Skocz do zawartości

Arena XXI - Monti vs Dayan [zakończony]


Arena XXI  

11 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto zwyciężył w tym starciu?

    • Monti
      7
    • Dayan
      4


Recommended Posts

priori_incantatem_by_ruffyyoshi-d6yrval.

Czy potrafisz dostrzec całość spoglądając na części? To powiedzenie mogło być wyjątkowo adekwatne do pomysłu, jakim kierował się twórca areny. Gładka metaliczna powierzchnia, odbijająca blask lamp zawieszonych na ścianach i licznych filarach zakończonych płaskim szczytem tworzących zewnętrzną część placu boju.  Zarówno filary jak i całość podłoża była z materiału który wspaniale przewodził magię, przez co mógł być wykorzystany na wiele sposobów. Pomiędzy filarami zaś krążyły ruchome ściany z gęstej, zasłaniającej widok mgły, która to, wraz z filarami, tworzyła istny labirynt. Wewnętrzną część placu stanowiła płaska, posypana piachem, nawierzchnia, układająca się w koło o promieniu dobrych 20 metrów. Na obu krańcach areny swe miejsce odnajdywały zaś wielkie, równie metaliczne jak podłoże, wrota, przez które mieli wejść na arenę uczestnicy kolejnej rundy Magicznego Turnieju.

 

Kassandra i Dayan.

Dwóch zaprawionych pierwszą rundą magów. Kassandra, champion panny Monti, to osoba lubiąca książki a także tworzenie historii i RPG. Miejmy nadzieję iż kolejna runda pozwoli mu rozwinąć nie tylko metaforyczne skrzydła. Naprzeciw niemu stanie Dayan, zawodnik który swoją rundę przebył dzięki zaciekłej walce. Osobnik będący zamkniętym w sobie marzycielem. Jak myślicie, który okaże się silniejszy? A może ta walka będzie wymagała czegoś więcej niż zwykłej siły?

Zawodnicy, nadszedł wasz czas - do boju!

Edytowano przez Hoffman
Kosmetyczne
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężkie wrota rozwarły się z jękiem metalu, na krótką chwilę rozdzierając przejmującą ciszę areny-labiryntu. Z ich mroku wyłoniła się dość niepozorna postać, jaśniejąca delikatnym blaskiem mlecznej bieli swego ubioru. Mimo to, cień zalegał na jej twarzy, a w nim połyskiwała para szafirowych oczu i magiczny kryształ zdobiący jej czoło.

Zrobiła cicho krok, lecz echo nienaturalnie zwielokrotniło jego brzmienie. Cisza ustąpiła młodej czarodziejce, kiedy ta ruszyła w kierunku swego przeciwnika. Dzieliła ich znaczna odległość, ale dostrzegła go natychmiast po wstąpieniu na XXI arenę. Nie wyglądał nadzwyczajnie, jednak nie pokusiłaby się o zlekceważenie potężnego maga. Nawet do niej - obcej w tej krainie - dotarły pogłoski o uprzednim pojedynku Dayana.

Tymczasem zjawiła się na placu pośrodku mglistego labiryntu, a jej postać znalazła się w zasięgu światła lamp. Oponent mógł teraz dostrzec kruczo-czarne włosy Kassandry i duże oczy, z powagą i delikatnym smutkiem spoglądające na niego. Z tym wzrokiem wyglądała niczym kapłanka dawno zapomnianych bóstw lub Królowa Śniegu. Jej ludzkie pochodzenie zdradzał jednak ubiór. Ramiona otulone miała białym płaszczem, który wraz z rozciętą z przodu suknią zdobiony był złotą nicią, układającą się w tajemniczy wzór. Na jej piersi spoczywał ciemnobłękitny amulet, a z pod stroju wyłaniały się czarne, wygodne buty i równie ciemna tkanina spodni.

Z tej odległości mogła w końcu przyjrzeć się Dayanowi. Wyglądał na starszego od niej, ale cóż o magu miał świadczyć jego wygląd? Sama wydawała się być młodą kobietą, a przecież prawda była zupełnie inna. Była tak stara, jak niektóre greckie mity, wiele lat spędziła na Ziemi i w innych wymiarach, i niemal równie wiele w niewoli. Świadectwem tego była złota obręcz na jej szyi z wygrawerowanym magią napisem w języku wymarłego ludu. Jego zadaniem była obrona, ale czy miała chronić Kassandrę, czy może istoty, które ją spotykały..?

