Skocz do zawartości

Kolory Emocji [Z] [Adventure] [7+]


Star Light

Recommended Posts

Witam wszystkich.

Jestem przekonany, że nikomu, kto znajduje się na tym forum, nie trzeba mówić o uroku serialu Mój Mały Kucyk: Przyjaźń to Magia. Domyślam się, że podobnie jak we mnie i w Was wywołał on wiele emocji, głównie pozytywnych, a być może i te mniej przyjemne również. To właśnie w efekcie tych nagromadzonych odczuć powstała ta historia, która opowiada właśnie o emocjach.

Chciałem napisać swoje opowiadanie w kanonie serialu, zgodnie z jego wszelkimi zasadami. Myślę, że mi się to udało, ale ocena tak naprawdę nie należy do mnie, a do Was. Miała to być z zasady bajka, przygoda dla dzieci w wieku 7+ lat, zresztą tak samo jak sam serial, ale są też poukrywane elementy dla trochę starszych osób i nie przewiduję, że wszystkie zostaną wyłapane, ale przy pospiesznym czytaniu, zostaną w większości przeoczone. Poukrywane są wskazówki i nawiązania nie tylko do serialu. W sposób subtelny wskazane są błędy twórców owej animacji.

O czym jest fabuła? Tego wam zdradzić nie mogę, inaczej nie byłaby ciekawa. Kto w niej będzie? Znane i lubiane postacie, jak również moje własne.

Za ewentualne błędy najmocniej wszystkich przepraszam. Całość jest w trakcie profesjonalnej korekty polonistycznej, która potrwa jeszcze długie miesiące. Również będę chciał jeszcze dorobić kilka obrazków, na tyle, na ile potrafię.

Jeżeli ktoś chce poznać moją osobę, to zapraszam do tego tematu: KLIKNIJ TUTAJ.

Życzę udanej zabawy!

Kolory Emocji:

Rozdziały I-IV (30 stron)
Rozdziały V-VIII (29 stron)
Rozdziały IX-X (33 strony)
Rozdziały XI-XII (15 stron)

(Liczba stron w poszczególnych częściach może ulec zmianie po ewentualnym dodaniu obrazków.)

 

Edytowano przez Star Light
Poproszono mnie o otwarcie przedziału wiekowego.
  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem na razie pierwszy dokument, ten z czterema rozdziałami. Jutro spróbuję nadrobić resztę, ale nie wiadomo, jak to u mnie będzie z czasem, więc może będziesz musiał na to poczekać.

 

Co sądzę o fanfiku? Trudno powiedzieć. Na pewno nie jest to fanfik zły, bo zdarzało mi się już widzieć bezsensowne potworki poprawnościowo i fabularnie leżące i kwiczące, a to opowiadanie się do nich nie zalicza. Jednak widzę tu spory miszmasz, mieszankę zarówno dobrze zrealizowanych pomysłów, ciekawych konceptów na poprowadzenie fabuły, jak i tej gorszej strony. Dłuższy komentarz wysmażę, jak przeczytam całość, teraz rzucę raczej tylko parę uwag.

 

Po pierwsze – doradzam włączyć komentarze. Ortów jako takich nie widziałem, błędy też nie rzuciły mi się w oczy, ale niektóre zdania lub sformułowania dobrze byłoby przeprawić na lepsze. Ogólnie czytelnicy są u nas dość pomocni, więc włączenie komentarzy (gdzieś w "udostępnij" jest ta opcja) na pewno Ci nie zaszkodzi, a może nawet pomoże. No i sprawa niezwykle istotna – FLUTTERSHY, nie "Flattershy". Jak dołączyłem do fandomu też mi się to myliło. Nie chodzi już nawet o takie umiłowanie poprawności, ale przede wszystkim taki błąd może odepchnąć od tekstu czytelników, bo skoro autor nawet nie potrafił poprawnie napisać imienia... Nie ma się co przejmować, tyko hurtem to zmienić, milić się jest rzeczą ludzką.

 

Tekst jakby nie patrzeć ma kilka zalet. Przede wszystkim sam koncept astronomiczno-emocjonalny jest znakomity, jak dla mnie wystarczająco dobry, by obronić tekst przy dobrym jego użyciu. Po wielu zawładnięciach światem, odległych misjach i dziwacznych intrygach, pomysł na katastrofę, która polega na nieokiełznanych emocjach z powodu braku strażnika – spadającej gwiazdy, zdaje się tak cudownie świeży. Oprócz tego budujesz atmosferę, nakreślasz misję, dość jasno pokazujesz, czego można się spodziewać po tym fanfiku, jednocześnie zostawiając sobie pole do jakiegoś zaskoczenia... Okejka!

 

Problemy od strony wykonania też są, niestety. Przede wszystkim całość wydaje mi się troszkę przegadana, to znaczy, że opisy zaczynają nieraz stać na drodze, a nie wyjaśniać. Jedne rzeczy dzieją się bardzo szybko, inne bardzo wolno, dysonans tempa bywa kłopotliwy. W dodatku efekt przedstawienia niektórych wydarzeń wyszedł ciut "ciapciato", jakby emocje były takie bardzo jak z bajki dla dzieci. Rozumiem, że MLP było w domyśle serialem dla najmłodszych, ale jego niekwestionowaną zaletą jest dojrzałość problemów i całkiem sensowne pokazanie charakterów, gdzie nie wszystko rozwiązuje się cukrem. Oczywiście, potem może się to zmienić, nie mam też całkiem prawa winić Cię za to, że jest mnóstwo emocji w opowiadaniu o emocjach... nie zmienia to jednak faktu, że mogłyby być bardziej prawdziwe, a mniej jak polanie kartofli melasą.

