Skocz do zawartości

Kto Się Boi Złego Smoka [Oneshot][Adventure]


Ferrix

Recommended Posts

Czy Shooting Star, Amazon Lily i Sapphire zdołają ominąć śmiertelne niebezpieczeństwa i dotrą do skarbca straszliwego Rariathana? Czy wygrają wyścig z czasem, w którym stawką jest życie? Czy tylko mi się wydaje, czy z czymś mi się to wszystko mgliscie kojarzy? Czy mogę napisać cokolwiek, bez psucia konwencji opowiadania?

 

Krótkie opowiadanko, na które pomysł naszedł mnie w drodze do sklepu. Osobista przerwa w pracy nad większym projektem. Wrzucam, zanim zacznę po raz ósmy kompulsywnie na nowo czytać i sprawdzać te kilka stron :crazytwi3:.

 

 

Kto Się Boi Złego Smoka

https://docs.google.com/document/d/1pGSLL7cuii8m0XcR_17xJE-pssU59R0mGlLt-vkn19o/edit?usp=sharing

Edytowano przez Ferrix
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem parę godzin po ukończonej lekturze. Parę, ponieważ wolałem wpierw pospać, zanim wziąłbym się za pisanie komentarza.

 

Zacznijmy od strony technicznej, głównie interpunkcji. Czasem zdarzało ci się popełniać błędy, głównie wynikające z używania imiesłowów przysłówkowych i co ciekawe błąd ten najczęściej powtarzał się podczas pisania dialogów. Innych notorycznie powtarzanych błędów nie odnotowałem.

 

Czytając te kilka stron, miałem nieodparte wrażenie, że wydarzenia zbyt ubogo opisane. Brakowało mi ciekawszego ujęcia problemu, czyt. "poetyckiego zacięcia", a może nowatorskiego wyjścia z opresji np. jedna z bohaterek zobaczyła stopień wyryty w ścianie, a ponad golemami widniało popękane sklepienie. Najodważniejsza odbiła się od stopnia i poszybowała w kierunku stropu, rozbiła go, doprowadzając do lawiny, zaś sama wylądowała z gracją obok koleżanek. Oczywiście w rzeczywistości zrzuciłaby żyrandol na niczemu winne manekiny, ale to już taki szczegół... Sytuacja powtarzała się kilkukrotnie, przez co sceny wymagające dokładniejszego opisu, były, jakby na siłę, uszczuplane. Scenariusz z kotem można było rozwinąć w groteskowy dialog pomiędzy bohaterkami, zastanawiającymi się nad rozwiązaniem zagadki. Opis komnaty z Czarą Życia można było uzupełnić o dodatkowe wyobrażenia, zwłaszcza że akcja działa się w pomieszczeniu o ogromnej ilości obiektów.

 

Kolejnym problem upatruję w samych bohaterkach. Myślę, że powinieneś więcej czasu poświęcić na oddanie charakterów głównej trójki. Znacznie więcej zyskałbyś, wprowadzając niesnaski pomiędzy nimi czy przedstawiając różne podejścia do rozwiązania trudności. I znowu kłania się scena z kotem w roli głównej. Innym razem można użyć kliszowatej sceny zwątpienia jednej z bohaterek, co mogłoby stanowić podwaliny do opisania ich przeszłości czy okoliczności ugryzienia przez węża.

 

W końcu pozostaje sprawa smoka Rariathana. Nie mam nic przeciwko enigmatycznym przeciwnikom, jednakże w takiej chwili i ja chciałbym poczuć na skórze presję czasu, doświadczyć odrobinę strachu udzielającego się bohaterkom. A co jeśli to nie jest standardowy smok, pożerający dziewice na kolacje, a gość, z którym można pogadać przy południowej herbatce o teorii strun oraz podstawach geologii? Przedstawiając dokonania niespotykanych osób, nadajesz im właściwy kształt.

