Skocz do zawartości

[Pojedynek] [A] Zegarmistrz vs Rexumbra


Hoffman

Recommended Posts

Już tu jesteście? Ależ musicie być potężni, skoro zdołaliście pokonać wielką spiralę schodów im. Hadesa w tak krótkim czasie. Ekhm… Mam nadzieję, że ruszyliście głową i po prostu zjechaliście po poręczy? Tak? Znakomicie. Bystrość umysłu to prawdziwa potęga, wierzcie mi.

 

Nie musicie obawiać się strzegącego piekielnej bramy Cerberusa. Z daleka, jak uwiązany na grubym łańcuchu szarpie się i szczerzy kły, wydaje się być groźny, lecz wystarczy rzucenie mu świeżo przyrządzonego udźca z Minotaura, najlepiej jeszcze z kością, by stracił wszystkie głowy. To jego ulubiony przysmak.

 

No. Skoro już zająłem Marka, Czarka i Darka rarytasem rodem z mitologicznego labiryntu (Twilight, dzięki za nić i magicznie wzmocnione ostrze!), nie pozostaje mi nic innego jak otworzyć czaszkową furtkę i zaprosić Was na arenę. Jak to mówią, jedynie prawdziwie wytrwali i legendarni wojownicy są w stanie zejść do piekła i z powrotem, toteż jeżeli ktokolwiek, mimo otaczającej Was sławy, wciąż wątpił w Waszą moc, po tym pojedynku zmieni zdanie o sto osiemdziesiąt stopni. Już za moment zgromadzone na trybunach pogrzebanego koloseum Impy zadmą w behemocze rogi, inaugurując początek walki. Z piekielnych płomieni wyłonił się olbrzymi, magmowy smok, zaś kościane sługi wniosły na wykutych z żelaza tronach najbardziej „zasłużonych” dla świata mocy i magii nekromantów. Nie zabraknie również i liszy, którzy w pogoni za wiecznym życiem i pięknem (przypominam, że to pojęcie względne!) oddali swą duszę ciemności. Co jeszcze? Aha, główny zarząd publicznej komunikacji podziemnej w postaci czarcich robotników, zrzeszonych w związek zawodowy ogłosił, iż zwycięzcę zawiezie z powrotem na powierzchnię nowo wybudowaną windą. Przegrany natomiast, będzie musiał udać się schodami w górę.

 

Zatem, jest motywacja, oj jest ;)

 

 

ready_to_attack__by_swanlullaby-d7iyheo.

 

 

Witam na tej jakże pasującej do ostatnich, letnich upałów arenie, przedstawiając doskonale znanych i zaprawionych w bojach magów, w osobie Zegarmistrza o raz Rexumbry! Już za moment zabrzmi pierwszy gong, dźwięki z tub, co będzie znakiem rozpoczęcia magicznego starcia! W ramach ograniczenia, uczestnicy zdecydowali się standardowy limit postów, nie zaprzeczając, że w razie rozkręcenia pojedynku, są gotowi walczyć jeszcze dłużej.

 

Czy wszyscy zajęli swoje miejsca? Super. W takim razie, czas rozpocząć pojedynek!

Edytowano przez Hoffman
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z A B I J,  R O Z P R U J   C I E L S KO. Niesłyszalne dla innych szepty rozbrzmiewały w umyśle Kaeletha, który kroczył powolnym krokiem na arenę recytując przy tym modlitwę do swego boga, Norgorbera.

O B E D R Z Y J   I C H   Z E   S K Ó R Y,  B Ł A G A M   N I E. Obrazy i dźwięki nie milkły, jakby noszony przez zabójcę artefakt chciał go wprawić w odpowiedni nastrój przed walką, jednak tym razem zadaniem zleconym przez jego patrona nie było odebranie życia.. nie, wysłannik Żniwiarza Reputacji miał inny motyw.

A teraz znajdował się na arenie, sam ale będąc wieloma, jako jeden a zarazem armia rozglądał się wokoło badając teren, zauważając że przybył jako pierwszy co miał zamiar wykorzystać.

 

Jego twarz zakrywała  maska, na której widniał szaleńczy uśmiech. Oczy na masce były ozdobione paciorkami i rysami tworząc na masce wyraz szaleńca. W połowie była zakryta kapturem z wydłużonym końcem. Co dziwne, bądź śmieszne, w zależności od poczucia humoru obserwatorów, kaptur zszyty ze strojem był poprawnie, jednak zakładany był jak gdyby od boku i zakrywał przez to pół maski.

Strój składał się z dwóch elementów. Czerwonego płaszcza zakrywającego całe ciało do pasa i posiadające dodatkowe przedłużenie materiału wyglądające jak kolce, zwisające z niego. Ozdobiony był złotymi symbolami oraz płytkami w kształcie rombów wokół obojczyka i chroniące barki.

Dolna część była już bardziej funkcjonalna niż ozdobna, gdyż spodnie, buty i rękawice ze szponami były czarne, lekko wpasowując się do kolorystyki, ale jednak niknące w tym morzu czerwieni.

 

Kaeleth nie miał zamiaru czekać na swego przeciwnika i na wymianę paru zdań, mimo zdolności magicznych uważał się bardziej za zabójcę, a taki korzysta z wszelkiej okazji by zyskać przewagę. Pozostawił w swoim miejscu startu przynętę naśladującą jego kształt, po czym oddalił się i korzystając z ukrycia obecności oraz zatarcia śladów zniknął, skutecznie chowając się przed przed zmysłami zarówno naturalnymi i magicznymi innych.

Sięgając za płaszcz dobył w ręce 6 małych czarnych sztyletów zwanych Dirks, ów sztylety były bronią skonstruowaną do rzucania a nie do walki wręcz.

Gdy tylko jego przeciwnik pojawi się na arenie, i zanim wykona jakiś ruch, w jego punkty witalne zostaną rzucone Dirks. Dla zabójcy nieważne było czy ostrza dosięgną celu czy też nie, tak czy siak uzyska to co będzie chciał. 

Edytowano przez Rexumbra
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szykował się do walki kiedy do szatni wszedł niewysoki kuc.

- Pana walka zaczyna się za 10 minut.

- Dziękuję, za chwilkę przyjdę.

Kuc opuścił pomieszczenie a Zegarmistrz sprawdził raz jeszcze czy wszystkie elementy uzbrojenia i stroju są na swoim miejscu. Tym razem jego ubiór stanowił mieszankę magiczno-fizyczną, ciężkie buty i nie mniej wytrzymałe nogawice, na których dla zwiększonej wytrzymałości nałożone miał magicznie wzmocnione nagolenniki. Kolczuga w którą wpleciono kilka ciekawych zaklęć, zarówno ochronnych jak i ofensywnych, a ponad to płaszcz, który zakrywał jego osobę nader dokładnie. Wyjątkiem była głowa, wszak był bez kaptura, na której znajdował się kapelusz przypominający fedorę z szerokim, trójkątnym rondem i niewysokim, płaską główką. Czarny z kilkoma złotawymi zdobieniami, oraz kartą wetkniętą za pasek materiału.

Sprawdziwszy wszystkie kieszenie i mając pewność, że niczego nie zapomniał, wyciągnął talię kart i szybko rozłożył ją na jednym z dostępnych mu blatów. Układając kartę po karcie, postanowił zawczasu sprawdzić pewne drobne, acz przydatne rzeczy. Jak mawiają, przezorny ubezpieczony, prawda?

Kiedy sprawdził wszystko, schował karty ponownie do płaszcza i udał się na arenę.

A ta była co najmniej widowiskowa. Już raz odbył w swym żywocie pielgrzymkę do wszystkich diabłów, ba, nawet do niej wrócił(dziękować Eonom za wynalezienie defibrylatorów).

Wspaniałe widoki dopełniał przeciwnik o którym niewiele słyszał. Tak, to będzie wspaniała walka.

Nie postawił jeszcze dobrze pierwszych kroków na arenie a już przed nim w powietrzu zawisło 6 dość krótkich noży, z wyglądu mógł się domyślić iż nadają się one bardziej do rzucania aniżeli do bezpośredniej walki. Mogło by się wydawać iż się zatrzymały, lecz prawda była taka - one tylko spowolniły swój bieg, bowiem wciąż pokonywały wyznaczony im dystans. Co prawda bardzo powoli, ale jednak.

- Tak od razu? I bez powitania. Cóż za maniery.

Jego przeciwnik nie tracił Czasu, to trzeba było mu przyznać. Ale i Zegar miał w tej kwestii coś do powiedzenia.

- Laplace Daemon.

Jego oczom ukazały się wszystkie niezbędne dane, które mógł zauważyć na arenie. Owo zaklęcie dawało mu zrozumienie Laplace'a, zdolność analizy wszelakich wizualnych informacji.

Po pierwsze - noże nadleciały bardzo szybko, ale bez wykonywania ruchu przeciwnika. Wniosek - zaklęcie było przygotowane wcześniej i miało go złapać z zaskoczenia.

Po drugie - przeciwnik stojący przed nim to jakaś magiczna atrapa. Wbrew pozorom nie oddychał i ponad to, na zakurzonej podłodze nie zostawiał żadnych śladów. Wniosek - albo jego przeciwnik był istotą magii, lewitował odrobinkę ponad powierzchnią areny lub zostawił wabika.

