Skocz do zawartości

Arena XXIII - Hoffner vs Magus [zakończony]


Arena XXIII  

4 użytkowników zagłosowało

  1. 1. Kto okazał się bardziej zawzięty, wytrwały, potężniejszy? Kogo zobaczymy w kolejnej rundzie?

    • Hoffner
      3
    • Magus
      1


Recommended Posts

Tym razem, znajdujemy się w zbudowanej ponad tysiąc lat temu, przez nieznaną cywilizację świątyni, opierającej się na – uwaga – czterech górskich szczytach. Legendy głoszą, że niegdyś okolice te zamieszkiwało plemię Behemotów, którzy na chwałę swego boga wznieśli ten wspaniały budynek w jedną noc, przy pełni księżyca.

 

Do dziś magowie i historycy spierają się jakim cudem świątynia ta przetrwała i wciąż niestrudzenie zajmuje swoje miejsce. Swego czasu archeolodzy odkryli, iż budynek zdążył „zrosnąć się” z górskimi szczytami. Dziś, pogrążony on jest w dziwnej mgle, okryty śniegiem, gdzieniegdzie nawet skuty wieczną zmarzliną. Powiadają, że gdzieś w świątyni, zamurowane są szczątki Behemotów-szamanów. Wierzono bowiem, że jest to jedyny sposób, by ich dusze pozostały na ojcowiźnie i to był główny powód, dla którego świątynia nadal pozostawała w jednym kawałku.

 

Niewykluczone, że za powstaniem świątyni stała jakaś zapomniana, nieznana już dziś magia, a  być może nawet i boska interwencja. Kto wie? Niestety, większość odnalezionych pergaminów, malowideł i obrazów nie daje się w żaden sposób odczytać, zinterpretować. A szkoda, gdyż z pewnością jest to kawał historii.

 

 

magic_duel_by_foxinshadow-d6h6apu.png

 

 

Witamy Hoffnera i Magusa! Jak się czujecie, stąpając po żywej legendzie? Słyszycie może głosy ludu, który setki lat temu miał tu egzystować i tworzyć własną historię?

 

Jeżeli w trakcie pojedynku poczujecie "czyjąś" obecność lub opatrzność, nie dajcie się zwieść. Jeśli Behemoty rzeczywiście kiedyś tu żyły, wiedzcie, że stroniły od tej formy magii, jaką się dziś posługujemy. Powodzenia!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 51
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Na arenie jakby znikąd pojawiła się nagle niewielka pomarańczowa chmura o bardzo zgniłym kolorze. Czuć było od niej nieprzyjemny zapach siarki. Chmura zaczęła powoli opadać coraz niżej aż nagle znalazła się na ziemi. Jej kształty zaczęły nagle zmieniać formę przyjmując moją dotychczasową formę. Gdy już uformował się z niej kształt jednorożca. Ta nagle zaczęła zmieniać barwę. Jej kolor zmienił się na w pełni czarny. Na pustym do tej pory pyszczku pojawiły się moje krwisto czerwone oczy. Grzywa i ogon również zaczęły zmieniać barwę na trawiastą zieleń. Na koniec na grzbiecie zaczęła się formować moja czerwona postrzępiona peleryna. Gdy proces się skończył. Stałem w całej swojej okazałości na arenie. Przyłożyłem kopyto do ust, po czym zacząłem lekko kaszleć. Lecz szybko mi to przeszło. Ponownie zjednoczyłem się z żywiołem ognia jednak tym razem w nieco innej formie. Choć podobnie nieprzyjemne uczucia tu działały przy tym zaklęciu. Jednak uznałem, że należy zrobić teraz ciekawsze wejście niż ostatnio by lepiej zaprezentować się publiczności. Wciąż byłem w szoku, że zdołałem wygrać ostatni pojedynek. Być może moje szkolenie naprawdę się opłaciło. Mój ostatni przeciwnik posiadał imponujące zaklęcia. Zastanawiałem się, czym zaskoczy mnie obecny. Wciąż posiadałem asy ukryte w kopytach. Byłem gotowy do walki. Rozejrzałem się po arenie. Jak na razie nie widziałem mojego przeciwnika. Może teraz zmierzę się z jakimś moim pobratymcem. Czas pokaże. Arena wyglądała imponująco znacznie lepiej niż poprzednie miejsce walki. Otaczające mnie góry jak i świątynia zapierało to wspólnie dech w piersi. Na dodatek ten śnieg i mgła dodawały tu ciekawego uroku. Prezentowało się to naprawdę niesamowicie aż szkoda byłoby zniszczyć takie miejsce naszym pojedynkiem. Ale skoro tak zdecydowano to będziemy musieli tu walczyć.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna siedziała spokojnie przy swoim biurku, popijając świeży napar z herbaty, nalany z porcelanowego imbryka, który z kolei stał na podgrzewaczu. Pisała coś zaciekle ołówkiem w dużym zeszycie, przygryzając co chwila swoją dolną wargę, nie mogąc się najprawdopodobniej zdecydować, co tak naprawdę chce osiągnąć tym wszystkim co teraz robiła... Gumka poszła w ruch, wymazując cały fragment uprzednio napisany. Po czym z brzdękiem zrezygnowania jej pisadło i gumka opadło na blat, gdy oparła swoją brodę na rękach, zmęczona w poszukiwaniu weny. Zamknęła oczy, a świeczka tak jakby zgasła sama z siebie. Światło zamigało, by również zawieść, tak przynajmniej było w jej odczuciu że pogrąża się w ciemności. W rzeczywistości nic takiego nie miało miejsca... Wszystko to co działo się wokół niej było zwykłym złudzeniem, gdy opadała coraz niżej, by położyć się tak wygodnie jak tylko mogła... Ona jednak wiedziała że znów była zabierana przez nieznaną sobie siłę w kolejną podróż. Tym razem miała nadzieję że nie będzie tak nudna jak poprzednia... Że uda się jej zdobyć to czego oczekuje.  
 
***
 
Spadła z nieba dość dużą szybkością, wbijając się w ziemię, lądując tak samo jak Iron Man z filmu pod tym samym tytułem. Rozejrzała się dokładnie, gdzie znowu ją rzuciło tym razem, prostując się i otrzepując dżinsowe spodnie... Była pod większym wrażeniem niż ostatnio, gdy jej wzrok skakał dosłownie wszędzie, łapiąc jak najwięcej szczegółów, które później mogłaby wykorzystać u siebie. Tu widać było naprawdę pewnego rodzaju potęgę, gdy jej przemyślenia urwały się gdy zobaczyła postać niedaleko od siebie. O dziwo nie była człowiekiem, co było pewną nowością dla niej... Już szybciej spodziewała się spotkać elfa czy krasnoluda. Niż... Nie mogło jej przejść to przez gardło na głos...
 
- Kucyk? - wybełkotała, bo tylko tyle udało się jej wykrztusić z siebie, zanim zachichotała że musiała chyba źle zaparzyć herbatę i to wpływa na jej całą percepcję. Zdusiła to w sobie, kręcąc głową parokrotnie próbując zrozumieć to wszystko, ale nie mogła... Pozostał jej jeden sposób. by się przekonać z czym dokładnie ma do czynienia.
- Czołem! - powiedziała chcąc zwrócić na siebie uwagę i się przywitać. Nic nie miała do stracenia. Położyła sobie rękę na piersi i kontynuowała: - Jestem Monika i jestem człowiekiem. A ty? - spytała z wyraźnym domaganiem się odpowiedzi w głosie, co jednoznacznie wskazywało na jej niecierpliwość w tej kwestii, wskazując na niego, po czym zakreśliła dłonią okolicę. - To ma być dalsza część turnieju... - dodała chwilę później.
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dalej rozglądałem się po arenie w oczekiwaniu na mojego przeciwnika. Dopóki się nie pojawi mogłem podziwiać piękno tej krainy. Spokój jednak mój został szybko zachwiany. Gdy nagle coś zaczęło spadać z nieba. Nie byłem się w stanie temu przyjrzeć. Gdy to nagle uderzyło w ziemię. Był to człowiek i chyba mój przeciwnik. Chciałem już ruszyć w stronę tego biedaka by sprawdzić czy nic mu się nie stało. Nie chciałem wygrać z nikim w ten sposób. Jednak nim zdołałem ruszyć ten człowiek nagle wstał. Wyglądało na to, że nic mu nie jest. Ja myślałem, że to ja zrobiłem niesamowite wejście. Ale mój przeciwnik swoim mnie zdecydowanie przebił. Muszę jeszcze to dopracować najwyraźniej. Co ciekawe ów człowiek okazał się samicą z ich gatunku ubraną w dość ciekawą kreacje. Czyli czeka mnie po raz kolejny walka z człowiekiem? Czyżbym był jednym z mych pobratymców, co biorą udział w tym turnieju? Nagle moje oczy zwróciły się na kobietę i jej dziwną reakcje na mój widok. Czy ona śmiała się ze mnie? Czemu? W czym jestem zabawny? Zacząłem patrzeć po swoim ciele by znaleźć powód jej dziwnej reakcji. Dziwiła się, że spotkała kucyka? Przecież jest nas wielu. Chyba wszyscy o nas słyszeli. A jednak w turnieju jak na razie nie spotkałem innego kucyka. Zastanawiało mnie, dlaczego tak się działo. Czyżbym ja jedyny nas tu reprezentował? Ponownie skupiłem się na kobiecie i na tym, co do mnie powiedziała. Ciekawe miała imię. Raczej takiego nie słyszałem. Lekko się jej ukłoniłem, po czym się bezpośrednio do niej zwróciłem.

-Witaj Moniko. Masz naprawdę piękne imię. Miło mi cię poznać. -Powiedziałem szczerze. Teraz przyszła kolej na kolejne odpowiedzi. -Mów mi Shadow Star. Jak zauważyłaś wcześniej jestem kucykiem a właściwie jednorożcem. Zgadza się to jest dalsza część turnieju. A ja jestem twym przeciwnikiem. Ufam, że ten upadek nie uczynił ci krzywdy i jesteś gotowa na pojedynek i to by zapewnić naszej widowni niezapomniane widowisko. -Powiedziałem uśmiechając się miło i oczekując na ruch mojej przeciwniczki. Musiałem ocenić jak będzie walczyć. Wtedy będę wiedział, jaki rodzaj taktyki przyjąć. Na pewno znała potężne zaklęcia, choć wygląd jej trochę temu przeczył. Jednak nie ocenia się książki po okładce. Nie bez powodu jest w drugiej rundzie tego turnieju.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mi również miło cię poznać Shadow Star - w jego imieniu słychać było bardzo wyraźnie jej brak angielskiego akcentu - i zapewniam cię że wszystko ze mną w najlepszym porządku. - Zamilkła na moment, maskując swe wątpliwości co do całej sytuacji szerokim uśmiechem. Zastanawiała się dłuższą chwilę nad tym co właśnie robiła. Rozmawiała z kucem, zachowującym się jak człowiek... Co się z nią działo? To miał być sen czy jakaś alternatywna rzeczywistość z jej udziałem. Nie wiedziała tego. - Miłe jest też to, że nie kazałeś na siebie czekać i jesteś punktualny... - powiedziała entuzjastycznie, klaszcząc parokrotnie energicznie w dłonie, czując każde uderzenie ich o siebie. Sprawdzała samą swoje reakcje. To było dość realne. Mrugnęła jeszcze parokrotnie, próbując zrozumieć to wszystko, lecz nie do końca było jej to dane, a wcześniej nie mogła tego dogłębnie zbadać. Musiała przyjąć za fakt że to jednorożec i musi umie czarować. Nic innego jej teraz nie obchodziło. Zaczęła swoje mistyczne sztuczki wierząc że to możliwe, tak jak ostatnio.

