Skocz do zawartości

Dzień, w którym Trixie powiedziała prawdę [Z] [Slice of Life] [Sad]


Hoffman

Recommended Posts

Drodzy przyjaciele, ostatnio nieustannie borykam się z problemami zdrowotnymi, w związku z czym masa rzeczy nie idzie tak jak to sobie planowałem. Nie chciałbym jednak zdradzać na ten temat nic więcej. Wybaczcie.

 

Na szczęście zupełnie inaczej jest z niniejszym fanfikiem – ma się on całkiem dobrze, ciąg dalszy powstaje, ale nieco wolniej niż wcześniej. Szósty rozdział jest jeszcze sprawdzany i minie trochę czasu zanim zostanie doprowadzony do zadowalającego stanu. Nie jestem dobry w zapowiedziach i terminach, ale w razie czego zrobi się świąteczną paczkę ;) Proszę zatem o uzbrojenie się w cierpliwość.

 

Nieco słabiej idzie mi z recenzjami fanfików, ale pomału idę do przodu.

 

Natomiast chciałbym jeszcze raz odnieść się do posta @StyxD, gdyż przytoczył dużo dobrych argumentów i poruszył kilka interesujących wątków. W ogóle, znalazłem trochę czasu i przyjrzałem się komentarzom/ sugestiom w tekście. Za wszystkie bardzo dziękuję. Poprawiłem trochę niewielki fragment w prologu i ogólnie powinno być lepiej. Przechodząc do rzeczy...

 

 

Pierwsza sprawa, czyli anatomia i picie z kałuży.

Skoro nie mówimy o zwierzętach, to czemu mam się trzymać kurczowo anatomicznej poprawności? Mówią, ubierają się, zachowują jak ludzie - kolana to skrót myślowy i tyle. :P

Ale mówiąc zupełnie poważnie, jasne, muszę nadrobić zaległości i się dokształcić w tym zakresie, bo to na pewno ważna sprawa. Ale w sumie jak tak sobie wyobrażam Trixie stojącą nad kałużą, rozglądającą się, sprawdzającą po tryliard razy czy nikogo nie ma w pobliżu, wreszcie powoli obniżającą szyję i pijącą po cichu... Wszystko w odcieniach szarości, albo kolorach o bardzo niskim nasyceniu. Scena jak najbardziej wyobrażalna.

 

 

Sprawa druga, czyli sztuczne skrzydło.

Jasne, proteza opisana w fanfiku nie jest byle czym, jest wyjątkowa. Ale wspomniałem, że jej konstrukcja skraca czas rehabilitacji, ale w żadnym wypadku nie pozwala na zupełnie jej pominięcie. W liście pojawia się też informacja, że Storm Piercer już nie zasili szeregów Wonderbolts, nie będzie zawodowym lotnikiem. Czyli nici z ambitnych marzeń. Jeśli się nie podda, nie rzuci protezą w kąt, to ma szansę latać w miarę nieźle, ale jak zupełnie zwyczajny pegaz. Nic spektakularnego. Zresztą, wyjątkowość tego urządzenia ma polegać głównie na zwiększonej wytrzymałości czy bezawaryjności, a nie jakichś nadzwyczajnych, nowych zdolnościach. W przeciwnym wypadku każdy co majętniejszy pegaz wymieniał by prawdziwe skrzydła na sztuczne, ale wytrzymalsze i twardsze.

Rzecz w tym, że nie wystarczy tylko mieć narzędzia, trzeba również wiedzieć jak się nimi posłużyć. Wraz z pojawieniem się oprogramowania CADowskiego wydawać by się mogło, że zniknie 90% problemów związanych ze sporządzaniem dokumentacji technicznej. A guzik - mimo że komputer tworzy linie, zaokrąglenia, odznaczenia, tabelki, to ludzie się zniechęcają, wydzierają na monitor, tego typu rzeczy. A przecież to takie proste - kilka kliknięć i już. Co poszło nie tak?

 

Wracając na chwilę do tematyki protez - na intuicję wydaje mi się, że nie wszyscy są w stanie zaakceptować siebie ze sztuczną cześcią ciała (a przynajmniej nie od razu), obojętnie jak nie opanowaliby sztuki posługiwania się nią. Czy kwestia estetyki czy przejść, czy fakt tego, że taka proteza nic nie czuje, nie wydaje mi się, aby rzeczywiście było tak, że wystarczy sypnąć kasą, kupić co trzeba i wszystko się rozwiązuje. Zależy. Tak więc, co do przypadku Storma - nic jeszcze nie wiadomo. Zresztą, przypominam, że to wątek poboczny.

 

Niemniej, Twoje spostrzeżenia inspirują mnie do naskrobania oddzielnego opowiadania, poświęconego właśnie tej postaci :D Za to również dziękuję ;)

 

 

Sprawa łaskotek.

Powinieneś się cieszyć, że nie kazałem Pinkie śpiewać :P Z tekstem wymyślonym przeze mnie to dopiero by była tragedia.

 

 

Sprawa dopasowywania i kanonu.

Bardziej chodziło mi o lepsze wpisanie opowiadania między wydarzenia przedstawione w serialu, czy też dopisanie kilku wątków, aby wspomnieć co nieco o Starlight, czy też nadać mu nieco więcej aktualności. Poprzednio nieprecyzyjnie się wyraziłem.

 

Jeśli chodzi o kanon, to już o tym wspominałem – zawsze mi się podobało, kiedy dany tytuł był wierny kanonowi w sensie umiejscowienia/ zgodności wydarzeń, czy też charakterów postaci. Oceniałem to wysoko, aczkolwiek niekoniecznie jest to coś, do czego ja sam dążę podczas pisania. Inaczej to wygląda przy oryginalnych postaciach, ale ogólnie jak mam serial, to mam serial, a jak mam fanfikcję, to lubię mieć szerokie pole do popisu, swobodnie zmieniać co mi się podoba, tworzyć sobie co mi się podoba, oczywiście w pewnych granicach. Ja mam inne wyczucie, inne wyczucie mają różni czytelnicy, co do tego nie ma wątpliwości. Po prostu nie lubię być tak mocno krępowany kanonem. W moim odczuciu, jako twórcy, zabija to trochę satysfakcję z pisania własnej historii.

 

Powiem tak – warto, by fanfikacja była możliwie jak najbardziej różnorodna, elastyczna, realizująca rozmaite wizje. Absolutnie nie ma nic złego w tym, kiedy bywa idealnie wierna kanonowi. Niemniej, to nie może działać w obie strony – kiedy różne elementy fanfikcji zaczynają przenikać do kanonu, wówczas robi się... Dziwnie.

 

 

To by było na tyle... Na chwilę obecną. Dziękuję jeszcze raz za sugestie i krytykę, no i przepraszam, że tak długo się nie odzywałem.

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months later...

@Tric

Nosz... Zapomniałem kompletnie, że pytałeś. Ale w sumie jestem kojarzony między innymi z dosyć opóźnionym zapłonem, więc...

 

Anyway, za mną stoi długa historia, godzinami mogę opowiadać, nie ma sensu się tutaj nad tym rozwodzić. Jeżeli narzekasz na nadmiar wolnego czasu, to jest PW ;)

A co do "Kresów" - jasne, seria będzie kontynuowana, nowe opowiadania w zasadzie opuszczają dział kontroli jakości, plan co do fabuły jest coraz szczegółowiej dopieszczany, więc... Pewnie jeszcze w tym miesiącu coś nowego się pojawi :D

 

 

A teraz, wracając co "Dnia, w którym Trixie powiedziała prawdę", chciałbym bardzo przeprosić za tak długą przerwę w aktualizacji historii, jak również podziękować za cierpliwość oraz wyrozumiałość. Nadal borykam się z niejednym problemem, ale jest na tyle lepiej, że mogę tu napisać i dodać nowe kawałki tekstu,

 

Ależ tak, fanfik ma się dobrze, a ja po tejże przerwie spieszę z nie jednym, a dwoma nowymi rozdziałami, które możecie znaleźć w pierwszym oraz tymże poście :) Proszę, oto rozdział szósty, a tutaj siódmy. Na przestrzeni tegoż czasu doszło do kilku zmian w zespole pre-readerów i korektorów, za każdą pomoc oraz czas poświęcony na pracę przy opowiadaniu pragnę bardzo, ale to bardzo serdecznie podziękować. Bez Was, jak to ujął pewien wieszcz, "nie byłoby niczego" ;)

 

Pamiętajcie - nie wszystko jest takie jak się wydaje ;)

 

 

Aha, chciałbym zapowiedzieć, że do opowiadania zostaną stworzone dodatki, wedle moich obecnych planów, sztuk dwie. Już o tym opowiadałem - krótsze oneshoty, które lepiej powiążą fabułę z "No second Prances" oraz Starlight Glimmer. Po prostu.

 

 

Nie pozostaje mi już nic innego jak Was pozdrowić i zaprosić do lektury, krytyki, komentarzy :D

Edytowano przez Hoffman
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu przeczytałam tego fika. Ogółem to planowałam to zrobić jakoś wtedy, kiedy wyszedł, ale ciągle coś mnie odrzucało, chyba główna bohaterka, bo Trixie była dla mnie długo dość nudną postacią epizodyczną. Nie darzyłam jej niechęcią, z czasem nawet zrobiło mi się jej żal - ona była artystką, robiła pokaz artystyczny, a to co się stało, to nie była jej wina. No, to co się stało z Ursa Minor, to była wina Snipsa i Snailsa, Trixie nawet próbowała pomóc. Ogółem wszystko potoczyłoby się pewnie inaczej gdyby nie nastawienie Mane 6 i jakby ktoś z nią pogadał po pokonaniu niedźwiedzicy. Tymczasem zrobiono z niej pośmiewisko na całą Equestrię, ponieważ robiła za jednoosobowy obwoźny cyrk i zachowywała się jak typowy artysta :rainderp:

 

No, ale zboczyłam z tematu, w końcu mam tu 7 rozdziałów tekstu do omówienia. Zacznę od tego, że fik mnie wciągnął i bardzo mi się spodobał pomimo licznych wad. One są, ja jestem ich świadoma, ale i tak chcę wiedzieć co będzie dalej. Po prostu czuć to napięcie, tę tajemnicę, a i opowiadanie czyta się lekko i przyjemnie.

