Skocz do zawartości

Malvagio kontra Fikow Gradobicie [Seria][NZ][Tagi w srodku]


Malvagio

Recommended Posts

Przedstawiam pięć opowiadań napisanych na II edycję Konkursu Literackiego "Pod gradobiciem fików", które swymi wspólnymi siłami zapewniły mi drugie miejsce. Nie ma raczej sensu wrzucać ich osobno - choć nie są ze sobą powiązane, pisałem je niemal jednym ciągiem, niech więc pozostaną w taki sposób połączone. Zamiast standardowych krótkich opisów załączam informacje o realizowanych tematach konkursowych. Zostawiam też tag [NZ], na wypadek kolejnego Gradobicia i mojego ewentualnego w nim udziału.

 

Malvagio kontra Fików Gradobicie

Wspólny obrazek:

large.jpeg

 

I.  Poświęcenie [Oneshot][sad]

Realizowany temat: Dla większego dobra

 

II. Jeden dzień [Oneshot][slice of life][sad]

Realizowany temat: Ostatni jednorożec

 

III. Ślub [Oneshot][Komedia]

Realizowany temat: Odgrzewany kotlet

 

IV. Ekspedycja [Oneshot][Dark][sad]

Realizowany temat: Prawda boli

 

V. Czarny kryształ [Oneshot][Dark][sad]

Realizowany temat: Syndrom sztokholmski

 

Życzę miłej lektury.

Edytowano przez Malvagio
  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Gah! No! Don't drop them here!!

~ Dr Eggman

 

Zacznijmy od "Poświęcenia"...

Dziwna sprawa. Realizowanym tematem był “Dla większego dobra”, lecz czytając to opowiadanie miałem nieodparte wrażenie „odgrzewanego kotleta”. Co ciekawe, taki temat ISTNIAŁ w ramach drugiego Gradobicia Fików i autor rzeczywiście go podjął, lecz to właśnie przy „Poświęceniu” czułem się tak, jakbym już kiedyś coś podobnego czytał. Coś podobnego, gdyż w istocie jest to inna historia, lecz klimat, drobne elementy (chociażby imię nadwornej poetki, przychodzi na myśl jedno z poprzednich opowiadań autora), aż nadto przypominają znanych mi już historyjkach.

Tu już nie chodzi o styl, nie chodzi o miejsce akcji, czy postacie. Nie mogę pozbyć się wrażenia, że to jakaś kontynuacja „Konfrontacji”, setki lat później, jakiś kolejny dodatek, czy coś zazębiającego się z powyższym, traktującego o kolejnej, nieznanej wcześniej obietnicy, czy jakichś ran przeszłości z czego wynika poświęcenie Cadance. Te sprawy. Mówiąc krótko, nie jestem wielkim fanem akurat tego tytułu, śmiem wręcz stwierdzić, że tematyka ta nieco się przejadła. Oczywiście, nie mam na myśli tego, że autor powinien porzucić ulubione postacie i lokacje, ale ten klimat, poważny, miejscami melancholijny, czy też delikatnie przesadnie podniosły, za sprawą specyficznego stylu... Sam nie wiem, może przydałoby się pewne zdrowe rozluźnienie? Jak przy „Tańczącym z herbatnikami”?

Nieważne. Czas przyjrzeć się opowiadaniu. O czym to już pisałem? Tekst jest bardzo poważny, na początku potrafi zadziałać przygnębiająco, głównie za sprawą dziwnej „sztywności”. Nie to, że nic się nie dzieje, czy też kolejne zdania aż nadto emanują wyniosłością, tylko… Czegoś brakuje. Może jakiejś introdukcji? Jasne, opowiadanie zostało obłożone limitami konkursowymi, więc nie mogło być inaczej, ale wciąż… Tekst jawi się jako wycięta z pewnej całości część. Z jednej strony, nie ma się wrażenia, że opisy, czy dialogi zostały skrócone, ale brakuje wszystkiego, co było przed nim i wszystkiego, co będzie po nim. Aczkolwiek, nie do końca. Zamknięcie tekstu nie sprawia wrażenia, że dalej coś powinno być, jest solidnie podbudowane, ale jednak, dosyć nagłe. Sam nie wiem. Po drugim czytaniu, pełen jestem sprzecznych wrażeń, co być może widać po niniejszej recenzji. Dziwne opowiadanie, na dłuższą metę nie wzbudzające większych emocji. Po prostu jest. Nie wyróżnia się niczym szczególnym, dosyć szybko wylatuje z głowy, pomimo bardzo ładnie skonstruowanych zdań, starannie dobranych słów i nienagannych kreacjach postaci.