Niesforną myśl podsumowała jedynie ironicznym uśmiechem. Nie było to teraz ważne, a jej przeszłość nie miała nic wspólnego z obecnym pojedynkiem. Jedyną wartą uwagi informacją był fakt, że to wtedy nauczyła się magii będącej obecnie jej specjalnością.

Nie była przecież wszechpotężną czarodziejką, a zaledwie adeptką, która bynajmnjej nie urodziła się z magiczną mocą. W zamierzchłych czasach była jedynie człowiekiem, który nieopatrznie zwrócił na siebie uwagę niezrozumiałych sił. Piętno tamtego dnia będzie nosiła już do końca swego istnienia, tak samo jak brzydkie blizny znaczące jej ramiona i plecy, ale te na szczęście zakryte były przez jej szaty. Jej moc miała swe ograniczenia, lecz choć nie była zbyt silna, odznaczała się cechą tak charakterystyczną dla swego gatunku: potrafiła wykorzystywać własną słabość.

Tylko czy ta prosta umiejętność pomoże jej z mocarnym przeciwnikiem..? Nie wiedziała. Nie chodziło jednak o wygraną, a ciągłe doskonalenie swych zdolności i drogę, którą musiała przebyć w tym celu.

Choć w jej głowie myśli wzbierały w ogromnej ilości, w świecie zewnętrznym minęła zaledwie chwila. Uśmiechnęła się lekko, by przegonić mary ze swego umysłu, a tańczące pod jej płaszczem blaski i cienie się uspokoiły. A może były tylko wytworem wyobraźni?

Melodyjnym głosem wyrzekła :

- Witaj, Dayanie. Wieści o Twych zmaganiach i Twoje imię dotarły również do mnie. - W tym momencie skinęła mu z szacunkiem głową, kontynuując. - Mam nadzieję, że będę umiała dorównać Ci wytrwałością i kreatywnością w boju.

(Wygląd Kassandry. Tkanina na zgięciach jej rąk to płaszcz, być może wrzucę niebawem w którymś z postów szkice koncepcyjne, na których będzie to widać :>)

e5oit5.jpg

Edytowano przez Monti
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez twarz Kassandry przemknął cień zdumienia. Słowa Dayana dźwięczały w jej umyśle, przypominając wszystkie lekcje, których udzielał jej Mistrz. To on nauczył ją, jak wola i słowo potrafią kształtować rzeczywistość oraz jak tkać magię płynącą w każdym z nas. Spojrzała uważniej na maga, próbując przeniknąć jego myśli i zrozumieć, co kryło się za tą wypowiedzią. Miał dziwny wzrok - jak gdyby przeszywał ją na wskroś, tak jak i ona starając się ocenić swego przeciwnika. Czyżby był na tyle szalony, aby spojrzeć w jej umysł? To nie było miejsce, które chciałby oglądać.

Zdumienie szybko zastąpiła trzeźwym osądem. Widziała, jak mężczyzna wbija w nią spojrzenie i na moment umyka nim w bok. Cokolwiek nie myślał, bardzo szybko przekona się, że nie powinien ufać swoim zmysłom.

- Niech więc tak będzie, pierwszy ruch należy do mnie. Obyś nie żałował. - posłała mu pełen sympatii uśmiech, a jej oczy zabłysły w pragnieniu rywalizacji. Miała nadzieję, że przyjmie jej wyzwanie i nie będzie jej szczędził tylko dlatego, że była kobietą.

Szarmanckie zachowanie Dayana było jej na rękę. Oddając jej pierwszeństwo, dał jej również szansę, aby przygotować się do walki z nim. Postanowiła zacząć od czarów defensywnych, a dopiero później zaatakować.