 

Na pierwszy rzut oka rzuciły mi się różne babole, ale nic nie wypisałam, ani nie pozaznaczałam, ponieważ czytałam na komórce pod kołdrą. Jednak skoro i przy takim czytaniu bez szukania czegoś do czepiania się widziałam dość, to jednak tego musi być tam więcej. Jakbyś chciał mnie na prereadera, to pisz, ruszę dupsko i pomogę. To nie były poważne rzeczy - powtórzenia, niezgrabne zdania, niepasujące zwroty.

 

Jeśli chodzi o opisy to jest dobrze i zazwyczaj są one zgrabnie wplecione. Choć momentami dałabym ich nieco więcej. A i "ametystooka" imo brzmi źle. Ogółem większość kolorów w takim połączeniu brzmi źle. "Fiołkowooka" brzmiałoby lepiej. Albo "klacz o ametystowych oczach". W ogóle nie lubię przekombinowanych nazw kolorów. Wiadomo, chce się lepiej nakreślić odcień, ale w opisach to zgrzyta. No i przywodzi na myśl blogaska nastolatki o Marii Zuzannie (tak, wiem jakie ja tworzyłam raki w opisach).

 

UWAGA! SPOILERY!

 

Kolejna sprawa, czyli fabuła - jest dobrze i niedobrze. Dobrze, bo sam pomysł jest fajny. Trixie potrzebuje pomocy od niechętnej jej Twilight. W ogóle cała historia Trixie jest ciekawa. Jednak pojawiają się zgrzyty takie jak np. nastawienie do niej niektórych kucyków. Ja rozumiem, że jej nie lubią, rozumiem Bon Bon, która żartowała (sama snuję podobne wizje w gronie znajomych i wszyscy wiemy, że nie mówię wtedy poważnie), rozumiem też Mane 6, których nastawienie jest spoko. Ale nie rozumiem Twilight (to omówię później, przy postaciach) i różnych pucy tła. Choćby służba pałacowa, która zachowywała się nad wyraz bezczelnie. Nie powinni sobie pozwalać na takie zachowanie - zimna pogarda tak, ale nie wdawanie się w dyskusje i mówienie takich rzeczy. Szczególnie tak jawnie. Zero profesjonalizmu. Takie proste kuce (szczególnie kuce spoza Ponyville) powinny raczej ignorować, udawać, że nie widzą czy okazywać zimną pogardę. Ja nie twierdzę, że ludzie się tak nie zachowują jak to przedstawiłeś, ale... Natężenie zrobiło swoje i naprawdę chwilami to wygląda jakby cały świat się zmówił przeciwko Trixie. Ogółem zachowanie jej wrogów często było tak karygodne, że nawet ktoś jej niechętny powinien się wtrącić i powiedzieć "DOŚĆ". Fakt, później pojawia się parę przychylnie nastawionych postaci, ale i tak to co było na początku wciąż pozostało.

 

Fajnie przedstawiłeś rozwój postaci, jednak leczenie depresji mikserem i wątek kalekiego pegaza poprowadzono słabo. Ja rozumiem, że to Pinkie Pie i takie akcje w jej wykonaniu są ok, ale to jednak rozmowy powinny mieć na Trixie dużo większy wpływ niż łaskotanie. A jeśli chodzi o pegaza, to powiem tak - nadzieję mu dała proteza, która ma aż za dobre działanie. Bez protezy dalej by się załamywał. Uważam, że łatwo dało się to rozwiązać inaczej. On wstał z łóżka i ganiał za Różową Zarazą. Czy nie lepiej byłoby go uświadomić "Ej, koleś. Wstałeś, biegasz. Może nie masz już mocy pegaza, ale wciąż możesz żyć jak ziemski kuc, a to tak 1/3 populacji Equestrii (myślę, że nawet więcej)? Przestań się zachowywać jak fochasta księżniczka, ogarnij, że nikt cię nie porzucił i w ogóle...". Poza tym, czy oni nie mają tam psychiatrów i psychologów?

 

Potem Trixie się zmienia jeszcze bardziej, poznaje nowe koleżanki, pomaga źrebakom w szpitalu i pokazuje kucom na festynie, że się zmieniła. I jest ok, ona czuje się szczęśliwa, bo w końcu zaczęło się udawać i wtedy pojawia się Twilight Sucz Sparkle.

 

Kreacja postaci... Jest różnie - mamy dobrą Trixie, załamaną, z podkulonym ogonem, przerażoną, zasmuconą klacz, która upadła na samo dno. Dowiadujemy się czegoś o jej przeszłości i jak to na nią wpłynęło. Ale wciąż nie wiemy czegoś ważnego, elementu, który spaja całą zagadkę i czemu Trixie nie chciała powiedzieć nauczycielce kto ją katuje. Nawet uknułam szaloną teorię, że Trixie jest przyrodnią siostrą Twilight (Night Light przeleciał Sabrinę), jej matka pracowała jako prostytutka by zapewnić córce byt, a Trixie tłukła Veronica, która jej nienawidziła. Wątpię też by faktycznie Trixie chodziła do licznych szkół i miała masę korków. Głupia teoria, wiem :rainderp:

 

Mamy postać Twilight, która jest bardzo Out Of Character. Nie chodzi o to by okazywała Trixie sympatię, zimna niechęć byłaby bardzo na miejscu, ale ta Twilight to jakaś zwyrodniała psycholka, która wszędzie widzi spiski, nawet tam gdzie ewidentnie ich nie ma. Pije, wariuje, wrzeszczy na wszystkich, przechodzi do kopytoczynów. Celestia jest zawiedziona i przerażona, ale nie walnie jej w ten fioletowy pysk by się ogarnęła. No i Twi łamiąca prawo by zgnoić Trixie, Twi nadużywająca władzy... Jakoś mi się to nie widzi. Wiesz, to byłaby dobra kreacja, gdyby to nie była Twilight Sparkle, albo gdyby fanfik ukazywał coś jeszcze, że Twi tylko grała taką praworządną dobrą klaczkę. U Ciebie czytelnik dostaje w twarz bardzo nieserialową Twilight. Ma POV Twilight i wciąż nie wie dlaczego ona taka jest i czemu tak jej woda sodowa do łba uderzyła. Dobra, serialowy Twilicorn też się regularnie popisuję głupotą i "Jestem księżniczką przyjaźni, wiem lepiej (sprawdza w podręczniku)! Paczcie jaką mamy przyjaźń 10/10, nie to co wy!". No, strasznie zadziera nosa odkąd się przyzwyczaiła do księżniczkowania. Może to się wyjaśni i dowiemy się, że w rzeczywistości Twalot była cały czas złośliwą i rozpuszczoną mendą, którą wszyscy faworyzowali i trzymali pod kloszem. A może nie. Pożyjemy, zobaczymy.

 

Do Celki się nie przyczepię - jest spokojna i królewska. Próbuje przemówić Twi do rozumu, ale ta jej nie słucha. Zaczyna się też chyba zastanawiać czy nie dorobiła skrzydeł wariatce.

 

Jeśli chodzi o resztę Mane 6, to jest różnie. Mamy bardzo dobre Fluttershy, Pinkie i Rarity. RD jest bardzo mało, dlatego się o niej nie wypowiem. A AJ... Brzmi jak wieśniara gorszego sortu. Zachowuje się w sumie w miarę okej, ale sposób w jaki mówi bardzo mi nie leży i nie pasuje. Przez to wypada słabiej od koleżanek. Fluttershy jest bardzo serialowa - dobra, spokojna, wybaczająca. To kuc, który zlitowałby się nad dawnym wrogiem i mu pomógł. Pinkie też raczej szybko by przeszło. Rarity jest ostrożna, ale zachowuje się jak dama.

 

Co by tu więcej... Piszesz bardzo fajny, ciekawy i serialowy fanfik. Czekam na kolejne rozdziały.

  • +1 3
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu Cahan napisał:

Mamy postać Twilight, która jest bardzo Out Of Character. Nie chodzi o to by okazywała Trixie sympatię, zimna niechęć byłaby bardzo na miejscu, ale ta Twilight to jakaś zwyrodniała psycholka

 

Czyli widzę, że nic się to nie zmieniło od czasu odkąd czytałem to ostatni raz (gdzieś w okolicy 2 rozdziału). Dobrze zrobiłem, porzucając czytanie :kappa: 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żeby nie ciążyć mojego telefonu widzę że powstały 2 kolejne rozdziały mam nadzieje, że tak samo wciągające jak reszta oby tak dalej trzymam kciuki a jeżeli ktoś miałby tzw link to tych kresów to z chęcią przeczytam niestety mojego łącza nie będę obciążał bo nawet telefon podpięty pod ładowanie mi się rozładowuje.

Czekam na kontynuacje. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Cahan, pragnę podziękować za recenzję, w której to znalazły się zarówno słowa ciepłe jak i krytyczne ;) Historia pochodzi z 2015 roku i po upływie tego czasu zmienił się mój stosunek co do niektórych jej aspektów – czuję, że dziś pewne rzeczy napisałbym inaczej, może lepiej, może gorzej, co nieco bym dodał, a może z czegoś zrezygnował, te sprawy. W każdym razie, cieszę się niezmiernie, że fanfik Cię wciągnął i że ogólnie się spodobał. Dziękuję za każdą minutę poświęconą na lekturę oraz każde zdanie Twojej opinii :D

 

Chciałbym w miarę zwięźle odnieść się do kilku tylko rzeczy, które chodzą mi po głowie.

 

19.04.2017 at 17:50 Cahan napisał:

A i "ametystooka" imo brzmi źle. Ogółem większość kolorów w takim połączeniu brzmi źle. "Fiołkowooka" brzmiałoby lepiej. Albo "klacz o ametystowych oczach".