Ogólnie, można przeczytać, lecz zdecydowanie rekomenduję pozostałe twory autora. Jako opowiadanie konkursowe radzi sobie nieźle, lecz już po zakończeniu rywalizacji, ma się wrażenie, że „to już było” i bardzo szybko zapomina się o kolejnym poświęceniu, być może związanym z czasami przed pewną konfrontacją…

 

Czas na "Jeden dzień"...

Bardzo pozytywne zaskoczenie. Po pierwsze – zmiana scenerii. Po drugie – zmiana tematyki. Po trzecie – zmiana klimatu. Opowiadanie na tle innych dzieł autora, nie tylko konkursowych, jest pewnym powiewem świeżości. Z daleka od Kryształowego Imperium, z daleka od rodziny królewskiej, bez wielkiej mocy, bez żadnej klątwy, którą trzeba złamać (co prawda przewija się w tle motyw zarazy, ale nie wydaje się to nic „sombropochodnego”), ale zupełnie zwyczajny środek lasu, zupełnie zwyczajny, pomału żegnający się z życiem bohater, zupełnie zwyczajny kawałek życia. Styl jest ten sam, autor ten sam, zdania są zbudowane bardzo podobnie, dobór słownictwa nie pozostawia wątpliwości kto jest odpowiedzialny za tekst, ale nie wydaje się on nazbyt wyniosły, nadmiernie poważny. Brzmi zupełnie zwyczajnie i ta zwyczajność jest… Dobra.

Podoba mi się. Dominują całkiem rozwinięte opisy, akcja toczy się stałym tempem, w tle przewija się wiele detali (kociołek, śpiew ptaków, miód, wspomnienia, słomiany kapelusz, spacer), które budują spójną, zmierzającą do zamkniętego końca całość. Nie widać żadnych cięć, tekst wydaje się „skończony”, niczego mi nie brakowało w trakcie lektury. Przedstawiony i opisany świat można sobie bardzo łatwo wyobrazić, jest on wystarczająco barwny, by odczuć wrażenie pewnej „swojskości”. Co więcej, poszczególne elementy nie wylatują z głowy. Czy to kapelusz, czy plaster miodu, każda rzecz ma dla bohatera jakieś znaczenie, mniej lub bardziej emocjonalne. Niemalże wszystko w pewnym stopniu kojarzy się ze zmarłą małżonką, wspominki są tutaj bardzo dobrze dawkowane, a zakończenie potrafi przyprawić o lekki smutek. Ostatecznie, tekst jest barwny, zrealizowany solidnie, zostaje w pamięci, stanowi ponadprzeciętny przerywnik, do którego warto powrócić. Naprawdę.

Nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Bardzo dobry, bardzo klimatyczny kawałek życia, przemyślany od początku do końca, nasycony kilkoma istotnymi detalami, barwny, z naprawdę zgrabnie napisanym zakończeniem. Gorąco polecam.

 

"Ślub"... Znowu.

Czas na ten prawdziwy odgrzewany kotlet. Jak wypadł?

Tekst się udał. O ile na rzecz uniknięcia, nazwijmy to, „bezpośrednich cięć”, pierwsza praca została jakby „wyrwana” ze środka czegoś większego, zaś w drugiej zdecydowanie dominowały opisy (jakieś 98% na oko), o tyle trzecia, czyli „Ślub”, cechuje się idealnym jak na ograniczenia konkursowe balansem. Mamy wystarczająco rozwinięte opisy, mamy nieprzycięte dialogi oraz sensowną narrację. A fabuła? Z jednej strony, trochę można było się tego spodziewać. To aż nadto widać, autor lubuje się w trójkącie fabularnym „Sombra-Crystal Empire-Royal Sisters”, chcąc nie chcąc, Chrysalis w jakimś stopniu jest z tym powiązana, skoro usiłowała położyć kopyta na gościu, który został potem księciem Imperium… Jest jeszcze młodsza siostra, obecnie również księżniczka, czyli Twilight, zatem to się wszystko jakoś zazębia… Nah, wiecie co mam na myśli, starczy tego przydługawego wstępu.

