Skocz do zawartości

Zew Metra [Gra]


Po prostu Tomek

Recommended Posts

Kurier, zadowolony, że znalazł cel i wykonał zadanie uśmiechnął się, jednak nie chciało mu się biesiadować u jakiegoś nieznajomego.
- Dziękuję, filtry mnie się tak średnio przydadzą, jednak wszystko można sprzedać za dobre pieniądze, czyż nie? A co do herbatki, niestety, ale zaraz muszę ruszać dalej. A co tam się w świecie dzieje, sam nie za bardzo wiem. W tunelach między Białoruską a Sokoł spokój jak nigdy, wartownicy z nudów straszą mutantami, ale po tym sami przyznają, że to wszystko wyssane z palca. Jedynie na Białoruskiej promienistej chuligani i inne bandy się panoszą, gorzej niż dawniej.
Po owym monologu już miał się zbierać do pożegnania, jednak wtedy zastanowił się, czy w ogóle porządnie zostaje wynagrodzony za zadanie, filtry za wiele wart nie są i mu się nie przydadzą, środki przeciwbólowe, to już lepiej. W końcu od 20 lat nikt już tego nie produkuje, chyba że jako jakieś zielsko z grzybów. Pytanie, co znajduje się w owej paczce. (nie jestem pewien, czy dobrze szacuję wartość przedmiotów.)
- A co się w owej paczce znajduje, jeżeli można wiedzieć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy Hiena odprawiał swoje czary elektryka, oficer przyglądał mu się uważnie z wyrazem umiarkowanego zainteresowania na twarzy. Nie wydawał się wątpić w zdolności sprowadzonego fachowca, kiedy ten dokładnie tłumaczył efekty swojego testu, kiwał czasem z uznaniem głową. Na końcowy wywód uśmiechnął się nieznacznie, po czym podał rękę rusznikarzowi.

 

- Umowa stoi. Możecie to mieć za pół ceny, naboje potrącimy wam z wypłaty. A teraz, skoro wszystko jest w porządku, a wiem, że jest, odprowadzę was do wyjścia. Arkadij będzie tam czekał.

 

Słowo się rzekło, jedną naprawdę pospieszną przechadzkę później Feliks znalazł się poza arsenałem. I rzeczywiście, o jakąś kolumnę opierał się znajomy przydupas, starający się przy oficerze wyglądać na znacznie bardziej rozentuzjazmowanego niż był nim go zobaczył. Krótką pogawędką wyjaśniającą nieścisłości później oficer pożegnał się i poszedł. Kiedy tylko uprzejmy jegomość zniknął z pola widzenia baumańca i Arka, ten ostatni odetchnął z wyraźną ulgą.

 

- Cholera, już myślałem, że pojedziesz na Łubiankę. Wiesz, kto to był? Komisarz MUB, Międzystacyjnego Urzędu Bezpieczeństwa! - ostatnie słowa niemal wyszeptał z jakimś nabożnym lękiem. - Ale nic ci nie jest, i, co ważniejsze, mi też nie. A i masz jeszcze paru klientów. Idziemy?

 

***

 

Staruszek zrobił lekko rozczarowaną minę, widząc i słysząc, że gość nie zostanie na dłuższą pogawędkę przy herbatce z grzybów. Ale tylko westchnął przeciągle, dając upust zawodowi, a potem wyciągnął rękę do kuriera, na pożegnanie. Przy pytaniu cofnął ją na chwilę.

- Możesz zobaczyć, nawet teraz, bo to w końcu twoje - uśmiechnął się zachęcająco. - To jeden z najnowszych liczników Geigera jaki mogłem znaleźć, w stu procentach na chodzie, a do tego masz tam dziesięć baterii.

 

***

 

Z mocnym postanowieniem zasmakowania na własnej skórze możliwości, jakie daje kapitalizm, Zdrawka i jej nowy kompan, z czego ten ostatni raczej nie znając celu, ruszyli w poszukiwaniu zatrudnienia. Gdzie najłatwiej dostać robotę? Jakżeby inaczej, w hanzeatyckiej karawanie! Wystarczyło się trochę rozejrzeć, trochę się ludzi popytać... By dowiedzieć się, że może i nawet nie jest chuchrem ["Bożealetrzymajtegostwraco"] ale jednak w karawanach raczej chyba nie za bardzo będzie miejsce ["Łokurwastrzelaćczynie,Iwan?"].

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij podziękował za nagrodę i pożegnał się ze staruszkiem, po czym ruszył na razie gdzieś przed siebie, zastanawiając się, co teraz. Teoretycznie powinienen teraz wrócić do siebie, na Sokoł, jednak tam ani nikt nie czeka na jego powrót, ani nie ma tam spraw, dla których musi wracać. Ponadto musiałby wybrać drogę przez Białoruską promienistą. Witalij nie był pewien, czy te bandziory tam będą na niego czekać, czy w ogóle go zapamiętali, jednak może lepiej nie ryzykować, bo tym razem prawdopodobnie nikt nie przyjdzie mu z pomocą.
Jedyna inna znana mu droga prowadzi... górą. Co prawda otrzymał przydatny sprzęt do tego typu wyprawy, brakuje tylko samej maski, jednak nie ma żadnego doświadczenia z powierzchnią. Tak więc i ta droga na razie nie wchodzi w grę.