 

Ogólnie jestem ciekaw, co dalej, dlatego przy najbliższej okazji wrócę i nadrobię braki. Miło, że od czasu do czasu ktoś jeszcze wrzuca swój gotowy fanfik. A dla Ciebie, drogi autorze, kilka rad: Czytaj jak najwięcej, pisz jak najwięcej, zastanawiaj się i nad tym co poznajesz, jak i nad tym co tworzysz, co czyni to dobrym, a co nie. No i szukaj prawdy i rzeczywistych emocji, bo to zawsze jest w cenie. Masz potencjał i szkoda byłoby go nie wykorzystać.

 

 

Pozdrawiam serdecznie i do zobaczenia niebawem, gdy doczytam resztę!

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstyd mi za ten błąd z imieniem tak znanej postaci. :( Kajam się. Jakie to szczęście, że można to hurtowo poprawić. Miejsca dobrze znane, nie chciałem opisywać. To było celowe. Znający serial wiedzą co i jak wygląda, a to jest przecież dla takich osób. Spodziewałem się, że usłyszeć wyraz: "przegadane". Zobaczymy po całości.

Zapomniałem dodać, że wczoraj zdecydowanie włączałem opcję komentowania. Nie wiem jak to się stało, że było tylko przeglądanie.

Edytowano przez Star Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, zgodnie z obietnicą doczytałem do końca. Sporo już powiedziałem w pierwszym komentarzu, więc pewnie ten nie będzie aż tak długi jak na początku sądziłem. Parę godnych wypisania rzeczy jednak znalazłem. Przede wszystkim, zanim zabiorę się do właściwego pisania posta, chcę zadać zasadnicze pytanie: masz zamiar jeszcze coś pisać? Nie mówię tylko o tym fandomie, ale ogólnie. Być może to nadużycie z mojej strony, ale pozwalam sobie pisać do Ciebie, jakbyś na moje pytanie odpowiedział twierdząco. Do rzeczy:

 

Graj, muzyko!

 

To zabawne, bo najczęstsze błędy na jakie się natykałem, to źle napisane imiona bohaterek. Nie ma się jednak czym przejmować, jak ja debiutowałem, też waliłem literówki na prawo i lewo, zresztą do dzisiaj się z tego nie wyleczyłem. Polecam tez zamienić wszystkie dywizy w tekście na estetyczniejsze i poprawne półpauzy. ("–" zamiast "-") Nawet na forum powinien gdzieś być poradnik, jak to zrobić. Ogólnie niespecjalnie skupiałem się na poprawności, bo i nie jest to moja specjalizacja. Jak dla mnie pod tym akurat względem tekst zdaje egzamin.

 

Odchodząc już od tematu poprawności, muszę powiedzieć, że od dawna niczyje pisarstwo w tym fandomie mnie tak nie skonfundowało jak Twoje. Już tłumaczę o co mi chodzi – od czasu do czasu zdarza mi się spotykać ludzi, którzy mają świetne pomysły, dryg do poprowadzenia opowiadania, niezłą żyłkę do tworzenia bohaterów, ale przy tym za Chiny Ludowe nie potrafią ładnie pisać lub konstruować dialogów, miewają też problemy z poprawnością. Nie jest to częsty przypadek, ale tak się zdarza, zresztą zawsze mi szkoda takich autorów, bo nigdy w pełni nie wykorzystają swojego potencjału.

A tu...  a tu jest jakby trochę odwrotny problem. Z jednej strony widzę, że masz kilka świetnych pomysłów na poprowadzenie tekstu, piszesz ładnym, czytelnym stylem, narracja jest skonstruowana sensownie i właściwie, a zamiast tego mankamenty przejawiają się w stronie... ogólnego przedstawienia, czy to bohaterów, czy to fabuły, czy ogólnej konstrukcji świata. Nie przyszedłem tu, by urządzać nad Tobą sądy, o i po co? To spokojnie można wyrobić, tylko trzeba ćwiczyć, ćwiczyć. Nawet niekoniecznie samo pisanie, niekoniecznie samo czytanie, ale przede wszystkim świadomą konstrukcję. Niektórzy mają do tego dryg, inni muszą go dopiero sobie wyrobić, a ja sądzę, że spokojnie byś sobie z tym poradził.

Ponieważ widzę taką szansę w Tobie i Twoim warsztacie, pozwól, że wybiorę okrutną metodę. Przepraszam za nią z góry, ale sądzę, że będzie najbardziej edukacyjna. Otóż mam zamiar wypisać kilka rzucających mi się w oczy wad i wyjaśnić, dlaczego tak bardzo mi się nie podobało to co zrobiłeś.

 

– Fabuła. Pomysł ogólny, o spadającej gwieździe, cieniu, próbach, wyzwaniach i "powrotu na niebo" jest przedni. Czysta esencja przygodowości. Niestety, z paru powodów wykonanie siadło, trochę właśnie na przesadnym przywiązaniu do "odcinkowości". Brakowało mi zwrotów akcji, brakowało mi jakiegoś zaplatania fabuły, brakowało mi zaskoczenia, nade wszystko jednak, najbardziej, odczuwałem brak zagrożenia. Opowiadanie toczyło się w taki sposób, że po prostu nie do pomyślenia było, by bohaterkom miało się nie udać. Tak być nie może, bo przez to trudniej zdobyć zaangażowanie czytelnika. Rozumiem, że to trudne, ale można nikogo nie krzywdzić, nikogo nie zabić, a jednak nie uczynić całej wyprawy niemalże ciągłym pasmem sukcesów. O wiele trudniej jest mi związać się emocjonalnie z bohaterkami w przygodzie, w której nic im nie grozi, przecież nie muszę się o nie bać, gdy ze wszystkim sobie poradzą.