Analizując dwie pierwsze informacje zrobił krok w bok, zostawiając za sobą wizualizację siebie samego. Tak, teraz miał pewność, gdyby nie spowolnił ostrzy, te przeszły by przez jego ciało w punktach gwarantujących szybką śmierć. Głowa, serce, wątroba, żołądek, krtań, podbrzusze. Jego przeciwnik uderzał precyzyjnie by zabić. Wniosek - albo potrafił zaczarować ostrza by te miały bezbłędna trajektorię, albo był aż tak biegłym zabójcą.

Tak czy siak, trzeba było działać - oceniając prędkość wyjściową ostrzy i ich trajektorię, wybrał miejsce z którego nadleciały i wystrzelił z rękawa gigantyczną masę kart do gry która uformowała się w dłoń wielkości dorosłego mężczyzny.

Ich celem było trafić i obkleić potencjalny cel. Rozsypał też kilka takich kart wokół siebie, żeby w razie potrzeby móc podnieść je i wykorzystać jako medium do kolejnych ataków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wzrok ukrytego zabójcy analizował zdarzenie jakie zaszło przed jego oczami, podczas gdy artefakt jaki nosił dalej sączył do jego umysłu mroczne szepty i obrazy. ”Powinieneś zabić i wszystkich. Musisz zabić ich wszystkich” Szept padł gdy ujrzał widownię ”Tnij powoli, byś mógł się pożywić” Następny gdy zobaczył Zegarmistrza i nasłał na niego sześć sztyletów.

Sztyletów które właśnie zatrzymały się na jego oczach, a właściwie mówiąc spowolniły gdyż Kaeleth widział że dalej mimo że łagodnie mówiąc ”ślimaczym tempem” próbują dosięgnąć celu.

- ”Nie wykonał żadnego ruchu, ani nie wypowiedział żadnej inkantacji. Więc to zapewne czar nałożony na przedmiot który ma na sobie, zapewne kolczugę bądź płaszcz. A zatem będę musiał użyć ją wcześniej”. Doszedł do wniosku, z zamiarem wyciągnięcia kolejnych przedmiotów spod płaszcza.

 

Obecnie musiał działać szybko. Nie mógł pod żadnym pozorem dopuścić do scenariusza, w którym będzie zmuszony walczyć z Zegarmistrzem twarzą w twarz. Skończyłoby się to szybką porażką.

Musiał przemienić sytuację na swoją korzyść. Otwarta powierzchnia areny działała na jego niekorzyść ale na szczęście miał sposób by temu zaradzić, dodatkowo jego przeciwnik może mu w tym lekko pomóc.

Stojący naprzeciw mu mag w celu odkrycia i schwytania jego osoby, posłał na niego strumień masy kart. Kart które miał zamiar wykorzystać.

W jego rękach znajdywały się dwie rzeczy. Kula której powłoka wykonana była w cienkiego wytworzonego szkła, której wnętrze wypełnione było ciemno fioletową barwą. Zabójca bez zastanowienia cisnął ów kulę przed siebie, a gdy jej szklaną powierzchnię tknęła pierwszą kartę wyrzuconą przez Zegarmistrza, wybuchła uwalniając swoją zawartość. Czarno fioletowy płomień, pochodzenia alchemicznego pochłaniał w błyskawicznym tempie kartę za kartą, niczym infekcja przeskakiwał z jednej karty na drugą zmierzając ku właścicielowi i reszcie. Naturą ognia o niezwykłej barwie nie było tylko spalanie dowolnego materiału w szybkim tempie, ale i również tworzenie zasłony. Otóż nawet po pojedynczej karcie, żywioł pozostawiał duże ilości gęstego dymu tej samej barwy, który rozchodził się po powierzchni areny. Przez co biorąc pod uwagę ilość kart pokrył nie mały obszar.

 

Teraz gdy zagrożenie zostało zażegnane. Jak i jego przeciwnik ma utrudnione zadanie w znalezieniu go, z powodu zmiany pozycji i dymu. Nadeszła pora na drugą część planu.

- ”Nie posiadam żadnej wiedzy z magi żywiołów, jednak zwoje magiczne posiadają już gotowe sekwencje magiczne do których uaktywnienia wystarczy jedynie pewna ilość energii” Myślał spojrzawszy na swoją dłoń, w której znajdował się zwój magi natury ziemi.

Bez chwili zastanowienia przekierował do zwoju energię po czym przystawił go do podłoża. Natychmiastowo z tym czynem cała arena zaczęła się trząść. a powierzchnia na której stali Zegarmistrz i Kaeleth zaczęła formować nowe kształty.

Gdy zaklęcie przestało działać, cała arena pokryta była utrudniającym widoczność pyłem, dymem i nowymi szczelinami jak i formacjami skalnymi. Którymi zabójca mógł się posłużyć jako osłoną i kryjówką.

 

Teraz czas na ostatnią fazę, czyli ofensywę. Kaeleth widział Zegarmistrza bez problemu, dzięki masce którą nosił.. Tej masce która ciągle do niego szepcze. Właściwie to nie widział jego osoby, a jego układ krążenia. To była zdolność jaką obdarowywał go artefakt zwany Skinsaw Mask.

Dobył w swą prawą rękę kolejne 3 Dirks, a w lewą kolejną szklaną kulę na której na sam widok jako mag, miał ochotę wymiotować.

Korzystając z magi wzmacniania zwiększył siłę swych rąk. Najpierw posłał kulę która wybuchając uwolniła toksyczne opary o niebiesko pomarańczowej barwie. Afflictio Mystica, toksyna stworzona specjalnie do polowań na magów. Oddziaływuje zarówno na przedmiotu ożywione i nieożywione powodując niszczenie magicznych sekwencji, a co za tym idzie usuwa dowolny czar nieważne jakiego pochodzenia jest.

Toksyna działa również na maga- Wprawiając go w zawroty głowy i osłabiając jego ciało poprzez zakłócenie przepływu energii  magicznej.

Gdy miał pewność że trucizna dosięgła celu wyrzucił Dirks celując w słabo bronione części ciała Zegarmistrza, mając również w pamięci że ten nie pozbył się wcześniejszych sztyletów.

Edytowano przez Rexumbra
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc zbliżający się płomień machnął gwałtownie ramieniem, urywając ciągłość pomiędzy kartami. Jeszcze sporo z nich spłonęło, lecz na szczęście nie wszystkie. A przeciwnik znowu mu się wywinął. Zegarmistrz czekał na jego atak, który niestety nie nadchodził.

Tak, ten osobnik był dobry w ukrywaniu się, a to nigdy nie wróżyło nic dobrego. Ale i Zegarmistrz coś na to mógł poradzić. Już miał przyszykować się do kolejnego zaklęcia kiedy ziemia pod jego nogami postanowiła nauczyć go cza-czy. Ledwo utrzymawszy się na nogach odnotował zmiany jakie zaszły na arenie. Tak, ten skubaniec miał cała kieszeń ciekawych sztuczek.

Ledwo odzyskał równowagę a powietrze wypełniło się dziwnym gazem. Gaz ów najpewniej wydobył się z dziwnego kształtu który wyleciał w powietrze zza jednego fragmentu skalnego. Nie wiedział co ów gaz robił, ale miał pewność iż nic dobrego. Zatem trzeba było działać szybko.

Wyrzucił w powietrze kolejną garść kart, tym razem błękitnych i jednolitych, które to zatrzymywały się w powietrzu, tworząc coś na kształt muru pomiędzy nim, a błękitno-pomarańczowym dziadostwem. Chciał ich wyrzucić jeszcze więcej, kiedy przed jego twarzą zatrzymały się 3 kolejne sztylety. Tym razem tylko na chwilę, wystarczającą by przesunął swoje ciało o kilka centymetrów. Efekt był natychmiastowy, jeden ze sztyletów delikatnie zarysował mu policzek, dwa kolejne wbiły się w ramię i przedramię, wywołując spory ból.

Nie trafiły w punkty witalne, to dobrze, lecz nie wiedział czy nie były zatrute, a to niedobrze. A na domiar złego jego mur zaczął się rozpadać, niczym przysłowiowy domek z kart. Yup, dym szkodził magii, tego był pewny. Potrzebował Czasu i przestrzeni, więc skupił się na kolejnym zaklęciu które miał w swoim repertuarze.

- Gaia!

Wokół niego wyrosło ziemne więzienie, które szczelnie oplotło jego ciało. Nie tylko jego przeciwnik mógł korzystać z dobrodziejstw matki Ziemi. Tak ukryty rozpoczął leczenie, bowiem skała która stanowiła ściany jego schronienia była niemagiczna, tak więc i dym jej nie szkodził.

Wyrwał kolejne sztylety, zaleczając rany magią i wlewając w nie wywary które wcześniej przygotował. Był to bolesny proces, ale gwarantował usunięcie z ciała toksyn, którymi mogły być pokryte ostrza. Samą zaś broń spalał o Czarnym Ogniu, który był domeną Czasu. Niedobrze, ostatnia walka, w której uczestniczył dość mocno osłabiła jego zdolności. Kiedyś nie musiał by nawet się ukrywać, a teraz ledwo daje sobie radę w i tak mu sprzyjających warunkach.