Mimo pewnego ryzyka zahaczenia znowuż o to samo (to znaczy, tak zakładał temat, ale nie wystarczy jedynie odgrzać kotleta. Trzeba to jeszcze zrobić ze smakiem ;P), autor zdołał wybrnąć z tego z pomysłem i finezją. Wybrankiem okazał się nie kto inny jak… Big Macintosh, cała reszta wydaje się być na miejscu, jednakże została przedstawiona w taki sposób, by otworzyć furtkę dla humoru, nieco lżejszego języka, czy też typowych dla komediowych scenek emocji. Oczywiście, gdyby opowiadanie nie zostało stworzone w ramach Gradobicia Fanfików, zapewne zostałoby zmiecione – „Co, znowu?”, „Eee…”, „To już było”, „Nic wielkiego”, itp.

Jednakże, skoro motywem przewodnim miał być właśnie taki odgrzewany kotlet, tekst sprawdza się jako komedia, obśmiewająca ciągłe powracanie do znanego motywu, bezmyślnego eksploatowania teorii „postać X jest podmieńcem”, a przy tym miksująca to z pewną dozą losowości, czego symbolem jest zestawienie Mig Maca i Twilight Sparkle, jako przyszłej królewskiej pary. Wszystko to zostało wykonane ze smakiem, ubrane we właściwe słowa, bez zaburzenia charakterystycznego stylu autora. Czuć o wiele luźniejszy klimat (tak w ramach wcześniejszej sugestii, aby zejść ze zbytnio wyniosłego wrażenia, na rzecz zwrócenia się w stronę tej konwekcji, w której został wykonany „Tańczący z herbatnikami”), swoistą zabawę zadanym tematem. Nie jest to nic wielkiego, ale ogólnie warto spróbować, choć, jak już wspominałem, bez tego „zaplecza konkursowego”, opowiadanie byłoby raczej… Nijakie. A w tym kontekście, jest to srogi konkurent, z którym warto się zapoznać.

 

A teraz, "Ekspedycja"!

Ajajaj… Spotkała mnie absolutnie najgorsza rzecz, jaka może się przydarzyć podczas czytania fanfika. Przewidziałem zakończenie. Prawda nie boli, nic z tych rzeczy, po prostu treść, fakt, że została jedynie sama Blaze, ten WUNSZ znikąd… Wszystko, dosłownie wszystko zmusiło mnie sądzić, że to się właśnie tak skończy, lecz do samego końca wierzyłem, że autor chciał, abym tak myślał, a zaskoczenie będzie polegać na tym, że właśnie NIE uda mi się tego przewidzieć, że moje przypuszczenia okażą się nietrafione. Niestety, ale wszystko się sprawdziło. Czytając tekst jeszcze raz, nie wiem, czy autor w ogóle chciał zwieść czytelnika, czy nawet nie próbował.

No nic. Ogólnie, zaczęło się nieźle, ale im dalej brnąłem, tym bardziej byłem pewien jak to się skończy. Nie ma co drapać świeżych ran, więc może powiem co nieco o stylu. To czwarta z kolei praca autora, toteż szału nie ma – wszystko, do czego nas przyzwyczaił również przy okazji prac pozakonkursowych, tu jest. Klimat nie jest zbyt wyniosły, jest zdroworozsądkowo rozluźniony, choć wciąż towarzyszy nam powaga. Nie ma to jednak charakteru typowych kawałków życia, ale smutku też tu jest jak na lekarstwo, choć jeden z tagów zapowiadał pewną dozę posępności. Więcej – choć brakuje tutaj wartkiej akcji, walk ze stworami i efektów specjalnych, na przestrzeni całego tekstu daje się odczuć typowo przygodowy smak, prawie jakby był to wycinek z szerszej historii, o tymże zabarwieniu właśnie. To całkiem interesujące, gdyż, tagi wskazywały jednak na coś innego. Moja teza jest taka, że [Dark] zjadł [Sad] i jeszcze się oblizał, a ponieważ fabuła krążyła wokół poszukiwań, tropienia, misji powierzonej od Celestii, zupełnie przypadkiem ów [Dark] nabrał delikatnie przygodowego oblicza.