Rozejrzała się dookoła. Powietrze na arenie było wilgotne i lepkie od mgły tworzącej ściany labiryntu, a ostatnie promienie słońca gasły w nadchodzącym zmierzchu. Dzień upajał się cieniami. Na jej ustach rozciągnął się szeroki uśmiech na ten widok - było tu wszystko, czego potrzebowała w swej magii. Zadowolona, przymknęła powieki, a umysł oczyściła ze wszystkich myśli poza tą jedną, konkretną. Z jej ust popłynęła słodka melodia kołysanki znanej z dzieciństwa. Zaczarowane tym głosem powietrze wokół niej zadrżało i zafalowało, a na placu zerwał się delikatny, lecz chłodny wiatr. Wyciągnęła przed siebie dłoń, nucąc coraz głośniej, gdy para wodna poczęła gęstnieć i oblepiać ją. Teraz już nawet do Dayana musiał dotrzeć zapach najczystszej, niczym nie skalanej magii, której nic nie było w stanie wypaczyć.

Tymczasem w dłoni czarodziejki formowała się różdżka stworzona z lodu o poszarpanych krawędziach, ostrych do tego stopnia, że najlżejszy jej dotyk zdolny był przeciąć nie tylko ludzką skórę. Na arenie panował coraz większy chłód, nie był on jednak przykry. Wola Kassandry wpływała na całe otoczenie. Od miejsca, w którym stała, ziemia zaczęła pokrywać się szronem, tworząc wzory tak piękne, jak mróz malujący zimą szyby.

Otworzyła oczy. Zajaśniały lodowatym blaskiem, gdy czar dobiegł końca. Opadła na kolana i różdżką utkaną z woli i lodu narysowała dookoła siebie okrąg. Gdy zamknęła jego końce, zajaśniał na moment złotem i przygasł. Jego zadaniem była ochrona czarodziejki przed każdym zranieniem, choć był to tylko czar o średniej mocy. Następnie powstała i wyszeptała: Kristalo!, jednocześnie tupnąwszy nogą. Na ten znak ziemia dookoła niej została rozerwana przez lód, tworząc kolejny, zewnętrzny pierścień. Jego pryzmatyczny charakter rozpraszał w pewnym stopniu magię i potrafił pochłonąć jej część. Kiedy zabezpieczyła się w ten sposób, zadbała o ostatni element - swój umysł. Otoczyła go ze wszystkim stron potężną blokadą, tak aby mag nie mógł go niczym zainfekować, wyczytać z niego niczego ani wpływać na jej działania. Jej umysł był najpotężniejszą jej bronią.

Teraz mogła w końcu przystąpić do właściwego ataku. Na początek jednak musiała poznać działanie otaczających Dayana barier, jeśli chciała wykonać skuteczny ruch. Delikatnie wysunęła swoją myśl i musnęła nią magiczną osłonę, lecz na tyle subtelnie, aby się nie zorientował w jej działaniach. Mógł to odczuć jedynie jako niemal niezauważalne dotknięcie, a któż zwróciłby uwagę na coś takiego? Wszak mogło to być tylko ukąszenie wiatru... Na wszelki wypadek postanowiła go jednak zająć rozmową.

- Wola i słowo to potężne narzędzie w rękach maga. Pokaż mi, jak wiele jesteś w stanie uczynić.

Energia otaczająca mężczyznę nie wydawała się być w szczególności silna i nie powinno sprawić problemu przełamanie jej. Nie miała natomiast pewności co do wewnętrznej bariery ochronnej. Musiałaby znacznie mocniej szarpnąć o nią swoją myślą, a to mogłoby zwrócić uwagę maga. Wolała, aby nie znał od początku jej umiejętności, nie zamierzała więc ujawniać całości swego talentu magicznego. Musiała się więc ograniczyć do założenia, że pierwsze zaklęcie jest silniejsze od kolejnego i tak wymierzyć siłę swoich czarów, aby oba przełamać.

- Glacio! - krzyknęła, a lód ponownie zaczął rozrywać podłoże i z zawrotną szybkością zmierzać w stronę mężczyzny. Ożywiony, uformował się w lodowe pnącza usłane długimi na dwa cale cierniami i dopadł jego osłon. Nie zamierzała ich jednak niszczyć - zamiast tego postanowiła uformować dookoła nich magiczny grobowiec. Ciernie miały za zadanie zmieszać się z jego czarem i zaabsorbować taką ilość energii, jaką tylko zdołają, a gdy się już nią nasycą, będą mogły wedrzeć się w głąb i niczym pasożyt, pochłonąć esencję życiową Dayana. Cóż zamierzał zrobić mag tworem, który pochłaniał magię? A czas się kończył. Roślina oplatała szczelnie przestrzeń dookoła barier, pobierając cały tlen z jego otoczenia.

