! - Gdy to powiedział, spowiła go zwarta, ognista powłoka, a on sam poczuł, że posiada teraz znacznie większą siłę, choć w mięśniach mu rwało, jakby zaraz wszystkie miały popękać.

   Młodzieniec ryknął przeciągle z bólu, ale zmusił się jednak by wznieść oręż, teraz o absolutnie czarnym ostrzu, i cisnąć nim w kryształowego golema.

 

   Miecz pomknął, ciągnąc za sobą rozpalony łańcuch. Nim minęła chwila, wbił się aż po jelec w matowy tułów kanciastego stwora. Ten zaś zaczął się wkrótce pokrywać szybko rozprzestrzeniającą się siatką pęknięć. Wnet rozległ się głośny huk, lecz odłamki właśnie rozpadającego się golema miast pofrunąć na wszystkie strony pomknęły w czerń otaczającą ostrze flamberga. Po chwili w tym miejscu uformowała się niestabilna kula zupełnej ciemności.

   Magnus jęknął rozdzierająco, siląc się teraz na wysiłek jeszcze większy niż przed momentem. Szarpnął łańcuch i zakręcił nim nad głową jak jakimś groteskowo wielkim korbaczem. Gdy czarna sfera zrobiła się jeszcze bardziej niestała, o czym świadczyła jej jakby wrząca powierzchnia, młodzieniec posłał ją zamachem prosto w kierunku swojej przeciwniczki. Po chwili mentalnie zdematerializował oba łańcuchy, bo po tym wszystkim, co wynikało z jego planu, miał jeszcze pewną chęć na zachowanie rąk. Zamknął też oczy.

 

   Wiatr, dmący coraz silniej, zaczął już podrywać młodzieńca z ziemi. Wtem mroczna wcześniej sfera rozbłysła niczym słońce, pochłonieta już przez główne tornado otaczające Cinnamon. Po ułamku sekundy rozległ się hałas tak głośny, jak nagły wybuch wulkanu. Magnus widział błysk nawet przez zaciśnięte mocno powieki.

   Po chwili z ogromnym impetem gruchnął o mur otaczający arenę. Ból w kręgosłupie - i nie tylko - momentalnie osiągnął taką moc, że mężczyzna ledwo był jeszcze w stanie jęknąć. Z ogromnym trudem próbował zebrać myśli, kołatające się gdzieś w jego niemiłosiernie poobijanej głowie.

   "Będę chyba po tym potrzebował medyka", pomyślał. "Albo i kilkudziesięciu..."

 

   Spowodowanie takiego wybuchu w tak niewielkiej odległości z pewnością nie było pomysłem bezpiecznym nawet w trzydziestu procentach. Był to jednak jedyny sposób, który wpadł mu do głowy (czego teraz żałował), a który nieomal gwarantował szybkie usunięcie potężnej tarczy Cinnamon, albo przynajmniej osłabienie jej w znaczącym stopniu. To posunięcie wyrównywało też trochę szansy - znowu każde z nich miało tylko jednego oponenta i najpewniej oboje byli oszołomieni, choć klaczka, zamknięta przecież w magicznej barierze, na pewno znacznie mniej ucierpiała wskutek całego zdarzenia.

 

   Gdy Magnus, odziany już tylko w na wpół spalone strzępy ubrania i resztki zbroi, otworzył oczy, odkrył, że plamy barw tańczą mu w nich jak w kalejdoskopie, choć efekt ten zdawał się powoli zanikać. Dostrzegł najpierw kilkucentymetrowy fragment rękojeści flamberga, wbity w mur tuż obok swojego czoła. Wyrwał go po kilku próbach i zacisnął na nim mocno palce lewej dłoni. Później zaczął się powoli rozglądać. Bariera ochraniająca publiczność, zgodnie z przewidywaniami młodzieńca, wydawała się być w zasadzie nietknięta. Jeśli chodzi jednak o arenę, większą jej część zajmował teraz wielgachny krater.

   Magnus ponownie zaczął teraz wypatrywać swojej przeciwniczki, z trudem łapiąc powietrze. Nie miał wątpliwości, że to przeżyła, a nie chciał jeszcze raz dać się przez nią zaskoczyć, teraz, gdy pojedynek chyba zbliżał się już do końca.

Edytowano przez Razorhead
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłam już dość pewna siebie w momencie gdy me zaklęcie dewastowała wszystko na swej drodze oprócz widowni. Rozglądałam się aby widzieć go cały czas jednak udało mu się pokonać mego golema.
- Kurczę... - warknęłam pod nosem jednak potem stały się dwie dziwne rzeczy, pochwyciło go oraz w tornado wleciała jakaś czarna sfera. Nie miałam pojęcia co to ale wzmocniłam na wszelki wypadek barierę. Miałam rację, sfera rozbłysła niczym słońce i eksplodowała.

