Skocz do zawartości

[Pojedynek] [C] Z powrotem na Arenie XVIII - Ohmowe Ciastko vs Zmara


Hoffman

Recommended Posts

Czas odwiedzić starą arenę...

 

Tak samo jak podczas pierwszego Turnieju Magicznych Pojedynków, arena osiemnasta robiła wrażenie. Była w całości wyrzeźbiona w wielkim krysztale, choć czas zdążył już zostawić na jej ścianach kilka szram. Na całe szczęście, okazał się litościwy dla dekoracji. Ogromna dbałość o szczegóły, bogate dekoracje i spora przestrzeń pozostawiona wojownikom wciąż budzi zachwyt. Pochodzenie areny jednak, nadal pozostaje tajemnicą.  Gładkie, zimne powierzchnie doskonale odbijają promienie magiczne, jednakże, w związku z rysami i nieregularnymi wnękami, mogą je także załamywać i akumulować w sobie ich energię.  Może być gorąco. Magiczne lampiony nadal działają bez zarzutu.

 

 

day_and_night_by_killer_teckel-d5zcs8w.j

 

 

Panie i Panowie, już za chwilę rozpocznie się pojedynek, które swego czasu, jeszcze podczas I Turnieju Magicznych Pojedynków, obiecali sobie stoczyć Ohmowe Ciastko oraz Zmara! Pośród murów areny da się dostrzec ślady, jakie zostawił czas, ale to wciąż jest to samo, symboliczne miejsce, gdzie obaj uczestnicy spotkali się ostatnim razem. Jesteście gotowi?

 

Zatem nie przedłużając, uważam starcie za rozpoczęte!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciastko szedł znajomym sobie tunelem. Po raz kolejny mijał kolejne wyryte w krysztale runy, które emanowały mocą jeszcze silniej niż poprzednio. Zaczynał wyczuwać jednak pewne drobne fluktuacje w czarach chroniących integralność areny oraz widział drobinki kryształowego pyły, skrzące milionami barw na podłodze.

Mag przystanął w połowie drogi między szatnią, która nie zmieniła się od czasu poprzedniego pojedynku a drzwiami, niknącymi w mroku. Kunszt inżynierów, a także ich zdolności matematyczne, był godny podziwu – takie uformowanie kryształu, by wojownik zawsze wchodził na arenę z cienia, było godne tytułu arcymistrza. Jednak teraz przez jego wzrok, który na razie był przesiąknięty do cna rozmaitymi czarami wzmacniającymi, były niczym na wyciągnięcie ręki. Ten stan rzeczy miał się jednak długo już nie otrzymać.

Mag w podszedł do ściany tunelu i musnął ją palcem. Barbarzyńskim sposobem, używając tylko niepowstrzymalnej dla wyrytych w niej run ilości many, wyrównał ją na niewielkim fragmencie. Dotknął tak przygotowanej powierzchni jednym z pierścieni, które nosił na palcach. Przejrzał się w powstałym lustrze – chciał wyjść na arenę wyglądając tak dobrze jak to tylko było możliwe. Pierwszego wrażenia nie można zrobić drugi raz, a z pewnością niewielu widzów, którzy widzieli pierwszy ich pojedynek przyjdzie także na ten  – niedawny turniej swoje trwał i z pewnością wielu z nich miało już dość siedzenia na niewygodnych ławach.

Przydałoby poprawić włosy. I czemu ten prochowiec tak źle leży? Mag westchnął i wydął policzki. Na razie mógł pozwolić sobie na taką dziecinność, nie martwiąc się o opinię widzów. Używając czystej many jako budulca stworzył myślami grzebień. Kilkoma ruchami przywrócił włosom pożądany wygląd. Nie było trudno – po prostu chciał, by spływały mu do tyłu równo po obu stronach głowy. Zdematerializował grzebień i kilkukrotnie wzruszył ramionami – chciał, by płaszcz razem z mieczem znalazły wspólny język. Udało się, jednak kamizelkę pokrytą runicznymi płytkami musiał poprawić sam. Bez zbytniej potrzeby schylił się, by poprawić sznurowanie wysokich butów. Były one jedyną rzeczą, która zmieniła się od poprzedniego razu, gdy szedł tym korytarzem – cotygodniowe mecze z innymi magami Absolutów wytarły je do stanu, w którym tylko doborowe towarzystwo dobrych kolegów i barman mogli je widzieć.

IBM, czyń honory.

Ciastko poczuł, jak wszystkie magiczne efekty jego ciała znikają. Naraz przestał zauważać wystające włókna płaszcza, rysy po rysowaniu na jelcu oraz króciutki włosek, który ostał się po goleniu.  Poczuł także, jak miecz zaczyna lekko ciążyć mu na ramieniu. Od kiedy pierwszy raz zadał nim śmierć znał jego wagę – jednak magia już wtedy wzmacniała jego ciało.  Nieczęsto czuł tą masę tak jak teraz, naturalnie... i teoretycznie normalnie.

Przywrócił ścianie poprzednią formę i skierował się dalej.

Ciastko stanął przed skrzydłami drzwi. Była to ostatnia przeszkoda przed wejściem na arenę. Poczuł coś. Jednak to nie było zwątpienie, jak ostatnio. Teraz czuł się rozdarty – czy powtórzyć sytuację z poprzedniego razu i zahaczyć o rzemień czy nie. Jednak ktoś wcześniej dokonał wyboru za niego. Coś zmodyfikowało prochowiec tak, że teraz nie mógł zahaczyć rzemieniem o sprzączkę.

Pchnął skrzydła drzwi. Otworzyły się z cichym piskiem, właściwym dla długo nieużywanych drzwi, dobrze przedtem pielęgnowanych. Widać było, że ktoś tutaj stracił wiarę w walkę na tej arenie w przyszłości.

Arena była jak stary znajomy. Jej twarz nie zmieniła się za bardzo, zachowując wszystkie wyróżniające się elementy takie, jakimi były wcześniej – jednak pojawiło się na niej kilka zmarszczek.

Arena i spowodowane jej widokiem myśli o poprzednim turnieju wywołały nieświadomy ruch ręki – chciał dotknąć woreczka, który wcześniej wisiał na jego szyi. Pierścień powrócił do swego właściciela w jego wiecznym śnie. Czas swoje zmienił.

-Boska sfera! – krzyknął mag. Poczuł, jak jego członki wzmacniają niewypowiedziane czary z głębin jego podświadomości. Zauważył na widowni kilka znajomych twarzy z świata Eamona, najszczerszych niedowiarków na początku, którzy stali się jego najwierniejszymi wyznawcami.

-Zmara, długo ci to zajmie? Ja już jestem gotów! – krzyknął do nieobecnego jeszcze rywala.

Uznał, że dalsze przygotowania byłyby niehonorowe względem przeciwnika. Nie miał takiej potrzeby i na pojedynku chyba było to w nie dobrym smaku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...