Skocz do zawartości

Zew Metra [Gra]


Po prostu Tomek

Recommended Posts

Jurij przygotował i swoją broń i natychmiast ruszył za karawaną. Nie czuł niebezpieczeństwa z czego się cieszył, z resztą już raz przeszli tendy uzbrojeni żołdacy co mogło odstraszyć na jakiś czas mutanty. Jednak Anton miał nieo racji, tunele bywają kapryśne i to tego właśnie się bał Jurij. Ponadto już dzięki wizji i poświacie którą ujrzał, wiedział że nie wszyscy dojadą do stacji Hanzy.

-A tak wogóle, to co naszych tu sprowadziło? Mam nadzieję tylko że nie szykuje się jakaś nowa wojna. Ostatnoi jakoś przyciągam kule, no i naszysz szkoda, a patrząc na tych tu, martwie się że nie wszyscy mogą dotrzeć do naszych.

Odezwał się Jurij, tak naprawdę chcąc jedynie rozluźnić się chwilą rozmowy, choć ostatnie zdanie powiedział przyciszonm głosem i tylko do Antona, bowiem jego umysł tak naprawdę był zajęty czymś zupełnie innym. Szczęśliwa passa zdolności nie opuszczała młodzieńca, więc raz jeszcze postanowił wytężyć swoje nienaturalne zmysły i choć pobierznie odczytać co może czekać karawanę lub jego samego w tym tunelu lub najblizszym czasie. Wiedział że żadko mu się to udaje, jednak odkąd się wybudził, szczęśliwa passa związana z wizjami go nie opuszczała i choć martwił się notką i umierającymi żołdakami musiał się skupić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nie - warknął. - I ty też tego nie słyszysz bo nic tu nie ma - Hiena wyprostował się i strzelił z Ubojnika w powietrze, by skupić na sobie ich uwagę. - Wszyscy! Wziąć dupy w garść! Ile wy tu kurwa jeździcie? Nie ma tu nic potwornego, wszystko co widzicie jest tylko wytworem waszego strachu i głowy. Od teraz aż do dotarcia do stacji, nikt nie ma prawa strzelić bez powodu, bo sam go rozwalę. Jak ktoś coś zauważy, mówi co widzi, wskazuje na to i inni mają to potwierdzić, jak tylko ty to widzisz, to jeb to! Jeśli inni widzą dokładnie to samo, to wtedy rozkminiamy co z tym robić. Nic pochopnie! Czy to kurwa jasne? - Trzeba tymi moczymordami zatrząść, bo nie chce mieć tutaj żadnego incydentu, bo to byłby drugi za ostry w tym tygodniu. Włożył kolejny nabój do komory i czekał aż każdy z nich, bez wyjątku zacznie pokazywać powietrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Anton spojrzał się na Jurija z umiarkowanym zainteresowaniem kiedy usłyszał jego spostrzeżenia odnośnie rannych i przepłynął nieco bliżej. Pochylił się i ściszył nieco i tak już cichy głos, w kwestii obserwacji drogi zdając się na swoich ludzi oraz powoli umykający w tył posterunek obsadzony przez regularne wojsko Hanzy.

- Skąd wiesz o stanie rannych, jesteś medykiem? Jeżeli tak jest, byłbyś nieocenioną pomocą, Juriju - oznajmił czymś między szeptem a szumem. - A Hanza jest tu we własnych sprawach, skąd mogę wiedzieć. Ja tylko opiekuję się poszkodowanymi.

Potem wyprostował się, wrócił na swoją poprzednią pozycję i zastygł w przysiadzie, patrząc nieruchomo w przesuwającą się z boku, pokrytą zaciekami, grzybem i cholera wie czym jeszcze ścianę tunelu. Przynajmniej wydawało się, że nieruchomo. Rozmowa jakoś nie chciała się kleić, ludzie albo popatrywali dookoła, wyjątkowo bez wrodzonej  karawaniarzom niepewności, albo też opiekowali się rannymi, podając im wodę, zmieniając opatrunki, czy po prostu przy nich siedząc. Ot tak, coby poczuli ciepło drugiej osoby. Jur niee potrafił w tej chwili wyczuć jakiegoś specyficznego nastroju w tunelu, co mogło świadczyć o kilku rzeczach. Martwocie miejsca, spokoju Metra, ewentualnie zwyczajnie mu się nie pofarciło. Pod koniec podróży z sufitu posypało się kilka drobnych kamyczków, a potem w sam środek drugiego wagonu pieprznął betonowy placek, oderwany od reszty korytarza przez, okazało się, mięsiste i pokryte jakimiś łuskami korzenie. Beton zabił pięciu rannych, tak się złożyło, iż tych bezbarwnych.

 

***

 

Hiena odpowiedział przestraszonemu ochroniarzowi, po czym zrobił coś na co tylko on w tej sytuacji by się zdobył. Strzelił w powietrze, by zwrócić na siebie uwagę pozostałych, odciągnąć ich od nieznanych strachów nasłanych przez tunel. Efekt... efekt zdecydowanie przerósł oczekiwania baumańca, kiedy facet, obok którego huknęło po prostu wziął i wyskoczył z drezyny. Jak się okazało, mimo braku jakiegokolwiek dźwięku stukotu kół czy poświstywania powietrza, transport poruszał się. Bardzo, bardzo szybko. Dodatkowo, ktoś odpowiedział ogniem, jednak nie strzelał w Feliksa, tylko w rury. Ostatecznie cała karawana zahamowała, wtedy też wróciły dźwięki, czy może raczej dźwięk. Rusznikarzowi jawił się jako natarczywy szum jakiejś potwornej wichury. Wypełniony szeptami. Ludzi ogarnęła panika, porzucili transport i rozbiegli się.Kiedy tylko jedno ze świateł nieoczekiwanie zgasło, u większości ludzi panika wzrosła. Poza jednym, który zdał się otrzeźwieć i trzymał się blisko rusznikarza, ubezpieczając go. Co jakiś czas tylko mamrotał coś, nie było słychać przez szum, i kręcił głową.