 

– Częsty problem dużej ilości postaci w krótkim czasie. Ponieważ nie miałeś aż tyle miejsca, by opisać każdą z bohaterek, musiałeś je siłą rzeczy spłycić, robiąc z nich wydmuszki. Przykre, choć powszechne wśród twórców. Nie było aż tak najgorzej, jednak mogły zostać odwzorowane lepiej. Rozumiem, jakie to wyzwanie na tak małej ilości stron, dlatego tak ciężko jest tworzyć fiki typu "całe mane 6". Tak samo w zwykłym, mającym półtorej godziny filmie – tam też nie można wprowadzić zbyt wielu bohaterów, bo zwyczajnie nie starczy na nich czasu i staną się płascy. Na przyszłość doradzam jednak trochę zmniejszyć ich ilość. A z innych... Zecora elegancko, Deimhal chyba najlepiej, "dobry" Discord całkiem nieźle, choć nieco denerwująco, Starlight niestety słabo. Nie umiem powiedzieć, jaki właściwie ma charakter, poza tym, że jest cichy i nieśmiały... No i tyle. Jako główny obiekt do chronienia niestety wypadł strasznie blado.

 

– Dziwna mieszanka nielogicznych motywacji. Podstawową sprawą, tą najlogiczniejszą i najsensowniejszą, było uratowanie Equestrii przed zalewem emocji i czymś złym. Ok, wróg był na tyle niezwykły, że to się mogło sprawdzić. Potem jednak bohaterki zachowują się, jakby zapomniały o Equestrii, swoją motywację przelewając na Starlighta, którego, na Miłość Boską, znają od kilku godzin! W dodatku jest tak mało komunikatywny, że siłą rzeczy nie miały jak się z nim zżyć. Emocje, nie emocje, moce, nie moce, ale kurcze... Ciężko po tak krótkim czasie wyruszyć na wyprawę broniąc kogoś niemal obcego. Jeszcze bym to zrozumiał, gdyby właśnie było coś powiedziane o chronieniu Equestrii dalej... ale nie było!

 

– Subiektywny zarzut – zbyt duże wzorowanie się na kanonie. Wielu uzna, że to nic złego, jednak jak dla mnie spokojnie ze swoimi pomysłami mógłbyś wykminić dużo doskonałej, oryginalnej treści.

 

No i może jakoś za mało prawdziwych emocji w opowiadaniu z "emocjami" w tytule... Ale, nie no, jakieś były.

 

Szkoda, że tego gorszego elementu zebrało się tak wiele, bo opowiadanie naprawdę miało potencjał. W niektórych momentach został on nawet wykorzystany, a to wyzwania dla bohaterek były całkiem ciekawe, odcinkowy klimat został zachowany, miejsca i twory tego świata były pomysłowe i interesujące, co więcej, opowiadanie jest w jakiś sposób edukacyjne i przyjazne dzieciom. Gdybym miał dzieci w wieku późnoprzedszkolnym lub wczesnoszkolnym, to nie miałbym im oporów przeczytać takiego tekstu. A jak doliczyć fakt, że jest gładko napisany i całkiem poprawny... Jak dla mnie nie masz się zdecydowanie czego wstydzić, choć jak pisałem wyżej, potrenowałbym na Twoim miejscu i spróbował podbić poprzeczkę następnymi opowiadaniami.

 

 

Moje ostatnie zalecenie było dość krótkie, po lekturze całości mógłbym je raczej powtórzyć... Dodam jeszcze, że warto eksperymentować z fabułą, dialogami i charakterami postaci, bo w paru miejscach brak Ci jeszcze doświadczenia. Wszystko jednak do nabycia, jeśli tylko będziesz świadomie tworzył i trenował.

 

Pozdrawiam i dziękuję za lekturę!

 

 

 

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za niezwykle wyczerpującą opinię. Jest dla mnie bardzo cenna. Niektóre informacje mnie zaskoczyły, ale większości się spodziewałem.

Niestety, pisać raczej już nie będę, bo nawet nie wiedziałem, że w ogóle jestem do tego zdolny. Jeszcze na początku czerwca tego roku nie przyszłoby mi do głowy, że w ogóle zechce mi się coś w życiu napisać, a już na pewno nie tego typu opowiadanie. Nie wiem co musiałoby się wydarzyć, abym dostał tyle energii, żeby popchnęło mnie to dalej. Także przykro mi, ale na siłę nie potrafię i nie chcę, bo to nie będzie miało w sobie niczego poza zlepkiem słów.