 

No właśnie, „klacz o ametystowych oczach” wydawało mi się wtedy (czyli w 2015 roku, kiedy opowiadanie powstawało) trochę zbyt długie na określenie zamiennika. W sensie, żeby nie poruszać się non stop między „klaczą”, „czarodziejką”, „Trixie”, ale też dodać coś nowego, albo by chociaż troszczkę odróżnić poszczególne określenia, poprzez epitety.

 

Ale akurat to „ametystooka” w mojej głowie brzmi nieźle. Przyznam szczerze, że nigdy nie zastanawiałem się nad „fiołkowooką” (czy "fiołkooką"?), ale trudno mi określić które z nich wolałbym bardziej. W ogóle, zawsze miałem mieszane wrażenie co do wszelakich „x-okich”, ale ostatecznie zadecydowało to jak brzmiały kolejne wersje, bo to jednak jest różnica, w zależności od odcienia. A zaczynałem od „fioletowookiej” ;)

 

19.04.2017 at 17:50 Cahan napisał:

Choćby służba pałacowa, która zachowywała się nad wyraz bezczelnie. Nie powinni sobie pozwalać na takie zachowanie - zimna pogarda tak, ale nie wdawanie się w dyskusje i mówienie takich rzeczy. Szczególnie tak jawnie. Zero profesjonalizmu. Takie proste kuce (szczególnie kuce spoza Ponyville) powinny raczej ignorować, udawać, że nie widzą czy okazywać zimną pogardę. Ja nie twierdzę, że ludzie się tak nie zachowują jak to przedstawiłeś, ale... Natężenie zrobiło swoje i naprawdę chwilami to wygląda jakby cały świat się zmówił przeciwko Trixie.

 

No tutaj przyznam się bez bicia, że pisząc tę scenę nawet przez moment nie pomyślałem o niej w tych kategoriach, czyli rozdział obowiązków od personalnych opinii, profesjonalizm. To znaczy, wcześniej już zwracano mi uwagę, jednak nie wydaje mi się aby właśnie pod kątem profesji, jedynie tak jakby były to kolejne, zwyczajne kucyki.

Kurczę... W tym układzie odniesienia mogę powiedzieć tylko jedno – księżniczki nie było w pobliżu, a poza tym uważała podobnie, więc... Służące pozwoliły sobie na więcej. Świadomość przewagi liczebnej, mentalnej, no i samego faktu, że nieobecna na miejscu koronowana głowa myśli podobnie, wszystko dodało im śmiałości. Naciągane, wiem.

 

Natomiast, co do wrażenia „całego świata zwróconego przeciwko Trixie”, to owszem, taki miałem zamiar ;) Ma to związek z tym, że w całym tym zamieszaniu Trixie znalazła oparcie nie w Twilight (jak byśmy się spodziewali), ale kimś innym (o co z kolei ona by tego kogoś nie podejrzewała). Jestem pewien, że nawet to opisałem gdzieś bodaj w drugim rozdziale. A ten ktoś to oczywiście Fluttershy :)

 

19.04.2017 at 17:50 Cahan napisał:

A jeśli chodzi o pegaza, to powiem tak - nadzieję mu dała proteza, która ma aż za dobre działanie. Bez protezy dalej by się załamywał. Uważam, że łatwo dało się to rozwiązać inaczej. (...) Poza tym, czy oni nie mają tam psychiatrów i psychologów?

 

Coś mi się wydaje, że po złej Twilight jest to najbardziej kontrowersyjny sub-wątek. Mam na myśli zarówno jego znaczenie fabularne, jak i wykonanie. Przyjmuje do wiadomości krytykę tegoż wątku, szanuję ją, ale nadal czuję się usatysfakcjonowany i zadowolony z tego jak to napisałem, no i ogólnie, że to tam jest. Podobnie z „terapią” Pinkie. Zdradzę, że na tamtym etapie prac miałem świadomość tego jak kosmiczna ta moja wizja może się okazać dla innych i zacząłem się zastanawiać jak tchnąć w to więcej serialowych, bajkowych „smaczków”, tak na rozluźnienie atmosfery. Tak narodziły się te sceny – naiwne, przerysowane, rodem z amerykańskich plakatów motywujących, jak to trafnie określił StyxD ;)

 

Co do prychiatrów/ psychologów – na podstawie moich doświadczeń oraz relacji przyjaciół ze studiów, różnie to bywa. W większości danych przypadków wysyła się do pacjenta odpowiedniego lekarza, czy też zadaje się mu pytanie, czy sobie tego życzy, ale często, że tak to ujmę, nie palą się zbytnio do pracy. Mam na myśli to, że jeśli raz im się odmówi, to znikaja. Zresztą, bardzo często przy pacjencie są najbliżsi, którzy ewentualnie później szukają wsparcia z zewnątrz. Ale Storm Piercer był w takim stanie, że izolował się od wszystkich. Wiem, znowu naciągam, ale tak to sobie wyobraziłem.

 

19.04.2017 at 17:50 Cahan napisał:

Mamy postać Twilight, która jest bardzo Out Of Character.

 

Rzecz budząca największe kontrowersje. Pisałem już o tym przy okazji odpowiedzi na opinię Albericha oraz StyxD i generalnie, nie mam nic więcej do dodania. Ten zabieg był konieczny, taka była moja wizja. Chciałem pozostać konsekwentny i ogółem wiedziałem w co się pakuję. Niemniej, czuję satysfakcję kiedy ta Twilight jest oceniana pozytywnie, jak i negatywnie, czy skrajnie negatywnie. Wiedziałem, że będą z tą wizją kłopoty, ale byłem bardzo ciekaw, czy postać ta będzie wzbudzać jakieś szczególne emocje.

 

Przy okazji, wypowiem się odnośnie Applejack. Będę zupełnie szczery – nigdy nie byłem fanem tego „sugarcube”, natomiast na moje wyczucie takie wypowiadanie się, takie oto bycie jest dla niej akurat w sam raz. To jest sam tekst, nie ma voice actingu, ale zawsze wyobrażałem sobie, że nawet jeśli tak się wypowiada, używa takich skrótów, to brzmi pogodnie, przyjaźnie, energicznie, sympatycznie. Nawet jeśli ją bierze na dziwne żarty. Może tak ją widzę, bo kiedyś miałem koleżankę ze wsi, która była dosyć „trudna”, ale akurat my się kolegowaliśmy? O tym chyba też pisałem – wiele rzeczy, również tych dziwnych, przerysowanych czerpało inspirację z moich doświadczeń z realnego życia.

 

Jedna szybka sprawa do Celestii – bardzo chciałem, aby jej „Twilight, ja cię nie poznaję!” było dobrym podsumowaniem Twilight w tej historii :D

 

To by chyba było wszystko. Jeszcze raz dziękuję za przeczytanie, krytykę, chęc pomocy oraz za to, że czekasz na kolejne rozdziały :)

 

 

@Niklas

Szanuję Twoje zdanie oraz wybór :)

 

 

@ziolo565

Cieszę się, że trzymasz kciuki i mam nadzieję, że nowe rozdziały, jak i późniejsze, finałowe kawałki spełnią Twoje oczekiwania ;)

 

Natomiast, jeżeli chodzi o "Kresy", jest to drugi fanfik nad którym obecnie pracuję i który uważam na mój największy projekt. Fanfik ten znajdziesz tutaj. Ogółem, ma on trochę inną strukturę, gdyż jest to seria opowiadań, które należy traktować jak kolejne rozdziały, bo razem tworzą jedną, długą historię. Akcja opowiadania ma miejsce przed akcją serialu (ale nie setki lat, tylko bodaj dwa, trzy pokolenia, zaledwie) i ogółem ma to być historia rodzinna. Wątek ostatnio przykrył się kurzem, ale kolejna aktualizacja przewiduje dwa nowe opowiadania, chcę jeszcze stworzyć mapę południa, rozpisać lepiej timeline i go udostępnić, te sprawy. Gdybyś miał jakieś pytania co do tego tytułu, możesz je zadać w temacie :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 8 months later...

I tymże sposobem dotarliśmy do zakończenia tejże historii! W dniu dzisiejszym, zamieszczam finałowe kawałki opowiadania, czyli rozdział ósmyrozdział dziewiąty oraz krótki epilog :) "Dzień, w którym Trixie powiedziała prawdę" zostało zatem ukończone. Ale zaraz, "Co to jest?" zapytacie. "Hoffman, człowieku, coś ty brał?" Moi drodzy, nic nie brałem, po prostu z planowanych ośmiu głównych rozdziałów zrobiło się dziewięć, co w sumie daje jedenaście kawałków. Nie było to przeze mnie planowane, po prostu co nieco jeszcze dodałem ;) Czy ma to jakieś znaczenie, poza tym, że historia została nieco urozmaicona pod koniec? Cóż, Capcom zapowiedział niedawno "Megamana 11" :P A fanfika z Trixie teraz jest jedenaście kawałków. Tym-rym-tym-tyyym! Illumination!

 

Pragnę gorąco i serdecznie podziękować wszystkim wspaniałym osobom, które poświęcając swój wolny czas i energię pomagały mi przy tym tekście, doprowadzając go do obecnego jego kształtu oraz dawały wsparcie, bez którego pewnie nie dotarłbym do końca. W kolejności alfabetycznej, dziękuję:

 

Akane

Arekeenowi

Cahan

GoForGold

Grento

Johnny'emu

Kinro

Socks Chaser

 

Ci właśnie ludzie są wspaniali i najlepsi. Ekipa nie zawsze była w komplecie, niemniej pragnę tutaj wspomnieć o nich wszystkich ^^ Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałem (jeżeli coś, to uzupełnię). Dziękuję Wam z całego serca, za każdą poświęconą minutę, każdą sugestię, poprawkę, opinię. Za wszystko :D

 

 

Tak, wiem. Konspekty i tagi w poprzednich rozdziałach. Poprawię to, kiedy będę miał szansę. Ale ogółem, to nie jest aż takie ważne w tejże chwili ;) Fanfik zakończony. Zapraszam do czytania, zapraszam do dzielenia się opiniami.

 

Pozdrawiam!