 

W swojej prawej, zaciśniętej w pięść dłoni,  zaczęła zbierać się powoli i systematycznie ciemnofioletowa, połyskująca metalicznie energia, opalizująca własnym delikatnym światłem w kształcie niewielkiej kuli. Chciała tego by, się to działo, bo było to podstawą w jej mniemaniu, tego co miało się zaraz dziać, tak jak w wielu podobnych, znanych jej uniwersum, będących w masowej liczbie tworzonych przez każdego pojedynczego człowieka, w każdej pojedynczej głowie... W tym przypadku miał to być tylko jej sen, jej świat i mogła być kimkolwiek chciała i także takie rzeczy robić, które w normalnym świecie nie przeszłyby próby praw fizyki, z powodu swojej nierealności dla ścisłych umysłów próbujących wszystko obalić skomplikowanymi wzorami, zamykając wszystko posegregowane w pojedynczych szufladkach, nie zostawiając nic kompletnemu przypadkowi. Mocy fantazji. Tutaj w świecie gdzie prawa rzeczywistości i logiki nie miały racji bytu, chyba że właściciel zadecydował inaczej, mogło dziać się, dokładnie to co zrodziło się w odpoczywającym umyśle dziewczyny, a był to z niewiadomych przyczyn pojedynek magów. Nie myślała nigdy nad tym od czasu ostatniego zdarzenia, gdy po raz pierwszy pojawiła się na pustej arenie... A teraz spadła na następną nie łamiąc sobie przy tym żadnej kości co było dość dziwne, ale wszystko to przyjmowała nie zastanawiając się nad tym dłużej. Nie była przecież to ziemia...

 

Gdy kula osiągnęła odpowiednie rozmiary przy danej konsystencji mocy wystawiła dłoń przed siebie, zakreślając łagodny łuk w powietrzu, a ślad światła został zawieszony w przestrzeni, jakby był materialny. Zmrużyła chytrze oczy i rzuciła przeciwnikowi cwany uśmiech na końcu zamykając na moment jedno oko, mrugając przyjacielsko, lecz dość nieszczerze przy tym. Widać było że coś kombinowała dobrze bawiąc się przy tym, bo jej pewność siebie wydawała się nie do zmazania z jej twarzy od teraz, gdy wiedziała że może wiele. To co nakreśliła zaczęło z początku delikatnie falować i pęcznieć jeszcze bardziej powiększając się... Całość uniosła się do góry i zaczęło powoli przypominać coraz bardziej kształtem węża sięgającego już ponad 10 metrów nad ziemie, którego to ogon trzymała sama dziewczyna, jakby nic dla niej nie ważył. Być może właśnie tak było.

 

Tymczasem na nim było widać coraz więcej szczegółów, jak się kształtowały kolejne części tegoż ciała. Otworzył szeroko swą paszczę jakby ziewając, w której pojawił się cały garnitur zębów, z czego tylko kły widocznie wystawały poza jego wargi, a pomiędzy nimi powstał rozdwojony język jak u węża poruszający się dość rytmicznie na zewnątrz i z powrotem po zamknięciu paszczy... Szczęka się wydłużyła i stała się dość masywna i podłużna jak u prastarego, drapieżnego jaszczura. Z tyłu głowy zaczęły wyrastać dwa zakrzywione jak szable rogi antylopy. Pojawiły się też na jego pysku imponującej długości wąsy wijące się same z siebie na boki wzdłuż ciała, jakby nie działała na nie siła grawitacji. Ciało zaczęła pokrywać dobrze zarysowana łuska różnej wielkości, nad którą intensywnie falowało powietrze od panującej temperatury. Stanął na swych tylnych łapach zaopatrzonych w pazury wgniatając grunt pod sobą i nadtapiając podłoże. Runął na przednie łapy otaczając łukiem dziewczynę swym ciałem. Nie czuła całego tego żaru, który wytworzyła do jego budowy... 

 

Ten żywiołak na kształt chińskiego smoka, bo tak należało nazwać ten twór, który został stworzony z czegoś co przypominało rozchodzące się kolejnymi gałęziami wyładowania z wnętrza kuli plazmowej ciągle zmieniającymi swoje położenie, której to nadano tak niezwykły i ruchomy kształt stanowiący obrys tego tworu, a najwięcej rozchodziło się od jego oczu, w których najlepiej było widać misterne próby otworzenia naturalnie zachowujących się pionowych źrenic nie wyrażającej jednak żadnej większej emocji... Był mdłe do bólu, bo nie było w nich żadnego naturalnego życia, tylko jego żałosna imitacja podtrzymywana przez czarującego. Puściła jego ogon, na końcu którego pojawiła się długa kita, urywając tym proces kształtowania jego postaci.

 

Wystarczyła tylko jedna jej myśl, by smok nastroszył swój grzebień na całej długości grzbietu i uniósł się wysoko, próbując stać się jeszcze większy, by nastraszyć stronę przeciwną swoją złudną potęgą. Ryknął, jakby eksplodował kondensatory w krótkich odstępach czasu i już po chwili wysłał z swej otwartej paszczy energetyczną chmurę rozgrzanego, mieniącego się gazu w formie łuku obejmującego całą szerokość areny. Zaczęła ona sunąć w stronę przeciwnika, tylko po to by spopielić jego ciało na popiół... Dziewczyna jednak wiedziała że gdyby to się jej udało to sen byłby o wiele za krótki... Miał za mało emocji czy też akcji, które mogłaby spokojnie spisać po przebudzeniu do jednego ze swoich licznych zeszytów trzymanych gdzieś ukrytych w jakimś kufrze. Była ciekawa co zrobi ten wytwór jej umysłu, o ile faktycznie tak było, ponieważ władzę miała tu ograniczoną.

Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja przeciwniczka wyglądała na miłą osobę. Właściwie to przecież żadne z nas nie jest tu wrogiem. Tylko staramy się pokazać z jak najlepszej strony nasze zdolności i zaprezentować je w tym turnieju. Gdy skończyła mówić zauważyłem jej tajemnicze gesty w skupieniu przyglądałem się temu, co robi. Cwany uśmiech który mi posłała i mrugnięcie to złe połączenie jak i ta energia którą zbiera. Zwiastuje mi to wszystko spore kłopoty. Musiałem dokładnie ocenić jej sposób walki i zaklęcia, w jakich się specjalizuje. Nagle stworzyła coś niesamowitego. Byłem w kompletnym szoku na widok bestii, która pojawiła się na arenie. Pierwszy raz widziałem tak dziwne monstrum. Trochę przypominało smoka. A jednak nie był taki, jakim spotykałem w mojej ojczystej krainie. Sytuacja nie wyglądała ciekawie. Mógłbym skupić się na walce z monstrum, ale wtedy moja przeciwniczka może to wykorzystać. Jest dwoje na jednego. A na dodatek oboje z moich przeciwników są niezwykle groźni. Taki stan rzeczy mi nie odpowiadał. Jednego byłem pewny moja przeciwniczka posiadała imponującą moc. W głowie rodził mi się tylko jeden plan jednak chciałem zachować to zaklęcie na czarną godzinę. Ale obecna sytuacja zmusza mnie do podjęcia radykalnych kroków.

 

Jednak  teraz musiałem skupić się na ataku tej bestii. Energia zbliżała się do mnie i mogło skończyć się to źle. Mój róg zaczął intensywnie świecić czerwonym światłem. Po czym zniknąłem z drogi atakowi, który się do mnie zbliżał. Teleportowałem się daleko za moją przeciwniczkę i bestię. Musiałem działać szybko zanim domyślą się, co się stało. Każdy, kto osiągnął pewien poziom nauki w magii ognia zawiązywał z nim w pewnym momencie pakt. Oznaczało to twoją jedność z ogniem. Po takim pakcie każdy dostawał swojego strażnika. Każdy strażnik przybierał inne kształty. Nie do końca było wiadomo, od czego jest to zależne. Jednak wezwanie takiego strażnika wymagało wykorzystania sporej mocy będzie, więc mi dość nieprzyjemnie. Mój róg ponownie otoczyła czerwona aura. A przede mną utworzył się ogromny czerwony krąg. Ale jego wnętrze wypełnione było zielenią taką samą jak ogień, którego użyłem w ostatnim pojedynku. Miałem zamknięte oczy i bardzo mocno marszczyłem brwi zaciskając zęby przy okazji. Na moim pyszczku pojawił się regularny pot.

 

Nagle z kręgu wyłonił się ogromny stwór nie ustępował wielkością potworowi mojej przeciwniczki. Nie było widać jego ciała. Lecz długą nienaturalną szyje. A na jej szczycie była smocza głowa. Nie trwało długo, gdy z kręgu wyłoniły się kolejne trzy takie same głowy na równie długich szyjach. Na koniec zaczęło wychodzić ciało istoty. Ogromne stojące na czterech łapach. Cała istota była stworzona z zielonego ognia, który żywił się moją energią tak jak jednorożce, które stworzyłem w ostatnim pojedynku. Więc tego ognia nie będzie tak łatwo się pozbyć. Zwykła woda niewiele tu pomoże. Jednak nie całe ciało istoty było stworzone z tego ognia cześć jej ciała na głowie czy szyi i łapach pokrywały ogromne grube kawałki skały magmowej. Które teraz przypominały swym wyglądem łuskę lub kawałki zbroi utworzone na jej ogromnymi masywnym ciele. Hydra tak nazywa się te istoty. Choć nie była jak jej zwykła odpowiedniczka to jednak też była niebywale groźna i twarda. Hydra była zależna od mej woli. A ilość jej głów dawała mi pewną przewagę. Musiała na chwilę odwrócić uwagę mych przeciwników by znów wróciły mi siły. Byłem troszkę osłabiony po wykorzystaniu takiej ilości energii i kręciło mi się lekko w głowie. Głowy hydry zwróciły się na moich przeciwników, gdy ta mnie chroniła swym ciałem. Dwie z jej głów zaczęły z niebywałą prędkością lecieć prosto na smoka by wgryźć się w jego ciało. Natomiast kolejne dwie skierowały się w kierunku dziewczyny. Ich zadaniem było zapewnić jej rozrywkę i ją osłabić. Gdyby ta próbowała ich unikać. One zapewnią jej wtedy dłuższą zabawę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna patrzyła ze spokojem, jak fala zbliża się do kuca, gdy coś błysnęło i zmusiło ją do gwałtownego zmrużenia oczu... Nie wiedziała co on kombinuje, więc samoistnie zasłoniła się ręką, a jej twór zbliżył się do niej, by chronić ją własnym ciałem. To była typowa reakcja na niebezpieczeństwo podyktowana zwyczajnym odruchem bezwarunkowym. Dopiero po chwili podniosła głowę, jak nic jej się nie stało. Przynajmniej na razie.
 
- Uciekł! - wymsknęło jej się, gdy tylko o tym pomyślała, rozglądając się gwałtownie w te i z powrotem, szukając nerwowo wzrokiem zdezorientowana, co się właśnie stało z tym kucem. Jej twór ograniczał jej pole widzenie swoim cielskiem, gdy coś chwyciło go w dwóch miejscach. On nie miał prawa poczuć bólu i się skrzywić, czy stracić na mobilności, bo nie żył, a jego ciało stanowił sprężony i rozgrzany gaz połączony w jedno magicznie. Był jak maszyna z danym paskiem wytrzymałości, który trzeba było najpierw zbić, by się go się pozbyć...
 
Dziewczyna po wywieranym na nim nacisku wiedziała że coś jest nie tak za nią i skoczyła do przodu dwadzieścia metrów dalej, jakby na ten krótki moment siła grawitacji straciła nad nią władanie. Nie chciała być za blisko tego czegoś. Odwróciła się w powietrzu i zobaczyła jak jej smoka trzymają dwie głowy hydry. Jedna u podstawy szyi, a druga na wysokości bioder. Myślała szybko jak tylko wylądowała efektownym ślizgiem, zatrzymując się. Musiała działać i to szybko. Spostrzegła że ciało chowańca przeciwnika jest wykonane w większości z zielonego ognia. Reszta nasunęła jej się sama... To dało jej pewne pole manewru, by nagiąć co nieco prawa fizyki z tym co ma... Zresztą już to robiła.
 