 

***

 

Jak się okazało, wesoły młodziak nazywał się Roman i trudnił się przewozem pierdół. Dokładnie tak powiedział, pierdół, a woził je po zachodniej połówce Związku Stacji Linii Okrężnej. Nie wyciągał z tego za dużo nabojów, za to znał opowieści większości stacji po zachodniej stronie Kremla. Przy słowie Kreml splunął przez lewe ramię, popatrzył dookoła nieco trwożliwie, ale zaraz wrócił do swojego bardzo pozytywnego nastroju. Dopiero teraz potrząsnął ręką najsampierw Zdrawki, a później Witalija, cichymi "okej" zatwierdzając przyjęcie imion do wiadomości. Dwójka wędrowców wyłapała kilka gestów w stylu popukiwania się w głowę od okolicznych ludzi.

- Super zajęcie masz, Drawciu, chciałbym tak czasem. Ale tylko czasem, tak naprawdę to rzadko, bo można trafić na stwora głodnego zamiast na łaszącego się, no nie? I co zrobisz jak takiego mutanta już znajdziesz, albo on znajdzie ciebie? Zaklinasz go? - wydawało się to absolutnie nieosiągalne, lecz na początku wypowiedzi Romek uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wydawało się, że zaraz pękną mu usta. Zaraz jednak sprowadził ten nieco przerażający wyraz twarzy do całkiem normalnego, odwracając się do Witalija. - Ach, interesy, interesy, cały świat kręci się wokół kulek. Podobno przed wojną kręcił się wokół papierków i plastikowych kart. To głupie, no nie? Ani papierkiem, ani kartą w nic nie strzelisz, się nie najesz, nie umyjesz się. Choć papier to chociaż można wiesz do czego użyć. Witia. Ładnie brzmi. No, to Witia, wszystko zależy, gdzie wysiadacie. Bo ja jadę do samego Prospektu Mira, gdzie się trochę pobujam. Masz broń, to już coś. Będziesz bronił tą bronią, he he. Ale nie mogę ci dać za dużo jak będziesz wysiadał na przykład zaraz na Nowosłobodskiej, bo mam  tam mało pierdół do rozdania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hiena zaklnął soczyście. - Kurwa! - Po czym załadował kolejny pocisk do lufy, pokazał na tego jedynego, oprócz niego homo sapiens wśród tych homo debilis i ruszył na przód drezyny. Cokolwiek się tu działo, chciał przed tym zwiać jak najszybciej, a drezyna była idealna. Wystarczyło tylko przekonać, normalnie bądź siłowo kolesia, który to wprawiał w ruch. Wszedł do kabiny, czy co to tam było, potrząsnął kolesiem i starał się uniknąć jakiegoś panicznego ciosu. - Czemu stoisz? Rusz tę maszynę i jedziesz! Wszystko w ruch, bo będziesz duch, jasne?

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jurij zerknoł na Antona z rezygnacją, wiedział że ten go nie zrozumie, miał jednak nadzieję dojechać szybko do Hanzy, o ile już nie wyjechał z nowej stacji.

-Nie jestem medykiem, mam po prostu pewne przeczucie. Wiem że coś się może wydarzy.

Chłopaczyna szedł tak cały czas dokładnie przeczesując każdy kawałek korytarza, starając się nieco pokazać że zna się na swojej robocie, nie jechał tędy bowiem pierwszy raz. Starał się być czujny i wyostrzyć wszelkie zmysły i tak było, puki nie spadły kamienie. Jurij odskoczył szybko by nie dostać odłamkami, jednak gdy już się obejrzał w sytuacji ruszył by odkopać wagonik.

-Oni sa już martwi, tak jak przewidziałem. Teraz powinniśmy ruszyć dalej, tylko jak najszybciej odkopmy to. Hałas mógł ściągnąć mutanty.