Absolutnie nie wstydzę się tego opowiadania, wręcz przeciwnie. To jak wstydzić się własnego dziecka. Czy jest garbate czy proste, utalentowane czy nie, to moje dziecko i będę z niego dumny! Czy ta fan fikcja ma wady? Oczywiście, że je MA. :D Byłoby naiwnym z mojej strony, uważać, że nie. Ja to sobie wyobrażałem w ten sposób: dostałem kamień szlachetny oraz całą pracownię i wszystkie niezbędne narzędzia, i miałem zrobić z niego cudowną biżuterię. Starałem się ile potrafiłem, coś tam nawet w między czasie dokształciłem się, ale czym innym są ręce amatora a profesjonalisty, że o mistrzowskich nie wspomnę.Miałem też pomoc. Jednak znam swoje limity. Dałem z siebie wszystko i przekroczyłem nawet pewne, dawne granice. Nauczyłem się wielu nowych rzeczy pisząc to. Odkryłem nieznaną część siebie. Sprawiło mi to nieopisywalną radość. O wiele lepiej rozumiem już słowa: "Radość pisania, możność utrwalania, zemsta ręki śmiertelnej." Poczułem się na chwilę jak artysta, co było cudowne. Teraz rozumiem ich również dużo lepiej.

Przyjąłem pewien koncept - wzorować się na serialu, zrobić coś na kształt odcinka. Czy mogłem stworzyć coś absolutnie własnego? Tak. Nie chciałem. Postanowiłem zachować jego charakter, często powtarzające się elementy składowe, choć nie było mi z tym łatwo. Wlazłem do ciasnej klatki i musiałem w niej funkcjonować.  Zrobiłem to pierwszy raz w życiu, nie próbując nigdy wcześniej. Pomysł pojawił się sam, nie szukałem go wcale. Potem przeanalizowałem postacie i akurat rozdział X był najgłębiej przemyślany, bo jest sercem całości. Poświeciłem mu ponad 50% całego czasu. Skoro on wyszedł dobrze, to bardzo mnie to cieszy. Niektóre jego składowe zajęły mi dni, aby powstał choćby pomysł. Tam nie pozwoliłem sobie nawet na odrobinę pośpiechu. Nie nad wszystkim się tak zastanawiałem, a i tak zajęło mi to dobre 1,5 miesiąca samego pisania. Wiem, że to bardzo krótko. Co to jest przy latach pracy niektórych pisarzy? Jednak to nie mój zawód i nie mam takiego luksusu, aby usiąść i poświęcić na to długie miesiące, o latach nie wspominając.

:) BARDZO mi się spodobało to zdanie: "Gdybym miał dzieci w wieku późnoprzedszkolnym lub wczesnoszkolnym, to nie miałbym im oporów przeczytać takiego tekstu." Z tym trafiłeś u mnie w dziesiątkę. Zanim umieściłem to na forum, przeczytałem tę historię 8 i 10 latce, i bardzo spodobała się im. Widziałem, jak śledzą wydarzenia, miały po drodze mnóstwo pytań, na które odpowiedzi znajdowały się tuż za rogiem. I o to mi chodziło. Ich emocje nie osiadały, bo nie zdążały. A jednocześnie nie traciły zainteresowania przez długie godziny. Inaczej było z dzieckiem 5-letnim. Skoncentrowało się na jakieś pół godziny, ale potem po prostu całość była dla niej za trudna. Niezwykle świetnie się bawiłem, jak uznały moją negatywną postać za faktyczny element serialu. One same ją dobudowały do niego, myśląc, że jest zaczerpnięta, nie moja własna. :) Musiałem im to tłumaczyć, że nigdzie jej tam nie było. :D Potem usłyszałem od 10 latki, że nie podoba się jej czytana lektura - Pinokio, bo jest w nim dużo przemocy... O_O? Zrelacjonowała mi to ich mama, że dziecko woli moją historię i nie chce już czytać Pinokia. O_O Miód na moje serce. Gdzie moim wypocinom do Pinokia... Na koniec dostałem od dzieci i dorosłych to samo pytanie co Ty zadałeś mi na początku. Czy będę jeszcze coś pisał, odpowiedź ta sama. Deser też im smakował. ;)

W międzyczasie siedzieli dorośli i mnie słuchali. Chciało im się tego słuchać, choć wcale nie musieli. Momentami zajmowali się domem (obowiązki), ale jak mogli, siadali i słuchali. Jak musieli wyjść, prosili o przerwę, choć też nie musieli. Poproszony zostałem o zostawienie tej kopii próbnej, żeby mogli sobie doczytać. Także zanim to tutaj umieściłem, zrobiłem temu teścik próbny na odbiorcach docelowych i wydaje mi się, że został zdany. Już rozeszło się, że jest taka "książka MLP" (O_O) i pytają mnie czy nie wydrukowałbym kolejnych wersji. Stąd pojawiły się obrazki, których pierwotnie nie było. "Dzieci lubią obrazki, powinny być, bo czasem trzeba im coś pokazać." Słowa mamy dzieci. Boli mnie tylko, że krąży ta okropna, wielobłędowa wersja próbna... :/ Już nawet jakaś nauczycielka szkolna ma ją w swoich rękach. Zż mnie ciarki przechodzą na myśl o tych błędach, które tam znajdzie.