Smokiem chciała się wgryźć w najbliższe gardło hydry. Ogonem owinąć trzecią szyję unieruchamiają ją, a jego końcem trzepnąć ostatnią głowę, tylko po to by ogłuszyć ją i nie dać zbliżyć do siebie, zanim czegoś więcej nie zrobi. W tym momencie jej twór był na zupełnie przegranej pozycji nie mogąc się od tak uwolnić z tego uścisku... Nie miała nim za wielkiego pola ruchu. Dziewczyna przełknęła ślinę wystawiając poziomo dwie dłonie zwrócone w stronę nieba. Zaczęła zbierać kolejne ładunki elektryczne z powietrza, które w postaci małych piorunów trafiały w jej dłonie, tworząc małe kule z kolejnych błyskawic. Gdy skończyła klasnęła głośno, przy czym wystąpiło największe pojedyncze wyładowanie, które trafiło w pierś jej stworzenia rozświetlając jego ciało dodatkowym blaskiem. Wzmocniła go mocą elektryczności, dając nowe możliwości czerpania ciepła z otoczenia, zwiększając przy tym swoją wielkość w naturalnym procesie tworzenia się plazmy. Miała nadzieję że to jej wystarczy, by przetrwać do wyswobodzenia, jakby tylko udało mu się wgryźć w ciało przeciwnika i zacząć korzystać z dobrodziejstw jego żywiołu. Byłoby dokładnie po jej myśli.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Złapałem się kopytem za głowę. Powoli moje zmysły wracały do normalności. Znów widziałem dokładnie i moja energia powoli wracała. Zacząłem rozglądać się po arenie by zobaczyć jak radzi sobie mój strażnik. Ku mojej radości złapał stwora mojej przeciwniczki w zęby i skutecznie go unieruchomił. Jednak moja przeciwniczka nie próżnowała. Użyła jakiegoś zaklęcia na swym tworze. Jak na razie nie widziałem specjalnych efektów tego przedsięwzięcia. Jednak nie zrobiła tego bez powodu to pewne. Trzeba było przystąpić do ataku. Spostrzegłem, że co najmniej dwie głowy mojej hydry zdołały unieruchomić bestie. Mój róg ponownie rozbłysł czerwonym światłem. A z pysków hydry zaczął wydobywać czarny dym, który powoli rozchodził się w okolicy ciała bestii. To chyba na razie wystarczy. Przynajmniej taką mam nadzieje zobaczymy, jakie będą tego efekty wkrótce się tego przekonam. Teraz chyba muszę zająć się moją przeciwniczką. W końcu to ona stanowi największe zagrożenie. Może jak trochę jej utrudnię skupianie się na rzucaniu zaklęć. Ułatwi mi to pojedynek. Mój róg ponownie otoczyła czerwona aura. A ta sama aura nagle pojawiła się na moich przednich kopytach. Uderzyłem nimi z całej siły w ziemie. Cała arena zaczęła się lekko trząść. Nie trwało długo a wstrząsy ustąpiły. Lecz to nie one miały być zagrożeniem a to, co miało nastąpić po nich. Na arenie pojawił się niewielki wulkan, z którego lawa wystrzeliła niczym z gejzeru na wysokość 2 metrów. Jednak minutę po wybuchu zniknął z miejsca, w którym doszło do eksplozji a arena w miejscu, w którym wybuchł wyglądała jakby nic się tam nie stało. Taki sam wulkan pojawił się w innym punkcie areny i ponownie wybuchł i zniknął po minucie. Działo się tak samo na całej naszej arenie. Co minutę pojawiał się wulkan wybuchał i znikał by pojawić się w zupełnie nowym miejscu. Było to dosyć ryzykowne zaklęcie. Bo nawet ja nie panowałem nad miejscami gdzie pojawiał się wulkan robił to losowo. Nasza arena, więc stała się pułapką. Bo nie można było czuć się bezpiecznym na żadnym jej kawałku. Bo wulkan mógł się pojawić wszędzie. Sama lawa z tych wulkanów nie była dla mnie szkodliwa. W końcu to ja to stworzyłem. Dla mojej przeciwniczki mogło być już nieco gorzej. Jednak lawa z tych wulkanów nie miała jej zabić a tylko osłabić i zadać trochę bólu. Na tyle bolesnego by nie mogła się skupić się na zaklęciach gdyby wulkan wybuchł pod jej stopami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika poczuła trzęsienie, które wywołał jej przeciwnik, o mało się przez to nie wywracając. W porę jednak zdążyła zmienić punkt swojej ciężkości, uginając kolana i uniknąć spotkania z ziemią. Z przerażeniem obserwowała jak nie daleko niej wyrasta miniaturowy wulkan. Przestraszyła się, a jej palce w nerwowym ruchu, zagłębiły się w rzeczywistość drąc ją jak obraz, odsłaniając na kawałku przed sobą mały wycinek świata składowego, a mianowicie planu wody. Tego jej było potrzeba. Gdy zrozumiała co właśnie uczyniła, postanowiła działać dalej, tworząc tymczasową osłonę przed tym wydarzeniem. Nie wiedziała ile czasu to miało jeszcze potrwać ta eksplozja... Rzuciła jeszcze hektolitry cieczy w ogień, przez co powstała gęsta para, która już w postaci mgły, zaczęła pokrywać pole utrudniając widzenie. Teraz mogła działać dalej...
 
Gdy smokowi udało się wgryźć w ciało hydry zbudowane głównie z ognia, mógł zacząć czerpać z niej wielkie pokłady ciepła, które wytwarzała tylko trwając w tym świecie. Stracił swój smoczy kształt i zaczął oblepiać jej powierzchnie niczym glut, chcąc jak najbardziej zmaksymalizować powierzchnie styku między nimi, by wyekstraktować z niej tyle ile mógł, rosną w siłę po przez zwiększenie swej masy i objętość. Rosną bardzo szybko, po przez ogrzewanie gazów otoczenia, które następnie zostały zjonizowane przez bijące okoliczne z niego kolejne pioruny. W końcowym stadium ku niemu zaczęły lecieć kolejne strzępki gorącej, gazowej materii...
 
Wybuchy wulkanu jej przeciwnika dublowały ten efekt. Każda taka erupcja wyrzucała swój ładunek wyziewu, ogrzewając dodatkowo otoczenie, dublując cały efekt, zwiększając tym skuteczność całego przedsięwzięcia, podjętego przez dziewczynę. Dym, który został wprowadzony w jego ciało, o ile był ciałem stałym według definicji tego stanu, powinien wzlecieć do góry ogrzany przez tworzące go gazy, jako że nie stanowił integralnej części jego ciała i nie był trzymany w całości przez jej magię.
 
Dziewczyna, gdy myślała że jej stwór powinien zyskać w tym momencie jakąś przewagę w silę nad swoim przeciwnikiem, mogła podjąć ofensywę bezpośrednio na kuca. Nadal korzystając z planu wody, nakreśliła łuk lejąc ją z otwartej dłoni pod sporym ciśnieniem. Opadała ona na ziemię i wtedy dała jej samoistnie zamarznąć tworząc ślizgawkę, by dzięki niej, ślizgając się w swoich tenisówkach po tej śliskiej powierzchni znaleźć się za walczącymi monstrami. Poruszała się z linią mgły... Ona widziała co się jeszcze dzieję przed nią. Jej przeciwnik niekoniecznie musiał widzieć że się do niego zbliża.
 
Mogła go zaatakować na wiele sposobów, ale skoro on używał ognia, co objawił swoimi czarami, to postanowiła odwdzięczyć się mu przeciwnym żywiołem, skoro już go używała. Zatrzymała się widząc przez ułamek sekundy sylwetkę swojego przeciwnika. Przyjęła postawę do walki jak z azjatyckiego filmu robiąc powolne ruchy po czym krzyknęła głośne "ha", a z jej złożonych rąk przed sobą, na ugiętych kolanach bokiem, wystrzelił słup lodowatej wody, pod dużym ciśnieniem. Wyglądało to jak hydro pompa blastoise'a z pokemonów.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spostrzegłem jak moja przeciwniczka wylewa ogromne ilości wody na niedawno powstały wulkan. Na moje nieszczęście była to ostatnia rzecz, jaką widziałem. Na arenie pojawiła się gęsta para, która ograniczała mi znacznie widoczność. Nie widziałem mojego strażnika ani mojej przeciwniczki. Więź z moim strażnikiem nie została jednak zerwana. Wciąż ją wyczuwałem. Ale niestety go nie widziałem, co było dość denerwujące. Zacząłem się skupiać by użyć odpowiedniego zaklęcia na taką właśnie sytuacje. Gdy nagle usłyszałem głos mojej przeciwniczki i coś mnie uderzyło dosyć boleśnie. Była to lodowata woda. Lała się z taką siłą, że odrzuciła mnie na dużą odległość. Nie było to przyjemne uczucie. Na dodatek nie mogłem się skupić, gdy ta woda wciąż mnie zalewała. Znalazłem się w dość nieprzyjemnej sytuacji. Obmyślałem sposób ucieczki, gdy nagle wulkan pojawił się na arenie w  nowym miejscu. Na moje szczęście pojawił się pomiędzy mną a moją przeciwniczką. Strumień lawy, który wystrzelił z wulkanu w powietrze stworzył skuteczną ścianę, która mnie oddzieliła od strumienia nieprzyjemnej wody.

 

Dało mi to wystarczający czasu by użyć kolejnego zaklęcia. Mój róg otoczyła czerwona aura. I taki sam czerwony okrąg pojawił się wokół mnie. Nagle z ziemi pode mną wyrosła 3 metrowa wieża utworzona ze skały magmowej. Stałem teraz na jej szczycie. To skutecznie mnie ochroni przed tą nieprzyjemną wodą. Wciąż było mi trochę nieprzyjemnie po tym prysznicu. Mój róg otoczyła czerwona aura i poczułem jak ciepło zaczyna otaczać moje ciało. Było mi znacznie przyjemniej. Niestety nawet na tej wysokości nic nie widziałem przez tę parę. Trzeba było to zmienić. Mój róg otoczyła znów czerwona aura. A moje oczy stały się w pełni czerwone niczym dwa światła. Teraz widziałem wszytko pomimo tej nieprzyjemnej pary, która zebrała się na arenie.

 

Moje oczy zwróciły się na moją hydrę. Bestia mojej przeciwniczki zmieniła formę najwyraźniej. Moja hydra była oblepiona jakąś mazią. Nie wyglądało to dobrze. On chyba nie bał się ognia. On go wręcz wzmacniał. Hydra wściekle ryczała próbując pozbyć się z siebie tej dziwnej substancji. Trzęsąc swymi głowami z ogromną szybkością i siłą. Na dodatek wyczuwałem, że chyba monstrum próbuje się pozbyć mojego dymu. Na szczęście ten był pod moją kontrolą. To ja nim kierowałem. Więc tak łatwo nie opuści ciała tego stwora. Jednak jeszcze go nie wykorzystam. Dobrze, więc spróbujemy, czego innego. Mój róg ponownie zaczęła otaczać czerwona aura a hydra stanęła w jeszcze w większym ogniu. Skoro bestia chce ciepła niech je dostanie. Ciekawe jak wiele zdoła go pochłonąć. Bo ja mam dość spore rezerwy.

