Skocz do zawartości

Jutro [One-shot][Slice of Life][Sad]


Recommended Posts

https://docs.google.com/document/d/1_bqkenp-SDgd-8paATG2V2PjAckGKqs_gDL5IdtaFyc/edit

 

Pierwsza Kinga próba w pisaniu. Krótka, dość prosta jednorazówka o pewnym młodym źrebaku, który przez pewien czas musiał mieszkać z ojcem. Ale to bez spoilera.

Dziękuję Zodiakowi za prereading i korektę, a także opinię.

Edytowano przez Kingofhills
  • +1 8
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To naprawdę jest twoje pierwsze podejście do pisania?

Fanfik jest dobry, chociaż może lepiej byłoby powiedzieć: świetny.
Jeżeli to twój debiut to ci się udało, bo mało które one-shoty chce mi się czytać, a tego pochłonąłem z nieskrywaną przyjemnością. Naprawdę dobrze ci idzie tworzenie atmosfery. Choć wyłapałem jeden czy dwa błędy, to nie przeszkadzało to aż tak w odbiorze.


Krótko mówiąc: pisz więcej, bo zapowiadasz się naprawdę dobrze :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

KoH udaje martwego a tak na prawdę żyje i ma się dobrze. I jeszcze niezłe fanfiki pisze :P

 

Spodziewałem się jakiegoś gniota i marnej próby pisania, jak robi to 90% ludzi piszących swój pierwszy tekst no ale... zaskoczyłeś mnie ^^ Jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. 

 

Masz potencjał. Mamy nadzieję, że na jednym tekście się nie skończy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu Omega napisał:

To naprawdę jest twoje pierwsze podejście do pisania?

Fanfik jest dobry, chociaż może lepiej byłoby powiedzieć: świetny.
Jeżeli to twój debiut to ci się udało, bo mało które one-shoty chce mi się czytać, a tego pochłonąłem z nieskrywaną przyjemnością. Naprawdę dobrze ci idzie tworzenie atmosfery. Choć wyłapałem jeden czy dwa błędy, to nie przeszkadzało to aż tak w odbiorze.


Krótko mówiąc: pisz więcej, bo zapowiadasz się naprawdę dobrze :)

Korekta: Pierwsze poważne podejście do pisania. Wprawdzie pisałem kiedyś, u samych początków przygody w fandomie, jakiegoś fanfika (i to nawet nie na tym forum), ale powiedzmy sobie szczerze - między tamtym okresem a dzisiaj minęło bardzo dużo czasu, sam się sporo nauczyłem i generalnie porównanie wychodzi jak niebo i ziemia. Dosłownie jakby poprzedniego fika pisała inna osoba. A przynajmniej takie mam wrażenie.

 

Warto zresztą mieć na uwadze, że przed napisaniem tego fika nabrałem dość sporo doświadczenia literackiego w tłumaczeniu Fallout Equestria: Project Horizons. Poziom tamtejszych wypowiedzi z pewnością miał wpływ na kształt tego fika.

 

2 godziny temu FirstChoice napisał:

KoH udaje martwego a tak na prawdę żyje i ma się dobrze. I jeszcze niezłe fanfiki pisze :P

 

Spodziewałem się jakiegoś gniota i marnej próby pisania, jak robi to 90% ludzi piszących swój pierwszy tekst no ale... zaskoczyłeś mnie ^^ Jest dobrze. Nawet bardzo dobrze. 

 

Masz potencjał. Mamy nadzieję, że na jednym tekście się nie skończy.

Dobrze wiedzieć, że uznaje się mnie za martwego. :drurrp:

 

Dzięki za pozytywne opinie. Aczkolwiek chciałbym wiedzieć na przyszłość, jakież to błędy znaleziono.

Edytowano przez Kingofhills
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ładnie Kingu, ładnie. Tego typu fanfiki zdecydowanie nie są w moim typie, jednak nie sposób nie docenić formy. Ładna stylistyka, dobre tempo akcji i przedstawienie postaci. Bardzo dobry niemalże debiut. Tylko mógłbyś komentarze włączyć, bo znalazłam parę niedociągnięć.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu Cahan napisał:

Tylko mógłbyś komentarze włączyć, bo znalazłam parę niedociągnięć.

Niestety mam nieciekawe przeżycia z komentarzami, dlatego też nie chciałem ich włączać.

 

Szczerze mówiąc nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji. Po przeczytaniu pozytywnych opinii postanowiłem sprawdzić, czy faktycznie jest tak dobrze. Nie wiem, jak to jest, że autor dzieła jest o wiele bardziej krytyczny wobec swojego fika niż inne osoby, ale ja od samego początku widzę kiepską stylistykę i zdania, powtórzenia, które można by poprawić. :drurrp:

 

W każdym razie miło mi, że tak się spodobało. Pisać być może jeszcze będę. Nie wiem kiedy i co, ale pewnie będę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten komentarz, do którego zbieram się od dwóch dni, nie jest dla mnie łatwy. Pomijam już merytoryczne zbieranie danych, dwukrotne przeczytanie całości i zastanowienie się, co właściwie przeczytałem, nie o to w trudnościach chodzi. By przybliżyć sprawę, pozwolę sobie na większą niż małą preambułę:

 

 

Nie za bardzo znam Kinga, bo nawet jeśli miałem dwa razy okazję go spotkać, to nie zamieniłem z nim więcej niż dwóch słów. Wiem jednak mniej więcej co tłumaczy, co robi w fandomie i jak mu to wychodzi, no i, bo to tego wniosku wszystko zmierza, doceniam go. Nic do Ciebie, Kingu, nie mam, wręcz przeciwnie, jeszcze jak doliczyć fakt, że czytałeś moje fiki, to w ogóle bogato.