- Pomiędzy Psy i Wilki.

Zadanie było ustalone - najpierw znaleźć przeciwnika, potem zaś zaatakować go z cała dostępna mocą. A to nie było wbrew pozorom trudne.

Wiele kart jeszcze zostało na arenie i Zegarmistrz użył ich jak przekaźników. Miały za zadanie zmonitorować cały teren, przekazując wszystkie dane do jego zaklęcia, które wcześniej odpalił. Wyszukiwały ciepła, dźwięków, zawirowań powietrza, słowem, wszystkiego co mogło by świadczyć o jakiejkolwiek obecności jego oponenta.

Ale im dłużej trzymał zaklęcie, tym bardziej miał wrażenie, że go tam nie było. Kolejne próby lokalizacji wykazywały, że na arenie Zegarmistrz był sam. Co, w dobie obowiązujących zasad, udowadniało jak dobre były zaklęcia maskujące Rexa.

- Nie jestem w stanie cię wykryć. Mógłbym sporo energii wykorzystać na zaatakowanie całej areny, ale na dłuższą metę jest to co najmniej niemądre. Więc jak znaleźć coś, czego nie ma?

Coś czego nie ma - eureka! Tak, to było rozwiązanie.

Zmienił zakres poszukiwań. Z wykrywania gdzie jest przeciwnik na wykrywanie gdzie co jest na arenie. Efekt był natychmiastowy, bowiem w jednym miejscu na arenie cząsteczki powietrza na chwile znikały by wrócić, wzbogacone o dwutlenek węgla.

- Tu cię mam.

Nie mógł zaprzepaścić takiej szansy. Powoli i precyzyjnie dobrał sposób ataku oraz jego naturę. Musiał też uwzględnić, że przeciwnik z pewnością będzie gotowy na zasadzkę.

Kiedy już przemyślał wszystko, postanowił przejść do działania.

- Arachnid Maledus.

Jedna z kart będących najbliżej miejsca w którym zlokalizował Rexa zamieniła się w miniaturowego pająka. Owad ów wykonany z papieru podpełzł do celu i wybuchnął nagle gigantyczną ilością klejącej się mazi, która nie tylko lepiła się do wszystkiego co dotknie, ale też negowała większość zaklęć maskujących, poprzez mocny blask jaki się z niej wydobywał. Lecz nie zamierzał czekać aż jego przeciwnik ucieknie z niej w jakiś sposób.

- Katsu!

Maź rozświetliła się jeszcze bardziej po czym wybuchła z siłą małej bomby. Liczył, że wyrządzi tym jakieś szkody, lecz nie miał czasu się nad tym zastanawiać, miast tego zaczął ryć znaki we wnętrzu swojego kamiennego bunkra.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Śmiertelny pająk, obserwujący swymi oczyma zdobycz. Zdobycz która nieświadoma jest tego że coraz bardziej oplątuje ją siecią. Tym można było określić Kaeletha który ukryty z dystansu obserwował poczynania Zegarmistrza z każdej strony.

- ” Nie myśl że następnym razem uda ci skończyć z równie lekkimi obrażeniami. Teraz gdy znam twą szybkość oraz czas reakcji, wiem dokładnie ile siły muszę użyć, żebyś nie miał żadnych szans na unik” Myślał trzymając ostatni Dirks jaki on przyniósł na arenę, szykując się do rzutu.

 

Sztylet jednak nie został rzucony, gdyż mag zatrzymał swą rękę gdy spostrzegł że jego przeciwnik zamknął się w kamiennym grobowcu . Tak....Kaeleth uznał ów konstrukcję za grobowiec, gdyż Zegarmistrz w jego mniemaniu zamknął się w ciasnym pomieszczeniu, ograniczającą swoją mobilność czynią z siebie idealny cel dla niego.

- ”To nie wystarczy, jednak za chwilę będę miał narzędzie idealne do tej roboty” Stwierdził patrząc na sztylet, podnosząc jednocześnie swoją wolną lewą rękę.

- Proje. - Wymawiał słowo gdy nagle jego myśli przeszedł szept.

- ”Ruch po prawej stronie. Insekt, pająk, chowaniec” - A wraz z nim przyszła natychmiastowa reakcja. Kaeleth cisnął swój ostatni dirks w intruza, przybijając go w procesie do skały.

- ”Jakim cudem mnie znalazł” - Starał się domyślić.

Jednak nie było mu to dane, gdyż zauważył że ciało owada zaczęło pęcznieć co w procesie końcowym zakończyło się wybuchem który pokrył lepką mazią okolicę.

- ”Odkrył moje położenie, muszę szybko zmienić pozycję” - Doszedł do wniosku uniknąwszy lepkiej substancji, dzięki schowaniu się za sporym głazem. Nagle jego oczy poraziło światło mazi, ów blask również sprawił że zabójca pojawiając się niczym z czarnej dziury stał się znów widoczny dla oczu innych, nie mogąc przy tym znów zniknąć dopóki znajdował się w sąsiedztwie mazi która zaczęła świecić bardziej intensywnie.

 

- ” Znam ten trik, zaraz dojedzie do eksplozji. Nie mam czasu by uciec z pola rażenie, jeśli skorzystam z przyspieszenia obciążę swoje ciało. A zatem mam tylko jedno wyjście” - Analizował błyskawicznie sytuację krzyżując przed sobą swe ręce, zasłaniając głowę oraz tors. Po czym aktywując swoją magię wzmocnienia zwiększył swoją wytrzymałość czekając na wybuch, korzystając równocześnie z pobliskiej formacji skalnej jako tarczy.

Siła uderzeniach nie wyrządziła mu poważnych obrażeń jednak rzuciła go na pewną odległość w kierunku skalnych ścian. Których zahamowanie go było pomocne, jednak nawet z wzmocnionym ciałem nie należało do przyjemnych.

 

- ” Kontrola ciała: przyspieszona regeneracja”- Aktywował są umiejętność, zmuszając swe ciało z pomocą magicznej energii do błyskawicznego leczenia. W trakcie którego starał się dociec jak Zegarmistrz odkrył jego pozycję.

- ”Ukrycie obecności maskuje użytkownika zarówno fizycznie jak i magicznie przez co mogę wykluczyć wykrycie mojej magi bądź ciała. Dzięki Zatarciu śladów nie pozostawiam żadnych tropów które mogłyby mu pomóc.... Już wiem, wykorzystał jedyną rzecz którą nie mogą ukryć na dłuższą metę....mój oddech. Zaprawdę sprytne ale ta wiedza na niewiele Ci się już zda” - Rozwikłał zagadkę stojąc już na dwóch nogach, wpatrzony w układ krwionośny Zegarmistrza którego ruchy sugerowały że coś ryje po drugie stronie kamiennej ściany.

 

Kaeleth uniósł obie ręce i wymówił słowo którego nie dokończył wcześniej dzięki niespodziance jego oponenta.

- Projekcja.

Na dźwięk tego słowa w jego dłoniach znalazły się dwa przedmioty: czarny łuk oraz strzała tej samej barwy której grot kształtem przypominał wiertło.

Nie zwlekając nałożył strzałę na cięciwę i napiął łuk celując w Zegarmistrza, zwiększając za pomocą magi jej twardość, szybkość i siłę.

Szybko kończąc wypuścił strzałę która z dysponowaną siła z dziecinna łatwością przebije się przez wszystkie ściany, ciało Zegarmistrza po czym na koniec na skutek siły uderzenia pozostawi mały krater.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Its show time.

Jego przeciwnik jeszcze nie wiedział co tak naprawdę zrobił wybuch mazi który go dosięgnął. Nie wiedział też co takiego Zegarmistrz wyorał we wnętrzu swojego schronu. A możę grobowca? Czas pokaże, lecz do tego Czasu postara się odrobinkę o ciekawe efekty, dla publiki oczywiście.

- Test my will, test my hearth.

Proste zaklęcie które wkute w ścianę skały odbijało pierwszy atak, fizyczny lub magiczny, z powrotem do właściciela. Zegarmistrz przyjął za oczywistość fakt, że ktoś tak zabójczy jak Rex będzie chciał go wydłubać z bezpiecznego miejsca. Zatem zaklęcie owe uznał za jak najbardziej stosowne do chwilowych potrzeb. I jakie było jego zdziwienie, gdy ściana będąca przed nim rozpadła się, zatrzymując dziwną, z pewnością zabójczą, strzałę tuż przed jego twarzą. Rozległ się błysk, a chwilę później potężny huk, gdy pocisk zawrócił z zabójczą precyzją do swojego właściciela. Nie czekając Zegarmistrz nałożył na nos specjalne okulary, które mogły wykryć specjalnie przygotowany wcześniej pył. Pył, który w wyniku wybuchu pająka rozniósł się tu i tam. Na przykład, przyklejając się śladowymi, praktycznie nie do wykrycia, ilościami do butów, ramion i płaszcza jego przeciwnika, robiąc z niego iście świetlistą pochodnię w oczach, a właściwie okularach, Zegarmistrza.