W końcu doszedł do wniosku, że to dość dobra okazja odwiedzić kilka dotychczas nieznajomych stacji. Możliwości ma dwie, albo ruszy wzdłuż okrężnej, do kolejnych stacji Hanzy, albo dalej w kierunku centrum, przez opuszczoną Majakowską i terytorium Faszystów. Co jest dalej, tego nie jest już pewien. Gdzieś tam musi być Linia Czerwona.
Pierwsza opcja na razie wydawała mu się bezpieczniejsza, szczególnie, że zapewne łatwo jest coś zarobić. Ponadto, żeby ruszyć na Majakowską, musiałby wracać na promienistą.
Tak więc Witalij ruszył na peron Białoruskiej okrężnej, z nadzieją, że może dołączyć do karawany w dowolnym kierunku, lub znaleźć inną robotę. Rzeczy, które przed chwilą otrzymał, schował do plecaka, a pistolet maszynowy przewiesił sobie przez ramię.
(Zgłaszam nieobecność na najbliższe 3 tygodnie. Może uda mi się zajrzeć co jakiś czas na forum, ale nie mogę nic zagwarantować.)

Edytowano przez izy97
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyglądający teraz jak rasowy poszukiwacz przygód tylko taki trochę mało muskularny, Witalij ruszył, po odpowiednio długim namyśle, szukać swojego przeznaczenia. No, dobra, nie żadnego przeznaczenia, ale transportu i sposobu zarobku. Dzięki pewnemu poruszeniu i ogromnej niecodzienności sytuacji, o jakiej przypadkiem zasłyszał, plątając się po peronie, udało mu się dość szybko odnaleźć nową znajomą, tę dziewczynę od mutka. Widać miała pewne kłopoty z odnalezieniem się w tym wszystkim. Wybitnie nie pomagały jej przerażone lub wściekłe spojrzenia i różnoraka broń obecna wśród karawaniarzy, tak jakoś na wszelki wypadek.

 

***

 

Byłoby niedopowiedzeniem stwierdzić, że Jurija trochę wcięło przez ostatni czas. Odsiedział trochę w szpitalu stacyjnym, który w sumie był bardziej lazaretem, i zaczynał nawet dochodzić do siebie, kiedy popadł w nieokreślony stan między snem a jawą, między przebudzeniem a śpiączką. Nie miał pojęcia na jak długo i trudno mu było wyciągnąć cokolwiek z abstrakcyjnych, psychodelicznych obrazów, jakie miał wtedy w głowie, jednak kiedy już wyrwał się z pieleszy, uderzyła go obecność poranionych. W większej ilości, niż powinna tutaj być wedle jego rachuby. Nawet biorąc pod uwagę jakieś starcie z mutantami. Na stoliku przy łóżku leżała kartka, na której ktoś nabazgrał coś łacińskim alfabetem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jurij usiadł. Miał jakieś problemy ze sobą, ostatnio szczególnie duże. Nie wiedział jak znalazł się w szpitalu. Ciągle popadał w stan dziwnej niemocy. Czy to Metro tak na niego działało? Sam tego nie wiedział, ale na pewno czuł się osłabiony i mocno zbity z tropu. Nie wiedział też na jakiej dokładnie stacji się znajduje, ani co tu robi. Nawet czas był dla niego wielką zagatką którą przesłaniały mu mgliste wspomnienia psychodelicznych wizjii podczas... najwyraźniej śpiączki, czy może po prostu snu. Widział również że wokół niego jest masa rannych i to nazbyt duża. Wpierw rozejrzał się dookoła by obejrzeć, choćby pobierznie, dlaczego wszyscy ci ludzie tu trafili. Jakie mieli rany, czy po mutantach, w co niedowierzał, czy czymkolwiek innym. Następnym co zrobił było wzięcie karteczki i pruba odczytania zawartych na niej bazgrołów. A nóż mu się uda?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie chciał jej i mutanta w karawanie? Cóż, ich strata. Zdrawka postanowiła, że sama wyruszy w drogę do innej stacji. Z jedne strony głupota skrajna, a z drugiej strony - czy mogła liczyć teraz na kogokolwiek innego?