 

Tym smutniejsze jest dla mnie, że to ja będę tym, który przyjdzie, przeczyta opowiadanie i powie, że cesarz jest nagi. Możesz wierzyć lub nie, ale nie ma we mnie teraz ani złośliwości, ani zawiści, bo i nie mam powodu takich mieć. Dlatego nie chcę, byś potraktował mojego, według mnie okrutnego komentarza, jako ataku, bo i ja go w ten sposób nie traktuję. No... chyba wyjaśniłem, co miałem wyjaśnić.

 

 

 

Strony technicznej właściwie nie oceniam, znacznie więcej do powiedzenia jest w kwestii stylu i niektórych, dziwnie brzmiących zdań. O ile całe opowiadanie nie jest specjalnie błędodajne, to zdarza się wiele godnych przeprawienia zdań, czasem na skraju błędu, a czasem ewidentnie pokracznych. Sam coś zaznaczyłem przy drugiej lekturze, ale niewiele.

 

Nie będę jednak zastanawiał się nad kwestiami postawionych poprawnie przecinków i sporadycznych literówek, bo raz, że inni się lepiej na tym znają, a dwa, że jest masa innych spraw do poruszenia.

 

 

Przede wszystkim, pierwszym, co rzuca mi się w oczy przy pierwszym czytaniu, jest ambicja. Według mnie widać jak na dłoni, że chciałeś wstrzelić się w górną półkę, stworzyć coś dobrego, głębokiego i przemyślanego. Nawet trudno mi się dziwić, popracowałeś długo jako niezły tłumacz, przeczytałeś pewnie niejedno, to i wymagania wzrosły, nie tylko względem twórczości innych, ale i swojej. A znaków wspomnianej wyżej ambicji jest od groma – skupiona na życiowych mądrościach i refleksji narracja, tematyka choroby, próba wywołania mocnych emocji, dużo tego.

Problem w tym, że dla mnie, niestety, produkt końcowy nie jest znakomitą literaturą, w którą celował, ale jej lichą imitacją. Nie chodzi już nawet (na szczęście!) o to, że pod pozorem głębi i obcowania z tuzinami znanych i nieznanych muz, tworzy się "Dzieło", które na dobrą sprawę niczego nie pokazuje, ale aspiruje do sztuki wysokiej. Nie, o to Cię nie podejrzewam, zresztą nie muszę, bo widzę, że nie w tym rzecz. Jak dla mnie bardzo próbowałeś, ale zwyczajnie nie dałeś sobie rady. Poszedłeś drogą, która byłaby słuszna i dobra, gdyby starczyło Ci umiejętności i finezji, a tej, nie tyle że nie masz, ale zwyczajnie potrzebujesz więcej. Jestem przekonany, że jak potrenujesz, to je zdobędziesz, dlatego nie ma się czym przejmować. Nawet kilka nadzwyczaj udanych fragmentów na to wskazuje.

 

Dobra, ale rzucam kule ognia niezadowolenia i dziwne diagnozy, zanim czymkolwiek je poparłem. Już tłumaczę, jakie są według mnie problemy tego opowiadania.

 

 

Przede wszystkim wspomniana już wyżej narracja, sugerująca, że dostaniemy tu jakieś celne przemyślenia nad naturą rzeczy, życiowe rady, jakaś literacką wizję świata. Ok, tak naprawdę tego typu zabiegi potrafią bardzo wywyższyć tekst, jeśli, no właśnie, rzucana treść zdaje egzamin. W którymś eseju o pisarstwie sprzed kilkudziesięciu lat przeczytałem, że żadne warsztaty, zabiegi oraz ozdoby nie zastąpią najważniejszej rzeczy – mieć coś do powiedzenia. Gwoli ścisłości nie podejrzewam Cię o to, że nie masz nic do powiedzenia, nawet to opowiadanie zdradza, że jest inaczej. Po prostu, według mnie, sam do końca nie wiesz, co chcesz powiedzieć, ewentualnie nie do końca przemyślałeś sobie, co takiego mówisz. A może jedno i drugie?

 

Większość przemyśleń bowiem ma jeden z dwóch problemów. Albo nie są specjalni odkrywcze, albo są zbyt zagmatwane i niejasne, tak bardzo, że ciężko właściwie dojść, do czego z nimi zmierzasz. Na zmianę oba wrażenia odczułem przy pierwszych dwóch akapitach. Pierwszy niósł jakieś przesłanie, ale dziwnie i chaotycznie przedstawione, a drugi był zbiorem mało odkrywczych oczywistości. Tak najczęściej kończyły takie fragmenty.

Choć, zwracam honor, nie zawsze. Krótki opis prokrastynacji Frost Ringa wypadł przekonująco i pozytywnie nastroił do "próżniaka", którego mieliśmy poznać. a fragment z dalszej części, który pozwolę sobie zacytować w całości, wypadł naprawdę świetnie:

Cytuj

Czy to ból fizyczny, czy egzystencjalny, przychodziło się tu po remedium, lekarstwo. Pozostawało pytanie, czy owe lekarstwo zawsze istniało.

