Skocz do zawartości

[Gra]Zapowiedź


Zegarmistrz

Recommended Posts

To był cholernie zły dzień.

Każde z was do dzisiaj miało swoje życia, niektórzy porządkowane, inni nie. Ale były wasze.

A teraz?

Teraz wszystko pędziło kolejką szaleństwa, a wy mieliście ostatnie miejsca.

Spokojnie, ostatni przystanek przed wami. Ciekawe kiedy dojedziecie...


Jericho, Siemion


To było nagłe. Z dnia na dzień ludzie oszaleli, a wasze życia poszły z dymem. Najpierw opady. Nie wiadomo skąd przyszedł front atmosferyczny, lecz niósł za sobą deszcze godne huraganów, wiatry wyrywające drzewa i lampy z betonu, a potem cyklon, który rozniósł miasto. Meteorolodzy zapowiadają, że jego oko utrzyma się przez cztery dni, a potem… potem niech ludzie zaczną się modlić. Odcięte linie zasilania, liczne powodzie, zawalenia budynków. I szkodniki - tysiące szczurów uciekających z kanałów, wygłodniałych i agresywnych. A to był dopiero pierwszy dzień. Drugiego zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Ci którzy mieli radia długofalowe mogli dosłyszeć ostrzeżenia o nagłych wybuchach agresji. W ostatniej relacji były krzyki i strzały, niewiele można było zrozumieć. Do tego w mieście zaczęli znikać ludzie. Na początku nikt tego nie zauważał, lecz z czasem przez ulice zaczęły krążyć plotki o morderstwach, rytualnych zbrodniach a nawet aktach kanibalizmu. Trzeciego dnia przybyli oni. To było jak koszmar, lecz mimo wszelakich modłów prawda okazała się grozą. Na wpół wyżarte korpusy, odcięte lub gryzione kończyny, żywe trupy chcące pochłonąć wszystko na swojej drodze.

Nawet nie wiecie jak szybko to wszystko poszło z dymem kolejnego pożaru. Jeśli gdzieś istniało jakieś bóstwo, to mieliście pewność iż szczerze was nienawidzi.

Jericho nie zastanawiał się nad tym zbytnio, wyważając drzwi od poczty. To miejsce nie miało zbyt wielkich zasobów, lecz okratowane okna i wzmacniane zamki na wyższych piętrach mogły być obiecującą kryjówką. Nie wiedział jeszcze że chwilę temu, od tyłu, do tego samego miejsca ledwo dobiegł Siemion, rozglądając się uważnie czy nic go nie goni.Oboje wybrali schody, jeden wejściowe, drugi dla pracowników. Zaś ich wzrok spotkał się na piętrze, gdy ujrzeli się poprzez liczne terminale komputerowe, teraz wygaszone i ciche.