Dlaczego emocje są przejaskrawione? Bo są dla dzieci. Dlatego mowa ciała i mimika w serialu są przesadzone, aby były dosadniejsze i łatwiejsze w odbiorze dla najmłodszych. Miałem z tym problem jak to umieścić na piśmie, stąd aż taki nadmiar emocji (zdziwiła, zaskoczyła i tyle opisów mimiki), temat mnie trochę ratuje. Dla dorosłych to jest zbędne, zdanie i kontekst wyraża to wystarczająco dobrze, dlatego mój dorosły korektor dużo mi tego wykreśla, ale ja się nie zgadzam. Dzieciom trzeba to trochę dobitniej nakreślić. Nie wiem czy nie przeginam, robiłem to pierwszy raz. :D Stąd też były pewne powtórzenia pewnych informacji. To nie było przypadkiem. Stąd tyle nawiązań do serialu. Idea spokoju, bezpieczeństwa również była zamierzona, żeby nie odciągać dzieci od tego co się dzieje. Oglądnąłem odcinek pilotażowy, żeby upewnić się czy coś zrobiłem nie tak i w dużej mierze odwzorowałem to co najistotniejsze. Proponowano mi wielowątkowość, kategorycznie to odrzuciłem. Gwałtowne zwroty akcji, zapętlenia, wielowątkowość, nie dałbym tego dzieciom do pojęcia. W serialu zwroty akcji są szybkie i krótkie. Jedyna prawdziwa akcja to walka z Tirekiem, reszta to namiastka. Dałem prostolinijną historię, jakieś równoległe wydarzenia i tyle, dlatego dzieci się w niej nie zgubiły. Z tego powodu w dużej mierze fabuła miała być przewidywalna, choć mam nadzieję, że tu i tam udało mi się czytającego trochę zaskoczyć.

Dla dorosłych były ukryte informacje, drobne żarciki, jakieś oczko. Kilka razy dorośli mi się zaśmiali podczas czytania, bo wyłapali pewne nawiązania np. do Piotrusia Pana. Cieszyło mnie to. Poza tym dorośli również czasami nie radzą sobie z pewnymi emocjami.

Chyba nadmiernie się rozpisałem... wystarczy.

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doceniam wyczerpującą odpowiedź i aprobuję bardzo dobrą autorską postawę. Wiesz, ludzie popadają czasem w dwie skrajności, albo nie przyjmują krytyki do wiadomości, albo wręcz przeciwnie, pławią się w niej i sypią głowę taczkami popiołu, tłumacząc jednocześnie, jak to oni nic nie potrafią i jak to im pisanie nie wychodzi. Cieszę się, że ktoś potrafi znaleźć rozsądny umiar w jednym i drugim.

 

Prawdę mówiąc miałem już takie wrażenie wcześniej, że to jest przede wszystkim opowiadanie dla dzieci i na Twoim miejscu bym to zaznaczył, bo kompletnie inaczej się ocenia takie teksty. Wtedy faktycznie mniej można się przyczepić do fabuły, mniej do emocji i motywacji, bo i te siłą rzeczy muszą być, jak sam powiedziałeś, uproszczone. Moim zdaniem efekt końcowy dla takiej a nie innej grupy odbiorców jest naprawdę dobry, a Twoje obserwacje tylko to potwierdzają, więc... ok. Trzeba się cieszyć.

 

Każdy kiedyś zaczynał pisanie, niektórzy już wtedy mieli predyspozycje, inni wręcz przeciwnie, ale grunt, by cały czas się szkolić. Jeśli nie chcesz pisać, trudno, choć nie ukrywam, że trochę szkoda. Zresztą, opowiadania nie muszą mieć po prawie sto stron, można stworzyć dla dzieci całkiem ciekawą i uczącą książeczkę, która byłaby znacznie krótsza, na przykład małe, kilkustronowe, maks kilkunastostronowe opowiadanka. Sam miałem kiedyś epizod z pisaniem dla dzieci, ale krótki i ostatecznie niesfinalizowany. A szkoda bo uważam, że i dziecięca literatura jest potrzebna, bo często jest zaniedbywana. Dzieci też chcą się dobrze bawić na tekście, też chcą być zaskakiwane, też chcą przeżywać emocje i utożsamiać się z postaciami. Rolą pisarzy, nawet amatorskich jest wyjść im na przeciw. I miło, że ktoś to jednak robi.

 

W ogóle, jakby coś, kiedyś, w dalekiej przyszłości, to znaczy, jakbyś jednak nabrał chęci na stworzenie czegoś krótkiego, na przykład małej serii opowiadanek z kucykami dla dzieci, to daj znać, a ja chętnie pomogę, to przyjemność móc dołożyć się do czegoś takiego.

 

Tak czy inaczej pozdrawiam i jednak cały czas zachęcam do dalszej pracy literackiej.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodnie z poradą, dodałem wiek odbiorców docelowych. Niestety nie umiem określić dokładnie dolnej granicy. Czy 6 lat będzie dobre? Nie potrafię powiedzieć tego na pewno, bo dzieci w tym przedziale wiekowym umysłowo rozwijają się w różnym tempie.

"Jeśli nie chcesz pisać, trudno, choć nie ukrywam, że trochę szkoda. " :rainbowcry:

To nie jest tak, że nie chcę pisać. Jak zaznaczyłem wyżej, sprawiło mi to nieprzeciętną radość, w formie jakiej dotąd nie znałem. Jednak bardzo się boję, że jeżeli zmuszę siebie do tego, to stworzę jakąś maszkarę bez serca. Wtedy moje chyba by pękło z tego powodu. Na razie wena mi się wyczerpała, ale nie odrzucę tej części siebie, którą dopiero co znalazłem, to byłoby karygodne. Jeżeli coś ponownie we mnie zaiskrzy, to pomogę temu zapłonąć. Dręczy mnie też ograniczenie czasowe związane z wykonywanym zawodem. Ta historia była pisana za bardzo na raty. Momentami zatrzymywałem się w trakcie jazdy samochodem, żeby w zeszycie zapisać pomysł, zanim się ulotni. Przyznam się, że sam odczuwam pośpiech w niektórych fragmentach, co mnie bardzo boli, bo kaleczy całość... Jak trochę od tego odpocznę, bo naprawdę potrzebuję odpoczynku, to myślę, że ze świeżym umysłem spróbuję to miejscami poprawić, tylko nie wiem czy bez tej weny, którą miałem podczas pisania, będę potrafił to zrobić. Wtedy też zdecydowanie będę potrzebował pomocy. :)