Na tym jednak nie poprzestała. Wykonała różdżką kilka pospiesznych znaków dookoła otaczających ją kręgów, które miały jej pomóc nieco później. Z każdą chwilą jaśniały coraz mocniej błękitnym blaskiem.

Kiedy skończyła, z ciemnego nieba zaczął sypać skrzący, lodowy pył.

(Nie jest to rzeczywisty wygląd płaszcza Kass. Wrzucę go innym razem)

t9k274.jpg

Edytowano przez Monti
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podczas gdy Dayan mierzył się z lodowymi pnączami, Kass miała czas na dokończenie znaków otaczających jej ochronne kręgi. Kolejne słowa w języku Dawnego Ludu powstawały, jaśniejąc błękitnym światłem i zaklętą w nich Mocą. Gdy skończyła, rzuciła szybkie spojrzenie w stronę zimnego, spragnionego życia grobowca.

Mag widocznie odkrył już, z jaką łatwością można pozbyć się magicznego tworu. Coś jakby wewnętrzna eksplozja rozsadziła go, rozrzucając pnącza po całej arenie. Ciernie, przesycone magią skradzioną z potężnej tarczy przeciwnika, topniały w zastraszającym tempie, uwalniając magię do pokrytego szronem podłoża. Nie miała jednak czasu, by przyjrzeć się temu dokładniej, bo Dayan natychmiast wyprowadził kontratak.

W mgnieniu oka Kass oceniła swoją sytuację. Utkana z ognia kula zmierzała w jej stronę pod kątem, widocznie z zamiarem uderzenia od pleców, a kamienne kolce piętrzyły się, mknąc w jej stronę. Gdy spostrzegła również przywołaną Lunarną Wilczycę, czysty zachwyt zalał na moment jej umysł, oszałamiając widokiem tak pięknego stworzenia. Otrzeźwiała jednak błyskawicznie, bo najpierw musiała wyeliminować zagrożenie.

- Disonanco! - krzyknęła, a okalające ją symbole rozbłysły błękitem i zgasły. Natychmiast po polu walki rozeszła się potężna fala powietrza, załamując czas i spowalniając wszystko leżące poza osłonami czarodziejki. Zaklęcie, choć krótkotrwałe, dało jej chwilę na stopniowe zajęcie się każdym z czarów. Gwałtownie zerwała ze swej szyi medalion i wołając w myślach: "Moja Gwiazdo Przewodnia!", odwróciła się, by cisnąć nim w ognistą kulę. Kiedy metal w nią trafił, pochłonął energię i światło, ciężko upadając nieopodal Kass. Nie miała jednak czasu tego obserwować, ponieważ od razu po wykonaniu rzutu zwróciła się w stronę nadciągającego niebezpieczeństwa. Zatoczyła różdżką półkole, tworząc płomienną falę o niezwykle wysokiej temperaturze, a z jej piersi wyrwał się potężny krzyk pełen Mocy. Magia ognia nie wychodziła jej najlepiej i dlatego potrzebowała ją wzmocnić czymś jeszcze. Krzyk kruszył skały, a złocisty podmuch topił ostre krawędzie. Zaklęcie Dayana było jednak dość mocne, bo nim Kassandra się z nim uporała, zdążyło dotrzeć do lodowego kręgu. Połączona moc dwóch czarów i magicznej bariery w końcu je zatrzymały, ale krąg został przerwany i jej osłona stała się teraz niemal zupełnie bezużyteczna.

Po w części pokruszonych, a w części stopnionych skałach biegła w jej stronę Wilczyca. Kassandra opadła na kolana, chyląc przed Nią głowę w najwyższym wyrazie szacunku i posłała w Jej stronę telepatyczny zew.

"Siostro, exaudi me... Usłysz mój głos i wysłuchaj mnie!"