 

Niby nic, niby taki prosty wniosek, ale już daje do myślenia i rusza jakieś emocje. Przyjść po lekarstwo, którego nie ma, przykra sprawa, jedno z większych rozczarowań, jakie można przeżyć, a przecież takie sytuacje zdarzają się notorycznie. Gdyby tekst był naszpikowany takimi fragmentami jak ten, to kiwałbym z podziwem głową, zamiast Cię bić.

 

A swoją drogą zamknięcie klamrą całkiem pomysłowe. Gdyby tylko ten pierwszy akapit wypadł lepiej... Jak mówiłem, chyba za bardzo chciałeś.

 

 

 

Problem z narracją, jej stylizacją i przesłaniem jest jednak powszechny, nawet wśród zawodowców. Wszystko wskazuje na to, że do większości ten tekst dotarł, więc być może czepiam się na wyrost. Dlatego jako drugi zarzut rzucę najcięższe co mam, bo o ile tamto to niedoświadczenie, to tutaj mogłeś postarać się znacznie bardziej.

 

Sytuacja jest niewiarygodna psychologicznie. W ogóle cała wizja mocno kuleje. Przede wszystkim głównym bohater – cholera, on ma tylko osiem lat. To już całkiem spore dziecko, fakt, ale wciąż dziecko. Tak długie ignorowanie obecności matki jest absolutnie nierealne, nie da si go usprawiedliwić największą prokrastynacją. Nawet jeśli matka była surowa i wymagająca, to ośmioletni chłopiec (czy tam źrebak, uważam, że to izomorfizm) bardzo dotkliwie odczuje jej brak, nawet jeśli gdzieś tam ucieszy się, że ma teraz wolność, to tęsknota nie pojawi się później, jako jakieś powoli rodzące się uczucie, tylko jego świat niemal od razu zadrży w posadach. Wszystko to rujnuje cokolwiek, bo pierwsze "jutro" opowiadania traci wydźwięk.

 

W ten sposób ciężko też dojść do motywacji ojca, który zachowuje się nie zmianę, jakby chciał zostawić sytuację taką, jaką ją zastał, a innym razem wyciągnąć syna do matki. A potem, gdy dochodzi do konfrontacji, pęka i zgadza się zaprowadzić syna. Z jednej strony współgra to z listem, który otrzymał, ale kompletnie nie z całym wcześniejszym zachowaniem.

 

A motyw, że Frost dopiero zaczyna coś robić po przeczytaniu smutnego listu... wypadł źle. Co więcej fragment "pobudziła uśpione dotąd komórki ciekawości." ... Yhh...Kurcze, gdy komuś wali się rodzina, ciekawość jest jedną z jego ostatnich motywacji. Wyszedł taki teatrzyk, gdzie każdemu pomieszały się role.

 

Matka wypadła stosunkowo najlepiej, była chora, kochała swojego syna, więc wolała zostać przez niego zapamiętana jako silna, stanowcza klacz, niż chodzący szkielet. Sensowne, logiczne, możliwe do wytłumaczenia. Fakt, jej przemiana trochę zgrzytała i dokonała się za szybko, moim zdaniem albo powinna czekać tam na niego ze łzami w oczach i w ogóle nie pamiętać o dalszych planach, albo powoli się przełamywać. Jednak to krótkie opowiadanie, więc nie ma się znowu o co pieklić.

 

Jak wspomniałem – styl to może i kwestia gustu, więc drobniejsza sprawa. Tutaj jednak uważam kreacje postaci za co najmniej wypadek przy pracy i zachęcam do większego przyłożenia się następnym razem.

 

 

 

Ostatnia rzecz dotyczy ogólnej konstrukcji. Zaletą tego opowiadania jest to, że nie ma jednego, sztywnego, najczęściej przerabianego po wielokroć tematu. Jest trochę śmiertelnej choroby, trochę wstydu o własne umieranie, trochę rodzinnych problemów w obliczy tragedii, trochę odkładania wszystkiego na później i ignorowania własnych problemów (tytuł sugeruje, że to wątek główny). Niestety, wielka zaleta jest i wielką wadą, bo przy niewiarygodności motywów, "dźwięki" tematów nie współgrają ze sobą. Obrazowo porównałbym to do nienastrojonego pianina, gdzie miast eleganckiego akordu, bo naciśnięciu odpowiednich klawiszy słuchać drażniącą wibrację. Ewentualnie pasuje też obraz machiny złożonej z potężnych systemów, rur i drutów, a wszystko sklecone silwertejpem jak popadnie.

 

Bo prokrastynacja miałaby sens, gdyby nie dotyczyła dziecka i szła w parze  wyrzutami sumienia. Rodzinna tragedia dopełniłaby obrazu, gdyby wyglądała realistycznie i naturalnie, a nie była koncertem niejasnych motywacji. Śmiertelna choroba broni się, ale nie jest to jakiś trudny lub specjalnie szlachetny wątek. Co więcej sądzę, że kwestia przemyśleń i stylu zawodzi właśnie ze względu na ten dobór i pozbawione podpory zachowania. Tu właśnie leży problem, na tej kwestii powinieneś się o wiele mocniej skupić następnym razem.

 

 

Naprodukowałem się, napisałem wiele cierpkich słów na temat tego, co się w opowiadaniu nie udało. Mógłbym teraz Cię pocieszać, że jednak wypadło całkiem nieźle, że ma swoje walory, jak widać nieźle się podoba, ale zastosuję inną metodę. Według mnie znacznie bardziej niż poklepania po plecach potrzebujesz paru wskazówek, na co w przyszłości zwracać uwagę.