Chłopak odezwał się z pełnym doświadczenia i przekonania głosem i choć nie słyszał mutków i mimo niedalekiej odległości od stacji, wolał się pospieszyć. Odrzucał kamienie i gruz spoglądając czy kolejne części stropu nie spadną i choć wydawały sie stabilne, to niczego nie mógł być pewien. Starał się również przypomnieć czy ktoś inny również nie stracił swej aury. Może i udałoby mu się raz jeszcze przywołać tę wizję, jednak nie to było najwarzniejsze, więc nie skupiał na tym całej swej woli. Musieli ruszyć... już...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Zaklinam, przeklinam... No jak się rozwiąże sytuacja. Póki co nie miałam do czynienia z wieloma żywymi, a ten tutaj jest całkiem ugodowym towarzyszem. Z innymi znajomość mogłaby się skończyć mniej przyjaźnie - odpowiedziała. Zabawny człowieczek. Nieco niepokojący, to fakt, ale ważne że przysposobienie ma wesołe. To Zdrawka w ludziach ceniła. Mimo warunków w których przyszło im żyć, niektórzy nie tracili optymizmu. Naturalnie, najtrudniej było przystosować się tym, co to jeszcze pamiętali poprzedni świat. Jej zostały szczątkowe wspomnienia z tego okresu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij wiedział gdzie się znajduje Prospekt Mira, aczkolwiek było to już dla niego dość daleko. Choć, z drugiej strony... Dopóki będzie się trzymał okrężnej, to łatwo będzie wrócić. I bezpiecznie. Przy najbliższej okazji musi sobie kupić mapę metra. Zastanawiał się też, co to mogą być niby za pierdółki.
- Prospekt Mira? Może być. Ale nie byłem w tamtym rejonie jeszcze za bardzo. Tunele są bezpieczne, chociaż w miarę? Chociaż nie potrzebowałbyś wtedy ochrony, no nie? No to, wchodzę w to. Kiedy wyruszamy?
Witalij doszedł do wniosku, że ten Romek to dziwak jakiś, szczególnie widząc pukających się po czole ludzi wokoło. Ale chyba niegroźny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Przeczucie... - mruknął swoim miłym głosem Anton zaraz po upadku kawałków stropu, od tego momentu patrząc na nowego ochroniarza inaczej, choć wcale nie nieżyczliwie. W międzyczasie przykładał się do odkopywania wagonika, który, się okazało, wcale nie był za bardzo pokryty gruzem. Beton, poza stratami w ludziach i drobnymi uszkodzeniami - wgniecenia poręczy i blach, małe szramy na deskach - nie zdziałał wiele. Upadek tych kawałków możnaby wręcz nazwać zwyczajnym pechem. Przypadkiem. Bardzo szybko transport został ponownie przygotowany do drogi, której dalsza część odbyła się już bez żadnych przeszkód i niespodzianek. Widok świateł pierwszego posterunku dodał wszystkim otuchy, po minięciu drugiego większość ludzi się rozluźniła, a na bramie każdy był w pełni spokojny. Jedno sprawdzenie papierów później karawana ostatecznie dotarła do swojego celu, do Kurskiej Promienistej. Anton poprosił Jurija, by ten skoro im towarzyszył, pomógł też przy przenoszeniu rannych do szpitala za symboliczną opłatą sześciu nabojów. Nie wypytywał się go o nic, jednak jego ziemista twarz nosiła znamię uważnego namysłu. Później się pożegnali.

 

***

 

Dwójka ludzi bystro ruszyła na przód rozlatującej się szybciej niż Jugosławia karawany, by dowiedzieć się, że drezyną w tej chwili nie kierował nikt. Odpowiedzialni za "pompowanie" także musieli nawiać gdzieś w tunel. Sytuacja zapewne nie wyglądała za dobrze, gdyż od jakiejś minuty poza ich latarkami i reflektorem na pojeździe mroku nie rozjaśniały żadne inne światła. Nie dało się też usłyszeć panicznych krzyków, stukotu butów czy nawet strzałów. Nic, poza natarczywym, by nie rzec złośliwym, szumem. Towarzysz z przymusu Hieny nie czekał na zbawienie, bez słowa i błyskawicznie zabierając się do naciskania oraz podnoszenia dźwigni. Powoli pojazd ruszył, choć wagonik z tyłu go spowalniał, opóźniał nabranie odpowiedniej prędkości. Do tego facet, choć się starał, przerywał czasem pracę by pomachać rękami przy głowie, jakby coś odganiał. A im dłużej Feliks z drugim ochroniarzem tkwili tutaj, tym bardziej ciemność zdawała się pożerać smugi światła z latarek oraz reflektora, które strzępiło się w oczach.

 

***

 

Gdy rozmowa trwała, Romek prowadził swoich nowych pasażerów peronem ku trochę luźniejszej części stacji. Tam czekała na nich odrapana drezyna z pojedyńczym, zbudowanym domowymi sposobami wózkiem, robiącym aktualnie za wagonik. Na wózku, poza tyczką z lampą naftową, znajdowało się sporo różnorakich pakunków, poza paroma wyjątkami całkiem niedużych. Znalazło się też miejsce dla człowieka w wytartym waciaku, krzepkiego, choć niemłodego. Roman pomachał mu przyjaźnie.

- No cześć, wujek! Patrz, kogo nam przyprowadziłem, rycerza i prawdziwą stuprocentową... pani od czarów?

- Baba Jaga - powiedział ciepło "wujek".

- No, właśnie, Babę Jagę! Widzisz, ma własną bestię! Chodźcie, siadajcie sobie, ale nie na paczkach z czerwonym sznurkiem, one są te delikatne. Drawciu, twój zwierzaczek może jeździć z ludźmi, prawda? Bo byłoby mu smutno, jakby musiał biec za nami. I mi też.

Mutek, właśnie obwąchujący sobie spokojnie Romkowego wujaszka jakby zrozumiał, że o nim mówiono, bo odwrócił łeb i przypatrzył się młodej trójce. Po czym, jakby nigdy nic podwędził jedną z paczuszek, najmniejszą, i pochłonął w mgnieniu oka.

- Psik, poszedł Mruczek! - zawołał bez jakiejś wściekłości, trochę apatycznie mężczyzna, próbując odepchnąć zwierza, który cicho warknął, zanim poszedł sobie bliżej Zdrawki. - Cholera, moje drugie śniadanie. Roman, pompuj, zanim obiad wywęszy! No już! Pieprzone koty...