- Tu jesteś.

Nie wiedział ile czasu będzie miał zanim przeciwnik rozgryzie zagadkę związaną z nagłym poprawieniem celności Zegara, ale był zbyt zajęty wykonywaniem kolejnych znaków magicznych, żeby się tym interesować. Bo prócz faktu o zabójczej skuteczności, to nie wiele więcej wiedział, mając na myśli swego przeciwnika. A potrzebował wiedzy żeby skutecznie walczyć.Wyciągnął z kieszeni 5 kart i ułożył je przed sobą, wieszając każdą po kolei w powietrzu na planie gwiazdy. Palcem połączył je, pozwalając by energia przelała się z niego na kolejne medium. Tak nasycona pułapka zaczęła szybko rosnąć aż przerosła rzucającego, stając się czymś na wzór bramy pomiędzy nim, a jego oponentem. W samym środku Zegar zamieścił jeszcze jedną kartę, która zaczęła gromadzić energie magiczną, w celu spożytkowania jej na coś pożytecznego. Na przykład zaatakowanie Rexa.

- Funkcja Brama: Ognia. Funkcja Brama: Przejście!

Konstrukcja rozświetliła się oślepiającym blaskiem po czym znikła, przez chwilę pozostawiając po sobie tylko kupkę popiołu. Lecz na efekt nie trzeba było długo czekać, bowiem brama pojawiła się ponownie, tym razem pod stopami jego "kolegi" któremu postanowił urozmaicić życie dość sporym wybuchem. Wybuchem sporych rozmiarów nasyconej bomby, którą teleportował mu wprost pod buty.

Nie spoczywając na laurach szybko wystrzelił w powietrze cały gejzer kart, zakrywając nimi spore części pola walki. W ten sposób mógł dostarczyć przeciwnikowi kilka niemiłych niespodzianek, w postaci kart wybuchających przy kontakcie czy też takich, które spowalniały lub odwrotnie, przyśpieszały obiekty które je dotkną. Rzecz w tym, że tylko Zegar wiedział które są które.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kaeleth stał spokojny, gdy strzała wystrzelona w Zegarmistrza wracała do niego z siłą z którą została wcześniej posłana. Zaprawdę ironiczny jak i zabawny koniec dla zabójcy, skończyć przez broń przeznaczoną dla jego celu. Jednak ten koniec nie nadszedł, gdyż grot zatrzymał się metr od ciała, na przeźroczystej barierze powstałej z energii magicznej.

- Spróbujmy jeszcze raz – Powiedział wyraźnie słyszalnym chłodnym szeptem który ciągle zmieniał się a to raz będąc głosem mężczyzny by nagle zmienić się na głos kobiety bądź dziecka, gdy strzała trzymana przez barierę została odbita na nowo w Zegarmistrza.

Następnie nie marnując czasu zmienił swoją pozycję z pomocą Kontroli ciała, dzięki której jednym krokiem przebył kilkanaście metrów. Wracając do strategi z której korzystał od początku pojedynku.

 

Kaeleth mimo bycia śmiertelnym zbójcą zapewne w oczach wielu doświadczonych magów był kimś w rodzaju tchórza bądź szczura. Przez nie stawanie naprzeciw swemu oponenta w chwalebnej walce, a korzystanie z technik przez wielu uważanych za niehonorowe jak trucizny bądź ukrycie.

Dla niego samego nie znaczyło to nic. Czymże wszak jest honor dla osoby z jego zajęciem, tym bardziej że jest wyznawcą Kościoła Norgorbera którego ów Bóg nie patronuje zabójcą których egzekucje są czyste i delikatne, a socjopatycznym mordercą którzy po skończonym czynie pozostawiają okaleczone zwłoki i krwawe miejsca zbrodni.

Poza tym biorąc pod uwagę informację jakie do tej pory zgromadził o swoim przeciwniku, mógł śmiało założyć że jeżeli dojdzie do walki w stylu rzucaniu się nawzajem kulami ognia nie wytrzyma długo.

Z magi znał się w wysokim stopniu jedynie na trzech rzeczach: Kontroli Energi Magicznej, Kontroli Ciała i Projekcji, natomiast reszta jego sztuczek takich jak Ukrycie Obecności i Zatarcie śladów było darami zesłanymi przez jego patrona których używanie nic go nie kosztowało. Umiejętności przydatne jednakże nijakie w porównaniu przykładowo z nekromancją lub magią żywiołów.

By zdobyć przewagę pająk musiał korzystać że swoich talentów skrytobójcy, wiedzy z alchemii jak i ukrytego asa w rękawie z pomocą którego od samego początku oplątał swą siecią całą arenę.

 

Jego umysł na nowo zapełniły myśli, głosy i szepty.

- ” Widzi cię .Jego oczy to okna do jego duszy, roztrzaskaj je na zawsze”, ”Widzi mnie. Widzi cię. Atakuj natychmiast. Zmień Pozycję”.

Dźwięki umilkły gdy pod jego stopami powstało coś na kształt bramy. Tylko głupiec stał by i czekał aż coś się stanie a Kaeleth nie był głupcem, znów korzystając z Kontroli Ciała szybko oddalił się od tworu nim ten eksplodował.

- ” W najlepszym scenariuszu nawet z wzmocnionym ciałem wybuch odebrałby mi nogi ” Przeanalizował sytuację patrząc na krater, będąc świadom jednocześnie że wzrok Zegarmistrza na nim spoczywa.

-”Projekcja”, - Widzę że znalazłeś sposób na uczynienie mojego Ukrycia Obecności bezużytecznym - Powiedział bezpłciowym szeptem do Zegarmistrza dezaktywując tą umiejętność i patrząc jednocześnie na karty powoli spadające ku ziemi.

- Jednak zapomniałeś o jednej zasadzie – Kontynuował trzymając w rękach kilka cienkich, niewidocznych przeźroczystych igieł, które wystrzelił z pomocą magi nie wykonując przy tym żadnego ruchu nie w Zegara, a w różne miejsca znajdujące się naokoło niego nim karty dotknęły gleby.

Nie minęła chwila gdy okolica w której znajdował się Zegarmistrz zapełniła się eksplozjami alchemicznych pułapek zastawionych przez Kaeletha które jeśli nie swoją siłą niszczyły karty, to szrapnelami.

Gdy głośny spektakl w końcu się skończył a powietrze zapełnił gęsty pył, Kaeleth na nowo posiadał czystą drogę do swego rywala.

- ”Najwyższy czas odsłonić wszystkie karty i to skończyć”.

Niespodziewanie dokładnie za plecami Zegarmistrza pojawiły się dwie postacie, których wygląd prócz lekkich różnic był niemal ten sam co Kaeletha. Trzymały one sztylety których budowa przystosowana było do zaaplikowania trucizny która osłabiała ciało i umysł.

W tym samym czasie Kaeleth korzystając z Kontroli ciała znalazł się w mgnieniu oka przed Zegarem, z zamiarem wyprowadzenia wzmocnionego magią ciosu w jego tors. Uderzenie nie zabije go natychmiast ale z łatwością przejdzie przez pancerz, połamie żebra, uszkodzi organy i wbije w naprzeciwległą ścianę.

- Gdy walczysz z zabójcą, zawsze obserwuj plecy.- Powiedział.

Mimo że jego motywem nie było zwycięstwo to wciąż by mógł spełnić swój cel Zegar musiał żyć, przynajmniej chwilowo.

Edytowano przez Rexumbra
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zegarmistrz wystawił przed siebie dłoń z pustą kartą do gry. Strzała zagłębiła się w niej z cichym sykiem, zwyczajnie znikając, zaś na karcie pojawił się dokładny rysunek wspomnianego wyżej pocisku. Tak przygotowaną kartę schował do kieszeni, by stanowiła kolejną zagadkę dla jego przeciwnika. Już miał szykować kolejny atak kiedy oponent postanowił przepuścić szturm. Na to był przygotowany.

Uderzenie z cichym pluskiem zagłębiło się w ciele gdy pięść Rexa przebiła się na wylot przez ciało Zegarmistrza.

A raczej przez ciało klona którego podstawił na swoje miejsce, ukrywając swoje jestestwo w jednej z tysiąca rzuconych kart. Sam zaś klon chwycił Rexa za ramię, uniemożliwiając szybką ucieczkę.

- Pik a boo.

Klon wybuchł w ten sam sposób jak uprzednio sieć pająka, roznosząc jeszcze więcej kart po arenie. Kart, z których Zegar planował bezczelnie wręcz korzystać. Wyszedł z jednej karty na dalszym krańcu areny, uważnie obserwując swojego oponenta. A było co obserwować w istocie - był silny, szybki, idealnie wytresowany. Specjalistyczne narzędzie do specjalistycznych operacji. Ale Zegarmistrz sam też nie był kimś zwykłym. O nie, można o nim było powiedzieć wiele, jak o księdze, w której co raz i dwa zmieniała się historia. Planował oczywiście spisać ją raz jeszcze, wszak wszyscy czasami lubią zmieniać pewne opowieści, prawda?

- Hourglass Judgment!