  • +1 1
  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Cóż, wypadałoby skomentować, szczególnie, że miałam przyjemność patroszyć końcówkę. A ta wiele wyjaśnia, w tym największy zgrzyt tego fanfika - Twilight i jej zachowanie. Zazwyczaj nie lubię tłumaczeń z serii "bo magia", ale tu pasuje i to bardzo. Nagle wszystko nabiera zdecydowanie więcej sensu. Cały fanfik mogę jako całość polecić, pomimo paru wad, ponieważ czytało się dobrze i wciągnął, a to chyba w tym wszystkim najważniejsze.

 

 

Do czego mogłabym się jeszcze przyczepić? Czasami w dialogach jest za mało postaci, a za dużo Hoffmana :rdblink: 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Ach, czytanie polskich fanfików.

"lawendowa klacz"... hmmm... [otwiera google], [wpisuje "lawendowy"]

"lazurowa klacz"... hmmm... [otwiera google], [wpisuje "lazurowy"]

Czekam na moment, gdy będę musiał otwierać katalogi sklepów z farbami by dowiedzieć się, o którym kucyku autor pisze. "szyfonowo beżowa klacz"

 

Cóż, fic z jednej strony lekki, przyjemny, radosny, do bólu serialowy, z drugiej infantylny i trochę "głupiutki" - przez co jeszcze bardziej serialowy. Jeżeli właśnie to oddanie klimatu kucyków było motywacją spłycenia powieści (a chyba było), to chylę czoło przed swoistym kunsztem autora, bowiem operacja ta udała się świetnie.

Dziwny język. Strasznie mnie kuły w oczy sformułowania "struta" czy "wszak", ale prawdopodobnie jest to kwestia przyzwyczajeń. Może wydawały mi się zbyt "poważne" i teatralne jak na lekki charakter fica.

 

Niemniej polecam, przynajmniej jak ma się ochotę na coś z jednej strony prostego i przyjemnego, z drugiej nawet intrygującego i wciągającego.

 

MOCNE SPOILERY

Spoiler

Nie powiem, obrobinę zawiodłem się na zakończeniu. Trochę miałem nadzieję, że skończy się to źle, np. śmiercią Trixie, nadałoby to takiego słodkiego kontrastu, czegoś w stylu "lalala, wszystkie kucyki - nawet te kiedyś złe - mogą mieć przyjaciół i żyć szczęśli... AAA ZDYCHAJ, ŻYCIE JEST OKRUTNE.". Cała ta infantylność, optymizm, pozytywność uderzyłaby ponownie, z podwójną siłą, ale przeciwnym zwrotem. To byłaby tragedia!

No i miałem nadzieję, że tytułowa "prawda" będzie bardziej donośna. Jak prawdopodobnie każdy czytelnik, zaintrygowany jej wpływem na poszczególne bohaterki, próbowałem samemu ją wywnioskować z okruchów rzucanych przez autora. Oczekiwałem czegoś wielkiego, potężnego, miażdżącego, niczym kafar uderzającego w pewność siebie Twilight z siłą z którą niegdyś rozbiło życie Trixie na kawałki. Muszę przyznać, że właściwa odpowiedź przeleciała mi parę razy przez głowę, ale szybko została wyparta przez powyższe założenie. W końcu co z tego, że ***? Fakt, gdyby Sabrina się zgodziła, większość rzeczy wyglądałaby trochę inaczej, ale nie dyskwalifikowałoby to Twilight jako uczennicy Celestii, a później księżniczki. Sam fakt mógłby rodzić pewien rodzaj dysonansu, sprzecznych uczuć, ale raczej nie byłoby problemem jego zaakceptowanie.

 

Prawdopodobnie jako jedyny nie doczepię się do charakteru Twilight. Wydaje mi się, że w ficu od alicornizacji minęło par lat (jeżeli to nie prawda, tylko moje przeoczenie, to cofam to co piszę), a jakby spojrzeć na tą sytuację z odpowiedniej perspektywy, wszystko może nabrać sensu. Jesteś sobie uczennicą, żyjesz radośnie z przyjaciółkami, istna sielanka... a tu nagle BACH! Skrzydła, korona i stajesz się jedną z 4 najważniejszych osób w państwie. Nie każdy jest gotowy na tak potencjalnie stresujące, męczące życie, to normalne że kucyk pod jego ciężarem może się zmienić w ciągu paru lat. 

 

No, i przyznam, skuteczne (!) leczenie depresji łaskotkami jest naiwne i jakieś takie płytkie. W mlp często spłyca się pewne wątki, ale nigdy nie są to przemiany w charakterach postaci.

Niemniej, wielcy pisarze robili większe błędy w swej karierze ("Plaga" Vonneguta, ugh)

 

  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisano (edytowany)

Witam i od razu dziękuję za poświęcony na przeczytanie mojego fanfika czas oraz podzielenie się wrażeniami! :D

 

3 godziny temu, Mordoklapow napisał:

Czekam na moment, gdy będę musiał otwierać katalogi sklepów z farbami by dowiedzieć się, o którym kucyku autor pisze. "szyfonowo beżowa klacz"

A uwierzysz, że ja sam raz po raz sięgam do katalogu, żeby nie pisać w kółko tych samych, podstawowych barw? Serio, ja aż tak nie widzę kolorów, ale dzięki temu mam u siebie barwy bursztynowe, miodowe, seledynowe, czy malachitowe i te teksty cierpią na powtórzenia dużo mniej. No, chociaż teraz będę liczył różne "być" oraz inne rzeczy w akapitach, by powtorzeń nie było w ogóle, albo naprawdę, możliwie jak najmniej ;)

 

3 godziny temu, Mordoklapow napisał:

Cóż, fic z jednej strony lekki, przyjemny, radosny, do bólu serialowy, z drugiej infantylny i trochę "głupiutki" - przez co jeszcze bardziej serialowy. Jeżeli właśnie to oddanie klimatu kucyków było motywacją spłycenia powieści (a chyba było), to chylę czoło przed swoistym kunsztem autora, bowiem operacja ta udała się świetnie.

No i cóż... Dziękuję. Owszem, chciałem nadać temu infantylnego, kucykowego wydźwięku, stąd niektóre sceny są właśnie takie naiwne, czy "głupiutkie". Swoją drogą, to jest idealne określenie, nie wiem, czemu wcześniej na nie nie wpadłem.

To znaczy... Może od razu doprecyzuję, bo poprzednio (odpowiadając Alberichowi) pisałem jakby coś innego, ale miałem wtedy na myśli kanoniczne charaktery/ zachowania postaci jako podstawowy budulec serialowej atmosfery. Perfekcyjne ich oddanie pochwalam, ale sam niekoniecznie do tego dążę i sam niekoniecznie w takich kategoriach postrzegam ów "głupiutki" klimat. Bardziej właśnie poprzez naiwność poszczególnych zdarzeń, zbiegów okoliczności oraz rozwiązania problemów i to właśnie na tym polu chciałem nadać fanfikowi kucykowej atmosfery.

 

 

Będę teraz troszkę zahaczał o spoilery, zatem...

 

 
3 godziny temu, Mordoklapow napisał:

Nie powiem, obrobinę zawiodłem się na zakończeniu. Trochę miałem nadzieję, że skończy się to źle, np. śmiercią Trixie, nadałoby to takiego słodkiego kontrastu, czegoś w stylu "lalala, wszystkie kucyki - nawet te kiedyś złe - mogą mieć przyjaciół i żyć szczęśli... AAA ZDYCHAJ, ŻYCIE JEST OKRUTNE.". Cała ta infantylność, optymizm, pozytywność uderzyłaby ponownie, z podwójną siłą, ale przeciwnym zwrotem. To byłaby tragedia!

No właśnie, ja z kolei uznałem, że takie rozwiązanie na koniec byłoby nieco... Niesatysfakcjonujące. W sensie, że starania pozostałych bohaterek i tak były w takim układzie skazane na porażkę, po prostu wszystko co się stało zostało przekreślone. Dodatkowo, taką śmierć (przypuszczam, że chodziło Tobie o śmierć samobójczą) widziałem wówczas jako już troszeczkę ograny motyw w stosunku do postaci Trixie... No, i tak już to jej gnębienie i cierpienie było ograne, toteż chciałem przynajmniej inaczej to zwieńczyć, a przy okazji poświęcić tekst jednej z fanowskich teorii, którą ogólnie lubiłem i nadal lubię. No i poza tym, myślałem, że ostatecznie popsułoby to klimat.


Dzięki za te słowa odnośnie kreacji Twilight w opowiadaniu :) Tutaj powiem, że te dalsze kawałki, gdzie już jej totalnie odbija, to co nieco zaczerpnąłem z siebie. Ogólnie, chodzi o to, że mam stwierdzone różne sporadyczne paranoiczne zachowania, gdzie w kluczowych momentach bez uzasadnionych przyczyn snuję sobie różne scenariusze, sam sobie wynajduję przeszkody, kłopoty, wyobrażam sobie rozmaite reakcje otoczenia i skłaniam się ku nadinterpretacji różnych słów, aż ostatecznie wszędzie widzę potencjalne zagrożenia. Proste sprawy według mnie błędnie idą w milion różnych kierunków jednocześnie. No i to zachowanie Twilight jest podobnie paranoiczne, bo wymyśliła sobie, że Trixie chce ją tak naprawdę zaatakować, ograbić z czegoś, zniszczyć jej rodzinę/ relację z rodzicami, czy też projektuje sobie scenariusz, że gdyby kiedyś Trixie trafiła do jej domu, to i jej losy potoczyłyby się inaczej, w związku z czym jest teraz "winna" coś Trixie, a ona wcale się tak nie czuje, i tak dalej, i tak dalej. Twilight zaczyna podejrzewać, że jednak jest z nią coś nie tak, jest świadoma swoich błędów i tylko coraz bardziej się nakręca i nakręca, odczuwa presję, a jednocześnie nie przestaje się tak zachowywać. Później wplotłem w to Koszmar, co pozwoliło na dodatkową scenę z Luną.