Nie trzeba było ponawiać prośby-rozkazu, Romek od razu zabrał się za niesamowicie skrzypiącą maszynerię, z wolna wprawiając ją w ruch. Kilka minut później brama Białoruskiej Okrężnej zamknęła się za pojazdem, odcinając go od ciepłej, przyjaznej i zamieszkanej stacji, wystawiając na wszystkie zagrożenia drogi. Lecz chłopak nie wyglądał, jakby się tym przejmował. Jego nieznanego miana wujek wypuścił powietrze ustami, po czym wyprostował lewą nogę, jak wyszło drewnianą, i położył ją na jednej z większych paczek. Postukiwanie drezyny na złączach oraz poskrzypywanie chyba działało na niego usypiająco. Kiwał się lekko, w końcu głowa opadła mu na piersi. Jednakże z chętnych objęć snu wyrwał go głos Romana.

- Wujek, może jakaś historia, co? Powiedz mi coś, jak było przed wojną? No wiesz, zanim spadły bomby?

- Nudno jak chuj - odezwał się, znów ciepło i spokojnie, wybudzony mężczyzna. Na tym konwersacja się jakoś urwała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak się kończy ufanie jakimś idiotom z Hanzy! - Zaklął Hiena i chwycił za drugą część dźwigni i zaczął wprawianie w ruch drezynki. Jakoś bez tych ludzi szło szybciej i lżej. Cokolwiek działo się w tym p... w tunelu nie było normalne, więc trzeba było stąd szybko zwiać, żeby nie powiedzieć spier... Warto było też poznać tego, z którym siedział w tym syfie i który jest jeszcze logiczny.

- Swoją drogą. Jestem Hiena, a ty? Skąd się tu w ogóle znalazłeś?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jurij chętnie pomógł w wyładunku wciąż żywych rannych, następnie pożegnał się z Antonem i ruszył wgłąb stacji, kierując się na część stacji okrężnej. Przysłuchiwał się co i rusz rozmową, szukał bowiem pracy. A do tego poszukiwał znajomych mu twarzy, bo one zazwyczaj takową pracę zwiastowały, jako że parę razy przekonało się o przydatności chłopaka. Gdy tylko wlazł na targową część od razu powitał go gwar i paru znajomków, jednak Jurij szybko zauważył że nie będą mieli dla niego pracy, musiał poszukać kogoś kto będzie wyjeżdżał, nie zaś kogoś przy straganie, tak więc skupił się na poszukiwaniach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdrawka wyszczerzyła się z satysfakcją, słysząc określenie 'Baba Jaga'. Nawet jeśli to nie ona, a Andriej przyprowadził mutanta do metra, było to całkiem zabawne. Przywitała się z Wujkiem Romana podnosząc dłoń i machając nią lekko.

-Ja przepraszam za niego bardzo, więcej nikomu nic nie zeżre - powiedziała Zdrawka, kiedy jej 'podopieczny' podwędził jedzenie i trzepnęła zwierza lekko po nosie. Cóż, było już i tak po fakcie, a czy zrozumiał, czy nie to też zapewne trudno stwierdzić. - Ostatecznie lepiej to, niż jakby miał komuś rękę upieprzyć - stwierdziła pod nosem, bardziej chyba do siebie niż do reszty towarzystwa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij przywitał się krótko z owym wujkiem, o nic nie pytając, a następnie usiadł na drezynie, trzymając w ręku pistolet maszynowy. Nie był pewien co może go czekać w tych tunelach, jednak wydawało mu się, że powinny być bezpieczne. W końcu jest to terytorium Hanzy. W trakcie jazdy patrzył w głąb tunelu i rozmyślał, co będzie dalej, jak dotrze do Prospektu Mira, jednak nic sensownego nie wymyślił. Co jakiś czas spojrzał na mutanta, nie do końca pewien, co może się od niego spodziewać. Dotychczas niczego miłego o mutantach nie słyszał, więc czemu ów miałby być takim wyjątkiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dotąd Jurijowi nie poszczęściło się w poszukiwaniu zajęcia, bo nawet tych kilku znajomych, których udało mu się wyłuskać z tłumy albo na tranzycie, albo bezpośrednio na stacjach okrężnych, nie miało dla niego nic do roboty. Mało tego, jednemu wręcz posypał się  biznes, od razu po rozmowie z tunelakiem poszedł chlać w najbardziej obskurnym barze, narzekając na to, "jaki ten świat jest zjebany". Za to słuchanie różnych rzeczy w ramach przechadzki plus szukania rooty mogło się opłacić. Czemu? Ktoś przy karawanie wyglądającej na najporządniejszy transport, jaki Jura w życiu widział, a pewnie i zobaczy, wspomniał o Polis. Dokładniej, o tym, iż tamtejsi bramini poszukują od długiego już czasu jakiejś książki i podobno płacą krocie za każdą informację jej dotyczącą. "Nawet wydumaną" dodał jeden z pijaczków, wymownie poruszając brwiami. Jenak od kontemplowania tej informacji chłopak został oderwany przez znajomego, z którym widywał się naprawdę rzadko. Tak rzadko, że nawet nie wiedział, jak ów się nazywa. W każdym razie pojawiła się propozycja bardzo dobrej, drogiej pracy. Transport "czegoś ważnego" na Czechowską przez Majak lub Cwetnoj Bulwar.

 

***

 

Drezyna powoli nabierała prędkości, choć reszta transportu sprawiała, że działo się to wolniej niż wszyscy by chcieli. Reflektor niemal całkowicie zaginął w zachowującym się jak mgła utkana z samego cienia mroku, jednak karawana toczyła się naprzód dzięki wspólnym wysiłkom Hieny oraz jego towarzysza, który na przepytywanie zareagował krótkim "Wadim" nie mówiąc nic więcej. Cały poświęcił  się napędzaniu pojazdu, przestał odganiać nieokreślone coś od siebie. Machinalnie naciskał na dźwignię, potem podnosił ją, w rytm nadany przez rusznikarza z Baumańskiej. Wydawało się, że wydostaną się z przygody cało i zdrowo, póki Wadim nie porzucił dźwigni.