 

– Myśl co piszesz na poziomie akapitów i zdań, bo jak widać kilka dobrych wypowiedzi wywyższało ten fik, a niejedna zła znacznie osłabiła.

– Nie mówię, że musisz konsultować wszystko z "Wielką Księgą Psychologii, Motywacji i Poprawności Intencji", bo raz, że takie podręczniki są jakie są, a dwa, że do wszystkiego można dojść samemu. Po prostu dokładnie się zastanów, na ile wiarygodnie i logicznie układają się zachowania i myśli bohaterów. Jeśli z tym sobie poradzisz, z miejsca staniesz się o parę klas lepszy.

– Przemyśl też konstrukcje całości, bardziej świadomie podchodź do wątków, które wybierasz, staraj się je jakoś złożyć. W tym fiku wybrałeś dobry zestaw, ale już z jego realizacją wyszło gorzej. Sądzę jednak, że tego nauczysz się z czasem.

– Rzecz jasna standardowa porada dla każdego – świadomie czytaj, oglądaj, poznawaj różne treści, możliwie jak najmocniej je analizując. Nie ważne, czy to książki, filmy, gry komputerowe, seriale, przedstawienia teatralne, wykłady, artykuły w gazetach, wszystko może być materiałem do nauki. A uczyć się, stety-niestety, trzeba.

 

 

Tak oto doszedłem do końca tego komentarza. Prawdę mówiąc, czuję się lepiej niż przed jego pisaniem, miałem wrażenie, że wyjdzie to bardziej, jakbym się nad Tobą złośliwie znęcał. Naprawdę jednak sądzę, że jeśli tylko masz motywację, to umiejętności nawet nie tyle zdobędziesz, co uzupełnisz. Lepiej dla Ciebie, by teraz, na początku ktoś powiedział Ci, że jeszcze nie jesteś gotowy do pewnych rzeczy, niż byśmy wszyscy mieli adorować Twoją twórczość. Tak czy inaczej nie przejmuj się, bo według mnie jeszcze zobaczymy pełen zestaw Twoich możliwości.

 

 

Pozdrawiam najcieplej!

 

PS: Ach... i czytałem kiedyś początek Twoich starych tekstów, jeszcze na tym innym, zapomnianym forum. Tym bardziej zdziwiło mnie, jak napisałeś o debiucie. Dobrze, że już to wyjaśniłeś.

 

PPS: Łatwo się też domyślić, że to ja jestem "komentatorem niespodzianką". Tak dodaję, by nie było wątpliwości.

 

 

 

  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

EDIT: Kingu nie umie w cytaty i spoilery, toteż formatowanie może być nieco pokiełbaszone. Nie chce mi się już tego zmieniać, więc po prostu wyrażę nadzieję, że jakoś uda się odczytać, co jest cytatem, a co nie.

 

Zaprawdę, dobry jest dziś dzień. Trudno o lepszą rzecz dla początkującego pisarza niż rozwlekły, dokładny, krytyczny komentarz od jednego z najbardziej znanych pisarzy fandomu. Szczerze mówiąc nie zastanawiałem się nad tym, kto będzie ową niespodzianką - postanowiłem nie wnikać w to za bardzo, żeby faktycznie była to niespodzianka. No i się udało.

 

Muszę przyznać, że pomimo oczywistej krytyki czytało mi się twój komentarz bardzo miło. Może to dlatego, że idealnie lałeś wodę od początku (Ten wstęp na trzy akapity... :D), starałeś się załagodzić jak najbardziej swoją opinię, a wyszło na to, że ciężko byłoby mi się obrazić za jakąkolwiek, potocznie mówiąc, "zj**kę" - każdy negatyw zaraz usprawiedliwiałeś argumentami, które były logiczne z punktu widzenia czytelnika/kogoś, kto w fanfikach siedzi już jakiś czas.

 

Ale mimo wszystko jestem skłonny nie zgodzić się z paroma twoimi argumentami. Większość oczywiście ma swoje miejsce i sens, aczkolwiek z paroma z nich jestem skłonny polemizować. Przykłady poniżej, nie po kolei.

 

Cytuj

 

Sytuacja jest niewiarygodna psychologicznie. W ogóle cała wizja mocno kuleje. Przede wszystkim głównym bohater – cholera, on ma tylko osiem lat. To już całkiem spore dziecko, fakt, ale wciąż dziecko. Tak długie ignorowanie obecności matki jest absolutnie nierealne, nie da si go usprawiedliwić największą prokrastynacją. Nawet jeśli matka była surowa i wymagająca, to ośmioletni chłopiec (czy tam źrebak, uważam, że to izomorfizm) bardzo dotkliwie odczuje jej brak, nawet jeśli gdzieś tam ucieszy się, że ma teraz wolność, to tęsknota nie pojawi się później, jako jakieś powoli rodzące się uczucie, tylko jego świat niemal od razu zadrży w posadach. Wszystko to rujnuje cokolwiek, bo pierwsze "jutro" opowiadania traci wydźwięk.

 

 

Zabawna sprawa z tym argumentem. Kiedy pisałem ów fragment, miałem w głowie konkretną wizję - przyznam się szczerze, że poczułem się wtedy trochę jak plagiator - wizję Cezarego Baryki z Przedwiośnia. Tuszę, że czytałeś. Jeżeli nie, to [SPOILERY!]:

 

Młody Cezary mieszka w Baku, w południowej części Rosji z lat 1900-1920. W czasie pobytu tam jego ojciec wyjeżdża na wojnę, pozostawiając młodego samego z matką. Tutaj rozłąka trwała o wiele dłużej, bo od początku I wojny światowej do rewolucji bolszewickiej - ponad cztery lata. Przez cały ten czas Cezary jakby zapomniał o ojcu, prawie nie przejmując się jego brakiem, i rozrabiał. Czasem tylko brało go na skruchę, gdy przychodził od jego taty list, ale to było chwilowe.