Lunarny Wilk zatrzymał się o cale od bezbronnej czarodziejki, cichym pomrukiem przyzwalając jej na rozmowę. Stworzenie bowiem znało prawdziwą naturę magii Kassandry i poznało w niej swą Duchową Siostrę, więc opuściło wielki łeb i musnęło nosem kamień na jej czole. Jęknęła w zachwycie, kiedy wilk otworzył przed nią swój umysł, pełen prostoty, woli i księżycowej magii. Gdyby Dayan posłał ku niej ubezwłasnowolniony twór, Kassandra nie mogłaby wiele zdziałać, lecz zamiast tego przyzwał potężną istotę z wymiaru, który znała jedynie z opowieści. Wilczyce, królowe lunarnych stad, były magicznymi istotami, pięknymi i mądrymi, w pełni oddane władzy Księżyca. Czarodziejka podziwiała je, lecz nigdy nie odważyła się z nimi porozmawiać. Teraz miała szansę.

"Powłoka nas różni, ale serce mamy to samo. Tak jak Ty służę Księżycowi. Obie jesteśmy pięknem bleknącym w świetle dnia, zbyt delikatnym, by zrozumiało nas palące słońce. Lecz Noc jest po naszej stronie. Dlaczego więc słuchasz mężczyzny, istoty w swej naturze przynależącej bardziej do dnia, niż nocy? Czyż w swoim wymiarze nie jesteś Królową..? Siostro, nie dorównuję Ci w swej magii, będę jednak Twym najwierniejszym towarzyszem. Zechcesz dzielić ze mną swą duszę?"

Wilki były prostymi stworzeniami. Nie potrzebowały niedoskonałych słów, by porozumiewać się z innymi istotami. Kass wyczytała w Jej umyśle przyzwolenie i oddanie, gdyż tylko czysta istota mogła złączyć swoje przeznaczenie z Lunarną Wilczycą.

Przepełniona zachwytem czarodziejka oparła swoją głowę o głowę Księżycowej Istoty. Wyszeptała w myślach starą jak świat formułę, nierozerwalnie łącząc swój los z Jej losem, życie z życiem.

"Na moją krew, duszę i serce, poprzysięgam Ci wierność i służbę, oddanie i miłość. Jeśli wystąpię przeciw Tobie, niechaj na wieczność pochłonie mnie Pustka. Pact animarum!"

To, co stało się w następnej chwili, trudno jest opisać w słowach. Dusze dwóch bliźniaczych istot na nowo stały się jednością, przenikając siebie i łącząc aż po końce świata. Jedna dusza w dwóch ciałach. Kass i Wilczyca pochłonięte zostały na moment przez księżycowe światło, a pakt został zawarty. Najbardziej pierwotna i nieskażona magia wypełniła je obie. Czarodziejka podzieliła z Nią swój umysł, a jej towarzyszka pozwoliła na wykorzystywanie części swych zdolności.

Jak na taki obrót spraw zareaguje mag?

Kassandra powstała, a jej oczy płynęły granatowym blaskiem nocnego niebo. Odezwała się zmienionym, dźwięcznym głosem:

- To było nierozważne, przyjacielu. Nie poznawszy mojej magii, ofiarowałeś mi potężną broń. Bo widzisz - władam Magią Nocy. Kobiecą, księżycową magią pełną iluzji i życia. Łaskawy Księżyc pozwala swoim Dzieciom czarować wodą, mrokiem i krwią. Zjawiając się podczas zmierzchu na placu pojedynku, uczyniłeś mnie potężniejszą. Arena jest parna, a Ty cały przemoczony... Oprzesz się uwodzicielskiej mocy Nocy?

Pakt Dusz odmienił Kassandrę. Dzielenie umysłu z Lunarnym Wilkiem pozwoliło jej korzystać z wiedzy swej nowej towarzyszki, a choć mogła korzystać z części jej zdolności, magia Wilczycy była potężniejsza i czarodziejka nie potrafiła w pełni jej wykorzystać. Te magiczne stworzenia były Strażnikami Księżyca, wędrującymi przez wymiary i dbającymi o zachowanie równowagi dobra we Wszechświecie. Było ich jednak niewiele, a przyzwanie ich wymagało wysokich zdolności i jeszcze większej wiedzy. Kass popatrzyła na maga z szacunkiem, pełna respektu dla jego magii. Choć była w stanie przejąć Wilczycę, nie mogła zignorować takich umiejętności.