- Nie mogę tego znieść! Dzieci, dzieci płaczą, same, głodne w tym cholernym tunelu! Idę do nich, Hiena, i niech mnie licho, jak im nie pomogę! - powiedział głośno, rozedrganym głosem, jakby zaraz miał się rozpłakać. - Nie mogę ich tak zostawić, nie tutaj!

Następnie zapalił latarkę, przyszykował broń na wszelki wypadek, po czym powoli, trzymając kontakt z Feliksem, ruszył w głąb korytarza, w stronę, z której do baumańca dochodził złowieszczy szum.

 

***

 

Podróż w sumie odzwierciedlała to, co można było oczekiwać po metrze przed wojną. Oczywiście dla tych, co to pamiętali, jak na przykład Wujek Romana, który jednak zasnął. Rytmiczne postukiwanie kół, świst powietrza w uszach, miarowe poskrzypiwanie mechanizmu napędzającego drezynę, dzielnie używanego przez dającego się mieć niespożytą siłę Romka. Poza cały obraz wystawał tylko mutant, poruszający uszami i węszący od czasu do czasu. Wcześniej dzięki opuszczonym po "ciosie" uszom wydawał się być nieco smutny, teraz całym sobą chłonął tunel i wszystko to, czego nie mogli odebrać ludzie. Zaraz za Nowosłobodską, na której Roman wydał ludziom kilka pierdół, stwór wpatrzył się w jeden punkt i nie spuszczał z niego oka póki drezyna z wózkiem nie oddaliła się tak bardzo, iż nie mógł już nic zobaczyć, nawet ze swoimi pionowymi źrenicami. By dodać, pusty punkt. Od tej pory wydawał się być bardziej zaalarmowany, tak jakoś tuż przed samym Prospektem Mira. Jednakże cała hałastra dotarła na tę stację bez przeszkód. Wylegitymowali się, zostali wpuszczeni, wszystko ładnie pięknie. Dopóki mutek nie zaczął się dziwnie zachowywać przy drodze na Ryską. Prychał, szedł bokiem, kładł uszy po sobie, wzbudzając niezdrową ciekawość mieszkańców stacji.

Witalij otrzymał od Romana dwa filtry, magazynek nabojów do AKSU oraz jeden pocisk do PTRS.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy tylko Wadim powiedział coś więcej niż tylko swoje imię i puścił dźwignie, Hiena wiedział co musiał zrobić. Błyskawicznie doskoczył do gościa i rzucił nim, żeby nie powiedzieć przywalił w drezynę i przygniótł kolanem. - Słuchaj mnie uważnie, bo tutaj chodzi o twoje życie - powiedział groźnie i wykręcił mu rękę za plecami. - W tym tunelu nie ma ŻYWYCH dzieci, więc są wiecznie głodne i im już nie pomożesz. Pomyśl o dzieciach na stacji i o tym co im wieziemy. Jak teraz wyjdziesz, to co im dasz, hę? Lizaka im kurwa dasz? Swoją konserwę? Nikomu nie starczy i tylko będą głośniej płakały i ciebie zjedzą. Zadasz im większe cierpienie i zdechniesz tam. Wstawaj i wprawiaj w ruch tę dźwignie, bo to jedyna szansa żeby pomóc dzieciom, prawdziwym dzieciom. Nie jest to łatwe, ja wiem, ale trzeba to zrobić - Hiena czekał na jego reakcję i dopiero, gdy była satysfakcjonująca, puścił go i zaczął machać dźwignią, uważając, by ten nie zrobił nagle desperackiego skoku w bok, w śmierć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc zainteresowanie mutanta tym czego nikt poza nim nie widział, dziewczyna starała się uparcie nie śledzić punktów, w które on się wgapiał. Zainteresowanie mutantami to swoją drogą, ale w ciemnym tunelu metra z niewiadomą ilością drzwi i skrytek ciekawość zanikała. Nie chodziło o sam strach przed zmutowanymi zwierzętami, ale już ona pamiętała jak ją za dzieciaka ojciec duchami i upiorami straszył. Niby pierdoła, ale w mroku taka pierdoła potrafiła się całkiem nieźle materializować, karmiona wyobraźnią.

Zdrawka z ulgą powitała światła stacji. Tuneli to ona chyba nigdy nie polubi. W głębokim procesie myślowym zaczęła wyobrażać sobie wyjście na powierzchnię. Na słońce, na wiatr, na powietrze, na przestrzeń bez ograniczeń, mordercze promieniowanie, zatrutą wodę, trupy walające się po ulicach. Metro od razu wydało się jaśniejszą perspektywą. 

Z przemyśleń wyrwał Zdrawkę niespokojny mutant. Pogładziła zwierza po grzbiecie i po głowie, gestem otuchy. 