 

 

Dalszej części nie ma sensu przytaczać, bowiem jest irrelevant. (Tak, uwielbiam anglicyzmy i wtrącenia z innych języków.) Zabawną sprawą jest tu fakt, że wiek Cezarego z czasu trwania wspomnianej powieści nie jest podany dokładnie - szacuje się na ok. 11-13 lat od początku głównego wątku.

 

Ale wracając do głównej myśli: Kiedy pisałem ten fragment, mówiący o tym, że nie brakowało mu matki, miałem w głowie przede wszystkim Cezarego. I wiem, że to tylko fikcja literacka, ale Żeromskiego ciężko posądzić o pisanie nierealistyczne, przynajmniej w moim mniemaniu. Dlatego też zdziwiłem się, gdy czytałem ten argument.

 

 

Cytuj

 

A motyw, że Frost dopiero zaczyna coś robić po przeczytaniu smutnego listu... wypadł źle. Co więcej fragment "pobudziła uśpione dotąd komórki ciekawości." ... Yhh...Kurcze, gdy komuś wali się rodzina, ciekawość jest jedną z jego ostatnich motywacji. Wyszedł taki teatrzyk, gdzie każdemu pomieszały się role.

 

 

Z tym też nie do końca się zgadzam, a przynajmniej od drugiego zdania i dalej. Frost, będąc źrebakiem, nie ma świadomości, w jak złym położeniu znajduje się jego rodzina. Jest niemalże obojętny na fakt, że mieszka tylko z ojcem. Nie zauważa, że coś się przed nim ukrywa (co zresztą nie powinno dziwić). Można przytoczyć argument, że gdyby trochę pomyślał to doszedłby do swoich wniosków wcześniej. Ja zaś odpowiadam: Komu chciałoby się myśleć? Na pewno nie Frostowi. Nigdzie nie napisałem, że był to chwytny źrebak. ;)

 

Oczywiście to są tylko spekulacje. Równie dobrze możesz mieć całkowitą rację. Jako człowiek, który życie zamierza poświęcić na studiowanie i zajmowanie się psychologią stwierdzam, że faktycznie mam o wiele za mało doświadczenia, by dokładnie przewidywać reakcje, jakie normalnie by się pojawiły - a przecież to jest bardzo ważne w każdym opowiadaniu typu "Slice of Life". Tak więc ten argument nie jest zły... ale mimo wszystko nie do końca się zgadzam.

 

 

Cytuj

 

Przede wszystkim, pierwszym, co rzuca mi się w oczy przy pierwszym czytaniu, jest ambicja. Według mnie widać jak na dłoni, że chciałeś wstrzelić się w górną półkę, stworzyć coś dobrego, głębokiego i przemyślanego. Nawet trudno mi się dziwić, popracowałeś długo jako niezły tłumacz, przeczytałeś pewnie niejedno, to i wymagania wzrosły, nie tylko względem twórczości innych, ale i swojej. A znaków wspomnianej wyżej ambicji jest od groma – skupiona na życiowych mądrościach i refleksji narracja, tematyka choroby, próba wywołania mocnych emocji, dużo tego.

Problem w tym, że dla mnie, niestety, produkt końcowy nie jest znakomitą literaturą, w którą celował, ale jej lichą imitacją. Nie chodzi już nawet (na szczęście!) o to, że pod pozorem głębi i obcowania z tuzinami znanych i nieznanych muz, tworzy się "Dzieło", które na dobrą sprawę niczego nie pokazuje, ale aspiruje do sztuki wysokiej. Nie, o to Cię nie podejrzewam, zresztą nie muszę, bo widzę, że nie w tym rzecz. Jak dla mnie bardzo próbowałeś, ale zwyczajnie nie dałeś sobie rady. Poszedłeś drogą, która byłaby słuszna i dobra, gdyby starczyło Ci umiejętności i finezji, a tej, nie tyle że nie masz, ale zwyczajnie potrzebujesz więcej. Jestem przekonany, że jak potrenujesz, to je zdobędziesz, dlatego nie ma się czym przejmować. Nawet kilka nadzwyczaj udanych fragmentów na to wskazuje.

 

 

Trafiłeś w samo sedno już w pierwszym akapicie. Ambicje. Będąc trzy i pół roku w tym fandomie nauczyłem się sporo odnośnie siebie i tego, jak pisać, co pisać, komu pisać. Przez dwa lata tłumaczenia Project Horizons nauczyłem się, jak powinno pisać się dobrą, klimatyczną historię. No i przez ponad rok w stałym kontakcie z osobami, które piszą wiele różnych rzeczy - Cahan i jej krótkie fiki, Zodiak ze swoją "Wiedźmą", Dolar ze swoimi tłumaczeniami, Poulsen - główny tłumacz Fallout Equestria - miałem sporo przykładów, którymi mogłem podążać albo chociaż obserwować.

 

Chciałem dorównać Somberowi (autorowi Project Horizons), pójść jego śladem (Choć w pewnym momencie z mojego idola przeszedł w osobę przeze mnie znienawidzoną, ale to zupełnie inna historia). Jednocześnie wiedziałem, że nie od razu Rzym postawiono. Zamierzałem zacząć od czegoś małego; nie popełniać tego błędu, który popełniłem trzy lata temu: pisząc swojego pierwszego długiego fika, gdzie błędów rzeczowych było w bród, stylistyka nie powalała, a fabuła nie trzymała się kupy.