Zdekoncentrowało mnie to przez co tornado znikło a ja upadłam na ziemię w tym kraterze, gdyby nie bariera byłabym co najmniej połamana. Złapałam się za głowę lekko stękając gdy wstawałam, nie czułam własnych kopyt.
- Och... Moja głowa... - jęknęłam powoli wychodząc z krateru, zauważyłam mojego przeciwnika który raczej dobrze się nie czuł, spojrzałam mu prosto w miejsce gdzie powinien mieć oczy.
- Aer Blanditia! - użyłam zaklęcia, w przeciwnika uderzył nieznaczny wiatr jednak te zaklęcia działało jak magnes, powinien mimowolnie iść w moim kierunku.
- Umbra Adhesive! - kolejne zaklęcie wymagane, na linii jego drogi w moim kierunku powstała kałuża która działała jak potężny klej, chciałam go tak unieruchomić. Do tego ta substancja była niewiarygodnie wytrzymała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   Magnus nagle, chwiejąc się, zaczął się bardzo powoli zataczać w kierunku swojej przeciwniczki. Czuł się przy tym, jakby coś go trochę popychało. Kiedy jednak zauważył na swojej drodze na jakąś dziwną kałużę, zdziwił się - nie przypominał sobie, by była tu wcześniej. Choć miał problemy z trzeźwym myśleniem, zaczął kojarzyć, że z tą mazią jest pewnie coś nie tak. Chciał się zatrzymać, ale, nie wiedzieć czemu, nie potrafił. Spojrzał na swoją oponentkę, która stała niemal dokładnie za kałużą, nieopodal samego dna krateru. To pobudzało go do trochę szybszego myślenia.

   "Zaraz! Nie pamiętam... Tej... Tej kałuży... A jak nie ja ją zrobiłem... To pewnie jej dzieło! A jeśli to jej sprawka to... To... To lepiej w to nie wchodzić", dedukował. "Ale nie mogę... Się... Zatrzymać... Alealealeale!... Czy ja... muszę... Się w zasadzie... zatrzymywać?"

   Wtedy, może cztery kroki od brzegu mazistej plamy, proces myślenia nagle Magnusowi "zaskoczył". Wpadł na pomysł w teorii rozwiązujący obie kwestie - dotarcia do przeciwniczki i ominięcia kałuży. Bez dłuższego namysłu przystąpił więc do jego wykonania.

   - Hohtz, Sturge! - wycharczał i od razu po tym odbił się nogami od ziemi najmocniej jak umiał.

 

   Zaklęcie to znacznie zwiększyło energię, jakiej użył do wykonania skoku. Rezultat był taki, że wybił się dość wysoko nad ziemię i mknął dalej ku swojej przeciwniczce już w powietrzu, niczym żywy pocisk artyleryjski. Gdy był już w odległości jakichś piętnastu metrów od Cinnamon i jakieś sześć metrów od gruntu, rzucił w locie jeszcze jeden, szybki czar.

   - Ishsha, Gurd!

   Wytworzyło ono między człowiekiem a klaczką tunel znacznie rozrzedzonego powietrza. Ciśnienie, dążąc do stanu równowagi, wessało ich oboje do tego korytarza. Teraz pędzili ku sobie, przy czym Magnus wyciągnął przed siebie lewe ramię, które wieńczyła dłoń osłaniana przez metalowe pozostałości po masywnej, szponiastej rękawicy.

  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaklęcie zadziałało połowicznie, niby prawie wkroczył w kałużę ale ją przeskoczył. Nie wiedziałam co kombinuje ale musiałam się przygotować, był dość wysoko i to było nieciekawe. Mrugnęłam czując, że jestem nieco zmęczona i wróciłam do obserwowania go.
Po chwili wykonał jakieś zaklęcie przez które lecieliśmy na siebie nawzajem, niestety. Musiałam coś zrobić, niestety dojdzie do walki bezpośredniej z góry wskazanej na przegraną dla mnie ale co miałam robić.
- Diamond certamen. - szepnęłam wykonując zaklęcie, moje prawe kopyto otoczyła twarda i lekka diamentowa powłoka która uformowała się w szpikulec. Nie miała zabić jednak mogła najwyżej zranić.
 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

   W ostatniej chwili, gdy zderzenie było już w zasadzie nieuniknione, Magnus zauważył jeszcze, jak jego przeciwniczka wysuwa w jego kierunku prawe przednie kopyto, wokół którego uformowała się skrząca, kryształowa powłoka, zwieńczona całkiem długim szpikulcem. Było już jednak za późno, by mógł coś na to poradzić.

   W końcu nastąpiła zatem kolizja dwóch czarujących. Magnusowi udało się uderzyć swoją opancerzoną dłonią w prawy staw barkowy Cinnamon, z kolei kolec osadzony na jej kopycie ześliznął się po najniższym z ocalałych "żeber" napierśnika i ugrzązł dość głęboko w lewym boku mężczyzny, czemu akompaniowało jego zduszone warknięcie. Po tym, jak ich ciała się zderzyły, zaczęli spadać na ziemię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

GONG!

 

Przyszedł czas na zakończenie magicznego starcia! Ale zaraz, zaraz... Wypadałoby poznać zwycięzcę, nieprawdaż?

 

Zatem, czekamy na Wasze głosy i komentarze! Podzielcie się z nami Waszym zdaniem, wskażcie swego faworyta!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A zatem, przekonajmy się czyje zmagania przyjdzie nam zobaczyć w rundzie drugiej!

 

Komputer - 5

Magnus - 6

 

W doliczonym czasie, jeden głos przewagi zdołał zdobyć...

 

Magnus

 

Gratulacje! Zwycięstwo w tym pojedynku daje Magnusowi awans do rundy drugiej!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...