 

Powiem szczerze, że... dałem się wrobić... i to pozytywnie. Nie domyśliłbym się, że to była tylko zabawa w poszukiwaczy Czary Życia, gdyby nie ostatnia scena podkreślająca stopień zniszczeń dokonanych w zakładzie krawieckim. Powiem, może i lakonicznie, ale podobało mi się takie zakończenie. Nadmienię również, że czytało się całkiem przyjemnie, a porównanie zabawy do walki na śmierć i życie w pradawnej świątyni nie lada mnie zaskoczyło. Czytelnik nie trafia na niemożliwe do pokonania zastoje, całość jest dobrze(choć ubogo) opisana oraz pozbawiona większych błędów stylistycznych. Żałuję tylko, że nie zdołałem utożsamić wyobrażonych bohaterek do serialowych, ale nie można mieć wszystkiego ;)

 

Poza tym - opowiadaniu daleko do [slice of Life]. O niebo lepiej pasuje tutaj [Adventure]. Ten pierwszy sprawdza się przy opowiadaniach obyczajowych, gdzie, nomen omen, przedstawiamy fragment typowego, monotonnego życia. W "Kto się boi złego smoka" nie ma potrzeby opisywania, na czym ten świat stoi.

 

Pozdrawiam

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za feedback i kopytko za te przecinki przed imiesłowami, zapomniałem o nich na śmierć. Czytając twoje wrażenia zaczynam żałować, że pierwotny (ze trzykrotnie dłuższy) pomysł porzuciłem na koszt krótkiej, prostej historyjki z charakteryzacją przerzuconą całkowicie na znany czytelnikowi kanon. Byłem na scenie z golemami, kiedy wersja 1.0 poszła do kosza. Wydawało mi się, że nadmiernie szczegółowa przygoda nie będzie grać z młodymi umysłami CMC i postawiłem na wspomnienia z własnego dzieciństwa, gdzie w podobnych zabawach często przesmykiwało się przez setting i przechodziło do "samego gęstego" :wrWgR: . Nie wiem, czy wypada już zamieszczony tu tekst drastycznie edytować i rozszerzać, ale zapamiętam to sobie na przyszłość.

 

EDIT: Doszedłem do wniosku, że sednem problemu jest zbyt małe podobieństwo i brak bezpośrednich nawiązań, przez co postacie tracą kontekst i wszystko się sypie jak domek z kart. Tekst aktualnie w przebudowie.

 

EDIT 2: Dodałem wstęp, który skutecznie psuje niespodziankę, ale przynajmniej dodaje postaciom i wydarzeniom brakującego kontekstu. Trudno, buck it, nie wyszło, będę uważał następnym razem.

Edytowano przez Ferrix
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

No i kolejny fik za mną. Jak moje wrażenia?

 

Ogólnie, myślę, że będzie mi trudno się na temat „Kto się boi złego smoka” porządnie rozpisać, gdyż opowiadanko w gruncie rzeczy nie jest ani czymś nadzwyczajnym, ani przełomowym, nawet nie definiującym pewnych motywów na nowo. Ale! Czy to oznacza, że nie bawi ani trochę, nie wciąga, zaś lekturę kończymy przewracając oczami, wyszeptując ciche „aha”?

 

Raczej nie. W moim przypadku, była to krótka i przyjemna, klasyczna można by rzec przygodówka, okraszona nawet miłym klimatem, z delikatną szczyptą zwyczajnego życia do smaku oraz dobrym tempem akcji, przy której spędzonego czasu nie żałuję ani trochę. Uprzednio napisałem, że „raczej nie”, ponieważ zdaję sobie sprawę, iż różne osoby inaczej podchodzą do pewnych znanych i po raz wtóry eksploatowanych motywów, wielokrotnie stosowanej konstrukcji zagadek, czy też przepisów na zwroty akcji. Mnie akurat nie rażą aż tak kolejne numerki przy sequelach, czy to w przypadku filmów czy gier i podobnie, nie razi mnie po raz kolejny ta sama, bądź podobna metoda na „ukrycie” prawdziwych bohaterów, sytuacji, czy po prostu, wyjawienie co jest rzeczywistością i co się naprawdę stało.