 

Dlatego napisałem krótkiego one-shota, myśląc sobie - zobaczymy, jak to wyjdzie. I wyszło tak, że przerosło to moje oczekiwania - naprawdę nie spodziewałem się tak pozytywnego odzewu. Zresztą jak pisałem, po przeczytaniu fika kilka dni później wciąż miałem wątpliwości co do oceny ludu, patrząc krytycznym okiem na drobnostki, zdania, które nie pasowały, fabularne głupotki które możnaby rozwiązać lepiej. O nich również wspominałeś w swoim wywodzie i całkowicie się z tobą zgadzam. Ale wracając do tematu: rzeczona ambicja spowodowała faktycznie, że chciałem napisać coś świetnego, coś, co poruszy ludzi. Nie byle komedyjkę na parę minut. Trafiłeś w sedno, powtarzam, w pierwszym akapicie - tematyka jaką obrałem, stylistyka, to wszystko było przygotowane pod napisanie czegoś poważnego.

 

No i tu przychodzi drugi przytoczony przeze mnie akapit, równie doskonale podsumowujący, gdzie jest problem. Zdawałem sobie sprawę, że prędzej czy później ktoś wyleje na mnie kubeł zimnej wody. Ty zrobiłeś to z taktem, a jednocześnie dobrze przekazałeś, co miałeś do przekazania. Dlatego właśnie miło mi się to wszystko czytało.

No, sam rozpisałem się całkiem obszernie. Dzięki jeszcze raz za krytykę. Podsumowanie wezmę sobie do serca, a rady postaram się zapamiętać. Wygląda na to, że to tyle.

 

PS. Pisząc tego posta prawie całkowicie zapomniałem o wcześniejszym fiku. Dlatego dopiero po komentarzu Omegi ("To naprawdę twoje pierwsze podejście do pisania?") nieco się nad tym zastanowiłem. ;)

 

 

Edytowano przez Kingofhills
  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uff... Cieszę się, że załatwiliśmy to jak dżentelmeni. Twoja odpowiedź sprawia mi ogromną radość, nie tylko dlatego, że przyjąłeś do wiadomości moją krytykę, ucieszyło mnie też, że podjąłeś z nią polemikę. Słusznie, słusznie, takim samym przegięciem jest przyjmowanie do wiadomości każdej krytyki, jak i żadnej. Ktokolwiek by nie był krytykującym. Zresztą... jeśli argumenty są sensowne, to traci na znaczeniu, czy recenzentem był uznany twórca, czy ktoś z ulicy. Cieszę się, że w tej sprawie mamy o czym rozmawiać.

 

By pięknie i elegancko zamknąć sprawę odpowiem na krytykę mojej krytyki, nie mam prawdę mówiąc ani sił, ani motywacji do polemiki. Dlatego o każdą z wymienionych przez Ciebie rzeczy nie będę się kłócił, a raczej dokładnie wyjaśniał, co ja miałem na myśli. Już teraz widzę, że otworzy nam to prawdziwą kopalnię tematów, dlatego z góry zastrzegam, że jeden Pan Bóg wie, ile to wszystko zajmie miejsca.

 

Do dzieła:

godzinę temu Kingofhills napisał:

Kiedy pisałem ten fragment, mówiący o tym, że nie brakowało mu matki, miałem w głowie przede wszystkim Cezarego. I wiem, że to tylko fikcja literacka, ale Żeromskiego ciężko posądzić o pisanie nierealistyczne, przynajmniej w moim mniemaniu. Dlatego też zdziwiłem się, gdy czytałem ten argument.

Przede wszystkim, przy całym szacunku dla twórczości Żeromskiego i moim zdaniem całkiem niezłego, choć klasycznie przegadanego "Przedwiośnia", nieraz spotkałem się z negatywnym porównaniem "bohater jak Cezary Baryka". Tak, teoretycznie chodzi tu raczej o bagaż denerwujących cech, niż o niewiarygodną kreację, ale postać wiele razy były krytykowana. Nie mam rzecz jasna zamiaru podważać Twojego argumentu atakiem na kanon lektur. Warto jednak mieć na uwadze, że takie zarzuty stawia się największym tuzom literatury światowej, raz słusznie, a raz nie.

 

A niestety, kreacje psychologiczne, są najczęściej kwestią imponderabiliów, takich ulotnych szczegółów i zachowań, że ciężko je zebrać. Ostatnio znajomy w odpowiedzi na mój zarzut o "wydmuszki" spytał mnie, jak ma z tym walczyć, a ja nie byłem mu w stanie dać konkretnych rad. Choć, co by nie było, jego problem jest trudniejszy, łatwiej naprawić wadliwą kreację, niż zbudować dobrą od podstaw. Frost jednak miał charakter, a że moim zdaniem wyszło to niewiarygodnie...

 

Kolejna, przykra sprawa jest taka, że w literaturze nie ma opcji oddania pełni zawiłości ludzkiej psychiki. Mamy tylko ograniczoną ilość słów i jakoś trzeba sobie radzić. W dodatku różni ludzie podchodzą różnie do problemu – jak bardzo można poświęcać detale motywacji i intencji dla dobra całej konstrukcji i dramatyzmu. Moim zdaniem tak daleko, aż nielogiczności i nieścisłości nie zaczną zatruwać obrazu. Gdzie jednak jest ta granica? Cholera wie, każdy ją definiuje po swojemu. Wątpię więc, byśmy do czegoś doszli w rozmowie, uznaję jednak, że zrobiłeś co zrobiłeś świadomie, co już jest pozytywnym efektem. O wiele wartościowszy w pracy twórczej jest błąd popełniony z własnej intencji, niż przypadkiem.