Leda, Wiking


Leda widziała złe rzeczy, widziała okropne rzeczy. Ale wiedziała, że widoku mężczyzny odgryzającego tchawicę jej sąsiadowi nie zapomni bardzo długo. A wszystko przez makaron. Noc zapowiadała się chłodno, cicha muzyka, książka, może jakaś ciekawsza kolacja. Ale zabrakło makaronu. Wychodząc z domu usłyszała za sobą zgrzyt schodów na klatce i dźwięk zamykanych drzwi z naprzeciwka. To Kris, starszy sąsiad, dziadek podwórka, wychodzący po gazetę o zwyczajowej porze. Obracała się żeby go pozdrowić kiedy to się wydarzyło. Bez ostrzeżenia na dziadka rzucił się jakiś koleś. Podarte ubranie i dużo krwi, a potem charkot umierającego. Nie zastanawiała się ani chwili, odkopując na schody napastnika. Rzut oka na leżącego ukazał trupa, któremu nie dało się już pomóc, a napastnik, mimo że chyba skręcił kark, wstał i zaczął czołgać się po schodach w kierunku dziewczyny. Nie była głupia, nie potrzebowała zgadywać co się dzieje. Faktem było, że coś zabiło jednego z nielicznych przyjaciół jakich miała. I że zapłaci za to. Kopnięcie rozbiło szkło zabezpieczające stary topór strażacki umieszczony na korytarzu. A trzy uderzenia później było już po sprawie. Wróciła do domu, przebrała się. Adrenalina zaczęła opadać dopuszczając świadomość trupa przed drzwiami. Dwóch, jeśli liczyć że właśnie kogoś zabiła. Już miała zadzwonić na policję kiedy stała się rzecz co najmniej dziwna. Przez okno w salonie wpadło dwóch mężczyzn. Jeden poszarpany, z urwaną ręką, wydający z siebie charkot, tak podobny do osobnika którego zostawiła za drzwiami z siekierą w głowie. Drugi owłosiony i postawny, oraz, co szybko zauważyła, uzbrojony. Wiking nawet nie wiedział na początku co się stało. Przechodził z dachu na dach, kiedy jeden z “nich” rzucił się na niego. Krótka szarpanina rzuciła ich na starą kładkę pomiędzy dwoma blokami. A kiedy ta pękła, to sturlali się wprost w szybę jakiegoś mieszkania. Czuł jak szkło tu i tam porozcinało delikatnie skórę. Szybko się pozbierał, wyciągając broń i strzelając stworowi w głowę. Jedna kula załatwiła sprawę, bydle leżało nieruchome. Pozostała jeszcze kwestia oniemiałej lokatorki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiking przeturlał się w uścisku z potworem. Poczuł szarpnięcie, gdy ten w coś uderzył. Szczęście w nieszczęściu, że to ścierwo ciągle było na dole - co upadek lądował na nim. Teraz tylko odturlał się trochę w bok, szybko wstał i sięgnął do tyłu. Wyjął stamtąd swój pistolet. Odbezpieczył go odruchowym ruchem palca i po krótkim przymierzeniu strzelił - kula wbiła się w czoło truposza. Na takim dystansie nie było mowy o nietrafieniu.

Oklepał się po kieszeniach, sprawdzając co nadal ma przy sobie, jednocześnie oglądając pomieszczenie.

Jasna dziewczyna o drżących rękach w zakrwawionej bluzie. Stała z otwartymi ustami i telefonem w dłoni, patrząc się jakby był jakimś cyrkowcem.

Czemu tutaj było tak czysto? Na ziemi tylko kawałki szkła i odrobina ziemi, którą sam naniósł, a na meblach prawie nic kurzu.

Musiał iść po plecak. To było najważniejsze. Jednak póki co na drodze stała dziewczyna. Zablokował pistolet i włożył go częściowo do kieszeni.

-I tak telefony w większości już nie działają - poinformował ją, idąc w stronę drzwi. - Możesz mnie przepuścić? Muszę iść.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziewczyna liczyła jedynie na kolejny spokojny dzień? Czy żądała o tak dużo? Problemy pierwszego świata były dla niej ważne, ale ten z zaspokojeniem ciszy chyba najważniejszy. Trudno było powiedzieć ile to wszystko trwało, ale dla Ledy było to jak praca migawki w aparacie. Nawet nie zauważyła gdy składała jedną z zakrwawionych rzeczy. Pospiesznym krokiem dotarła do swojego telefonu, ledwo trafiając drżącymi rękoma w cyfry. Bardziej blada niż zwykle, chciała już przykładać telefon do ucha, ale znów coś przeszkodziło jej w tak prostej czynności. Mimowolnie cofnęła się przed walczącą dwójką postaci. 

- Chyba sobie żartujesz... - wycedziła najwidoczniej mało świadoma tego jak bardzo wszystko już sie pogrążało w swoim własnym chaosie - Policja... wojsko przecież coś z tym zrobi, nie zostawią tak... tego. - przy ostatnim wyrazie wskazała na leżące zwłoki w salonie, które malowniczo zdobiły porządek jaki tam miała. 

Może jednak Ci wszyscy szaleńcy na ulicach mieli rację? Apokalipsa? Oczywiście, że nie. Gdyby tak miało sie dziać, ewakuowaliby wszystkich prawda? Leda najwidoczniej ufała społecznemu porządkowi, choc pewnie nie na długo ten stan sie utrzyma. 