Postanowiła oczyścić Ją z wpływów Dayana. Zanuciła cicho i złożyła pocałunek na głowie stworzenia.

- Od teraz zwać się będziesz Catastrophea.

Nadając Jej imię, ostatecznie rozwiała władzę przeciwnika nad Wilkiem związanym z nią duszą. Tak długo, jak żyła Kass, tak długo nic nie mogło zabić jej Siostry. Konsekwencją tego był jednak fakt, że od tej chwili dzieliły również ból, a Jej krzywda - była krzywdą Kass.

Uśmiechnęła się figlarnie z wesołymi skierkami w oczach. Najwyższa pora pokazać Dayanowi, na co ją stać.

Spojrzała na otaczającą go krwawą poświatę. Catastrophea podpowiadała jej, że to mocny czar i jego przełamanie może być kłopotliwe. Ale zaraz... dlaczego miałaby próbować go zniszczyć? Dużo łatwiej będzie go po prostu... obejść.

Skupiła się, rozmawiając w myślach z Wilczycą. Po raz kolejny zanuciła i dotknęła czule futro swej towarzyszki.

"Teraz!"

Kassandra zaczęła biec, z zawrotną szybkością przeskakując nadtopione skały. W jej oczach malowała się determinacja. Doskonale wiedziała, że to, co chce zrobić, mogło być niebezpieczne. Dlaczego by jednak nie spróbować? Kiedy znajdowała się w odległości może dziesięciu metrów od przeciwnika, wykonała zamaszysty skok i... Zniknęła. W zasadzie nie było to 'zniknięcie', a upłynnienie swojej energii, lecz jedyne, co mógł dostrzec mag, to czarne smugi w miejscu jej ruchu. Tymczasem jej postać zmaterializowała się tuż za magiem, a Kass nachyliła się nieznacznie nad jego ramieniem i wyszeptała wprost do jego ucha:

- Czy jesteś w stanie się przede mną obronić? - cichym, hipnotyzującym głosem sączyła w jego umysł czar, ciekawa, czy jej iluzoryczne zdolności na cokolwiek się zdadzą. Chciała sprawdzić, jak silny umysł ma jej przeciwnik, ale nie to było jej głównym celem. Kiedy go oczarowywała, lewą dłoń zacisnęła na swej różdżce, mocno po niej przeciągając, a ostre krawędzie lodu boleśnie rozcięły jej skórę. Na ziemię spłynęły gęste krople krwi, brocząc szkarłatem również szaty Dayana.

- Descendere! - wyszeptała i natychmiast ponownie użyła zdolności, dzięki której się tu znalazła. Lunarne Wilki były wszak Gwiezdnymi Wędrowcami i swoimi pazurami potrafiły rozrywać czasoprzestrzeń tak, by znajdować się w dowolnym miejscu Wszechświata. Choć Kassandra mogła korzystać z tej umiejętności, miała ona u niej pewne ograniczenia i wychodziło jej to dość nieporadnie. Zamiast znaleźć się z powrotem w ochronnym kręgu jak zamierzała, upadła poza jego zasięgiem. Jęknęła, gdyż zderzenie z ziemią było dość bolesne, a po materializacji zakręciło się jej w głowie.

Podparła się dłońmi, próbując wstać. Dostrzegła wtedy swój medalion, który użyła wcześniej do pochłonięcia ognistej kuli. Chwyciła za niego szybko i gdy z powrotem zawisł na jej piersi, podniosła się z posypanej piaskiem nawierzchni. Z jej dłoni wciąż płynęła krew, a splamiona nią różdżka zaczęła lśnić dziwnym blaskiem. Kryształ na czole Kassandry zmienił barwę na szkarłatną, a cienie wylgnęły z pod jej płaszcza i zakryły ją całą. Kiedy w końcu się rozwiały, Kassandra ubrana była cała w czerń, nosząc krótką sukienkę o wyszukanym gorsecie, długie buty i rękawiczki. Krótsze teraz włosy, miały poszarpane końce i bez przerwy falowały. Uśmiechnęła się. Tak jak księżyc miała różne oblicza, a to niosło ze sobą śmierć. W dłoniach, zamiast lodowej różdżki, dzierżyła teraz długi i prosty kostur, zakończony ostrym sierpem.