 

Wychodząc od tej drobnej charakterystyki samego siebie, „Kto się boi złego smoka” nie zaskoczyło mnie w ogóle (zakładając, że taki był cel autora). Bardzo szybko zidentyfikowałem postacie Shooting Star, Amazon Lily i Sapphire z członkiniami Ligii Znaczkowej, może nie za sprawą charakterów, czy analogii do szczepienia, ale za sprawą aż nazbyt dokładnych opisów wyglądu, głownie kolorów. W ogóle, sposób, w jaki zostało to napisane pozostawia w głowie pewne zmieszanie… To autor od początku chciał ukryć prawdziwe postacie, czy też może te oczywiste opisy popełnił celowo, chcąc w ten sposób zbudować klimat dziecięcej zabawy, innego postrzegania świata, czy po prostu tego, że dla młodej osoby „byle co” (mówiąc kolokwialnie) potrafi niekiedy być porywającą i zapierająca dech w piersiach przygodą?

 

Idąc dalej, można dokładnie przewidzieć w którym miejscu i kiedy nastąpi przeskok do prawdziwego świata i ujawnienie po kolei co było czym, kto grał kogo, czym była Czara Życia, której to poszukiwały bohaterki. Ogólnie, wszystko dało się rozpracować.

 

Ale mimo wszystko, przyjemnie się to czyta, z delikatnym uśmieszkiem na twarzy i wrażeniem, że to jest „całkiem fajne”. Opowiadanie trwa tylko osiem stron, ale z powodzeniem mnie wciągnęło, wprowadzając po kolei wydarzenia, przeciwników, nowe przygody, jednostajnym tempem zmierzając do zakończenia. I tutaj chciałbym wspomnieć, że ta szczypta zwyczajnego życia, serwowana na zakończenie i na otwarcie, była naprawdę miłą i dodającą smaku atrakcją. Z drugiej strony, może gdyby nie ten początek, to efekt zagadki byłby nieco silniejszy i może nawet udałoby się zaskoczyć… Choć na rzecz tego zabiegu ubyłoby nieco życiowego smaczku, więc ostatecznie to dobrze, że jest ;)

 

W ogóle, fakt, iż ten nieco inny, mniej przygodowy klimat udziela się wówczas, gdy występuje Rarity (dorosła klacz), sprawia, że teoria o świecie pełnym przygód i niebezpieczeństw w oczach maluchów, zaś świecie jak świecie w oczach dorosłych, nabiera na znaczeniu. Nie jestem w stanie określić, czy tak miało być, czy udało się to przypadkiem, ale tak czy inaczej, jest to dodatni punkt fika.

 

 Za kolejny plus, uznałbym język, dobór słów, czy ogólną konstrukcję opowiadania. Zdania są złożone w taki sposób, że w głowie czytelnika brzmią naprawdę dobrze, dźwięcznie wręcz. Znalazło się kilka słówek, które spotyka się raczej nieczęsto, plus naprawdę dobrze wyważone tempo akcji. Podobała mi się ta lekkość klimatu i zwyczajność, kreskówkowość, dzięki którym odnosi się wrażenie, iż mógłby to być scenariusz prawdziwego odcinka, albo chociaż jednej z jego scen. Lokacje można sobie łatwo wyobrazić, podobnie jak sylwetki trójki poszukiwaczek przygód, które aż nazbyt przychodzą na myśl Ligę znaczkową… Ale o tym już wspominałem.