Miała nadzieję, że nowy towarzysz będzie podczas tej przeprawy pomocny, bo zależało jej na przeżyciu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena w milczeniu szedł za oficerem, gdy ci sobie pogadali i tamten poszedł, spojrzał na Arka. Uniósł tylko brew, gdy usłyszał kim ten idiota był. - MUB? Jakieś pierdolenie, ten koleś nie ma na tyle mózgu, by złapać kolesia, który uszkodził jeden z ich wysokiej jakości wskaźników, by dostać go za półdarmo. I wiedziałem, że nie jest byle kim, w końcu miał zrośnięte pięty i potrafił mówić, patrząc normalnie - powiedział, gdy się upewnił, że nikt nie słyszy. - Dobra, prowadź, do tych kolesi od złomu. Nie wiem jak długo tutaj zabawię, jakoś nie lubię spać w szklanym domku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Oksy, napisz mi PW, czy chcesz interakcję z Izym. Jeśli nie, pojawi się tutaj odpowiedź dla ciebie, jeśli tak, to czekamy.]

 

***

 

Pobieżne rozglądanie się nie dało wiele. Z drugiej strony jednak Jura miał czas, by przyjrzeć się leżącym na łóżkach i noszach trochę bardziej niż po łebkach. Miażdżąca większość tych nieszczęśników miała rany kłute i cięte, część postrzałowe. Niby nie powinien móc rozpoznać tego przez opatrunki, ale jakoś czuł, że tak jest. Po prostu wiedział, że dosłownie jeden człowiek z tych wszystkich poszkodowanych znalazł się w szpitalu przez mutanty. Dalej Jurij zajął się tajemniczym karteluszkiem. Zapisany w łacińskim alfabecie, pozostawał przez pewien czas enigmą dla człowieka wychowanego w Rosji, a do tego na najbardziej ortodoksyjnej stacji nie licząc prseudocaratów. Jednak i tu stało się coś niespodzianego, acz oczekiwanego. Umysł, podzielony na część błądzącą i tę odbierającą, przypomniał sobie psychodeliczne wizje. Nagle coś kliknęło, zaskoczyło, i Jurij odczytał, z pewnym trudem słowa: "Nie wchodź mi w drogę".

 

***

 

Arkadij poczuł się jakoś lepiej, co było widać, gdy Baumaniec deprecjonował lekką ręką coś tak strasznego, że musiało być tutejszym odpowiednikiem Czołgów. Aż się nawet delikatnie uśmiechnął. Lżejszym niż wcześniej krokiem doprowadził Hienę do niezbyt dużego baru, który spokojnie można było nazwać publiczną stołówką. W tym oto barze, na uboczu, czekało kilkunastu petentów. Większość z nich przyniosło albo bron zupełnie nie nadającą się do użytku, albo coś, co rusznikarz był w stanie naprawić praktycznie na miejscu, właściwie samym czyszczeniem, może jakimiś naprawdę drobnymi poprawkami. Jednak człowiek, który do tej pory trzymał się na uboczu i podszedł jako ostatni, pokazał spod płachty coś zupełnie innego. Stara, powycierana płachta materiału kryła w sobie nic innego, jak prawdziwego, zachowanego w niemal idealnym, poza maleńkimi plamkami rdzy, stanie Winchestera. Jego właściciel to młody chłopak, tak się wydawało. Porównanie do znalezienia samorodka, ba, diamentu w basenie z gnojówką nasuwało się samo.

- Mam po ojcu takie coś, zniósł do metra jakiś czas temu, można do tego amunicję robić?