Podczas gdy dziewczyna objawiała swą ciemniejszą naturę, w stronę maga ruszyła Catastrophea. Wzmocniona czarami swej Siostry, miała teraz krwawe pazury, zdolne rozrywać magię. Wyskoczyła w powietrze potężnym susem, zamierzając się na przeciwnika.

A ziemia drżała i jęczała, rozrywana dłońmi Dzieci Otchłani. Przyzwane przez krew Czarodziejki, miały tylko jedno pragnienie: pochłonąć maga i zabrać go w lodowate czeluści. Już pierwsza martwa dłoń przebiła ziemię i sięgnęła ku jego kostce.... Czy mężczyzna ustrzeże się straszliwego losu?

Cienie pełzały po ścianach areny, a do do wtóru zawodzących głosów śpiewała i Kassandra.

- Między dobrem a złem tak cienka jest linia.

Czasem mrok nas ochrania, czasem miłość zabija.

(Catastrophea wymawia się 'Katastrofi')

Edytowano przez Monti
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Nieukończony odpis]

Oślepiający rozbłysk.

To było ostatnie, co Kassandra zdążyła dostrzec tuż po tym, jak jej przeciwnik wbił swój kostur w ziemię, krzycząc coś niezrozumiale. Potężna fala światła zalała całą arenę na dźwięk tego głosu, pozbawiając ją na moment wzroku i jakiejkolwiek możliwości obrony. Jęknęła, czując ból pod powiekami, a choć blask znikł tak szybko, jak się pojawił, nie od razu mogła zobaczyć, co takiego się stało. Catastrophea mruknęła w jej umyśle w proteście na tak nagłą zmianę oświetlenia, zdając jej relację z ostatnich wydarzeń.

Bez wątpienia mag użył jakiegoś rodzaju zaklęcia transportującego, ale nie miała co do tego stuprocentowej pewności. Kiedy Wilczyca wielkim susem ku niemu skoczyła, ten po prostu... Zdematerializował się. Nie był to jednak zwykły czar zmiany miejsca, ponieważ nawet wyczulone zmysły Lunarnego Wilka nie potrafiły go wykryć na polu walki. Obie były zdezorientowane i przez to jeszcze uważniej szukały jego obecności.

Kolejny rozbłysk i kolejna chwila przytępienia zmysłów. Kass zamrugała kilkukrotnie i w pewnym momencie zdumiona odkryła, że Dayan znalazł się tuż przed nią, a ich ciała dzieliły zaledwie centymetry. Serce jej przyspieszyło, a po ramionach przebiegł deszcz, kiedy ten wyrecytował dalsze słowa jej pieśni. Nie mogła zaprzeczyć, że po raz kolejny zaskoczyły ją umiejętności maga i znajomość inkantacji należących do dawno zapomnianego ludu. Jego miękki głos cichym szeptem otulał jej umysł i uspokajał, lecz nie pozwoliła, by ją zwiódł. Wciąż uważnie śledziła jego poczynania, ponieważ nie rozumiała w pełni natury czaru, którym się przemieszcza. A przecież nie chciała być zaskoczona, czyż nie?

Po chwili przeciwnik znalazł się o jakieś kilkanaście metrów od niej i wykonał swoim kosturem mocne uderzenie w ziemię. Na ten znak powstały jego klony w ilości tak ogromnej, że Kassandra nie była w stanie ich zliczyć. Początkowo śledziła wzrokiem oryginał, ale już po chwili straciła go z oczu, gdy ten wmieszał się w sztucznie stworzony tłum. Poczuła mocny niepokój, obserwując działania stworzonych iluzji - każda użyła innego zaklęcia, wiec nie mogła się pozbyć ich jednym czarem. Nie miała pewności, czy są to tylko zwykłe złudzenia, które nie mają dość mocy, by ją skrzywdzić, czy też mag wykreował echo własnej osoby, zdolne czerpać z jego magii i mogące sprowadzić na nią poważne zagrożenie. Z jakiegoś powodu nie miała ochoty sprawdzić tego na własnej skórze - nie mając innej opcji, jedynym, co mogła uczynić, była ucieczka. Nie wynikało to bynajmniej z jej tchórzostwa; idiotyzmem byłoby narażać się na takie niebezpieczeństwo, a taktyczny odwrót dawał jej chwilę na przygotowanie jakiejkolwiek strategii.