Wokół Zegarmistrza pojawiła się doskonale widoczna szara bańka średnicy 3 metrów. Lekko pulsująca niczym woda w trakcie mżawki. Wielokrotnie bardziej wzmocnione pole spowalniające, które miało go chronić przed powtórnymi szarżami oponenta. Lecz tego było mało, trzeba było też odegrać się za nagłe niespodzianki. Zegarmistrz uklęknął i rozwiązał buty, stając po chwili o bosych stopach na arenie. Same buty zniknął szybkim ruchem dłoni, umieszczając je w podręcznej przestrzeni. Tak przygotowany mógł stosownie podziękować Rexowi za jego ataki z zaskoczenia.

- Chwycić Ziemię, Chwycić Świat.

Technika którą wykorzystał sam Rex, lecz w wykonaniu Zegarmistrza. Technika błyskawicznego przemieszczania się nie polegała na siłowym wyskoku do oponenta, lecz na wykorzystaniu szybkości poruszania się poprzez przyśpieszenie Czasu jego samego i spowolnieniu całego Czasu wokół. Dawało to wizualny efekt Zegarmistrza stojącego w miejscu, prędkości poruszania się w Międzyczasie, który fizycznie nie istniał. W jednej mikrosekundzie stał na swoim miejscu, w drugiej stał obok przeciwnika, z prędkością powodującą, iż na jego siatkówce wciąż był w pozycji bardzo oddalonej od niego[Rexa]. Dodatkowo Osąd Klepsydry mógł go spowolnić, co jeszcze bardziej zwiększało szanse na trafienie bądź uniknięcie jakiejś niespodzianki ze strony Zegarmistrza. Lecz taka prędkość wciąż wytwarzała pęd. I ten przekierował swoją otwartą dłonią wprost w maskę przeciwnika.

- Pusta Dłoń, Czerwony Kwiat, Zielone Wierzby.

Potężne uderzenie kumulacyjne, niosące za sobą sporych rozmiarów falę uderzeniową. Technika powstała z myślą o spenetrowaniu dłonią najtwardszych pancerzy, magicznych bądź też nie, więc Zegarmistrz uznał ją za najodpowiedniejsza na magiczną bańkę swojego adwersarza.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwie zamaskowane postacie zatopiły swe zatrute sztylety w ciele Zegarmistrza, by nagle zdziwić z powodu braku reakcji mężczyzny. Kolejne zaskoczenie nadeszło w chwili nadejścia uderzenia Kaeletha, które zamiast wbić Zegara w naprzeciwległą ścianę przebiło jego ciało bez krzty emocji na jego twarzy.

- ”Podmiana ! Kiedy on ?...” - Myśl przeszła jego umysł gdy wraz ze dwójką swych towarzyszy zamierzał się wycofać. Jednak ten czyn został mu odmówiony, gdy podróbka jego przeciwnika chwyciła go za ramię.

- Pik a boo.

Klon eksplodował. O dziwo wybuch nie wyrządził krzywdy ani mu ani jego towarzyszą, rozniósł jedynie po arenie masę kart co mimo wszystko nie było dobrą wiadomością gdyż wiadome było że jego przeciwnik lubuje się w używaniu ich.

- ”Gdzie on jest ? Gdzie się schował ? Znajdź go.” - Kolejne myśli, kolejne działanie trzech istot starających się wypatrzyć Zegarmistrza.

- ”Jest tam” - Jak jeden mąż postacie skierowały wzrok na sylwetkę Zegara znajdującą się na krańcu areny przyjmując na nowo pozycję bojową.

Coś było jednak nie tak a to wprawiało ich w niepokój, ich cel stał kilkanaście metrów od nich i nie wykonywał żadnego ruchu.

- ”Idzie po ciebie. Schwytał cię. Uważaj. Odwróć karty. Obedrzyj go ze skóry” - Szeptała maska do umysłu Kaeletha wyczuwając blisko krew Zegara. ”Kontrola Magi: Bariera”. W odpowiedzi na szepty pstryknął palcami w wyniku czego zamknął siebie i dwóch zbójców w magicznej bańce będącej polem siłowym. Artefakt ostrzegł go że nie miał czasu na ucieczkę więc to musi wystarczyć. Nie minęła chwila by ku zaskoczeniu zabójców bariera rozprysła się niczym rozbita szyba.

Na pierwszy rzut oka przyczyna zniszczenia była niewidoczna. Ale dzięki temu że oczy Kaeletha są znajdują się wszędzie na arenie jak rozpraszającej się energii magicznej zniszczonej bariery, spostrzegł przez chwilę kontur postaci która wciąż kierowała się na niego.

- ”Kontrola Magi / Kontrola Ciała: Podwójne Przyspieszenie” Magiczna energia pokryła jego ciało zarówno wewnątrz i na zewnątrz odcinając go od otoczenia i tworząc wokół niego Alternatywną Rzeczywistość w której władał czasem.

W tej chwili to Zegarmistrz poruszał się w zwolnionym tempie trzymając swą uniesioną zaciśniętą pięść tuż przed twarzą Kaeletha który zmierzał wykorzystać zaistniałą okazję.

Zegara ogarnęło zapewne zdziwienie gdy ten w jednej chwili miał zadać cios swemu oponentowi gdy nagle w drugiej był zawieszony w powietrzu trzymany żelaznym uściskiem za twarz przez Kaeletha.

- Teraz, czas wziąć rzecz po którą tu przybyłem – Powiedział bezpłuciowym szept gdy na ręce przytrzymującej Zegarmistrza zabłysła mroczna energia formująca symbol jego patrona.

Nie minęła chwila gdy umysł Zegarmistrza został całkowicie zinflitrowany mocą Kaeletha który właśnie pobierał wszelkie informacje od Zegara. Jego wiedza, sekrety, historia....wszystko co w życiu uczynił od swego urodzenia aż do teraz było kopiowane i pobierane przez zabójcę.

- Teraz, gdy już spełniłem swoje zdanie. Ty jesteś zbędny. ”Projekcja” - Powiedział materializując w swej wolnej ręce sztylet. Jego oddech nie był regularny, poprzednia technika mocno obciążyła jego ciało. - Wpierw odbiorę ci oczy – Padło zdanie gdy Kaeleth ustawił ostrze przed okiem, w tym samym czasie dwie postacie stojące za nim dobyły noży i złapały ręce Zegara z zamiarem dołączenia do krwawej gry.

 

Ku zaskoczeniu ani jedna kropla krwi nie została przelana, ponieważ Kaeleth rzucił Zegarmistrzem przed siebie by po chwili paść na kolana z krzykiem łapiąc się za głowę.

- Tak wiele ! Dziesiątki !! Setki !! Strażnik Strażnicy Cienia ! Złodziej Klejnotu ! Wojownik Wiecznej Wojny ! Ten Co Umarł Lecz Nigdy Nie Żył ! Jak Wiele Żyć Posiadasz ?!?!?!?!?! - Ilość informacji wydartej z jego przeciwnika przytłoczyła jego umysł, zwykły człowiek od razu popadłby w obłęd ale Kaeleth podobnie jak jego przeciwnik nie był zwykłą istotą ludzką i ma kilka sztuczek mogących pomóc mu w takiej sytuacji.

Zabójca powoli na nowo stanął w pozycji wyprostowanej na wznak czego na terenie areny masowo zaczęły powstawać eksplozje alchemiczne które niszczyły karty znajdujące się w ich zasięgu, a gdy na nowo nadeszła cisza i pył oraz alchemiczne opary zniknęły na arenie pojawiło się 30 postaci z których każda przyodziana była w ten sam strój co Kaeleth.

Podzielona Świadomość” W ciągu swego życia Kaeleth zamordował setki istnień w imię swego bóstwa. Podczas gdy ich dusze wysyłane były do Norgorbera ciała zostawały na ziemi i okazywały się bardzo przydatne dla oprawcy.

Otóż w każdym martwym ciele Kaeleth zaszczepiał swoją świadomość dając im nowe życie, swoje zdolności fizyczne i wiedzę dzięki czemu stworzył armią zabójców w której choć każdy obdarzony był własną wolą i funkcjonował jako osobny byt, był jednocześnie połączony z resztą telepatycznie przez co mógł dzielić się z nimi informacjami.

Część tej armii przebywała właśnie na tej arenie. Od samego początku gdy ukryta wkroczyła z ”Pierwszym Kaelethem” zastawiała pułapki i przekazywała informację gdy ich ”protoplasta ” zajmowała uwagę ich przeciwnika, teraz ujawnili się dzieląc między sobą wiedzę wydartą z Zegarmistrza.

 

Ich wzrok skierowany był na ich cel. Ostrza, łuki, łańcuchy, alchemiczne bomby....wszystko było przygotowane ale zanim krew zostanie przelana wpierw trzeba wykonać ostatni ruch.

Wszyscy razem zdjęli swe maski ukazując swe oblicza, oblicza Zegarmistrzowi dobrze znane gdyż był to twarze osób które znał, cenił, kochał i ostatecznie tragicznie zawiódł w ciągu swoich żyć.Patrząc okiem maga nie dało się wyczuć iluzji gdyż jej nie było, to co otaczało Zegara zewsząd nie było ułudą a ciałami z krwi i kości powstałymi z zdolności rasowej Kaeletha.