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pozwól, że obejrzę - powiedział i delikatnie wyjął broń z ręki właściciela i obejrzał uważnie. Otworzył zamek i sprawdził dźwignie spustową. Gwizdnął, a potem spojrzał na tego właściciela. - Mam dobrą i złą wiadomość - zrobił dramatyczną pauzę i kontynuował dalej. - Tak, w metrze można dorobić do niego amunicję. I to jest ta dobra wiadomość. Zła natomiast brzmi tak. U nas na Baumańskiej, udało nam się znaleźć na powierzchni maszynkę, która wypełnia puste łuski, taka zapycharka, kładzie się kilkanaście łusek na taki uchwyt i ładuje się do maszyny proch i kulki, a to samo dosypuje i zabija. Problem jest taki, że główna robi amunicję dla popularnych broni, a do tych "specjalnych" mamy mniejszą ręczną na ledwie cztery pociski. Dużo pracy i sam dosypujesz proch. Dlatego robią to baumańcy, którzy nie mają co robić w fabryce, bo już swoje odwalili lub dość bogaci goście. powiedzmy sobie szczerze, no kto by chciał strzelać czymś, co warte jest więcej niż nabój wojskowy? Bo jeszcze jest transport. Nie sądzę, że dadzą ci tutaj przepustkę, do naszej stacji, po naboje, więc proponuję ci taki oto układ. Ty dasz mi swoją strzelbę, łuski sam już znajdę, pewnie będzie w składzie zapasów u nas. Ja ci natomiast dam mojego ubojnika, który jest w o wiele lepszym stanie, niż nawet te na Polis, bo specjalizuję się w nich i dbam o tego skurwiela jak o dziecko, oraz dorzucę i jeszcze połowę jego wartości w kulkach. To co? Umowa stoi, towarzyszu? - Położył Winchestera na stole przy gościu, swój ubojnik przed sobą, wziął odliczone kulki i zrobił z nich stosik obok ubojnika. Czekał na reakcję gościa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jurij nie miał zielonego pojęcia co się stało. Może atak bandytów. Ale na całą stację? Tylu rannych? Może jakaś rewolucja, bitwa gangów? Ale na taką skalę? Coś było nie tak i Jurij o tym wiedział.Do tego ta kartka. "Nie wchodź mi w drogę." Od kogo to jest? Pewnie od tego maniaka z tym gitaro podobnym czymś. Mężczyzna nie miał jednak ochoty zaprzatać sobie tym głowy. Wstał i od razu zaczoł szukać swoich rzeczy. Chciał wrucić na teren Hanzy i to jak najszybciej. Tam miał znajomych, prace i coś zawsze sie znajdzie do roboty. Tutaj była tylko porzoga i to złe przeczucie. Jurij zawsze chciał je poznać, chciał poznać to uczucie które tak uparcie przypominało mu że żyje w metrze... nie... że to Metro żyje w nim i we wszystkich tych tunelach. Kochał te tunele, choć wiedział że są śmiertelnym zagrożeniem. Uważał że powinno się je szanować, jak i to uczucie w jego głowie które prowadzilo go przez całą drogę na tą cholerną stację. A teraz? Teraz chciał wracać, wziąść swoje rzeczy i pojechać z pierwsza karawaną spowrotem do siebie, do Hanzy, do znajomego gwaru kupców na stacjach i przenikliwej ciszy w tunelach. Juri nie przerwanie szukał swojego ekwipunku, był mu bowiem niezbędny, miał nadzieję że ktoś mu poda "pomocną dłoń", choć w to szczeże wątpił. Teraz jednak ważne było by stąd odejść, opuścić to miejsci, wrócić do "normalności" jeśli tak można nazwać dotychczasowe życie Jurija.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Cóż, moja droga Nocturnal, czekamy]

 

Chłopaczek zdjął z głowy kaszkiet i przejechał ręką po krótkich, nieco tłustych włosach, słuchając pełnego niezachwianej pewności głosu baumańca. Westchnął, nałożył kaszkiet z powrotem, powiódł wzrokiem od twarzy rusznikarza do swojej broni, zawiesił go na niej, potem jego spojrzenie znów spoczęło na Hienie. Arek, dotąd siedzący sobie grzecznie z boku i korzystający z możliwości opieprzania się oraz zjedzenia czegoś ciepłego, podszedł z talerzem i patrzył sobie z ciekawością. W końcu, po kolejnym przeciągłym, ciężkim, pełnym niewypowiedzianego bólu westchnieniu koleś podniósł swoją broń.

- Cholera, myślałem, że się uda. Ale jak nie, to trudno, pozbieram na przepustkę, choć w sumie nie, mówiliście, że robią to bogaci goście, nigdy nie odłożę tyle kulek. Ale dać nie dam. To po ojcu. Sami wiecie...

 

Na koniec uchylił czapki, podał rękę Feliksowi oraz Arkadijowi, a potem wyszedł. To był ostatni klient.

 

***

 

Jurij mimo pewnego pośpiechu do poszukiwań zabrał się metodycznie. Zaczął od półki pod stolikiem, na której nie było absolutnie nic. W nogach łóżka także nie udało mu się odnaleźć swoich rzeczy. Jednak już zajrzenie pod spód tej wspaniałości, jaką było proste, szpitalne wyrko ujawniło zbitą ze sklejki skrzyneczkę bez zamka. Wewnątrz znajdował się, najwyraźniej nietknięty, ekwipunek tunelaka. Ten spiesznie się ogarnął, a potem opuścił pełen czasami pojękujących rannych szpital stacyjny. Korytarze, a potem peron, były bardzo spokojne i ciche. Wyróżniały się jednak krwawe zacieki na ścianach tunelu, które dodatkowo zdobiła niewielka ilość dziur po kulach. Jur szparko podążył ku posterunkowi przy bramie do tunelu Baumańska - Kurska. I tutaj czekała go niespodzianka.

- Proszę pański paszport i przepustkę - powiedział całkiem grzecznie stojący przy nieco zdefasonowanej barykadzie wojak... w barwach Hanzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jurij poprawił broń na plecach, pospiesznie wyjoł swoje dokumenty i okazał mężczyźnie. Nie miał jednak przepustki, co mogło skutkować nie przepuszczeniem go.

 

-Witajcie. Co robi tutaj Hanza? Ostatni czas spędziłem w szpitalu i nie do końca wiem co sie dzieje. Bez przepustek nie wruce do domu, na nasze stacje?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Mam akurat chwilowo internet, jednak nie wiem kiedy się nadarzy kolejna taka okazja.]