- Pact animarum! Dusza przy duszy. - czar natychmiast przemieścił Kass w miejsce, w którym znajdowała się jej Siostra. Wtuliła twarz w Jej miękką sierść i za przyzwoleniem wdrapała na Jej grzbiet, a Wilczyca wykonała szybki sus i znalazła się na szczycie jednej z pobliskich kolumn. Kassandra w tym czasie rzuciła drobny, ale skuteczny czar, który miał na pewien okres zatuszować ich obecność. Odetchnęła.

Szybko zaczęła analizować sytuację, w której się znalazła. Nie posiadała żadnych tarcz, a oponent co pewien czas używał tego uciążliwego teleportowania, które oślepiało ogromnym blaskiem. Nie było dla niej w żaden sposób groźne, ale wywoływało u niej dyskomfort i nie podobało się Catastrophea. Wszak nie była w swej naturze zła i nie parała się czarną magią, światło nie mogło sprawić jej bólu z tego względu, jednak uwielbienie dla nocnej pory i nadzwyczaj jasna karnacja nie znosiły dobrze ostrego promieniowania. Kassandra była Czarodziejką Nocy - czyli Protektorką, obrońcą życia, magii i snów. Nie chciała krzywdzić, lecz tak jak i Księżyc miała swoją ciemniejszą stronę. Czy to mogło czynić ją złą? Nie. Każda istota ma w sobie mrok i nie ma w tym niczego nadzwyczajnego, lecz nie musi on zawładnąć niczyją naturą i może być dobrze ukierunkowany. Czarna strona Kassandry prezentowała nieubłaganą i bezwzględną konieczność przemijania rzeczy, ich kruchość i śmiertelność. Nie ma w tym żadnej zawiści czy złości, a jedynie nieuchronne przeznaczenie.

Postanowiła zaradzić coś na obie te niedogodności.

- Lunlumo! - zawołała, a miękki księżycowy blask natychmiast objął dziewcznę i jej towarzyszkę.

Edytowano przez Monti
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panie i Panowie, nadeszła pora na wyłonienie zwycięzcy pojedynku!

 

Zapraszam do głosowania i komentowania! Kto jest Waszym faworytem? Czy jest to Monti, czy też może Dayan? Kogo zobaczymy w rundzie trzeciej? Kto popisał się większą mocą? Kto urzekł Was swym stylem i kreatywnością? Czekamy na Wasze opinie i wyrazy uznania!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, runda powoli dobiega końca, więc chciałabym na początek szczerze podziękować Dayanowi za stoczony pojedynek :) Od początku bardzo się cieszyłam, że zmierzę się z dobrze piszącym magiem i nie rozczarowałam się - są to moje pierwsze doświadczenia w tego typu walkach i miałam szansę naprawdę wiele się nauczyć. Chciałabym podziękować też innym, których posty nauczyły mnie, jak powinno się toczyć tego typu zmagania. To było naprawdę ciekawe przejście ;>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moi drodzy, to już czas na wyłonienie zwycięzcy pojedynku i poznanie śmiałka, którego to zobaczymy podczas trzeciej rundy! Jesteście gotowi? Oto wyniki...

 

Dayan - 4

Monti - 7

 

A zatem, droga publiczności, starcie zwycięża...

 

Monti

 

...przewagą trzech punktów! Prosimy o owacje na stojąco! Oby drogocennej energii nie zabrakło w trakcie rundy trzeciej i oby kolejne starcia okazały się nie mniej emocjonujące! A czy Monti zdoła dotrzeć jeszcze dalej? Już wkrótce przyjdzie nam poznać odpowiedź na to pytanie...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...