 

3 godziny temu, Mordoklapow napisał:

No, i przyznam, skuteczne (!) leczenie depresji łaskotkami jest naiwne i jakieś takie płytkie. W mlp często spłyca się pewne wątki, ale nigdy nie są to przemiany w charakterach postaci.

Mam szczerą nadzieję, że płytkość oraz infantylność są jedynymi problemami tej sceny. Od jakiegoś czasu zacząłem zastanawiać się, czy faktycznie poza tym rozdział ten nie mógłby się wydać niektórym... No, nie do zaakceptowania.

Ja naprawdę przepraszam, jeżeli opowiadanie okazało się obraźliwe dla osób cierpiących na depresję, bądź borykających się z innymi problemami utrudniającymi funkcjonowanie w społeczeństwie. Przysięgam, że w żadnym momencie nie chciałem niczego ani wyśmiać, ani specjalnie potraktować jakby nie było to nic poważnego/ trudnego i tym samym jakoś ubliżyć określonym osobom.

Jednakże chciałbym kilka rzeczy dodatkowo wyjaśnić i sprostować, ponieważ po pierwsze sam przechodzę obecnie przez depresję, a poza tym jest jedna rzecz, którą chyba nie do końca zrozumiano właściwie. A będzie to również odpowiedź dla Ciebie.

Rozdział piąty ukazał się 24 czerwca 2016 roku, ale został napisany wcześniej, później trafił do pre-readingu i korekty. Na tym etapie już odwlekałem nieuniknione, ale jeszcze jako tako się trzymałem i usiłowałem funkcjonować jak gdyby nic się nie działo. Podejrzewam, że mogłem nawet nie brać pod uwagę, że mogłoby to być dla kogoś ujmą, ten fragment w rozdziale piątym.

Zacytuję tutaj mój tekst. Pragnę zwrócić na kilka wypowiedzi Pinkie Pie. Myślę, że zaszło pewne nieporozumienie.

Ogólnie, w ramach tego spłycenia, zrealizowania naiwnej, kucykowej atmosfery, napisałem między innymi tę scenę z Pinkie i ogólnie wybrałem ją do paru scen, no bo właśnie ona jest niepoważna, "rozciąga się", skacze, wszędzie jej pełno, ogólnie. Jednak jej słowa zostały potraktowane w rozdziale piątym zbyt poważnie. Ona po kolei wymienia co jest nie tak z Trixie, ale właśnie jest to spłycone do nie uśmiechania się, braku dobrego humoru, obawiania się innych (w sensie, nieśmiałości).

"(...) czyli po naszemu zespół nieuzasadnionego, obsesyjnego strachu skierowanego w stronę wszystkiego co ma oczy i oddycha, a nawet potrafi skonstruować zdanie podrzędnie złożone!"

"(...) stwierdzam zaburzenia w uśmiechaniu się, śmianiu z zabawnych rzeczy, upośledzenie poczucia humoru i zwiotczenie kącików ust!"

Ona sama to troszkę jak zabawę traktuje, niepoważnie. I potem dopiero stwierdza, że:

"(...) W tym zaawansowanym stadium wszystkiego o czym mówiłam, pojawia się mentalna blokada. Nie można skutecznie zawierać przyjaźni, rozmywa się poczucie własnej wartości… A to przecież prosta droga do…

(...)


Depresji!"

Czyli Trixie nie miała depresji. Ona według Pinkie dopiero mogłaby się jej nabawić, gdyby dalej była nieśmiała/ niepewna, izolowała się od innych albo nie miała wokół siebie wsparcia w postaci przyjaciół.


Niemniej, jeżeli przez cały ten czas tyle różnych osób tak tego nie zinterpretowało, to uznaję, że marnie ten motyw opisałem i potrzebuję więcej praktyki, potrzebuję inaczej pisać o danych zagadnieniach. Mniej "swoich" skrótów myślowych, mniej fanaberii, więcej uniwersalności (?), aby jak najwięcej czytelników i czytelniczek zrozumiało o co mi chodzi, a nie tylko żebym ja rozumiał co sobie myślę. Ale to już jakiś czas temu przyjąłem do wiadomości.
Postaram się na przyszłość tego unikać, a przynajmniej wypróbuję kilka różnych wariantów i wybiorę ten najmniej kontrowersyjny. Oczywiście, gdybym pisał taką scenę dzisiaj, w dokładnie tym momencie, ona byłaby totalnie inna. Naprawdę.

 

 

Jeszcze raz, dziękuję za polecenie opowiadania, garść ciepłych słów, a także nieco krytyki odnośnie fabuły i poszczególnych rozwiązań :) Doceniam!

 

Pozdrawiam i życzę udanego popołudnia!

Edytowano przez Hoffman
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Ja też wyjątkowo napiszę komentarz, a co! 
Zaznaczam, że przeczytałem dopiero (?) siedem rozdziałów, więc nie będzie to opis moich wrażeń z całości (zatem pewnie napiszę coś/zadam pytanie/będę się zastanawiał nad czymś, co zostanie wyjaśnione w ostatnich rozdziałach... albo nie), "ostateczny" komentarz napiszę, po przeczytaniu całości. Dodatkowo, nie czytałem komentarzy/odpowiedzi, które się już u Pana pojawiły (bo spoilery...), więc pewnie powielę wiele kwestii, które już zostały wyjaśnione, więc proszę o wyrozumiałość... ale do rzeczy. Zatem:

Jest to historia bardzo przyjemna (na tyle, na ile "przyjemnym" można nazwać opowiadanie z tagiem SAD jako głównym...) i niezwykle miło mi się ją czyta. O samej fabule (a raczej o pewnych nurtującym mnie kwestiach) może napiszę później, ponieważ tak naprawdę mam ochotę naskrobać coś o postaciach (aby nie spoilerować, ale nie tylko... choć pewnie i tak będą spoilery). Zacznę oczywiście od lazurowej czarodziejki.


Trixie to dla mnie postać, której nie sposób nie polubić lub chociaż kibicować. Naprawdę, to, co ją spotkało i spotyka jest niezwykle dojmujące, aż chce się jej pomóc. Generalnie Trixie jest tu pośmiewiskiem, cały świat jest przeciwko niej, aż trudno mi było uwierzyć, że wszyscy bez wyjątku są wobec niej tacy okrutni. Znaczy wiem, że po tym co zrobiła, mieszkańcy miasteczka mają prawo czuć do niej co najmniej niechęć, ale żeby tak otwarcie okazywać jej agresywną, niebezpieczną wręcz wrogość? Trochę to dla mnie dziwne, w początkowych, hm, chyba dwóch rozdziałach, serio nie mogłem pojąć, dlaczego mieszkańcy Ponyville są do niej tak uprzedzeni, więc dałem sobie z tym spokój. Przecież tak naprawdę nic tak super-złego im nie uczyniła. Trochę popisów i wyższości, następnie zamknięcie miasteczka pod kopułą i  wymuszenie pewnego rodzaju kultu jednostki czy wieszanie jakichś głupich flag, nie są w żadnym stopniu powodem to tak dużej pogardy wobec niej. To przecież Ponyville - opoka dobroci, stolica przyjaźni i światowe wręcz centrum zrozumienia oraz akceptacji. Chwilowe wygnanie Twilight też nie... a, właśnie - Twilight...

Ech, co tu kryć - nie lubię jej. Zupełnie jej nie rozumiem, jest zaprzeczeniem wszystkiego, czego się można spodziewać po księżniczce przyjaźni, przeciwieństwem samej siebie. Jej agresja, brutalność i pycha są odpychające, jątrzyły mnie. Każdy fragment z Twilight wypada wg mnie blado, w porównaniu do jakiegokolwiek innego fragmentu Pana opowieści. I żebym nie został źle zrozumiany - nic nie mam do zarzucenia historii, opisom, stylowi etc. po prostu wszystko się rozbija o samą Twilight - gdy nadchodził "jej czas", po prostu pojawiał się na mej twarzy grymas (Tak jak w epizodzie No Sacond Prances...). Trudno mi przeboleć jej agresję i język, ale pal je licho. Najbardziej boli ten kontrast - to, jak bardzo Trixie pragnie się zmienić, jak ochoczo i szczerze to okazuje versus to, jak bardzo Twilight się w stosunku do niej myli. Jak bardzo pragnie, by słowa Trixie okazały się kłamstwem. Kobie... "klacza" wersja Stalina - tak sobie o niej pomyślałem. Ona się boi utraty władzy, wszędzie wietrzy spiski, wszystkich szpieguje i nikomu nie ufa. Wariatka. Co się z nią stało? Ja nie mam pojęcia. Nawet pomimo tego, że [SPOLER ALERT] koniec rozdziału VII jest dość dużym, że się tak wyrażę... kamieniem milowym tudzież punktem zwrotnym. [KONIEC SPOILERA]. Mam pewne podejrzenia, o których na końcu.

Kilka zdań o przyjaciółkach Twilight. O niektórych niewiele, a o pewnych wiele (Rany, mam nadzieję, że prawidłowo wstawię znacznik spoiler, bo zdarza mi się źle go wprowadzić - czujcie się ostrzeżeni). Na początek Rainbow Dash; jest dokładnie taka, jaka powinna wg mnie być - podejrzliwa i pełna niechęci wobec Trixie, ale w ostatecznym rozrachunku daje czarodziejce szansę... a przynajmniej próbuje. Fluttershy... cóż, ma serce po właściwej stronie, jak to ona. Kieruje nią bezinteresowność i troska, co by nie pisać spoilerów na tym skończę. Po prostu Fluttershy jest super. Co innego Rarity... tu, to tak szczerze będzie trochę małej prywaty - nie lubię jej (tej serialowej). Doskonale przypomniał mi Pan dlaczego. Jest (w fanfiku) próżna i wstrętnie pyszna. Ma gdzieś (wybaczcie wyrażenie) Flutterrshy, jej problemy i rozterki (o Trixie nawet nie wspominając). Dla mnie to wredna manipulatorka. UWAGA SPOILERY;

 


zgadza się spojrzeć na Trixie przychylniej, dopiero po wymuszeniu na żółtej pegaz tego, że będzie jej modelką. Hmpf, typowe.  Dodatkowo, gdy tylko Twilight zjawia się w Ponyville i mówi kilka wątpliwych... prawd, ta natychmiast się od czarodziejki odwraca, tak po prostu. Haniebne. Też mi koleżanka.