Zmiennokształtność” Kaeleth nie jest zwykłym człowiekiem, jest podmieńcem czyli: dzieckiem powstałym ze związku człowieka i sobowtóra po których odziedzicza zdolność do zmiany swego ciała.

- Pamiętasz nas ? Pamiętasz mnie ? ”Projekcja”– Usłyszał Zegarmistrz głosem dochodzący z miejsca w którym stał jego pierwszy przeciwnik.......głosem znanym i bolesnym.

Doszedłszy do siebie Kaeleth przybrał formę kobiety której tragiczne wspomnienie wyselekcjonował ze wspomnień Zegara. Tworząc jednocześnie krótki miecz przystosowany do przebijania.

- Najwyższy czas zapłacić za swe grzechy - Przemówiły z żądzą zemsty w głosie postacie ruszając na Zegarmistrza.

Edytowano przez Rexumbra
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, że go wypatrzył, było nawet w założeniach. Ale to, że go zatrzymał? Siła która uderzała za Zegarmistrzem była zdolna przebić się przez dwa metry litej stali, zostawiając po sobie otwór wielkości dojrzałego arbuza. A on zwyczajnie go złapał. Co on jest <buysommeapples> terminator? A potem sięgnął w głąb. Jak na zabójcę, jego technika była nieracjonalna. Niespodziewana. I tam go miał. Zegarmistrz w żadnym przypadku nie był gotowy na atak mentalny, co oczywiście przełożyło się na skuteczność przeciwnika. Czuł jak ten sięga głęboko w jego świadomość, jego wspominania. I jak te wypalają ponownie swoje piętno na jego jestestwie. Oboje opadli zmęczeni, lecz jego oponent pozbierał się szybciej. I zagrał najgorszą z możliwych kart.

W ciągu wszystkich swoich żyć miał wrogów, miał przyjaciół, rodziny, znajomych, miliony ludzi, którzy urozmaicali jego żywoty. A Rex postanowił wydobyć z jego pamięci wszystkich tych, których zawiódł. Nie dlatego że chciał, ale dlatego, że nie było innego wyjścia.

- Kalen, wiesz że dotrzymałem słowa, nie opuściłem cię nawet kiedy dżuma zabrała nas obu, trzymałem cię w objęciach. Sevek, razem ruszyliśmy na polowanie, nie mogłem cię uratować, ale wytropiłem tą bestię i oddałem życie, żeby i on skonała. Hellen, byłaś mi jak matka, której nigdy nie miałem, nie chciałem cię opuszczać, ale wojna nie wybiera. Un-kus, druhu, jakże mógłbym cię zapomnieć, gdy pod Aduą oddałeś życie żeby ochronić mnie przed ostrzem tego zdrajcy Habana? Pamiętam was wszystkich. Pamiętam i nigdy nie zapomniałem. A ty - wskazał palcem na kobietę stojącą przed nim - ty zapłacisz mi za to wszystko. GLORIA!

Powietrze wokół niego wybuchło białym ogniem, spowijając jego postać, wydzielając niesamowity żar wokół, od którego zaczynały się dymić ubiory wszystkich klonów na arenie. Słup płomienia sięgał wysoko w sklepienie, zrywając stamtąd niektóre stalaktyty. A kiedy blask opadł, widowni ukazał się Zegarmistrz odziany w biała zbroję, tak niepodobną do jego poprzedniego ubioru. Masywna, płytowa, miast hełmu lśniła ognistą koroną na jego głowie. Zaś pod nim płonący bielą koń. Rozejrzał się raz jeszcze po arenie i spiął konia w galopie, sięgając do jego grzywy, z której wyciągnął masywny złoty łuk.

- I oto koń biały, a ten który na nim siedział miał łuk. I dano mu koronę i wyszedł jako zwycięzca by zwyciężał!

Na te słowa jego broń zapłonęła, a Zegar oddał jeden strzał w sklepienie. Nim strzała doleciała do celu, wybuchła, rozdzielając się na setki innych, które zaczęły spadać na jego wroga. W każdej strzale czuć było gniew, każda wykonana z materiału, który w kontakcie z magią pochłaniał ją i potęgował własną siłę. Albowiem Zegarmistrz był teraz ostoją gniewu, paliwa które wzmacniało jego magię, pozwalając wspiąć się ponad ograniczenia śmiertelnego ciała. I jego przeciwnik teraz o tym wiedział. Wiedział też, że popełnił bardzo wielki błąd, wybierając postać w którą się zamienił. Albowiem to właśnie jej najbardziej żałował Zegarmistrz, a paradoksalnie do tego, tylko jej nie zawahał by się zabić, albowiem taką złożył jej obietnice. Kolejne karty odrywały się od podłoża, tworząc swoistą spiralę po której mógł kłusować, oddając kolejne strzały wprost w Rexa. A to był dopiero początek, bowiem dopiero teraz zabawa miała się rozkręcić.

- POWSTAŃCIE MOI KAMRACI! POWSTAŃCIE BRACIA I SIOSTRY! DZISIAJ BĘDZIEM ZWYCIĘŻAĆ!

Na te słowa ziemia areny zatrzęsła się i zaczęła pękać, zaś ze szczelin powstałych wszelakie tałatajstwo wypełzać zaczęło. Szkielety, trupy, zmory i wije. Rycerze, wojownicy, barbarzyńcy i najemnicy. Setki wojaków, wszelakiej płci, z pancerzami i broniami odpowiednimi dla ich czasów. A wszyscy tylko z jednym celem - słuchać swego generała.

- Szarża!

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Od samego początku na arenie rozgrywała się bitwa antytez, dwóch istnień stanowiących swoje przeciwieństwa. Jedno podzielone na wielu przez swoją wiarę, czyny, nieznajomość własnej historii i odbieranie innym ich własnej symbolizowało śmierć...pustkę.

Ku zaprzeczeniu drugiej która symbolizowała życie, z powodu swej niemożności do zgaśnięcia i zaznania spokoju w zaświatach, zamiast tego płonęła nadal i odradzała się w coraz to kolejnych ciałach przedłużając swą wiedzę i doświadczenia. 

Z dobytymi broni postacie Kaeletha ruszyły na Zegarmistrza będąc jednocześnie przyodziane w twarze jego najbliższych, jednakże nim dosięgli oni celu oślepił ich blask bijący od ich niedoszłej ofiary. Natychmiast wszyscy jak jeden organizm cofnęli na bezpieczną odległość oczekując tego co miało się zaraz wydarzyć. Śmierć w wyniku spalenia poniosły 4 wcielenia znajdujące się najbliżej, reszta z powodu magicznej ochrony zapewnionej przez odzienie wyszła bez szwanku.

 

Zmiana Zegarmistrza nie napełniła żadnej postaci zaskoczeniem, spowodowanym ujrzeniem nieznanego ponieważ Kaeleth znał tą postać, ekwipunek i jego naturę. Czy Zegarmistrz tego chciał czy nie, Kaeleth przez skopiowanie jego historii był teraz osobą która znała Go najlepiej. Jego przeszłość, uczucia, wybory, umiejętności, wiedza, słabe i mocne strony to wszystko było mu wiadome....Przynajmniej do czasu gdy ofiaruje tą wiedzę swemu Bogu a ten znów oczyści jego pamięć pozostawiając jedynie pustkę i cykl zacznie się odnowa.

Jego przeciwnik wytworzył deszcz strzał z których wszystkie swymi grota obrały za cel jego ”pierwszą” postać ignorując przy tym pozostałe 26, dla których przygotował coś innego a mianowicie armię istnień które już dawno przeminęły. Czy ci żołnierze byli mu znani ? Odpowiedź na te pytanie znali jedynie Zegarmistrz i Kaeleth.

 

Nie było co kłamać że ”ludzie” Zegarmistrza przez swą liczebność mieli przewagę ale Kaeleth znał kilka sztuczek by uczynić ten atut bezwartościowym. Co prawda ze zdolności magicznych mógł korzystać jedynie ”pierwszy” Kaeleth to jego pozostałe "klony" wciąż posiadały jego wiedzę i umiejętności z pozostałych dziedzin.

Teraz po raz kolejny odezwać się miała alchemia, gdy zabójcy ubrawszy na nowo swe maski wyciągnęli za swych płaszczy grube pasy z masą poprzyczepianych kul których lonty paliły się jednocześnie.

Jednym piruetem kule zostały rozrzucone po całej powierzchni areny i wybuchły nie wyrządzając nikomu szkody, a zostawiając po sobie gęsty alchemiczny dym czyniącą wzrok bezużytecznym.

Wtedy właśnie zaczęła się zabawa gdy armia Zegarmistrza starła się z Kaelethem. Korzystając ze zasłony jaką dawał dym zabójcy atakowali i uciekali, odłączali i "wyłapywali"  ”pionki” Zegarmistrza. Które przez niemożność znalezienia celu przez jego talenty były łatwymi celami.

Nie znaczyła nic nienaturalna natura jego ofiar, w ciągu swego życia zabijał on nie tylko zwykłych ludzi i żyjących dzięki czemu posiadał niezbędną wiedzę.