Oczywiście, że chcę się dokształcać. Rozwój własny jest jednym z moich głównych priorytetów, ale mam też podstawowy kierunek - zawodowy, który muszę utrzymać, bo jest o wiele ważniejszy, jak artystyczna część mojej osobowości. Jednak skoro znalazłem surową część siebie, wypadałoby ją nieco opracować. Także jeżeli ktokolwiek ma jakieś rady dla mnie. Co mam przeczytać, przeanalizować, gdzie zerknąć, to ja chętnie tam zaglądnę, tylko błagam, nie jakieś 1000 stron, bo ja nad tym umrę. Moje tempo czytania wynosi ok. 100 wyrazów na minutę (tak mi wyliczenia wskazują). Proszę to wziąć pod uwagę, oraz to, że doba ma 24h, a ja pracuję. ;)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Czuję się trochę rozdarty. To opowiadanie jest chyba najbardziej "serialowym" z fików, jakie czytałem. W epoce (która zresztą w fandomie zawsze trwała i nadal trwa, więc może powinienem raczej powiedzieć "w rzeczywistości"), w której prym wiodą fiki z kolorowymi taboretami wypruwającymi sobie flaki w "epickich" wojnach, to wartość sama w sobie. Chciałbym więc powiedzieć o tym fiku same dobre rzeczy, ale... no, nie jest to do końca łatwe.

Pierwszą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy (dosłownie pierwszą, bo obecną już wyraźnie w pierwszym akapicie) był mord na przecinkach. Zwłaszcza problemem było "i" w różnych swoich znaczeniach, ale nie tylko; zdarzył się na przykład przecinek między podmiotem a orzeczeniem, jedyne wyjaśnienie jakie widzę, to że zdanie zostało przerobione, a przecinek się ostał.

 

Obawiam się, że jeśli będziesz coś w przyszłości pisać, to będziesz potrzebować korektora. Zaznaczyłem część przecinków, ale ostatecznie było tych błędów za dużo, żebym przyglądał się każdemu, to robota "pełonetatowa". ;)

 

Ale zostawiając na razie kwestie interpunkcyjne i idąc dalej: zawiązanie akcji było dość ciekawe. Bajkowe, pasujące do klimatu MLP, a jednocześnie takie, że nie wiedziałem czego się spodziewać. Czytałem więc z ciekawością, niestety pojawił się rychło pierwszy zgrzyt.

 

Upadek gwiazdy jest przedstawiony z punktu widzenia każdej z sześciu głównych bohaterek. Co jest zupełnie niepotrzebne i rozpycha opowiadanie nudnymi scenami, które nic nowego nie wnoszą. Tak naprawdę, jedyne interesujące (i ważne dla fabuły) zdarzenia zaszły w chatce Fluttershy. Wystarczyło pokazać być może jeszcze jedną inną bohaterkę, i koniec; reszta po prostu przychodzi do Twilight w scenie, w której się zbierają.

 

Bo każda z tych scen powtarza w zasadzie dokładnie taki sam schemat, poza Fluttershy. Rashomon to nie jest. A skoro te wszystkie sceny pokazują to samo, stają się przez to nudne.

 

Scena z Fluttershy i Discordem za to bardzo mi się podobała. Była bardzo emocjonalna, no i pokazywała relację między tymi postaciami we względnie nowy sposób, szerzej niż w kanonie.

 

A dalej kucyki poszły w las i spotkały Starlighta. Przyznam, że zawsze kiedy jakiś OC ma imię jak nick autora opowiadania, to szykuję się na ciężkie Mary Sue. Tutaj, na szczęście, sytuacja jest dużo subtelniejsza, choć pewnych cech nie dało się ustrzec, zwłaszcza jeśli chodzi o to jak szybko zjednał sobie Mane 6, a już w szczególności Discorda. Biorąc pod uwagę głębokość ich niechęci, ich pogodzenie zdawało mi się... płytkie.

 

Z drugiej strony, może należy to po prostu zwalić na ogólnie pojętą "serialowość": tam w końcu również wszelkie konflikty załatwiane są jednym lub dwoma gestami...

 

Potem następuje rozdzielenie przy Drzewie Harmonii, i tu niestety następuje największy skok jakościowy, niestety w dół.

 

Zmagania Discorda z Cieniem są naprawdę dobrze poprowadzoną sceną walki. W ogóle, Discord jest jak dla mnie najciekawiej ukazaną postacią w całym tym opowiadaniu. Właściwie wszystko za nim przemawia: jest niejednoznaczność, jest moc chaosu, jest złośliwość, są nawet fajne gagi "wizualne". No a po tej walce zostaje bezceremonialnie odstawiony na bok, a kolejne rozdziały (część 3/4) koncentrują się na testach Mane 6, i... jest to część opowiadania, przez którą najciężej było mi przebrnąć. Zrobiłem to właściwie z rozpędu, i niestety zakończenie okazało się rozczarowujące, biorąc pod uwagę buildup, które je poprzedzał.