Teraz coś o Applecjak i znów spoilery...

 


Czy będąc Elementem Szczerości nie powinna ona od razu... wyczuć, że Trixie mówi prawdę, że faktycznie chce się zmienić? Chyba powinna. Nieważne. Ważne jest to, jak Pan przedstawił farmerkę. A przedstawił ją Pan bardzo fajnie. AJ jest bardzo "serialowa", wszystko (od sposobu jej mówienia, przez zachowanie, aż po szeroko rozumianą "rustykalność") jest naprawdę fane, I jeszcze ta gra w butelkę - przyjemny, dający odetchnąć fragment, przynajmniej do zwierzenia Trixie. Jednego jednak nie mogę wybaczyć, nie wiem - jej, czy panu... Dlaczego AJ jest szpiegiem Twilight? Naprawdę ona tak nisko upadła? Nie wydaje mi się zresztą, aby tak po prostu się na to zgodziła. Co innego Pinkie. Dla niej to pewnie była nowa-super-duper-śmieszna-zabawa w szpiegowanie, a nie "prawdziwe i na serio" szpiegostwo. W każdym razie, całe to ich szpiegowanie Trixie jest przykre i karygodne, Z drugiej strony tylko one ruszyły wraz z Fluttershy do lasu Everfree odszukać Trixie. Ma więc ona przynajmniej trzy prawdziwe przyjaciółki. Megaplus.


Pinkie, to, cóż, po prostu i aż Pinkie. Zachowuje się absurdalnie, często dla mnie niezrozumiale, ale jest magapozytwyna i zabawna, Super. Bardzo bym chciał coś jeszcze napisać o postaciach, np. o służbie Twilight, (choć w sumie zachowanie sprzątaczek nie zasługuje na jakikolwiek komentarz), lub o Spiku (bo smok to moja ulubiona postać w serialu, ale u Pana jest chyba tylko raz, znaczy w jednym rozdziale, szkoda, niezły z niego zgrywus), ale na tym skończę, bo to chyba już nużące. Przejdę do moich fabularno-Twilightowych zagwozdek. UWAGA SPOILERY:

 

 


Zastanawiałem się od kogo Trixie dostała lanie za oceny. Zanim napiszę coś więcej, muszę wspomnieć o Sabrinie (nastoletniej czarownicy, hy, hy, hy...). Otóż, choć zabrzmi to może absurdalnie - czytając kolejne rozdziały, miałem wrażenie, że mama Trixie...nie żyje. Tak sobie wmówiłem, po reminiscencjach w niektórych miejscach. Sabrina bardzo kocha Trixie i nigdy by jej nie uderzyła. Mówi tak Trixie u dyrektorki, można to wywnioskować w tego "świątecznego wspomnienia" (nawiasem pisząc - PRZYTŁACZAJĄCO smutna scena, choć zakończona happy endem), A jednak Trixie jest sama, biedna, pozbawiona pomocy i wsparcia. Dodatkowo, wiadomo, że stan zdrowia Sabriny nie jest najlepszy. Ergo - jej mama nie żyje. A jednak Twilight mówi, że widziała się z Sabriną, rozmawiała z nią. Skąd ona w ogóle ją zna? I tu moja teoria prysła, ale narodziła się kolejna, może nawet bardziej absurdalna. Skoro nie mama zbiła wtedy Trixie, to może tata? Tylko kto nim jest? Nic o nim nie wiemy. Chyba. W konsternację wprawiła mnie scena powrotu Twilight do zamku. Odniosłem wrażenie, że Trixie... jest starszą siostrą Twilight. Że mają wspólnego ojca.
Pomyślmy - Sabrina przeważnie przebywała poza domem, trasa, występy, wiadomo. Może tata Twilight ją sobie "przygruchał" po którymś pokazie i poszedł w siną dal? A może żył wspólnie z Sabriną i tłukł małą Trixie gdy ta nie widziała, aż w końcu obie zostawił dla Twilight Velvet? A może był hulanką za młodu i nawet nie wie, że ma drugą (znaczy pierwszą) córkę? Może Twilight i Trixie się o sobie dowiedziały i księżniczka przysięgła na czarodziejce milczenie? Tylko jeśli tak, to kto ją wtedy zbił? Może jednak Twilight (to chyba było w szkole, a przecież ona też do niej uczęszczała)? Tyle pytań, tak mało wiedzy... Jestem super ciekawy końcowych rozdziałów.

 


Na koniec napiszę jeszcze o szeroko rozumianej stronie technicznej. Jest bardzo dobrze, ale wyłapałem kilka baboli. Nic specjalnego, ot brak odstępu po kropce a przed rozpoczęciem następnego zdania, czy przeciwnie - "podwójna spacja" i może dwie-trzy literówki. Wszystko Panu zaznaczę (tzn. za pomocą tych sugestii, czy jak to się tam nazywa), ale w innym terminie, po przeczytaniu całości. Zabiorę się wówczas powtórnie za czytanie na komputerze (czytam na telefonie), powoli i dokładnie. Mam tylko nadzieję, że czytając po raz drugi tych baboli nie przeoczę. To tyle.
Dziękuję za przeczytanie tego cokolwiek  długiego komentarza (który nawiasem mówiąc i tak jest spoto krtsyz od pierwotnego, bo piszę już po raz kolejny; był gotowy, ale podczas wysyłania nie wiedzieć czemu aż 2/3 się "urwały". Po prostu zniknęły, nie pojawiły się na forum... nie wiem czemu. I kilkaset wyrazów poszło się kochać).
Pozdrawiam. Youkai20 

Edytowano przez Youkai20
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po pierwsze to ja powinienem podziękować Ci za pracę włożoną w to opowiadanie. Wiem, że było jej od groma.

Tak więc dziękuję.

 

Spoiler
Dnia 1.02.2018 o 16:47, Hoffman napisał:

Dodatkowo, taką śmierć (przypuszczam, że chodziło Tobie o śmierć samobójczą) widziałem wówczas jako już troszeczkę ograny motyw w stosunku do postaci Trixie..

 

Nie, bynajmniej. Chodziło mi o śmierć w wypadku lub z przyczyn zdrowotny (w końcu spora część akcji działa się w szpitalu). Albo w wyniku konfrontacji z Twilight. Właśnie nieoczekiwana, tragiczna śmierć akurat gdy wszystko zmierzało ku najlepszemu. Nagła i bezlitosna. Tak okrutnie przewrotna jak życie.

"Tylko smutna historia może prawdziwie poruszyć" (czy jakoś tak) - Cortazar, bodajże w "Grze w klasy".

 

 

 

Dnia 1.02.2018 o 16:47, Hoffman napisał:

Ja naprawdę przepraszam, jeżeli opowiadanie okazało się obraźliwe dla osób cierpiących na depresję

Czy ja brzmię jak ktoś chory na depresję? A myślałem, że dobrze udaję optymistę... (przynajmniej w internecie).

 

Dnia 1.02.2018 o 16:47, Hoffman napisał:

Ona według Pinkie dopiero mogłaby się jej nabawić, gdyby dalej była nieśmiała/ niepewna, izolowała się od innych albo nie miała wokół siebie wsparcia w postaci przyjaciół.

:(

więc to tak

szkoda że nie wiedziałem wcześniej

 

Dnia 1.02.2018 o 16:47, Hoffman napisał:

Niemniej, jeżeli przez cały ten czas tyle różnych osób tak tego nie zinterpretowało, to uznaję, że marnie ten motyw opisałem i potrzebuję więcej praktyki, potrzebuję inaczej pisać o danych zagadnieniach. Mniej "swoich" skrótów myślowych, mniej fanaberii, więcej uniwersalności (?), aby jak najwięcej czytelników i czytelniczek zrozumiało o co mi chodzi, a nie tylko żebym ja rozumiał co sobie myślę. Ale to już jakiś czas temu przyjąłem do wiadomości.

Nie dąż do uniwersalności! Nie znam się na literaturze, ale coś takiego w muzyce skończyło się popem. Najgorszym gatunkiem muzycznym, wypranym z jakiejkolwiek inwencji twórczej, jakiegokolwiek eksperymentu, jakiegokolwiek aromatu. To co w muzyce się naprawdę kocha, to te elementy których wstawienie wymagało od twórcy odwagi - by podjąć ryzyko, że niektórym mogą one nie pasować. Jeżeli nikt czegoś nienawidzi, to nikt też tego nie kocha.

WIĘCEJ FANABERI, WIĘCEJ SKRÓTÓW MYŚLOWYCH. Norwid nie jest uważany za wybitnego poetę, gdyż każdy mógł zrozumieć jego wiersze.

 

Dobra, co do leczenia depresji mikserem, kucki żyją w dobrym, przyjaznym świecie i nie mają zbyt często depresji, tylko... no nazwijmy to "chwilowym dołkiem", tak jak pisałeś. Takie coś można by wyleczyć Pinkaczem. Tutaj przyznam rację, byłem trochę zbyt czepialski. Nie zapamiętałem zbyt dokładnie fragmentu.

 

Co do samego fragmentu... cóż, wygląda na to że został napisany w czasach, gdy nawiązania do cupcakes były jeszcze świeże, niestety każde babeczki prędzej czy później sczerstwieją (czytałem kiedyś artykuł naukowy o czerstwieniu pieczywa 8+/10). Tak więc niezbyt mi przypasował do gustu. Jakoś źle na mnie podziałało to połączenie. Z jednej strony dynamizm charakteru Trixie został potraktowany bardzo poważnie - w końcu jest główną linią fabuły - z drugiej strony, zupełnie nagle pojawia się wiadome nawiązanie.. i tak jakoś do mnie nie trafiło.