Edytowano przez Oksymoron
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij spoglądając na mutanta zauważył jego dziwaczne zachowanie, jak to przez kilka minut gapił się w jedno miejsce. Jednak on sam nic tam nie wypatrzył. Kto tam wie, co jemu po głowie chodzi, może mutanty tak zawsze robią... na drezynach? Z czasem Witalij zrezygnował z obserwacji mutka i bardziej się skoncentrował na dość spokojnym tunelu. Jednak kiedy dotarli do Prospektu Mira odetchnął z pewną ulgą. Zadowolony, że zadanie wykonał nie ruszając nawet palcem, a wynagrodzenie było bardzo przyzwoite, zwrócił się krótko do Romka.
- Cóż, spokojnie było. Jeżeli można spytać, będziesz jechał dalej, czy wracasz z powrotem? Bo jeżeli to drugie, to niestety muszę się pożegnać. Mnie tam nie jest po drodze. Miło było.
Witalij nie miał żadnego planu, może coś przekąsi w jakimś barze czy coś... Ponadto musi zakupić mapę metra. Stacji nie zna wcale, więc zamierzał się trzymać bardziej zaludnionych rejonów, by uniknąć wpadek jak na promienistej Białoruskiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na Wadima spadł rzut, potem mężczyzna jęknął głucho, kiedy wykręcono mu rękę. Najpierw zaczął się wić, mówiąc o sierotach w tunelu, roztrzęsiony i niepewny. Dopiero po chwili ból jakby przywrócił mu zmysły, bo mrugnął parę razy i popatrzył na Hienę z przerażeniem, ale absolutnie trzeźwo. Pokiwał żwawo głową, a kiedy rusznikarz go puścił, pobiegł do dźwigni jeszcze szybciej, niż od niej wcześniej odszedł. Zaczął pompować jak opętany, tak, że Feliks wskoczył już przy rozpędzie. W ledwie kilka sekund po tym wyciągnął kanciastego Tokarewa i strzelił dwa razy w połączenie drezyny z wagonikiem, uwalniając pojazd. Od razu pojechali szybciej, natarczywy szum w uszach baumańca zaczął zanikać, stopniowo zastępowały go normalne, prawdziwe dźwięki. Nagle jednak ten poczuł jak wiele dłoni, lodowatych dłoni łapie go za ręce i nogi, po czym stracił przytomność.

[Serox nie odpisuje w tej kolejce]

 

***

 

- Ja wracam z powrotem, mówiłem chyba? A może i nie, mam pamięć, wujek mówi, jak graciarnia. Jest tam wszystko, ale nic pod ręką - zaśmiał się domorosły karawaniarz, zawtórował mu rozbudzony stacyjnym harmidrem wujaszek, potwierdzając to, co powiedział młody. - Ile można się tułać po tych betonowych kiszkach, nie? Gdzieś trzeba przysiąść raz na jakiś czas. Jakieś ognisko, grzybki, może konserwa. Wódeczka.

- Ci zaraz dam, gówniarzu, wódeczki - odezwał się niby-groźnie bezimienny krewny Romana. - Co by twoja matka powiedziała? Przecież była od tego... od AA.

Podwójne A jakby zelektryzowało chłopaka, który na chwilę spuścił głowę i wymruczał ciche przeprosiny, zupełnie jakby wujo go sklął czy coś takiego. Pokręcił się jeszcze trochę, porozmawiał z klientami, podrzucił kilka mało w sumie mało znaczących, bardzo ogólnych rad Zdrawce oraz Witalijowi, życzył im wszystkiego dobrego, a potem ruszył w drogę powrotną. Na koniec wrócił jeszcze do tego dość niespotykanego w tunelach, wesołego usposobienia i poczochrał Białorusince włosy, prosząc o to, by odegnała licho, jak będzie wracał do domu

Zwierz z wdzięcznością przyjął gest dziewczyny, jednak wciąż był widocznie poruszony. Jakby miał coś więcej niż szczecinę, to pewnie byłby teraz cały zjeżony, głaszcząca ręka Zdrawki mogła poczuć napięte mięśnie. Wedle jej wiedzy  to wszystko bynajmniej nie sprawiało wrażenia gotowania się do ataku. Wręcz przeciwnie, zachowanie stworzenia przywodziło na myśl pierwotny strach. Tyle, że tutejsi o tym nie wiedzieli. Nietrudno było wyłowić uszami szepty, a oczami czarne jak mrok tuneli lub wręcz przeciwnie, połyskujące w światłach lufy.

Tymczasem Wit postanowił poświęcić swój czas wolny na szwendanie się po możliwie pełnych ludzi i lamp fragmentach stacji. Nie bez celu, oczywiście, dlatego też nogi wkrótce doprowadziły go do położonego o dosłownie kilka kroków od tutejszego targu baru, jak szumnie określało się odgrodzoną od reszty stacji zbitym ze sklejki kontuarem wnękę. Było ludno, choć do ścisku trochę brakowało. By dowiedzieć się czegokolwiek, prawdziwego lub nie, wystarczyło tylko zapytać rozgadanej ciżby.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witalij, za świeżo zarobione pieniądze, zamówił sobie jakieś porządne danie z grzybów i mięsa szczurzego, a do picia zaledwie wodę. W końcu jest, powiedzmy, na nieznanym terenie, więc lepiej się nie upijać. Następnie zaczął rozmyślać, jaki teraz ma plan. Oczywiście mógł się cofnąć z powrotem na Białoruską, ale w sumie po co. Z drugiej strony mógł iść dalej wzdłuż linii okrężnej. Nie był co prawda pewien, jak się nazywają następne stacje, jednak z pewnością należały do Hanzy. Zastanawiał się też, gdzie okrężną przecina linia Czerwona, podobno co najmniej drugo najpotężniejsza frakcja metra, a o której mimo to tak niewiele wie. Rzadko ktokolwiek z tej linii zawitał na stacjach farm.