 

godzinę temu Kingofhills napisał:

Z tym też nie do końca się zgadzam, a przynajmniej od drugiego zdania i dalej. Frost, będąc źrebakiem, nie ma świadomości, w jak złym położeniu znajduje się jego rodzina. Jest niemalże obojętny na fakt, że mieszka tylko z ojcem. Nie zauważa, że coś się przed nim ukrywa (co zresztą nie powinno dziwić). Można przytoczyć argument, że gdyby trochę pomyślał to doszedłby do swoich wniosków wcześniej. Ja zaś odpowiadam: Komu chciałoby się myśleć? Na pewno nie Frostowi. Nigdzie nie napisałem, że był to chwytny źrebak.

Ok, przyjmuję do wiadomości, choć nie ukrywam, że tak wizja średnio mi pasuje. Bohater może nie był zbyt lotny, ale dzieci potrafią niczym papierek lakmusowy reagować na sytuację w domu. Brak lotności brakiem lotności, wolność wolnością, ale brak matki tak długo i dziwne zachowanie ojca wyraźnie ma szansę podkopać stabilny świat, nawet nie od razu z teorią, że ktoś umiera, ale na przykład, że rodzice się ze sobą nie dogadują. Znowu wchodzimy w niuanse, jednak co poradzić, że na nich właśnie buduj się solidność i kunszt. Pewnie moglibyśmy się sprzeczać więcej i mocniej, gdyby opowiadanie było dłuższe, ale na sześciu stronach mamy ledwie jakiś zarys, wątpię więc, byśmy do czegoś konkretnego doszli. Tak czy inaczej – rozumiem, co masz na myśli.

 

godzinę temu Kingofhills napisał:

Jako człowiek, który życie zamierza poświęcić na studiowanie i zajmowanie się psychologią stwierdzam, że faktycznie mam o wiele za mało doświadczenia, by dokładnie przewidywać reakcje, jakie normalnie by się pojawiły - a przecież to jest bardzo ważne w każdym opowiadaniu typu "Slice of Life".

Łohoho, to jest dopiero problem wielkiego kalibru. Tak naprawdę pisarz musi działać jak, przechodząc na chwilę do języka informatyki, emulator. Nie mamy możliwości przeżyć wszystkie, zobrazować i przetestować każdych emocji, jesteśmy ograniczeni wyłącznie bagażem naszych doświadczeń. Ja na przykład sądzę, że większość mojego życia to straszne nudy, jak więc ulepić na podstawie tego jakąś pasjonującą historię? Nie tylko chodzi o doświadczenie życiowe, ale stałą pracę nad rozumem, empatią i wyobraźnią, by z małych życiowych obserwacji i doświadczeń umieć zbudować wielką konstrukcję.

 

Tak naprawdę mało mamy możliwości, by zweryfikować zachowanie w takich sytuacjach kryzysowych. Często to kwestia znakomitego wykonania, przedstawienie nowej palety emocji z nieziemską finezją, może sprawić, że uwierzymy w coś, co w życiu nie miałoby miejsca. Tak naprawdę wiara ma ogromne znaczenie, tak długo, jak jesteśmy w stanie uwierzyć, że coś działa, tak długo możemy to kupić.

 

A potrzebnych umiejętności i doświadczenia, jak pisałem, nabierzesz spokojnie.

 

godzinę temu Kingofhills napisał:

Ale wracając do tematu: rzeczona ambicja spowodowała faktycznie, że chciałem napisać coś świetnego, coś, co poruszy ludzi. Nie byle komedyjkę na parę minut. Trafiłeś w sedno, powtarzam, w pierwszym akapicie - tematyka jaką obrałem, stylistyka, to wszystko było przygotowane pod napisanie czegoś poważnego.

Myślę, że szybko doszedłem do takich a nie innych wniosków, jak sam mówisz prawdziwych, bo sam przez to przeszedłem. Był taki czas, że po robieniu "sam do końca nie wiem co i jak" chciałem pójść dalej, napisać coś poruszającego, dającego do myślenia, z przesłaniem, coś, co spokojnie można nazwać "poważnym". Przyjaciele jednak (i bezkompromisowe życie, którego nie da się oszukać) pokazali mi, że pewnych progów nie da się przeskoczyć. Owszem, trzeba trenować, owszem, trzeba się doskonalić, tak samo jak konieczne jest celowanie coraz wyżej i stawianie sobie jakichś wymagań. Jednak to wszystko wymaga, czasu, pracy, dorośnięcia do pewnych spraw, pokory i cierpliwości. Sam jestem na siebie czasem wściekły, że nie potrafię pisać tak, jak nieraz bym chciał, że nie dorastam do poziomu, na którym siebie widzę. Cóż jednak poradzić, nie ma windy do jakości, są tylko oblodzone schody bez poręczy.

Tym niemniej życzę Ci serdecznie, byś kiedyś swoje wymagania spełnił.

 

 

Niezwykle się cieszę, że miałem okazję porozmawiać na takim poziomie. Jeszcze raz to samo – ćwicz dalej, rób co do Ciebie należy, aż będziesz miał z czego być dumny. Wtedy pewnie przyjdę jeszcze raz, tym razem nie po to, by ostrzegać i krytykować, ale w celu złożenia gratulacji.