Problemem nie jest łamanie praw fizyki przez różową klacz, de facto jest to kanon. Jeżeli chodzi o zestawienie tego specyficznego komizmu z zagadnieniem depresji to nie mam nic przeciwko. Być może moje prywatne załamanie całego klimatu sceny było spowodowane istnieniem linii cupcakes-komizm-depresja, która (w mojej opinii) wygląda kiepsko na samym papierze.

Szczerze mówiąc nie czuję się odpowiednią osobą do dyskusji o literaturze, w tym aspekcie jestem raczej zielony (co z całą pewnością widać w tym poście). Więc wszystko co piszę bierz z sporą dozą dystansu.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 years later...

Długo (to znaczy, długo) myślałam, co by tu napisać. Bo podobało mi się i to bardzo, dlatego też chciałabym dać jakiś rozsądny, długi, satysfakcjonujący komentarz, bo takie najmilej się czyta, a to opowiadanie w moich oczach na to zasługuje.

 

(Mogłabym tu wstawić swoje żale, że przecież ja nie umiem pisać komentarzy, ale nawet jeśli to prawda, to gdybyśmy wszyscy tak sobie mówili, to by już żadnych komentarzy nie było :( a może nawet nie byłoby takich fajnych fanfików - i choćby dlatego warto komentować. Z tego też powodu, po prostu postaram się to skomentować najlepiej jak umiem).

 

Z pewnością poniżej znajdą się jakieś SPOILERY.,

 

Wciąż nie potrafię uporządkować tego, co chcę przekazać, ale...

Tematyka jest trochę znajoma, jednak obiecana jest nam pewna tajemnica. "Prawda", którą powiedziała Trixie, a która co najmniej mocno wstrząsnęła Twilight. Cóż to takiego mogło być, że tak przerażało Księżniczkę?...

To opowiadanie płynie. Miałam wrażenie, że czytam coś profesjonalnego, bo historia zwyczajnie jest spójna i sukcesywnie się ciągnie. Styl jest bardzo ładny, klimatyczny, fanfik trochę serialowy, a trochę poważny (o tym też troszkę później), historia jest interesująca, choćby przez obiecywany sekret, z drugiej strony wątki po prostu ładnie się przeplatają. Całość jest dobrze zaplanowana i wciąga.

 

Poruszyło mnie wiele kwestii, scen.

Spoiler

Aj, ta konfrontacja z Twilight na przyjęciu. Aj, ta Rarity. Aj, ta Applejack!

Zachowanie wielu kucyków wobec Trixie jest po prostu poniżej pewnego poziomu. Czasem po prostu samo życie, czasem najzwyklejsze paskudztwa... Żal mi jej, naprawdę. Chociaż dobrze, że niektóre postacie zachowują resztki jakichś ludzkich... kuczych (chociaż dziwnie się o tym mówi w tym kontekście) uczuć. Szczególnie to zachowanie rodziny, jejku, jakie to potrafi być prawdziwe.

Niektóre z tych rzeczy i tak się lazurowej czarodziejce nie należały, bądźmy szczerzy. W sumie, to dużo kuców traktowało ją tak, bo nic nie mogła zrobić, a sama Twilight zdawała się nie widzieć pewnych spraw.

 

Ta Twilight...

Spoiler

To jest bardzo dobrze wykreowana postać.

 

Zachowanie Twilight wzbudza niemałe podejrzenia i porusza. Już po lekturze, był to dla mnie wątek, nad którym zastanawiałam się najbardziej. Bo kiedy już wiedziałam, znałam treść tej wiadomości, chciałam zrozumieć jej zachowanie. Wnioski, do których doszłam, są pewnie trochę absurdalne, ale można to traktować jako teorię ;)

 

Zdałam sobie sprawę, że Twilight na samym początku doskonale odnajduje się w swojej roli. Dlaczego, skoro zachowuje się potem tak okropnie (nie można powiedzieć, że nie)?

Otóż, Twilight uwierzyła Trixie. I ciągle jestem pod wrażeniem tego faktu.

Bo ta "prawda" nie jest czymś, w co łatwo uwierzyć, szczególnie, kiedy wychodzi od kłamliwej czarodziejki znajdującej się na dnie, a która już kiedyś obiecywała poprawę... To w ogóle bardzo ciekawa sprawa, bo moim zdaniem lawendowa klacz właśnie widzi sprawę wielowymiarowo - tylko temu zaprzecza, gdyż jej wizja nie pokrywa się z wizją, którą moralnie sama chciałaby widzieć. Może której, wyobraża sobie, oczekuje od niej Celestia?

Otóż, gdyby nie uwierzyła lazurowej jednorożec - co było zresztą wyjściem raczej najłatwiejszym - mogłaby sobie co najwyżej pomyśleć "Jaka ona jest żałosna, zmyślając takie rzeczy". Nie od dziś wiadomo, że Trixie kłamie (oczywista oczywistość, wiem, wiem...), a treść raczej nie brzmi przekonująco.

Zdałam sobie sprawę, że alicorn nie przywykła i nie chciała myśleć o sobie jako Księżniczce i nie chciała stawiać się wyżej od iluzjonistki (co znowu byłoby prostsze, zwyczajnie ją zignorować). Postawiła siebie na równi i zaczęła nad problemem faktycznie rozmyślać. To nie tak, że traktowała Trixie jako swego największego wroga. Problemy Twilight wcale nie zaczęły w momencie, w którym odczytała ten list. To bardzo ciekawe w kontekście całego opowiadania, gdyż obie klacze muszą się mierzyć ze swoimi problemami, którym, wcale nie jest ta straszna "prawda". Bo to nie jest "ich prawda".

Aczkolwiek, wciąż nadała kierunek temu, w którym miejscu się znalazły.

 

Jeśli chodzi o kontrowersyjne pomysły.

 

Sławna scena leczenia depresji poprzez łaskotki.

To nie tak, że mnie to w jakiś sposób uraziło, ale myślę, że zaniża poziom poprzez kontrast. Ot, w jeden scenie wyobrażam sobie dosyć poważne problemy Trixie, biedę, którą cierpi, problemy zdrowotne, z którymi się zmaga, warunki, które zmuszają ją do picia wody z kałuży - a w drugiej iście kreskówkową (choć dość serialową) scenę z Pinkie Pie z jakąś subtelną aluzją do babeczek w tle (albo do Globoxa, ojeju! :O ). Myślę, że dało się tą scenę rozegrać nieco inaczej, ale tu już nie ma co sprawy roztrząsać Nie "niszczy" tego opowiadania, to najważniejsze

 

Za to scena z ogierem w szpitalu mi się bardzo podobała. Może się głupio przyznawać, ale wzruszyłam się do tego stopnia, że łzy mi ciekły czytając (taka beksa ze mnie).
Wiadomo, że rodzina była bogata i mogła sobie na to pozwolić. Ale wydaje mi się, że to nie to było dla pegaza najważniejsze. Tylko, że ktoś zrozumiał.

Ktoś wybaczył. Ktoś był. On brał na siebie ten ciężar, może sam już zapominając, że nie musi nikomu nic udowadniać, bo to nie za to go kochają. Może myślał, że to z litości? On sam od siebie odtrącał rodzinę, przyjaciół i być może potrzebował w ogóle takiej zachęty, by otworzyć pudełko. Mam wrażenie, że tu wcale nie chodziło o prezent, ale o ten list, o tę wiadomość, że nikogo nie zawiódł.

 

Ze scen, które mi się podobały: prezent Sabriny dla Trixie (w ogóle bardzo ładne imiona, może mało kucykowe, ale zupełnie potrafię wyobrazić sobie ród Lulamoon z tradycją właśnie takich nieco nietypowych imion. Trixie to przecież też nawet niebanalny pseudonim w Equestrii). Może to ja jestem za bardzo romantyczna, że do tego stopnia wzruszają mnie takie rzeczy, ale co ja poradzę :( W ogóle motyw matki ametystookiej ( ;) ) jest świetny.

Co prawda, w pewnym momencie zaczęłam podejrzewać taką możliwość na tę PRAWDĘ, ale jestem pod wrażeniem, że to rozwiązanie faktycznie występuje w opowiadaniu!!! :D

 

W tym fanfiku jest w ogóle tak dużo dobrych motywów, rozmów, pomysłów, scen, mogłabym wymieniać i wymieniać, gdyż dużo z tych rzeczy zostało zrealizowanych TAK DOBRZE. I ten Spike (biedny swoją drogą), ta Celestia, Księżniczka Przyjaźni, która obawia się koszmaru, rozmowa Twilight z jednym ze swoich strażników (jedna z najlepszych scen moim zdaniem), Trixie, próbująca odbudować swoją reputację, a jednocześnie znajdująca nareszcie przyjaciół, bliskich, te powiązania Twilight i Trixie (o wiele lepsze niż oklepane i raczej nielubiane przeze mnie Twilight x Trixie), rozmowy Twilight z Veronicą, do jakiego stopnia Trixie czuła się w obowiązku do matki, jak bardzo tę matkę kochała i jak kochana przez nią była, w pewien sposób otwarte na nowe domysły zakończenie...

 

Jeśli chodzi o końcówkę, słowa Twilight po prostu są piękne. Wspaniałe. Tak jak cały ten tekst.

 

Naprawdę, mogłabym tyle dobrych słów o tym napisać. To jest jeden z lepszych technicznie i pomysłowo fanfików, w którym czuje się jednocześnie obie rzeczy:

1. Że to jest fanfik.

2. Że to jest dobra opowieść.

 

Uwielbiam, kiedy tekst gra mi na emocjach. No co ja się będę bawić, kocham to opowiadanie :D Naprawdę. Jeju jej.

Mogę tylko żałować, że przeczytałam tak późno. Z drugiej strony, usiadłam do tego "na poważnie", a nie na byle szkolnej przerwie albo wychowawczej, co się temu opowiadaniu bezwzględnie należy :)

 

Czuję się zobligowana, żeby to opowiadanie POLECIĆ WSZYSTKIM GORĄCO, jeśli ktoś jeszcze popełnił taki grzech i nie przeczytał aż do tej pory :/ Szczególnie fanom Trixie (a jeszcze szczególniej fanom Trixie wczesnofandomowej).