Żeby jednak odpowiedzieć sobie na te pytania, nie zagadując nieznajomych, należy najlepiej kupić mapę. Gdzieś tu na pewno jest targowisko, pieniądze ma, więc nie powinno być problemu. Po zjedzeniu posiłku zamierzał poszukać jakiś odpowiedni stragan.


(Zgłaszam nieobecność na dokładnie tydzień. Wracam w następną środę.)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jurij zgodził się i przyjoł propozyje, jednak pod warunkiem bezpiecznego powrotu do Hanzy. Miał nadzieje że obietnica zostanie dotrzymana i będzie mógł opuścić stacje Czechowską gdy już zakończy pracę w karawanie. Martwił się czym może być to "Coś warznego", jednak wiedział by o to niepotrzebnie nie pytać. Jurij przygotował się do wyjazdu i czekał, bowiem co innego mu pozostało poza cichą modlitwą i nadzieję że nie zostanie zdradzony. I oczywiście poza jego własnym przeczuciem, na które mocno liczył i miał wielką nadzieję iż te mu podpowie co dalej. Był również ciekawy czego szukają ludzie z Polis i powoli się domyślał. Równiez chciał tej książki, ale i on nie wiedział gdzie ona może sie znajdować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdrawka zaczęła się zastanawiać, co mógł oznaczać tajemniczy skrót 'AA', ale postanowiła pozostać przy domysłach, na wypadek gdyby był to zwrot-klątwa, albo coś jeszcze gorszego. Zachowanie mutanta było coraz bardziej intrygujące i dziewczyna żałowała, że nie może widzieć jego oczami. Nawet jeśli to był strach, niezwykle interesującym było co go wywołało.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Małomówny znajomek pokazał umiarkowaną radość, kiedy tylko Jurij wstępnie przystał na jego propozycję, jednak nawet ta nędzna parodia na jego szarej twarzy zniknęła, gdy ten próbował wymóc na nim obietnicę bezpiecznego powrotu. Popatrzył na niego smutno. "Stamtąd trudno wrócić" było jego jedynym zdaniem przez dłuższy czas. Jur już miał odwrócić się plecami i szukać kogoś z normalniejszą robotą, lecz milczek złapał go za ramię i umocnił w przekonaniu, iż jeśli paszport Hanzy będzie cały czas przy nim i będzie go pokazywał każdemu podejrzliwemu, to nic złego nie powinno się stać. W końcu za zabójstwo obywatela Związku Stacji Linii Okrężnej może grozić podniesienie ceł lub całkowite embargo.

Mimo niepewności wiążącej się ze zleceniem, mężczyzna z cichą modlitwą na ustach udał się za znajomym ku krawędzi peronu, gdzie czekała pojedyncza drezyna ręczna. Choć trzeba było przyznać, że wyglądała dość licho jak na pojazd wiozący coś bardzo cennego, to na jednej z ławek leżał erkaem i dwie taśmy brudnych kulek, a z przodu zamontowano nieduży reflektor. Jednak do wyruszenia w drogę pozostawało jeszcze trochę czasu, który można było spożytkować na inne rzeczy.

 

***

 

Krótkotrwałe ukłucie bólu, wywołane ostrym, białym światłem, było pierwszą rzeczą, poczuł Hiena. Zaraz po tym poczuł dziki, zwierzęcy strach przed czymś niejasnym, rozmazanym w jego świadomości i zerwał się, krzycząc, gotów uciekać albo rozwalić komuś łeb. Błyskawicznie schwyciły go dwie pary silnych rąk i przycisnęły do powierzchni, na której leżał. Ludzkich rąk. Dopiero wtedy, widząc żywe ciała innych, baumaniec przyszedł całkiem do siebie i, wciąż dysząc jak po długim biegu, rozejrzał się po otoczeniu.

Leżał na podłodze, na brudnobiałym materacu, wcześniej był przykryty, bo czuł w nogach skopany koc. Nad nim stał łapiduch w fartuchu laboratoryjnym i właśnie chował latakę do kieszeni. W miejscu trzymał go jakiś miejscowy oraz Wadim. Kiedy upewnili się już, że nie rzuci się na nich z maniakalną chęcią mordu, puścili go, a Wadim spróbował się do niego pocieszająco uśmiechnąć, wyszło jak zwykle.

- Dobrze, że się pan wreszcie obudził - odezwał się lekarz, patrząc na Feliksa uważnie. - Dwa dni pana nie było, praktykant już chciał posyłać po grabarza. Niech się pan cieszy, że go opierdoliłem w porę. Ten tutaj, pana kolega, ledwo drezynę przed śluzą wyhamował, przepieprzając się wpierw przez dwa posterunki. Co się takiego stało, hamulce wysiadły?

 

***

 

Witalij zjadł pożywny i ciepły posiłek, popijając zwykłą wodą. Nie miał dzisiaj specjalnej ochoty na wyprawianie żadnych pijackich brewerii. Niby nie miał do tego tendencji, lecz był daleko od domu i nie wiedział, czego można spodziewać się po tutejszych. Po jedzeniu zabrał się z baru z zamiarem zakupienia mapy metra, więc niemal instynktownie skierował się ku kawałkowi stacji przeznaczonemu na targ. Na Linii Okrężnej nie znaleźć takiego miejsca się po prostu nie dało, więc bardzo szybko zagłębił się w różnobarwny (i różnorako pachnący) tłumek ludzi wymieniających naboje na rzeczy i odwrotnie. Wyłowienie wzrokiem kramu papierniczego nie zajęło długo. Książki, pocztówki, stare listy, ulotki, plakaty, komiksy. Mapa może i nie leżała na wierzchu, lecz zapewne gdzieś tutaj była.