Słowa zostały dobrze dobrane, dialogi są nieźle przemyślane, choć finałowa konwersacja w ogóle mnie nie poruszyła. Wiedziałem, że tak będzie i nic mnie nie zdziwiło. No, może to nie do końca prawda, bo naiwność bohatera i to, jak długo (zwłaszcza w obliczu rychłej śmierci) docierała do niego prawda, było nieco… Dziwne.

Akcja toczy się stałym tempem, a o motywach bohatera wiemy wystarczająco wiele, choć nadal, ostatecznie wrażenie jest takie, że jest to tak naprawdę część dłuższego, przygodowego opowiadania. Czy jest przewidywalne? W sumie... Autor zostawił po drodze tyle poszlak, że zaryzykuję stwierdzenie, że tak. Czy było to celowe, czy zamierzone, nie wiem. Ogółem, dobry kawałek tekstu, choć nie jest to zbyt spektakularnego. Na tle pozostałych prac wypada… Tak sobie. Jak dotąd, „Jeden dzień” pozostaje moim faworytem.

 

A na zakończenie, "Czarny kryształ"

Czyli pora na „Syndrom sztokholmski”. Oczywiście, pierwsze, o czym muszę wspomnieć – znowu Cadance, znowu Kryształowe Imperium, znowu król Sombra ;) Jednakże, odwrotnie niż w przypadku „Poświęcenia”, tekst nie wydaje się aż tak wtórny (chodzi mi o postacie, lokacje), choć tagi wskazują na całkiem podobną atmosferę, to jednak podana w taki sposób smakuje jak coś nowego. Przyglądając się bliżej temu, jak autor zdecydował się podjąć i zinterpretować zadany temat, muszę przyznać, że poruszył bardzo ważną i poważną sprawę, przez którą, nieszczęśliwie, musiało przejść mnóstwo niewinnych osób. Sprawa poważna, delikatna i generalnie, oceniając takie wątki, jako tzw. „plot-device”, czuję się jakbym stąpał po polu minowym. W tym przypadku jednak, wszystko rozbija się o zadany temat konkursowy, co samo w sobie każe mi sądzić, że motyw ten został wykorzystany w sposób instrumentalny. Ostateczne wrażenie jednak, jest inne. Na szczęście.

 Arietta wydaje się być naprawdę nieszczęśliwą klaczą, mającą za sobą bagaż okrutnych doświadczeń, cierpiącą na tzw. „syndrom sztokholmski”. Usprawiedliwia swego kata i w jej ustach brzmi to… Przekonująco. Również sama Cadance wydaje się być prawdziwie zaniepokojona, zmartwiona, a przy tym gotowa do pomocy swej poddanej. Autor związany był limitem słów, więc zbudowanie odpowiedniej atmosfery i zrealizowanie bardzo ważnej konwersacji między tymi klaczami nie było łatwe. W zasadzie, akcja leci trochę za szybko, miejscami miałem wrażenie, że autor chciał zaimplementować coś jeszcze, lecz zabrakło miejsca. Niemniej, w ostatecznym rozrachunku, całość zdaje egzamin. Mimo widocznych tu i ówdzie cięć, widać emocje, czuć towarzyszący bohaterkom ciężki klimat i to, że to nie są przelewki i że obie mają poważny problem. Dobór słów po raz kolejny nie zawodzi, a zdania tworzące opisy oraz dialogi spełniają swoje zadanie bez zarzutu. Podoba mi się. Ostatecznie jednak, pozostanę neutralny co do samego konceptu. Niemniej, klimat, kreacje bohaterek i konstrukcja opowiadania wypadają zdecydowanie na plus.