 

W sprawie strzał nie miał jednak wiele możliwość, po raz drugi został zmuszony przez Zegarmistrza do użycia obusiecznego miecza.

- ”Projekcja” ”Kontrola Magi / Kontrola Ciała: Potrójne Przyspieszenie”. Trzymając czarną kosę na nowo kontrolował czas tym razem w większym stopniu, przez zwiększenie energii obciążając przy tym jeszcze bardziej swe ciało.

Po chwili wszystkie strzały uderzyły w puste miejsce a Zegarmistrz został zrzucony ze swego białego konia który Kaeleth rozciął od szyi po ogon.

Teraz dwaj przeciwnicy stali kilka metrów naprzeciw siebie, w miejscu otoczonym a jednak wolnym od dymu by mogli się widzieć wyraźnie, z dobiegającymi zewsząd odgłosami walki od której wydawali się odcięci.

- Ma wiara i styl życia zabraniają pokazywać swe prawdziwe oblicze. Dlatego też mam nadzieję że ta twarz ci wystarczy. - Powiedział z ciężkim oddechem na nowo zmieniając swój kształt kierując się jednym wymogiem. W każdej rodzinie jest czarna owca, każdy medal ma dwie strony i w każdym istnieje zarówno dobro jak i zło, wśród wcieleń Zegarmistrza również istniały takie których moralność i czyny były dalekie od dobrych a kwalifikowały się jako zło i bestialstwo, właśnie z tych kategorii Kaeleth wybrał najbardziej mroczne wcielenie Zegarmistrza jako swą nową tożsamość.

- Koniec. – Przemówił swym nowym głosem i trzymając swą kosę zajął pozycję do ataku. Mimo że nie było tego po nim widać jego ciało znajdowało się na limicie i nie zniesie już kolejnego przyspieszenia. Dlatego musi skorzystać z kolejnej sztuczki.

- Jeśli tyś ten Któremu dano łuk i koronę. Który wyszedł jako zwycięzca ażeby zwyciężać. – Mówił gdy pieczęć jego Boga rozbłysła na jego ręce wypełniając go jego mocą i pokrywając jego osobę i broń mroczną aurą. Trzymając w tym samym czasie w drugiej ręce maskę z, której wyssał jej moc i świadomość czyniąc się silniejszym ale i puszczając wolno swe mordercze instynkty.

- To jam jest Śmierć, a Otchłań mi towarzyszy. - Skończył ruszając błyskawicznie do przodu na swego rywala, z ostrzem które przetnie jego ciało jak i ducha. 

 

Edytowano przez Rexumbra
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spodziewał się, że jego koń długo nie wytrzyma. Dawał mu zbyt wielką mobilność, a dobry zabójca wiedział, że mobilny przeciwnik to mobilny kłopot. Dlatego koń został wyeliminowany jako pierwszy. Potem rozpoczęła się eliminacja armii. Poplecznicy Zegarmistrza nie byli silni, ba, nawet nie byli szybcy, było ich zwyczajnie dużo. A na to Rex miał już przygotowaną kontrę. Wyłapywać poszczególnych wojów i likwidować ich zabójczo skutecznie. Wprawy w tym rzemiośle Zegarmistrz nie mógł mu odmówić. Ale zbyt szybko uznał, że posiada całą sytuację pod kontrolą. Bo mimo założenia, iż jego ostrze poradzi sobie z nim i jego bronią, nie założył żadnych niespodzianek na swojej drodze.

- RUINA!

Z ziemi wybiegł płonący czerwienią wierzchowiec, którego się chwycił, unikając ostrza przechodzącego przez miejsce w którym, jeszcze sekundę temu, stał. Nie czekając na reakcję przeciwnika wsadził obie dłonie w grzywę konia, chwytając za lejce i pozwalając, żeby energia konia wypełniła jego jestestwo. Ponownie zapłonął ogniem, tym razem czerwonym, który płonął bez ciepła, bez dymu. A kiedy ogień opadł, wygląd Zegara znowu uległ zmianie. Tym razem pokryty był zbroją w kolorze popiołu, gdzieniegdzie rzucały się w oczy płomienne runy wyryte w karwaszach czy naramiennikach. Pierś i plecy pokryte licznymi świetlistymi kropkami, które z daleka dawały wrażenie, jakoby zbroja starała się obserwować co się dzieje wokół. Tym razem nie było widać twarzy zbrojnego, bowiem na miejscu korony pojawił się hełm rogaty, z jednym rogiem urwanym, który osłaniał całą twarz.

- A oto koń rdzawy, a imię jego jeźdźca Wojna. I dano mu moc odejmowania pokoju, by jedni drugich zabijali. I dano mu miecz wielki.

Wyrywając dłoń z grzywy swego wierzchowca oczom Rexa ukazał się wielki miecz, na oko półtorej metrowy, ozdobiony wieloma twarzami powykrzywianymi grozą, bólem i nienawiścią. Zegarmistrz zeskoczył z konia i zamachnął się mieczem na swojego przeciwnika, gdy jego wierzchowiec zniknął w podłożu, tak jak uprzednio się pojawił. Choć dystans ich dzielący wynosił z pewnością więcej aniżeli kilka metrów, z miecza wyrwała się fala uderzeniowa skierowana wprost na Rexa. Zegarmistrz zamachiwał się mieczem raz za razem, wytwarzając co raz więcej takich fal, pod różnymi kontami, jedne pionowe, inne poziome a jeszcze niektóre po skosie. Nie czekając aż Rex wszystkiego uniknie, wbił ostrze w ziemię po sam jelec, co zaowocowało wybuchem ziemi na całej arenie, gdy spod podłoża zaczęły wystrzeliwać repliki ostrza użytego przez Zegarmistrza, licznie i we wszystkich kierunkach. Nie musiał przejmować się swoimi żołnierzami, wszak i tak byli martwi, zaś ilość i ogrom ataku tylko ułatwiał mu trafienie pozostałych we mgle klonów Rexa. Jak i samego Rexa. Choć to i tak było tylko odwracanie uwagi od ataku, który szykował już sporo czasu. A Czas był mu teraz potrzebny, bowiem zamierzał użyć magii wyższego szczebla, bez sięgania do własnych zasobów życiowych, jak to zrobił w Wielkim Turnieju. Jego ciało mogło by nie znieść ponownie takiego wysiłku.

- Furia Wojny.

Jego postać wybuchła ogniem tak potężnym, że w pierwszej fali podłoże areny na której byli zaczęło się krystalizować. Kolejne pulsacje rozrastały się coraz bardziej po arenie, roznosząc ciepło i płomienie, za środek mając swojego awatara Wojny - Zegarmistrza. A ten zamierzał wykorzystać fakt, że jego przeciwnik był teraz widoczny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

- ”To już Drugi, czyli mogę się spodziewać że przybierze i postać pozostałych dwóch.” - Doszedł do wniosku gdy Zegarmistrz dosiadł czerwonego wierzchowca i zmienił swą postać.

- Po tym jak zabiłem twe zwierzątko, tak szybko znalazłeś sobie nowe ? Jak uroczo. - Powiedział zaciskając rękę na swej kosie, mając zamiar odeprzeć fale które nasłał na niego przeciwnik.

Odpowiedź na atak nie była spektakularna lecz prosta i skuteczna. Kaeleth zwyczajnie w chwili gdy fala osiągnęła odpowiedni dystans, niszczył ją cięciem własnej broni przez którą przepływała energia jego Boga. Uwolniona z pieczęci której mógł użyć jeszcze parę razy, mimo że za każdym razem płacił.

 

Jego przeciwnik nie miał jednak zamiaru dać mu szansy na kontratak. W chwili gdy Kaeleth ”rozwiał” ostatnią falę, oponent wykonał kolejny ruch by pozbawić go pola do manewrów.

- ”Kontrola Magi: Bariera” - Bańka powstała po pstryknięciu palców ochroniła Kaeletha i 4 jego wcielenia mające szczęście bycia blisko. - ”Przegramy jeśli dalej będzie miał wolną rękę. Ma przewagę w ofensywie. Musimy jakoś wyrównać szalę. Związać ręce walką w zwarciu. Zwiększyć mobilność. Znaczniki zostały rozmieszczone w czasie gdy ”pierwszy” skupiał uwagę. Użyjemy więc Wisiorek Navigatio. Co jeśli nas zabije. Nie wszyscy weszliśmy na arenę , jeśli zgładzi ”pierwszego” inny zajmie miejsce, jak zawsze. Projekcja.” - W dosłownie chwilę 5 zabójców skończyło rozmowę w swych umysłach i przystąpiło do działania.

 

Bariera spełniła swe zadanie doskonale. Chroniąc ich przed wybuchem ognia i jego następstwami, dając im jednocześnie trochę czasu na przygotowania. - ” Bronie przygotowane i zatrute. Ochrona i wzmocnienie jaką okryłeś nas i ekwipunek powinna wytrzymać ten żar i przejść jego obronę. Poszła na to kolejna pieczęć, to już 1/4 twego ciała. Nie będzie pierwszy i ostatni. Czekamy na aktywację Navigatio” - Padły w umysłach ostanie słowa, po których przyszło działanie.