Edytowano przez Dżuma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie byłem specjalnie wierzący, taka, powiedzmy, rodzinna tradycja. Do świątyń nie uczęszczałem, zresztą nawet nie wiedziałem, do jakiej pójść. Formułek nie odmawiałem, choć czasem zagadałem do tego kogoś, kto tam na górze może siedzi głównie w myślach, kiedy dłużyło mi się czekanie na coś, czy to na autobus, czy na wystawienie się jelenia. No, to tym razem się doczekałem. Pierwszy był deszcz, nawet byłem wtedy na mieście. W czasie, gdy biegłem do domu ten deszcz przerodził się prędko w straszliwą ulewę, w oberwanie chmury. Wzmagał się wiatr. Doszedłem mokry od stóp do głowy, dziękując losowi za to, że mnie nie zdmuchnęło. Potem było już tylko ciekawiej. Poszedł prąd. Radio na szczęście miałem jeszcze na baterie, więc z ogólnego szumu zakłóceń dało się łowić informacje. Cyklon, nie wiadomo skąd i czemu. Ataki szczurów, które w panice uciekały z zalanych kanałów i piwnic. Właśnie, przy tej okazji dowiedziałem się, że po pierwsze izolacja piwnicy gówno daje, po drugie trutka daje jeszcze mniej, po trzecie szczury to bestie z piekieł. Pod domem urządziłem coś na kształt schronu, z materacem, apteczką oraz zapasami, i w kilka godzin wszystko poszło w diabły. Odratowałem niewiele. Gdy wieczorem kładłem się spać, na kanapie na parterze, choć wolałbym w piwnicy, bałem się.

 

Drugiego dnia było tylko ciekawiej, ale, co ciekawe, pamiętam z niego mniej. Czaiłem się w domu, wyszedłem tylko raz, do domu naprzeciwko, zobaczyć jak sobie radzą. Żyli, i mieli dużo do opowiedzenia. Większość brzmiało tak fantastycznie, że nawet udało mi się uśmiechnąć. Bo przecież po dwóch dniach bez prądu ludzie by nie ocipieli, prawda? Szpitale miały generatory, a zwykli mieszkańcy świeczki, ten dziwny cyklon przejdzie i będzie okej.

 

Mówiłem, że nigdy nie byłem specjalnie wierzący. Trzeciego dnia, drugiego w oku cyklonu, z tego co pamiętałem z radia, uwierzyłem z punktu. We wszystko, co było napisane. Wolałbym tego nie widzieć.

 

A teraz celowałem uważnie do jakiegoś kolesia w masce, który znalazł się w złym miejscu i czasie. Wzięcie karabinu to jednak nie był głupi pomysł. Dom się spalił, jedyne co mam to rzeczy w plecaku. I decyzję do podjęcia. Facet nie szedł za mną, nie zdążyłby raczej obejść budynku, by wejść z drugiej strony. Nie opuściłem broni, lecz strzelać też chwilowo nie zamierzałem, choć coś mi mówiło, że powinienem. To mógłby być bandyta, pójdzie po kumpli... ale nie był jednym z nich.

- Awizo dostałeś? - wysiliłem się na żart. - Połóż swoją gazrurkę czy maczetę na biurko i podejdź kilka kroków, jeśli możesz. Jeśli nie chcesz pogadać, odwróć się i wyjdź.

 

 

[Jeśli okaże się, że moja akcja jest niewłaściwa, PW. A zajmę się tym teraz lub po pracy.]

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szlag. Może to tylko sen? Może gdy się obudzę znów wszystko będzie normalnie, nie będzie żadnego kataklizmu a ja wrócę do nudnego, codziennego życia...

Najpierw kataklizmy, potem zombie niczym z klasycznego horroru kategorii B a teraz na dodatek jakiś zabłąkany koleś. Facet ma giwerę, ja tylko broń białą. Trzyma ją mocno i pewnie. Nie zdążę go rzucić tomahawkiem, o podejściu i zarżnięciu nie wspominając.

 

Jericho zgodnie z poleceniem napastnika odłożył swoją broń na biurko. Wystawił ręce lekko w górze, aby to tamten nie podejrzewał że może wyciągnąć coś jeszcze i spokojnym krokiem skierował się w jego stronę.