 

Pozdrawiam raz jeszcze!

 

EDIT: Do wszystkich, którzy wieszczą o mojej niedawnej śmierci – nie wierzcie plotkom. Płotkom na wszelki wypadek też nie. No i przy pierwszej okazji donieście mi, który mądrala rozpowszechnia takie rewelacje.

Edytowano przez Alberich
Radiowozem pędzę śmiało Gaz do dechy – jeszcze mało Więc popycha kapral Klucha Nikt policji nie...
  • +1 4
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zwabiony faktem, że w tym wątku do żywych powracają Ci o których sądziłem, że zeszli na śmierć z fandomu postanowiłem zajrzeć i obczaić tekst o którym mowa. Napomknę, że czytać mi się wcale nie chce, ale raptem sześć stron? A co mi tam.

 

Tak więc, krótkie przemyślenia. Raczej nie dodam nic więcej niż napisał zmartwychwstały Alb  ( :v ), ale coś tam po sobie zostawię, bo zasada "przeczytałeś - skomentuj" musi być spełniona.

 

Będą spoilery.

 

Tekst jest za mało subtelny. Połapałem się co i jak już na drugiej stronie (albo dopiero, nie jestem zbyt spostrzegawczy). Zatem tekst jest przewidywalny. Ale to nie jest aż tak rażące, sporo tekstów jest przewidywalnych i im się to wybacza, mnie najbardziej raził brak jakiegoś dłuższego trzymania czytelnika w swego rodzaju niepewności. Tutaj tego brakuje, za szybko wiadomo co się święci. Odnoszę wrażenie, że źrebak ma na początku na wszystko wywalone, potem coś iskrzy w mózgu, bo list i akcja leci dalej. Przez to, całość wydaje mi się nieskładna, za szybka, pozbawiona emocji i swego rodzaju klimatu. Brakuje kilku stron więcej, na stworzenie więzi między czytelnikiem a bohaterem. Brakuje jakichś wspomnień dzieciaka o jego rodzicielce, jakichś wspomnianych mimochodem w tekście fotografii, jakichś przedmiotów matuli, czegokolwiek co przypominało by o niej czytającemu i bohaterowi. Brakuje ukrywania przez ojca smutku, przecież on też musiał to ciężko znosić. Brakuje zmęczonego ojca, zmartwionego, zapracowanego, starającego się pocieszyć syna, mimo cisnących się do oczu łez. Brakuje takich rzeczy, wyobraź je sobie w tekście i zobacz jak budują klimat i atmosferę. Człowiek przeczyta i powie "aha... ok" i koniec. Pomysł ma potencjał, mógł być lepiej zrealizowany. I kiedyś będzie.

 

W dziale wiele razy przewijało się, by szlifować się na takich małych tekstach. Więc ćwicz. Napisz kolejnego one-shota, potem następnego i jeszcze kolejnego. Każdy dłuższy, bardziej rozbudowany i się wyrobisz.

 

Tak od siebie jeszcze: nie wiem czy warto próbować stawać się jak inni. Najlepiej wyrobić swój własny styl, nie podpatrując za dużo od innych, każdy pisze inaczej, każdy ma inną wyobraźnię, każdy jest na swój sposób oryginalny. Zatem, Kingu, powodzenia. Niech Dular ma co sprawdzać w dziale, co się będzie obijał :D

  • +1 5
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elo!

A więc tak, razem z KOH wyszykowaliśmy ( a w sumie ja wyszykowałem za jego zgodą) pewną niespodziankę, czyli muzyczną adaptację tego kozackiego opowiadania, do odsłuchu poniżej...Jeśli się spodoba,to może jakaś dalsza współpraca?:)

Pzdr!:D

 

 

Obrazki/filmiki/tym podobne w tym dziele chowamy w spoiler. Proszę dodać.~Dolar84

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 7 years later...

Witam!

 

Podoba mi się morał tej opowieści, dość dobrze wykpiwający tego typu osoby. Chociaż by było jasne, czasem trzeba coś przełożyć na inny dzień i nie ma wyjścia.

 

Strona techniczna jest dobra, chociaż na czasem nie ma myślników, a na początku w ogóle jest dziwny zapis dialogowy. Styl jest całkiem całkiem. Oddaje klimat i ogólnie sytuacje.

 

A klimat bardzo płynnie przechodzi od SoLowego, do bardziej stonowanego, smutnego. Podoba mi się te przejście.

 

Sama historia jest o pewnym ogierku, Frost Ringu. Mistrzu odkładania wszystkiego na następny dzień. Któż z nas sam kiedyś tego nie zrobił? Kto nie zna kogoś, kto ciągle tak robi? Jednak w pewnym momencie dzieje się coś dziwnego. Z domu, na długi czas, odchodzi matka. Nie wraca, nie wraca i nie wraca… Tym razem nie ma opcji odłożenia czegoś na jutro.

 

Sama postać źrebaka jest bardzo dobrze napisana i wiarygodna. Jego rodzice też dają radę, chociaż mają na siebie znacznie mniej czasu.

 

Kurczę, mam tego pewien niedosyt. Szkoda, że nie jest to bardziej rozbudowane, by lepiej oddać samych rodziców no i sytuacje wynikające z wiecznego odkładania obowiązków na „jutro”. No nic, podobało mi się i to się liczy. Polecam!

 

Pozdrawiam!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...