Ogólnie, drugie miejsce, zaraz po „Jednym dniu” ;) Trzecie zajmuje „Ślub”. Pozostałe dwa opowiadania, choć nie były złe same w sobie, to jednak na tle pozostałych, jak i tego, co już zdążył naskrobać autor, wypadają trochę blado. Ukończyłem je bez jakichś szczególnych wrażeń, czy poczucia, że to krok w dobrą stronę, czy też coś, co stanowi świeży dodatek do twórczości autora. Po prostu są. Resztę rekomenduję jako godne uwagi przerywniki. Ale ogólnie widać, że pomysłów, jako takich, na rozbudowywanie historii króla Sombry i Kryształowego Imperium autorowi nie brakuje. Ciekaw jestem, czy w przyszłości zdoła nas zaskoczyć czymś nowym w tejże materii... Ale zupełnie nowym, czymś, co mało komu przyszłoby do głowy.

Edytowano przez Hoffman
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cytuj

 Tekst jawi się jako wycięta z pewnej całości część

Cóż, w pewnym sensie tak właśnie jest. Powoli konstruuję sobie cały kanon Kryształowego Królestwa I Okolic. Większość opowiadań związanych z tym tematem jest ze sobą ściśle powiązana. Tak, postanowiłem przedstawić epizod z historii państwa kryształków, który miał miejsce na długi czas przed "pewną konfrontacją". 

Sun Oct 18 2015 15:54:57 GMT+0200 (Środkowoeuropejski czas Hoffman napisał:

Oczywiście, nie mam na myśli tego, że autor powinien porzucić ulubione postacie i lokacje, ale ten klimat, poważny, miejscami melancholijny, czy też delikatnie przesadnie podniosły, za sprawą specyficznego stylu... Sam nie wiem, może przydałoby się pewne zdrowe rozluźnienie? Jak przy „Tańczącym z herbatnikami”?

Tutaj przejawia się chyba moje teatrologiczne wykształcenie... zdaje się, że w pewnym sensie przenoszę na moje opowiadania styl ze starogreckich tragedii i komedii. Stąd moje poważne fiki są Bardzo Poważne I Podniosłe (i traktują zazwyczaj o alicornach), z kolei te humorystyczne są lekkie, może nawet frywolne. A przy okazji - mogę liczyć na komentarz do "Tańczącego z Herbatnikami"? Nie będę ukrywał, że ze wszystkich moich komedii ta jest memu sercu najbliższa.

Sun Oct 18 2015 15:54:57 GMT+0200 (Środkowoeuropejski czas Hoffman napisał:

Czas na "Jeden dzień"...

Bardzo pozytywne zaskoczenie. Po pierwsze – zmiana scenerii. Po drugie – zmiana tematyki. Po trzecie – zmiana klimatu. Opowiadanie na tle innych dzieł autora, nie tylko konkursowych, jest pewnym powiewem świeżości.

A, dziękuję. Od początku założyłem sobie, że w pewnym sensie będzie to opowiadanie eksperymentalne. Cieszę się, że próba wypadła pozytywnie.

Sun Oct 18 2015 15:54:57 GMT+0200 (Środkowoeuropejski czas Hoffman napisał:

To aż nadto widać, autor lubuje się w trójkącie fabularnym „Sombra-Crystal Empire-Royal Sisters”, chcąc nie chcąc, Chrysalis w jakimś stopniu jest z tym powiązana

Właściwie powiedziałbym, że lubuję się w "nieśmiałym czworokącie" - podmieńcy to czwarty kąt, który nie został jeszcze w pełni rozbudowany. Mam to w planach, ale czasu, niestety, całkowicie brak. 

Co do "Ekspedycji"... cóż, bardzo chciałem stworzyć coś w rodzaju małego dodatku do moich "Owadzich Opowieści". Faktycznie, nie celowałem tutaj tak do końca w zaskoczenie czytelnika (a przynajmniej nie w pewnych kwestiach). Głównym ładunkiem miało być tutaj

Spoiler

wyznanie, iż Changea 

w ogóle nie istnieje i sugestia, że podmieńcy od dawna infiltrują elity Equestrii - stąd też zawsze znajdują się sponsorzy kolejnych ekspedycji.