- Chwila moment, nie zauważył mojej teleskopówki. Dobrze, mam asa w rękawie...a raczej w kieszeni. 

- Proszę bardzo, broń odłożyłem, zrobiłem parę kroków. Jestem gotowy do rozmowy. Jak brzmi temat dzisiejszego programu? 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stanął przed dziewczyną, która nadal ściskała telefon, jakby ten mógł ją uratować przed tym co się dzieje. Uśmiechnął się gorzko. Podobne myśli miał na początku, jednak szybko one znikły, gdy już uciekł z tamtego miasta.

-Wyjrzyj przez okno. Czy słyszysz wystrzały? Helikoptery? Może Zagłada przyszła do was z kilkudniowym opóźnieniem, ale teraz już trzeba walczyć o każdy kolejny dzień.

Obejrzał ją jeszcze raz. Nie spodziewał się, żeby miała przetrwać. A w plecaku powoli zaczynał widzieć skrzynkę z narzędziami.

Spróbował sięgnąć dłonią do kieszeni i wyjąć z niej pistolet, który przed chwilą tam schował. Nie potrafił jednak tego zrobić. Nie mógł zdobyć się na rozszabrowanie jej domu, wiedząc że ona żyje.

Odsunął ją sobie z drogi i podszedł do drzwi.

-Chcesz rady? Pozbieraj zapasy od sąsiadów i przygotuj się na bardzo długie oczekiwanie na swoją armię. Nie sądzę, byś jej doczekała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To prawda mówili o tym, ale ona podchodziła do tego wszystkiego sceptycznie. Ile razy mówili, że może być koniec świata, no ile? Ile razy odkrywali nową datę w kalendarzy majów i innych starszych cywilizacji. Ile to razy rozszyfrowywali stare pisma uczonych podając zła datę czy okres czasu. Nakręcali ludzi, którzy wręcz szaleli na tym punkcie. Przez takie zdarzenia trudno później wierzyć mediom oraz samym ludziom. Klimat cały czas się zmieniał, niespodziewane ulewy czy katastrofy nie były niczym specjalnym. 

Zbita z pantałyku, jedynie się cofnęła przed mężczyzną. Popatrzyła bezradnie na leżącego trupa, zaklęła pod nosem. Pal licho tego brodacza, ona sama jedynie sie ruszyła czekając aż ten łaskawie sobie pójdzie. 

Gdzieś w jednej z szafek powinien być paralizator, tak na wszelki wypadek. Skoro faktycznie coś takiego zaczęło sie dziać, dobrze będzie się przygotować na samą ewakuacje, chociaż. Przetarła twarz ręką, spoglądając na mężczyznę ponaglającym wzrokiem. Sama jednak szukała w myślach gdzie odłożyła owe urządzenie obezwładniające. Przyda się, na wypadek gdyby gość, który zostawił truchło człowieka w jej salonie ,nie chciał współpracować. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha, to nie była ani gazrurka, ani maczeta. To był jakiś toporek, coś mi się kojarzyło, ale w sumie za krótko go widziałem. Czyli to nie zwyczajny faciu, który zabrał z domu co miał i ruszył szukać lepszego życia. Tsk, tsk, niedobrze. Zdeterminowany, ale nie głupi. Nie zaatakuje mnie, dopóki nie dam mu powodu, lub nie pokażę słabości.

- Stój gdzie stoisz i nie podchodź już bliżej. I trzymaj ręce z dala od ciała - powiedziałem, lekko opuszczając karabin. Nikt nie lubi być zbyt długo na muszce. - Nie baw się w bohatera, z biodra strzelam niewiele gorzej. Nazywam się Siemion, a ty? Jesteś tutejszy?