Nie wiem, jaki jest stosunek autora do tego opowiadania już po takim okresie czasu, ale jak dla mnie wyszło naprawdę wspaniale. Właśnie dla takich tekstów warto czytać fanfiki.

 

Przypomnę może ten nieco już zapomniany (oby nie) zwyczaj i ODDAM TAG NA [EPIC].

Edytowano przez Nika
  • +1 2
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Przeczytany prolog i rozdział I

 

Beware the spoilers!

 

W związku z pewną umową Cahan wyznacza mi oneshoty lub rozdziały fanfików do czytania i na pierwszy ogień poszło właśnie to dzieło. Podchodziłem do niego mając pewność co do jednego - styl i forma będą najwyższej próby. I tak też jest. Jeżeli zaś chodzi o fabułę czy bohaterów, no tutaj była to już pełna niewiadoma. W każdym razie zapoznałem się z pierwszą partią tekstu i muszę powiedzieć, iż fanfik póki co absolutnie do mnie nie przemawia. Może powodem jest motyw Trixie, która straciła wszystko i nienawidzą jej wszędzie. W sumie nie wiem jak wieści o jej starciach z Twilight rozniosłyby aż tak daleko, no i dlaczego miałyby aż taki wpływ na zachowanie innych. Może dlatego, iż nie odpowiada mi zupełnie kreacja która została wymyślona dla Twilight. Naturalnie nie mam nic przeciwko, że autor przedstawia bohaterkę znaną z serialu po swojemu, bo OOC jest zwykle dobrym pomysłem. Tu jednak razi mi straszliwą sztucznością, jest to jednak wrażenie subiektywne. No i oczywiście sugestie, że Twilight jest równa Celestii - tu już byłem wręcz oburzony, iż jakiś Alikorn po GMI ma czelność uważać sie za równą Pani Słońca :D. Ale tak, to też subiektywne wrażenie.

 

O fabule jak na razie za wiele nie wiem, wszystko się dopiero zawiązuje i nie podejmuję się zgadywać co będzie dalej. Jest po prostu za dużo możliwości. Jak mówiłem, opowiadanie mnie nie kupiło początkiem, zdecydowanie nie jestem targetem i szczerze mówiąc nie wiem jeszcze czy będę czytał dalej. Chociaż pewnie tak, choćby po to by zachwycać się formą i stylem, więc wtedy wypiszę kolejna wrażenia z lektury.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Za niespełna dwa miesiące będziemy dokładnie pięć lat po rozpoczęciu publikacji fanfika, a kreacja Twilight, jak widzę, nadal budzi przeróżne, wręcz skrajne reakcje, z czego, zwłaszcza z perspektywy czasu, mam sporo satysfakcji, nie powiem, że nie :D

 

@Nika, @Dolar84 Bardzo Wam dziękuję za najnowsze komentarze, w tym pochwały dotyczące formy, aczkolwiek zwracam uwagę, że była ona możliwa do osiągnięcia dzięki prereaderom oraz korektorom, których skład na przestrzeni fanfika oczywiście zmieniał się, ale sumarycznie był najliczniejszy jak do tej pory. To również dzięki ich pracy i wsparciu opowiadanie wygląda tak jak wygląda ;)

 

Wydaje mi się, że na początku pisania jednak nie zdawałem sobie sprawy z tego jak duże ryzyko podejmuję, decydując się na realizację swojego pomysłu 1:1, bez żadnych kompromisów. Aczkolwiek, gdybym mógł cofnąć się w czasie, napisałbym to opowiadanie dokładnie tak samo, ze wszystkimi babolami, które popełniłem i do których się przyznaję (Nika wspomniała o tych wątkach, jako o kontrowersyjnych pomysłach, o to mi chodzi ;)). Od dłuższego czasu bardzo chciałem takie opowiadanie napisać – z Trixie w takim, a nie innym położeniu, z otoczeniem nastawionym do niej w taki właśnie osób, z Twilight w roli antagonistki, częściowo skonfliktowanej, ale generalnie postępującej tak nie do końca wiadomo dlaczego, a co miało znaleźć wyjaśnienie później.

 



Luna wie o co chodzi.

 

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Zabierając się za ten fanfik, spodziewałem się smutnej historii o Trixie, która musi wygrzebać się z życiowego dołka i pogodzić z przeszłością. A wszystko to pod okiem świeżo upieczonej księżniczki przyjaźni. Jednak póki nie zacząłem czytać, nie spodziewałem się, że dostanę tak głęboką, wzruszającą i wielowątkową historię, która trzymała bardzo wysoki poziom w każdym zdaniu. Taką, która skłania do przemyśleń, pozostawia wiele niedopowiedzeń, aż do samego końca, gdzie wszystkie wątki zbiegają się w jedno. Ale po kolei, bo jest tego naprawdę dużo i ciężko mi to zebrać w słowa. Uwaga na spoilery  

 

Siła tego fanfika drzemie w trzech punktach (dobra, czterech, z formą, ale o tym później), które stoją na bardzo wysokim poziomie i doskonale ze sobą współgrają, uzupełniając się wzajemnie. Są to postacie, fabuła i narracja. Tak, wiem, że to elementy składowe każdego fika, ale tu po prostu jest to zrobione mocarnie. Fanfik zwyczajnie wciąga, nie pozwalając się oderwać. Przeplata wątki przeszłości Trixie, jej cierpienie, próby powrotu do społeczeństwa, niechęć ksieżniczki przyjaźni do magiczki, oraz śledztwo Twilight mające udowodnić, że Trixie dalej kłamie.  Co więcej, mamy w fanfiku wiele sekretów i niedopowiedzeń.

Spoiler

-Co takiego napisała Trixie do Twilight, że ta jest dalej wściekła?

- Co takiego łączy te dwie klacze

- Co sprawiło, ze Trixie jest jaka jest?

- Czemu Twilight zachowuje się jak nie ona?

Tego wszystkiego się dowiadujemy, ale czasami trwa to cały fik, a czasami tylko kilkanaście stron. Bywa jednak, że odpowiedzi na pytania jakie stawia sobie czytelnik, rodzą kolejne pytania. Do tego stopnia, że podczas lektury nie byłem do końca pewien, czy to co myślę jest prawdą. Choć nie pomyliłem się co do jednej kwestii. Mianowicie czemu Twilight jest taka wredna, nieczuła i czemu odtrąca Trixie. I choć to dziwne zachowanie jak na księżniczkę przyjaźni, to jest ono logicznie podbudowane i brzmi sensownie.

Swoją drogą, Twilight ta wersja Twilight jest naprawde dobrze zrobiona i świetnie dopasowana do treści fika. Jej wątpliwości, miotanie się, gniew... To takie dziwne i rodzące tyle pytań, a zarazem, trochę do niej pasujące. 

Podczas gdy Twilight próbuje zdobyć informacje, których tak bardzo pragnie, czytelnik ma okazje obserwować jak biedna, słaba i przegrana Trixie próbuje zmienić swoje życie. nie odcina się od przeszłości, ale bardzo chce się zmienić. Początkowo pomaga jej w tym Fluttershy i Pinkie, a później dołączają do nich pozostałe postacie i reszta miejscowych. A Trixie sama w sobie pokazuje chęć i wolę do zmian. Świetnie to ukazują trzy sceny, powiązane w pewnym stopniu ze sobą. 

Spoiler

- Scena kiedy Trixie próbuje pocieszać ogiera beż skrzydła.

- Scena kiedy Pinkie pociesza tego samego ogiera, a Trixie się temu przygląda, nie mogąc za bardzo pomóc.

- Scena kiedy Trixie zabawia dzieci w szpitalu. 

Ona nie tylko sama próbuje swych sił na krętej drodze przyjaźni, ale też przyjmuje pomoc od swych nowopoznanych przyjaciółek. 

Za tym wszystkim jest jeszcze przeszłość Trixie. Koleje jej losu, które sprawiły, że Trixie znalazła się w tym miejscu, w którym się znalazła. Tu należy się olbrzymia pochwała za stworzenie rodziny Trixie. A już zwłaszcza za Sabrinę (piękne imię, swoją drogą). To jest wspaniała postać i cudowna matka. Gotowa bronić swej córki i poświecić dla niej wszystko. Pięknie to widać w prezencie jaki daje swojej córce na święta. 

Spoiler

Przez to nie mogłem do końca uwierzyć, ze była skłonna uwieść Night Lighta, lecz nawet podoba mi się ten pomysł. 

Z postaci, których dotychczas nie wymieniłem, na uwagę zasługuje Rarity. Pod hojnością, kulturą osobistą i wdziękiem kryje się wyrachowana klacz, która nie boi się wykorzystywać wszystkich, nawet przyjaciółek. Trochę to odstaje od pozostałych z Mane 6, ale z drugiej strony pasuje do tej postaci i do tego fika, gdzie ani dobro, ani zło nie jest czarno białe. 

Do tego wszystkiego mamy naprawdę dobrze stworzone opisy uczuć Trixie. Czuć smutek wylewajacy się z jej postaci i jej szczęście kiedy zdobędzie przyjaciółki albo zrobi coś dobrego. 

 

Nie wypowiem się tylko o formie, gdyż czytałem na czytniku. A niestety pobieranie docsa jako epuba kończy się nadprogramowymi spacjami w losowych miejscach. Już samo to poddałoby w wątpliwość wszystko co bym zauważył. 

 

Podsumowując, to był fanfik, który bardzo ciężko mi było skomentować, przez wywołujące we mnie emocje. Podsumuję go więc  tak: To wprost przecudowne, świetnie zbudowane dzieło, które pochłania bez reszty. Jest to smutne i miejscami przytłaczające opowiadanie, które jednak nie uderza w przesadny i wymuszony smutek, przeplatając go scenami spokoju i szczęścia. Do tego daje całą masę naprawdę przyjemnych bohaterów, a już zwłaszcza wielką rolę dla Trixie. Zdecydowanie fik ten wart jest polecenia i głosu na Epic. 

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...