 

Moje oczy teraz zwróciły się na przeciwniczkę. Jej zaklęcie lodu było sprytne i dawało dobre uniki przed moim zaklęcie związanym z wulkanem. Więc może jeszcze jej utrudnimy zabawę? Specjalizowałem się w zaklęciach ognia. Jednak znałem i kilka zaklęć innych żywiołów, bo można je było ciekawie połączyć z magią ognia, co dawało niesamowite efekty. Choćby moja skała magmowa. To zmieszanie zaklęcia ognia i ziemi. Jakie więc zaklęcie będzie najlepsze by nieco poprzeszkadzać mojej przeciwniczce? No tak to powinno się udać. Mój róg ponownie otoczyła czerwona aura a na arenie pojawiło się 2 metrowe tornado. Te same tornado nagle stanęło w ogniu. To połączenie dawało zawsze ciekawe efekty. Temperatura tornada nie różniła się od temperatury lawy z wulkanu, więc nie zagrażała życiu mojej przeciwniczki. To tornado zapewnię jej miłą zabawę w berka, bo to ja nim kierowałem. Patrzyłem jak tornado leciało w stronę mojej przeciwniczki z tej wysokości miałem dobry widok na całą arenę i moją przeciwniczkę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika widząc zbliżające się do niej ogniste tornado, a gdzieś w oddali dostrzegała w tle dwa, ledwie widoczne punkty na pewnej wysokości, przebijające się przez gęstą mgłę. Zaczęła się cofać, bojąc się i nie wiedząc jak ma zareagować. Nie miała zwyczajnie pomysłu, aż natrafiła na swoją własną zamrożoną kałuże, na której się przewróciła do tyłu, wpadając w nią jakby nie była ciałem stałym. Słychać było głośny plusk i zniknęła po drugiej stronie tafli. Rozejrzała się po nowej rzeczywistości, którą stanowiły wyłącznie lustra. Były dosłownie wszędzie i wszystko było z nich zbudowane. Cała arena była jednym wielkim lustrem. Wiele było popękanych i tylko nieliczne były całe. Schyliła się dotykając powierzchni, przez którą przeszła. Była niczym gęsty płyn. Jak rtęć, po czym momentalnie stężała i samoistnie popękała...
 
- Gdzie ja jestem? - zadała głośno pytanie, podnosząc się, gdy usłyszała głośny dźwięk, niczym pękanie szkła... Przyjrzała się dobrze domniemanemu źródłu. Na wierzyła że parę metrów od niej stała kopia jej przeciwnika, wykonana w całości ze szkła, na równie szklanej wieży... Ruszającego się szkła. W jej umyśle zapaliła się lampka. - W takim razie gdzie jestem ja? - rzekła ciekawa, gdy coś rzuciło się na nią, ciągnąc ją za włosy i waląc ją czymś naprawdę twardym gdzie popadnie. Bez litości. Po chwili zobaczyła przez te wszystkie refleksy świetlne, że to krystaliczna pięść. Gdzieś z daleka posypały się krystaliczne sople, które trafiły tuż obok, tłukąc kolejne lustra. To jednorożec czarował... Chwyciła w pewnym momencie napastniczkę i przerzuciła ją gdzieś daleko, gdzie rozbiła się na tysiące fragmentów. Myślała że to koniec, gdy zamieniła się w krystaliczny płyn i zaczęła składać z powrotem przybierając jej kształty. Spadła z deszczu pod rynnę. Musiała stąd czym prędzej uciekać. Pytanie brzmiało. Jak ma to zrobić, by nie stanąć na drodze tornadu, które tutaj nie było obecne i na dodatek przeżyć.
 
- Co robić - rzuciła, przeklinając po cichu samą siebie, że tu się znalazła. Chciałaby się obudzić, gdyby to było możliwe. Jednak mimo jej usilnych starania z całych sił, nie mogła tego uczynić. Znów została zmuszona do działania. W głowie przewijało się setki, jak nie tysiące możliwości, ale nigdzie nie było walki ze szkłem. W żadnym znanym jej filmie czy też anime, a tamta była coraz bliżej...
 
- Raz kozi śmierć - powiedziała zawierzając w własne słowa. Uniosła palec wskazujący na wyprostowanej ręce, wysoko do góry. Na samym czubku jej palca zaczęła zbierać się mała kulka fioletowej energii. Gdy tamta była dwa metry od niej, opuściła dłoń wypuszczając zgromadzony ładunek, przecinając lustrzaka na pół pojedynczą wiązką. Ten znów się rozpadł, ale tym razem na dwie części, przez co chwilę dłużej potrwała jego regeneracja. Posypała się kolejna fala sopli... Tej uniknęła, wykorzystając ten sam manewr flankowania, co do ostatniego ataku na Shadow Stara. Znalazła się po przeciwnej stronie wieży, której była wcześniej. Z której atakował jej przeciwnik, jeśli to było podobne światy. Liczyła na łut szczęścia...
 
Rozejrzała się myśląc co robić, jak wrócić, gdy znowu jej sobowtór ją zaatakował z niewiadomego kierunku, wywracając przy tym na lód. Nie poczuła jednak jak obija sobie udo, gdy wróciła z powrotem na prawdziwą arenę. Zaraz po tym strzaskała momentalnie uderzeniem pięści lustro, które powstało tutaj pod nią, gdy wróciła na swoje miejsce. Nie chciała mieć z tamtym światem nic wspólnego, chociaż mógł być dosyć pomocny odpowiednio wykorzystany... Pod nim widziała jeszcze swój, a jednocześnie nie jej wyraz twarzy, a z prawej ręki spłynęło parę kropel krwi płynącej z rozcięcia na kostkach. To była dalsza część walki, gdzie była targetowana... Czuła siniaki po tej przygodzie. Nie przeszkadzało jej jednak, by nie mogła walczyć.
 
Czuła że smok kontynuował jej chciwą politykę względem hydry i rósł dalej, gdy nie było jej ten moment... Zaskoczył ją trochę fakt że jednorożec próbował zwalczyć jej stworzenie jeszcze większym ogniem, mimo że powinien zauważyć że to odnosi zupełnie odwrotny skutek, ale zlekceważyła to uśmiechając się szyderczo pokazując swoją wyższość nad nim. Że coś się jej udało. Że wygrała, a nie uciekała. Z drugiej strony ona nie uciekała. Zyskiwała czas na myślenie, oddalając od siebie tornado... W swoich wnioskach ujęła że nie ma sensu próbować zadusić tego wrogiego chowańca, odcinając mu źródło tlenu, bo to z pewnością był to magiczny płomień. Musiała wymyślić coś innego. Kazała całej jego materii ulecieć w przestrzeń parędziesiąt metrów nad ziemią i tam przybrać swoje wyjściowy wygląd z tą różnicą że teraz miał mieć skrzydła do latania i być półtora raza większy niż wcześniej. Szykowała go do następnego posunięcia.
 
Skoro już była przy wodzie postanowiła przy niej zostać... Przynajmniej na razie, tylko co zrobić, by go zaskoczyć, żeby nie celował koniecznie w nią tym tornadem? Przyłożyła obie ręce do ziemi zaczynając mrozić całe pole zamieniając je w jedno wielkie lodowisko. Po czym w różnych kierunkach zaczęła wysyłać swoje posągi ślizgające się dzięki używaniu na nich stałej siły magicznej, która zapewniła im jednostajną prędkość po dość chaotycznych kierunkach i drogach. Poczuła się odrobinę bezpieczniej że nie powinna być jedynym celem, na który powinien teraz polować. Sama oddaliła się ślizgając w innym kierunku, mając na uwadze, gdzie stoi jego wieża.
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłem z zadowoleniem jak moje tornado zbliża się do mojej przeciwniczki. Gdy ta nagle zniknęła mi z oczu. Przetarłem je kopytem. Bo nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Ale jednak dalej jej nie widziałem. Jej twór tu był a ona przepadła. To było dziwne. Czyżby jakieś zaawansowane zaklęcie kamuflażu? Rozglądałem się po arenie, ale jej nie widziałem. Nic z tego nie rozumiałem. Gdzie ona się podziała? Chwilę tak rozglądałem się jej szukając i zastanawiając się, co się z nią stało. Gdy nagle ta wróciła. Zrobiła coś dziwnego. Rozbiła na kawałki lód, który nie dawno stworzyła. Nie do końca rozumiałem, czemu to miało służyć. Dalej przyglądałem się jej kolejnym działaniom.

 

Moje oczy zwróciły się na mojego strażnika. Ku mojemu zadowoleniu. Stwór mojej przeciwniczki oddzielił się od mojej hydry i trochę urósł. Miałem nadzieje, że pęknie z nadmiaru ciepła. Ale jak widzę efekt był mierny. Teraz przybrał wygląd zbliżony do smoków, które bardziej znam. Ale dobrze skoro się oddzielił czas wykorzystać to, co w nim siedzi. Wcześniej szkoda mi było mojego strażnika. Mój róg ponownie otoczyła czerwona aura. A dym w stworze mojej przeciwniczki zaczął się powoli rozrastać. Byłem ciekawy czy to się uda. Działanie dymu miało być proste. Miał się zachowywać niczym pasożyt. Miał wchłaniać wszelką energie i zmieniać jej strukturę na dym. Gdybym to zrobił na moim strażniku straciłbym go i znów bym musiał go przywołać. Ale teraz skoro się rozdzielił. Mogłem przystąpić do działania. Jak do tej pory nie spotkałem istoty stworzonej z energii magicznej, która zdołałaby się przed tym obronić. Mój strażnik stał nic nie robiąc tylko patrzył na bestię przeciwniczki. Jak na razie miał taki pozostać. Zobaczymy jak da efekt ten atak, jeśli nie pomoże spróbujemy, czego innego.

 

Teraz moje oczy zwróciły się na przeciwniczkę. Stworzyła sporo lodu na arenie. Chyba wciąż miała zbyta mało przeszkód na arenie. Na dodatek na arenie pojawiły się nowe cele. Teraz nie wiedziałem, kogo atakować. No i nie znoszę zimna. No dobrze użyjemy kolejnego zaklęcia. Ciekawe czy to stworzy ciekawe efekty. Mój róg otoczyła czerwona aura. Po czym wystrzeliłem promień w niebo. Powoli wysoko nad areną zaczęła tworzyć się olbrzymia zgniło-pomarańczowa. Czuć było od niej intensywny smród siarki Taka sama jak ta, która odtworzyła mnie na arenie przy moim wejściu na nią. Lecz ta była znacznie większa i nie znikała. Powoli zaczął z niej padać deszcz. Jednak nie był to typowy deszcz. To, co zaczęło z niej padać. Było czarne i oleiste. Kolejną ciekawą rzeczą było to, że ta dziwna substancja. Nie padała ani na mnie i mojego strażnika. Ani na moją przeciwniczkę i jej dziwne twory. Padało tylko na arenę, na której zaczęły się pojawiać liczne czarne kałużę. Gdy było ich już wystarczająco dużo. Dziwny deszcz przestała padać. Lecz teraz z chmury zaczęły spadać niewielkie płomienie. Każdy z tych płomyczków leciał wprost na oleiste kałuże. Gdy te zetknęły się z ogniem natychmiast stawały w ogromnych płomieniach. Teraz na całej arenie roiło się od tych niewielkich ognisk. W połączeniu z wulkanem i moim tornadem powinny skutecznie ograniczać ucieczkę.

 

Moje tornado w tym czasie zaczęło się zbliżać do jednego z obiektów na arenie. Miałem tylko nadzieje, że to moja przeciwniczka. Chyba jeden z obiektów z tego, co zauważyłem, które stworzyła moja przeciwniczka właśnie ślizgał się w stronę wulkanu, który znów pojawił się na arenie. W tym wypadku mogłem założyć, że to raczej na pewno nie jest moja przeciwniczka. Cóż przynajmniej jednego celu będzie mniej. Taką mam przynajmniej nadzieje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna obserwowała dokładnie swoimi ciekawskimi oczyma, co się dzieje dookoła niej, jeżdżąc swobodnie po lodzie niczym łyżwiarka w swoich tenisówkach, ciesząc się z faktu że tornado było daleko od niej i wciąga którąś z jej kopii. Szybko jednak jej radość została przerwana, gdy spostrzegła że z nieba zaczęła padać dziwna ciecz, wszędzie tylko nie bezpośrednio na nią. Sama później zapłonęła od zaraz za nią spadających płomyków, tworząc płonące kałuże na całej powierzchni areny. Nie pasował zupełnie jej ten stan rzeczy. Za bardzo przypominało jej to, któryś z kręgów piekła... Nawet siarką pachniało, co tylko utwierdziło ją w tym przekonaniu i odpychało od tego tym bardziej, by nie przebywać w takim właśnie otoczeniu, którego sobie nie życzyła.
 