Witalij wszedł na peron, rozglądając się, czy nie ma przypadkiem jakiejś wyruszającej w drogę grupy ludzi lub karawany. Przypadkiem na torach wypatrzył ową niedawno zapoznaną dziewczynę z tym mutantem, który najwyraźniej wzbudza małą sensację na stacji. Sądząc po ciężkich armatach karawaniarzy, wycelowanych w mutka, oraz dystansie jakichś 10-15 metrów, które stara się utrzymać każdy z nich, owo zwierzę nie jest zbyt mile widziane. Jednak z drugiej strony ów mutant w końcu uratował mu dupę na promienistej, wraz z Andriejem, więc taki zły być nie może.

Tak więc Witalij wziął do ręki pistolet maszynowy, tak na wszelki wypadek (i żeby poważniej wyglądać), i podszedł do owej grupy, na razie się jedynie przyglądając. Może usłyszy coś ciekawego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mapa się zawsze znajdzie, trzeba tylko wiedzieć, gdzie szukać, oraz mieć - tu potarł kciukiem o palec wskazujący - odpowiednie argumenty. Co do przydatności specjalisty, to dosłownie każdy stąd do Kijowskiej, kto tylko może sobie na to pozwolić, chciałby się z tobą zobaczyć. Jest tylko pewien zasadniczy kłopot, i NIE POTRZEBUJĘ ŚCISZAĆ GŁOSU, BY CI POWIEDZIEĆ, że nie wiem, czy cię już puszczą. Mogą cię przenieść na inną stację po prostu.

 

Popatrzył z ukosa na pozostawione naboje, chwilę pomyślał, a potem podniósł i schował do kieszeni.

- Do biura naczelnika dotrzesz sam, czy ci pomóc? Bo jeśli sobie poradzisz, pogmeram za mapą.

 

***

 

Człowiek przy tym co zostało z barykady popatrzył na Jurija i uśmiechnął się ciepło, po czym poklepał go po ramieniu, drugą rękę wciąż mając na broni.

- Czemu od razu nie powiedziałeś, że jesteś obywatelem, kolego? Stempelek w paszport i możesz wracać do domu. Mówisz, do szpitala trafiłeś? To śmy w odpowiednim momencie z bratnią pomocą przyszli. Raz-dwa, i wszystko pozamiatamy, porządek u baumańców zrobimy.

 

Jakby dla zaakcentowania tych słów od strony tunelu do Elektrozawodskiej coś głucho jebło, dźwięk był przytłumiony odległością. Kilku hanzowców już tam biegło.

 

***

 

Grupa jak grupa, poburkiwała sobie mniej czy bardzie siarczyste klątwy, niepewnie spoglądając na stworzenie, które postanowiło, że teraz jest naprawdę dobry moment na okazywanie zainteresowania barwnym tłumkiem poprzez ciągnięcie smyczy to w jedną, to w drugą stronę i ciche powarkiwania. Drażniło to ludzi, ale jak dotąd żadne gwałtowne ruchy się nie odbywały, widać jakiś instynkt samozachowawczy im tam pod czaszką się tłukł. Jednak wciąż nie rozwiązało to zasadniczego problemu, czyli potrzeby transportu. Jak dotąd w tej części peronu, zajmowanej przez godnych zaufania karawaniarzy nikt nie chciał przyjąć dziewczyny z niecodziennym pupilem.

 

[Wybaczcie taki liczy post, moi drodzy.]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Sam dojdę. Zobaczymy, czy mnie puści. Pewne osoby mają swój interes w tym, abym się teraz przejechał po metrze i pewnie nadzorca się przed nimi spowiada. Powodzenia.

Pożegnał się, klepnął w ramię i udał się na wskazane miejsce. Raczej nietrudno było dojść, wystarczy się spytać kogoś, czy to tu przy jakiejś budce z dużą ilością portretów. Gdy już dotarł, grzecznie pukał, uśmiechał się i prosił o zezwolenie numer chuj wie jakie, do widywania się z naczelnym.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jurij podał paszport uśmiechając się, mając nadzieję że wyszło ciepło, choć pewnie jego uśmiech wyglądał jak zwykle. Następnie obejrzał się nieco po stacji i ponownie skupił wzrok na mężczyźnie.

 

-Z jakiej okazji som tu nasi? Jeśli można spytać oczywiście. I czy nie trzeba gdzieś pomocy? Nosić sprzeęt, pilnować karawan, przenieść jakiś list na inną stację czy choćby do broni? Roboty szukam, a skoro mogę u naszych to aż milej na sercu.