 

Dialogi dobrze dopełniają całości, nie starają się pokonać objętością opisów, ale po prostu, służą uatrakcyjnieniu treści, przybliżeniu sylwetek i charakterów postaci. I pod tym względem również jest dobrze. Powiem nawet, że kolejne akapity są napisane z pomysłem i z dbałością o słowa, zaś typowo przygodowy, acz klasyczny w tejże materii klimat są ujmujące na tyle, że moim zdaniem autor jest gotowy do popełnienia czegoś dłuższego, połączenia [Adventure] z [Fantasy] i/ lub [slice of Life].

 

Podsumowując, nie mamy do czynienia z niczym spektakularnym, nie mamy do czynienia z dziełem, które przełamuje znane konwekcje, ani z czymś co jakoś specjalnie szokuje, czy zaskakuje. Powiedziałbym, że mamy do czynienia ze spokojną, napisaną z pomysłem i okraszoną naprawdę ładnie zbudowanymi zdaniami i dialogami przygodówkę, która doskonale może posłużyć za przerywnik, ale nic więcej. Ogólnie, wrażenia pozostają pozytywne. Dla kogoś, kto mógłby się czuć nieco zmęczony nowościami, zwrotami akcji, czy innymi akrobacjami w dziedzinie żonglowania wątkami, a poszukiwałby czegoś zupełnie zwyczajnego, niedługiego i lekkiego, to „Kto się boi złego smoka” powinno być dobrym wyborem.

 

A tak w ogóle, ciekawy tytuł i ładnie brzmiące imiona poszukiwaczek przygód.

 

Ostatecznie, przyjemnie się czytało. Pozdrawiam i liczę na więcej :)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem... w lekkim szoku, w tej recenzji jest więcej treści, niż w moim tekście :P Połowa z tego nawet mi przez myśl przy pisaniu nie przeszła. Zwykle mam jakiś ogólny pomysł, siadam z nim przed laptopem i walę do skutku w klawisze, nie wiedząc gdzie mnie chwila poniesie i, często, jak się tekst skończy. Tym milej usłyszeć, że spod moich bluźnierczo wręcz niedouczonych literacko kopyt wyszło coś, co da się przeczytać. Po raz kolejny też dostaję sygnał, że biorę się za oklepane tematy, więc chyba przyszła pora na zintensyfikowanie czytania twórczości innych, zanim niechcący popełnię plagiat :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opowiadanie bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Niezobowiązująca, lekka, wesoła przygoda w klimacie odcinka - miło poczytać w morzu darków. ;)

Klimat bardzo mi się podobał - tak w scenach rzeczywistych, jak i w wyimaginowanych. Przy okazji - od razu zorientowałem się w tożsamości trzech poszukiwaczek przygód, gównie z powodu rany po ugryzieniu na kopycie. Także w moim przypadku wszystko wydawało się jasne.

Natomiast nie zgadłem zupełnie, czym była Czara - po reakcji klaczek wręcz doszedłem do wniosku, że to jakiś słoik z pigułkami przeciwbólowymi jest. :crazytwi:

Podobało mi się też, że CMC były w tym opowiadaniu są łatwo rozróżnialne, po ich zachowaniach, co nie jest takie oczywiste (zwłaszcza w serialu).

Jeśli na coś miałbym narzekać, to chyba na to, że w sumie niewiele się dzieje podczas tej przygody. Właściwie jedyną sceną akcji jest starcie z golemami, które zresztą nie jest zbyt dynamiczne. Skądinąd jest to zrozumiałe, bo manekiny raczej za bardzo ruchliwe nie są; dlatego też liczyłem po cichu na dramatyczne starcie z Rarithanem, do którego niestety nie doszło. :D

No i zagadka była całkowicie zmanipulowana. "Gasi pragnienie" zdaje się tam być użyte w zupełnie innym sensie!

Ale to nieco naciągane zarzuty. Ogólnie, opowiadanie mi się podobało i chętnie przeczytałbym takie jeszcze. ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 years later...
×
×
  • Utwórz nowe...