Skierowała pojedynczą myślą odrobinę energii w palce u stóp, by wytworzyć wystarczający ciąg, żeby unieść się w powietrzu i wznieść się wysoko ponad płonące pole bitwy. Pojedynczym ciosem pięści, ruszyła powietrze przed sobą, przez co rozbiła tą chmurę na moment, by zrobić otwór dla siebie i przelecieć przez nią wyżej, pozwalając się jej zaraz za sobą zasklepić... Jedno jej przyznać wtedy trzeba było. Uwzięła się na niego całą swoją zawziętością i nie zamierzała mu teraz tak łatwo odpuścić. Do tej chwili się z nim po prostu bawiła w kotka i myszkę... Teraz strzeliła focha że niszczył to co stworzyła swoją ciężką pracą. Był to skrajnie niebezpieczny dla niego stan. Z tegoż powodu że hamulce zaczęły puszczać u niej, a przez to mogła posunąć się o wiele dalej niż wcześniej, nie przebierając przy tym w środkach. 
 
Miała zacięty wyraz twarzy spoglądając na swojego zwierzaka. Czuła że ten dym ma wysoce negatywny wpływ na jej magie, a zwłaszcza na utrzymanie całego tego tworu w całości, by nie był niebezpieczny bardziej niż był w tamtej chwili, opanowany jej mocą, trzymającą ją w kupie i nadającej kształt chińskiego smoka. Nie chciała tego robić, na pewno nie teraz, ale najwidoczniej jednak nie miała większego wyboru. Skoro sam się prosił o nieszczęście, to nie będzie mu przecież bronić przed uwolnieniem tej gorącej plazmy tam zgromadzonej wprost na niego samego, gdzie stał sobie na tej swojej wieży i dyrygował wszystkim, co robił. Sam się w jej mniemaniu o to prosił, próbując ją pozbawić kontroli nad tym żywiołem. Jej żywiołem...
 
Gdy była wystarczająco wysoko, by być poza zasięgiem pysków hydry zatrzymała się, wisząc swobodnie nad polem i patrząc na wszystko z góry kręcąc delikatnie przecząco głową. W tej chwili nie mogła zrobić wiele. Na pewno nie od razu. W jej interesie było na tą chwilę, by to wszystko nie obróciło się przeciwko niej. Tego najbardziej się bała. Nie miała zielonego pojęcia, co mógł wykombinować jej przeciwnik z tym swoim ogniem i czym tam jeszcze mógł władać i tego nie pokazał.
- Sam tego chciał - rzekła uprawiając się za to wszystko co zrobi i wykonała gwałtowny ruch ręką od niechcenie pstrykając nieumiejętnie, przy czym uwolniła smoka od swojej magii, pozwalając materii zacząć się rozchodzić i rozprężać. Po tym wykonała ten sam ruch ponownie, tylko był bardziej donośny i złowieszczy w swoim wydźwięku, bo posyłała całą kulę plazmy, bo taki kształt przybrała materia, w arenę, by tam spadła na nią topiąc marmurowe płyty, które najpierw miały stać się płynne od temperatury bliskiej tej, która panuje na słońcu, zanim zostaną nawet dotknięte, a później dać kamieniom odparować. Gdyby to dotknęło areny wytopiłaby w jednym miejscu otwór wielkości jednorodzinnego mieszkania położonego gdzieś za miastem, a po całej reszcie miała roznieść się jak fala uderzeniowa niszcząc całą resztę, zmieniając wszystko w jeden fragment wymieszanego ze sobą materiału kapiącego niżej. Istniała szansa że świątynia straci stabilność i zawali się w przestrzeń między 4 górami... Pole walki zostałoby w takim wypadku zniszczone, a reszta walki odbyłaby się w powietrzu o ile nie stałoby się coś nadzwyczajnego...
 
Gdy posłała plazmową kulę w dół, uniosła ręce do góry otwarte, by przyjąć na nie ciężar, który miał na nich spocząć za niedługo. Zamknęła oczy pochylając się i relaksując na tyle ile było to w tamtej chwili możliwe uspakajając oddech. Z 4 stron świata zaczęły do niej ciągnąć zimne wiatry. Zaczęły one ściskać się i obniżać swoją temperaturę tworząc kolejną kulę wyglądającą na niewielką z powodu swojej kompresji. Przyglądając się jej jednak bliżej, można było ujrzeć całe śnieżyce, opady gradu i śniegu w niej zamknięte. Z górnych warstw atmosfery, a konkretniej z mezopauzy zaczęło do niej ciągnąć, w formie pojedynczej wstążki, najzimniejsze powietrze, jakie było dla niej dostępne, doprawiając jeszcze bardziej wszystko co miała. Na jej palcach zaczął pojawiać się szron. W tamtej chwili żałowała że nie podwinęła rękawów do tej roboty. Wtedy już jednak nie mogła przerwać. Nie miała czasu na zbieranie jeszcze raz takiej mocy, tylko po to by poprawić swój własny komfort.  
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z zadowoleniem obserwowałem jak ogień obejmuje arenę. To dawało mi sporo przewagi. Zawsze najlepiej się czułem, gdy przychodziło mi walczyć w takim klimacie. Z zaciekawieniem obserwowałem poczynania mojej przeciwniczki. Choć nie było to łatwe. Bo trudno mi było znaleźć oryginał. Przynajmniej tak było pewną chwilę. Bo nagle jeden z obiektów na arenie wyniósł się w powietrze i przebił przez moją chmurę. Mogłem spokojnie założyć, że to jest moja prawdziwa przeciwniczka. Jak ja nie znosiłem zaklęć latania. Ktoś chyba nie doceniał ile pracy włożyłem w upiększanie naszej areny. A to wielka szkoda. Moje oczy były cały czas skierowane na moją przeciwniczkę i jej poczynania.

 

To, co zobaczyłem nie bardzo mi się spodobało. Smok zniknął a na jego miejsce stworzyła ogromną kulę energii. Którą najwyraźniej zamierzała cisnąć w arenę. Mogłem się tylko domyślać, jakie będą tego efekty. Z pewnością niezbyt przyjemne dla mnie. Moja przeciwniczka była za wysoko by Hydra mogła ją złapać. A ataki skupione na ogniu nie mają tu raczej większego sensu. Jeśli ta kula zachowuje się jak ten jej smok. To będzie tylko potężniejsza. Trzeba było działać zupełnie inaczej. Miałem już pewien plan w głowie. Który powinien mnie uchronić przed tym dość nieprzyjemnym atakiem.

 

Mój róg otoczyła czerwona aura. Po czym wystrzeliłem w tor lotu kuli mojej przeciwniczki promień magiczny. Ten nagle tak jak w poprzednim pojedynku przybrał wygląd ogromnej czerwonej kuli. Jednak jej zadanie było inne niż w poprzednim pojedynku. Ostatnim razem ją zapaliłem, co podgrzewało temperaturę na arenie. Jednak teraz podpalenie jej byłoby zwyczajnie głupie. Bo dałbym tylko dodatkowej energii temu zaklęciu, które się do mnie zbliża. Mój róg otoczyła ponowienie czerwona aura. A kula zaczęła zmieniać swoją dotychczasową formę. Cała zaczęła zmieniać się w ogromną kulistą skałę wulkaniczną. Dzięki mojej magii utrzymywałem ją bardzo wysoko nad ziemią tak by eksplozja przy zderzeniu nie zrobiła większych szkód arenie na dodatek grawitacja nie wpływała na moją kule. Stała nieruchomo w locie wprost na torze lotu ataku mojej przeciwniczki. Zadaniem tej kuli było jedno przyjąć atak na siebie i nie pozwolić zbliżyć się atakowi mojej przeciwniczki do areny. Nie miałem ochoty tym oberwać.

 

Dobrze to powinno wystarczyć. Teraz moje oczy znów zwróciły się na przeciwniczkę. Szykowała się do kolejnego ataku najwyraźniej. Zacząłem przyglądać się temu, co robi. To, co zbierała nad sobą nie podobało mi się. Kolejne zaklęcie zimna? Jednak te wygląda na znacznie potężniejsze. To mogło się źle skończyć. Chyba, że... Na arenie wciąż był mój strażnik. Z pewnością poradzi sobie z tą kulą mrozu. Mój róg otoczyła czerwona aura. Był to sygnał dla mojego strażnika, który uniósł swe łby wypatrując ataku przeciwniczki. Był gotowy by go zatrzymać. Jednak postanowiłem się jeszcze zabezpieczyć. Jeśli nie zdoła zatrzymać tego mroźnego ataku. Nie miałem ochoty skończyć, jako kucykowy bałwan. Moja grzywa jak i ogon stanęły w tym samy zielonym ogniu, z którego stworzona była hydra. Teraz mogłem być pewny, że żaden mróz nie powinien mi zaszkodzić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Plazmowa kula napotykając na opór w postaci innej kuli ciała stałego, zrobionej przez jej przeciwnika, która nie stanowiła dla niej większego oporu. Roztrzaskała się o nią zachowując się jak ciecz, wymieniając między sobą część posiadanego ciepła, okalając ją i w postaci ochłodzonego już strumienia, uderzała z mniejszą siłą, niż zakładała dziewczyna, w arenę tworząc mały zbiornik po przez odparowanie części tamtejszej materii, z którego to reszta gorącego gazu zaczęła się rozprzestrzeniać po arenie niczym mgła ku spadkowi, by zniknąć w przepaści już nikomu nie potrzebna. Kamienie zaczęły się topić i zbrylać, a grunt chwytał coraz wyższą temperaturę rozszerzając się i pękając na większe kawałki nie wytrzymując powstałych naprężeń.
 
Dziewczyna przez zmrużone oczy, obserwowała z zapałem, jak kolejne płonące kałuże są gaszone, przez jej ruch po prostu zmiecione w przepaść. Jej twarz nie ukrywała jej radości z tego, a policzki zarumieniły się delikatnie od ekscytacji i chłodu wokół niej. Nie interesował jej los przeciwnika. Jak uniknie tego ataku, jak miał nie oberwać, by nie zginąć. Zresztą i tak w jej mniemaniu był tylko wytworem umysłu, co chciał piekła, które dostał, jednak jej było ciągle mało. Chciała się pozbyć jeszcze tego jego strażnika, skoro nie miała swojego własnego smoka. Sposób był dość prosty, jako iż tamto było zwierzęciem lądowym i nie posiadało skrzydeł, a przez to możliwości lotnych, przynajmniej taką miała nadzieję, potrzebowało gruntu do przemieszczania się, a tegoż chciała się w tej chwili pozbyć raz na zawsze.
 
Tymczasem jej ręce odczuwały coraz bardziej niską temperaturę i ciężar zgromadzonej nad nią wirującej materii, drętwiejąc jej coraz bardziej i bardziej tracąc w nich z wolna czucie. Nie mogła się jednak ruszyć, by odpocząć... Nie teraz, gdy miała tyle do zrobienia. Wykorzystała przejście fazowe do przemieszczenia się pod arenę, między szczyty i tam dokończyła działa. Rzuciła kulą pod pole walki, na której rozpłaszczyła się obejmując naprawdę duży obszar powodując silne porywy wiatru i śnieżycę. Dziewczyna straciła na wysokości zdmuchnięta siłą własnego podmuchu, co do niej wrócił odbity. Na powierzchni platformy pojawiły się liczne wzory z zamarzniętej wody tworząc fantastyczne kształty geometryczne o regularnej strukturze. Po tym rozległ się niepokojący trzask, na który tak liczyła. Przez różnicę temperatur i tak zwany szok temperaturowy pole zaczęło pękać i rozpadać się. Tego właśnie było jej trzeba. Pozbyć się całego gruntu, który w tej chwili pomagał tylko jej przeciwnikowi. Nie potrzebna była duża siła, by skończyć z tym zabawę. Nawet zwykły krok, mógł posłać całą świątynie w dół.
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwowałem spokojnie. Jak magiczny atak mojej przeciwniczki uderza w utworzoną przeze mnie kamienną kule. Na moim pyszczku pojawił się uśmiech. Jednak szybko znikł, gdy wyraz mojej miny zmienił się na wielkie zdziwienie. Kula roztrzaskała się o kamień, który stworzyłem. Lecz na tym się chyba nie skończyła rola ataku mojej przeciwniczki. Mój niedawno utworzony ogień gasł. Cała sytuacja wyglądała nie ciekawie. Mój strażnik wił się wściekle szukając zagrożenia, które na nas spadło. Lecz nie był nic w stanie zrobić. Miałem nadzieje, że na tym się skończyło. Niestety jakże się przeliczyłem. Cała arena zaczęła się sypać. Nie wiem jak zdołała tego dokonać. Po raz kolejny mnie zaskoczyła. Sytuacja nie wyglądał dla mnie ciekawie. Moja wieża się trzęsła i powoli rozpadała wraz z areną. Mój strażnik chodził po niej wściekle szukając bezpiecznego miejsca. Lecz wszystko było na nic. Arena się rozpadała. Moja wieża legła a mój strażnik zaczął spadać tak jak zresztą ja. Nie miałem jednak zamiaru tak łatwo przegrać.