- Witam, w czym mogę pomóc młodemu panu? - odezwała się właścicielka uprzejmie.

 

***

 

W końcu, może dzięki uspokajającym jak było możliwe gestom i ruchom Zdrawki, a może dzięki czemu innemu, zwierz przestał zachowywać się, jakby z tunelu, nawet zagrodzonego śluzą, miał zaraz wypełznąć któryś z przykładów aktualnego szczytu łańcucha pokarmowego. Wyprostował uszy, potarł łbem o nogi dziewczyny i porozglądał się po stacji. Mięśnie wciąż miał napięte, dało się wyczuć dłonią, lecz nie tak jak wcześniej. Rozluźniał się stopniowo. W przeciwieństwie do ludzi wokoło, którzy trzymali dystans, ale coraz bardziej zamykali krąg. Na pewno sporo z nich to zwyczajni gapie, lecz kilka mundurów nie zostawiało wątpliwości, że straż stacyjna jest gotowa zareagować. W powietrzu unosił się niepokój.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Pytasz gościa, który dojechał nieprzytomny, o to co się stało, gdy był nieprzytomny? Cholera, mam nadzieję, że nie wyciągnęliście ze mnie nerek, albo czegoś. Ja wiem tylko, że w tunelu wynikły pewne komplikacje w postaci psychozy, to tyle - odpowiedział Hiena i rozejrzał się szukając rzeczy, które miał przy sobie. - Swoją drogą, to gdzie my jesteśmy? Znaczy na jakiej stacji, bo jak powie mi któryś, że w szpitalu polowym, czy jakim, to przywalę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najpierw zaczęła w myślach błagać zwierza o zachowanie spokoju, potem zaczęła zastanawiać się nad istnieniem aniołów stróżów.  Starała się przekonać tego swojego, żeby wpłynął na umysł mutanta i pilnował, aby psowaty przypadkiem nie zrobił czegoś kretyńskiego. Przyciągnęła smycz bliżej siebie i kroczyła dziarsko... Nie bardzo wiedząc, dokąd. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jesteśmy w sz... - już miał powiedzieć doktor, kiedy usłyszał końcówkę ostatniego zdania i dojrzał powagę i groźbę w oczach pacjenta - szszszStacji Aleksiejewskiej, wchodzącej w skład Konfederacji WOGN. Cóż, przepraszam pana za pomyłkę, myślałem, że przy ewentualnej awarii był pan jeszcze przytomny. Proszę się nie martwić, wszystkie organy, jakie pan do nas przywiózł, pan stąd wywiezie. Choć kto wie, czy wątroba nie będzie w trochę gorszym stanie - i tutaj mrugnął przyjaźnie, starając się nie ściągnąć na siebie gniewu obcego faceta po przejściach.

Rozglądanie, poprzedzone oczywiście powstaniem, ujawniło stojącą w nogach posłania skrzyneczkę, oznaczoną wyraźnie napisem "Własność pacjenta #13". W środku leżało wszystko, co Hiena miał przy sobie (i na sobie), schludnie poukładane, ubrania były wyprane, rzeczy w miarę możliwości oczyszczone.

- Psychoza... hmm. To częste w tym tunelu. Kilkoro ludzi już nam tam zaginęło, najczęściej nietutejsi. Rzadko kiedy swoi znikają, choć też wracają przerażeni jakby widzieli co najmniej głowicę odliczającą od dziesięciu do zera. Polecam szklankę grzybowej, też za pamięć pańskiej załogi, skoro już nie czuje się pan słabo - lekarz poskrobał coś w swoim notatniku, a potem poszedł zobaczyć, co z innymi chorymi czy też rannymi.

 

***

 

Czy może jej umysł wpłynął na mutanta, czy też anioły istniały i, słysząc coś na kształt modłów, zdecydowały się pomóc Zdrawce, nie było wiadomo. Jedynym widocznym efektem było to, że stworzenie pozostawało spokojne i na przyciągnięcie smyczy zareagowało zachowaniem powściągliwości. Nie rzuciło się z ciekawością ku nieznajomym, nie wyrwało komuś jedzenia z kieszeni, nic. Krąg rozstąpił się powoli, niechętnie, i puścił dziwaczną parę... gdzieś. W sumie Białorusinka sama nie wiedziała, gdzie może iść, więc nogi jakoś tak odruchowo zaprowadziły ją do sekcji mieszkalnej. Dziewczyna bardziej czuła, niż widziała, że jakiś strażnik zawsze jest niedaleko. Sama nie wiedziała, czemu tu przyszła, przecież do było kompletnie wbrew zdrowemu rozsądkowi. Ale jakoś tak... chciała tu być.

Mutek wzbudził mieszaną reakcję. Niemy strach matek, naznaczoną groźbą ostrożność ojców... i przemożną ciekawość dzieci, połączoną z radością. Wszystkie szkraby na tyle wyrośnięte, by móc truchtać i na tyle małe, że nie mogły jeszcze pracować zebrały się wokół "zwierzaczka" i zaczęły ostrożnie próbować robić rzeczy. Głaskać, drapać, miziać, któreś go nawet przytuliło. Może to dziwne, może nie, ale stworzeniu chyba to nie przeszkadzało, zwłaszcza te bardziej staranne pieszczoty. Gorzej, że ciekawość raczej nie oszczędzi ani jednego skrawka jego ciała, jeśli Zdrawka czegoś nie zrobi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
×
×
  • Utwórz nowe...