 

 

 

Niezmiernie się cieszę, że "Czarny kryształ" Ci się spodobał - konstruowanie emocji i psychiki bohaterów jest tym, co chyba najbardziej lubię w pisaniu, a właśnie przy tym opowiadaniu mogłem się na tej tematyce skupić.

Cytuj

Ale ogólnie widać, że pomysłów, jako takich, na rozbudowywanie historii króla Sombry i Kryształowego Imperium autorowi nie brakuje. Ciekaw jestem, czy w przyszłości zdoła nas zaskoczyć czymś nowym w tejże materii... 

Mam ogromną nadzieję, że ta sztuka mi się uda. Jak wspominałem już w temacie "Konfrontacji", pracuję nad jeszcze jednym opowiadaniem, które powinno (kto wie, może coś jeszcze mi jednak do głowy przyjdzie?) domknąć ten cykl. Niestety, na to też brakuje mi ostatnio czasu... a do tego mój chory perfekcjonizm wznosi się na absolutne wyżyny, gdy przychodzi mi do pisania o Sombrze. Czuję się jak Grand z "Dżumy", który pracuje ciągle nad jednym, jedynym zdaniem...  Do "Konfrontacji" zbierałem się całe miesiące i zanosi się na to, iż "Tajemnice" (jak planuję zatytułować następne opowiadanie) również będą powstawać bardzo, bardzo długo.

Tak, czy inaczej, dziękuję za opinię.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 years later...

Witam!

W spoilerach oceny poszczególnych tekścików:

 

„Poświęcenie"

Spoiler

„Poświęcenie" to prosty fanfik. Jest on przynajmniej całkowicie poprawny w każdym swoim aspekcie, ale pod żadnym względem nie jest wybitny. Prosta, przyjemna fabuła, dająca się przewidzieć. Nienaganny stan techniczny i stylistyczny. Lekki klimacik, który chociaż idzie wyczuć, to myślę, że autora stać było na więcej szczególnie pod tym względem. Umiarkowanie polecam, bo jest to tekst okej.

 

„Jeden dzień"

Spoiler

„Jeden dzień" to fik sympatyczny i mocno SoLowy, mimo tematyki. Powiedziałbym, że fik lepiej realizuje SoL, niż swój temat, o którym jest relatywnie mało, ale to inna sprawa. Tekst, swą codziennością, znacznie bardziej mi się podobał niż poprzedni. Nie zauważyłem także żadnych błędów technicznych, a styl jest przyjemny. Polecam ten tekst.

 

„Ślub"

Spoiler

„Ślub" jest już mi znanym pomysłem na komedię. Do samej realizacji nie mogę się przyczepić, po prostu ten żart nie bawił mnie za pierwszym razem, a za każdym następnym nie jest lepiej. Nie mogę tego tekściku polecić.

 

„Ekspedycja"

Spoiler

„Ekspedycja" wyróżnia się na tle wcześniejszych tekstów znacznie mroczniejszym zakończeniem. Znowu nie mogę nic zarzucić jeśli chodzi o kwestie techniczne i stylu. To po prostu czyta się łatwo i przyjemnie. Polecam.

 

„Czarny kryształ"

Spoiler

„Czarny kryształ" to opowiadanie, które przypomina mi akcję zostawiania kwiatów na grobie Stalina. Czy jest to dobry fanfik? Uważam, że jest tu za mało czasu dla postaci, która zostawiła kwiaty pod tytułowym kryształem. Ciężko się w to wczuć, chociaż autor się stara. Nie mam poza tym do tego tekstu zastrzeżeń. Osobiście umiarkowanie polecam.

 

Jeśli miałbym podsumować jakoś wszystkie te teksty, to muszę napisać: konkursoza. Ostra i przewlekła. Zwłaszcza przy ostatnim tekście czułem, że z tego można było wycisnąć dużo więcej. Mimo to, nie są to złe teksty, a jedynie nierozwinięte w całości.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...