 

Najważniejsze to było zachować spokój. Gdy spadałem mój róg ponownie otoczyła czerwona aura. Kawałki mojej wieży utworzyły dysk bezpośrednio pode mną. Taki sam jak w poprzednim pojedynku. Tak jak ostatnio grawitacja na niego nie wpływała. Unosił mnie nad przepaścią. Jednak na tym się skończyć nie mogło. Nie znoszę walki w powietrzu i muszę ratować mego strażnika. Słyszałem jak żałośnie ryczy spadając coraz niżej. Musiałem działać szybko. Ponownie wystrzeliłem czerwony promień tym razem jednak w dół. Co ciekawe pojawił się nowy czerwony kształt, który przypominał dość duży prostokąt. Ten zaczął nagle zmieniać swoją formę tak jak zrobiła to poprzednio moja kula. Tak i on zmienił się w wielką skałę magmową. Na którą powoli opadła moja hydra. Leżała na nim chwilę plackiem aż się pozbierała i znów wstała.

 

Grunt, który stworzyłem z pewnością był znacznie gorszy od naszej dotychczasowej areny. Ale było to lepsze niż nic. Niemal wszędzie na nim były niewielkie strumienie lawy i płomienie. Jak i wulkany, które pojawiały się na arenie, co jakiś czas i wybuchały. Dla mojego przeciwnika mogła być to dość nieprzyjemna arena. Jednak jak dla mnie była w sam raz. Zresztą czy to ja kazałem jej niszczyć naszą arenę? Mój dysk powoli wylądował na nowej arenie. Która podobnie jak mój dysk opierała się grawitacji. Miło było postawić kopyta ponownie na solidnym gruncie. Teraz czas odpłacić mojej przeciwniczce. To, co zrobiła nie było miłe.

 

Zwróciłem moje oczy ku górze. Gdzie zauważyłem moją przeciwniczkę. Musiałem teraz pomyśleć jak ją najlepiej zaatakować. Aż nagle w mojej głowie zrodziła się myśl. A na moim pyszczku pojawił się cwany uśmiech. Moja chmura wciąż tam była. Sądzę, że na razie mi się nie przyda. Myślę, że mogę ją teraz lepiej wykorzystać. Mój róg ponownie otoczyła czerwona aura. Po czym chmura zaczęła się jakby rozrastać. Gdy była już dość spora ta nagle wybuchła a z jej wybuchu wydobyła się ogromna fala ognia, która zaczęła lecieć wprost na moją przeciwniczkę. Ten ogień nie mógłby jej zabić przy trafieniu już o to zadbałem. Jednak spowodować upadek i dość spory ból mógł jej już zapewnić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika zaczęła skakać po spadających fragmentach areny, a tego czego nie była wstanie przeskoczyć, rozbijała skupiając moc w pięściach, waląc z całych siły w głazy, rozdrabniając je przy efektownych błyskach światła, by nie stanowił dla niej przeszkody. Nie chciała zostać przywalona szczątkami spadającej areny, którą sama posłała na dół, bo to byłoby największym głupstwem jakie mogłaby zrobić. Zostać przywaloną własnym atakiem tak pośrednio, byłoby jak samodzielnym postrzałem w stopę, w dodatku we śnie. Taka gimnastyka nie stanowiła dla niej żadnego problemu w tamtej chwili. Nie zaskakiwał jej fakt, że połowy użytych w tedy ruchów, nie wykonałaby w rzeczywistości, wliczając w to wykonane salta poziomo, które samo w sobie wydawało się nie realne z powodu samego ciążenia...
 
Zatrzymała się na jednym ze spadających fragmentów, widząc że jednorożec zrobił dla siebie i hydry nowy ląd. Dla niej oznaczało to że nie chce się z nią bawić swobodnie w powietrzu, a to nasuwało jej na myśl, że być może ma lęk wysokości i koniecznie trzeba to wykorzystać przeciw niemu. Zaraz po tym błysnął wybuch tej żółtej chmury, o której zdążyła zapomnieć że w ogóle istnieje. W konsekwencji leciała ku niej ognista fala. Zmieniła swój kierunek skacząc w dół zgodnie z fragmentami, ale to ją goniło szybciej, niż była wstanie uciekać tym sposobem. Musiała się temu przeciwstawić, lub wymyślić, jak tego się umiejętnie pozbyć... Jej mózg przeszukiwał błyskawicznie kolejne informacje, gdy ją olśniło. Podziękowała w duchu swojej upierdliwej fizyczce, co ją katowała równaniami...
 
- DYFRAKCJA - krzyknęła odkrywczo, odwracając się do tyłu, zaczynając spadać swobodnie. Do ziemi miała całkiem spory kawałek, więc o upadek się na razie nie martwiła. Kamienie w tej chwili dla niej stanęły, obracając się powoli po przez opór powietrza wokół swoich skomplikowanych osi. Nie bała się zderzyć żadnym z nich. Położyła sobie ręce na piersiach, krzyżując je i zbierając w pięściach zasoby mocy, do wywołania dwóch krzyżowych fal wodnych, pod których siłą ugnie się ta, która na nią tak szybko leci i ominie ją bokiem smagając jej ciało delikatnym ciepłem rozgrzanego powietrza.
 
Wprowadziła swój plan w życie, posyłając przed siebie dwie skrzyżowane fale wodne pod dużym ciśnieniem, gdy ogień był ledwie 4 metry od niej. Wtedy już tylko wierzyła, żeby się to udało. Zawierzając we własne umiejętności i zamykając szczelne swe oczy, zdając się tylko na dotyk.
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwowałem poczynania mojej przeciwniczki. Trzeba było jej przyznać, że jest niezwykle zwinna. Zwłaszcza, gdy zauważyłem jak unika przeszkód. Wciąż nie potrafiłem do końca zrozumieć, na czym polega jej magia. Te jej zaklęcia sprawiały mi liczne problemy. Sprytnie jak do tej pory broniła się przed moimi atakami. Lecz tym razem nie miała raczej szans by uciec. Obserwowałem jak próbuje uciekać przed ogniem, który stworzyłem. Lecz był to próżny trud i kwestia czasu nim ten ją dopadnie. Jednak ta najwyraźniej nie planowała się poddać. Ponownie zrobiła coś, czego nie do końca byłem w stanie zrozumieć. Użyła zaklęcia wody, które pomogło jej wykonać dość interesujące zjawisko. Dzięki czemu zdołała w jakiś mi nieznany sposób uniknąć mej fali ognia. Trzeba było przygotować kolejny atak. Zanim ona mnie zaatakuje.

 

Zmarszczyłem lekko brwi ponownie zdołała się uratować przed moim atakiem. Jest naprawdę sprytna. Patrzyłem jak moja fala ognia powoli zanika. Zastanawiało mnie, jakiego kolejnego ataku powinienem na nią użyć. A może powinienem dać się zabawić mojemu strażnikowi? Czemu nie? W końcu dosyć nie ładnie go potraktowała zrzucając go w przepaść. No i przez te ucieczkę była w odpowiedniej odległości by móc ją zaatakować. Może nie tak by mój strażnik mógł ją sięgnąć paszczą. Ale czy to jedyny sposób ataku? Oczywiście, że nie.

 

Teraz zwróciłem me oczy ku mojej hydrze. Wciąż stała w oczekiwaniu na polecenia ode mnie. Czas, więc przerwać jej bezczynność. Do tej pory moja przeciwniczka radziła sobie dosyć dobrze z moimi ognistymi zaklęciami. Ciekawe, co zrobi teraz? Mój róg zalśnił czerwonym światłem. Po czym głowy hydry skierowały się w moją stronę by zaraz podnieść głowy w kierunku moje przeciwniczki. Ich pyski zaczęły jakby pęcznieć. Nagle każda z głów otworzyła swój pysk i z każdego pyska zaczęła lecieć z dużym ciśnieniem ciekła czarna smolista substancja prosto w stronę mojej przeciwniczki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swe oczęta otworzyła dopiero, gdy poczuła owiewające jej twarz ciepłe powietrze, pochodzące z mijającej jej bokiem fali i osadzającej się na jej skórze parze wodnej powstałej podczas zetknięcia się wody z ogniem. Wtedy miała pewność, że się jej udało bez żadnego ale, z czego bardzo się cieszyła, mając delikatny uśmiech na twarzy, zamaskowany poczuciem ulgi, który to wszystko przyćmił. Wykonała pewna swego salto do przodu, zatrzymując się w miejscu z pewnym błyskiem w oku, będąca gotowa do następnego ataku na niego, gdy zorientowała się że coś na nią leci z pysków hydry. Naburmuszyła się że to jej kolej na ruch, a on się tak chamsko wciął w kolejkę. Miała ochotę coś krzyknąć, gdy zrezygnowała, uznając że to za bezsensowną stratę własnego czasu. Lepiej było się jej skupić na planowaniu zemsty.
 
Leciał na nią pojedynczy strumień pod ciśnieniem dość zbity, by nie było odprysków. "Łatwizna" pomyślała skupiając się na kolejnych przejściach fazowych. Pojawiała się przed nią niebieska tafla, która ją pochłaniała w całości i wychodziła z takiej samej parędziesiąt metrów dalej. Pilnowała, by w kolejnych przejściach, nie było żadnej większej logiki, co do położenia fazy. Zasada była tylko jedna. Piąć się coraz wyżej, a czas tak bardzo się nie liczył. Pozwoliło jej to unikać celowania, wielokrotnie okrążając całą wyspę jej przeciwnika, w różnych kierunkach aż nie znalazła się ponad nią, gdy znowu zniknęła. Pojawiła się, zaraz pod którymś z krańców wyspy, z dala od hyry, tworząc dźwignie dla swojego ataku względem jej środka. Musiała coś sprawdzić. Jak bardzo stabilny to był ląd.
 
Wyciągnęła szeroko ramiona zbierając w dłoniach całą możliwą moc wiatru w tym krótkim momencie. Miała plan jak zrzucić tego lądowca na ziemie, gdzie jego miejsce spoczynku. Gwałtownie złączyła ręce, tworząc z nich kielich, z którego uderzyła w bok wyspy, od spodu fala uderzeniowa o sile małego huraganu. Jej rozpuszczone włosy rozwiały się powiewając na ostrym wietrze, co jednych mogło zachwycać, drugich przerażać patrząc w zawzięcie znajdujące się w jej oczach. Dawała upust swoim emocją, chcąc przechylić całą tą wiszącą w powietrzu skałę, by z niej zlecieli w dół. Liczyła na to że poświęci strażnika, by uratować się samemu.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwowałem ponownie poczynania mojej przeciwniczki. Patrzyłem zadowolony jak strumień stworzony przez mego strażnika się do niej zbliża. Jednak ta ponownie się zdołała uchronić przed atakiem. To było naprawdę męczące. Dalsze obserwacje poczynań mojej przeciwniczki było niezwykle trudne. Nie byłem w stanie nadążyć nad jej ruchami. Pojawiała się i znikała od tak. Widziałem jak ta zeszła na arenę i zaraz znikała mi z oczu. W pewnym momencie całkiem mi gdzieś zniknęła. Próbowałem wypatrzeć. Gdy nagle poczułem wstrząs gruntu, na którym stałem. Domyśliłem się, kto to zrobił. Jeśli, jednak myśli, że tak łatwo strąci mój ląd. To się chyba przeliczyła. Tu trzeba czegoś więcej. Skoro nawet grawitacja na niego nie wpływała bezpośrednio.