 

Jurij starał się być uprzejmy, jednak nie był świadom co się działo dookoła i chciał wybadać jak najwięcej. Ponadto parę kulek nigdy nie zaszkodzi, a może się do czegoś przyda? Chciał też ponownie poczuć metro i tunele, brakowało mu tego. Był ciekaw jak ma się cały ten ogrom korytaży i przejść, co w nich odczuje, czy nauczy się czegoś nowego. Chłopak ponownie chciał stać się częścią podmoskiewskiej społeczności i częścią samego Metra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dojście do prostego, zbudowanego z pustaków niby budynku, było dość proste. Czemu to? Bo niewiele frakcji w tym zapomnianym przez Boga mieście mogło sobie pozwolić na posyłanie stalkerów, narażonych na wszelkie niebezpieczeństwa powierzchni, po pustaki. Po jebany materiał budowlany. A czerwoni albo mieli dość pieniędzy, albo wystarczająco dużo skazańców. Tak czy inaczej Feliks zatrzymał się na moment przed prostą, niemal kwadratową budowlą ozdobioną czerwonymi flagami i portretami w kolejności: Lenina, Stalina i Moskwina. Zaraz jednak wszedł do środka, bo w końcu miał ważne sprawy do załatwienia. Minął bez słowa starszą sekretarkę, która starała się udawać bardzo zajętą, i wkroczył śmiało do gabinetu naczelnika stacji Komsomolskiej.

 

Starszy pan, pozbawiony jakichkolwiek cech szczególnych, właściwie wyprany z osobowości uśmiechnął się niemrawo. Za nim stał znajomy oficer ze zbrojowni.

- A witam, witam - powiedział zdecydowanie zbyt jowialnie naczelnik - spodziewaliśmy się pan... was, towarzyszu! Kawy, herbaty?

 

***

 

Posterunkowy niemal niezauważalnie drgnął widząc uśmiech Jurija. Jednak postarał się nadrabiać miną i zatrzeć ewentualne złe wrażenie, więc uśmiechnął się jeszcze trochę szerzej, jakby nic się nie stało.

- Mówiłem, bratnia pomoc. My, Hanza, zawsze pomagamy sojusznikom, no nie? - powiedział tak pewnie jak tylko mógł. - A co do pomocy, dodatkowych ochroniarzy przy przewozie rannych nie zaszkodzi zgarnąć, a sam wiesz, jakie tunele mogą być dla nieopatrznego przechodnia. Możesz spokojnie zgłosić się do Antona, on zawiaduje transportem broni i... transportem rannych znaczy się. Siedzi koło lazaretu, taki zupełnie łysy, musiałeś minąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Dziękuję, zaraz się do niego zgłoszę. Powodzenia i spokoju na posterunku.

 

Jurij kiwnoł strażnikowi na pożegnanie po czym skierował się w stronę lazaretu poszukując opisanej wcześniej persony. Miał nadzieję trafić na przejazd jak najszybciej, niechciał bowiem zostawać na tej stacji ani chwili dłużej, szczególnie widząc co się dzieję. Niepokoił chłopaka również fakt że nie było go dawno w tunelach i nie wiedział jak dostroić się do Metra. Chciał ponownie je poczuć i idąc we wskazane miejsce, Jurij starał się skupić by poczuć życię w metrze raz jeszcze, pragnoł jego obecności i był ciekaw czy przeprawa przez tunele będzie bezpieczna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena spojrzał na obu czerwońców z poważną miną i odpowiedział spokojnie:

- Nie, podziękuję. Przyszedłem tu, by prosić o przepustkę, gdyż chcę ruszyć do stacji.. niech będzie WOGN. Ich oddanie w sprawie walki z mutasami zasługuje na dopieszczenie ich zabawek. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że wiele rzeczy tutaj widzianych jest objęta w pewnym sensie cenzurą, bądź systemem ochrony danych, więc nie mogę o nich rozpowiadać. Jestem człowiekiem wykształconym i wiem jak trzymać język za zębami i nie musicie mi tego przypominać, czy mnie "przeszkalać" w tym zakresie. Wiem też o czym mam wspominać - spojrzał tu na tego kiepa ze zbrojowni. - Czy jest jeszcze coś o czym nie wspomniałem jeśli chodzi o zakończenie mojej pracy? I nie mówię tu o wynagrodzeniu, bo na to przyjdzie jeszcze czas, jak mniemam.

Zachowywał pełny profesjonalizm i spokój ducha. Dobrze wiedział, że są tu takie, a nie inne obyczaje i protokoły, nie było to tajemnicą, takie informacje chodziły po metrze. Wiedział jednak, że Linia Czerwona nie może sobie pozwolić na takie bezpodstawne i pochopne zatrzymanie specjalisty z Baumańskiej. To by bardzo źle wpłynęło na ich reputację wśród innych specjalistów, a na to nie mają rezerw.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strażnik pomachał nieco dziecinnie, po czym wrócił do "uważnej" obserwacji ludzi. Jurij za to podjął poszukiwania, które dzięki woli losu lub jakichś sił wyższych zostały zwieńczone sukcesem. Kompletnie łysy, wysoki i tykowaty jegomość zawiadywał kilkoma parami ludzi układającymi delikatnie rannych na wagonikach. Cała sprawa widocznie już się kończyła, bo podwładni łysola zabierali już ostatnie nosze, przykrywali kompletnie cichych lub jęczących trochę ludzi, niektórzy zajmowali pozycje obronne. Nie można się było pomylić. Ziemista cera, wyważone gesty, oczy przypominające dwie szklane kulki, cała aparycja przywodziła na myśl grabarza w sile wieku. Mężczyzna pociągnął łyk z piersiówki wielkości dwóch normalnych i przyjrzał się Jurijowi.