 

Nie pytałem, czego tutaj szukał. To cholerna poczta, tu nie ma wiele, choć można pogmerać w paczkach, jeśli nikogo wcześniej tu nie było. Najpewniej przyszedł po to samo co ja. By odpocząć w miejscu mocniejszym niż własna chałupa. Zapewne kierował się myślą "kto inny pójdzie na pocztę", trochę jak ja. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Słuchałem, co powie, wiedząc, że może nagadać mi absolutnie wszystko, bo nie mam jak tego potwierdzić. Zostawało naiwne liczenie na szczerość.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leda dała sobie  w końcu spokój z ponaglaniem czy obserwowaniem nieznajomego, rzucając telefonem na kanapę. Nie miało to mieć destrukcyjnego zamiaru jedynie wylądowanie chwilowych emocji .Nawet nie zrobiła tego mocno. Poczęła, więc szukać wszystkich rzeczy jakie mogła ze sobą wziąć . Takimi rzeczami mogły być ubrania, jedzenie, woda , wszystko co mogło sie przydać. Skoro to wszystko może być prawdą, a nie jakimś chorym żartem warto zabrać ze sobą nóż, paralizator, glowsticki i zawsze skompletowana apteczkę. Dziewczyna krzątała się po mieszkaniu, kątem oka obserwując rosłego mężczyznę. Z pewnością również wyruszy,chciała być jedynie bezpieczna, jak wszyscy. 

 

/zmieniłam :/ 

Edytowano przez Dżuma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chłopak w głębi duszy odetchnął z ulgą że bądź co bądź Siemion przestał do niego celować. Widok lufy skierowanej we własne ciało zawsze denerwował. 

- Jericho. Urodziłem się tu i mieszkam tu po dziś dzień panie sierżancie. Przyrzekam na co tylko pan chce że przez ostatni miesiąc byłem wzorem dla innych obywateli...dopóki ci nie postanowili sobie zwariować

Mężczyzna odpowiedział spokojnie, po czym wciąż z rękoma w górze usiadł na biurku obok jednego z terminali komputerowych, w końcu ten musiał na czymś stać prawda?

- Sądzę że ja i ty jeszcze zachowaliśmy w sobie chociaż jakieś resztki człowieczeństwa. Nie jesteśmy bezmózgimi zwierzętami które rzucają się na byle kogo, chcąc nażreć się jego mięsem. Jako zagrożenie powinniśmy uznać takich co to teraz pełno na ulicach a nie siebie na wzajem co? 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiking

 

Otworzyłeś drzwi na klatkę schodową z cichym skrzypnięciem. A zaraz za nimi ukazał ci się kolejny dzień z życia wariatkowa - mężczyzna z toporem strażackim wbitym w głowę tak bardzo, że prawie ją przepołowił oraz jakiś starszy jegomość, któremu głos uwiązł w gardle. Lub jego resztkach. I ściany ubabrane krwią. Niewiele dało się tu znaleźć czy zobaczyć ponad to co już było. Naprzeciw wyjścia były drugie drzwi, podobne do tych które właśnie opuszczał, oraz schody, te w dół jak i te w górę.

 

Leda

 

Chwilę to trwało, ale w końcu zebrałaś wszystkie rzeczy jakich potrzebowałaś. W międzyczasie intruz opuścił twoje mieszkanie, zostawiając cię z trupem w środku. Telefon głucho milczał, jakby wręcz szyderczo w ciszy która nastała. A jeszcze chwilę temu było tak spokojnie, teraz cisza wydawała się płonąć wspomnieniami ostatnich kilku minut. Pozostawało spytać - co dalej?

 

Poczta

 

Kiedy dwóch mężczyzn mierzyło się wzrokiem, z dołu, parteru, dobiegł ich dźwięk tłuczonego szkła i czyjeś przekleństwo. A przynajmniej tak to brzmiało, bo żaden z nich nie rozpoznał języka w którym zostało wypowiedziane. A potem doszedł do tego czyjś śmiech i więcej ostrzejszych słów, które zaczynały się zbliżać od strony schodów za Jerycho.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No dobra, przy "panie sierżancie" nie mogłem powstrzymać cichego parsknięcia. Wciąż trzymając karabin w dłoniach, ale już nie w jakiejś specjalnie bojowej pozycji, poszedłem w ślady Jericha i klapnąłem na krzesło przy biurku. Odruchowo spojrzałem na moment w ciemny ekran, szybko wracając wzrokiem do rozmówcy.