Dobrze próbą ataku na mój ląd mogłem założyć, że najwyraźniej znajduje się pod moim tworem. Całkiem sprytne przedsięwzięcie. Chyba będę musiał wykurzyć spod niej. Ponowny atak niema większego sensu nie widzę jej, bo jest pode mną. Zanim wykryje znów gdzieś ucieknie. Więc zagwarantuje jej kolejną zabawę z mym strażnikiem. Miło, że oba twory były utworzone z mojej magii. To ułatwiało współpracę obu moim dziełom.

Mój róg ponownie otoczyła czerwona aura. A hydra zaczęła wtapiać się powoli w arenę którą stworzyłem. Gdy już całkiem zniknęła mi z oczu pojawiła się nagle pod moją areną tam, gdzie powinna być moja przeciwniczka. Hydra stała do góry nogami co wyglądało dość dziwnie. Jednak dzięki temu, że obie rzeczy były utworzone z mojej magii zapewniało, to mojej hydrze dodatkowe możliwości. Na zwykłej arenie nie byłbym w stanie tego zrobić. Jednak na obecnej arenie miałem znacznie większe możliwości. Nie miałem zamiaru pozwolić mojej przeciwniczce go zniszczyć tak łatwo. Hydra, gdy tylko spostrzegła moją przeciwniczkę zaczęła na nią szarżować z ogromną szybkością. Natychmiast wyciągnęła głowy przed siebie, którym wściekle wymachiwała z wielką wściekłością, by trafić moją przeciwniczkę.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Monika widząc kontem oka hydrę i jej bardzo nieciekawy wygląd do góry nogami, przestała utrzymywać siebie w przestrzeni podczas tego ataku, zyskując bardzo potrzebną jej na tamten moment bezwładność. Wykorzystała swój wiatr, który wydobywał się jeszcze z jej złączonych dłoni z mniejszą siłą, sterując nim jak silnikiem odrzutowym nadając sobie prędkości, uciekając bardzo widowiskowo tyłem, patrząc wyzywająco w oczy jednej z głów, jak okalał ją jej podmuch, denerwując płomienie, z których była zbudowana. Słyszała ich syk... Widziała jej zęby z bardzo bliska, bo ledwie 3 metry od siebie i w głębi nie było jej aż tak do śmiechu. Odbiła prostopadle do góry, widząc że długa szyja się jej skończyła, by ją dalej gonić. Na szczęście to ją ograniczało, a ona mogła czuć się wolna i w miarę bezpieczna w powietrzu nad areną.
 
Sprawdziła jedną możliwość i ją wykluczyła, zyskując dodatkowe dane; co, gdzie i jak... Dostała następną wskazówkę, że ten jego strażnik może pojawić się wszędzie na tym kawałku jego lądu. Skoro tak było, to należało w jej uznaniu zmienić pole na coś innego, grając na jego zasadach że nie da rady posłać tego w dół. Patrząc z góry przypomniała się jej stara gierka na telefon. Idealnie pasowało to do tej sytuacji bo była 2d... Jej elementem był prostokąt, który trzeba było rozdrobnić, by wygrać. Z drugiej strony mogła coś zrobić w jego kierunku, zamiast zajmować się areną i zrobić to później, gdy się tego nie spodziewa, myśląc że odpuściła sobie ten pomysł. Przygryzła wargę nie mogąc się zdecydować, gdy gwałtownie ruszyła.
 
Zatoczyła spory krąg, zostawiając za sobą złoty ślad, ograniczając sobie pole tekstowe do tego kawałka nieba, 60 metrów nad środkiem areny. Odbiła do góry, stając parę metrów nad kręgiem, przyglądając mu się dość dokładnie, czy jest idealny do jej celów. Ruchem dłoni, dodała trzy dodatkowe linijki do wewnątrz, zostawiając sobie dwa otwory rozłożone na jednej prostej, przechodzącej przez środek, na zewnątrz. W zostawionym na to miejscu pojawił się tekst stylizowany na pismo elfickie tolkiena, nie mające większego znaczenia. Po prostu dobrze to wyglądało przy całej reszcie. "Bardziej bajerancko" według myśli dziewczyny
 
W jej prawej dłoni zapłonął wesoło ogień ściskany w niewielką kulkę... W drugiej zaczął sprężać się potrzebny wodór... Umieściła siłą woli te dwie kule na swoich miejscach w kręgu, jako zapas paliwa dla całego procesu, który niebawem miał się zacząć. Runy zapłonęły, a zewnętrzny krąg zaczął się obracać, aż przestało być go widać. Ku środkowi zaczęła się zbliżać spirala, łącząc te dwa elementy w jedno, aż nie doszło do samo podtrzymania procesu... Na środku pojawił się mały świetlisty punkt, na który nie dało się bezpośrednio patrzeć, by nie ulec oślepieniu, tak jak na słońce, bo to było słońce tylko w miniaturze. Na nosie dziewczyny pojawiły się w magiczny sposób okulary przeciwsłoneczne w standardowych czarnych oprawkach. Przez to w ograniczony sposób można było podpatrywać co dokładnie myśli po jej mimice. Jedno było pewne, nie zamierzała się już cackać...
 
Z mini słońca wyleciał cienki promień, dokładnie widoczny w powietrzu po przez skoncentrowanie wielu promieni w jednym miejscu i ich uwolnienie, który niczym strzała mknął ku jednorożcowi, by go powalić. Całość było wycelowana w jego tył, by go nie zabić. Była ciekawa jednego. Co zrobi... Jakby nie mogła go dosięgnąć. To w planie miała pokrojenie wiązką tej jego wyspy na większe części i ich rozproszenie na sporym obszarze. Tak miał postać "pas asteroid" bardziej korzystny dla niej.
Edytowano przez Hoffner
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem w miejscu nie ruszając się ani trochę. Co nie znaczy, że nic nie widziałem. Dobrze wiedziałem, co się dzieje na dole. Widziałem wszystko oczami mego strażnika. Miałem nadzieje, że ten atak bezpośredni z jego strony zdoła umiejętnie zaskoczyć moją przeciwniczkę. Niestety ponownie się przeliczyłem. Zaklęcia mojej przeciwniczki i jej niesamowita zwinność bardzo utrudniały mi zadanie. Nawet ten atak na niewiele się zdał. A moja przeciwniczka ponownie gdzieś zniknęła. Ciężko było za nią nadążyć. Zacząłem rozglądać się wokół by ją znaleźć. Aż w końcu zdołałem ją dostrzec nad areną. Cóż zawsze jakaś część sukcesu. Nie było sensu by mój strażnik dalej przebywał na dole skoro moja przeciwniczka już z tego miejsca umknęła.

 

Mój róg ponownie otoczyła czerwona aura. A hydra tak jak poprzednio zmieniła swoją pozycje na arenie. Teraz stała w mojej okolicy czekając na rozkazy. Jednak zacząłem obserwować poczynania mojej przeciwniczki. Nie było raczej większych szans by zatrzymać to, co robiła. Widać było dosyć ciekawe efekty, jakie tworzyła przy tym zaklęciu. Trzeba było przyznać, że potrafiła zrobić dość ciekawy pokaz. Przyglądałem się jej dobrą chwilę. Gdy nagle zobaczyłem blask, który mnie lekko oślepił. Wbiłem oczy w ziemie pocierając je kopytem. Mój wzrok wracał. Jednak musiałem działać. Coś szykowała. Muszę się chronić. Mój róg otoczyła czerwona aura. A wokół mnie utworzyła się tarcza magiczna, która osłaniała całe moje ciało. Niestety teraz musiałem myśleć o sobie. Zaklęcia ognia nie będzie tu raczej skuteczne do obrony. Tak jak zresztą skały magmowe, które raz mnie już zawiodły. Zostanę, więc przy tarczy magicznej, która powinna mnie skutecznie uchronić.

 

Przez skupienie się na swojej obronie. Nie mogłem skupić się na ataku. Jedno albo drugie. Lecz mój strażnik mógł walczyć. Tylko nie byłem do końca pewny, w jaki sposób ją zaatakować. Dwa różne ataki w moją przeciwniczkę z jego strony i oba zawiodły. Była zbyt wysoko by mógł ją zaatakować bezpośrednio. Atak na odległość też odpada, bo ponownie zdoła go w jakiś niesamowity sposób uniknąć. Dumałem nad tym, co mogłem zrobić. Aż odpowiedź w końcu zrodziła się mej głowie. Na pewien sposób moja przeciwniczka mi pomogła tym chwilowym oślepieniem. Bo to podsunęło mi pomysł do głowy. Zobaczymy jak jej będzie miło, gdy jej zabiorę pole widzenia. Do tej pory szybko uciekała i unikała mych ataków, bo wszystko widziała. Spróbujmy, więc jej ograniczyć to pole.

 

Dałem sygnał mojej hydrze by zaczęła to, co zaplanowałem. Byłem ciekawy jak bardzo się to spodoba mojej przeciwniczce. Hydra tym razem zbliżyła swe łby bezpośrednio do mojej konstrukcji. Jakby już wcale nie zwracała uwagi na mą przeciwniczkę. Z jej jeszcze zamkniętych pysków wydobywał się powoli czarny gęsty dym. Jednak wciąż był dość niewielki. Wcześniej dymu użyłem by pozbyć się utrapienia, które stworzyła moja przeciwniczka. Teraz użyje innego jego zastosowania. Hydra szeroko otworzyła pyski i wtedy dym zaczął opuszczać jej paszczę w ogromnych ilościach. Hydra wypuszczała dym wprost w powierzchnię areny. Jednak ten się rozrastał w zastraszającym tępię obejmując coraz bardziej arenę. Ale na tym się nie kończyło. Dym zaczynał unosić się w powietrze rozrastając się jeszcze bardziej. Był strasznie gęsty niemal niemożliwym było coś przez niego zobaczyć. Na dodatek śmierdział i był nieprzyjemny niczym ten zwykły. Jedyną różnicą było to, że nie szkodził zdrowiu jak ten zwykły. Więc nie było zagrożenia zdrowia dla mej przeciwniczki. Jednak nie sądzę by się jej to podobało. Dłuższe wdychanie mogło spowodować choćby bardzo nieprzyjemny ból głowy. Co mogło utrudnić skupianie się. Na mnie samego dym nie robił nic. W końcu wszystko pochodziło z mojej magii. Z radością obserwowałem ten rozrastający się smog. Stojąc dalej w tym samym miejscu bezpiecznie pod tarczą magiczną i czekając na to co zaplanowała dla mnie moja przeciwniczka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiązka uderzyła w barierę jednorożca, stając na niej w jednym punkcie i rozgrzewając gwałtownie powietrze wokół siebie, tak że samo syczało i mętniało od gwałtownego wzrostu temperatury wokoło, utrudniając oddychanie nim. Dziewczyna widząc to, zabrała z niego promień, nie chcąc go wykańczać. Nie chciała przecież mieć snu, w którym mogłaby być bezlitosną morderczynią. Miałaby wtedy powód, by samej siebie się bać, za sposób myślenia. Nic takiego nie przeszłoby przez jej moralność. To miał być tylko pojedynek... Na to, by go sklepać raz i porządnie, miała przyjść jeszcze pora później... Chodziło jej raczej o pokazanie mu w tej chwili, jakim to jest zerem w stosunku do wspaniałej i wszechpotężnej Moniki, bo tak się właśnie czuła. Ogromna pewność siebie i moc zawładnęły postrzeganiem przez nią świata, że zepchnęła go wyłącznie do obrony. A wiedziała że samą defensywą, nie można wygrać panującej wojny... Trzeba zaprowadzić swój własny porządek. Jej porządek. Uśmiechnęła się kierując swoim tokiem myślenia.
 