 

Scena z Deimhalem i Mane 6 w ogrodzie była jeszcze całkiem ciekawa, ale potem zaczęły się same nudy. Przede wszystkim, w "testach" powraca problem z powtarzaniem tego samego schematu sześć razy. I w porównaniu do scen z budzeniem się przyjaciółek był znacznie gorszy: po pierwsze, bo sceny są dłuższe, a po drugie, bo znajdują się w kulminacji, w najważniejszym fragmencie opowiadania, który powinien budzić jak największe emocje.

 

Co gorsza, te testy nie wnoszą tak naprawdę niczego nowego do osobowości Mane 6; każda z nich musiała się już wcześniej zmierzyć z dokładnie takim samym problemem. Chlubnym wyjątkiem jest tu Pinkie, której scena miała najwięcej sensu, oraz Rainbow, której scena niestety miała tego sensu najmniej, bo bliskich pegazicy krzywdził nie jej gniew, a magiczna istota której siła zależała od gniewu Rainbow - a to spora różnica, jeśli ktoś chce prawić morały. W efekcie praktycznie od pierwszego zdania wiemy wszystko, co się w danej scenie wydarzy. Wiadomo, że dana klacz zda test, wiadomo co musi zrobić żeby go zdać, pozostaje więc niestety tylko przebicie się przez te niczego nie wnoszące akapity.

 

Potem następuje scena konfrontacji z Cieniem, która z kolei kopiuje serialowość w najgorszym możliwym wydaniu. Zamiast emocjonującej walki, jak w przypadku Discorda, mamy sztuczne pompowanie emocji, a po nim BUM z Deus Ex Lasera. I właściwie ciężko coś więcej powiedzieć. Mane 6 dostało jakiś powerup, niestety nie za bardzo wiadomo z czego i dlaczego i po co. No bo autor tego fika, w przeciwieństwie do Hasbro, nie ma do sprzedania zestawu kolejnych bardziej fikuśnie pomalowanych figurek. :P

 

Całość wieńczy wielostronicowe wytłumaczenie tego, co się właściwie stało. Nie, nie, nie. Wszystkie te informacje, o gwiazdach, Harmonii, Cieniu, itd. powinny zostać ujawnione przed kulminacją. Bo teraz, kiedy następuje rozwiązanie akcji, już niczemu nie służą, poza przedstawianiem nam headcanonu autora. Jedyny powód, dla którego byłyby one dla nas interesujące - czyli związek z opowiadaną historią - już się w tamtym momencie rozwiązał.

 

Swoją drogą, o ile we wcześniejszych fragmentach opowiadania zarzucałem w paru miejscach nie dość szczegółowe opisy, które uniemożliwiały wyobrażenie sobie sceny, to w tej finalnej części występuje jakiś poważny odchył w przeciwną stronę. Najbardziej jest to widoczne w opisie trasy wyścigowej w teście Rainbow Dash, który zajmuje chyba z pół strony, a znaczenia dla historii nie ma żadnego. A już absolutnym przegięciem jest opis sceny kulminacyjnej, gdzie zamiast budować klimat, autor spędza cała akapity na dokładny opis tego, które świecące bibeloty krążą w którym miejscu w koncentrycznych kręgach i pod jakim kątem względem innych świecących bibelotów... tu chyba znowu winiłbym za to przesadną "serialowość" i próbę oddania graficznego blichtru, jaki towarzyszył takim scenom w serialu - tu jest jednak skazana na porażkę, bo tekst pisany to nie jest wizualne medium.

 

Podsumowując: Opowiadanie zaczęło z bardzo dobrą serialowością: lekki klimat, zaangażowanie kanonicznych postaci, wreszcie intrygujący kataklizm spadający na Equestrię. Niestety, wkrótce powtarzanie utartych schematów z serialu pogrzebało moje nadzieje związane z tym fikiem, bo od momentu odnalezienia Starlighta staje się prostą drogą po sznurku przez wszystko, co już w serialu widzieliśmy. Wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że bardzo niewiele się w tym fiku wydarzyło; znacznie mniej, niż wskazywałaby na to jego objętość.

 

Styl jest całkiem miły, ale ma słabsze i mocniejsze sceny. Ciężko mi go jakoś podsumować jednym zdaniem. Poza tym, że interpunkcja była koszmarna.

 

Postacie też są dość nierówne. Mane 6 w większość solidnie oddane. Na plus gagi w wykonaniu Discrda i Pinkie. Na minus - wszelkie OC! Niestety, poza infodumpem na końcu, są zupełnie niezwiązane ze światem przedstawionym. A o tym infodumpie już mówiłem. Przydałoby się je bardziej osadzić, i w świecie, i w relacjach z postaciami kanonicznymi. Bo taki Starlight właściwie nic nie zrobił, poza tym, że wszyscy z miejsca się zachwycali, jaki on słodki.

 

Całość czytało mi się, niestety, jedynie znośnie. Początek rokował nadzieje, niestety niespełnione.

 

Gdybym miał zakończyć to jakąś zwięzłą poradą: radziłbym ostro zmniejszyć poleganie na fabule skopiowanej z serialu, jak i na "wizualnych" bajerach: nie tylko tych, o których wspomniałem wcześniej, ale takich rzeczach jak np. świecące ścieżki na trawie, migoczące znaczki, wpadające na swoje miejsce części różnobarwnej "gwiazdy"... jak mówiłem, tekst pisany nie jest medium wizualnym, a przesadna koncentracja na takich bajerach jedynie wywołuje znużenie i osłabia wydźwięk scen (w porównaniu z tym, jaki miały mieć w założeniach - czyli taki, jak gdyby były animowane).