- W su... - przekleństwo z dołu nie dało mi dokończyć. Wstałem na tyle szybko, na ile mogłem nie wydając hałasu, sklejając się z wiernym mosinem. Podszedłem do chłopaka i zniżyłem głos do szeptu. - Teraz wiesz, czym się martwiłem i czemu cię tak maglowałem. Nie trzeba stracić rozumu, by przestać być człowiekiem.

 

Jericho przyszedł od strony przeciwnej niż ja, więc wycofałem się i skryłem za jednym z biurek, czekając, aż niespodziewany towarzysz weźmie swoją broń. Zobaczymy, co też zrobi dalej. Jeśli spróbuje dać znać, że tu jesteśmy lub zrobić jakąś inną paskudną rzecz, powinienem zdążyć wpakować mu kulkę. Może przesadzam, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jericho spojrzał za siebie. Popatrzył przez chwilę na miejsce z którego przyszedł po czym znów wrócił wzrokiem do Siemiona. W ogóle nie dał po sobie poznać żeby te niespodziewane głosy jakoś go zamartwiały.

- Wierz mi lub nie ale przylazłem tu zupełnie sam. Nie trzymam z żadną szajką, nikt mnie nie ściga ani nie śledził. - Powiedział nieco ściszonym tonem. 

Wstał na równe nogi po czym skradając się zbliżył się do miejsca w którym odłożył swoją broń. Po zabraniu jej ustawił się przy ścianie, blisko wejścia do tego pomieszczenia. Stał w takiej pozycji dzięki której mógł jednym machnięciem ściąć nieproszonemu delikwentowi głowę...no, a przynajmniej zatrzymując się gdzieś w połowie drogi. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę powiedzieć, że spotkała mnie miła niespodzianka. Jericho... heh, ciekawe jak się to pisze... czeka, czając się przy drzwiach, tak, by zaskoczyć pierwszego wchodzącego. Kiwnąłem z uznaniem głową, choć gość nie mógł tego zobaczyć, po czym ustawiłem się tak, by trudniej było mnie wypatrzeć stojąc w progu. Następnie wycelowałem uważnie w wejście, uspokoiłem oddech, całkiem zresztą spokojny, i wycelowałem uważnie. Poczułem przypływ adrenaliny, na czoło wystąpił mi drobniutki pot. W życiu nie strzeliłem do drugiego człowieka, tylko do zwierząt. Może jeszcze do tych trupów, ale nie pamiętam. Nie chcę pamiętać. Nie powinienem teraz stchórzyć, ale stres jest. Odsunąłem upartą myśl, że skoro Jerry, jak skróciłem, raczej nie był bandziorkiem, to oni też nie muszą być. Nie mogę pozwolić sobie na błąd. Albo my, albo oni.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poczta

 

Kroki coraz bardziej się zbliżały, razem z narastającą ilością głosów. Jericho liczył po cichu ie tego tałatajstwa usłyszy - jeden, trzy pię...naliczył ośmiu, co nie było zbyt dobrą wiadomością. Półmrok panujący w uprzednio opuszczonym budynku był w sam raz na randkę z przeznaczeniem.

Długi pas światła delikatnie oślepił strzelca, chwila potrzebna do odzyskania ostrości widzenia wydawała się wiecznością, a trwała tylko sekundę lub dwie. Na korytarzu stał jakiś mężczyzna z lampą biwakową, którą oświetlał sobie drogę. Siemion mógł dostrzec gazrurkę którą trzymał w drugiej ręce. Oraz dwóch typów którzy stali za nim z pałkami. Wszyscy powoli kierowali się ku drzwiom pomieszczenia w którym się znajdowali. Gdzieś z oddali dał się słyszeć krzyk, nijak nie przypominający ludzki. Na ten dźwięk mężczyźni stanęli w miejscu i zaczęli coś między sobą gadać. Wynikiem rozmowy było przyśpieszone tempo wejścia do pomieszczenia. Nie widzieli ani strzelca, ukrytego za ścianką jednego z terminali, ani tym bardziej Jericho, który teraz, dzięki latarni, jeszcze bardziej został zasłonięty przez cienie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze raz bezradnie spojrzała na telefon. Zawsze potrafił milczeć w takich momentach. Zarzuciła plecak na siebie, jeszcze chcąc sprawdzić czy wszystko ma, jakby szykowała sie na wyjście. Wzięła nawet kluczyki  by zamknąć mieszkanie i tak oczywiście zrobiła. Może dla własnego spokoju, choć łatwo było sie tam dostać wybitym oknem. Bez cienia wahania podeszła do trupa, w którym zostawiła topór, może przez przypadek po drodze spoglądając na martwego Krisa. Chyba nie takiej śmierci sobie życzył, mieć rozszarpane gardło przez innego człowieka albo coś co nim kiedyś było.