Skała magmowa, dotknięta promieniem, topniała w ciągu ułamków sekund na wylot, a wiązka zostawiała za sobą idealne cięcie o stygnących, czerwony krawędziach. Jej atak posuwał się z prędkością wystarczającą, by pociąć wyspę w ciągu niespełna 5 minut, na równe kostki o bokach około dwóch metrów. Robiła to systematycznie i ciągle. Pojawiający się gęsty dym nie robił jej różnicy, bo wiązka przechodziła przez niego bez żadnego uszczerbku na mocy, bo wywołane temperaturą zmiany ciśnienia powodowały napływ powietrza rozwiewając go wokół niej przestrzeń, tworząc swobodny prześwit... Wiedziała, gdzie jest mniej więcej wyspa, która nie była ruchomym obiektem i ustawiając myślą program w swoim laserze była wstanie zautomatyzować cały proces zabawy nim, by być wolna i myśleć dalej... 
 
Obleciała całość pola za linią czterech szczytów, na których nie tak dawno stała świątynia, uważnie oglądając i wyczuwając okolice, jakby tu ją wykorzystać do własnych celów... Zatrzymała się wreszcie na południu obrócona w stronę areny... Podziwiała zachodzące, zmęczone całym dniem słońce i wchodzący młody księżyc, w całej jego okazałości. Zmrużyła chytrze oczy, w których wesoło odbijały się oba ciała niebieskie. Wyciągnęła ku nim obie ręce, zaciskając na ich obliczach swoje świętokradzkie dłonie, by uszczkną odrobinę z ich potęgi, zupełnie bezkarna.
 
Przybliżyła dłonie do siebie, otwierając je delikatnie, ukrywając przed światem chciwie ich zawartość, by sprawdzić co dokładnie w nich ma. Jej oczom ukazały się dwie blade poświaty, wyglądające jak drobne płomienie, które za chwile mają zgasnąć same z siebie, oddzielone od ogniska. Wpuściła w dłonie swoją magię, zamykając mocno pięści, pozwalając się jej z nimi wymieszać i zmienić jej właściwości... Poświaty na jej rękach zmieniły się i urosły. W prawej była zimno biała - księżycowa pochłaniająca i zakrzywiająca wszelkie światło wokół siebie. Z lewej wydobywało się ciepłe słoneczne, o wiele mocniejsze niż to pierwsze, ze względu na swoją twórczą naturę.
 
Dopiero wtedy zaczęła się zastanawiać co ma z tym zrobić... Myślała dłuższy moment nad czymś z wyższej półki.
- Smok? Oklepany i już był... Wiązka... Znowu? Przereklamowana... Studnia grawitacyjna? Hmy... Pomyślmy... - rozmyślała na głos modelując głos w zależności od zdania, podkreślając wyraźniej jego rolę. - Jednak nie... To może być planem na później z tego słoneczka... - rzuciła przykładając sobie prawą rękę do brody przejeżdżając po niej parokrotnie w odruchu. - No dobrze. Trzeba coś z tym zrobić, skoro już to mam. Do dzieła! - Klasnęła w dłonie łącząc obie masy w jedno. Powstała z nich jedna plastyczna kula, lewitująca w równej odległości między jej dłońmi. Zmiażdżyła ją, wałkując na wałek, który następnie wydłużyła, by osiągną półtora metra. Chwyciła w prawą ręką ten nabytek i wtedy mogła zacząć kształtować myślą swoją nową, niezwykłą broń.
 
Całość wydawała się zrobiona z metalu, ale nim nigdy nie była. Powierzchnia jego mieniła się delikatnie opalizują złoto srebrnym blaskiem, zmieniającym się cały czas. U góry pojawiło się długie ostrze włóczni, nie użyteczne z powodu swej długości i szerokości. W sobie miało wycięty swobodnie obracający się symbol słońca i księżyca stanowiącego jedność, bo nim była ta broń. Na drugim końcu było przyczepione wahadło wyrównujące masę góry i części reprezentacyjnej... Obróciła nim parokrotnie ze świstem tnąc powietrze, by chwycić go mocno. Był dobrze wyważony. Teraz mogła zacząć nowy rozdział. 
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po ostatnim ataku mojej przeciwniczki mogłem założyć, że ta zaczyna zabawę na poważnie. Gdyby nie moja tarcza magiczna mogło by być krucho. Jednak z niezrozumiałego mi powodu przerwała atak. Nie miałem jednak dobrych przeczuć. Z pewnością na tym nie poprzestanie. Powoli zdjąłem tarcze i znów zwróciłem wzrok ku niej. Szykowała kolejny atak. Nie wyglądało to dla mnie ciekawie. Chyba dym nie zbliżył się do niej na odpowiednią odległość. Nagle zobaczyłem jak w stworzoną przeze mnie strukturę uderzył jakiś promień. Mój twór nie był w stanie wytrzymać tego ataku. Nie zostało mu wiele czasu. Chyba się uparła by walczyć w powietrzu. Wolę twardo stąpać kopytami po powierzchni niż w walkę w locie. Co nie znaczy, że tego nie potrafiłem.

 

Nie miałem zbyt wiele czasu na przemyślenia. Patrząc jak szybko to jej destrukcyjne zaklęcie niszczy wszystko wokół mnie. Mój strażnik dalej produkował dym. Nie ruszał się. Wcale jakby nie zwracał uwagi na to, co się dzieje. Nic w tym dziwnego. Dostał wyraźny rozkaz. Nie zrobi nic dopóki mu nie każe zaprzestać ataku. Niestety w powietrzu on nie będzie mi w stanie pomóc. A to kwestia czasu jak to wszystko się rozpadnie. Tworzenie kolejnej podobnej struktury będzie tylko stratą czasu i energii. Bo moja przeciwniczka również ją zniszczy. Trzeba, więc zrobić wszystko inaczej.

 

Mój róg otoczyła czerwona aura. A z rogu wystrzelił czerwony promień prosto w hydrę. Ta momentalnie zniknęła. Pozostały po niej tylko kawałki skały magmowej. Które do tej pory były częścią jej ognistego ciała. Teraz i tak na nic się zda. Jednak swoje zrobiła stworzyła wystarczające ilości dymu, który pomimo jej zniknięcia. Dalej unosił się w powietrzu. Teraz musiałem tylko wprowadzić mój plan w życie. Moje oczy jeszcze na chwilę zwróciły się do miejsca gdzie do niedawna stał mój strażnik.

-Bardzo dobrze się spisałeś. Dziękuje za twą pomoc. -Powiedziałem cicho. Mimo że był tworem mojej magii. Byłem jednak przywiązany do niego. To tylko dowodziło jak żywioł ognia był bliski memu sercu. Teraz jednak trzeba było działać.

 

Kawałki mojej areny nadal unosiły się w powietrzu nieściągane przez grawitacje. Nie było w tym nic dziwnego. Pomimo że arena się rozsypała. Jej kawałki wciąż utrzymywała moja magia by ta nie spadła na ziemie. Jednak nie to było teraz ważne. Zanim ten promień, co niszczył wszystko wokół się do mnie zbliżył. Urwałem kawałek struktury pode mną. Ten przybrał kształt płaskiego dysku, który zaczął lewitować z dala od rozpadającej się areny. Nie sądzę by moja przeciwniczka to dostrzegła przez ten gęsty dym, który był wszędzie wokół ciężko było coś zobaczyć. Niech myśli, że spadłem z areny. To mi daje chwilę czasu, aby na spokojnie przemyśleć, co zrobić. Zmieniłem swoją pozycje byłem dalej w gęstym obłoku dymu. Lecz w zupełnie innym miejscu na mały dysku ze skały magmowej. Unosił się dzięki mojej magii. Szansa, że moja przeciwniczka mnie tu wypatrzy nie była zbyt wielka.

 

Dobrze sądzę, że wystarczy tej defensywy. Czas przejść do ofensywy. Moja przeciwniczka zrobiła się zbyt pewna siebie. Postanowiłem wykorzystać dym, która stworzyła moja hydra. Do tej pory poruszał się zdany na łaskę wiatru. Jego rozmieszczenie wyżej było wręcz chaotyczne i nie zagrażało mojej przeciwniczce. Sądzę, że najwyższy czas to zmienić. Mój róg otoczyła czerwona aura. A dym, który unosił się spokojne wysoko w powietrzu do tej pory. Zaczął formować się w wielką chmurę smogu. Jednocześnie dym, który otaczał arenę i mnie pozostawał bez zmian. Nie chciałem tracić swojej zasłony. Dokładnie widziałem, w którym miejscu stała moja przeciwniczka. Gdy chmura smogu osiągnęła już odpowiedni rozmiar skierowałem ją prosto na nią. Chmura kierowała się na nią z zawrotną prędkością. Byłem ciekawy jak się jej to spodoba.

Edytowano przez Magus
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyła zimnym i kpiącym wzrokiem na pędzącą na nią kłębiącą się chmurę czarnego dymu, którego nie chciała mieć w swoim najbliższym otoczeniu, bo nie był w ogóle w jej stylu. Nie pasował jej również do jasnej cery i mógłby ją jeszcze uszkodzić... Wiedziała że to nie może być normalne zjawisko pojawiające się w górach jak śnieżyca. Chyba że byłby to wulkan, ale wtedy byłaby to zupełnie inna okolica. Pojedynczy szczyt, a nie aż 4... Nie stałaby tu też świątynia z powodu niestabilności okolicy. Wtedy można było to inaczej rozpatrzyć pod względem wybuchu i całej tej erupcji jak tam ona przebiega... A tak, dla niej było to powtarzającym się momentem z wielu podobnych anime i możliwości dla niej istniały zasadniczo tylko dwie. Ciężko by było inaczej. Jest w chmurze, skoro leci na nią bezpośrednio, lub też to jest zmyłka, mająca skupić jej uwagę i wyskoczy gdzieś indziej, na przykład za nią z jakąś tam kulą ognia... To byłoby nawet w jego stylu według niej.
 
Obróciła parokrotnie swoim kosturem wokół własnej osi przed sobą, tworząc jego obrysem energetyczne koło z cienką, przezroczystą błoną w środku, przy czym zatrzymała go przy swojej prawej równolegle do nogi. Spoglądała pewnie na swój najnowszy twór, aż w końcu wyciągnęła lewą rękę i palcem wskazującym dotknęła samego środka, że powierzchnia zafalowała. Przepuściła przez niego odrobinę swojej magii, kreśląc na powierzchni coś na formę plastra miodu, tworząc wiele komór, z głównym słoneczny glifem w samym środku, ze znakiem słońca widywanego często na starych zegarach i dziurą jakby na klucz. Chwilę później promień z poprzedniego ataku skierowała w samo centrum tej tarczy rozświetlając ją jeszcze bardziej. Najprawdopodobniej ładowała go do jakiegoś większego widowiska, a gdy była gotowa... Dotknęła grotem przebijając całości i przekręcając zamek, by uwolnić stworzone zaklęcie.
 
Z tej tarczy zaczęły wylatywać z wielką szybkością kolejne pociski świetlne, nie koniecznie po prostym torze lotu, przeczesujące całą powierzchnie chmury pod kontem ukrywającego się tam niebezpieczeństwa. Dotykając jakiegoś obiektu znikały z małą eksplozją masakrując jeszcze bardziej pole, rozrzucając kostki w różnych kierunkach i dziurawiąc zbocza gór odbierając im ich naturalne piękno kolejnymi nienaturalnymi bruzdami. Miała plan jak się jej pozbyć, ale na to potrzebowała więcej czasu. W tamtym momencie patrzyła jak chmura jest rozświetlana dużą ilością gwałtownych błysków.
 
Nie traciła więcej czasu. Uniosła grot celując w niebo ponad całą chmurą i wystrzeliła w górę cienką świetlistą wiązkę i zgromadziła na górze małą błyszczącą gwiazdkę, która na razie tam była tylko rosnąć i nic po za tym. Na tym mogła skończyć swoją kolej.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.

Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...