 

Kaeleth wyciągnął spod swego kołnierza Navigatio. Magiczny przedmiot w postaci wisiorka, pozwalający swemu właścicielowi umieszczać w różnych miejscach kręgi/znaczniki między którymi po aktywacji może się szybko teleportować.

Po lekkim otarciu przedmiot zaświecił a piątka osób która stała w jego pobliżu zniknęła, po czym każda z nich znalazła się w innym miejscu areny.

Dwóch uzbrojonych w czarne łuki stała na najwyższych skalnych rzeźbach, mając za cel zabicie ”Ruiny” i zapewnienie wsparcia z dystansu. Następni dwaj 3 metry za Zegarmistrzem z dobytymi krótki falowanymi mieczami z oczywistymi zamiarami. I ostatni a zarazem ”pierwszy” tuż przed ”Avatarem Wojny” który błyskawicznie po teleportacji zaczął wymierzać swą kosą cięcie za cięciem. 

 

 

Edytowano przez Rexumbra
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Magia była przewrotną zabawką. Można jej było używać dobrze, można było używać źle. Ale prawie zawsze wszystko sprowadzało się do sprytu. Jeśli nie byłeś dość sprytny, dość elastyczny, to nie miałeś szans.

Na każdą akcję musisz mieć gotową reakcję. Musisz spodziewać się niespodziewanego, musisz widzieć to, czego nie widać, musisz robić to, co jest niemożliwe do zrobienia.

Jak to ktoś kiedyś powiedział? Row, row, fight the power...

Zegarmistrz patrzył na pole bitwy, obserwując jak jego żołnierze walczą z kopiami przeciwnika. Potem jak ten rozcina Glorię. Te wierzchowce są nieśmiertelne, ale nawet one potrzebują czasu żeby wyleczyć się z odniesionych ran. Lata, wieki, milenia. Ale pewnym było iż pewnego dnia Gloria znów pojawi się na jakimś polu bitwy. Tak jak i reszta jego braci. Ruina zgodnie z poleceniem ukrył się w podłożu, wyczekując wezwania, zaś jego wygląd znowu się zmienił. Tym razem na pałający czerwienią. Tak, to dobry kolor,  tańcz, tańcz, moja marionetko. Raz za razem i jeszcze raz. Awatar wojny siejący pogrom na ubitej ziemi. Choć po prawdzie nie była ona już tak ubita.

Na wszystko to Zegarmistrz patrzył z góry. Nie dlatego że był wysoki lub z powodu wysokiego mniemania o sobie. Nie, zwyczajnie, był ukryty potężnym zaklęciem maskującym, które to trzymało go pod sufitem. Niewidoczny dla oka, zwykłego i magicznego, sterował poczynaniami kukiełek na dole. Już pierwszy rozbłysk Glorii ukrył go na górze, przy okazji rozsiewając całe masy magii pod sklepieniem. Przemiana marionetki w Wojnę tylko wzmocniło ilości magii na górze, przez co nawet jeśli Rex by go wykrył, to uznał by go za kolejne źródło rozproszonej energii magicznej, której to teraz walało się sporo po arenie, czy to w postaci jego kukiełek czy rozrzuconych kart. Od początku planował się zamaskować, a skuteczność jego przeciwnika tylko dała mu ku temu szansę. Fakt, skopiował jego jestestwo, wiedział jak Zegarmistrz działa i dlaczego. Ale to co skopiował nie rozwijało się. Było punktem ustalonym. Gdyby Zegarmistrz przeczytał teraz poradnik gotowania, Rex nie dostał by tego. A przynajmniej tak się wydawało, bowiem choć jego przeciwnik zdawał się szybko reagować na jego działania, zwyczajnie wiedząc co Zegar zrobi, to jednak nie potrafił tego dopracować. Zatem wniosek nasuwał się sam - wiedział co mogło zostać użyte, ale nie co będzie i najważniejsze, kiedy będzie użyte. I to pozwoliło Zegarowi ukryć się na górze, w miejscu daleko poza koncepcją miejsca walki. I stamtąd planował uderzyć.

Skoncentrował się na energii którą odkładał wysoko ponad sufitem. Zaklęcie było już w ostatniej fazie, teraz trzeba było je tylko ukierunkować odpowiednią inkantacją. W normalnych okolicznościach użył by takich zaklęć o wiele szybciej, ale wolał nie ryzykować kolejnym zawałem. Było by to co najmniej nierozsądne.

- Arena sepulchrum.

Setki drobin zaczęło spadać w dół. Każdą szczeliną którą wytworzyły dwa poprzednie uderzenia energii zaczął przesypywać się piasek. Zwykły, niemagiczny piasek. Zaklęcie którego używał zwyczajnie rozkruszało gigantyczne ilości litej skały ponad ich głowami, zamieniając ją w mineralne drobiny o konsystencji zwykłego piachu. Jako, że areną coraz to raz wstrząsały wybuchy i inne zderzenia magii, piach sypał się non stop. Zegarmistrz tylko upewnił się, że nie zabraknie tego jakże dla niego cennego składnika. A przeciwnik być może nie zorientuje się co się dzieje do chwili, aż nie będzie za późno.

Z kolei Zegarmistrz na dole złożył dłonie jak do modlitwy, pozwalając by oblał go jadowicie zielonkawy płomień, jak te uprzednie, lecz tym razem nie sięgnął on sklepienia a miast tego zamienił się w kulę ochraniającą jego osobę. Czysta energia, nie zmącona skazami, wirująca z duża prędkością. Do tego lekko elastyczna. Ataki fizyczne mogła odbijać, ataki magiczne musiały by się przez nią przebić, lecz jak przebić się przez coś, co szybko się kręci, nie pozwalając by uszkodzony punkt był w jednym miejscu zbyt długo? Jeśli za dziecka choć raz chcieliście zatrzymać koło roweru zwyczajnie przystawiając patyk wprost w oponę, to wiedzieliście iż jest to niemożliwe. I to zamierzał wykorzystać by chronić swoją osobę przez zapędami Rexa. A kiedy kula stała się bardziej przezroczysta, kazał się On. Lekkie skórzane odzienie, buty podbite stalą i szeroki kapelusz. Zaś w jego dłoniach dwa pistolety, długie na dwie dłonie każdy, bez ozdób czy oznaczeń. Wycelował jednym w oryginał a drugim w dwie kopie za sobą, po czym pociągnął za spust.

- Tchnienie Lodu.

Z lufy wbrew oczekiwaniom nie wyleciał pocisk, miast niego zaraz przez barierą wybuchł strumień energii magicznej, która zaczęła zamrażać wszystko na swojej drodze. Sam strumień był średnicy dwóch metrów, co czyniło z niego dość efektowny i efektywny "pocisk". Nie czekając na rozwój wypadków, za pierwszymi wysyłał kolejne, zmieniając ich właściwości co jakiś czas. Tchnienie Ognia, Wody, Lodu, każde widowiskowe na swój sposób, czy to w postaci smoczego oddechu czy gejzeru lodowatej wody.

W końcu wycelował oba pistolety w swój własny oryginał na suficie.

- Nawałnica tysiąca stali!

Tym razem z lufy wyleciały normalne kule. A przynajmniej zdawać by się mogło iż są normalne, do chwili kiedy nie tknęły otaczającego go bariery, zmieniając się w kule wielkością dorównujące armatnim. istny deszcz rozprysł się ponad ich głowami, kiedy kolejne pociski trafiały w sklepienie. Wszystkie uderzały raz za razem, aż w końcu osiągnęły cel - podziurawiły sklepienie. A z każdej dziury zaczął wysypywać się gwałtownie piach. Tony piachu. To tak, jakbyście chcieli napełnić basen nie szlauchem, a setką rur prowadzącym substancję pod wysokim ciśnieniem. Wystarczyły sekundy by aren zamieniła się w piaskowe piekło, bowiem takie już piasek miał właściwości. Sypki uniemożliwiał szybkie poruszanie się po nim, wspinanie się czy skakanie. Kopia Zegarmistrza została dosłownie zmieciona ilością piachu który w nią uderzył, tak jak i resztki wojaków na arenie, sam zaś Zegar wciąż tkwił wysoko w górze na małym fragmencie sufitu, błogosławiąc proste zaklęcia lewitacji. Lecz to był tylko początek. Kiedy ilość piasku osiągnęła odpowiedni poziom kilku ładnych metrów, Zegarmistrz wykorzystał kolejne zaklęcie.

- Desertum Exequias

Od ściany do ściany, idealny okrąg z energii magicznej dopasowany rozmiarem do wielkości areny spadł spod Zegarmistrza wprost na arenę, zwiększając stopniowo nacisk całego piachu na wszystko co znajdowało się w nim lub pod nim. Zakładał wprawdzie fakt, że jego przeciwnik mógł się osłonić jakimś zaklęciem, wszak był w tym dobry. Lecz pytanie brzmiało, ile takie zaklęcie było w stanie wytrzymać? To Zegar planował sprawdzić, coraz mocniej ściskając ten Pustynny Pogrzeb.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Utwórz nowe...