Skoro gość, którego imienia nawet nie znała, dawał jej małe szanse na przeżycie, broń może się przydać. Później zejdzie na dół, trzeba wynaleźć jakiś plan działania. Nigdy nie wiadomo kiedy nadejdzie pomoc i czy w ogóle nadejdzie. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JERICHO

 

Ośmiu. Żesz kuźwa...

Jericho szybko zmienił ustawienie z stojącej na siedzącą. Bardziej schylona miał trochę większą szansę że go nie wykryją. Na wszelki wypadek odsunął się troszeczkę od wejścia, już kompletnie leżąc na ziemi. Ośmiu napastników to spora liczba. W takiej sytuacji trzeba wykorzystać element zaskoczenia. Teraz chłopak wręcz modlił się o to aby nieznany operator latarni nie postanowił poświecić w jego stronę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siemion

 

Słyszałem kilka głosów, choć nie byłem w stanie określić ile, po prostu mi się zlewały przez odległość. Jeszcze chwila, a pojawią się OŻ KURWA. Zamknąłem oczy, ale szkoda została wyrządzona, kiedy je otworzyłem, przez nieokreślony czas nie widziałem nic poza powidokiem, potem latającymi kolorowymi kołami. Utrzymałem ciszę, mrugając kilkukrotnie, by pozbyć się problemu. Koleś z lampą i rurą stał już w drzwiach, tylko czekać, kiedy oberwie toporkiem. Już miałem pociągnąć za cyngiel, kiedy doleciał mnie krzyk z dworu. Potworny krzyk.

 

I perfekcyjny plan poszedł w diabły. Jeśli bym teraz strzelił, zwabiłbym tutaj niechciane towarzystwo, które mogłoby okazać się gorsze od tego, co teraz się tu kręciło. Żeż... zostaje kolba. Pożałowałem, że nie pomyślałem o nożu. Nie umiem się nim posługiwać jak prawdziwy rzeźnik, ale co to za filozofia wbić komuś jeden w kiszki. Starałem się bezgłośnie, a przez to niesamowicie powoli, przesuwać tak, by wciąż być poza światłem latarni. Patrzyłem też, jak ten facet będzie nią kręcił, żeby się czasem nie wpakować wprost w smugę światła. Oby Jericho mnie dojrzał, może udałoby się nam wymienić gestami, czy coś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiking

 

Mężczyzna rozejrzał się, nasłuchując. Na szczęście nie usłyszał w najbliższej okolicy żadnego ruchu. Nie znaczyło to, że w pobliżu nie ma potworów – ale jak na razie większość, z którą się spotkał, nie była mistrzami w skradaniu. Było ich słychać na długo, zanim ich ujrzał, jeśli tylko się postarał. A teraz starając się nie słyszał niczego.

Nogą przytrzymał głowę trupa, wyrywając siekierę. Każda rzecz może być przydatna. Wyposażony w nowe narzędzie przetrwania zaczął wchodzić po schodach, chcąc wrócić na dach po plecak. Wolał szabrować mając gdzie zmagazynować  łupy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leda, Wiking

 

Wiking wyrwał topór z cichym mlaśnięciem mięsa. Było to solidne narzędzie, drewniana rączka zakończona wytrzymałym ostrzem. W założeniu nadawała się nawet do przecinania łańcuchów pomniejszej grubości. Kiedy zakończył demontaż nowego nabytku z trupa, udał się schodami ku górze, starając się dotrzeć na dach. Kiedy minął pierwsze załamanie schodów, z dołu dobiegł go dźwięk zamykanych drzwi.To z pewnością lokatorka opuszczająca swoje mieszkanie. Nie potrzebował dużo czasu by dotrzeć na 4 piętro, gdzie jego oczom ukazała się drabina przeciwpożarowa prowadząca do klapy w dachu.