W tej chwili w umyśle, a może w duszy tego ostatniego coś się stało. Nie umiał do końca określić, co, lecz wyobraźnia usłużnie podsunęła obraz starych, żelaznych wrót otwierających się przed nim. Za wrotami zaczynał się głęboki mrok, znany, można by rzec: oswojony. Jednocześnie od tunelu tchnęło jakąś nieokreśloną, wpółuświadomioną trwogą. Jurij wiedział, że tym wyobraźniowym tunelem kroczył wcześniej ktoś podobny do niego, choć inny. Widział też łysola, odbitego w tej dziwnej rzeczywistości jak czarna plama na ścianie, i ludzi wokół niego, mdłe, chorobliwie blade sylwetki.

Całe to wydarzenie trwało dosłownie kilka sekund. Jur spojrzał na łysego i wyczytał w jego oczach pytanie, które ten musiał zadać przed chwilą, a które nie zostało usłyszane.

 

***

 

Po słowach Hieny w gabinecie zapadła pełna napięcia cisza, która zdawała się wręcz owijać wokół gardeł. Wydawało się, że w powietrzu starły się dwie wole: kalkulacja i bezczelna pewność siebie z jednej, a zimna determinacja oraz skrzywione poczucie misji z drugiej strony. Pośrodku, w kompletnej ciszy siedział biedny naczelnik, spływały z niego prawdziwe ziarna potu. Był sto procent pewien, że widział jak powietrze w pokoju iskrzy. Wreszcie ciszę przerwał agent Smith.

- Dobrze, towarzyszu, przepustkę możecie odebrać w sekretariacie, zostanie wam wydana... bezzwłocznie jak tylko o nią poprosicie. Dziękujemy wam za wasze usługi, jestem pewien, że Sojusz Baumański ma nam jeszcze wiele do zaoferowania, jednak nie będziemy dłużej zawracać wam głowy. Poślemy po kogoś innego. Co do wynagrodzenia oficjalnego, uważam, że sprzęt, który przemyślnie zdobyliście wam wystarczy. Za to nieoficjalnie - zniżył ton, patrząc niezwykle wymownie w stronę naczelnika, który nagle zaczął udawać, że jego życie kręciło się i będzie się zawsze kręcić wokół spinacza do papieru, który właśnie trzymał - jesteście, towarzyszu bardzo bystrzy oraz wiecie co i jak. To oznacza naboje. Możecie odejść. Miłego dnia.

Z tymi słowami wskazał na drzwi i uchylił czapki.

 

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Witam, jestem Jurij. Pochodze z Hanzy, ostatni czas spędziłem w szpitalu, a teraz chciałem pomóc naszym, szczególnie że zajmuję się ochroną karawan. Mam nadzieję że okażę się przydatny.

 

Jurij odpowiedział  na nie usłyszane pytanie doskonale domyślając się jakie ono było, przygotował nawet swój paszport żeby go okazać, jednak tak naprawde jego myśli skierowały się w stronę tego obrazu. Chłopak starał się przywołać wizję jeszcze raz, skupić się na niej, wyostrzyć ją i zrozumieć jej znaczenie. hciał ją pojąć i dowiedzieć się co oznaczała. Jednak również stojący przed nim łysy jegomość był ciekawy, bowiem to właście on wywołał tę wizję. Czy miał podobne zdolności no Juriego? A może znał kogoś podobnego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mam nadzieję, że nie w potylicę - powiedział w myślach Hiena, dalej wyglądając profesjonalnie. Zaryzykował nawet salut i skłon, zanim wyszedł. Następnie udał się po swoją przepustkę i ewentualnie naboje, a gdy już wszystko miał udał się najpierw na tranzyt, a potem na Hanzie poszukał dreziaka do WOGNu. Był czujny, wiedział że mogą za nim wysłać jakiś drabów, więc unikał ciasnych uliczek, które zablokowane z dwóch stron byłyby śmiertelną pułapką.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Anton, niezmiennie sprawiający wrażenie grabarza od kilkunastu lat w zawodzie, machnął lekceważąco ręką. Sygnalizował tym, że paszport nie jest mu do niczego potrzebny. Wysilił się na uśmiech, bardziej przypominający wąską ranę ciętą. Podał dłoń Jurijowi, ścisnął krzepko, patrząc mu w oczy.

- Bardzo dobrze, chłopcze. Ochroniarze zawsze się przydadzą, zwłaszcza w transporcie wypełnionym gotowym posiłkiem dla nosalisów - powiedział miękkim, dość przyjemnym dla ucha głosem. Przywołał do siebie jednego z noszowych. - Wszystko gotowe, jak mniemam. Powitajcie Jurija, waszego tymczasowego współpracownika. Miejcie się na baczności, tunele bywają kapryśne.