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pięknie dziękuję za bardzo treściwą opinię. Na pewno będę starał się zrobić z niej użytek. Jednak ja ciągle jeszcze raczkuję w pisaniu, a postęp to proces nie zdarzenie. Mam szczerą nadzieję, że jakiś w miarę upływu czasu jednak będzie... Do niedawna nie wiedziałem, że mogę się wznieść i cokolwiek napisać. Przypadkiem okazało się, że jestem ptakiem latającym, ale ciągle jeszcze nie wiem jakiego gatunku. Bażant lata, bocian lata i jeżyk lata, a każdy lata inaczej.

 

Mam nadzieję, że każda następna powieść będzie o jakiś krok lub dwa lepsza od poprzedniej. Liczę, że im więcej błędów zostanie mi wskazanych, tym będę mógł bardziej świadomie tworzyć, ale to wyjdzie w praniu. Już sobie uświadomiłem jakim grząskim i rozległym terenem jest pisarstwo.

 

Otrzymując opinie od tych, którzy przeczytali tę historyjkę, czasem dostaję bardzo odmienne komentarze na temat tego samego i to mnie zainteresowało. To co jednym bardzo się spodobało, innym wręcz przeszkadzało. Jak na przykład opisy. Jedni komentowali mi, że "szkoda, że nie ma takich więcej", a niektórym wadziły. Tutaj nie wiem jak z tego wybrnąć. To absolutnie nie jest obrona własnych opisów, bo uświadomiłem sobie, że niektóre faktycznie były... mogłyby być inne. :) Nie wiem czy jest jakiś złoty środek, zakładam, że zapewne tak. Dla przykładu, nie dla zwady, wskażę coś jeszcze: Alberich odebrał odwzorowanie Mane 6, że zrobiłem z nich "wydmuszki", podczas gdy StyxD, że Mane 6 w większości jest solidnie oddana. Odbieram to tylko w ten sposób, że każdy rodzaj sztuki, a dzieła pisarskie do takich się zaliczają, są odbierane bardzo indywidualnie. Ale niezależnie od odbioru, każda krytyka zmusza mnie do zastanowienia się nad nią, zrobienia z niej użytku, i chyba o to w tym chodzi.

 

Dostałem wiele cennych porad, gdzie zerknąć, jak mógłbym się dokształcić z zakresu pisania, na co zwracać uwagę i za wszystkie jestem BARDZO wdzięczny.

Edytowano przez Star Light
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu Star Light napisał:

Alberich odebrał odwzorowanie Mane 6, że zrobiłem z nich "wydmuszki", podczas gdy StyxD, że Mane 6 w większości jest solidnie oddana.

Jeśli wolno mi wyrazić nieco cyniczną opinię: to niekoniecznie się wyklucza.

Mane 6 nie są aż tak złożonymi postaciami: a nawet jeśli są, to każda z nich ma pewne powierzchowne cechy, które wystarczy zamieścić, żeby było znośnie. Zdarzają się w odcinkach serialu głębsze przedstawienia bohaterek, i zdarzają się głębsze przedstawienia w fikach. Ale raczej nie tutaj. Są jednak w większości solidne, bo ich przedstawienie mi nie przeszkadzało mi nigdzie w tym opowiadaniu. No, może poza scenami testów, ale w tych scenach przeszkadzało mi wszystko, więc nie chciałem się rozdrabniać. Jedynym nieco pogłębionym wątkiem była relacja Discorda i Fluttershy.

 

Ale tak, konfliktowe opinie w komentarzach zdarzają się dość często. I wtedy trzeba wybrać...

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Skończyłem czytanie i muszę stwierdzić, że tekst wzbudził we mnie bardzo pozytywne emocje. :)


Miła prosta fabuła i stosunkowo spokojny przebieg przygód, utrzymany w klimacie MLP, była przyjemną odskocznią od zawiłej fabuły i mroków z którymi sam na co dzień tworze.
Prosta historia i prowadzenie czytelnik za rękę od punktu do punktu jest rozwiązaniem w sam raz dla młodszych odbiorców, jak i dla tych którzy szukają czegoś prostego i szybkiego.
Sam pomysł dość prosty, a zarazem niespotykany. Również stwierdzam, że sama fabuła została dobrze przemyślana, choć nie spodobał mi się jeden element, który pojawił się, bo był potrzebny, a potem znikną zapomniany, ale poza tym wszystko wydaje mi się w porządku.
Postacie były jak dala mnie wisienką na torcie. Dobrze odwzorowane, z nieprzesadzonymi charakterami. Szczególnie spodobał mi się Discord i nasz pan ogrodnik.
Jednak mimo tych zalet zabrakło mi dwóch rzeczy:
1. Wiem, że tekst kierowany jest do młodszych czytelników, ale mimo wszystko mógłbyś dać bohaterom większe trudności. Wzbudzić zaniepokojenie, bo szło im trochę za prosto, a  zarazem bardziej  zaciekawić czytelników.
2.Brakowało mi opisów tego, co przez ten cały czas działo się z innymi kucykami. Jak działały na nie emocje i jak sobie z tym radziły. (Tak wiem, że akcja toczy się w czasie nocy, ale mimo wszystko są zawody, które niejednokrotnie wymagają pracy w nocy.)

 

Ogólnie oceniam tekst wysoko i twierdzę, że jeśli Habstro zrobiłoby z niego animację, to miałoby gotowy odcinek. :D

Na koniec nie pozostaje nic niego jak pogratulować autorowi i życzyć dalszych sukcesów. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...