 

Dziewczyna wychodząc dostrzegła że uprzednio użyty topór zniknął, zaś na schodach prowadzących w górę dało się słyszeć oddalające kroki. Przed nią były dwa trupy, za nią, w mieszkaniu, jeszcze jeden. Cholerny makaron. Mogła udać się teraz w dół, w górę lub też na wprost, o ile Kris miał klucz przy sobie.

 

Poczta

 

Intruzi nie dostrzegli mężczyzn w pomieszczeniu. W ogóle zdawali się mało dostrzegać, bo mimo faktu posiadania latarni, co chwila na coś wpadali, rzucając jakieś pojedyncze słowa lub też całe zdania. Ale jedno było pewne, czegoś się bali, kierując się w głąb budynku. Raz jeszcze rozległ się krzyk, choć tym razem przypominał coś jakby wycie. A może nawoływanie? Na ten dźwięk ekipa z latarnią gwałtownie przyśpieszyła, zostawiając ukrytych w całkowitych ciemnościach. Jericho przez chwilę zastanawiał się gdzie reszta naliczonej ferajny, gdy do jego nozdrzy dobiegł jeszcze jeden zapach. Prawie go nie wyczuł przez tych imbecyli. Słodkawy zapach krwi, który ciągnął się za nimi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jericho

 

Krew...ci idioci zostawiają za sobą smród krwi.

Gdy chłopak usłyszał coś na wzór wycia, czy rozpaczliwego krzyku to serce mu przyśpieszyło, jakby właśnie zażył coś niezbyt akceptowanego przez prawo.

- Kurwa, zapach krwi zwabi tutaj to...to coś! - Powiedział tak by usłyszał go Siemion ale nie tamta zgraja. Choć najchętniej krzyknąłby z całych sił i zaszlachtował tamto tałatajstwo. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leda

 

Spojrzała jedynie w górę. Pewnie musiał zabrać topór, "cmoknęła" niezadowolona. Poradzi sobie z tym co ma.

Gdyby wyszła kilka minut wcześniej ominął by ja widok umierającego sąsiada oraz wbicie sie owłosionego gościa przez okno . W najlepszym wypadku również ostałaby rozszarpana, mało świadoma zagrożenia, gdzieś gdzie draństwo zostawiłoby jej porozrzucane zwłoki. Skrzywiła sie na myśl o takim czarnym scenariuszu. Poradzi sobie, musi. 

Zostawiła Krisa i jego mieszkanie w spokoju, zachowajmy pozory, choć przez chwilę. To prawda, wcześniej zabiła istotę bez mrugnięcia okiem, a teraz miała wątpliwości co do ograbienia mieszkania staruszka. Jak szlachetnie! Zeszła na dół, słuchając pewnie swojego dziwnie spokojnego oddechu. 

Edytowano przez Dżuma
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siemion

 

Jak dotąd nic nie przeszkadzało mi w zakradaniu się. Ci ludzie zachowywali się jakoś inaczej, niż przystało na porządnych szabrowników. W dupie mieli przeszukiwanie pomieszczenia, wyglądali, jakby chcieli się zaszyć w jak najdalszy kąt. Nie zdziwiło mnie to, kiedy usłyszałem kolejny obłąkany krzyk. Tylko, że tym razem ów wrzask brzmiał inaczej. Natarczywie. I tu odezwał się Jerry. Nie były to bynajmniej słowa otuchy, oj nie.

- Najpewniej mają rannych - odezwałem się tak cicho, że nie było to głośniejsze niż lekkie westchnienie. Poczułem w sercu niesamowity chłód, kiedy do głowy przyszedł mi bardzo, bardzo niedobry pomysł. - Trzeba ich ogłuszyć i wynieść za budynek. Chodź.

 

Po tych słowach, zachowując najdalej idącą ostrożność, poczekałem, aż Jericho wyjdzie pierwszy. Ubezpieczałem go i siebie, celując w najbliższego nieprzyjaciela.

Edytowano przez Po prostu Tomek
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...