Z tymi słowami Anton strzelił cienkimi palcami i wyciągnął skądś, zapewne z wewnętrznej kieszeni kurtki, odrapany i wysłużony nagan. Powoli zajął pozycję z boku motodrezyny, nie tyle tam dochodząc, co przepływając, jak dym. Dziwnie stawiał kroki. Jurze nie udało się przywołać wizji tak dobrze, by znów była wyrazista, jednak na chwilę znów ujrzał smolistą plamę w miejscu łysego mężczyzny, blade w miejscu innych ludzi. Tym razem dodatkowo udało mu się dostrzec, że niektórzy z najciężej rannych nie mają żadnej barwy. Zupełnie jak podłoga wagoników, peron czy skrzynki. Poczuł też, że Anton nie emanuje żadną mocą czy darem. Nic, zero.

 

***

 

Na całe szczęście ta część podróży, która wymagała opuszczenia opanowanej przez czerwoną gorączkę stacji odbyła się bez większych przeszkód. Przepustkę Hiena otrzymał, taśmę nabojów do pieczeniega też dostał, żadnych podejrzanych typów nie spotkał. Linia Czerwona żegnała go tak samo, jak go przywitała. Obrazem szarych ludzi żyjących szarymi życiami oraz wojskowymi o zrośniętych piętach stojącymi dumnie za umocnieniami. Zanurzenie się w klimacie stacji Komsomolskiej Okrężnej było jak orzeźwienie. Spłowiałe pustki zastąpił pstrokaty i pachnący wszystkim, czym się dało tłum, kłębiący się między budami i namiotami. Znalezienie drezyny nie było specjalnie trudne, akurat napatoczył się handlarzyna pragnący zaopatrzyć swój kram w sławną wudeenchowską herbatę z grzybów. Koszty podroży to pełen standard, kilka kulek pro forma, do tego "pompowanie" pojazdu co jakiś czas, no i pomoc w razie zagrożenia. Jednak dzisiaj trasa Komsomolska - Prospekt Mira była całkiem bezpieczna. Poza zwykłego tunelowego śmiecia, spieprzającego przed światłem z latarek oraz szczurów, nie trafiło się nic.

Za to w tunelu między Ryżską i Aleksiejewską, w który wjechali w ledwie półtorej godziny od początku podróży, zaraz po kilkunastu metrach dało się odczuć, że coś jest zdecydowanie nie tak. Po pierwsze, handlarz na czele pisnął głupawo i zaczął się trząść. Po drugie, wszyscy zaczęli czuć jakiś nieokreślony ciężar, jakby nagle ktoś obrócił ich w katorżników i nałożył na plecy podkłady kolejowe. I po trzecie wreszcie, jeden z ochroniarzy potrząsnął ramieniem Feliksa.

- T-ty... ej... słyszysz to? - powiedział niepewnie. Poza jego głosem nie było słychać nic. Nawet postukiwania kół transportu.

 

***

 

Witalij zdecydował się podbudować ogólny poziom odwagi w rejonie i podejść do mutanta, pogłaskać, go, podrapać za uszkiem, jednym słowem pokazać, że zwierz nie jest tak groźny  jak przeciętny nosalis czy inny wartownik. Ludzie obserwowali w napięciu, gotowi rozpieprzyć mutka gdyby tylko zaatakował brawurowego młodzieńca, jednak oczywiście nie stało się nic złego. Stworzenie nad wyraz chętnie poddawało się cokolwiek nieumiejętnym pieszczotom, a kiedy Zdrawka dała mu nieco jedzenia, napięcie opadło całkowicie. No bo jak je z ręki, to na sto procent oswojony. Broń wróciła do kabur i na ramiona, a ludzie do rozmów, z początku przyciszonych, później normalnych, a nawet głośniejszych.

- Więc gdzie chcecie się zabrać? - usłyszeli młodzi. W końcu los uśmiechnął się do dwójki metrowych podróżników. Jeden z ludzi, taki chłopaczek na oko z dwadzieścia lat, teraz wesoły jakby grzybki wąchał, podszedł do nich wywołując uszczypliwe komentarze pozostałych. Mrugnął przyjacielsko. - Z taką ochroną mogę jechać nawet na Lublino!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[ok, jestem w domu]
Pomysł rozpieszczenia zwierzaka nie był zbytnio przemyślany, tak że Witalij po chwili cofnął rękę. W końcu sam tego zwierzęcia nie znał, a nigdy nie wiadomo jak się zachowa, nawet jeżeli uratował mu życie. Ale dobrze - nic się na szczęście nie stało. Po czym zwrócił się do zagadującego ich człowieka
- W sumie, zależy. Chciałem zarobić trochę naboi, a przy okazji opuścić tę stacji. Jedyny kierunek, który mi nie po drodze, to na stację Dynamo. Jestem Witalij.


Chciał na początku też zapytać, gdzie się znajduje ta stacja Lublino, jednak sobie odpuścił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...